45
autor: Septo
Septo miał pewne wątpliwości jednak czy była tą samą kobietą ze pewne tak, zabawne jak ludzie wczuwają się w nowe role udając czasem nawet i złych kiedy tak naprawdę niewiele się zmieniają. Choć ona wydawała mu się dość zachłanna. Miał nadzieję że nie gniewna. W głowie Septo już wcześniej zalęgło się jak to wszystko przekazać i w jaki sposób upewnić się że plan przebiegnie idealnie. Zachowywał jednak spokój. Yela nie była głupia sama nie wkopała by się w zabójstwa. Rozpoczął więc historię ściszając swój głos i przysuwając się bliżej do Hermiony. Nie chciał aby przypadkiem ktoś coś usłyszał a już na pewno nie Juzefina.
— Tak, muszę ci wytłumaczyć wszystko z detalami. Więc celowo pozostawiłem jedną osobę przy życiu jednak ta osoba została przekupiona. I powinna przez strażników dostarczyć ci ten kufer w którym znajduje się pierścień brata, sprawdziłem ją kilkukrotnie więc nie wydaje mi się aby ryzykowała. Przydało by się jednak kogoś wysłać aby upewnić się że wszystko idzie zgodnie z planem. Najemnicza nazywa się Jednak tą historię lepiej opowiedzieć w całości. —
Septo spokojnie usiadł na fotelu obok odbierając kieliszek wina. Powąchał obejrzał dokładnie, pewnie jakieś wytrawne, choć gdzieś w paranoicznej głowie Septo pojawiał się niepokój o truciznę, zmoczył jedynie usta lekko smakując wina. Jak zatrute i będzie działać szybko to pewnie coś poczuje zanim zacznie pić na poważnie. Motyw zawsze się znajdzie, choć kompletnie mu to nie pasowało, był nadal potrzebny. I dalej kontynuował po cichu.
— Od czego by tu zacząć... Ruszyłem w pogoń, w drodze do waszej posiadłości dostrzegłem jak roślinność przede mną była dosłownie obumarła, wjechałem wówczas na wzgórze aby przyjrzeć się sytuacji. Jednak wyminięcie wydawało się niemożliwe. Wjazd w tą strefę wydawał się słabym pomysłem bez przygotowania. Rozważałem opcje kiedy na głowę mało co nie zwaliła mi się Wiwerna. Która padła od tej zarazy. Przyjrzałem się jej i postanowiłem spróbować zobaczyć czy jestem wstanie jakoś ją uzdrowić czy jakoś rozproszyć tą plagę, zrobić cokolwiek, było to bardzo ryzykowne bez dokładnego przygotowania, dlatego wykorzystałem pewną dziwną magiczną monetę. Wzmocniłem jeszcze bardziej jej moc. I w końcu przeprowadziłem prowizoryczny rytuał. Zakończyło się to zdecydowanie nie tak jak przypuszczałem. Zamiast jakoś zwalczyć plagi, jakoś ożywiłem tą martwą bestię. Czując ją w jakiś magiczny sposób. Wiwerna jednak nie przejawiała typowej chęci współpracy. Poleciała sobie gdzieś. Postanowiłem więc zawrócić ostrzec o pladze epickich rozmiarów która zabiła nawet Wiwernę, Bestię która właściwie lata —
Septo wziął kilka łyków wina. Tak musiał zdecydowanie się napić, kontynuując dalej tą historię po cichu do Hermiony, przyglądając się jej swoimi niewyspanymi oczami.
— Na domiar złego była już noc, ruszyłem więc w drogę do miasta ostrzec innych. Po drodze zabłądziłem lądując w jakimś bagnie. Wtedy okazało się że nie tylko ja zabłądziłem tego dnia. Dostrzegłem karawanę z Geraldem, do tego razem z ochroniarzami. Oznaczało to że mogę jeszcze wykonać zadanie. Więc zaatakowałem ich. Sam na pięć osób. Jeden koleś przypominał mi kogoś z gildii, więc spróbowałem do nich zagadać, w dość specyficzny sposób. Straciłem w ten sposób element zaskoczenia. Jednak miał bym pewnie znów przesrane za zabicie kogoś z tej gildii zabójców. Może jednak krzyczenie "Imię władcy śmierci z SARAN DUN ?" nie było najlepszym pomysłem. —
Uśmiechnął się, jednak sam wiedział że to chyba było nie najlepszym co mógł wymyślić.
— Jakoś załatwiłem ich ustalając cele priorytetowe. Najpierw więc mag, wydawał się być biegły w magi ognia. On pierwszy oberwał, był uzbrojony w kolczugę co ochroniło mu tyłek od pierwszej strzały. Padł również woźnica. Gerald oberwał w tyłek. Zaczęli się kryć. Jednak przede mną nie da się łatwo ukryć. Więc dalej do nich strzelałem z łuku wspomagając się magią. Niestety to był długi dzień. Sprawiało to że zacząłem czuć objawy nadużywania magi. Rytuał bardzo mnie wyczerpał. Byłem niemal na wyczerpaniu, jednak zabiłem ich łucznika. Pozostał jedynie unieruchomiony mag którego myślałem że zabiłem, Gerald z strzałą w tyłku i ta ostatnia. —
Kolejna dawka alkoholu miała nieco nawilżyć zaschnięte gardło.
— Ukryła się, moje zaklęcia prysnęły, a razem z tym krwawiłem z nosa, było naprawdę źle. Prawie nie byłem w stanie jej zlokalizować. Gerald uciekał, wiedziałem że będzie krucho. Jeśli ruszę za nim, ona zapewne ucieknie, albo mnie zabije. Sam Gerald również uciekał z strzałą w tyłku, jednak zajmowało mu to sporo czasu. Wtedy zaryzykowałem, wpadłem na pomysł aby jeszcze raz zagadać, wydałem w ten sposób znów swoją lokację. Szczerze sobie porozmawialiśmy, ryzyko że umrzemy było spore a mi chodziło o Geralda więc jakoś doszliśmy do porozumienia. Zaproponowałem jej że przez jakiś czas nauczę ją kilku sztuczek, a ona zgodziła się. Nazywa się Yela. Nawet pomogła z twoim bratem. Myślałem aby kazać jej go zabić, co sprawiało by że była by współwinna, jak i sprawdził bym jej lojalność. Jednak postanowiłem sprawdzić pewną tezę. Najpierw jednak porozmawiałem sobie z twoim bratem Geraldem. Przed śmiercią pozostał sobą, próbował nawet mnie przekupić. Chciał oddać jakąś posiadłość. Na nieruchomość może bym się i skusił jednak jako zleceniodawca wygrywasz. Więc zabiłem go testując pewną sprawę. Wyszło na to że test wyszedł w pełni pozytywnie, a on umarł długą i bolesną śmiercią od trucizny. —
Znów się napił musiał poukładać jak pociągnąć historię dalej, zapewne trzymał Hermionę w napięciu w końcu nadal nie wiedziała najważniejszego dla niej, czyli losów skrzyni. On jednak w swoisty sposób droczył się wręcz jak by opowiadał Jakąś heroiczną balladę.
— To jednak nie był koniec. Odebrałem sygnet z palca chcąc mieć go jako dowód zabójstwa. przeszukałem go a tam Klucz! —
Septo wówczas wyciągnął klucz i podał do rąk Hermiony niczym jakiś magik.
— Pomyślałem, warto by było oddać sygnet w dobre ręce, w końcu pamiątka. I tak ruszyłem z Yelą w kierunku wozu. Myślę sobie a zobaczę co mają przy sobie inni. Kiedy nagle słyszę szept:
- Pomóż mi to rozkruszyć, szybko. Potrzebuję wolnych rąk.
— Zagrał nieco głosem udając głos maga.
— Postanowiłem to wykorzystać, sprawdzić co zrobi Yela udałem że nic nie słyszę. I zbierałem sobie jak gdyby nigdy nic graty z reszty. A ona go zabiła, choć nie powiem, trochę się martwiłem. Pozostawał jednak ogromy problem. Cztery trupy jak i Yela która trzeba było jakoś usprawiedliwić z takiej sytuacji. A do tego skrzynia którą chciałem dostarczyć wraz z sygnetem. To był moment na improwizację. Spróbowałem przywołać wiwernę, liczyłem na to że ta magiczna więź jakoś przesyła sygnały. Wychodziło na to że robi to bardzo dobrze. Wiwerna zjawiła się i zajęła zwłokami. —
Septo dalej pił wino z kielicha coraz to mniej pozostawało w jego kielichu. Mieszał jednak charakterystycznie rotując kielichem.
— Ta Wiwerna jest skomplikowana, muszę w wolnym czasie poszukać informacji, zrozumieć bardziej cała tą sprawę. W każdym razie po darmowej wyżerce poleciała sobie w dal. Nie zaatakowała ani mnie ani Yeli. A miała okazję. Więc postanowiłem umieścić pierścień w skrzyni. Obmyśliłem plan jak to rozwiązać. Wiwerna ofiarna już była, więc problemu z winnym nie powinno być. Yela jednak chciała coś namacalnego, więc zapłaciłem jej nieco przekonując że nagłe wzbogacenie to kłopoty, w końcu zaczną ją ścigać albo chcieć zabić. Chciałem umieść w skrzyni Sygnet, otworzyłem skrzynię nieświadomy... Ilość funduszy w skrzyni była bardzo przekonująca i kusząca. —
Zamilkł na chwilę spoglądając w oczy Hermiony.
— Chciało by się z taką wyjechać gdzieś w daleką podróż. W każdym razie odłożyłem sygnet i zamknąłem temat na razie. Zwiastował on tylko kłopoty. Do tego pozostawała kwestia zaufania. Coś takiego potrafiło namieszać w każdej sytuacji. Ruszyliśmy jednak w drogę powrotną. A tu na naszej drodze mała wioska w której był akurat ślub. Trzeba było jakoś przejechać wozem, a mnie nie powinno być obok. Więc puściłem ją samą, trochę zeszło jednak przyjechała, skrzynia wyglądała na całą a klucz miałem przy sobie. Ruszyliśmy więc do miasta. Po długiej podróży trafiliśmy do Saran Dun. Puściłem ją przodem do miasta, obserwowałem jak wjeżdża, miała opowiedzieć straży o tym jak to straszliwa wiwerna zaatakowała i zjadła twojego brata, przez to skrzynia powinna trafić do twych rąk w końcu dziedziczysz po nim. Wszystko zgodnie z prawem, bez zbędnych podejrzeń. —Zamilkł dłuższą chwilę.
— Wolał bym jednak abyś wysłała z dwóch ludzi, jednego na bramę aby pilnował czy czasem nie próbuje się wymknąć, a drugiego aby zobaczyć czy nie próbuje jej otworzyć. Zwykle z przezorności, najlepiej aby nie interweniowali głupio. To może ściągnąć kłopoty. Yela nie jest głupia, wydaje mi się że można jej zaufać. Jednak to co mogła zobaczyć w skrzyni było dość kuszące. Z drugiej strony wie że to zapewne będzie jej koniec jeśli zdradzi. Ludzie którzy nie kuszą się na złoto czy srebro są cenni. A czasem trzeba zaryzykować. —
Dopił wino zapewne do końca. Przyglądał się przy tym reakcji Hermiony, nie był pewien jak to zniesie, czy będzie zła, czy może jednak zadowolona. Septo wydawało się że zredukował ryzyko płynące w kierunku do niego i Hermiony dość znacznie. Fakt że jedna figura była kluczowa, w tej rozgrywce jednak wyglądało na to że da radę to zrobić.