POST BARDA
Trzymany pod butem Inkwizytora Gerwald przestał wić się niespokojnie, rozchlapując tylko wokół siebie błoto, zamiast tego słuchając wywodu Constantina. Tertius wyprostowany stał naprzeciwko mężczyzny, niewzruszenie przyglądając się twarzy komtura, zaś wszyscy inni w milczeniu kontemplowali kolejne słowa wypowiadane z ust Holschera. Najbardziej zaciekawiony zdawał się być Salztein, który nawet zbliżył się i w skupieniu obserwował napiętą sytuację, jakby oceniał sylwetkę dowódcy.
Nawet wiatr nie trącił włosem na jego głowie, gdy cytował kolejne słowa, kierując je ni to w pustkę, ni to bezpośrednio w stronę felczera. Ten zaś nie śmiał nawet unieść wzroku w żadnej minucie przemówienia, z przestrachem wpatrując się w ziemię, myśląc zapewne, że Constantin każe go ściąć... czemu nie można było się dziwić, szczególnie gdy Verus zaoferował pomoc w tym.
Pierwszy szmer bliżej nieokreślonych dźwięków wydarł się z ust zgromadzonych, gdy Holscher przypieczętował jego los, skazując go na przyjęcie insygniów Sakira i wyruszenie na wojnę, w której większość i tak miała wziąć udział. Tertius zgodnie z wolą komtura zstąpił z pleców Gerwalda, dając mu wolność; Kayleigh przybrała nieprzeniknioną minę, zaś żołnierze i kapłani niejako odetchnęli z ulgą, że nie dojdzie do ścinania głów. Podobnie do Czarodziejki, Constantin nie mógł odczytać emocji Iskara, który ciągle wpatrywał się w odgrywającą się sytuację, teraz z przekrzywioną lekko głową przyglądając się felczerowi.
Ten zaś... po uzyskaniu wyboru ciągle leżał z zakrwawionym nosem, przez chwilę oddychając ciężko i uparcie nie spoglądając na nikogo z obecnych. Rozważał, co było zrozumiałe, toteż dowódca stał przez chwilę z wyciągniętą prawicą, zanim ze stękiem Gerwald przewrócił się na bok i z ponurą miną chwycił rękę, podnosząc się chwiejnie. Był obrazem nędzy i rozpaczy i bardzo prawdopodobnym było, iż szybko zginie na froncie, ale czyż taki los w oczach Constantina nie był najlepszym odkupieniem?
I tak też kara została wykonana połowicznie, gdyż wycieńczony po ciężkiej nocy medyk zemdlał po pierwszym razie wymierzonym przez Tertiusa, nie mając nawet szansy odpowiedzieć na zadane mu pytanie. Zgodnie z wolą Constantina mogli dokończyć biczowanie, z przytomnym bądź nie skazańcem, lub zwyczajnie odpuścić czy przełożyć wyrok. Tak czy siak, po domknięciu sprawy, do Holschera podeszła Magna, która podobnie do pozostałej trójki nie była obecna przy rozlewie krwi, komentując wcześniejszą przemowę jednym stwierdzeniem. —
Wiarę trzeba odnaleźć w sobie samemu. Ty zaś przymusiłeś do przyjęcia insygniów boga człowieka, który nie ma w niej sobie ani krzty. Módl się za niego, aby w rozlewie krwi znalazł światło, jakie wyznaczy mu w tym świecie Sakir.
Po zebraniu koców, zjedzeniu drobnego śniadania, naprawieniu wozu i po zebraniu wszystkich obecnych, drużyna mogła w końcu ruszyć dalej, gdy słońce wychynęło już zza horyzontu. Normalnie w tej sytuacji wszędzie wokół słychać byłoby ćwierkanie rannych ptaszków, szum liści na wietrze i świeży, poranny zapach rosy... lecz nie tutaj. Drzewa ogołocone z liści smutno stały rzędami wokół traktu, którym ruszyli dalej; na poczerniałej ziemi widzieli gdzieniegdzie małe truchła ptaków, jeży, a raz nawet natrafili na wpół zgniłe ciało jelenia. Mijali także żywych ludzi, a jakże; ci zaś byli swym wrakiem, wygłodzeni, nie mogąc nawet dojść do najbliższej cywilizacji. Podchodzili do karawany, zdesperowani tak mocno, że nie bali się nawet świętego ognia Sakira, błagając o kroplę wody i suchą pajdę chleba.
W woli Constantina było podzielenie się uszczuplonymi zapasami z tymi pojedynczymi wędrowcami, bądź odmówienie pomocy w imię misji.
Kolejny, ciężki tydzień minął podczas podążania za magicznym płomieniem, który nieustannie kierował ich na południe, gdzie znajdowało się Nowe Hollar. Kayleigh była wytrzymała, lecz nawet ona po jakimś czasie zaczęła niedomagać od nieustannego użytkowania magii. Po trzech, czterech dniach Salztein na stałe przejął pałeczkę przewodnika, bez zmęczenia widocznego na twarzy kierując ich rozstajami, bocznymi ścieżkami, utrzymując przy tym zaklęcie. Gerwald zaś, jako świeżo przyjęty żołnierz orderu Sakira, nie odezwał się ani słowem, wpatrując się ponuro w plecy Constantina ilekroć ten odwracał odeń spojrzenie. Czy go nienawidził? Trudno było to jednoznacznie stwierdzić, w przeciwieństwie do faktu, że nie podobało mu się nowe powołanie. Być może nawet zaczął żałować dołączenia do Kruczego Fortu, kto wie?
Po dziesięciu ciężkich dniach, gdy entuzjazm zszedł już z każdego i zaczęto zastanawiać się, czy aby drużyna nie zabłądziła, płomień począł jaśnieć i tańczyć energiczniej. Wedle słów Kayleigh – zbliżali się do źródła. Wśród towarzystwa zapanował podniosły, ciężki klimat, który pozostał do dnia jedenastego.
Tej nocy nic poważnego ich nie niepokoiło, co żołnierze uznali za dobry znak. Ulokowani niedaleko traktu, wszyscy spali niespokojnie, nie mogąc doczekać się finału tej smutnej historii; wliczał się w to Constantin, który błogosławiony przez ostatnie dni brakiem snów, dzisiaj ponownie marzył.
Był na tym samym dziedzińcu, który śnił jeszcze w Saran Dun. Widział siebie, obrażającego trenera, a następnie ciągniętego na środek placu. Co ciekawe, wiedział, że to jest sen. Był w swym dorosłym ciele, obserwując z perspektywy trzeciej osoby wydarzenia, które równie dobrze mogły, albo i nie się wydarzyć. Stał, patrząc, jak zza jego pleców wyłania się sylwetka – gigant z barami jak dwóch chłopa, glacą lśniącą, nawet bez szczeciny, wysoki jak góra, spokojny jak dąb na wietrze. Czarne oczy, twarz rozorana bliznami... wyglądał tak samo, lecz teraz Holscher czuł bijące odeń gorąco, które wyzwalało w nim gniew, ale też w pewien sposób oczyszczało, uspokajało. Widział, jak Inkwizytor podchodzi do młodego chłopaka z zaściankowej szlachty, chwytając w jedną dłoń jego lico, a potem jak mówi...
Nie jest grzechem sam w sobie płonący gniew podsycany niesprawiedliwością tego świata i ułomnością jego mieszkańców, ale to, czy pozwalasz mu się pochłonąć. Sztuką nie jest bezmyślność w działaniu, a pokora, która owocuje w przyszłości gorącą zemstą. To, jak wykorzystasz swój płomień, Constantinie Holscherze, zależy tylko i wyłącznie od ciebie. Czy pozwolisz mu pochłonąć cię i spalić na popiół, czy przekierujesz go na tych, którzy nań zasługują?
Tym razem słowa nie były kierowane do akolity, bowiem czarne ślepia zaczęły świdrować dorosłą twarz, która poznała w sylwetce tego samego Inkwizytora, który towarzyszył im przez całą podróż przez martwe pustkowia Królewskiej Prowincji. I tym razem sen nie urwał się, gdy bicz trzasnął głośno o plecy chłystka. Iskar oczekiwał odpowiedzi, ciągle trzymając w żelaznym uścisku jedną twarzyczkę, spoglądając na drugą.
Czy to dalej był sen, czy może jakaś przekręcona jawa?