Port w Ujściu

1
W Ujściu, jak każdym dużym i ludnym mieście, gdzie co dzień tysiące wszelkiej maści, rasy oraz rzemiosła indywiduów, miejscowych i przyjezdnych, przepływało ulicami w gęstym tłumie, gdzie ryczały juczne zwierzęta, gdzie pomyje chlustały z okiennic do rynsztoków, w całym jego tłoku i przepełnieniu panował smród ledwie wyobrażalny dla kogoś, kto nigdy nie przekroczył jego bram. A nigdzie zaś ten smród nie był tak dotkliwy, jak w miejskim porcie.

Port śmierdział okrutnie. Śmierdział potem marynarzy, rybami, zepsutym żarciem i rozkładem w każdej możliwej postaci, śmierdział zatęchłą, dzielącą Ujście rzeką, która wlewała w słone morze więcej odpadków, niźli wody. Śmierdział chorobami, roznoszonymi przez szczury i żebractwo.

Port był też okrutnie wielki. Rozciągał się szeroko, podle wybrzeża, a jego kraniec nikł w oddali, niewidoczny zza smukłych starych kamienic, równie gęsto, co i niedbale nastawianych tawern, portowych cekhauzów i magazynów, i garbarni oraz zakładów bednarskich, kompanii morskich, między którymi uwijali się kupcy i załogi cumujących statków. A cumowało ich wiele. Od małych flisackich kog, sprawiających wrażenie, jakby w każdej chwili mogły pójść na dno zatoki, nawet po olbrzymie galery, kołyszące się spokojnie na cumach grubych niczym ramię. Las masztów strzelał pod niebo.

Ruch w porcie nie ustawał nigdy, ni dniem, ni nocą. Wybrzeże opanowane było istnym rojowiskiem ludu, oferując niezliczone możliwości na zarobienie nieco grosza i jeszcze więcej na jego stracenie. Z każdym statkiem przypływali ludzie i towary, celnicy i poborcy myta biegali za handlarzami, handlarze poganiali uwijających się przy pakułach tragarzy, marynarze i portowcy biegali od tawerny do burdelu, a portowe kurwy biegały równo za wszystkimi. Jak wszędzie, nie brakowało także rozlicznego złodziejstwa, tego w kapturach na łbach i z nożami u pasów, i tego z oficjalnymi urzędniczymi odznakami na szatach. Roili się kuglarze i szarlatani z błyskotkami oraz magicznymi świecidełkami zza mórz, które miały leczyć każdą z chorób, poza naiwnością. Roili się najemnicy, luźni i ci z kompanii, roiło się awanturnictwo. Zdecydowanie najwięcej roiło się jednak szczurów.

Re: Port w Ujściu

2
Głębiej, pomiędzy kamienicami, w zachodniej części portu, mieścił się budynek portowej komendy, otoczony z jednej strony przez spaloną i zabitą deskami ruderę, z drugiej przez zakład o dosyć enigmatycznej nazwie „Bracia Jamro, usługi wszelakie”. Budynek straży jako jedyny zdawał się utrzymywać jeszcze dostatnią kondycję, podmurowany gładkim rzecznym kamieniem, z dachem obłożonym dranicą i tylko rynną oberwaną na ulicę, w czasie deszczu niechybnie chlustając wodą na łeb każdemu, kto przechodził przez drzwi.
Któryś z braci albo ich klientów łypnął zaciekawiony zza okiennicy, kiedy dowódca z całą grupą i nieszczęsnym orkiem powrócili na komendę, i zniknął za nią natychmiast.
Jura, wy zostajecie na zewnątrz. Interesantów odprawiać, chyba, że się pali albo kogoś mordują. A wy, was już tu nie trzeba. I, psia krew, nie plątać mi się z tymi widłami po mieście.
Do wnętrza budynku wkroczyli tylko komendant oraz Hedros, który musiał schylić się solidnie, by nie przydzwonić głową w nadproże. Wewnątrz, wyprostowany, też omal nie rysował czubkiem hełmu po suficie. Pomieszczenie było niskie, półmrok rozjaśniały świecie w kagankach, tańcząc wątłym, migotliwym blaskiem na kamiennych ścianach. Czuć było wilgoć i lekką stęchliznę.
Dwoje ludzi siedziało przy stole, zarzuconym pergaminem i papierzyskami, na które kapał wosk ze świec. Gdy weszli, a komendant zatrzymał się u boku wojownika, gestem nakazując mu to samo, jeden z nich poderwał się.
Komendancie... ach, wydarzyło się coś poważnego? — zatroskał się na widok ranionego orka. W świetle ukazał się im niedorzecznie wręcz niepasujący do obskurnego portu, schludny mężczyzna, średni wiekiem. Przeszywał obu niebywale bystrym spojrzeniem szarych oczu, jakby odruchowo gładząc krótką, popielatą brodę, przetkaną srebrem. W niczym nie przypominał zwalistych, śmierdzących chłopów, przetaczających się po ulicach, nosił prosty i czysty podróżny strój, siwe włosy miał nienagannie zaczesane.
Przeżyje — odrzekł chłodno komendant. — Wasze nalegania ciągle podtrzymujecie?
Mężczyzna przyjrzał się ponownie, tym razem wyłącznie Hedrosowi, studiując go nieomal niczym jakiś rzadki, egzotyczny okaz. Wreszcie skinął skwapliwie głową. — Och, naturalnie, że tak. Prawdę mówiąc — urwał na chwilę, skłonił się lekko przed orkiem i zwrócił już bezpośrednio do niego — pragnę złożyć wyrazy podziwu, nie znam człowieka, który ustałby o własnych siłach w obliczu takich ran. Pozwolicie, że się przedstawię, Eneus Talbot. — Mężczyzna wyciągnął dłoń na powitanie. — Poprosiłem szanownego komendanta, by sprowadził was żywymi celem rozmowy. Czy zgodzicie się, abym przedstawił swoją propozycję? W międzyczasie, naturalnie, Sefira rzuci okiem na wasze obrażenia, nie możemy pozwolić wam kuśtykać.
Druga postać mrugnęła leniwie, z jakąś kocią drapieżnością, nie wstając. Z początku wydawała się to być drobna kobieta, lecz kiedy poruszyła głową, Hedros mógł spostrzec między ciemnymi lokami elfie uszy. Miała niepokojąco opanowane, głębokie spojrzenie i czarne jak kir oczy, a kiedyś niechybnie bardzo piękną twarz szpeciła okrutna blizna, biegnąca przez nos i policzek, aż do szczęki. W przeciwieństwie do pana Talbota, u jej pasa wisiała długa, zakrzywiona szabla.

Re: Port w Ujściu

3
Hedros spojrzał na budynek, wyglądał on dosyć przyzwoicie, ale ork nie był budowniczym, żeby to oceniać, porównał go po prostu z resztą.
Wszedł do budynku pochylając się nisko, by nie pieprznąć głową w sufit, jednak i tak prawie jego hełm zleciał mu z głowy, gdy przekraczał próg budynku. Ork nie przepadał za ciasnymi pomieszczeniami, a tutaj nie było za dużo miejsca dla osoby jego postury.
Trochę zdziwiło Hedrosa zachowanie komendanta, a konkretnie fakt, że wpuścił go samego do swojej siedziby, bez ochrony. Co prawda był on ranny, ale mógł nieźle poturbować komendanta gołymi rękoma.
Ból głowy powoli ustawał, Hedros nadal krwawił, ale przynajmniej otrząsnął się po solidnym ciosie łopatą. Przysłuchał się z uważnie rozmowie mężczyzn oraz podał dłoń na powitanie człowiekowi, który się mu przedstawił. Wysłuchał uważnie proponowanej oferty, zdziwiło go to.
Hedros był pewien, że komendant go powiesi, zapewne zrobiłby to, jeżeli ork odrzucił, by umowę, założył on ręce na siebie, spojrzał z w miarę uprzejmą miną na Eneus'a.
- Dobrze, mogę wysłuchać twojej oferty.
Orka zainteresowało to, co mogą mu zaoferować ludzie, wiedział, że pewnie chodzi o jakąś robotę, do głowy przychodziły mu już myśli o zarobku.

Re: Port w Ujściu

4
Uścisk mężczyzny był pewny, nieoczekiwanie silny.
Ach, wspaniale, wspaniale. Zechcielibyście ujawnić swoją godność? Umknęła mi, jeśli już mówiliście. Och, zapomniałbym... Sefiro, moja droga?...
Elfka podniosła się i spokojnym, rozkołysanym krokiem obeszła orka, nie zaszczycając spojrzeniem ani jego, ani komendanta. Przyklękła za Hedrosem, przy odciążanej nodze, bez słowa rozdzierając podziurawiony bełtem materiał nogawicy i zaglądając w ranę, której stan kuśtykanie przez port tylko pogorszyło. Miała delikatnie dłonie, lecz i tak łydkę chwycił okrutny ból, kiedy poruszyła tkwiącym w niej drzewcem.
Streszczajcie się, Talbot, nie lza mi siedzieć cały dzień po próżnicy — ponaglił komendant, sam zasiadając przy stole.
Ależ naturalnie, wybaczcie, już wyłuszczam sprawę. W międzyczasie, bylibyście tak mili i wręczyli Sefirze coś, czym może dokonać niezbędnych opatrunków? Dziękuję po stokroć. Wracając więc do naszej rozmowy — mężczyzna odchrząknął, gładząc brodę i kierując wzrok z powrotem na orka. — Jak wspominałem, zaprosiłem was tutaj celem przedstawienia swojej propozycji. Najpierw jednak muszę poinformawać, że nim opuścił on ten przybytek prawa i udał się po was, opłaciłem u komendanta pełną sumę waszego wykupu, co znaczy ni mniej ni więcej, jak to, że jesteście już wolni i bezpieczni, i nikt nie będzie was niepokoił, jeśli zechcecie w każdej chwili opuścić to miejsce. Zachęcam jednak byście zostali. Tak bowiem, jak opłacenie wykupu jest moją wolną wolą i powiedzmy, uczynnym kaprysem, tak też postanowiłem złożyć wam tym samym pewną ofertę, której liczę, że nie odrzucicie — urwał na chwilę, pogładził znów brodę, pomyślał. Hedrosa tymczasem omal nie zgięło, gdy elfka bez żadnego ostrzeżenia chwyciła nasadę bełtu i wyrwała go jednym, zaskakująco silnym szarpnięciem, natychmiast dociskając w to samo miejsce świeży opatrunek. Wydawała się wiedzieć doskonale, co robi, lecz ork i tak miał szczęście, że pociski miały jedynie zaostrzone czubki, a nie zadzierzyste, trójkątne groty, których nie sposób było wyciągnąć bez poważnego uszkodzenia tkanek.
Talbot spojrzał współczująco, lecz natychmiast podjął wątek. — Widzicie, moją profesją jest obrót towarami. Nie jestem handlarzem, nie uważam się za handlarza, raczej przewoźnikiem, organizującym rozmaitym przedmiotom bezpieczną drogę z miejsca, gdzie się ich pragną zbyć, aż do miejsca, gdzie je pragną nabyć. Transport i ochrona, to moje zajęcie. Teraz, widzicie, mnie ochrania ta sama dama, która teraz uprzejmie się wami zajmuje, śmiem więc twierdzić, że jestem w doskonałych rękach i pragnąłbym móc powiedzieć to samo o moich towarach. A one zostały bez ochrony. Dwóch, trzech... czterech mężczyzn miało dzisiaj zasilić moją karawanę swoim orężem oraz talentem, które niechybnie okażą się mi niezbędne w drodze. Nie zdołali jednak stawić się na spotkanie.
Czujne, błękitno-szare oczy mężczyzny uważnie lustrowały Hedrosa, wypatrując najmniejszej reakcji. Elfka skończyła pastwić się nad jego nogą, ostatni raz przekładając opatrunek i zawijając bandaż. Ostre szczypanie w rannym boku dało mu do zrozumienia, że natychmiast powędrowała wyżej i smarowała czymś brzegi cięć.
Sympatyczny młodzieniec biegiem przybył na ich miejsce, jak mu było, Sefiro? Nita, Mita... Misza. Misza wyjaśnił nam złożoność całej sytuacji, a ja po krótszej naradzie z moimi towarzyszami podróży, postanowiłem udać się z Miszą na portową komendę i złożyć komendantowi propozycję, jak to mawiają, ubicia interesu. To znaczy, zapłaciłem wykup.
Konkludując, pragnąłbym skorzystać z waszych usług — rzekł oficjalnym tonem, splatając dłonie. — Zostałem ze zbyt dużą ilością wozów, a zbyt małą ilością mieczy, jest środek sezonu, kompanie najemnicze dawno ponawiązywały już kontrakty z kompaniami kupieckimi, a nie sposób znaleźć kogoś pewnego od ręki, zaś ja chciałbym jak najszybciej wyruszać. Liczę, że wasz udział pomógłby wyrównać straty. Z tego, co rzekł mi Misza, nie można poddawać wątpliwości waszych dostatecznych dla mnie umiejętności w walce. Jego relacja wzbudziła co prawda niepokój wśród moich towarzyszy, lecz ja jestem skłonny zaufać waszym szczerym intencjom. Oraz umiejętnościom Sefiry.
Rozłożył ręce. — Jak brzmi wasza odpowiedź? Uprzedzam, że podróżować będziemy częściowo w terenach objętych wojennymi działaniami i wiązać się to będzie z dużym zagrożeniem. Gdy jednak uda się nam zrealizować transakcję, do podziału trafi potężna suma pieniędzy, a ja jestem hojnym człowiekiem. Póki co, na początek otrzymacie pięćdziesiąt gryfów zaliczki, jak każdy. Dzięki talentom Sefiry połączanym z naturalnymi predyspozycjami waszych pobratymców, o których słyszałem niejedno, szybko powinniście wrócić też do właściwej sprawności.

Re: Port w Ujściu

5
Ork spojrzał na człowieka, poczuł pewny uścisk, co uświadomiło go, że ma do czynienia z kimś pewnym siebie, jako jeden z niewielu nie bał się on Orka.
- Zwą mnie Hedros.
Powiedział Ork, gdy padło pytanie o jego godność, był zadowolony, że ktoś wyjmie w końcu bełt z jego nogi, bowiem ciągle go tam czuł i nie było to zbyt przyjemnie.
Po chwili poczuł jak kobieta szybkim i pewnym ruchem wyciąga bełt, aby następnie zabandażować jego nogę.. Ork zmarszczył lekko brwi, gdy poczuł jak bełt ponownie przedziera się przez jego udo.
Wysłuchał dokładnie mężczyzny, był lekko oszołomiony, a na dodatek zmęczony i ranny, więc nie wsłuchiwał się uważnie. Kiedy mężczyzna zaczął się mu przyglądać, czekając jakby na reakcje Hedros domyślił się, że chłopi, których częściowo zmasakrował przed karczmą mieli ochraniać kupca, bynajmniej tak mu się zdawało.
Był zadowolony, gdy Eneus poinformował go o tym, że został wykupiony i jest wolny. Dobrze trafił, czarni orkowie nie byli podstępni w przeciwieństwie do swoich zielonych braci i na ogół dotrzymywali słowa.
Gdy kupiec wspomniał o tym, że przejdą przez tereny, na których trwają starcia zbrojne Hedrosowi od razu przypomniały się walki z krasnoludami w Czarcich Górach i mord towarzyszy. Miał nadzieje, że nic takiego go nie spotka. Oferta wydawała się kusząca i uczciwa.
Ork jeszcze zastanawiał się moment, doszedł do wniosku, że i tak lepszej roboty w tej dziurze nie znajdzie. Nie chciał też mieć późniejszych problemów jakie odmowa mogłaby wywołać. Poprawił hełm i oparł ręce o biodra. Zdecydował, że może to być dobry zarobek i warto przyjąć tą robotę.
- Dobrze, przyjmuje twoją ofertę. Kiedy ruszamy ?
Powiedział Ork czekając aż kobieta skończy go opatrywać i będzie mógł się dowiedzieć, kiedy ruszają.

Re: Port w Ujściu

6
Ależ jak najszybciej — odparł mężczyzna z uprzejmym uśmiechem. Natychmiast zamrugał i odchrząknął. — Ach, sądzę, że moja towarzyszka usiłuje dać ci do zrozumienia, byś przyklęknął.
Dopiero wtedy ork mógł spostrzec, że elfka już od dłuższej chwili zdążyła uporać się z jego rannym bokiem i okleić go opatrunkiem. Desperackimi pacnięciami dłoni w plecy wojownika, których rzecz jasna, nie był w stanie nawet poczuć, usiłowała zwrócić jego uwagę, by mogła sięgnąć w końcu do ostatniego bełtu, tkwiącego nad łopatką. Fukała ze złością, piorunując Hedrosa wzrokiem.
Talbot tymczasem skłonił się dowódcy z nienaganną manierą. — Komendancie, przyjemnością było to spotkanie. Dopilnuję, by mój człowiek przybył do was, gdy będziemy zajęci załadunkiem i dopełnił niezbędnych formalności, związanych z umówionymi opłatami.
Komendant odpowiedział mu z początku tylko spokojnym, chłodnym spojrzeniem. Gdy mówił, mówił ostro i krótko, lecz dało się wyczuć w jego głosie szacunek, jaki żywił do mężczyzny, jakby z niechęcią przychodziło mu przyznać w duchu, że trafił po raz pierwszy od dawna na kogoś równego sobie. Szurnął krzesłem, uścisnął dłoń mężczyzny, prostując się jak struna.
Pamiętajcie tylko, mówiłem, to teraz wasza odpowiedzialność. Cokolwiek mu strzeli do łba w tych murach — zmierzył orka twardym spojrzeniem — a każę ostrzelać, jak wściekłego kundla. Po prawdzie, to lepiej będzie, jeśli czym prędzej się stąd wyniesiecie. Wszyscy. Ludzie tutaj nie są nawykli do takich widoków.
Oczywiście, oczywiście. Hedrosie, gdy tylko Sefira skończy, udasz się z nami, trzeba dopilnować ładowania towarów na wozy. Nudne to zajęcie, lecz powinno pójść szybko. Miasto opuścimy zapewne, gdy zacznie zmierzchać, przed zamknięciem bram. Niestety, nie mamy czasu na zwłokę i bawienie w gospodach...
A, Talbot.
Słucham, komendancie.
O czym wcześniej gadaliśmy, podle tych opłat... Jak mówiłem, nie jedźcie przez Pogranicze, przez fort, mińcie go lasem. Będzie wam groźniej, ale lepiej.
Talbot skinął głową na zgodę i wydawało się, że mrugnął nawet porozumiewawczo. Równie dobrze jednak to światło mogło tylko zaigrać na jego szczupłej, inteligentnej wyrazem twarzy, tworząc złudne wrażenie. Kiedy wrócił do Hedrosa, jego wzrok znów był nieprzenikniony.

Re: Port w Ujściu

7
Z początku Hedros nie czuł żadnych pacnięć na plecach, jedyne co mu doskwierało to lekki ból z powodu odniesionych ran, więc nie zwracał za bardzo uwagi na inne rzeczy. W końcu kupiec poprosił go aby ten się schyli w celu opatrzenia jego ran.
Ork schyli się do takiej pozycji aby kobieta mogła spokojnie wyciągnąć bełt i opatrzyć resztę ran, nie były zbyt poważne, ale lepiej nie ryzykować. Wysłuchał uważnie co miał do powiedzenia kupiec oraz kapitan. Były to zwykłe formalności, ale po raz kolejny usłyszał groźbę w swoim kierunku.
Nigdy nie miał dobrej opinij o ludziach, ale teraz zaczął dochodzić do wniosku, że niezależnie od sytuacji zawsze będą wywyższać swoją rasę. Irytowało go, twierdził, że orkowie są najsilniejszą i najpotężniejszą rasą, a inne powinny ich podziwiać i usługiwać, im. Był dosyć naiwny i niezbyt inteligentny. Nie znał świata i rządzących, nim zasad, ale wiedział, że zarobi na ofercie kupca.
Patrzył swoim surowym spojrzeniem to na kupca, to na komendanta. Układ wydawał się uczciwy, ale nie wiedział, czy nie zostanie oszukany.
Gdy kobieta skończyła już go opatrywać uniósł do góry swoje wielkie cielsko i czekał aż kupiec ruszy aby pójść za nim. Zależało mu na tym aby jak najszybciej opuścić to miasto. Miejscowi nie będą go dobrze wspominać i on raczej też dobrze ich nie zapamięta. Szczególnie bandy, która go zaczepiła i zobaczyła czym jest siła czarnego orka.
Mimo odniesionych ran i tego, że ledwie wymigał się od egzekucji to był z siebie zadowolony. Udało mu się pokonać kilku ludzi, którzy jakoś tam umieli machać mieczem, a dawno nie walczył.

Re: Port w Ujściu

8
Dopełniwszy interesów, Talbot ostatni raz skinął uprzejmie głową kapitanowi i gestem przywołując do siebie orka, ruszył ku wyjściu. Czarnowłosa elfka przylgnęła do boku mężczyzny, jak cień, stąpając cicho z dłonią złożoną na głowicy szabli. Cała trójka opuściła portową komendę, wyszła na nieświeże, woniące targiem rybnym powietrze Ujścia, kręcące się w nozdrzach. Na zewnątrz, poopierani o ścianę kamienicy, kiwając się, charkając i smarkając w wąsy, czekali Jura z kompanami. I topór Hedrosa.

Talbot odchrząknął. — Wybaczą panowie, że przeszkodzę w waszym niechybnie ważnym zgromadzeniu... Ten tutaj jegomość nie znajduje się już w mocy miejskiego wymiaru sprawiedliwości. Jego broń także podlega wykupowi. Moja słowa niechybnie znajdą potwierdzenie u waszego dowódcy-protektora, lecz prościej byłoby, gdybyście zwyczajnie byli uprzejmi teraz ją wydać...
Znaczy się... komendant zezwolił?
Tak, dokładnie to miałem na myśli poprzez słowa „znajdziecie potwierdzenie”.

Jura zmarszczył czoło, poruszył wąsem, zadumał się ciężko, trawiąc słowa podróżnika. Szło mu niesporo. W końcu łypnął na grupkę podkrążonym okiem, podejrzliwie. Widocznie jednak nie po myśli było im niepokoić komendanta, tylko po to, by przekonać się, czy Talbot mówił samą prawdę, bowiem niechętnie strażnicy wydali topór z powrotem w ręce czarnego orka, obserwując go czujnie i uważnie. Większość natychmiast zbliżyła dłonie do pasów, jakby w każdej chwili wojownik miał wpaść w szał i zacząć wymachiwać orężem. I nie zdjęli ich z rękojeści, póki cała trójka nie oddaliła się uliczką z powrotem w głąb portu.

Ludzie ustępowali im z drogi, czego przyczyna nie była tajemnicą i górowała nad wiodącym towarzystwo Talbotem dobrych kilka stóp, kuśtykając lekko za podróżnikiem i jego elfką. Nawet portowe dziwki nie śmiały do nich podbiec, a biegały za wszystkimi, skrzecząc o groszowych cenach za swe wdzięki. Gdy przedzierali się przez czekające zachodu i powolnego zwijania kramów przybrzeżne targowisko, gdzie całe mrowie zapachów uderzyło nozdrza orka, oczy całe stoiska zamorskich oraz miejscowych towarów, a od kupców przekrzykujących się w tuzinie różnych języków łeb mógł rozboleć. Minęli ich jednak bez zatrzymania, ignorując napraszających klientelę, jak stadka owiec, kramarzy. Co jakiś czas obrócił głowę, jakby upewniając się, czy Hedros nie utknął gdzieś w motłochu, o ile o zniknięciu w nim nie mogło być mowy, lecz nic nie rzekł. Nie póki nie dotarli na miejsce.

Przy jednym z długich drewnianych pirsów, stały grupą wozy, pięć, tyle wojownikowi udało się naliczyć z daleka. Żaden nie był jeszcze oprzężony w konie, lecz parobkowie uwijali się wokół nich gęsto, dźwigając towary z zacumowanej u pomostu handlowej gaeloty. Gdy grupa zbliżyła się, niektórzy przystanęli, zlęknieni, lecz Talbot machnął na nich ręką. Obrócił się w stronę orka.

Rozładunek nieco zajmie — poinformował. Sięgnął jednak za pas, zza pasa wyciągnął sakiewkę i odliczył dokładnie kwotę. — Zaliczka. Sugeruję jednie, być rozejrzał się po targowisku, pożytkując tym samym czas i wydał ją rozsądnie. Zapewniamy podstawowy wikt, lecz obawiam się, że podróż będzie niezmiernie i uciążliwie długa, i nie ręczę za jej bezproblemowość, zaopatrzenie własne może być tedy przydatne. Cokolwiek zdecydujesz, bądź tutaj z powrotem o zmierzchu.
Spoiler:

Re: Port w Ujściu

9
Nareszcie mógł wyjść z komendy, nie chciano też już go powiesić. Bynajmniej zdjęto wyrok, bo miejscowi z chęcią nadal, by to zrobili. Wyszedł, więc z budynku razem z Taboltem oraz elfką. Przed wejściem stała znana już mu gromada tępych ludzi. Trzymali oni jego topór, którym wcześniej przepołowił paru ludzi.

Kupiec powiedział, że ork jest wolny i mają mu oddać broń, spojrzeli się oni dziwnie na orka, ale w końcu oddali mu broń. Hedros również patrzył na nich srogim wzorkiem i był cały czas czujny. Nie wiedział co takim chłopom w każdej chwili może do łba przyjść.
Kiedy oddali mu broń zawinęli się z przed jego oczu najszybciej jak potrafili. Wziął on ponownie swój topór do rąk, a następnie zaczepił go na plecach, tam, gdzie jego miejsce. Z bronią znowu czuł się pewnie jednak nie chciał sobie robić kolejnych problemów. Wokół było pełno ludzi, a on nie znał ich obyczajów ani kultury. Na pierwszy rzut oka myślał, że między miastem orków, elfów, krasnoludów czy ludzi nie ma różnic, jednak z biegiem czasu zaczął je dostrzegać co tylko bardziej go utwierdzało w tym, że ludzie są gorsi.

Ruszył za kupcem, od razu poczuł woń ryb, ludzki odór i inne nieprzyjemne zapachy pochodzące z portu. Nie miał jednak problemu z przedzieraniem się między ludźmi, nie lubili oni stać zbyt blisko wielkiego czarnego orka. W końcu powoli dotarli do powozów, przy, których stała gromadka wojowników.
Hedros szybkim spojrzeniem ocenił ich wygląd i uzbrojenie. Nie wyglądali na jakiś zahartowanych wojaków tylko jak zwykli najemnicy, ale wszystko się jeszcze okaże. Tymczasem kupiec dał mu zaliczkę na podróż i poinformował go, że o zmroku ma tutaj przyjść.
Ork kiwnął głową potwierdzając, po czym powolnym ruchem ruszył na targ zaopatrzyć się w parę przydatnych rzeczy.
Przemierzał targ w poszukiwaniu pierwszego stanowiska z rybami jakie zobaczy, co nie było trudne, bo było ich jak na lekarstwo. Podszedł do kupca, który mógł lekko się przestraszyć, gdyż nie, na co dzień ma takich klientów. Spojrzał na niego, po czym powiedział donośnym głosem.
- Dziesięć największych ryb i jakąś szmatę, żebym miał je w czym trzymać.
Poczekał aż kupiec poda mu ryby, po czym podał mu taką kwotę jaką ten sobie zażyczył, a następnie ruszył na moment w głąb miasta w poszukiwaniu kowala. Jego topór nie był ostrzony od bardzo dawana, przez co powoli działa jak młot.

Re: Port w Ujściu

10
Flisak nie odrzekł nic, pociągnął nosem, łypiąc na orka spode łba, unikając spoglądania w ziejące ze szpary hełmu ślepia i owijając w worek z juty tłuste ryby: kilka uklei, a w większości wyrośnięte jelce, ościste i niesmaczne, zwykle brane na przynętę, lecz wojownik nie znał się dość, by odróżnić jedne od drugich. Wszystko, co miało skrzela i płetwy, i ogon, zdawało się być jedno i to samo — ryba. Mężczyzną chrząknął, mruknął spod sklejonego barszczem wąsa.

Dwadzieścia gryfów...

Hedros zapłacił. Na rachunkach ani kupiectwie też wyznawał się tyle, co odyniec na ciągnięciu królewskiej karocy, nie było tedy co frasować się o cenę, zwłaszcza, kiedy ostatnim, czego potrzebował, były kolejne zatargi i awantury. Kilka halabardników w miejskich barwach kręciło się czujnie po porcie i jak drobne złodziejaszki i sieroty podkradające ze stoisk mogły umknąć ich uwadze, tak nie mógł wysoki na przeszło siedem stóp czarny ork z toporem noszonym przez grzbiet na barbarzyńską modłę. Kilku wydawało się nieomal czekać, aż zacznie broić.

Opływany i szerokim zwykle łukiem mijany przez przechodniów, wojownik zagłębił się między kramy i stragany w poszukiwaniu kowala. Nie była to zwyczajowa cechom dzielnica, zeszło mu więc znacznie dłużej, niż się mógł spodziewać, zgubiwszy się kilka razy po drodze. W końcu jednak, gdy niebo nabierało już krwawych barw, pobłądził w jedną z wąskich uliczek, przylegających dokom i dalej powiódł go już niemożliwy do pomylenia z niczym innym dźwięk zderzającego się żelaza oraz sypiące się iskry. Otwarty warsztat stał w załomie kamienicy, na skrzyżowaniu z kolejną ulicą. Kiedy zbliżył się, dojrzał sylwetki uwijających się we wnętrzu czeladników, lecz tylko jedna postać zwróciła na niego uwagę. Rosły, wysoki ork o łysej czaszce uniósł głowę znad kowadła, otarł czoło. Nie nosił żadnych plemiennych znaków, a choć ustrojony roboczo, w fartuch i rękawice, to na ludzką modłę.

Rzucił wzrokiem po przybyszu, po hełmie i po toporze, wystającym znad jego ramienia. Warknął krótko — Cena oręża w zależności od stali, szlif i ostrzenie — czterdzieści gryfów...
Spoiler:

Re: Port w Ujściu

11
Ugniótł lekko worek z rybami, aby za bardzo ich nie pozgniatać, po czym przełożył worek przez pasek od spodni, następnie spiął go porządnie, aby ryby po drodze gdzieś nie powypadały. Pachniały świeżo i wyglądały na ryby, więc Ork zapłacił za towar, po czym ruszył szukać jakiegoś kowala, co by mu broń naostrzył i wyszlifował.
Ludzi pełno, gdzie tylko gęby nie obrócił, a miasta nie znał, więc szukał w różnych uliczkach i plątał się po mieście. Miejscowi nie byli zadowoleni, że czarne bydle pałęta się po okolicy, ale nie zamierzał on tutaj długo zostać.
W końcu usłyszał dźwięk, który brzmiał jak młot uderzający o żelazo, ruszył w tamtym kierunku pewny, że znalazł warsztat kowala i tak właśnie było. Na kolejnym skrzyżowaniu ujrzał pracownie kowala i kilku czeladników. Przyspieszył krok i zaraz był już przy budynku. Było tutaj kilku ludzi oraz jeden ork co trochę zdziwiło Hedrosa, nie spodziewał się innego orka w takim miejscu.
Łysy i wysoki ork podszedł do niego i od razu przeszedł do rzeczy. Hedros zdjął spokojnie topór z pleców, po czym wysunął go w kierunku orka dodając.
- Szlif i ostrzenie.
Drugą rękę natomiast skierował do sakwy skąd wyjął trochę pieniędzy i odliczył na oko 40 gryfów, które podał również orkowi.

Re: Port w Ujściu

12
Kowal przyjął monety, topora nie. Ledwie łypnął na oręż okiem, prychając pod nosem, bliznowatym, jak i muskularne barki orka, i wyglądającym tak, jakby łamano go więcej, niż kilka razy. Zdecydowana i rzadko spotykana mniejszość spośród jego pobratymców, zwłaszcza w Ujściu, w podobnych portowi dzielnicach, poświęcała czas na naukę na rachunków, ten pierw jednak przeliczył sprawnie gryfy. I cisnął je z powrotem w Hedrosa. Część monet — wszystkich, jakie mu pozostały po zakupie prowiantu, rozsypała się — brzęcząc na bruku, pryskając na boki. Te, który odskoczyły i potoczyły się dalej od warsztatu, porwali zalegający w zaułku żebracy, jak szczury czające się na każdy byle strzęp czmychając ze zdobyczą z powrotem w cień.

Umbal! — cechmistrz przeklął go w ojczystym języku, warknął, ryknął niemal. — Wyglądam ja na nieumną portową kurwę, co trzosu zliczyć nie zdaje? Nie próbuj mnie tedy wydamać, do psiej nędzy! Czterdzieści, nie trzydzieści, górska przybłędo! Zabieraj stąd, do chuja, tę oczerniałą rzyć i to przekute żelazem gówno! — splunął na kamień. Mięśnie drgały na jego ramionach, zlanych potem z wysiłku i znoju, na karku i szyi tak grubej, że nie starczyłoby katowskiego sznura, pulsowały żyły. Łapsko wciąż zaciskał na rękojeści kowalskiego młota, kiedy obracał się z powrotem ku kuźni, burcząc pod nosem na oszustów i na zmarnowany czas. Czeladnicy przyglądali się ukradkiem. Jeden, krasnolud — ich Hedros umiał rozpoznać jednym rzutem oka — łypał z odrazą. W dłoni również trzymał ciasno młot, choć nic nie przekuwał, robił przy miechu.

Łachmaniarze i smarkateria, przemykający przez uliczkę, poczynali sobie tymczasem coraz śmielej, ukradkiem, w biegu, zbierając rozsypane monety, wydłubując je z kałuż, co tylko wpadło w ręce. Pierzchając łatwo, gotowi byli uciekać i zniknąć za załomem lub w kolejnym zaułku na najmniejszy ruch czarnego orka, jak wróble, podbierające ziarna gawronowi.

Re: Port w Ujściu

13
Monety rozsypały się dookoła, Hedros tylko parę wyłapał w swoją rękę. Nie znał się na liczeniu, jednak zdziwiła go agresja kowala, mógł mu po prostu powiedzieć, że dał za mało monet, a ten od razu nazwał go umbalem i wygonił. Atmosfera stała się napięta, ork naskoczył na orka i mogło się to przerodzić w coś mniej przyjemnego. Hedros miał wybuchowy charakter, jednak nie chciał w tym mieście kolejny raz wywijać z toporem jak opętany. Wziął głęboki w dech, odłożył swój czarny topór na plecy i ze wstydem odszedł bez słowa, resztę pieniędzy schował do kieszeni.

Podszedł do pierwszego łachmaniarza, jaki mu się nawinął i widząc, że zbiera jego złoto jeszcze bardziej się zagotował. Wziął spory zamach swoją nogą i kopnął z wielkim impetem jedną z tych szumowin w głowę. Następnie powolnym ruchem udał się przez uliczki na ustalone miejsce spotkania. Miał ochotę jak najszybciej opuścić to miasto, denerwowało go to , że jego siła na nic już mu się tutaj nie przydaje.

Przeszedł przez port, gdzie wszyscy zazwyczaj go omijali, chciał już być za bramami tego przeklętego miasta. Szedł z zaciśniętymi dłońmi i spoglądał srogim spojrzeniem na każdego przechodnia, który popatrzał mu się w oczy.

Re: Port w Ujściu

14
Niewiele ze skromnej wypłaty Hedros zdołał ocalić przed głodem i chciwością biedoty, zaledwie czternaście monet, które zostały mu w garści. Stary, siwy żebrak w portkach i wszawym kubraku, przykucający jeszcze pośpiesznie po ostatnie grosze, miał mniejsze szczęście tego dnia, niż sam pewnie sądził, nawijając się mijającemu go, rozjuszonemu jak byk wojownikowi. Być kopniętym w głowę przez czarnego orka, to było gorzej, niż przez okutą kobyłę. I to taką zimnej krwi. Ten zaś ork włożył we wściekły kopniak całą impet, jaki drzemał w jego mięśniach. Starzec poleciał z głuchym jękiem, jak odrzucony, rozbił łeb o ścianę kamienicy, osunął się po niej. I nie poruszył się więcej. Monety zadzwoniły na bruku.

Jego kamraci w nędzy rozpierzchli się z pełnymi przerażenia, zduszonymi okrzykami, zaś na zamieszanie wyjrzał z warsztatu kowal. Popatrzył w uliczkę, to na Hedrosa, to na martwego, zabitego z okrutną siłą łachmianiarza, spod którego głowy wyrastała śpiesznie kałuża krwi, znów na Hedrosa, a jego gęba skurczyła się w gniewnym wyrazie. Wyraźnie miał jakieś niewyrafinowane obiekcje względem pobratymców podobnych wojownikowi i jak próba wciśnięcia mu lewej zapłaty go rozsierdziła, tak czy dbał o czyhających pod warsztatem uliczników, czy nie dbał, czarny ork wydawał się tylko dać mu pretekstu.

Co jest? Co robi, do kurwy nędzy?! — warknął, ryknął głośno. — Straże, skurwiel utłukł człeka! Straże, psiakrew!

Hedros rychło mógł znaleźć się w potrzasku. Z jednego końca uliczki, tego wiodącego dalej w miasto, miał kuźnię i kowala, w łapie kowala młot. Oraz czeladników, wyglądających, gdy mistrz nie patrzył, z ciekawością zza załomu. Żaden hełm ni herb, ni postawione halabardy, nie zaświeciły jeszcze u drugiego jej końca, zostawiając wolną drogę z powrotem w otwarty port. Któryś z przechodniów tam posłyszał jednak wołanie, dojrzał ciało we krwi i zakrzyknął na miejskich dalej.

Re: Port w Ujściu

15
W cieniu ujścia kanałowego, Maria pozostawała niewidoczna. Ściek był tu znacznie płytszy niż ten, którym ciągnął ją stwór, ale to nie było żadne pocieszenie. Stopa bolała, co świadczyło o jakości ostrza. Maria musiała zdecydować, co dalej. Aby dojść do zabudowań, musiałaby wyjść kanałem i przejść kawałek płytkim korytem rzeki, a następnie skręcić w lewo, by wyjść na brzeg i stamtąd kierować się na wprost. Wybranie drogi w prawo i przejście po krótkim, piaszczystym brzegu, mogłoby doprowadzić ją do odludnego nabrzeża, na którym stoi kilka dłubanek z przegniłego drewna i stare, dziurawe szałasy rybaków. Jeżeli zaś zdecydowała się sprawdzić, jak poważną ranę sobie zadała, odkryłaby wąskie i płytkie cięcie na śródstopiu, które nie byłoby wcale groźne, gdyby nie fakt, że kąpała się przed chwilą w brudnej, obrzydliwie śmierdzącej cieczy, pełnej wszelkiego syfu. Zdawała sobie sprawę, że musi działać.

Wróć do „Ujście”