Zagubienie [Survival]

1
POST BARDA
Pstryk!. Rozejrzałeś się dookoła. Świat jakby nadal wyglądał tak samo i zdawał się poruszać nie zwracając uwagi na dziwny dźwięk, który zdawał się brzmieć niczym jakiś dzwon.

Pstryk!. Po raz kolejny w twoich uszach rozległ się odgłos jakby ktoś strzelał palcami tuż obok twojej głowy. Towarzyszące temu echo sprawiało, że dźwięk wdzierał się w każdy zakamarek twojej świadomości.

Pstryk!

* * *
Młody elf niepokaźnego wzrostu, kobieta ubrana w strój niczym kapitan statku oraz dziewczyna z kruczoczarnymi włosami i bliznami na rękach spoczywali spokojnie na trzech śnieżnobiałych postumentach. Leżeli spokojnie. Każdy z nich z zamknietymi oczami, jakby zanużeni w eśnie. Biel, która otaczała to miejsce zdawała się nie mieć ścian, horyzontu, czy jakiegokolwiek końca. Cisza jaka tam panowała sprawaiała wrażenie jakby wdzierała się do umysłu będąc zupełnym przeciwieństwem tego z jakich miejsc zostali wyrwani.
- Interesujące. - powiedział siwy mężczyzna z białą jak śnieg brodą. Pojawił się znikąd, bo przecież nie było tam ani drzwi, ani innego przejścia. Ubrany w jasną luźną koszulę oraz proste spodnie, przechadzał się boso między postumentami z rękami splecionymi za plecami. Mimo pokaźnego wieku zdawał się być pełen wigoru, a jego twarz zdradzała oznaki żywego zinteresowania. Podchodził do każdego z nich pojedynczo i badawczym wzrokiem przyglądał się ich twarzom. Skończywszy oględziny odszedł na kilka kroków i odwróciwszy się do ciał podniósł rękę. - To nie będzie Wam potrzebne. - W momencie, gdy rozległ się dźwięk strzelających palców, ich dotychczasowe ubrania zniknęły, a na ich miejsce pojawiły się lniane koszule oraz spodnie podobne do tych, które nosił starzec. - Tak jest zdecydowanie lepiej. - Powiedział. - Od teraz macie już tylko dwie opcje. Zaczniecie wszystko od początku i przeżyjecie albo cóż.... - Podniósł ponownie dłoń. - Możecie ewentualnie wezwać mnie po imieniu. - uśmiechnął się.

Pstryk!

* * * Krinndar, Vera i Anais nagle znaleźli się pośród leśnego runa, które swoim zapachem wypełniało ich nozdrza. Lekki wiatr sprawiał, że korony drzew, wydawały lekki szum. Gdzieś pośród gałęzi słychać było odgłosy ptaków, które wiodły swoje życie w tej okolicy. Jak okiem sięgnąć, nie było widać w pobliżu żadnego działania człowieka. Tylko jakaś grupka pięciu wiewiórek biegała wesoło pod jednym z drzew. Las sprawiał wrażenie spokojnej okolicy. Leżąc w trawie, byli lekko rozbudzani przez światło padające poprzez gałęzie wiszące ponad ich głowami. Znaleźli się w zupełnej głuszy, która nijak nie przypominała miejsc, w których byli kiedykolwiek wcześniej, a ich żołądki były puste. Każdy z nich miał na sobie bawełnianą koszulę i spodnie jakie otrzymali od starca, który w tym momencie wydawał się im jakby snem. Mimo wszystko jego polecenie było trwale wyryte w ich pamięci. Od teraz nie pozostało im nic innego jak przetrwać. Nie było drogi odwrotu.

Spoiler:
Obrazek

Zagubienie [Survival]

2
POST POSTACI
Anais Florenz
Spoiler:
Miała przyjemny sen i coś uparcie próbowało go przerwać. Pstryk, pstryk, pstryk... — Litości... jeszcze chwilka — Łąki wydawały się błogie, jeszcze widziała je i nie chciała opuszczać do momentu jak nie dotarło do jej uszu interesujące stwierdzenie. Co niby było interesujące? I co niby było lepiej?
Otworzyła oczy, acz źródła głosu nie dostrzegła wyraźnie — Hugon to ty? Daj mi jeszcze pospać... — Skąd Anais się głos skojarzył z kupcem z Meriandos nie miała pojęcia. Gdy otworzyła w końcu szerzej oczy szybko zorientowała się, że też nie wie gdzie się znajduje — Żaden Hugon... tylko kurde Loliusz. — Zerwała się do siadu. Jakieś łachy miała na sobie i.... — O! Witajcie. — Rzekła na rzekome przywitanie, ale niezbyt przekonująco do skromnego towarzystwa. Wszyscy byli podobnie ubrani, acz nie przypominała sobie, za co została tym razem skazana na odsiadkę. Miała jednak do czynienia z wieloma dziwnymi wydarzeniami w swoim życiu, to też tylko wypuściła donośnie nosem powietrze, kompletując swoje zażenowanie i tego dnia. Cholerni magowie...
My się znamy? — Uśmiechnęła się powściągliwie. Spojrzała po innych "skazańcach". Ze wschodnimi elfami miewała do czynienia, acz rzadko. Ci zwykle trzymali się jednak Archipelagu. Ten zaś nie wydawał się mieć surowych rysów i nie wyglądał na osobnika strudzonego ciężką pracą, młodość wręcz zdawała się z niego bić. Szlachcic, kupiec, uczony, kapłan, mag? Ciężko było stwierdzić kim mógł być na pierwszy rzut oka, acz na pewno nie zbirem.
Tego zaś nie mogła powiedzieć o kobiecie, oczywiście nie w kwestii wieku tylko postury, przy której Anais poczuła się nieco mała już na pierwszy rzut oka. Długa się wydawała leżąc na tej ziemi. Anais zaczęła się zbierać z ziemii, próbując jakoś połączyć ostatnie fakty jakie przeplatały jej się w głowie. Sen, tak, tak. Sen i ten głos, widziała tego faceta przez przymknięte oczy. I chyba mówił o tym, aby wezwać go po imieniu...

Wiecie jak się nazywa ten siwy czarodziej? — Wypaliła w pewnym momencie do obecnych.


____________________________________________________________________________

Zagubienie [Survival]

3
POST POSTACI
Vera Umberto
Słońce, szum liści i śpiew ptaków. Sielski poranek.
Dłuższą chwilę zajęło Verze zorientowanie się, że nie śpi w miękkiej koi kajuty kapitańskiej, ani nawet na żadnym sensownym posłaniu. Aż tak zabalowała tamtej nocy, że zasnęła gdzieś wśród drzew? Niemożliwe. Zawsze znajdowała drogę powrotną na statek, nawet w najgorszym stanie. Stęknęła i przysłoniła oczy dłonią, by spróbować uchylić powieki, a gdy już się jej to udało, utkwiła spojrzenie w gałęziach nad głową. I dopiero wtedy dotarło do niej, że takich drzew z całą pewnością nie było na ich małej, pirackiej wysepce.
Usiadła gwałtownie, rozglądając się dookoła i mierząc spojrzeniem pozostałą dwójkę obecnych. Kobieta coś mówiła, ale czego od niej chciała? Umberto potrząsnęła głową, odpędzając od siebie ostatnie resztki snu. Widziała tylko jedno wyjaśnienie: ten pierdolony demon. To on musiał ją dalej dręczyć, bo co innego mogło wyjaśniać tę absurdalną sytuację? Nie widziała przebłysków złota w oczach starca, który się jej przyśnił, ale to nic nie znaczyło.
- Nie wiem. Ferbius? - zaproponowała ochryple. - Jakiejkolwiek formy nie przyjmie, zapierdolę go, jak tylko go dorwę, przysięgam. Tym razem skutecznie.
Opuściła wzrok, a to, co się jej ukazało, sprawiło, że Vera jęknęła boleśnie. Wstała, rozkładając ręce i z absolutnie zdegustowaną miną przyglądając się temu, w co była ubrana. Gdzie były porządne tkaniny, haftowany gorset, biżuteria? Gdzie był jej płaszcz i wysokie buty? I, przede wszystkim, gdzie był jej pieprzony miecz?!
- Ja nie znam ciebie, to na pewno. Ani tego tutaj - gestem głowy wskazała elfa. - Czy wy znacie mnie, tego nie wiem. Gdzie jesteśmy? Co to za miejsce? Czy to jakiś genialny pomysł na wymierzenie mi kary? Zabiłam ci ojca, męża, brata, co?
Zirytowana, uniosła wzrok w górę, szukając słońca pomiędzy liśćmi, by zorientować się, jaką mieli porę dnia. Ewentualnie, z której strony była północ, choć to przyszłoby jej dużo łatwiej, gdyby widziała gwiazdy.
- Muszę wrócić na swój statek - mruknęła. - Będą mnie szukać.
Spoiler:
Obrazek

Zagubienie [Survival]

4
POST POSTACI
Pstryk, pstryk!

Co za nieuprzejmy sposób budzenia! Ten staruszek mógłby być przyjemniejszy po tym, jak wyznawcy Krinn umilili jemu i jego gościom noc! Czy to nie tak było? Czy też wszystko się Krinndarowi pomieszało, gdy wspomnienia wirowały w nie go końca obudzonej głowie? Czy był na bankiecie i komuś usługiwał, czy też Sebellian zarządził coś innego...?

Światło przebiło się przez korony drzew i dosięgło jego oczu. Kiri powoli wracał do siebie.

- Czemu właściwie jestem w lesie? - Wymamrotał myśl, która sama nasunęła się, gdy dostrzegł w końcu swoje otoczenie. - Dobra Krinn... Tu nie ma statków. Jesteśmy... Jesteśmy z dala od morza. - Dodał, pociągając nosem. Znał zapach słonej bryzy oceanu i wiedział, że jest daleka od woni lasu! A może brzeg był nieopodal, lecz zamaskowany lostowiem? - Hugon, Ferbius, Loliusz? Na boginię, ileż imion może mieć jeden mężczyzna? - Zaśmiał się, bo też nie widział powodu do nerwów! Przecież nic złego się nie działo. Słonko świeciło, wiewiórki skakały, ptaszki śpiewały... Było idyllicznie!

Jedynym problemem był burczący brzuch. Krinndar wstał, otrzepał zupełnie niewyględne ubrania i uśmiechnął się do swoich towarzyszek.

- Jestem Krinndar, ze świątyni Krinn. Spotkaliśmy się poprzedniego wieczora? - Zagadnął. - Musieliśmy wczoraj dobrze się bawić! Którędy do miasta? - Rozejrzał się, szukając drogi powrotnej. Ale czy w ogóle rozróżniłby ścieżkę człowieka od ścieżki zwierząt?
Spoiler:
Obrazek

Zagubienie [Survival]

5
POST POSTACI
Anais Florenz
Ummmm. Statek powiadasz? Ja przed chwilą byłam w Zaavral, to środek kontynentu, a ty mówisz o statku. Zaś ten las to kojarzy mi się z opisami Fenistei z książek, acz datowanych jeszcze zza czasów sprzed kataklizmu. — Odezwała się do wysokiej kobiety, której postawa i dryg jasno objawiały śmiały charakter i chyba niejedno starcie jakie ta miała okazję przeżyć.

Jestem Anais, skryba — Odpowiedziała serdecznie na przedstawienie się elfa — Raczej nie spotkaliśmy się i myślę, że to nie zabawa nas tutaj sprowadziła, acz jakiś siwy czarownik. Jesteśmy w lnianych łachach i nie mamy nic przy sobie, a okolica cóż... no las, tak. — Samo towarzystwo prędko zaczęło się orientować gdzie się znajdują, ją zaś martwiła sama okolica i fakt że się tutaj znajdują. Co jeśli czarownik miał jakieś poronione poczucie humoru? Już w sumie to udowodnił.
Inicjatywa była po stronie jej towarzyszy to sama postanowiła póki co wypatrywać okolicy jeśli chodzi o zagrożenia, kto wie co tutaj mogło się czaić. Co jeśli to jakiś święty gaj Loliusza? Wolała się nie rozdzielać na ten moment to i trzymała się bliżej czarnowłosej. Ta sprawiała wrażenie, że potrafiła przywalić, czyli coś co Anais nie potrafiła za bardzo. — Nie rozdzielajmy się— Zaproponowała, widząc że elf ruszył śmiało.

____________________________________________________________________________
Spoiler:

Zagubienie [Survival]

6
POST BARDA
Jakiego imienia nie wymienili, to nic, ale to nic się nie wydarzyło. Jaki las zastali tuż po przebudzeniu, taki widzieli nadal. Mimo iż nie znali się wcześniej, a miejsce w którym się znaleźli było dla nich zaskoczeniem, każdy jak tylko mógł próbował ocenić sytuację w jakiej znalazła się pich przypadkowa nowa drużyna. Podnosząc oczy ku niebu, Vera próbowała ocenić porę dnia. Słońce widniało dosyć wysoko i świeciło wciąż jasno, ale nie znając szerokości geograficznej w jakiej się znaleźli, trudno było stwierdzić, czy jest ono w zienicie, czy nie. Musięli jeszcze trochę poczekać by to ocenić. Niemniej jednak nie wydawało się by dzień chylił się ku zachodowi. Trudno w tej sytuacji było póki co ocenić dokładnie kierunki świata, ale biorąc pod uwagę doświadczenie w żegludze, była to tylko kwestia czasu, gdy Vera dokładnie je ustali. Wystarczyło poczekać na dalszy ruch słońca.

Podczas gdy ciemnowłosa pani kapitan obserwowała niebo, Krinndar rozglądał się za jakimikolwiek ściezkami leśnymi. Krajobraz raczej nie zdradzał niczego szczególnego. Nie było żadnych śniadów łap, czy kopyt, a już na pewno nie było tu mowy o ścieżce leśnej wydeptanej przez człowieka. Przy pobliskim drzewie nadal biegały wiewiórki, które w tym momencie ewidentnie rywalizowały o to czyim łupem padnie jakiś orzech. W tym samym czasie Anais bacznie obserwowała, czy są bezpieczni. Lekkie powiewy wiatru sprawiały, że drzewa powyżej ich głów lekko szumiały. Mimo to była w stanie dostrzec delikatny ruch pobliskich krzaków jakie można było dostrzec w odległości rzutu kamieniem.

Spoiler:
Obrazek

Zagubienie [Survival]

7
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera jęknęła i odgarnęła włosy z twarzy, jeszcze raz rozglądając się po okolicy. A więc zdecydowanie w grę wchodziła magia, jakiej nie rozumiała i nie miała zrozumieć. Jak tylko uda się jej wrócić do domu, czy to będzie Siódma Siostra, czy Harlen, będzie musiała poświęcić wszystkie swoje wysiłki na znalezienie kogoś, kto zna się na zabezpieczeniach przed podobnymi sytuacjami. Demonologa, czy jak go tam zwał. Choćby miała się wytatuować w znaki ochronne od stóp do głów, będzie to pierwsze, czym się zajmie.
A teraz? Teraz była w przysłowiowej dupie. Słońce nie powiedziało jej zbyt wiele, poza faktem, że było stosunkowo wcześnie i nie miała ich tu zastać noc, przynajmniej nie za chwilę. Jej żołądek zwijał się już w ciasny węzeł, przypominając o sobie uporczywie. Jasna cholera, jakby nie mogli mnie przynajmniej porwać najedzonej.
- Jestem Vera - przedstawiła się niechętnie, bo skoro już byli na siebie skazani przynajmniej na jakiś czas, równie dobrze mogli mówić do siebie inaczej, niż "ej, ty". - Jestem kapitanem statku, chociaż nie wiem, jakie to ma teraz znaczenie. I jestem głodna.
Westchnęła i wytężyła wzrok w poszukiwaniu jakiegoś długiego kija, albo gałęzi, którą mogłaby na taki przerobić. Nie miała miecza ani kuszy, ale nie zamierzała pozostać bezbronna ani chwili dłużej, nawet jeśli kawałek patyka nie mógł umywać się do porządnej broni białej. Kij nie będzie idealnie wyważony, nie będzie dobrze wpasowywał się w dłoń. Jeśli coś ich tu zaatakuje, będzie mogła sobie taki kij wsadzić tam, gdzie słońce nie dochodzi, bo nie odetnie nim niczemu łba, ani nie zada śmiertelnej rany. Ale czy miała jakiś wybór?
- Jeśli to Fenistea, to powinniśmy iść na wschód, żeby dotrzeć do morza - powiedziała, nie przerywając swoich poszukiwań. - Jeśli nie, nie ma znaczenia, w którą stronę będziemy iść. Równie dobrze możemy zbudować sobie gniazdo na drzewie i tu zamieszkać - prychnęła. - Trzeba znaleźć coś do jedzenia. Upolować te jebane wiewiórki, czy coś.

Spoiler:
Obrazek

Zagubienie [Survival]

8
POST POSTACI
Anais Florenz
Słuchała uważnie słusznie wkurzonej kapitan statku, kiedy to dostrzegła coś, jakiś ruch — Krinndar? Vera?... — Zaczęła niepewnie — Co do jebanych wiewiórek, tooooo... chyba jest jakaś większa w krzakach — Anais wskazała palcem miejsce i nagle poczuła jak bardzo brakuje jej tego ostrza przy boku, tego kawałka stali co zawsze nosiła przy sobie. Zrobiła krok w tył, a tu drzewo za plecami. Chędożony Loliusz i jego obsrani leśni przyjaciele.
Co robić? Co robić?! Dzik? Sarna? Tygrys szablozębny? Niedźwiedź, a może zając? Albo może to ten siwy mag? Jakby miała chociaż kuszę, to by mogła próbować mierzyć, nie żeby potrafiła strzelać, a tak... cóż była w odległości rzutu kamieniem, właśnie... jakby taki kamień mógłby się teraz przydać. Fajny, w miarę gładki w dotyku, poręczny, nie za duży, nie za mały i całkiem sympatyczny otoczak, na przykład. Rzuciłaby nim, nie tak jak kiedyś, aby zobaczyć jak się odbija od tafli wody, tylko żeby... no przydałoby się więcej takich kamieni. Z jej siłą ukamieniowanie dzika zajęłoby szmat czasu. A może jakaś dzida? Znaleźć długi patyk naostrzyć końcówkę o kamień i trzymać przed sobą. Pomysły były fajne, acz to coś w krzaku było tu i teraz.
Czy to ten moment kiedy spieprza się na drzewo?

____________________________________________________________________________
Spoiler:

Zagubienie [Survival]

9
POST POSTACI
Krinndar nie wypatrzył żadnych ścieżek - ani tych zrobionych ręką człowieka, ani raciczkami zwierzęcia. Las nie zdradzał swoich dróg.

- Nie przypominam sobie, żebym brał coś nowego... - Mruknął Krinndar do siebie. - Ani nic, co mogłoby wpłynąć na pamięć! Ale jeśli wziąłem, to i tak bym tego nie pamiętął? - Tłumaczył pod nosem, będąc pewnym, że znalazł się w dziczy całkowicie przypadkowo. - Hej, moje piękne? - Podniósł nieco głos, by zwrócić na siebie uwagę towarzyszek, ale zaraz tego pożałował, bo o ile ta, która przedstawiła się jako Anais, mogła ujść za śliczną, to Vera była co najwyżej przerażająca!, nawet jeśli również miała swój urok, zakryty niechęcią i wykrzywianiem ust. - Ja też jestem głodny. I też kiedyś pracowałem na statku! Już tyle nas łączy~ - Wyszczerzył zęby do Very. Jeszcze będzie z tego przyjaźń! - A jak to jest być skrybą? Dobrze? - Zapytał jeszcze Anais, żeby wypełnić jakoś przestrzeń między nimi. Czekał ich spacer do miasta, mieli czas, by się poznać! - Pewnie potrafisz pięknie pisać? Służysz jakiejś świątyni? W świątyni Krinn mamy wiele pism, ale do większości nie mam dostępu.

Problemem był fakt, że miasta widać nie było, ani nawet ścieżki, która mogła ich do niego doprowadzić. Burczące brzuchy należało wypełnić, ale Kiri nie zamierzał porywać się na biedne wiewiórki.

- Na boginię, nie wiewiórki! - Zaprotestował, stając między Verą a stworzonkami. Zaraz też odwrócił się, by się im przyjrzeć. Czy były zwyczajnymi żyjątkami lasu, czy czymś szczególnym? I o co właściwie walczyły? - Hej, maluszki... - Uśmiechnął się do wiewiórek, chcąc podejść bliżej i kucnąć. Kto wie, może nie uciekną? Może okażą się oswojone i będą im towarzyszyć w dalszej drodze, wskazując kierunek? Nie był już dzieckiem, ale pamiętał bajki opowiadane przez mamę Livię i ciocie. Małe zwierzątka zawsze pomagały księżniczkom. - Co jest tam w krzakach? - Dopytał jeszcze Anais, zupełnie nieprzejęty faktem, że może to być coś, co może im zagrozić. Nawet się nie obejrzał w tamtą stronę. - A może Vera wejdzie na drzewo i zobaczy, co widać z góry? Wejście na drzewo musi być jak wejście po maszcie! ...nigdy nie nauczyłem się wchodzić na maszty. - Przyznał z małym wstydem. - Ale dobrze szorowałem pokład.
Spoiler:
Obrazek

Zagubienie [Survival]

10
POST BARDA
Próba znalezienia kija nie była specjalnym wyzwaniem dla Very, wszakże w lesie tego typu rzeczy jest pełno. Leżąca nieopodal ułamana gałąź wydawała się być idealnym kandydatem do przysposobienia. Wystarczyło jedynie pozbyć się kilku odrostów i jej cieńszego końca, by mogła uchodzić za kij, bądź pałkę o długości ludzkiego ramienia. Przygotowanie gałęzi do użycia nie zajęło jej specjalnie dużo czasu, więc była momentalnie gotowa by jej użyć.

Widząc poczynania wilka morskiego i wiedząc, że coś kryje się w zaroślach, Anais poszła w ślady Very. Wycofując się powoli, by nie narobić zbędnego hałasu, zaczęła rozglądać się za czymkolwiek co mogłoby posłużyć za uzbrojenie. Las, w którym się znaleźli był raczej pokryty mchem i trawą, jednak jakoś udało się znaleźć całe dwa sensownie wyglądające kamienie, które mogłyby zostać rzucone w kierunku zarośli. Może nie była to idealna amunicja, ale lepsze to niż nic.

Krinndar zaaferowany losem wiewiórek zwrócił się w ich stronę. Spokojnym i powolnym krokiem zaczął się do nich zbliżać. Spoglądał na nie licząc, że nawiąże z nimi jakąś tajemną więź. Trzy z nich czmychnęły czym prędzej widząc zbliżającego się elfa podczas gdy pozostałe dwie nadal były pochłonięte zawodami o to kto zostanie właścicielem orzecha. Gdy mieszkaniec Archipelagu zbliżył się jeszcze bardziej, kolejne z rudych stworzonek umknęło, zostawiając swojego pobratymca sam na sam z elfem. Zwierzątko przystanęło trzymając w łapkach orzeszek i bacznie spoglądało w kierunku Krinndara. Ich spojrzenia spotkały się. Elf był niemal pewien, że będzie to przełomowa chwila w jego relacji z tutejszą przyrodą, gdy wtem wiewiórka uciekła na wskutek zamieszania jakie Vera zrobiła szarpiąc gałąź, zostawiając po sobie tylko obiekt wczesniejszej rywalizacji.

Mimo podjętych kroków, wciaż nie było wiadomo co czai się w pobliskich zaroślach. Ruch liści w tym momencie wydawał się nieco ustać jakby na wskutek zamieszania, jakie wywołała Vera.

Spoiler:
Obrazek

Zagubienie [Survival]

11
POST POSTACI
Vera Umberto
Rzuciła elfowi niechętne spojrzenie. Moje piękne? Z kim ona się tu znalazła? W sumie głupie pytanie, jeśli wylądowała tu z kimś, kogo wyrwało ze świątyni Krinn, to chyba będzie musiała się do tego przyzwyczaić. Miała tylko nadzieję, że blondas nie wpadnie na pomysł czczenia swojej bogini z którąkolwiek z nich. A nawet jeśli, to że przynajmniej nie będzie to Vera. I że z tą Anais odejdą na tyle daleko, żeby ona ich nie widziała, ani nie słyszała.
Poobrywała gałązki z kija i odłamała tę część, która była zbyt wąska, by nadawać się na broń. Podrzuciła uzyskaną prowizoryczną pałkę, obracając ją w powietrzu i ważąc ją w dłoni. Nie najgorzej. Teraz była Verą Umberto w łachmanach i z patykiem. Zaiste, wielki sukces.
- Co? - spytała, spoglądając w stronę drugiej kobiety, a potem na poruszające się krzaki. Zaklęła pod nosem. - Nie jestem jakąś małpą, żeby biegać po drzewach - zirytowała się. - ...Ale mogę wejść. A ty uważaj na te krzaki. Nie podchodź za blisko. I ty też nie zrób nic głupiego, elfie. Nie wszystkie zwierzęta można pogłaskać, wiesz?
Tak czy inaczej, rozejrzenie się po okolicy nie było głupim pomysłem. Wbrew swoim początkowym protestom poszukała drzewa, które miało gałęzie wystarczająco nisko, by mogła łatwo się na nie wspiąć, a potem zamierzała podciągnąć się tak wysoko, jak była w stanie, by wyjrzeć nad korony drzew i przynajmniej wstępnie zorientować się, czy mają gdzieś niedaleko jakiekolwiek oznaki cywilizacji, albo przynajmniej wybrzeże. Może Siódma Siostra będzie jej szukać? Będzie mogła podpalić drzewa na brzegu tak, jak ostatnio zrobił to Sovran. Wszystko wszędzie podpalała, będą wiedzieć, że to ona.

Spoiler:
Obrazek

Zagubienie [Survival]

12
POST POSTACI
Krinndar miał wiele na sumieniu, ale zdecydowanie nie chciał, by kolejnym z jego występków było straszenie wiewiórek! Kiedy pierwsze trzy czmychnęły, zwolnił nieco, chcąc przyjrzeć się pozostałym dwóm. Niestety, kolejna go zauważyła i została tylko jedna...

- Nie bój się! - Zawołał do stworzonka i może przez to wystraszyło się tak, że aż zgubiło orzeszek? Bo przecież nie mogła być to wina Very! Vera była daleko. - Nie, poczekaj!

W sercu Krinndara rozlał się żal, gdy zrozumiał, że przez niego jedna z wiewiórek, ta, która byłaby zwycięska, straci obiad! Wpadł jednak na lepszą myśl! Miał orzech, a ten mógł się przydać - ot, nawet jako przekąska! Nie zamierzał jednak oferować jej ani Anais, ani Verze, która za jego radą postanowiła wleźć na drzewo. Orzech musiał wrócić do prawowitych jego właścicieli - wiewiórek!

- Nie zabieram wam orzeszka. - Zwrócił się do wiewiórek, które przecież musiały słuchać z gęstwiny liści. - O, proszę!

Krinndar postarał się zgnieść orzech w dłoniach, a jeśli to mu się nie udało, poszukał kamienia, którym mógłby go rozłupać. Skoro jego obecność była dla leśnych żyjątek niewygodą, mógł im ją wynagrodzić choćby przez pomoc w przygotowaniu posiłku.

- Nie robię nic głupiego! - Zawołał do Very, uśmiechając się do niej tak szeroko, że nawet z wierzchołka najwyższego drzewa będzie mogła dostrzec biel jego zębów! - Karmię wiewiórki! Później wrócą!
Spoiler:
Obrazek

Zagubienie [Survival]

13
POST POSTACI
Anais Florenz
Eeeemmm... — Nie do końca wiedziała co odpowiedzieć na takie od razu już pochlebstwo, niby barda w upojny wieczór w karczmie. Tyle, że w biały dzień, w lesie, ledwo co się spotkali i to jeszcze porwani przez tajemniczego dziada. Elf ewidentnie miał coś wspólnego z kultem Krinn skoro od razu przeszedł do komplementów, cóż Archipelag i Keron to były jednak dwa różne światy. Coś też zaświtało Anais jak powtórzyła sobie jego imię w głowie. Krinn, Dar. W tej kwestii zdawał się być rzeczywiście transparentny.
Cóż dużo się przesiaduje nad archiwami głównie. Dużo ciszy i spokoju — Rzekła wspominając pracę u Hugona. — A gdzie tam. Administracja i rachunkowość u kupca. — Odpowiedziała na to pytanie o świątynię, ignorując kwestię o tym jakie style kaligrafii znała. Wtem Vera sięgnęła kija i Krinndar ruszył w obronie wiewiórek.

***
Anais nie spodziewała się takiej siły sugestii ze strony swoich słów. Vera ruszyła na drzewo, acz chyba nie dlatego, że w głosie Anais zabrzmiało zmartwienie w ostatnim pytaniu? Z drugiej strony ostrzegła ją aby się nie zbliżać do podejrzanego krzaku. Zdawało się, że wie co robi, zaś Krinndar... chciał karmić wiewiórki. Zwierzątka były słodkie fakt, acz tak poza tym to tyle, acz elfowi wyjątkowo zależało, aby to zrobić. Był wręcz niemalże zaaferowany całą sytuacją. A już w ogóle udowodnił to jak próbował, bez skutku orzech zgnieść gołymi rękoma. — Oczywiście, że robisz coś głupiego. Czekaj. Jak chcesz zgnieść orzecha to tak się składa że mam dwa kamienie — Anais podeszła i podała Krinndarowi jeden kamień. Drugi wyciągnęła trzymając w dłoni aby położyć orzeszka i trachnąć go raz i po sprawie. — Sama jestem miastowa, acz tak jak możesz w lesie spotkać wiewiórkę tak idzie spotkać wilka, to i nawet ja wiem, więc lepiej szybko zorientujmy się gdzie jesteśmy, albo poszukajmy jakiegoś schronienia. I zostaw już te wiewiórki, uciekły.
Spoiler:

Zagubienie [Survival]

14
POST BARDA
Drzewo było dosyć sękate i miało gdzieniegdzie szpary w korze, dzięki czemu Vera mogła z powodzeniem piąć się do góry. W miarę jak wdrapywała się wyżej, jej oczom ukazywał się nieco szerszy obraz leśnej okolicy. Las w którym się znaleźli był raczej przebieżny ponieważ między drzewami rosły niewysokie trawy, mchy i trochę krzewopodobnych roślin. Teraz był raczej dosyć płaski, bez specjalnych wzniesień. Będąc już dosyć wysoko, mogła lepiej przyjrzeć się miejscu, które jeszcze przed chwilą szeleściło pod wpływem czegoś co kryło się z zaroślach. Nadal niewiele było widać, ale gdzieś między zielenią majaczyło jakieś futro.
Wspinając się dotarła wreszcie na wysokość, która pozwalała zobaczyć co jest w okolicy. Mimo, że drzewo było nieco wyższe od tych, z którymi sąsiadowało, trudno było dostrzec coś więcej niż rozciągający się jak okiem sięgnąć zlepek koron drzew. W tej całej zielonej plamie, dostrzegła jakiś obszar, który wydawał się być nieco rzadszy, jakby było tam coś na wzór niewielkiej polany oddalonej o kilka chwil od miejsca, w którym wylądowali.

Podczas gdy Vera statała się rozeznać w sytuacji, Krinndar nadal rozpamiętywał wiewiórki, wobec których chciał być w porządku i nakarmić je. Zniecierpliwiona Anais przyszła mu z pomocą, by sprawniej uporac się z łupiną przy pomocy kamieni, które wcześniej znalazła. Orzech nie był specjalnym wyzwaniem, więc w try miga zawartość leśnego nasienia była gotowa do spożycia. W międzyczasie dziewczyna znalazła kij podobnie jak Vera.

Spoiler:
Obrazek

Zagubienie [Survival]

15
POST POSTACI
Vera Umberto
Widok w najmniejszym stopniu nie był zadowalający. Vera nie zobaczyła ani miasta, ani nawet nabrzeża, ani podłużnej przerwy między drzewami, która mogłaby świadczyć o tym, że idzie tędy jakikolwiek trakt. Przerzedzenie kawałek dalej sugerowało polanę, czy coś podobnego, ale Umberto nie miała żadnego doświadczenia w plątaniu się po lasach, by móc być tego pewną. Zaklęła pod nosem parszywie i zsunęła się z powrotem w dół, lądując nie na ziemi, a na najniższej gałęzi. Siedząc na niej, zmierzyła spojrzeniem pozostałą dwójkę, która, najwyraźniej, postanowiła zabrać się za dokarmianie leśnych zwierzątek.
- Czy was do reszty już posrało? Będziecie karmić wiewiórki? A kto, do cholery, nakarmi nas? - spytała cicho.
Machnęła nogą w stronę krzaków.
- Coś tam jest. Z góry widziałam kawałek futra. Nie wiem, czy to wilk, niedźwiedź, czy inny borsuk, więc na waszym miejscu zajęłabym się spierdalaniem stąd w podskokach - zasugerowała.
Uniosła wzrok w górę.
- Nic tam nie widać. Wielka połać zieleni. Kawałek w tamtą stronę jest przerzedzenie, jakby... może polana? Jeziorko? Nie widzę żadnych skał, niczego, co mogłoby sugerować jakieś jaskinie, czy cokolwiek. Wcześniej czy później noc nas zastanie. Powinniśmy się przygotować. Nie mamy, kurwa, nic.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Księga niesamowitych opowieści”