Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

16
POST BARDA


Słowa jego towarzyszy ulatywały obok niego, gdy Kiri kulił się za przewróconymi drzwiami, nie chcąc zostać zgniecionym! Krinndar nie miał nic przeciwko temu, gdy było ciasno, ale za starą, rozpadającą się dechą nie sposób było się odprężyć!

- Przepraszam! - Jęknął na pouczenie mężczyzny. - Nie chciałem! Ale proszę, pomóż mi! Na dobroć bogini, pomóż! Nie chcę tu umrzeć!

Elf nie dramatyzował przesadnie, a naprawdę, szczerze bał się! Niejednokrotnie znajdował się w sytuacji, która mogła się dla niego źle skończyć, ale nie oznaczało to, że nauczył się radzić sobie w takich okolicznościach, lub, co bardziej logiczne, unikać ich.

I mógłby wkrótce zacząć wylewać łzy, żegnając się ze światem, gdyby jeden dobrodziej nie zlitował się nad biednym dziecięciem Krinn.

- Będę pchać! - Obiecał i zaparł się plecami o ścianę, by pchać, jak najmocniej, jak tylko potrafił! I kiedy tylko szpara poszerzyła się na tyle, że mógł ominąć śmieci, które dotąd blokowały mu drogę, wymknął się z pułapki!

Odetchnąłby, ale nie miał na to czasu. Musiał podziękować swojemu wybawcy! Poczuł, że w tym nieznanym świecie, może zaufać tylko jemu. Ciemnoskóry mag nie wiedział jeszcze, na co się pisał, ale Krinndar nie pozwalał mu długo zostać w niewiedzy. Prześlizgnął się pod jego ramieniem i z impetem wpadł w objęcia, czy też sam się przytulił, obejmując go ramionami. Wtulił twarz w kołnierz mężczyzny.

- Dziękuję!! - Pisnął, zaciskając powieki. - Uratowałeś mnie! Och, bogini... Jesteś taki ciepły. - Ucieszył się, nie zamierzając puszczać! Wychował się na Archipelagu i nigdy dotąd nie doświadczył takiego zimna! Mag mógł pomóc mu się rozgrzać.

Dopiero po dłuższej, jakże przyjemnej chwili zmusił się, by spojrzeć ponad ramieniem maga na pozostałych, którzy byli w pokoiku. Bardziej od nieznajomej kobiety zainteresowali go nieprzytomni.

- Co im się stało...? Czemu się nie budzą? - Wskazał na dwójkę na podłodze, tylko na chwilę odrywając dłoń od pleców Qadira. - Słodka Krinn, chyba... Nie umarli?! Gdzie my jesteśmy? Musimy wyjść, gdzieś tu jest to drzewko!! Musimy je uratować!
Obrazek

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

17
POST POSTACI
Paria
POKÓJ DRUGI

Strach, czy też złość, jakie wywołała w tym... dość jednak dziwnym mężczyźnie, któremu usiłowała tylko pomóc, nie był czymś, czego się spodziewała. Gdzie jakaś wdzięczność? Gdzie uśmiech i jedno miłe słowo? Paria odrzuciła liny i oparła dłonie na biodrach, kręcąc głową z rezygnacją.
- Czy wyglądam jak ktoś, kto miałby kogokolwiek porywać? Nie mam pojęcia, co tu się stało. Dopiero co grałam koncert. Myślę, że mogłam... zemdleć? Sama nie wiem. Anais - powtórzyła i skinęła głową, uśmiechając się do kobiety.
A potem przeniosła wzrok na mężczyznę, którego nazwisko kojarzyła. Długą chwilę zajęło jej przypomnienie sobie skąd, bo w końcu nigdy nie dotarła do Keronu, ale czasem sława była w stanie przekroczyć morze. W końcu w jej oczach błysnęło zrozumienie.
- Dandre Birian! - powtórzyła, momentalnie zapominając o miotającym się gdzieś wściekle mężczyźnie i zwracając się do człowieka, którego nazwisko kojarzyła. - Co ty robisz na Archipelagu? Przypłynąłeś na czyjeś zaproszenie? Wyglądasz... inaczej, niż się spodziewałam.
Starzej. Dużo starzej. Z tego, co o nim słyszała, nie była od niego dużo młodsza, tymczasem jego skronie były już przyprószone siwizną, a w kącikach jego oczu pojawiły się zmarszczki.
Libeth miała swoje priorytety i zajmowanie się panikującym osobnikiem, albo odpowiadanie na pytania, na które nie miała odpowiedzi, nie leżało w ich sferze. Sztuka, natomiast, jak najbardziej. Podeszła do drugiego artysty, obojętnie omijając porozrzucane przedmioty i ozdóbki. Miała tyle pytań! Tyle propozycji! Niech pozostali przejmują się tym, jak rozwiązać problem.
- Jest tylko jedna Paria - zaśmiała się i ukłoniła zgrabnie. - To niezwykłe! Nawet jeśli...
Przerwał jej huk, dochodzący z drugiej strony drzwi. Aż podskoczyła w miejscu. No tak, tego tak beztrosko zignorować nie mogła. Przeprosiła Biriana i zostawiła go na moment, by podejść bliżej Anais i wyjrzeć jej ostrożnie zza ramienia.
- Krinndar?! - zawołała, zszokowana widokiem elfa, którego już kiedyś poznała. Kiedy? Gdzie? Nie mogła sobie tego przypomnieć, ale trudno było go nie pamiętać. - Krinndar, co ty tu robisz? Kim jest twój... przyjaciel?
Wyszła powoli na korytarz i rozejrzała się, rejestrując ślady walki, do jakiej musiało tu dojść. To sprawiło, że cofnęła się nieco, tracąc trochę animuszu. Nie miała przy sobie broni. Przodem powinien iść ktoś, kto ją posiadał. Chłodny powiew z uchylonych drzwi na końcu sprawiał, że przeszedł ją dreszcz, więc objęła się ramionami i zmrużyła lekko oczy, zamiast w zieloną plamę, wpatrując się w biały puch.
- Co to jest? - spytała, zdezorientowana i równie zachwycona, co przestraszona. - Czy to... śnieg?! Tak wyglada śnieg?
Obrazek

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

18
POST BARDA
Elian był w tym gronie tak trochę...ciężko to dobrze określić. Szukał odpowiedzi, na których nikt tutaj nie potrafił mu odpowiedzieć. I być może nie odkryje tej tajemnicy zbyt szybko. Nie mniej postanowił sprawdzić, czym była ta dziwna substancja. Przypominało to coś gęstego. Podobne konsystencją do smoły. Co jakiś czas wydobywał się z niej bąbel powietrza i pękał szybko. Zapach miała nieprzyjemny, smród taki, jakby coś mocno zgniło. Intensywny bym tylko przy samym płynie. Im dalej od niego, tym coraz słabszy. Tam, gdzie stał, ledwo go czuł.

Patrząc na tę plamę, przypomniał sobie. Tak, jakby przez sen widział już ten korytarz. Nie był on zniszczony. Pamiętał wściekłość na coś. Coś tak silnego, że wyzwoliło w nim chęć mordu. Pamiętał, jak unosi nogę i potem gwałtownie w dół ją opuszcza. Pod swoją stopą widzi coś, co przypomina fragment ptasiej nogi z długimi szponami. Tylko to wszystko było przyodziane w czarną skórę. I działo się to w tym samym miejscu, gdzie była ta plama. Po chwili się odwraca, słysząc jakiś śmiech...i tyle. Żadne wspomnienia nie wracają już.

A będąc dodatkowo przy samych drzwiach, słyszy jakieś hałasy dochodzące zza nich, co prawdę słabe, ale budziły w jego sercu jakieś nieprzyjemne wrażenie. Coś za nimi było.
Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

19
- Fenistea? Po co się tam wybierasz? To przeklęte ziemie. Wierz mi, spędziłam tam kilka lat po upadku. Jeśli cenisz życie człowieku, odpuść sobie. - odezwała się do czarnoskórego.

Kolejni ludzie i inne osoby zjawiły się w pomieszczeniu za wyrwanymi drzwiami. Ktokolwiek ją tu sprowadził, kiepsko wybrał. Dawna gwardzistka nie była materiałem na członka drużyny pierścienia. Była dość zamknięta w sobie i niewiele mówiła, a jeśli już, to tylko kiedy miało to znaczenie. Nie była może mrukiem, ale nie była też typem osoby dobrze współpracującej w grupie...co świetnie pokazały wydarzenia z kultystami. Najlepiej działała sama, tak jak przez 8 lat od upadku Fenistei. Teraz została rzucona w miejsce, gdzie najwyraźniej współpraca okaże się konieczna aby się stąd wydostać. Ale tu było tyle różnych ras, tyle kultur...ciekawe ile z nich szybko do siebie zniechęci.

Nie miała zamiaru pomagać wschodniemu elfowi, nie miała wewnętrznego przekonania o robieniu tego szczególnie, że już zabrał się za to rosły czarnoskóry człowiek. Ją interesowali jedynie jej leśni rówieśnicy.

Kiedy w drzwiach stanęła ludzka kobieta, Ail tylko spojrzała podejrzliwie na nią. Wyglądała jednak na równie zaskoczoną spotkaniem jak oni, więc zapewne też byli tu "proszonymi" gośćmi. Minęła wschodniego elfa i tulącego go człowieka...co było dość dziwne...no ale kto co lubi. Spojrzała tylko z grymasem na twarzy i minęła też Anais, niemalże wpadając jej w ramię, aby dostać się do centralnego pomieszczenia.

I kolejni.

- Dużo nas tu jeszcze jest? - zapytała niewdzięcznie i trochę oschle, patrząc na jakąś rudowłosą tancerkę.

Skupiła się następnie na tym co większość...zielonej plamie. W ogóle to pomieszczenie wyglądało nienaturalnie, jakby ze snu.

- Też miałaś dziwny sen i nie wiesz jakim cudem się tu znalazłaś? - zapytała elfka kobiety, spoglądając pytająco jej w oczy.

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

20
POST POSTACI
Anais Florenz
POKÓJ PIERWSZY Kolejne osobistości. Nieznajoma postać, czy też raczej człowiek z południa w schludnej eleganckiej todze, z zadbanymi długimi włosami. Czarodziej, albo kupiec? Nie mogła być pewna, jako że był on zajęty pomaganiem elfowi, który utknął. Ten zaś rozradowany, pełny energii, wręcz wylewny, uściskał swojego wybawcę, jakby uchronił go ten przed jakimś przerażającym potworem. Spojrzała w lewo a tutaj prosze bardzo leśny elf, istna rzadkość. Idąca w jej kierunku kobieta jednak nie przypominała nędzarza, Anais aż musiała zamrugać. I to jeszcze duma i siła przez nią przemawiały. I ta postawa z włosami przypominającymi ogień dawała jej ostrego charakteru, wydawałoby się nieprzejednanego. Arystokracja? To ona jeszcze istniała pośród leśnych elfów?
Cóż, elfia arystokracja pewnie nie przepadała za kerońską szlachtą, ujmując to bardzo delikatnie. Oj mieli znacznie więcej powodów do ukręcenia im łbów niż Anais potrafiłaby zliczyć. Ustąpiła przejścia, widząc z jakim pewnym krokiem zbliża się ona do korytarzu. Mierząc się wzrokiem Anais opuściła go natychmiast, nie chciała prowokować i cieszyła się, że pytanie padło za nią, a nie w jej kierunku. A kiedy już została minięta podniosła wzrok w kierunku dwóch innych leżących postaci, wskazanych przez elfiego gadułę.
To był ten moment kiedy poczuła jak jeżą się jej włosy. Co u licha robiła tutaj Kerońska Wiedźma? Callisto Morningstar, Zakała Keronu, Plugawicielka, Tyran Nowego Hollar, Oblubienica Demonów, Profanatorka Zmarłych, Siewczyni Plag, Konkubina Robactwa- przydomki powtarzane pośród Kerończyków były niezliczone. To nie mogła być ona! Anais ruszyła biegiem zaaferowana leżącymi dwoma kobietami, czy może raczej samą wysoką elfką. Aczkolwiek sprawdziła stan obu kobiet. Oddychały i zdawały się być w identycznym letargu. Spróbowała obudzić wiedźmę szarpiąc ją nieznacznie. Spojrzała na drugą z blizną przy skroni. Nią też potrząsnęła, sprawdzając czy są w tym samym stanie. — Hmmm — Zamyśliła się na moment po czym bez zawahania podniosła rękę i siekła solidnego plaskacza dziewczynie o łagodnych rysach twarzy i ciemnobrązowych włosach. Tak że aż ręka Anais ostro zapiekła, a trzask przemierzył cały pokój. Taki obudziłby trolla, a tu bez zmian, nic. Nadal oddychająca kukła, teraz tylko z odbitym czerwieniejącym śladem na policzku. Coś było nie tak, tak bardzo nie tak. Zaklęcie? Klątwa? Korciło ją, aby sprawdzić sprawę sztyletem. A może sięgnąć magii? W końcu jeśli przemoc nie działała, to najczęściej używano jej za mało... Acz nic z tego, nie była tutaj sama.
To jakaś czarna magia! — Stwierdziła głośniej z jakimś poruszeniem w głosie, wstając znad ciał. Obróciła się w kierunku uściśniętych mężczyzn. Acz czy na pewno wciąż się ściskali?
Spoiler:

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

21
POST POSTACI
Qadir
Mężczyźni się nie ściskali… już po chwili. Po uratowaniu Krinndara ten blondyn postawił złożyć… ekhm… “męski” uścisk w stronę karlgardczyka, który bez wątpienia poczuł się zaskoczony taką hojną reakcją wschodniego elfa. Człowiek wpierw stał przez dosłowną chwilę w dyskomforcie, bo liczył w głębi duszy na rozwagę nieznajomego w tych przyjacielskich gestach. W każdym razie dość prędko mógł się przekonać, iż ten przedstawiciel odmiennej rasy zamierza utrzymać obecny stan rzeczy. Pokręcony wariat planował dostawać ciepło brodacza. Przez wyżej podane powody mag został poniekąd zmuszony do mniej przyjemnej reakcji. - Puść mnie… I weź się w garść. - Zaznaczył dobitnie w kierunku kapłana boskiej rozpustnicy, odsuwając się powoli od sylwetki młodzieńca. W razie… jakiegokolwiek oporu czarodziej wbiłby mu kciuk pomiędzy żebra… To tak dla własnego bezpieczeństwa. Widocznie nie uśmiechało się jemu tkwienie w tej dziwnej pozycji z gapiami rzucającymi oceniające niekiedy spojrzenia.

W ten sposób mógł wziąć swój kostur, który spoczął oparty o pobliską ścianę w trakcie wyswobadzania wyznawcy Krinn. Salih tym samym zwrócił więcej uwagi na pojawiającą się w przejściu Anais, a także pozostałe istoty wykraczające z przeciwnego pomieszczenia. Byli wrogo nastawieni? Wydawało się, że nie. Też byli zdezorientowani jak on sam. Po skinięciu głową na znak przywitania się z grupą w korytarzu obrócił się na pięcie, aby wreszcie zwrócić się powtórnie do Ail’ei. - To są przeklęte ziemie… Dlatego się tam właśnie wybieram… Ktoś musi. - Tak czy inaczej poprzestał na tym wyjaśnieniu. Obywatel Urk-hun miał swoje pobudki, którymi się kierował, toteż istniała spora szansa na brak… zaufania wobec wielu z nich. Nic dziwnego bacząc na zaistniałą sytuację, prawda? - Magia czy nie to dowiemy się o tym już niedługo… - Dodał do słów panny Florenz, rozglądając się bliźniaczo podobnie jak reszta w przedsionku kilku pokoi.

Jak to wyglądało z perspektywy czarnoskórego czarownika? Do jego nozdrzy doszedł słaby zapach zielonej plamy, aczkolwiek bardziej zainteresowany był… tajemniczymi drzwiami niebędącymi źródłem humanoidalnych osobistości. Zbliżył się do środkowego progu z… delikatnymi hałasami skrytymi za grubą warstwą drewna oraz kamieni pod postacią odbijających akustykę elewacji. Miarowo, lecz bez ceregieli zapukał przy pomocy kija w przejście. Co się stanie? To coś rzuci się na nich po rozwaleniu drzwiczek? W razie braku reakcji niewidzialnego bytu stopniowo nacisnąłby na klamkę z chęcią ostrożnego zajrzenia do wnętrza groty. Nadal wykonywał te czynności za pomocą medium będącym ów bronią drzewcową z klejnotem na głowicy. Ciekawość okaże się zgubną? Czas to sprawdzić.
Spoiler:
Obrazek

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

22
POST POSTACI
Krinndar
- Paria? - Znajomy głos kazał Kirnndarowi nieco poluźnić uścisk na czarnoskórym mężczyźnie, ale nie puścić całkowicie! Znał przecież Parię, nie tylko z jej występów, ale również z... no właśnie? Kiedyś musiał z nią rozmawiać, widzieli się, ale... bogini! Musiał być wtedy bardzo pijany lub pod wpływem czegoś innego, skoro nie pamięta! - Paria, też tu jesteś?! Kochana, ja nie do końca wiem, co tu robię! I kim jest ten mężczyzna! Ale mnie uratował, to mój bohater. - Dodał z emfazą, po raz kolejny przyciskając twarz do ramienia Qadira. Był ciepły. Było przyjemnie, chociaż śmiesznie pachniał.

Przynajmniej ktoś zajął się budzeniem leżących, czy też sprawdzaniem, czy żyją. Krinndar był jednak pewien, że jego bogini, chociaż daleko jej było do domeny śmierci i zimna, nie pozwoliłaby, by jej najgorliwszy wyznawca był świadkiem zamarznięcia tamtej dwójki. Przecież takie rzeczy się nie zdarzały. Musieli po prostu... twardo spać.

- O, dobra Krinn! - Zawołał z trwogą, słysząc, że to czarna magia. Czyli był to magiczny sen? To lepsze od śmierci! Nie pomyślał nawet, by zakwestionować słowa nieznajomej. - Może jeśli uratujemy drzewko, wszystko będzie w porządku? Aj, aj, aj! - Wsadzenie kciuka pod żebra nie było przyjemne, ale z pewnością skuteczne. Kiri odskoczył od Qadira. - To bolało! Ja już jestem spokojny! Jestem spokojny!

Krinndar nie był spokojny. Działo się zbyt dużo, otaczali go obcy, ktoś bawił się czarną magią i do tego było zimno, a drzewko wciąż nie było ocalone. Ale gdzie to drzewko mogło być?! Dlaczego w ogóle zależało mu na tym drzewku?! Ach, tak. Bo w innym przypadku przyjemność miała zniknąć, a to było niedopuszczalne. Musiał postarać się dla bogini!

Odrzucony przez maga i swojego bohatera, postanowił udać się do jedynej osoby, którą tu znał: Parii. Przecisnął się przez korytarz, manewrując między zniszczonymi przedmiotami i bardzo, ale to bardzo starając się powstrzymać narastającą panikę. Chłopak pochylony nad zielonym niewiadomym w ogóle nie poprawiał sytuacji! Czy nie łatwiej byłoby udać, że tej zielonej mazi wcale tu nie było?! Nagiąć rzeczywistość pod siebie, modlić się do Krinn, by sprawiła, by ten śluz wcale, ale to wcale nie miał znaczenia?! To nie było dobre miejsce! Nie powinien się tu znaleźć! Poza tym... śnieg?

- To jest śnieg? - Zapytał, niemal powtarzając po Parii. Chłodny powiew nie był przyjemny, ale nowe zjawisko było o wiele ciekawsze i o wiele bezpieczniejsze. - Na dobroć Krinn! Nie sądziłem, że będzie taki mokry i zimny! Jest tego więcej?

Mijając Parię, podszedł do częściowo zniszczonych drzwi i spróbował je otworzyć. Miał już w tym wprawę i wiedział, że lepiej nie używaj całej siły, by i tych nie wyrwać z zawiasów! Tym razem może już nie uzyskać pomocy!!

- Halo, ktoś tam jest? - Dopytał, otwierając, bo coś kotłowało się po drugiej stronie. - Potrzebujemy pomocy!
Spoiler:
Obrazek

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

23
POST BARDA
Qadir

Pukanie pozostawało bez odpowiedzi. Ot, jakby nikogo tam nie było. Przynajmniej nic nie planowało pochłonąć naszego czarnego przyjaciela. Może to i lepiej? Podobno tacy, jak on zawsze giną pierwsi we wszystkich przedstawianiach teatralnych, gdzie wystawiania jest sztuka grozy. I nikt z artystów nie potrafi wyjaśnić tego dziwnego fenomenu, dlaczego innym tak się podoba ten fragment.
Drzwi oczywiście się otworzyły i pierwsze to zobaczył to wielki, leżący na ziemi czerwony płaszcz z białymi wstążkami. Gruby, ewidentnie zimowy. Nieco dalej zauważył czapkę z pomponem. W tej samej kolorystyce. Odsuwają drzwi dalej, zauważył krew na podłodze blisko łóżka. Odchylając drzwi całkowicie, mógł znacznie lepiej przyjrzeć się pokojowi. Było to połączenie sypialni z warsztatem rzemieślniczym, głównie stolarstwo i rzeźba w drewnie. Wielka szafa, kominek i parę innych rzeczy, jak w typowym domu. Stolik, książki, kubek. Ogień w kominku dogasał. Ktoś tu kiedyś mieszkał, bo łóżko było pościelone, ale pościel w nieładzie, jakby ktoś został siła wyciągnięty z niego. I oczywiście, wszystkie narzędzia zniknęły.

Krinndar:

Tym razem drzwi nie wypadły z zawiasów. Nic je nie trzymało. Po twarzy uderzył go zimny wiatr i śnieg, a kiedy już przyzwyczaił się bardzo szybko, mógł dojrzeć otaczający ich teren. Pełno śniegu, kilka drzew świerkowych, Góry widoczne w oddali, gwieździste niebo i zorza polarna. Widok ten mógł zapierać dech, bo dostępne były jedynie w najdalszych zakamarkach północnej części Herbii. Zgodnie z wizja, która ich prowadziła w takie rejony. Widok ten był jednak magiczny, przyciągał wzrok. Jak już Krinndar przestał rozglądać się po niebie w oddali, mógł zauważyć coś więcej. Samotne, zniszczone drzewo, które wydawało się centralnym miejscem w tej okolicy. Dla jego wrażliwego serca był to smutny widok. Było za ciemno, by dojrzeć więcej szczegółów, ale mógł przyjrzeć się, kto robił takie zamieszanie. Dziwna istota "bawiła się" przy pomocy siekiery rozwalając jakieś ozdoby. Głos elfa spowodował, że odwróciła się ku niemu i spojrzała w jego ślepia. Była niska, nie dochodziła wzrostem do jego kolana nawet.
Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

24
POST POSTACI
Callisto
Kolejny raz przyszłość magii stanęła pod znakiem zapytania. Niepojęta przez Callisto anomalia skłoniła ją do zgłębienia tego problemu, wszak bez magii nie mogła ochronić swojego miasta, ale także siebie i najbliższych. Niechętnie podjęła wodze i na złamanie karku pędziła tam, gdzie wiódł ją magiczny zmysł. A gdy już czuła, że zbliża się do źródła problemu, wtem zapadł mrok.

***

Obudziła ją wilgoć, piekący w nozdrzach kurz i szarpanie... Otworzyła ociężale oczy, spojrzała na otaczającą ją brudną, zapomnianą izbę. Zasypana kurzem i pełna pająków, była to dokładnie taka noclegownia, na jaką jej towarzysze zasłużyli, ale nie ona. Z wstrętem potrząsnęła swoimi rozczochranymi, kruczymi włosami, które wyglądały jak jeden wielki snop siana. Elfka była przyzwyczajona do elegancji i wysokiego standardu, ale tu, wśród tego plugawego otoczenia, odczuwała tylko wstręt. Przeczesała długimi paliczkami czuprynę, doprowadzając jej stan do względnej przyzwoitości. Zamaszystym ruchem otrzepała też czarną togę, która była niemal kultywacją jej statusu wyższości nad resztą drużyny. Dzięki niej kiedyś emanowała potęgą i majestatem. Teraz musiała uważać, aby jej ozdobna odzież nie dotknęła żadnej połamanej deski czy kamienia, które niemal wszędzie otaczały ją w tej brudnej piwnicy.

Niebawem po pionizacji, wzrok ulokowała na dziewczynie średniego wzrostu. Krótkowłosa czarnulka znęcała się wtenczas nad nieprzytomną kamratką, trzaskając w jej lico, jakoby ubijała kotlety na wykwintną wieczerzę. Nie znała jej, wyglądała jednak jak każda biedna keronka ludzkiego pochodzenia, czyli obrzydliwie. Nie pozostało zatem nic więcej, jak tylko odstąpić od niej.

Wyłamane drzwi, dzikie wycie wschodniego elfa i na dobitek głosy zza ściany, które z pewnością nie należały do towarzyszy, z którymi wpadła w tę farsę.
Nowe stado dziwolągów - pomyślała, mknąc ku miejscu, z którego dobiegała ta żywa wymiana zdań.

Bezszelestnie, ukradkiem, unosząc z lekka wlekącą się po ziemi togę, pokonała framugę. Dokładnie tą samą, którą Krinndar pozbawił drzwi. Nie pragnęła zwracać na siebie uwagi. Nie musiała. Oblizawszy spierzchnięte usta, analizowała ułożenie korytarza i obecnej w nim zgrai. Mocnym spojrzeniem dokładnie wszystkich zmierzyła, wykonując precyzyjną ocenę każdego z nich. Elfy, ludzie różnej maści - zrobiło się bardziej kolorowo niż w Nowym Hollar za jej rządów.

Jakaś ludzka miernota kontemplowała nad breją przypominającą wymiociny trolla. Dalej koło adoracji śniegu i - jak się zdawało - kompetentny osobnik, badający istotę dość solidnie osadzonych wrót. Callisto co prędzej wyminęła powierników. Zwracając uwagę na stertę rozrzuconych pod nogami śmieci, dotarła pod zaśnieżone drzwi, ignorując przy tym badającego gluty mężczyznę. Stanęła ramię w ramię z Krinndarem, skupiwszy wzrok nie na otoczeniu, a dziwnej istocie z orężem w ręku.
- Zabijmy ją - rzuciła beznamiętnie do wschodniego elfa.

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

25
POST POSTACI
Elian
Wspomnienia przemykające przez umysł młodego maga wzbudziły w nim dziwne uczucie niepokoju. Nie był w stanie stwierdzić skąd pochodziły i co miałyby oznaczać. Trudno było znaleźć sensowne powiązanie między obrazami, a sytuacją, w której się znaleźli. Przez większość życia starał się odwoływać do logicznego myślenia oraz zdobytej wiedzy. Tutaj niestety nic się nie kleiło, co sprawiało, że to nieznośnie uczucie niepokoju nie mogło go opuścić.

Od momentu, gdy wyszli na korytarz, wszystko działo się bardzo szybko. Tyle osób, tyle słów, krzyków i wciąż to okropne uczucie nudności, które choć powoli zaczynało słabnąć, to nadal nie pozwalało Elianowi wziąć się w garść i sensownie reagować na to co się dzieje. Nie pomagała także jego nie więcej niż przeciętna zdolność do wchodzenia w interakcję z obcymi. Spojrzał w kierunku pozostałych. Różnego rodzaju elfy, czarnoskóry facet, ludzie, z których zachowania i słów można było wnioskować, że są jakkolwiek znanymi bardami czy kimś w tym rodzaju. Zdał sobie sprawę, że w tym całym zamieszaniu jego prośba o wyjaśnienie sytuacji została zignorowana, a spotkane osoby zajęły się sobą. Wiele wskazywało na to, że część z nich miała już wcześniej ze sobą do czynienia.

Do jego uszu doszły dźwięki dobywające się zza drzwi. Próbował nasłuchiwać, jednak zamieszanie jakie wywoływali pozostali skutecznie utrudniało identyfikację odgłosów. W tym samym czasie nadbiegł elf i pchnął dziurawe drzwi. Z perspektywy maga można było dostrzec śnieg. Był raczej typowy dla północnych krain, w których Elian nigdy nie był, bo nigdy nie opuścił Archipelagu. Młody mag miał ochotę się odezwać, zareagować, jednak wcześniejsze zignorowanie przez grupę sprawiło, że język uwiązł mu w gardle. W tym samym momencie przemknęła obok niego elfka w czarnej todze, która zupełnie zdawała się nie zwracać na niego uwagi. Gdy usłyszał jak ta proponuje zabójstwo, jego ciało przeszedł dreszcz. Zrobił krok w ich kierunku i zobaczył jakąś postać stojącą pośród mroźnej nocy, która wymachiwała siekierą robiąc miazgę z ozdób.
Obrazek

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

26
POST POSTACI
Anais Florenz
Zignorowana raz, drugi, a teraz trzeci, kiedy to wiedźma wstała i ruszyła jakby natchnienie pochodzące skąd inąd jak ze snu pchnęło ją od razu na korytarz i do reszty. Ciemnoskóry i wyznawca Krinn również poszli, jakby wiodło ich coś więcej, aniżeli przypadek. Zwłaszcza po słowach przytulaśnego efla szło wywnioskować, że każdy miał jakiś powód, aby tutaj cokolwiek robić. "Uratować drzewko!", jakieś tfu elfie rytuały, przeklęty Loliusz i jego wielbiciele chwastów. Wyglądało to jakby każda obecna osoba była w swoim śnie i liczył się tylko ten pęd, który pcha cię na kolejne sceny. Każdy w końcu był bohaterem w swoim życiu, a demon widać potrafił być przekonujący w tej kwestii.
Bycie tłem odpowiadało Anais bardzo, lepiej być nie mogło. Martwiła się, że kerońskie szaty staną się w takiej sytuacji zgubne, acz mieszanka osobistości i okoliczności była tutaj zbyt wybuchowa, aby czyniło to jakąś różnicę. Wyglądało to na środek jakiejś popapranej imprezy, równie dobrze mogłaby być w przebraniu błazna. Spojrzała raz jeszcze na wciąż i jedyną śniącą kobietę i spokojnie ruszyła na korytarz, chcąc się przyjrzeć działaniom reszty.

Najpiękniejsze w tym wszystkim było to, że jeszcze nikt sobie nie rzucił do gardła. Anais czuła pod skórą, że to się może bardzo szybko zmienić. Dostrzegła śnieg w korytarzu i ogólne poruszenie gawiedzi. Przemknęła sobie jakby nigdy nic za ciemnoskórym elegancikiem, aby dostrzec kilka niepokojących detali w trzecim pomieszczeniu tego zakładu — Porwanie? — Zapytała tego kto odważył się tu wejść pierwszy. Sama zaś schyliła się po czapkę z pomponem i po czerwony płaszcz. Cóż na dworze będzie cholernie zimno, a to cóż wyglądało na ciepłe mogło się przydać. Czapkę założyła, a płaszcz złożyła pod pachę.

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

27
POST POSTACI
Paria
- Wszystko będzie dobrze. Zaraz się... dowiemy, co tu się dzieje - Paria spróbowała uspokoić zestresowanego Krinndara, którego jego bohater wcale nie chciał przytulać dalej. Uśmiechnęła się do niego ciepło, wcale nie czując się tak pewnie, jak sugerowały jej słowa i mimika. Ale czyż nie tym zajmowała się na co dzień? Zakładaniem odpowiedniej maski, która miała przekazać publiczności właściwe emocje? Jeśli dzięki temu elf miał poczuć się lepiej, Libeth mogła postarać się przynajmniej dla niego.
Widok, jaki rzucił się jej w oczy, gdy wychyliła się w bok i zerknęła w kierunku drzewa gdzieś pod pachą Kiriego, sprawił, że na moment zamarła. Nigdy w życiu nie widziała czegoś takiego. Cały krajobraz pokryty bielą, jaka nawet się jej nie śniła. Objęta własnymi ramionami, wbijała zszokowane spojrzenie w hałdy śniegu, lśniące pod rozgwieżdżonym niebem.
Dopiero potem, gdy jej wzrok padł na stworzenie, skaczące wściekle pod drzewem, trochę wybudziła się z odrętwienia, a do niej dotarło, że chyba powinna bardziej skupić się na chwili obecnej, niż na zachwycaniu się widokiem, obecnością innego sławnego barda, jakiego nie sądziła, że kiedykolwiek spotka, czy innymi totalnie nieistotnymi rzeczami. Wyprostowała się i rozejrzała po zebranych, dostrzegając także tych skupionych na kolejnym pomieszczeniu, jakiego ona wcześniej w ogóle nie zauważyła. Zdecydowanie musiała wziąć się w garść. Usłyszała propozycję tajemniczej kobiety, a potem zobaczyła minę mężczyzny, obok którego się obudziła i mogła tylko dojść do wniosku, że choć nie powiedział ani słowa, w zupełności się z nim zgadzała. To nie był piękny sen, to było jakieś odbicie w krzywym zwierciadle, które mogło zarówno być wymysłem jej wyobraźni, jak i rzeczywistością. Nie wiedziała, czy chce ryzykować podejmowaniem głupich decyzji.
Wycofała się o dwa kroki i podeszła do Eliana, wsuwając mu rękę pod ramię.
- Nie musimy się w to angażować - powiedziała cicho. - Nie jesteś wojownikiem, najemnikiem, prawda? Ja też nie. Niech oni robią co chcą - uniosła na niego zdeterminowane spojrzenie swoich jasnych oczu. - Nie jesteśmy już na Archipelagu. Możemy poczekać, aż to stworzenie... zniknie. Weźmiemy Kiriego i spróbujemy stąd uciec, znaleźć drogę do jakiegoś... miasta, może portu, znajdziemy statek, zabierze nas na wyspy.
Obrazek

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

28
POST POSTACI
- Ooooh...

Krinndar potrzebował chwili, bo gdy otworzył drzwi, okazało się, że nie tylko chłód, który uderzył go w twarz, jest czymś nowym. Cały teren, jak okiem sięgnąć, pokrywał biały puch, tak niespotykany na Archipelagu, tak nowy dla elfa, który nigdy nie opuścił wysp, nie licząc trwającego kilka tygodni wypadu na morze. Nie tylko to było nowe, bo i świerki w takiej ilości były egzotyczne, lecz największe wrażenie na Kirim i tak zrobiła łuna na niebie. Elfik niemądrze otworzył usta, wychodząc na kilka kroków za drzwi i zadzierając głowę, by jak najlepiej chłonąć piękno zorzy. Zapomniał już nawet o objęciach maga, który nie chciał przytulać go ani chwili dłużej.

- Widzieliście?! Paria, widziałaś?! Dobra Krinn, dziękuję za twoje błogosławieństwa! - Cieszył się, na moment wznosząc ręce ku niebu. Zaraz jednak je opuścił, aż do ziemi, by nabrać w dłonie trochę śniegu. - Bogini! Jaki zimny! - Zawołał z radością godną małego dziecka. - Nigdy nie widziałem nic tak zimnego!

Wyrzucił biały puch z rąk, w powietrze, i otarł dłonie o własne ubranie, pozbywając się resztek mroźnego cudu. Dopiero wtedy dostrzegł martwe drzewo, a przy nim stworzenie, które rąbało ozdoby. Maluch tak go zaabsorbował, że zapomniał na moment o misji ratowania drzewa.

- Hej, dzień dobry! - Krinndar zawołał do brzydactwa, szczerze pozytywnie nastawiony do wszystkich i wszystkiego. Nawet uniósł dłoń, by pozdrowić skrzata. To, co go jednak zaszokowało, to słowa wysokiej, groźnie wyglądającej elfki, która proponowała zabójstwo. Aż poczuł, jak coś zakuło go w piersi! - Co?! Nie! Tak nie można! - Zawołał, wyskakując na przód i stając przodem do kobiety, odwracając tył do potworka. Rozpostarł ramiona. - Tak nie można! Na dobrą Krinn, nie pozwolę ci!
Obrazek

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

29
Ail'ei podeszła do drzwi wychodzących na zewnątrz, stając obok wschodniego elfa i niesławnej Callisto. Widok skrzata z siekierką był co najmniej niepokojący, ale musiała przyznać wiedźmie rację.

- Zgadzam się z nią, stwarza zagrożenie, trzeba go zabić.

Ail nie była skora zwykle do tak bezpośredniej przemocy, ale to był jaki szkodnik, nie wyglądał ciekawie i tym bardziej nie zachęcał zachowaniem do rozmowy.

Elfka wyciągnęła broń, szykując się do załatwienia sprawy.

- Zejdź z drogi...daleki kuzynie.

Zwróciła się do wschodniego elfa.

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

30
POST POSTACI
Callisto
Callisto, w swojej złośliwej naturze, nigdy nie odpuszczała okazji do szukania rozrywki kosztem innych istot. Jej sadystyczna dusza zawsze trwała w próbach znalezienia nowych, ekscytujących dróg, aby sprawić cierpienie innym istotom. Leśny skrzat był idealną kukiełką do nadchodzącego teatrzyku cierpienia. Stwarzał zagrożenie dla ich sprawy. Przez jednych zwaną ochroną drzewka, innych zaś - ratowaniem magii. Mogło wydawać się, iż unicestwienie zagrożenia będzie dobrym pomysłem, lecz nie dla histrionicznego elfa ze wschodu.

I kiedy Kirim wyraził swoją dezaprobatę wobec jej pomysłu, Callisto poczuła gigantyczną frustrację i złość, obracającą się w jej głowie. Jak śmiał odważyć się sprzeciwić jej pomysłowi? Jak odważył się stanąć na drodze do szybkiego opuszczenia tej dziury? Przełknęła ślinę, a gardziel zadrżała teatralnie. Jak mógł być tak głupi? Przecież to tylko skrzat niszczący spróchniałe drzewo, którego życie nie ma żadnej wartości. Czy nie powinien był podziwiać jej inteligencji i kreatywności, zamiast stawić się po stronie niewinności tego maleńkiego skrzata? Wbrew poczuciu swojej wyższości, Callisto musiała zdawać sobie sprawę, że nie wszyscy podzielali jej sadystyczne upodobania. Istniały inne, osobliwe istoty, które wybierały drogę miłości do natury i troski o wszystkie jej stworzenia. To było poza zrozumieniem dla kruczoczarnej wiedźmy. Jednak, w tym momencie, gdy drugi elf miał odwagę sprzeciwić się jej grze, Callisto zauważyła coś dziwnego. Jego oczy błyszczały odwagą i determinacją. W jego myślach było widać poświęcenie, które przerażało wiedźmę.

- Jeśli ta zielona karykatura zetnie drzewo, ty będziesz temu winien - odparła, kładąc dłoń na ramieniu elfa w pełnym pożałowania stylu.

Być może była to pierwsza chwila, w której Callisto przekonała się, że jej czyny nie są jedynym sposobem na rozwiązywanie problemów. Być może napierałaby bardziej, gdyby nie osoba pięknej rudowłosej elfki. Callisto patrzyła na kobietę z zaciekawieniem. Jej grube rudowłose loki falowały delikatnie na wietrze, a zielone oczy zalane były pewnością siebie. Podziw dla tej chcącej zabić skrzata elfki, wznosił się w sercu Callisto. Była gotów wspierać ją w walce i docenić ją za to, że postanowiła zająć się tak ważną sprawą, która dla wielu innych pozostała nawet poza sferą wyobraźni. Wszak większość zgromadzonych zachowywała się jakoby przygotowano im wieczorek zapoznawczy. Cel był zgoła odmienny - przywrócić stabilność magii. I jeśli ceną za to było skrócenie skrzata o głowę, tak musiało się stać.

- Rozsądnie - skwitowała słowa elfki o ognistych włosach. Z przeplecionymi we wstęgę na piersi rękoma dodała - Nie wiemy, dlaczego tutaj jesteśmy. Wiemy zaś, że magia, która tętni w żyłach wielu z nas, powoli umiera. Bogobojni - wzrok ulokowała na Kirim - doświadczają wizji o niknących drzewach. A pod jednym z nich biega rozszalały skrzat, dzierżąc w dłoniach siekierę. Wiemy, co należy uczynić. - ostatnie słowa kierowała do wszystkich ją otaczających, bez wyjątków.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Księga niesamowitych opowieści”