Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

31
POST POSTACI
Elian
Gdy mag przyglądał się ubranej w czarną togę elfce, nagle poczuł jak ktoś bierze go pod ramię. Odwrócił się i zobaczył twarz kobiety, która była razem z nim pokoju. Jej propozycja była całkiem sensowna w szczególności, że cała sytuacja zakrywała na jakieś szaleństwo. Nikt nie wiedział gdzie jesteśmy, co się dzieje, czy co to za skrzat. W tym samym momencie nadciągnęła kolejna elfka, która wtórowała Czarnej Todze w zamiarze eksterminacji stworka. Przed nimi stał blond włosy elf, który próbował je powstrzymać.

- Masz rację, nie jesteśmy na Archipelagu. - zaczął. Próbował na nowo ocenić sytuację i skonfrontować słowa kobiety z tym co do tej pory widzieli - Stworek stworkiem, jednak nie wiem czy jesteśmy w stanie zniknąć stąd. Jak można wyruszyć, gdy nie wiadomo w którą stronę do domu? - zapytał mając także świadomość, że znalezienie drogi to jedno, ale uniknięcie ewentualnych niebezpieczeństw, w tym Czarnej Togi, która nad wyraz ochoczo pozbywa się obiektów może nie być najłatwiejsze. - Myślę, że musimy się dowiedzieć co nas tu wszystkich przywiodło. Wygląda jakby każdy miał jakiś cel. Każdy z nas nie przybył tu, a raczej pojawił się w niewyjaśnionych okolicznościach. Trudno znaleźć coś co nas łączy. Niektórzy się znają, ale są też takie osoby jak ja, które nie znają nikogo, więc wspólna przeszłość nie może być tutaj mianownikiem. Musi być coś co jest kluczem do znalezienia sensu w tym całym zamieszaniu. Gdy go znajdziemy, będziemy mogli pójść dalej lub zwyczajnie się stąd ulotnić. - wyjaśnił swój tok rozumowania kobiecie, która wciąż trzymała go za ramię. Swoim wzrokiem obserwował to co się dzieje. Plan mordowania stworka sprawiał, że włosy się mu jeżyły na głowie. Ostatecznie było w tym dużo racji, że żaden z niego wojownik.
Obrazek

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

32
POST POSTACI
Qadir
A ten osobnik poniekąd poszedł własną ścieżką. Co prawda Anais wyminęła jego sylwetkę, aby zabrać odzież wierzchnią w barwach świąt, aczkolwiek maga ubranego w błękit interesowało coś zupełnie innego. Czy dojrzał drzwi prowadzące na podwórko, gdzie czaiło się drzewo z tym… czymś? Owszem, kątem oka miał prawo to wyłapać. Tak czy inaczej, postanowił przebadać swoistą sypialnię w tym budynku. Po stopniowym, lecz pewnym ruchem barków oraz kostura uchylił próg na jego maksymalny zakres udostępniony przez zawiasy. Widok krwi nie napawał optymizmem. To na pewno. Ktoś kogoś… zamordował? Dokąd te plamy prowadziły poza pryczą? Cokolwiek się tam znajdowało, nie mogło być przyjaźnie nastawione. Przydałaby się czarnoksiężnikowi asysta. W końcu nie miał zbyt dużych możliwości, biorąc pod uwagę osłabione moce magiczne.

Wziął głęboki oddech, zanim ostrożnie przekroczył przez wrota do nietypowego miejsca spoczynku… wiecznego? - Wolałbym, aby nikt nas nie zaskoczył zza pleców… Jak chcecie kogoś zabijać na zewnątrz, to wpierw przygotujcie konkretny plan. - Bacznie oczami obserwował otoczenie, choć sił mu zabrakło na zrobienie czegoś więcej. To tak jakby… każda podjęta akcja zabierała mu resztę wigoru, toteż potrzebował paru chwil na dojście do siebie. Ze względu na podniesiony stres związany z odkryciem posoki czy też miejsca mordu, nie zdołał uchwycić, kto konkretnie za nim się znajdował. Może nieznajoma kobieta po prostu go opuści po wzięciu tego płaszcza z czapką? - Może ktoś mnie ubezpieczać? Mówię poważnie… Nie chcemy zostać napadnięci z dwóch stron… Jest tu sporo śladów zabójstwa… - Szczegóły przekazałby zainteresowanym, o ile tacy się znajdą. Chyba że wszyscy już pchali się do wyjścia z lokum. Czy znajdzie się ktoś rozważny? Nie znał ich imion poza leśną elfką, więc ochotnik byłby bardziej niż mile widziany. Kostur w dłoni mówił mu jedno — trzymaj mnie przed sobą. Ktoś lub coś ma prawo wyskoczyć na ciebie. Wszak taki warsztat z częścią mieszkalną oferował znaczne kryjówki do rozpoczęcia skutecznej ofensywy.
Obrazek

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

33
POST POSTACI
- Na miłość Krinn! Nie pozwolę wam!

Krinndarowi w ogóle, ale to w ogóle nie podobało się to, co mówiły te kobiety! Czy kobietki nie powinny być grzeczne, miłe, ułożone? Jego mama Livia często powtarzała, że dziewczynki były łagodniejsze od chłopców! Tymczasem tutaj okazywało się, że jest zupełnie odwrotnie. Elf rozłożył ręce jeszcze szerzej, zaraz jednak je opuścił, gdy podeszła do niego elfia wiedźma.

Callisto przerażała go, chociaż sam nie wiedział, dlaczego. Była przecież taką ładną panią. Przysunął się do jej boku, bo bliskość pokonywała wszystkie uprzedzenia.

- Musimy ocalić drzewo! - Pisnął, przypominając sobie sen, który przyśnił mu się tuż przed pojawieniem się w tej dziwnej, śnieżnej krainie. - Musimy! To nasza jedyna nadzieja!! Ale nie musimy przy tym nikogo zabijać... Pozwólcie mi z nim porozmawiać, a jeśli się nie uda go przekonać do zostawienia drzewa, to... to go złapiemy? - Zaproponował z wahaniem. Nie miał pojęcia, jakie są konsekwencje uszkodzenia drzewa, ale wiedział, że nie mógłby ze sobą dalej żyć, gdyby pozwolił zabić skrzata! - Proszę?
Obrazek

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

34
POST POSTACI
Anais Florenz
O! A wiesz, że wszyscy są zajęci na zewnątrz? — Odezwała się na pierwszą reakcję wobec niej, czy może raczej mężczyzna w eleganckiej todze mówił do reszty w korytarzu? Wskazywało na to, że się nie zdematerializowała, chyba. — Skoro uważasz, że coś nam grozi... — Stwierdziła, po czym wyjęła sztylet, ujęta nagłą ostrożnością osobnika. Uposażona w czapkę na głowie, złożony płaszcz pod lewą pachą i sztylet w prawej ręce zbliżyła się do ciemnoskórego, wyszukując podobnie jak on kogoś ukrytego w pomieszczeniu gdzie najwidoczniej dokonano porwania bądź morderstwa. Były tylko ślady krwi i te przedmioty które podniosła.
— Tak, widzę... — Odparła na wzmożoną ostrożność i spostrzeżenia. Podłapała być może paranoję, albo błysk intuicji, kto wie? Acz przezorność w nieznanym była racjonalna i zachowanie Karlgardczyka ocuciło Anais z flegmatycznej postawy wywalenia na wszystko dookoła.
Spoiler:
Ostatnio zmieniony 27 gru 2023, 19:27 przez Tag, łącznie zmieniany 1 raz.

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

35
POST POSTACI
Ail’ei Lúinwë
Wschodni elf zachowywał się...irracjonalnie, gdy Ail'ei spoglądała na niego. Zbyt długo przebywał z matką, albo ma nie po kolei w głowie. A gdy przytulił mroczną wiedźmę? Nie mogła ukryć rozbawienia i zaśmiała się krótko, aby potem szybko zasłonić usta dłonią. Strażniczce rzadko się to zdarzało i aż sama zastanawiała się, dlaczego ją to rozbawiło. Jednak nie codziennie spotyka się legendę owianą złą sławą, przytulaną przez...jak w ogóle określić tego wschodniaka?

Kiedy on skupił się jednak na Callisto, Ail wystąpiła kilka kroków w przód, zdjęła łuk i nałożyła strzałę na cięciwę. To trwało sekundę góra dwie, przecież była gwardzistką i takie rzeczy były u niej pamięcią mięśniową. Nie zastanawiała się, po prostu działała zanim młodociany elf jej przeszkodzi. Napięła łuk i wypuściła strzałę w kierunku goblina, od razu szykując drugą, gdyby ten postanowił zrobić jakimś cudem unik. A gdyby to zrobił, wypuściłaby jeszcze dwie w jego kierunku.

O Mrocznej Wiedźmie słyszała nawet ona...ale nie wydawała się taka straszna. Może to fakt, że pierwsze co zaproponowała to zgładzenie go...ale tak samo postanowiła i Strażniczka. Obie zdawały sobie sprawę z zagrożenia jakie niesie i tylko one były gotowe odebrać komuś życie, bez zbędnych pytań. Reszta nie wydawała się do tego zdolna, a czas grał istotną rolę.
Spoiler:

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

36
POST POSTACI
Callisto
Callisto patrzyła na Krinndara pełna wstrętu. Kolejny sprzeciw. Jej brwi, marszcząc się, dodawały grozy już i tak nieprzychylnemu spojrzeniu, a oczy przepełniał gniew. Od lat żyła w cieniu swego własnego niezadowolenia, kompleksów i zepsucia. Władza, którą tak zagorzało pożądała, była przez nią uwielbiana. Pragnienie władzy było zarzewiem jej ognistego gniewu, który narastał z każdą kolejną dezaprobatą. Nie była jednak w Nowym Hollar pośród popleczników. Otaczali ją obcy ludzie, których poczynań nie mogła przewidzieć, dlatego powściągnęła się od napaści. Wtem elf przysunął się do jej boku. Przekroczono strefę komfortu, ale przeto mogła przyjrzeć się mu dokładniej. Ciemne srebrzyste włosy i błyszczące piwne ślepia przypomniały syna. Leariza lub Ziraela, tego ślepego. Białe kaczątko, przeciwieństwo Callisto. Coś tak czystego i niewyobrażalnie dobrego. Nie miała pojęcia, jakim cudem takie dobro mogło narodzić się z jej łona. A Krinndar był tak bardzo do niego podobny. Wzdrygnęła niezauważalnie, nie mogła poddać się temu uczuciu. Tej nucie niepojętego ciepła, która biła z każdego słowa oraz gestu mężczyzny. Machnęła togą tkniętą srebrnymi wzorami wplatanymi w mroczne tkaniny. Pierwszy, drugi i trzeci krok w tył pozwoliły zbudować dystans, eliminujący tę niezręczną bliskość. Jej krok był lekki, tak jakby wylądowała na ziemi z jakiejś krainy z dala od tego świata.

W tym właśnie momencie wiedźma postanowiła wkroczyć do akcji. Bacznie obserwowała próbę zneutralizowania kreatury. Była gotowa zapewnić Ail’ei pomoc w trudnej chwili. Na wypadek, gdyby chybiła celu. I chociaż magia ostatnimi czasy bywała nieprzewidywalna, jak rządy tego ignoranta Aidana, musiała działać. Mamrotała zaklęcie pod nosem - Callvorio le Confringo. Lodowy wicher powoli zbierał się wokół wiedźmy, a zimne opary unosiły się z jej dłoni. Magia wypełniała powietrze. W każdej chwili mogła wystrzelić lodowaty ładunek w powietrze, rozbijający się na tysiące grotów i zatapiający skrzata w srogim mrozie. Jeśli siły nie osłabną, zaś magia nie zdradzi. Nic nie było pewne.

Spoiler:

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

37
POST POSTACI
Arno
Najpierw ta wymiotująca dziewczyna, potem "porywaczka-piosnekarka", a po nich niemal wszyscy ot tak opuścili pomieszczenie bezceremonialnie mijając mieszańca. Ten zaś, wciąż zbyt zaaferowany tym, że mógł przecież zostać porwany przez tę bandę odskakiwał tylko, gdy raz po raz ktoś zanadto się zbliżył. W końcu... zostali sami w pokoju - on i ten wygadany przyjemniaczek, który przedstawił się nazwiskiem "Birian". Nie było to wymarzone towarzystwo dla zielonego, więc postanowił, że nie spędzi z nieznajomym więcej czasu niż trzeba. Wyszedł, po prostu. Gdzieś w międzyczasie niechętnego zerknięcia ukosem na brodacza, a przekroczeniem progu komnaty Arno postanowił w duchu, że porzuci gdybania i wątpliwości w zakresie wszystkich tych tajemniczych osobistości oraz dociekania powodu, czy sposobu znalezienia się w tym miejscu. Zbyt wiele możliwości, zbyt wiele niewiadomych, żeby nieustannie się tym przejmować. Fakty były banalnie proste: chciał uniknąć wszelkich kłopotów i jak najszybciej wrócić do cichego zajazdu, ot cała filozofia.

Na korytarzu zastała go już cała śmietanka kolejnych gęb, które nic mu nie mówiły. Wschodni elf, leśny, wysoki, ludzie... o, Karlgardczyk.

Czołem, Salih! — rzucił jakby ich ponowne spotkanie było czymś najzwyczajniejszym pod słońcem. Dostrzegł jednak, że znajomego coś wielce zajmowało, toteż postanowił nie wdawać się w dyskusję. Kątem oka zauważył również dziwną istotę stojącą na zewnątrz z siekierą w ręce. Trochę jakby jego ziomek od strony ojca, goblin, acz o wiele paskudniejszy. Trwało jakieś starcie, jakkolwiek póki nikt nie zawracał sobie głowy Vergiem ten zajrzał jeszcze do drugiego pomieszczenia. Tam, ku zdziwieniu, ujrzał jedną, osamotnioną osóbkę. Brunetka, dość wysoka i jak się zdawało kompletnie nieprzytomna. Podszedł bliżej.

Hej... — zaczął dość nieśmiało w miarę zbliżania się — Hej! Hej, do ciebie mówię, małolata! — zero reakcji.

Mężczyzna uśmiechnął się w sposób iście makiaweliczny, rozejrzał jeszcze dla pewności, że są sami, po czym... sprawdził kieszenie śpiocha. Nie liczył na skarby, ale tylko głupi nie skorzystałby z takiej okazji, czyż nie? Niedługo później w zamiarze miał odstąpić, co by powrócić do reszty, ale wówczas przypomniał sobie o panującej na zewnątrz zawierusze. Trybiki w makówce pół-goblina rysowały przed nim banalną scenerię: jeśli teraz wyjdzie na zewnątrz może stać się celem przebrzydłej istoty albo nadziać na jakieś zaklęcie. Tym samym postanowił skorzystać z uprzejmości nieprzytomnej niewiasty i zrobić sobie z niej żywą tarczę. Pomysł genialny w swej prostocie! Przyklasnął sam sobie. Nie minęła chwila jak podniósł dziewczę, zarzucił je sobie na ramie, a następnie wyszedł naprzeciw nieznanemu.


Na zewnątrz, bez zaskoczenia, zastał osaczonego stworka oraz grono adwersarzy. Postanowił najpierw obejść całe towarzystwo od tyłu i zajść pole bitwy trochę od boku, aby wówczas... położyć ciemnookie dziewczę w zaspie. Chowając się za jej plecami pochwycił niewiastę za rękę, po czym pomachał nią do gremlina, a imitując kobiecy głos rzuciłby doń:

Ojej, jestem tu taka sama i bezbronna! Hej, ty! Szkarado! Pomożesz mi wstać z ziemi?

W drugiej ręce, którą akurat miałby wolną szykowałby już ostrze sztyletu - niech no mały "Grinch" podejdzie bliżej to posmakuje jego stali.

Spoiler:

Sygn: Juno

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

38
POST POSTACI
Aremani
Pokój pierwszy Pierwsze przebudzenie: Z marazmu wyrwało ją coś, co wydawało jej się wdechem zimnego powietrza. Będąc córą Archipelagu nigdy wcześniej nie doświadczyła tak zatykającego płuca chłodu. "C-co... Co się dzieje?" Otworzyła oczy... I bardzo tego żałowała. Natura, życie - to wszystko dookoła niej umierało. Czuła się jak widz bardzo groteskowego spektaklu. Spróbowała wyciągnąć rękę, krzyknąć w proteście. Dostrzegła jednak, że nie jest to jej kończyna, a tylko zarys jest astralnej projekcji. Znów ogarnęło ją poczucie znienawidzonej bezsilności. "Co jest? Nie używałam zaklęcia. Co to za diabelskie tortury tych kurzoskórych podziemnych pokrak?!" I nagle wszystko zaczęło zalewać ciemność. Aremani próbowała uciekać, ale nie mogła. Pozostało jej stać na szczycie góry niczym przymrożona. I krzyczeć, aż jej głos mógł się roznosić tylko w totalnej czerni umierającego świata...

***

Drugie przebudzenie: Czuła się niestabilnie. Jakby jej członki wisiały swobodnie, zamiast być bezładnie położonymi na zimnej ziemi. "Dandre?" Przypomniała sobie odczucie. Jak wtedy, gdy bard pochwycił ją i uratował ją z opętanej chaty. Wbrew jej woli uratował jej życie. Czyżby cofnęła się w czasie? Jej oczy w końcu otworzyły się niemrawo. Rzeczywiście, była niesiona. Ale postaci noszącej było daleko do przystojnego i znajomego kerończyka. Zamiast tego zza ciemnych włosów dostrzegła odcienie jakby komu gniła skóra. "Pokraka szaraków?"! zaraz jej przeszło przez myśl. I zaczęła się rzucać.
- Spieprzaj dziadu! - zaczęła krzyczeć na swój irytujący, papugowy sposób. Wiła się niemiłosiernie, waliła pięściami w jego plecy, kopała nogami, starając trafić w twarz. - Zboczeńcu zasrany z matki suki wychowany! Puszczaj, puszczaj, puszczaj! Oczy Ci wydrapię! - zagroziła po czym spróbowała ugryźć swego ciemiężyciela w szyję.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

39
POST BARDA
Pokój numer jeden:

Arno postanowił sprawdzić, co w kieszeniach ma biedna, nieprzytomna dziewczyna. Zapomniał o tym, że drzwi jednak tam nie ma i jedna osoba mogła obserwować, jak półgoblin bawi się z nieprzytomną osóbką. Z perspektywy Dandre wyglądało to dość jednoznacznie. Zwłaszcza że był w drugim pokoju, a wzrok już nie ten, jak w młodości. Pozostawało pytanie, czy pozostawi tak biedną dziewczynę w potrzebie, a może ruszy z odsieczą? Ku zapewne radości półczłowieka ten postanowił się przyglądać temu wszystkiemu. Zestarzał się, mocniej chyba, niż przypuszczał.

A nasz mało złodziej znalazł całkiem ciekawe rzeczy w kieszeniach Aremani. Zaczynając oczywiście od drewnianego, składanego, zabawkowego topora dwuręcznego. Dalej było jeszcze zabawniej. Poemat zatytułowany tytuł: Aremani i Shivran - zakochana para. Następnie była niewielka książeczka: “Jak panować nad gniewem. Lekcja pierwsza.” Całkiem spora rózga, prywatny dzienniczek. W drugiej za to list miłosny od jakiegoś sakirowca, jak i pierścionek zaręczynowy. Kolejna książeczka: “Szlacheckie zasady dobrego zachowania” i woreczki z proszkami, oczywiście bez podpisów. Czy coś z tego chciał zabrać? To już zależało od niego.

Następnie wziął ją na ramię. To dopiero było dość ryzykowne, gdyż on sam do najsilniejszych przedstawicieli swojego dziwnego gatunku nie należał, a dziewczyna także swoje ważyła. Teraz mówi się na to grube kości, ale nie oszukujmy się, to nie był spacerek dla niego z ziemniakami na kolację. I w ten sposób wyszedł na korytarz.

Korytarz:

Aremani się przebudziła i obecni tutaj mogli to zauważyć oraz usłyszeć, czyli Paria i Ellian, którzy dyskutowali ze sobą. Kobieta niesiona na barku postanowiła zacząć się wydzierać tak głośno, jak tylko płuca pozwoliły. Wiła się, co utrudniało nieco noszenie jej, zwłaszcza kiedy tak wymachiwała nogami. Delikatnie poprawiona pozycja i już było lepiej. Wyginając się na boki, nie była w stanie ugryźć nikogo w szyje, zwłaszcza swego porywacza. Bicie rękami przypominało bardziej relaksujący masaż dla półczłowieka, niż coś nieprzyjemnego.

Tereny blisko chatki:

Protesty Krinndara na nic się zdały, kiedy reszta osób wzięła się do roboty. Zmarnowali czas na rozmowy, bo istota bardzo szybko wydała z siebie bardzo dziwny odgłos, przypominający połączenie skrzeku i krzyku i ruszyła na nich z siekierą, a po chwili usłyszeli, że nie była ona sama i coraz więcej się zbliżało.

Ail’ei ocaliła wschodniego elfa, bo kiedy ten z wysoko uniesioną siekierą był już całkiem blisko, trafiła go idealnie w głowę. Siekiera upadła na ziemię, a on zamienił się w zielonkawy glut. To był jednak początek ich problemów, choć przynajmniej otrzymali dziwne wsparcie w postaci dwóch osób. Krzykliwej dziewczynie o ciemnobrązowych włosach, która szarpiąc się, jak dzikie, nieokrzesane zwierzę kopnęło we framugę drzwi tak mocno, że jej pięta to odczuła oraz jej zdobywcę. Została rzucona w zaspę, choć kompletnie nie współpracowała. Nie mniej na tę chwilę jeszcze specjalnie nie robiła nic innego.

I wtedy widzieli coś, co nie było zbyt przyjemnym widokiem. Horda tych stworzeń biegła w ich stronę, niczym fala, choć nie byli w żaden sposób zorganizowani. Przebrani w rozmaite stroje. Widzieli kupca, stolarza, rybaka...dosłownie mogli widzieć chyba każdą profesję, która na nich szarżowała i z odpowiednim ekwipunkiem. Niewiele z tego była tak naprawdę groźne, ale taki kowal z małym młotkiem mógł wyrządzić siniaka, ale wiadomo w kupie liczba.

Cześć z tej hordy rzuciła się na Arno i Aremanii. Wśród nich był fryzjer z nożyczkami, zielarka, bibliotekarz, dżentelmen i paru innych. Pierwszy oczywiście padł bibliotekarz, który spróbował uderzyć dziecięcą książeczką w głowę kobiety, ale nóż zadziałał dobrze. Tylko trochę zielonego gluta oblepiło włosy żywej tarczy.

Callisto poczuła, że jej czar był słabszy, niż zazwyczaj. Uformowała zaklęcie i wypuściła, ale z tysiąca grotów jedynie utrzymało się kilka. Były jednak wystarczające, by załatwić kolejną dwójkę. Istotę przypominająca rybaka oraz rolnika z widłami. A widły to niebezpieczna broń wbrew pozorom. Obie kobiety widziały, że te pokraczne stworzenie nie należały do specjalnie wytrzymałych.

Pokój numer 3:

W międzyczasie, kiedy z innych pomieszczeń dochodziły krzyki, Qadir i Anais ignorując całą resztę, postanowili przeszukać to pomieszczenie. Wspierając się, jakby byli parą. Kto wie, może jakieś uczucie między nimi się pojawi. Znaleźli jeszcze więcej ubrań w kolorze czerwieni i bieli o różnych rozmawiać, a nawet więcej - różne słodkości i cukierki, ale skąd krew? To już pytanie. Otwierając największą szafę - doznali szoku. Zobaczyli chyba jedno z najbrzydszych stworzeń, które kiedykolwiek istniało. Chciałoby się powiedzieć, że właściwie otrzymali EMOTIONAL DAMAGE, jednak to było obrażenie mentalne. Tego widoku już pewnie nigdy nie zapomną i będzie im towarzyszył w koszmarach, a po chwili z jakiejś dziury z tyłu szafy wyszedł jeszcze jeden potworek, ubrany w szaty kapłańskie i rzucił jakimś woreczkiem. Ten upadając i rozwalając się, spowodował delikatny dym, któryotumanił dwójkę odważnych ludzi. Byli na tyle bezbronnymi przez to, że obaj czuli, że są targani przez drobne ręce, a dodatkowo Qadir mógł poczuć coś mokrego na swojej twarzy.

Kiedy w końcu oprzytomnieli na tyle, trochę w tym pomieszczeniu się zmieniło. Qadir klęczał przy łóżku i posiadał na twarzy czerwone malinki. Na tym meblu w sukni ślubnej stało te najpaskudniejsze stworzenie. Przed nimi kapłan wyglądał, jakby udzielał im ślubu. Anais stała nieco dalej ze wciśniętym w dłoń dziecięcym flecikiem. Inne stworzenia, ubrane jak bardowie i posiadające inne, dziecięce instrumenty zaczęły grać parodię muzyki do właśnie takich okazji.

Korytarz:
Paria i Ellain zaczęli słyszeć okropną muzykę dochodzącą z trzeciego pokoju.
Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

40
POST POSTACI
Krinndar
- Nie, proszę! Bogini, ratuj!

Krinndar nie ustępował w protestach, ale daleki był od rękoczynów. Nie był obeznany z bronią, nie potrafił łapać strzał w locie, a co więcej, zupełnie nie znał się na magii innej, niż magia miłości! Nie miał też oczu z tyłu głowy i nie wiedział, że skrzat, którego głowę starał się uratować, ruszył na niego z siekierą.

Pisnął, przerażony, gdy zobaczył, co się stało. Przeszło mu przejmowanie się dziwnym stworzeniem! Ruszył natychmiast, by schować się za elfkami! Zauważył dwoje nowych osób, mając nadzieję, że też go obronią...! Gdy już skończą robić to, co robili.

Horda skrzatów spowodowała, że Kiri porzucił plany chowania się za elfkami. Musiał uciec i to wcale nie w panice...! No, może odrobinę. Nie był w stanie stanąć do walki. Był w stanie schować się, więc ruszył do chatki, planując ukrycie się w środku.

- Uciekajcie! Wszyscy, uciekajcie! - Wrzasnął od progu.
Obrazek

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

41
POST POSTACI
Qadir
Rekonesans pokoju nie należał do głupich pomysłów, szczególnie gdy wnętrze pokryte było karmazynową cieczą jakiegoś nieszczęśnika. Ktokolwiek wyrządził ten akt morderstwa miał na swoich rękach krew poprzedniego lokatora, a bacząc po efekcie boju w tej lokalizacji, nie wyglądało to na wyrównaną potyczkę. Jedyną dostępną osobistością stała się Pani Florenz, która postanowiła wesprzeć czarnoskórego czarnoksiężnika w tym śledztwie. Może dlatego, iż kobieta jako jedyna usłyszała sugestię maga? Prawdopodobnie. Niemniej zdaje się, pojedyncze indywiduum do pary mu wystarczyło. - Dziękuję… Trzymaj się blisko mnie, jak dasz radę. - Złożył prośbę, zanim ruszył dalej w głąb okropnego pomieszczenia rodem z horroru ze stron popularnej literatury. Kroczyli ostrożnie do mebli, gdzie… znaleźli kilka części odzieży. Niby nic odstającego od normy, gdyby nie… obdarzony przez naturę brzydotą gremlin. - Co?... - Salih chciały rzec coś więcej, lecz po chwili nieduży kapłan-potworek cisnął w nich czymś w rodzaju usypiającego proszku. Rozprzestrzeniony pył posłał ich na deski podłogi bez żadnego “ale”. Nie mieli nawet czasu na odpowiednią reakcję...

”Pustynny Smok” przebudził się w nietypowej pozycji na… klęczkach? Uczucie mokrego dotyku obcej tkanki na twarzy dopiero został w pełni przetworzony przez mózg człowieka. Tak czy inaczej, teraz nadeszła pora na jego ruch. W pierwszej chwili przetarł prawą dłonią policzek. Szminka? Wzięli go do uczestnictwa w jakimś urojonym rytuale zaślubin? - Szkarady… Obrałyście zły moment na takie zabawy ze mną… - Powoli w głębi karlgardczyka zaczęły się zbierać szczątki magii, choć mężczyzna nie zamierzał używać żadnego zaklęcia. Nie zastanawiał się długo, po czym przeszedł do działania z obrzydzeniem wymalowanym na brodatym obliczu. - Zaczynajmy… - Wraz z tą ostatnią deklaracją, przedstawiciel śmiertelnej rasy złapał za leżący w pobliżu kostur. Główny rynsztunek obywatela Urk-hun miał więcej zastosowań niż wyłącznie transferowanie energii do uwalniania mocy.

Tym razem… porwał się do agresywnej napaści bez większego namysłu odnośnie do taktyki. Chciał rozpętać zamieszanie, a w tym odgonić zaczepnych szkodników z zakamarków komnaty. Inicjujący wymach kija został pokierowany wpierw w… ekhm.. “Wybrankę”, toteż dołożyłby więcej kombinacji ciosów obuchowych, o ile okaże się to konieczne. Kapłan stanie się drugą ofiarą. Ostatnimi mieli być muzycy z tej ohydnej ferajny. Krzyk z progu wejściowego dobiegł do uszu wizjonera, aczkolwiek ta istota skupiła się na walce. Trzeba ich zniszczyć albo w lepszym scenariuszu… przestraszyć. Uczestniczenie w tej szopce pokroju sakramentu małżeńskiego nie wchodziło w grę. Chłodny gniew opanował myśli osaczonego czarnoksiężnika.
Spoiler:
Obrazek

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

42
POST POSTACI
Elian
Młody mag podskoczył zaskoczony, gdy za jego plecami rozległ się wrzask i krzyk jakiejś kobiety. Odwróciwszy się, zobaczył przebiegającego półczłowieka z rudowłosą dziewczyną na ramieniu, która w tym momencie wyrywała się i darła w niebogłosy. Odprowadził ich wzrokiem, gdy Ci mijali jego i bardkę przebiegając przez drzwi. Gdyby mógł teraz siebie widzieć, pewnie dostrzegłby jak jego szczeka opada wyrażając zdziwienie. W tym momencie do korytarza wpadł także blodwłosy elf, który wrzeszczał nawołując do ucieczki. W tym momencie Elian dostrzegł jak do domku zbliża się grupa skrzatów, która zdecydowanie nie przejawiała przyjaznych zamiarów. Groteskowy wygląd maluchów mógł przyprawiać o śmiech, jednak przewaga liczebna wraz z posiadaniem ostrych narzędzi powodowała, że wniosek nasuwał się sam. Gdzieś w tle dało się słyszeć dziwną muzykę, która przyprawiała o ciarki.

- Nie wiem co tu się dzieje, ale jeśli nie poradzimy sobie z tą bandą, to i tak nigdzie nie pójdziemy - rzucił do bardki i dobył miecz ruszając do przodu. Jego nogi nieco drżały, jednak w jego mniemaniu nie było innej opcji niż podjęcie walki. Wycofanie do środka mogło sprawić, że zostaliby zamknięci w potrzasku bo o ile było tam trochę drzwi, to nie kojarzył by widział drugie wyjście z budynku. Wychodząc na zewnątrz zobaczył jak ruda leży z półgoblinem w śniegu i oboje wrzeszczą, a małe stworki biegną w ich stronę. Czarna Toga rzuciła zaklęcie, które powaliło lodowymi grotami dwa skrzaty. Elfka z łukiem także poradziła sobie doskonale z eliminacją wroga. Skoczył w kierunku grupy, która nacierała na leżącą w śniegu dwójkę, obrał za cel najbliższego stworka. Zbliżając się do niego wyciągnął w jego kierunku rękę i zgromadził w niej energię magiczną, by rzucić zaklęcie odparcia i w ten sposób odepchnąć skrzata najdalej jak mógł. Był gotowy, by wyprowadzić cios mieczem w kolejnego, który się mu napatoczy. Biorąc pod uwagę rozmiar i siłę przeciwników, liczył na to, że jego umiejętności walki wręcz bedą wystarczające by poradzić sobie z kilkoma stworkami. Rzucając się na grupę miał świadomość tego, że przewaga liczebna będzie zbyt duża, dlatego był gotowy, by w chwili zagrożenia rzucić zaklęcie wzmocnienia na swój płaszcz, by ten mógł stanowić lepszą ochronę w razie uderzenia jednego ze skrzatów.
Spoiler:
Obrazek

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

43
POST POSTACI
Anais Florenz
Co to jest? — Zapytała dostrzegając stworzenie znalezione w szafie. Jakiś bękart Sulona? Jego nowa rasa? Nad tym pracował przez te ostatnie lata, o wielki władca przeznaczenia? Cóż cynizm jaki się zgromadził na języku Anais był tak wielki, że musiała chwilę pomyśleć, jak go z siebie wydobyć i było to dość zajmujące. To i nie spostrzegła, że skądś pojawiła się druga taka pokraczna istota. Spostrzegła troszkę z opóźnieniem. Kapłan? No to już miała dwa powody aby go udusić. Nic jednak nie wskazywało na to że w tym momencie, gdyż nagle poczuła jak traci władzę nad swoim ciałem, a jej oczy zamykają się.

***
Ocuciła się, siedząc z instrumentem muzycznym wciśniętym w ręce. Flet. Obudzenie się przypominało seans w sali tortur, dźwięki były okropne. Wybornie! Podniosła flet i sama się dołączyła do tego zbożnego dzieła. Może gdyby Osurella mogła to usłyszeć to straciłaby słuch na dobre. Wtem dotarło do niej co tu się odwalało. Na Osurellę, ślub? Anais zaczęła się śmiać, nie mogąc dłużej już dmuchać we flet i czyniąc wydobywającą się melodię jeszcze bardziej pokraczną. Mężczyzna zaś się ocknął i nie był zbytnio zadowolony, cóż nie można było go winić. Wziął się za rękoczyny, no i tyle z przedstawienia. Trzeba było mu pomóc, przestała grać.
To jak to szło? Te zaklęcie po staroelficku.... — Zapytała cicho samą siebie, sięgając po płaszcz. Rozwinęła go nieco. Podniosła się i narzuciła go na grupę stworków. Sięgnęła po sztylet — Staba, staba, staba? —Ruszyła ze złowieszczym uśmieszkiem, zacząć mord. W skupieniu, po kolei, bez litości.
Spoiler:

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

44
Wschodni elf...to co on robił wołało o łaskę do bogów. Przewróciła oczami gdy ten skrył się za plecami jej i Callisto. Spojrzała następnie na wiedźmę która położyła dwójkę innych. Zaimponowała jej, to musiała przyznać. Strażniczka doceniała osoby które potrafią walczyć i nie pytają za wiele. Nie to, że Ail była bez serca i zabijała z miejsca, ale te...gremliny na pewno nie były przyjaźnie nastawione.

Spojrzała jej w oczy i lekko się uśmiechnęła do niej. Może jednak legenda Callisto nie jest tak mroczna jak słyszała? No znały się ledwie kilka minut, ale jak na wysoką elfkę, chwilowo nie mogła powiedzieć, że jest jej wrogiem.

- Cieszę się, że chociaż ty wiesz co należy zrobić. - powiedziała do niej, wskazując oczami na elfa za nimi. No ale nacierające gremliny przecież same się nie ukatrupią. Założyła łuk na plecy i wydobyła swoje niezawodne od lat elfie ostrze gwardii.

- Nie traf mnie w plecy jeśli możesz. - podrzuciła brwiami po czym ruszyła na zielone stworki. Wybierała te najbardziej odseparowane od reszty, aby szybko się nimi zająć. Nie wyglądały na niebezpieczne, więc po prostu poleci jeden po drugim, nie dając się im osaczyć. One były małe i liczne, ale Ail była wytrawną wojowniczką i była szybka.

Walka u boku tylu różnorodnych postaci była...ciekawa. Ail'ei przywykła do pracy solo, ale...było w tej współpracy coś ciekawego. Przypomniała jej się aż walka z demonem i kultem, kiedy walczyła ramię w ramię z innymi elfami.
Spoiler:

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

45
POST POSTACI
Arno
Naturalnie zielony nie byłby sobą, gdyby nie skorzystał z okazji i nie zagarnął dla siebie pierścionka zaręczynowego oraz tajemniczych woreczków nieprzytomnej dziewczyny. Wtem kątem oka dostrzegł, że zza framugi rozwartych drzwi drugiego pomieszczenia spogląda na nich Birian, chociaż "spogląda" to chyba niewłaściwe słowo. Arno na chwilę zamarł, bo zdawało mu się, iż został przyłapany na gorącym uczynku, acz wyglądało na to, że mężczyzna bardziej wypatruje go, aniżeli faktycznie widzi.

"Bogowie, jeśli kiedyś będę tak ślepy, żeby nie zauważyć złodzieja z odległości kilku metrów, po prostu zlitujcie się nade mną i zabierzcie na tamten świat." - wspomniał z pewnym politowaniem dla losu poety - "Tak się kończy czytanie przy słabym świetle."


Nie minęło wiele czasu jak z pewną trudnością podniósł z siedziska nieznajomą. Szczerze powiedziawszy podejrzewał, że dziewczę w tym wieku winno ważyć ciut mniej, ale z drugiej strony niezbyt często miał okazje jakieś nosić w ten sposób.

Cholibka, dziewucho! — rzucił z trudem łapiąc oddech, gdy poprawiał ją sobie na ramieniu — Czyś ty wyrosła na samych plackach i dziczyźnie?! Męża to ty może szukaj w cukierni, co?

Wkrótce Aremani ocknęła się czyniąc przy tym niesamowity rwetes. Z początku Verg sam się wystraszył tego wrzasku i w odpowiedzi zaczął krzyczeć jakieś niezrozumiałe przekleństwa, niemniej po krótkiej chwili zrozumiał, iż cały ten ambaras nie jest wart jego nerwów. Ani na jej bunty, ani na dziecięce pięści nie zamierzał odpowiadać - po prostu niósł ją tak jak planował, aż wylądowała w śnieżnej zaspie czyniąc ją tym samym prowizoryczną barykadą. Mieszaniec sam siebie poklepał po ramieniu w zadowoleniu ze swojej pierwszorzędnej taktyki bitewnej, mistrzowie wojenni mogli się od niego uczyć tych awangardowych manewrów, przynajmniej tak uważał.



Ledwie kilka sekund później padła pierwsza ofiara, która posmakowała jego stali. Gdy zielona ciecz oblepiła dziewczę Arno tylko utwierdził się w pewności co do swojego geniuszu. Wówczas spostrzegł nadciągające tabuny wrogów. Znacząco przełknął ślinę pewien, że to nie będzie łatwe starcie, wtem zwrócił się do rudowłosej krzykaczki starając się przebić przez piskliwy głos:

Nie wiem, jak ci na imię, więc od teraz będziesz nazywała się "Tarczynka". — sam Sulon mógłby mu pozazdrościć smykałki do imion — Słuchaj Tarczynko: mam plan, ale musisz mi pomóc! Zgarniaj śnieg i lep z niego takie małe kule, mówimy na to śnieżki!

To powiedziawszy sam również zabrał się za produkcję ów zimowej amunicji, oczywiście w razie potrzeby gotów był odpierać niemilców nożem bądź magią, acz prawdziwy atak dopiero nadchodził. Bez względu na to, czy Ara postanowiła się do niego przyłączyć po zlepieniu pewnej ilości śnieżek wystawił nad nimi dłonie, by z iście demonicznym uśmiechem szepnąć:

Pożoga. — zaraz wziął jedną z kul, aby cisnąć nią w nadchodzącą falę, ta winna eksplodować w zetknięciu z przeciwnikiem czyniąc pewne straty u wroga. Unoszący się wokoło biały puch stanowiłby nieodłączny element wybuchu.

Teraz to są materiały wybuchowe! No dalej, sama spróbuj! — rechotał usatysfakcjonowany swoim dziełem — Rzucaj, rzucaj, jeśli ci życie miłe, moja Tarczynko! — cisnął w gremliny bezlitośnie i w niemniej szampańskim nastroju.

Proces powtarzałby oczywiście aż do skutku.

Spoiler:

Sygn: Juno
ODPOWIEDZ

Wróć do „Księga niesamowitych opowieści”