Pałac Zeritha Dalal

31
POST POSTACI
Shiran
Dziwnie się zachowywał. Auth znaczy się.
- A bo to pierwszy raz ode mnie usłyszałeś, że uznałem czyjś sralnik za atrakcyjny. Powagi trochę... - powiedziałem, samemu jednak się uśmiechając, mimo nie do końca poważnych słów.
Co jednak było istotne - magia krwi nie była stracona. Dawała na pewno o wiele większe możliwości. Ba! Byłem przekonany, że wtedy mógłbym faktycznie coś zdziałać. Powstrzymanie strażników, czy nawet możliwość kontry na magii Luy.

Komentarz o zarobku przywrócił mi jednak wspomnienie starego Autha. Tego kruka, który towarzyszył mi przez tak długi czas. O wiele lepiej mu w uśmiechu.
- Dobra, czyli... Nellrien najprawdopodobniej trafiła do burdelu. Reszta siedzi razem w jakieś sypialni dla niewolników, gdybym miał zgadywać. Tamci... Jakoś sobie poradzą - zawyrokowałem. - Są razem. Nellrien została sama i jej odpierdala - kontynuowałem wypowiedź, starając się nie dopuszczać jakichkolwiek emocji do swojego osądu. To było chyba rozsądne.
Kap, kap, kap. Kapiąca woda zdawała się być moim katem. Klepsydrą, odmierzającą moment nieuchronnej zagłady, która sprawiała, że podejmowało się niewłaściwe decyzje.
- Nie wiem, Auth. Prościej byłoby z mocą, ale... Nie chcę kolejnego zobowiązania. Pomogę Ci na ile będę umiał, ale wolę byś mnie potem nie ścigał jak szalony, bo nic nie udało mi się osiągnąć - powiedziałem powoli, obserwując jego reakcję. Przyznać jednak musiałem, że możliwość odcięcia Luy była kusząca. Ba! Żaden szary nie byłby w stanie zagrozić nam magią, ani nawet powstrzymać przed ucieczką. Nie zależało mi na potędze. Zależało mi na możliwościach...

Taką możliwością była zamiana w szarego. Iluzja. Chwilowa... A przynajmniej taką miałem nadzieję.
Gdy otulił mnie mrok Autha, przez chwilę tylko odczułem niepewność. Oślepłem, zapadając w ciemność, ale uczucie szybko przeminęło. Widziałem wszystko, jak wcześniej. Mgły nie było. Podniosłem ręce, by spojrzeć na dłonie jakiegoś szarego skurwiela. Znaczy... Teraz chyba były moje.
- No, no, no... Wzrost jebać, ale kolor odjebany perfekcyjnie - oceniłem, niczym klient zatrudniający malarza do odbejcowania starej szopy. Spojrzałem na martwych strażników, wybrałem największego i spróbowałem dobrać elementy odzienia, tak bym nie rzucał się w oczy aż tak jak teraz. Wiedziałem, że wzrost mógł robić tutaj za problem, ale z tego jakoś się wyłgam. Jeszcze jakaś broń, najlepiej sieczna. Od biedy ujdzie też włócznia. Ten mieczyk co dostałem od pani kapitan też wypadałoby odnaleźć.
- Idziemy po Nellrien. Jesteś w stanie zrobić się też na szarego? Ostatnie czego chcemy to podniesienie alarmu w tym jebanym pałacu - wyjaśniłem, przekrzywiając lekko głowę. Jedna myśl jednak, nieustannie chodziła mi po głowie.
- Jak by wyglądało podpisanie tego paktu? Do czego byłbym zobowiązany? Długo to trwa? Gdzie są kruczki? - Zatrzymałem się przed wyjściem z jaskini i spojrzałem Authowi w oczy. Może ten pakt nie był takim głupim pomysłem?

Pałac Zeritha Dalal

32
POST BARDA
Shiran

- Pomógłbyś mi, znowu? W zamian za nic?
Auth znieruchomiał, przez krótką chwilę wyglądając na szczerze zszokowanego. Wpatrywał się w półelfa tak, jakby wyrosła mu druga głowa. Po rzuconym zaklęciu jednak to nie ilość jego głów była nietypowa, a kolor skóry i zapewne także włosów, inny niż kiedykolwiek do tej pory. Nie było tu jednak lustra, w którym mógłby się przejrzeć i podziwiać to na własne oczy.
Ubrania obu strażników były na niego przykrótkie, ale przynajmniej Shiran był na tyle szczupły, by wejść w nie bez problemu, a gołe nadgarstki i kostki schować pod karwaszami i nagolennikami. Buty mrocznych na niego nie pasowały, ale one były akurat najmniejszym problemem, mógł zostać w swoich własnych - o dziwo nie różniły się przesadnie. Dopasował zapięcia pancerza, chwycił miecz strażnika i od razu poczuł się lepiej. Mógł z dużo większą łatwością przemieszczać się teraz po okolicy, jeśli się dobrze zgarbi. Może nikt nie zwróci na niego uwagi.
- Wrzuć ciała za kryształy - zasugerował Auth, nie kwapiąc się do pomocy. - Niech ich nie znajdą w twojej celi. Nie chcemy, żeby potem przez to szukali ciebie.
Poruszył skrzydłami i pokręcił przecząco głową.
- Nie chcę marnować sił. Zniknę, ale będę niedaleko - obiecał, zapewne planując przemienić się w mgłę.
I faktycznie, gdy ruszyli w stronę drzwi, gotowi opuścić loch, demon zaczął znów rozmywać się w powietrzu. Przerwał tę czynność w połowie, słysząc, że Shiran zadał mu kolejne pytanie. Z cienia spojrzało na niego dwoje złotych oczu.
- Obowiązują mnie zasady. Nie mogę obdarzyć cię mocą bez podpisania paktu, nawet gdybym chciał. Więc proponuję układ, magia, która ci się przyda, w zamian za pomoc w odzyskaniu mojej mocy. Kruczków... - w cieniu pojawił się uśmiech. - Kruczków nie ma, nie dla ciebie. Wszystko ci powiem. Nie mówiłbym komuś innemu, ale powiem tobie, bo ciebie lubię, elfie. Więc słuchaj.
Odzyskał swoją w pełni materialną formę i splótł dłonie.
- Nie wiem, jak długo to potrwa. Nie wiem, na ile wystarczy mi sił. Być może moc, którą ci dam, niebawem uleci, a ja wrócę do postaci tego bezużytecznego kruka. A może wystarczy do samego końca. Tak czy inaczej, czy jeśli pakt zerwie się sam, można wymagać wypełnienia warunków? - przekrzywił głowę w tym swoim ptasim geście. - Kruczek, elfie. Kruczek jest taki, że ja nie mogę tego zrobić sam. To jest mój kruczek, mój największy problem. Potrzebuję, żeby ktoś zrobił to dla mnie, inaczej nic z tego nie będzie. A śmiertelnik? - błysnął zębami. Były idealnie białe i równe. - To byłoby ciekawe. Tego się nie spodziewają.
Na zewnątrz panowała cisza. Nikt im nie przeszkadzał, nikt im nie przerywał.
- Ale to jest tutaj. W podmroku. W podziemiach. Musiałbyś ze mną pójść, potem. Jak już uratujemy Nellrien. Może zabrać ją ze sobą. Byłoby po drodze! I tak musimy dotrzeć do bramy. Na powierzchnię. Chcesz wrócić na powierzchnię, tak?

Dandre

- Nie wiem, czy magowie są w stanie czarować z połamanymi palcami - powiedziała cicho Neela, zerkając w stronę dłoni Aremani. Może zastanawiała się, czy należałoby sprawdzić to na niej, a może jeszcze tak bardzo nie siadło jej na głowę. Przynajmniej przestała mówić o wyrysowywaniu map krwią i zmuszaniu mrocznych do współpracy, a Jalen podniósł się z podłogi, ukradkiem rozcierając szyję.
- Nie wiem, co to znaczy - pokręciła głową. - Ale możesz spróbować ją przywołać. Może... może zechce cię wysłuchać.
Jakby w odpowiedzi na jej słowa, rozległ się dźwięk klucza przekręcanego w drzwiach, a do środka weszło dwóch elfów, z których jeden trzymał instrument w dłoni. Tak, jak Lua zapowiadała, miał on kształt zbliżony do mandoliny, choć pudło rezonansowe było owalne, a po gryfie w stronę prostokątnej główki ciągnęło się osiem strun. Dzierżący go mroczny podszedł do stołu i położył go na blacie, przesuwając oceniającym spojrzeniem po całej ich zgrai. Nie miał pojęcia, co tu zaszło, ale niestety nie był też w stanie wyciągnąć żadnych sensownych wniosków. Jednemu krwawiło czoło, drugi trzymał się za szyję, na podłodze leżało krzesło, a rogata, białowłosa kobieta szła w jego stronę bez cienia strachu w oczach. Nie cofnął się, oparł tylko dłoń o miecz, podczas gdy jego towarzysz podniósł swój wyżej. Neela zatrzymała się w pół kroku.
- Uczta. Bal. Ile czasu? - spytała.
Elfy spojrzały po sobie, ale żaden z nich nie odpowiedział.
- Ile mamy czasu do występu Dandre? - wskazała barda ręką. - Musi poćwiczyć. Ile ma czasu? Która jest godzina? Czy wy, do cholery, cokolwiek rozumiecie?
- Tak - odpowiedział jeden z nich, ten, który dotąd trzymał się z tyłu. - Mało. Nie rozmawiać.
Drugi strażnik odpowiedział mu coś ostro, ale tamten zareagował na to tylko dobrze im znanym wzruszeniem ramion.
- Kiedy uczta? Zerith Dalal? Święto?
Ostatnie słowo dotarło do mrocznego i wyglądało na to, że się zrozumieli.
- Szybko.
- Teraz, od razu?
- Nie teraz. Szybko.

Neela obróciła się w miejscu i uniosła pytająco brwi. Jeśli którekolwiek z nich chciało cokolwiek zdziałać, albo czegoś się dowiedzieć, zanim zostaną zaprowadzeni na ucztę, teraz była ich chwila, nawet jeśli ich rozmówca nie należał do takich, z którymi porozumiewałoby się najłatwiej. Z całą pewnością jednak był zaciekawiony przybyszami z powierzchni, co niekoniecznie wiązało się z przychylnością jego towarzysza. Być może jednak mogli uzyskać od niego jakieś szczątkowe informacje, albo zagadać go na tyle, by skutecznie odwrócić jego uwagę i zaatakować.
Obrazek

Pałac Zeritha Dalal

33
POST POSTACI
Shiran
- A dlaczego nie? I tak w sumie nie mam nic lepszego do roboty... - wzruszyłem ramionami na zdziwienie Autha. No dobra, może i byłem dupkiem w niejednej sprawie, ale finalnie nigdy nie byłem chyba aż tak perfidny, prawda? Dlatego zbawiło mnie zszokowanie mojego kruczego kompana, które... które widziałem po raz pierwszy, prawdziwie ekspresyjne, a nie jak do tej pory, tylko w oczach. Nie wiem co miał w głowie i za kogo mnie uważał.

Długo się tym nie napawałem. Po zmianie "koloru", wybrałem strażnika, którego ubrania pasowałyby najlepiej. Sugestia krukowatego, by ukryć ciała też nie była głupia.
- Ech... Wszystko muszę robić sam - burknąłem z niezadowoleniem, ciągnąc najpierw jedno, a później kolejne ciało. Finalnie, cela miała zostać pusta. A przynajmniej miało to tak wyglądać na pierwszy rzut oka. Wiadome jest przecież, że nikt nie będzie przeszukiwać celi, gdy zauważy zerwane łańcuchy.
- Dobrze... - zatarłem ręce na informacje o tym, że Auth zamierza trzymać się niedaleko. Pozostało nic innego, jak ruszyć na ratunek. Jebane bohaterstwo. Miałem ochotę sam sobie splunąć w ryj. Za co? Za bycie hipokrytą. Mogłem stąd spierdolić, ale nieee, po co. Może gdyby nie gadka Autha to prościej byłoby dać dyla. Choć może też chodziło w jakiś sposób o Luę? Sam nie wiem, albo też zwyczajnie nie chciałem tego przed sobą przyznać. Ciekawiła mnie... W jakiś pojebany sposób. Może chodziło o magię, która dawała możliwości?

Auth wytłumaczył mi jak to wszystko działa. Bez kruczków - czy był w stanie mnie oszukać? Być może. Nie chciałem jednak o tym myśleć. Głupio to brzmi, ale ufałem mu. Temu zakłamanemu dziobowi - nie miałem zresztą powodów by mu nie wierzyć. Złamany pakt, po tym jak Auth straciłby siłę wychodząc z Podmroku, jak nazwał tę krainę, był całkiem niezłym dupochronem. Magia umożliwiająca mi konfrontację z Luą również mocno ułatwiłaby robotę. Wciąż nie podobał mi się pomysł zobowiązywania się do czegoś, ale... Nie jestem tego typu pół-elfem... Czasem życie wymaga poświęceń. Czasem trzeba coś zrobić wbrew sobie i po prostu przeżyć skutki tej decyzji. Sam wie wiem. Walczyłem sam ze sobą, próbując przekonać się do któreś opcji. Do ciężkiego wyboru, który był niezgodny z moją naturą. Wiedziałem jednak, że jeśli natkniemy się na kolejnego szarego z paktem z demonem, może już nie być tak kolorowo. Magia krwi była potężna i Lua doskonale ukazała mi, że byłbym tutaj bez szans. To tłumaczyło też, dlaczego miała tutaj tak wielki szacunek.
- Ufam Ci Auth. Nie zjeb tego... Co bym musiał zrobić? - zapytałem, przystając. - Skoro będzie to po drodze nie powinno być to problemem, ale chcę wiedzieć czego się podejmuję. Znasz mnie i wiesz, że nie biorę zobowiązujących rzeczy w ciemno - dokończyłem, zakładając na siebie ręce na piersi. Jeszcze nie podjąłem decyzji. Przyznać jednak muszę, że argumenty skrzydlatego były logiczne i rozsądne. Teoretycznie, nawet nic bym na tym nie stracił, bo przypominałoby to kolejną podjętą robotę, tylko że zamiast złota, dostanę odgórnie magiczną nagrodę. I tak zamierzałem mu pomóc, jeśli nie było to zbyt pojebane, więc dodatkowo posiadanie magii, nie byłoby głupie.

Pałac Zeritha Dalal

34
POST POSTACI
Dandre
Potrząsnął tylko głową, gdy spostrzegł uciekające ku Aremani spojrzenie Neeli. Nie przypuszczał, by była gotowa wykroczyć tak daleko poza granicę szaleństwa, ale i tak poczuł narastające w nim napięcie.
Lekko zakłopotany uśmiech wkradł się na usta barda.
- Mogę mieć jeno nadzieję, że oni zrozumieją. Jestem bardzo bliski błądzenia po omacku. – zachichotał cicho. Tym razem jednak przebijała się w tym dawna maniera barda. Nie wyglądało, jakby znów miał się przed nimi rozpaść, nawet jeśli nie udało mu się wciąż w pełni zebrać w sobie. – Me językowe talenta jak na razie nie przekroczyły drastycznie granic wspólnego… Ach, wygodo, po dwakroć przeklęta wygodo – cmoknął niezadowolony.

Drgnął lekko na dźwięk chrobotu klucza w zamku. Nie podnosił się jednak z klęczek, trwając na razie przy boku Neeli i rozważając ich kolejne kroki. Oczywiście obrócił się w stronę drzwi, a jego wzrok kompletnie niemal zignorował strażników, by zaczepić się na instrumencie w dłoni jednego z nich. Uważnie przyglądał się kształtowi pudła rezonansowego, sunął wzrokiem od podstawku do czubka główki, lustrując napięcie i ułożenie strun. Z jakiego drewna go wykonano? Jak brzmiał?
Nawet nie zauważył wstającej Neeli. Zdał sobie z tego sprawę dopiero, gdy przysłoniła mu widok na stół, ruszając bez słowa w stronę strażników.
Birian zerwał się na nogi i pokłonił pokornie przed elfami, jakby chcąc tym jednym gestem odkupić winy tak butnej nagle szlachcianki. Powolnym krokiem zbliżył się do stołu, opierając dłoń na instrumencie. Przesunął delikatnie palcem po strunach, pozwalając im rozbrzmieć na krótką chwilę.
Po odrobinie namysłu przysiadł na krawędzi stołu i pochwycił wytwór elfiego rzemiosła w ręce. Ułożył dłoń na gryfie. Miał naturalną potrzebę badania, głębokie pragnienie zapoznania się z nową zabawką, która mogła wszak uratować mu życie.
Pozwolił więc prowadzić Neeli pierwszą… turę pertraktacji, podczas gdy on przykładał ucho do otworu reznonansowego, cichutko uderzając poszczególne struny. Szukał między nimi znajomych harmonii, próbował zrozumieć dzielące je odległości. Coś tak podobnego do tworów z powierzchni nie może być przecież drastycznie różne, prawda?
- „Święto?” – głos Neeli rezonował mu w głowie, gdy odważył się złożyć dłoń do pierwszego, melancholijnego akordu. Syknął pod nosem, tłumiąc przekleństwo.


Zaraz, zaraz. Szybko? Jak szybko? – z instrumentem w ręku odbił się od stołu i zbliżył do strażników. Pokłonił się lekko, odczuwając powoli zmęczenie całą tą farsą.
- Zerith Dalal, yaxshi – przywołał na twarz przyjazny, ciepły uśmiech, który skierował do komunikatywnego elfa. Wsparł instrument na czubku buta, opierając dłoń o jego prostokątną główkę. Uciekł na krótką chwilę spojrzeniem ku sufitowi, próbując zebrać w głowie odpowiednie słowa. – Shrar Lua…. Ha, shu yerda – wskazał palcem na siebie, po czym na instrument, a w końcu na drzwi. – Tezroq, tezroq! Ważne pytanie. Święto – uniósł lekko brew, oczekując odpowiedzi. Przyjazny uśmiech nie schodził mu z ust, a wzrok uparcie wbijał się w, zdawałoby się, przychylnego im elfa.
Obrazek

Pałac Zeritha Dalal

35
POST POSTACI
Armeniani
"Ależ. Ja mam. Dość." Tym krótkim, ale jakże podzielonym zdaniem Aremani podsumowała swój obecny stan emocjonalny.
Przed chwilą dokonała wielkodusznego aktu otworzenia serca, wyraziła skruchę, empatię, zrozumienie i inne tego typu nienaturalne dla niej słowa. "I wszystko to poszło jak krew w piach ponieważ koguty muszą się ponapręrzać, podziobać i poobrażać." Czuła się, jakby wydarła z siebie serce, a recypient jedynie zrobił nad nim "Ojoj" po czym cisnął o ścianę.
- Pierdolę to wszystko i wasz i wasze macie... - mruknęła pod nosem. Miała gdzieś kłócących się facetów i krawędziującą na orzeczeniu o psychozie szlachciankę.
- Jak macie dalej zamiar wariować to proszę bardzo. - tym razem powiedziała głośniej. - Ja jednak wolę, by zadziało się coś konkretnego.

Niczym za wypowiedzeniem magicznego zaklęcia ich spokojny domowy mir został bezczelnie przerwany przez niegrzecznych strażników. Aremani nie mogła ukryć, że trochę się zlękła.
- Czy to już? - powiedziała już na głos, z obawą. Dopiero po chwili doszło do niej, że zapytuje się osób, które mogą jej przecież nie rozumieć. Żeby nie wyglądało to podejrzanie postanowiła na chwilę przestać grzebać w torbie. Obserwowała chwilę gniewnie zadającą pytania Neelę, bojąc się, że jej temperament zaraz wpędzi ich w kłopoty. "O ironio..." Na szczęście panowie elfowie nie byle na tyle swobodni we wspólnym by móc zrozumieć "cholerę", choć po tonie wypowiedzi dałoby się to zrozumieć. "A może i nie? W końcu nie wszyscy są tak inteligentni jak ja." Instrument też był w tym całym zajściu intrygujący. "Znowu, skąd to drewno?"
Dandre powstał nerwowo. I z jakiegoś powodu Aremani również odczuła taką potrzebę. "Neurony lustrzane, czy coś." Oczekiwała, że ten coś powie, jednak rozbiła się znowu na tym dziwnym języku. Aremani nie miała prawa znać tego dialektu, pomimo swego mieszanego pochodzenia. Matka półelfka nie miała w zwyczaju odzywać się po elficku. Nie była nawet pewna, czy potrafi. "Muszę poprosić Dandre, by nauczył nas paru słów."
- Uczta dzisiaj? Uczta jutro?- zapytała po bardzie, chcąc jakkolwiek bardziej sprecyzować czas jaki im pozostał, na obmyślenie jakiegoś sensownego planu.
- A czy ja dostanę coś? Pisanieee, rysowaniee... kartki? - Aremani próbowała do swoich słów dodać jakkolwiek pomocną gestykulację, udając że pisze coś na dłoni niewidzialnym rysikiem. Dodatkowo, możliwość zapisania czegokolwiek mogła być dobrą okazją do pozawerbalnego porozumiewania się na balu. Skoro ciemnoskórzy ledwo rozumieli wspólny to jakie były szanse, że potrafią go odczytać?
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Pałac Zeritha Dalal

36
POST BARDA
Shiran

- Nie wiem - odpowiedział Auth i Shiran mógł być pewien, że demon mówi zupełnie szczerze. W jego złotych oczach nie było kłamstwa, ani prób manipulacji. On naprawdę tego nie wiedział. - Nie wiem, w jakiej formie jest przechowywana moja moc. Wiem za to, że tutaj jest, bo ją czuję, pulsującą w oddali. Czeka na mnie. Mógłbym cię doprowadzić, tak daleko, jak będę w stanie, ale potem będziesz musiał wszystko zrobić sam. Najlepiej... nie zwracając na siebie uwagi.
Auth zgarbił się nieco, a przez jego dumną fasadę na chwilę przebiła się inna emocja, jaką Shiranowi trudno było określić. Wiedział jednak, że to dla niego ważne. To była jedyna okazja i mogła nie powtórzyć się już nigdy, a stojący naprzeciw niego, stroniący od zobowiązań półelf, był jedyną drogą do odzyskania mocy... być może na wiele długich lat, o ile nie na zawsze.
- Dam ci czego chcesz - dodał ciszej. - Jeśli to ci nie wystarczy, jeśli tymczasowa moc to za mało, to dam ci, czego chcesz, kiedy pomożesz mi odzyskać to, co mi odebrano. O ile będę w stanie. Nie jestem potężnym demonem, tylko jednym z pomniejszych, ale spełniam swoje obietnice, zwłaszcza, kiedy wiąże mnie pakt. Więc czego chcesz, elfie?
Przekrzywił głowę, prostując się z powrotem.
- Czego chcesz najbardziej na świecie? Spróbuję spełnić twojej życzenie i nie zrobię tego w żaden przewrotny sposób, nawet, jeśli będzie mnie bardzo, ale to bardzo kusiło - uśmiechnął się znów, tym swoim oszałamiającym uśmiechem. - Jeśli wyciągniesz pozostałych, możesz zabrać ich ze sobą. Może ci pomogą. A może wrzucimy po drodze grajka do jakiejś dziury.
Rozłożył dłonie na boki.
- Obdaruję was wszystkich, jeśli mi pomożecie.

Dandre i Aremani

Instrument nie był niczym, do czego Dandre byłby przyzwyczajony. Krótszy gryf sprawiał, że i odległości na nim były niewygodnie małe, a strój składał się z innych interwałów i chwilę zajęło mu znalezienie chwytu na akord, którego szukał. Ciepły dźwięk poniósł się po pomieszczeniu, na moment przyciągając uwagę wszystkich zebranych. Z całą pewnością ten tajemniczy soz był głośniejszy, niż znane mu lutnie, będąc zbudowanym z innych materiałów. Same struny wyglądały na bardziej trwałe - może mógł je przestroić tak, by nie musiał uczyć się wszystkiego od nowa? Zwłaszcza, że odpowiedź strażnika jasno dała mu do zrozumienia, że nie było na to czasu:
- Dzisiaj. Święto dzisiaj - odparł.
Choć trzymał bezpieczny dystans, widać było po nim, że jest zainteresowany gośćmi z powierzchni, a rozmowa we wspólnym, nawet tak nieskomplikowana, sprawia mu pewną przyjemność. Czubek jego miecza nie unosił się już w górę, gdy trwał w czujnej pozycji defensywnej, a zawisł nad podłogą. Tylko jego towarzysz nie był tak skłonny do pogawędek, bo mierzył groźnym spojrzeniem zarówno jego, jak i ludzi.
- Chcieć... papier? Jest papier. Mapa?
Elf nie powstrzymał już uśmiechu, kiedy usłyszał rozpaczliwe próby, jakie czynił Birian w porozumiewaniu się w ich języku. Uśmiech nie należał do przyjaznych, raczej był rozbawiony i kpiący, bo, oczywiście, jego kaleczenie wspólnego nie było śmieszne ani trochę, ale nieporadne mówienie w języku mrocznych elfów stanowiło szczyt komedii.
- Shrar nie może. Robi rzeczy. Robi podarunek dla Zerith Dalal. Podarunek od was. Czerwony - zamachał wolną dłonią na wysokości głowy. - Tutaj, shrar nie.
- Mówisz o kapitan Maver? - wtrącił się Jalen. - Czerwony, to znaczy, rude włosy? Czy czerwona sukienka?
- Kobieta. Tak. Nie jest gotowa.

Drugi strażnik powiedział coś, zbyt szybko i niewyraźnie, żeby cokolwiek zrozumieli, więc ten skinął głową i odpowiedział mu, a potem zwrócił się z powrotem do więźniów.
- Papier, tak. Shrar, nie. Święto dzisiaj. Ty, tezroq - wskazał palcem barda i jego nowy instrument. - Czekać.
- Przyniesiecie papier dla Aremani? - spytał jeszcze Jalen.
- Czekać.
I jeśli nie zostali zatrzymani, strażnicy opuścili celę, znów zostawiając ich samych, choć tym razem z nowym instrumentem, który w gruncie rzeczy niewiele zmieniał, jeśli chodziło o ich aktualną sytuację.

Spoiler:
Obrazek

Pałac Zeritha Dalal

37
POST POSTACI
Aremani
Aremani nie zatrzymywała strażników. Nie wiedziała, co jeszcze mogła wywalczyć. Swój plecak miała, większość zapasów była nietknięta, jej "opus magnum" było przy niej. Jeżeli reszta coś potrzebowała to droga wolna. Zielarka poczekała tylko aż mroczni wyjdą by spróbować złapać swobodny oddech.
- Okej, skoro zostało nam bogi wiedzą ile czasu to... wykorzystajmy go jak najkorzystniej. Proszę... - spojrzała po każdym z zebranych z osobna, już nawet nie próbując wykazywać empatii czy zrozumienia. "Te pokłady miłości zostały wyczerpane i obawiam się, że nie napełnią się przez najbliższe kolejne dwadzieścia lat."
Zielarka wzięła najbliższe krzesło i usiadła, by móc chwilę pomyśleć.
- Dostanę papier, by móc bajerować lokalnych elfów niestworzonymi historiami na temat powierzchni. Dandre ze swoim instrumentem może gromadzić gawiedzi. Wszystko idealne momenty, by rozejrzeć się po posiadłości. Kto wie, może mają tu jakiś... magiczny teleport na powierzchnię? - zapytała dość naiwnie, jednocześnie nie kryjąc uśmiechu. Chciała okazać, że żartuje. Być może pomoże to rozładować napiętą między nimi atmosferę.
- Ale nawet jeśli nie... Musimy odnaleźć resztę. Yunana ma być chyba główną atrakcją, jak mi się zdaje. Z Maver cholera wie, po tym co ostatnio odwaliła trochę się jej obawiam. Ale... jest z nami. Nie możemy od tak o niej zapomnieć.

W tej chwili na przemyślenia wróciła pamięcią do niedawnych słów Jalena. Zanim przyszli strażnicy była już w gotowości coś mu odpowiedzieć, jednak teraz... zdawało się to pozbawione wściekłości.
- Jalen, masz trochę rację. - powiedziała wpierw nie patrząc w jego stronę. Dopiero po kilku słowach zebrała się by spojrzeć w stronę chłopaka i nie okazywać przy tym zbędnych emocji. Co Aremani nie przychodziło z łatwością. - Nie znam Cię. Nie troszczę się o Ciebie. Powinieneś być mi obojętny. Ale z jakiegoś powodu nie jesteś. Byłeś jedną z nielicznych osób na tej wyspie, która przy pierwszym spotkaniu ze mną nie przywitała się sarkazmem, głupim komentarzem, sztyletem czy magiczną wściekłą winoroślą. - nie oczekiwała, że to ostatnie zrozumie.
- Nie wzięłam Shirana nie dlatego, że o niego nie dbam. I radzę Ci to odszczeka. Czułam po prostu... że walcząc o niego pogrążę nas wszystkich. Czy żałuję? Owszem żałuję. Więc na miłości boskie przestań się przysrywać do nas o każdy błąd i nie pogarszajmy wzajemnie swojej sytuacji!
Dała się trochę ponieść. Zreflektowała się. Poprawiła trochę włosy, by wyglądać mniej burzliwie.
- Jesteś tu? Jesteś. No heca. Nie jesteśmy takimi Bohaterami Kattok, za jakich nas uważałeś. Oto siedzisz w celi z Beksą, Złośnicą i Histeryczką. - nie podkreślała, do kogo dokładnie należą te przydomki. - Przepraszamy. A teraz, bardzo proszę, możemy razem coś wymyślić by nie rozszarpały nas Mroczne Elfy, zanim siebie wzajemnie rozszarpiemy?
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Pałac Zeritha Dalal

38
POST POSTACI
Shiran
Auth nie wydawał się być zły. Mówił szczerze, na ile go znałem. Bez "kruczków", bez manipulacji, przedstawiając mi same fakty.
- Pulsująca w oddali... Będzie śmiesznie, jeśli manifestuje się pod jakąś chodzącą postacią. Może znajdziemy Ci drugą połówkę, he he... Ech... Auth - westchnąłem, niby trochę teatralnie, ale prawdę mówiąc, była to dla mnie ciężka decyzja. Przygarbiona postura krukowatego nie pomagała. Było to dla niego ważne. Sama perspektywa obietnicy wywoływała u mnie dyskomfort i wstręt, ale miałem wrażenie, że to będzie słuszne. No bo w sumie, jeśli podejść do tego jak do podjęcia się kolejnego zlecenia, to wcale tak źle nie będzie, prawda?

Spojrzałem przygarbionej postaci w oczy. Stałem tak w milczeniu, obserwując uważnie przyjaciela.
- Na moich warunkach, Auth. Pomogę w miarę swoich możliwości. Jeśli to będzie coś pojebanego, typu zabicie Nellrien, nawet na to nie licz. Złożenie jakiejkolwiek ofiary? Rozważymy, najwyżej zatargamy jakiegoś szarego skurwiela i się go wypatroszy. Życia też poświęcać nie będę. Mogę jednak powiedzieć, że dam z siebie wszystko, w granicach rozsądku. Znasz mnie Auth... Pasują Ci takie warunki? - zapytałem, przekrzywiając głowę, tak jak kruk miał to w zwyczaju. Może nie najlepsze warunki dla krukowatego, ale jeśli mi ufał i trochę mnie znał, wiedział że się nie poddaję.
- Chodzi o głowę... Komfort... Wiesz... - dodałem ciszej. Chyba wiedział co mam na myśli.

- Nie wiem Auth czego chcę. Wiem tylko tyle, że teraz przyda się trochę mocy. Jeśli Ci pasuje, to ta magia krwi, by uwolnić Nellrien i móc postawić się tym skurwysynom - wytłumaczyłem, ale zrobiło się tak jakoś dziwnie poważnie.
- O bogactwa, ziemie, czy inne haremy złożone z Luy i Nellrien prosić nie będę - Uśmiechnąłem się. - No chyba, że będziesz bardzo nalegał, by mnie wynagrodzić - zażartowałem, by rozluźnić nieco atmosferę, nawiązując do początku naszej rozmowy.
- Reszta... Zobaczymy co powiedzą. Mój miecz masz, jeśli chcesz - Wróciłem do tematu. - A Pajac w dziurze nie brzmi źle. Nie trzeba będzie słuchać jego przyśpiewek podczas wędrówki
- Zgodzisz się więc? - zapytałem, czekając na decyzję kruka. Jeśli się zgodzi, pora było wyruszyć ostrożnie po Nellrien. Jeśli nie będzie takiej możliwości... Nie wiem... Może trzeba po prostu będzie się tego podjąć?

Pałac Zeritha Dalal

39
POST POSTACI
Dandre
Bard zmarszczył lekko brwi, rozstawiając palce na progach. Krótszy gryf sprawiał, że intrygujący instrument był dlań nieco niewygodny, ale wierzył, że uda mu się do nich relatywnie szybko przyzwyczaić. Zresztą, nie zamierzał bawić się w żadną wirtuozerię. Soz miał być tłem dla jego głosu, nie zaś kolejnym solistą zabiegającym o atencję gawiedzi. Do takowej relacji potrzebowałby lutni. Cichutko uderzał w coraz to kolejne struny, a grymas niezadowolenia na jego twarzy systematycznie się pogłębiał. Nie spotkał się wcześniej z takim strojem, a złapanie akordu, który rozbrzmiewał mu już w głowie, zajęło mu krótką chwilę. Dopiero wtedy przejechał kciukiem po strunach, pozwalając instrumentowi rozbrzmieć. Uśmiechnął się lekko do strażników, których spojrzenia oderwały się od próbującej nawiązać z nimi kontakt Neeli.
- Święto dzisiaj – uśmiech barda nieco zrzedł. Z pewnością nie miał więc czasu na próbę dotarcia się z nowym instrumentem. W chwilę później odbił się od stołu I sam spróbował nawiązać kontakt z mieszkańcami podziemi.

Zdawał sobie sprawę z tego, jak śmieszne mogły wydawać się mrocznemu elfowi jego próby porozumienia się w ich języku, ale nie obchodziło go to specjalnie. Dumę schował do kieszeni, modląc się jeno w duchu, by nic z tego, co powiedział nie okazało się w jakiś sposób niestosowne, gdyż alkowa nie była najlepszą nauczycielką. Pokiwał smętnie głową, gdy jego plan momentalnie legł w gruzach. Kolejne słowa strażnika sprawiły, że melancholia znów wkradła się w spojrzenie Biriana.
- Nie gotowa, jak? – zapytał, nie próbując już dalej walczyć z mniej niż szczątkową znajomością języka ich oprawców. Złapał kilka włosów ze swojej grzywki i podniósł je w górę. – Włosy. Czarne? Czerwone?
W chwilę później kiwnął strażnikowi głową.
- Ha, ha, tezroq. Wiem – mruknął, czując jak jego palce mimowolnie zaciskają się na gryfie tajemniczego sozu. Struny aż jęknęły cicho, gdy docisnął je mocno do gryfu, kiedy strażnicy odwrócili się doń plecami. Kostki aż zbielały na dłoniach barda, mięśnie jego ramion napięły się, jakby szykował się do skoku. Jego spojrzenie opadło jednak na skórzane hełmy mężczyzn i powoli się rozluźnił. Nic im ichniejszą lutnią nie zrobi, szkoda instrumentu. Z westchnieniem oparł się o stół i zaczął żmudny proces przestrajania nowej zabawki.


Aremani dobrze prawi. Jeśli uwaga gawiedzi skupi się na nas, może będziecie mieli szansę wymknąć się poza salę bankietową i rozeznać nieco w terenie. Na Bogi, błagam was tylko, nie rozlewajcie krwi. Gdyby ktoś was przyłapał na węszeniu w nieodpowiednich miejscach, pokornie bijcie pokłony. Bądźcie biednymi, zagubionymi niewolnikami. W gruncie rzeczy, czyż nie taka jest prawda? – mówił, podczas gdy kolejne struny buczały i kwiczały, naginane do woli i gustu pana Biriana. – Nie wiem, jak długo pozwolą mi zabawiać się muzyką, ale postaram się kupić wam jak najwięcej czasu. W takim wypadku ewentualną próbę przesłuchania tej plugawej magini winniśmy sobie odpuścić, ale… Możliwe, że tak będzie lepiej. Bogowie jedni wiedzą, jak bardzo byłoby to niebezpieczne. – przerwał na moment, podnosząc wzrok na wyspiarkę.
- Teleco? – zamrugał kilka razy, po czym wrócił do kręcenia kurkami i wsłuchiwania się w pojękiwania strun. – Nie zapomnimy – dodał twardo.


Uśmiechał się pod nosem, słysząc późniejszy wywód Aremani. Przez większą jego część milczał, jednak w pewnym momencie musiał otworzyć usta.
- Nie żałuj. Podjęłaś dobrą decyzję. Sam się spalił, więc nawet gdybyś prosiła, nie pozwoliliby mu pójść z nami. Ale i jego nie możemy tutaj zostawić. Szalony, czy nie, jestem pewien, że mimo wszystko nie wypiąłby na nas dupy. Chuj wie, jak tego dokonać, ale coś wymyślimy. – rozciągnął usta w krzywym uśmiechu.
- Beksą? Jestem oburzony – zaśmiał się cicho, wracając do próby ujarzmienia instrumentu.
Obrazek

Pałac Zeritha Dalal

40
POST BARDA
Dandre i Aremani

Elf rzucił bardowi krótkie spojrzenie z ukosa. Czy dopytywanie o szczegóły mu się nie podobało, czy generalnie sama osoba Biriana, ciężko stwierdzić.
- Czerwone. Nie gotowa... brzydka.
Cokolwiek miało to znaczyć, nie doczekali się bardziej szczegółowego wyjaśnienia. Nellrien może nie była tak onieśmielająco powalająca, jak Yunana, ale nazywanie jej brzydką zdecydowanie nie było trafione. Może po prostu ją szykowali? Malowali i stroili, dopasowując do tutejszych standardów piękna? Jeśli była już przytomna, musiała być tym absolutnie zachwycona. Miłą odmianą była jednak pewność, że kapitan przeżyła swój wybuch paniki w lochu, skoro przygotowywano ją właśnie dla pana tego pałacu. I że istniała szansa, że jeszcze nie została do niczego przymuszona wbrew swojej woli - wciąż istniała szansa, że jeśli gwiazdy będą im sprzyjać, wyciągną ją stamtąd zanim do czegokolwiek dojdzie. W końcu Zerith Dalal miał uroczystość do zorganizowania.
Upomniany potem przez Aremani Jalen westchnął ciężko i zamilkł na długie kilka chwil. Choć czekała na słowne potwierdzenie, od młodego marynarza go nie otrzymała. Wiedziała jednak, że zrozumiał, co miała na myśli, tak samo jak zrozumiał, co chciał przekazać mu Dandre. Przysunął sobie jedno z ciężkich krzeseł i opadł na nie, rozprostowane dłonie opierając na blacie stołu. Jego spojrzenie zawiesiło się na instrumencie, z którego Birian usiłował wydobyć w miarę sensowne dźwięki. Przestrajanie go było żmudną robotą, ale wykonalną, choć jedna ze strun zajęczała rozpaczliwie i trzeba było zrezygnować z prób dociągnięcia jej do odpowiedniego interwału. Dandre mógł unikać szarpania o nią, lub całkowicie ją ściągnąć. W porównaniu do przeciętnej lutni siedem strun to było bardzo niewiele, ale trzeba było radzić sobie z tym, co było dostępne.
- Będę biednym, zagubionym niewolnikiem - zgodził się Jalen w końcu cicho. - Przepraszam. Sytuacja... trochę mnie przerasta. Jak nas wszystkich. Martwię się... o panią kapitan - przyznał, opuszczając głowę. Jasne włosy opadły mu na czoło. - Przynajmniej wiemy, że żyje. Może ten elfi dziad zostawia ją sobie na deser.
- Nie mów tak. Wyciągniemy ją, gdziekolwiek jest
- obiecała Neela z determinacją.
- Więc... kiedy już zacznie się uczta, ty będziesz grać, ty opowiadać o powierzchni, a my mamy się wymknąć? - żeglarz upewnił się. - Ja i Neela, mamy uciec z sali, na której będzie ten... bankiet i zorientować się, gdzie jest kapitan Maver?
Planowanie było dużo lepsze, niż zadręczanie się i wzajemne pretensje - nawet jeśli nie wiedzieli, czy zdołają ten plan wcielić w życie. Jalen powoli pokiwał głową.
- Możemy tak zrobić. Możemy jej poszukać. A co potem? Trzeba będzie znaleźć też Yunanę. Potem... moglibyśmy podpalić ten pałac, jeśli nie ma tu żadnej drogi na powierzchnię. Wzniecić ogień i niech to wszystko płonie. Wymknęlibyśmy się w chaosie.
- Jeśli znajdziemy jeszcze Shirana, on wszystko podpali
- mruknęła Neela.
- Tylko... ta elfka. Magini. Ona jest chyba najbardziej groźna z nich wszystkich. Nie sądzę, żeby negocjacje z nią miały jakikolwiek sens. Myślę, że trzeba jej unikać. Tak bardzo, jak to tylko możliwe. Schodzić jej z oczu.

Shiran

Auth nie wyglądał na kogoś, kto chciałby wykorzystać i skrzywdzić Shirana. Nie wyglądał na niebezpiecznie zadowolonego z siebie, jego usta nie były rozciągnięte w złośliwym uśmiechu, a w oczach nie kryło się nic podejrzanego. Wydawał się... wzruszony, o ile można było powiedzieć tak o demonie. Patrzył na półelfa w milczeniu, pozwalając mu myśleć na głos i wymieniać swoje warunki, a jego złote oczy lśniły mieszaniną ekscytacji i uczucia, które mężczyźnie trudno było określić. Czy był to strach, czy może tylko stres? Shiran nie znał prawdziwej twarzy demona tak dobrze, by wyczytać z niej wszystko, ale potrafił sobie wyobrazić, jak wiele znaczyła dla niego zgoda tego śmiertelnika, bez którego nie czekałoby go nic, jak tylko powrót do kruczej postaci bez szansy na odzyskanie utraconej mocy.
- Pomoc w miarę twoich możliwości, elfie - powiedział cicho, szeroko rozkładając skrzydła, a po podłodze znów zaczął snuć się cień, ten sam, co wcześniej. - W zamian za magię krwi, dopóki wystarczy mi mocy, żeby się nią z tobą dzielić.
Czarna mgła wspięła się po nogach Shirana, powoli kierując się w stronę jego klatki piersiowej. Na jej wysokości zawirowała, tworząc niewielką kulkę absolutnej ciemności, zdającą się wysysać światło z całego pomieszczenia. Za to oczy Autha zalśniły złotem.
- Pasuje mi to, elfie. Zgadzam się.
Kula mroku wbiła się w pierś Shirana, tym razem nie wywołując dziwnie negatywnego uczucia, a momentalnie wypełniając go nową mocą. Przypływ vitae poczuł aż w koniuszkach palców. Było to wrażenie nieporównywalne do niczego innego - wrażenie, które nie tylko nasyciło go nowym odcieniem magii, ale też wzmocniło tę, którą nosił już w sobie. Płomień zatańczył w jego sercu jak podekscytowany, gotowy uwolnić się i siać zniszczenie, energia zapragnęła wybuchu, a to coś, czego określić nie potrafił, obudziło w nim dziwny głód.
- Masz moc, ale Lua ma doświadczenie. Nie zapomnij o tym - upomniał go Auth. - Śmiertelnicy są pełni krwi. Myśl o ciele jak o rzece, której bieg chcesz zmienić. Będzie poddawało się twojej woli. A teraz chodź, elfie. Znajdziemy pozostałych. Zaprowadzicie mnie do mojej siły, a potem ja zaprowadzę was do domu.
Ciemna mgła otoczyła Autha i demon zniknął, rozpływając się w mrok. Niewielka, wąska strużka dymu podążyła po podłodze za drzwi, zachęcając Shirana do tego, by poszedł za nią. Gdy wyszedł ze swojego dotychczasowego więzienia na zewnątrz, dostrzegł ten sam kręty korytarz, którym wcześniej wyprowadzona została poprzednia grupa. Oni mieli Luę i strażników za przewodników, półelf miał swojego demoniego towarzysza. Żadne z nich nie miało zgubić się w podziemiach podziemi.
Po drodze minęli kilku strażników, ale wszyscy leżeli martwi, z pustymi, wypalonymi oczodołami. Auth pozbył się każdego, zapewniając im możliwość bezpiecznego opuszczenia lochów i tym samym upewniając się, że nikt nie zaalarmuje fioletowookiej magini. Prowadzony przez mgłę Shiran mógł dozbroić się po drodze, jeśli chciał, zwiększając swoje szanse - nie wszystkie trupy miały włócznie, u pasa niektórych leżały zakrzywione miecze, albo zestawy małych noży. Gdyby się uparł, mógłby uzbierać broń dla każdego swojego towarzysza, ale wtedy stałby się chodzącą zbrojownią, co z pewnością przyciągnęłoby do niego zbędną uwagę, a tego przecież nie chciał, prawda? Ze swoją iluzją nowej, popielatej skóry zamierzał wtopić się w tło.
Dym znów wspiął się po nim i owinął wokół lewego przedramienia.
Pałac, usłyszał znajomy głos w swojej głowie, a jego spojrzenie przyciągnął piętrowy budynek w oddali, za pięknym, rozświetlonym przez kryształy i grzyby ogrodem, za wysoką fontanną w kształcie kobiecej sylwetki, w której ciele wyrzeźbione zostały ścieżki dla spływającej po niej wody, za plączącymi się po tymże ogrodzie mrocznymi elfami. Nie wszyscy wyglądali na straż lub tutejszą służbę. Było ich sporo, jakby zbierali się tutaj z jakiejś okazji.
Dziś świętują otwarcie bram, wyjaśnił Auth. Idziemy do pałacu. Na górze Nellrien, na dole - reszta. Dokąd chcesz iść najpierw?

Spoiler:
Obrazek

Pałac Zeritha Dalal

41
POST POSTACI
Dandre
Bard uśmiechnął się rozbrajająco, gdy poczuł na sobie nieprzychylne spojrzenie elfa. Wcześniejszy wybuch coś w nim zmienił, czuł odległy pogłos pustki, która zdawała się wypełniać oczy Neeli. Nie miał zmiaru się jej poddawać, gdyż doskonale wiedział jak bardzo potrafiła być zdradliwą, ale powoli zaczynały go męczyć te gierki z mrocznymi elfami. Ogromnym wysiłkiem musiał powstrzymać się przed pragnieniem rozbicia instrumentu na głowie jednego z dwóch gwardzistów.
- Ha, yaxshi – odpowiedział tylko i nie zajmował ich już dłużej. W pierwszej chwili nie potrafił powiedzieć, czy cieszyła go informacja o tym, że kapitan wciąż żyje. Była wszak jeno kolejnym problemem do rozwiązania…
Potrząsnął głową, oburzony myślą, która zakwitła w odmętach jego umysłu. Dość już śmierci, tak chętnie garnącej się do ludzi wokół Biriana. Musieli coś z tym zrobić, musieli stąd uciec, to oczywiste.
Ale jak?


Nie przeszkadzało mu milczenie, które zapadło po tym, jak zamienił kilka zdań ze swoimi kompanami. Pochylił się tylko w stronę otworu rezonansowego sozu i wsłuchiwał w coraz to bardziej rozpaczliwe pojękiwanie przestrajanych strun. Były twardsze niż te, do których przywykł, zdecydowanie mniej chętne do współpracy. Już teraz czuł, że podobny instrument byłby wręcz idealny do grania po karczmach, gdzie delikatne śpiewy lutni tak łatwo giną wśród szmeru rozgadanej ciżby. Cmoknął niezadowolony, kiedy do jego uszu dotarł żałosny jęk poddającej się struny. Z początku próbował ją podciągnąć, mimo wyraźnych oporów, ale czuł, że napinała się do granic możliwości. Nie dość, że najprawdopodobniej sam strój nie utrzymałby się zbyt długo, to jeszcze mogła pęknąć mu pod palcami, nagłą zmianą napięcia zapewne ciągnąc za sobą resztę. Westchnął cicho, po czym zaczął kręcić kurkiem w drugą stronę, dopóki struna nie poczęła tracić kształtu i zwisać smętnie, jak wysychające źdźbło.
- Wspaniale – mruknął, kiedy wreszcie odezwał się Jelen. W głosie barda pobrzmiewało coś na kształt przekąsu, ale wbite w instrument spojrzenie sugerowało, że irytował się raczej na soz, nie na chłopaka. Położył instrument płasko na swoich udach i pochylił się nad podstawkiem, próbując rozwiązać węzeł trzymający nieposłuszną strunę, by wreszcie zupełnie ją ściągnąć i odrzucić gdzieś na bok.
- Rozumiem cię, młody. Doskonale cię rozumiem, och, Bogowie… – pokręcił powoli głową z niedowierzaniem zerkając na dziwnie cienki gryf, na którym rozciągała się śmiesznie mała ilość strun.
- Ale będzie dobrze. Damy sobie radę. Uwolnimy wszystkich i spierdolimy stąd tak szybko, jak tylko się da. Nie doceniają nas – uśmiechnął się, ze wszystkich sił starając się wykrzesać wystarczającą ilość entuzjazmu, by nie brzmieć beznadziejnie. Wesoła ekspresja nie dotarła w pełni do oczu barda, ale te zaraz znów skupiły się na instrumencie.

– Dokładnie tak. Grać, huh… Zrobię, co tylko mogę, by pochwycić w pełni, choć na chwilę, uwagę tych potworów. Wyczujcie moment i usuńcie się z sali. Może spróbujcie wziąć ze sobą choćby i jakiś sztuciec? Biedni zagubieni niewolnicy to jedno, ale jeśli już znajdziecie Maver, to… Cóż, jeśli s ł o w a nie wystarczą, warto mieć coś w zanadrzu. – mężczyzna skrzywił się lekko. Tak naprawdę cały jego plan kończył się w chwili wyjścia Neeli i marynarza z sali. Nie miał pojęcia, co robić później. Jeśli elfy nie stłukły Maver na krwawą miazgę, to będą mieli ze sobą kolejną osobę zdolną do walki, ale co z tego? Opór wciąż wydawał mu się z góry skazany na porażkę.
- Tak, nie zostawiamy nikogo. Jeśli nigdzie go nie przenieśli, to przynajmniej wiemy, gdzie jest Shiran i reszta. Sporym problemem może być jednak samo dotarcie do nich. Ogień… Może być naszym przyjacielem. Tak długo, jak nie zadusi nas tu wszystkich dym – uśmiechnął się krzywo.
- Magini najpewniej zostanie na bankiecie. Wątpię, by osoba o jej pozycji krzątała się w czasie święta po korytarzach. Wy więc nie musicie się nią przejmować. My zaś… – przygryzł na chwilę wargę, kilkoma wprawnymi ruchami doprowadzając ostatnią ze strun do zadowalającego go stanu.
- …tego przywileju nie mamy. Postaramy się jednak nie dać jej powodu do zabicia nas, prawda Aruś? – bard uśmiechnął się nagle zadziwiająco beztrosko, jak na ich obecną sytuację. Przeciągnął kciukiem po wszystkich strunach i pokiwał z zadowoleniem głową.
Instrument był gotowy. Teraz pozostało mu już tylko spróbować się z nim choć trochę oswoić.
Obrazek

Pałac Zeritha Dalal

42
POST POSTACI
Shiran
Czy podjąłem dobrą decyzję? Nie wiem. Przyjemnie jednak było zobaczyć Autha, który dla odmiany był pełen nadziei i ekscytacji. Przysiągłbym nawet, że było mu blisko do płaczu, ale ręki za to upierdolić bym sobie nie dał. A może to były tylko zwidy mi moje czcze życzenia, by jakoś podświadomie radzić sobie z konsekwencjami tego co mnie czekało.

Mroczna mgła pięła się po mojej nodze, ale tym razem było... Inaczej. Coś jak ciepły kokonik, który zaczął mnie otaczać. Zachowałem spokój, choć właśnie byłem świadkiem prawdziwej, demonicznej mocy. Pierwszy z brzegu inkwizytor powiesiłby mnie za jaja, dla pewności poprawiając potem spaleniem na stosie. Jak to mówią - spraw, by Twoje życie było wyjątkowe, czy jakoś tak.
Czarna kula, która uformowała się przede mną, wbiła mi się bezboleśnie w pierś. Zacisnąłem odruchowo zęby, ale w ciele czułem tylko przypływ czegoś dziwnego i... zimnego. Coś, jakby lodowa mgła rozeszła się po moim wnętrzu, prezentując mi odświeżającą siłę, sprawiając że moje wnętrze rozkwitło na nowo. Przerażający stał się tylko głód, który pojawił się równie nagle jak moc, która we mnie wstąpiła.
- Co to jest, Auth? To co czuję? - zapytałem niepewnie. Próbowałem zrozumieć czego dokładnie domaga się mój organizm, ale nie było to dla mnie trywialne. - Jakbym czegoś... Potrzebował do życia? - Sam nie wiem, czy bardziej pytałem, czy stwierdzałem.

Niemniej, mimo tego wszystkiego, wysłuchałem spokojnie krukowatego i tego co miał do powiedzenia.
- Okej, czyli wystarczy że pomyślę o krwi jako o wodzie i samą siłą woli, będę mógł naginać ją do swojego widzi-misię, ta? - upewniłem się, że na pewno dobrze zrozumiałem. Cóż... Być może niedługo będę musiał to wypróbować. Gdybym wiedział, że mam więcej czasu, spróbowałbym na którymś z ukrytych ciał, ale i tak już wystarczająco długo siedziałem tutaj czekając na kogoś. Przytaknąłem więc demonowi, który rozpłynął się w powietrzu i ruszyłem w kierunku drzwi, podążając za strużką ledwie widocznego dymu.
Każdy strażnik którego mijałem leżał martwy. Zgaduję, że to sprawka Autha.
- Cieszę się, że trzymasz z nami, a nie z tamtymi... - mruknąłem pod nosem, ale byłem pewny że mimo bycia strużką dymu, słyszał mnie doskonale.
Martwi strażnicy stanowili świetne źródło ekwipunku. Sam wziąłem sobie zakrzywiony miecz, który był na pewno o wiele lepszym wyborem niż włócznia. Przynajmniej dla mnie... Dodatkowy miecz, przytwierdziłem do pasa, chowając go w pochwie. Dwa małe noże włożyłem do cholewy buta, tam gdzie zwykle trzymałem swoje koziki. W drugim bucie miałem podobne miejsce. Mogłem nabrać tego więcej, budując małą armię, ale nie chciałem rzucać się w oczy. Krótkie ostrza były niewidoczne, zaś dwa zakrzywione miecze nie powinny zwracać na siebie aż takiej uwagi. To pozwoli na wyposażenie trzech osób, albo samej Nellrien po zęby. Jeszcze nie zdecydowałem.
Miejsce, w którym się znaleźliśmy było naprawdę interesujące. Świecące kryształy i grzyby rozświetlały korytarze, sprawiając że mimo wszechogarniającego mroku, było tu całkiem przytulnie. Słońce, zestawione z tą poświatą, wypalałoby oczy - szybko jednak wzrok przyzwyczajał się do nowej rzeczywistości.
Pałac, który wskazał mi Auth prezentował się majestatycznie. Sama figura jakieś nagiej panienki, wskazywała że mroczni mieli gust.
- Na sztuce to się znają - pokiwałem głową z uznaniem, przyglądając się kamiennym kształtom. Spojrzałem na zebranych w ogrodzie, którzy wydawali się spacerować i cieszyć swoim czasem. Ichni turyści? Goście pałacowi? Zgadywałem, ale pokrywało się to z informacjami, które Auth przekazał o święcie.
- Idealnie... - zawyrokowałem. - Prościej będzie zrobić zamieszanie. Idziemy do góry. Póki co po cichu - zawyrokowałem, ruszając pewnie przed siebie. Iluzja pewności siebie była nie do zdarcia. Jeśli udajesz, że wiesz gdzie idziesz i zachowujesz się tak, jakbyś był najbardziej zajętym człekiem na ziemi, nikt nie będzie Cię zatrzymywał i Ci przeszkadzał - działa za każdym razem.
- Prowadź, mój przyjacielu - uśmiechnąłem się paskudnie, odrzucając spływającą do mojej głowy myśl. Bo przecież nie przyznam na głos, że podoba mi się, gdy coś się dzieje...

Pałac Zeritha Dalal

43
POST POSTACI
Aremani
"Chwila oddechu, bez dram, płaczów i krzyków." Aremani była zadowolona z tego, jak zmienił się nastrój między jej kompanami. Na jedną ulotną chwilę przeszła jej przez głowę myśl, że odzyskuje poczucie sprawstwa. Pozostała im pewnie zaledwie chwila na jakiekolwiek knowania i pomysły, choć wszystko teraz wydawało się jasne i jednogłośnie zatwierdzone.
- Gdybyśmy byli w innych warunkach przestudiowanie kultury, zwyczajów, flory i fauny krainy Mrocznych Elfów byłoby spełnieniem moich marzeń... - zaśmiała się posępnie na głos, idąc za rozluźnieniem atmosfery. O dziwo ułatwiało to wszystko drobne plumknięcia barda na jego nowej zabawce. Nawet jeśli nie tworzyły jakiś pięknych akordów czy nie zachwycały swoją jednak obcą barwą.

Posłuchała co mają do zaoferowania Jalen i Neela. O marynarzu nie mogła dużo powiedzieć (poza tym, że jest przystojny) ale o Neelę jako szpiega trochę się obawiała. Niemniej musiała budować poczucie wzajemnego zaufania w drużynie. "To dla zwiększenia naszych szans na przetrwanie. Tak zrobiłby dobry lider!"
- Jeżeli nie będziemy zmuszeni by jednocześnie rozpraszać zebranych to pomogę wam w rozeznaniu. Dandre pewnie zrobi to samo, jeśli zajmą się mą.A nuż uwiedzie jakąś elkę swoim złotym językiem. Mam rację, Dandrełku? - uśmiechnęła się, robiąc aluzję do wcześniejszego pytania barda.
Postanowiła dodać jeszcze coś od siebie, żeby wyszli za niedługo z tej sali z trochę większą pewnością siebie.
- Naprawdę nie żałuję, że zabrałam was ze sobą. Miejmy nadzieję w tym, że skoro Maver jeszcze żyje to nasza sytuacja nie musi być tak bardzo beznadziejna.
Jej notes był gotowy. Szczególnie przyjrzała się jego pierwszym stronom - zapiskom z wczesnej młodości, gdy wymyślała śmieszne nazwy na rośliny bądź tworzyła wyimaginowane straszydła, które w jej wyobraźni mieszkały wśród buszu. Ciekawa była jak bardzo dadzą przekonać się elfy, że takie stworzenia żyją naprawdę. "Kolejny eksperyment."
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Pałac Zeritha Dalal

44
POST BARDA
Shiran

- Nie wiem. To twoje. Zawsze to miałeś - odparł Auth, wpatrując się w Shirana uważnie. Dopiero teraz do elfa dotarło, że demon nie mrugał. W ogóle. - Raz silniejsza moc, raz słabsza. Kiedy silna, czujesz głód. Nie pamiętasz?
Potem Auth zaśmiał się cicho i milczał przez chwilę, jakby unikanie udzielania odpowiedzi na pytanie towarzysza go bawiło. W końcu jednak przerwał ciszę.
- Nie wystarczy. Nie bez doświadczenia. Powiedz raqsga. Tańcz. I będą tańczyć.
Jako strużka dymu był mniej rozmowny, odzywając się tylko wtedy, gdy musiał. Bardziej w ten sposób przypominał też kruka, jaki zazwyczaj plątał się w okolicy. Choć nie był materialny, nie wbijał się szponami w ramię półelfa i nie wpatrywał się w niego tymi swoimi świdrującymi, małymi oczkami, to przynajmniej nie górował teraz nad nim ze skrzydłami i tym dziwnie magnetycznym, jak na jego dość nieprzyjemną facjatę, uśmiechem. Nie poczuł się zobowiązany do wyjaśnienia, dlaczego postanowił trzymać akurat ze swoją grupką z powierzchni, ale chyba nie musiał tego robić - byli oni jego jedyną szansą na odzyskanie mocy, nie wspominając o tym, że to tutaj, w świecie pełnym demonów, została mu ona odebrana. Życie na powierzchni było dla niego póki co miłą odmianą, nawet w ptasiej formie. Pytanie tylko co wydarzy się, gdy wróci do dawnego siebie, ale na rozmowy o tym będą mieli jeszcze czas.
Nie wiem dokładnie. Nie znam drogi. Czuję tylko, gdzie Nellrien jest, ale ty nie jesteś dymem, który przeniknie przez ściany. Idź do głównego wejścia.
Idąc pewnym krokiem przez ogród, odziany w strój strażnika i wyposażony w jego broń, a także powleczony iluzją, nadającą jego skórze odpowiedniego odcienia, Shiran był niewidzialny. Nie dlatego, że naprawdę zniknął, ale przez fakt, że służba i straż nie miała dziś żadnego znaczenia. Byli tłem dla większego wydarzenia, przez które ogrody pełne były elfów, wystrojonych w kunsztowne kreacje, zmierzających do pałacu, albo skupionych na cichych rozmowach. W oddali, za zaskakująco wysoką formacją turkusowych, fosforyzujących grzybów, na cienkich, włochatych nogach kołysał się pająk, na tyle duży, że mógłby służyć za wierzchowca - i najpewniej tak właśnie było. Ktoś próbował za wodze odciągnąć go od tłumu.
Im bliżej posiadłości się znajdował, tym więcej widział służby, biegającej w pośpiechu i przygotowującej wydarzenie. Przy wejściu do pałacu stało dwóch strażników, opartych na włóczniach, ale choć wyraźnie widzieli Shirana, żaden z nich nie zareagował na jego obecność. Wraz z gośćmi pojawiła się także ich obstawa, czy więc było coś dziwnego w obcym mrocznym, który pewnym krokiem wchodził do środka? Zmierzyli go spojrzeniem i wrócili do swoich obowiązków, choć nie mieli pojęcia, jak kiepsko im właśnie wychodziło wypełnianie ich.
Półelf znalazł się w holu o kształcie litery T. Tutaj, w środku, zamieszanie było większe, musiał więc znajdować się bliżej epicentrum dzisiejszego wydarzenia. Ściany ozdobione były niepokojącymi, wyjątkowo mrocznymi w przekazie obrazami, a na środku stała pojedyncza rzeźba, przedstawiająca trzy osoby splecione w bolesnym uścisku i krzyczące w agonii. Shiran widział troje dużych drzwi: jedne naprzeciw siebie, przez które co chwilę ktoś wchodził i wychodził, a także po jednych na obu końcach długiego, poprzecznego korytarza. Żadnych schodów.
Po lewej, na górze. Tam jest.
Głos Autha, rozbrzmiewający w jego głowie, z łatwością przebijał się przez gwar głosów.
Pozostali są tutaj. Po prawej stronie.
Minął go inny strażnik, niosący naręcze czystych pergaminów i zniknął za drzwiami po stronie wskazanej przez demona.

Spoiler:

Dandre i Aremani

- Na pewno będzie u boku Dalala - zgodziła się Neela cicho. - Jego prawa ręka, sama się tak nazwała. Mogła przygotowywać dla niego Nellrien, ale przecież nie będzie tam z nią siedzieć.
- Mhm. Dziwka wygląda, jakby lubiła być w centrum uwagi
- mruknął Jalen z nieukrywaną niechęcią. - Pewnie będzie prowadzić dla niego uroczystości. Chwalić się zdobyczami z powierzchni i cholera wie, co jeszcze.
Instrument dał się w końcu nastroić na tyle, by akordy brzmiały tak, jak Dandre tego oczekiwał, ale bard dobrze wiedział, że nie miał czasu na przygotowywanie skomplikowanych akompaniamentów. Będzie musiał zadowolić się magią, jaką potrafił stworzyć brzmieniem własnego głosu, do którego przygrywać będzie sobie zaledwie pojedyncze dźwięki. Czy to było za mało? Niekoniecznie. Dało się z tego wyciągnąć coś pięknego i na pewno interesującego dla mrocznych, które nie miały dotąd do czynienia z muzyką powierzchni.
Jakby w ramach potwierdzenia, drzwi otworzyły się ponownie i do środka wszedł znajomy im już elf - ten sam, z którym przedtem byli w stanie jakoś się porozumieć, nawet jeśli w wyjątkowo prymitywny sposób. Był sam, a jego zakrzywiony miecz wisiał u pasa. Pod pachą niósł naręcze papieru, nietypowo szarego, zwiniętego w wąski zwój i związany rzemieniem. Rzucił go na stół i pozwolił mu potoczyć się przed samą Aremani.
- Papier - powiedział i wskazał go ręką, w razie gdyby któryś z głupców z powierzchni nie wiedział, co to jest. - Stilus - dodał i na brzegu stołu położył także kilka ciemnych przedmiotów, wyglądających jak bardzo małe rysiki. - Szybko.
Zza uchylonych drzwi dobiegał gwar, jakiego nie słyszeli przedtem, tak jakby strażnik zostawił tym razem za sobą otwarte przejścia. Uczta musiała się już zbliżać, ale może Lua nie zamierzała swojego popisowego numeru, czyli przedstawienia nowej grupki niewolników, zostawiać na sam początek. Nie wiedzieli tego dokładnie, a "szybko" mogło znaczyć wszystko.
- Przyjdę - obiecał elf i zostawił ich, po raz kolejny zamykając za sobą wyjście z pokoju.
Mieli ostatnie chwile, żeby się przygotować, cokolwiek czekało ich po opuszczeniu tego pomieszczenia.

Spoiler:
Obrazek

Pałac Zeritha Dalal

45
POST POSTACI
Shiran
- Moje? - zdziwienie, które wybrzmiało w mym głosie, z pewnością było zaskoczeniem nawet dla mnie. Zastanawiałem się co dokładnie Auth miał na myśli. No dobra, czasem odczuwałem jakieś dziwne ssanie, ale nigdy nie korelowałem tego z magią. Moment, w którym odczuwałem głód emocji, albo też potrzebę bliskości... Sam nie wiem. Spojrzałem się tylko wymownie na krukowatego, wytrzymując jego przerażające, niemrugające spojrzenie.
- Nie wiem... Nigdy się nad tym nie zastanawiałem - odpowiedziałem stojącemu przede mną demonowi, nie kłamiąc ani odrobiny. Zaskakujące było to jak wiele o mnie wiedział. Ba, zaryzykowałbym stwierdzenie, że wiedział o mnie momentami więcej niż ja sam.

- Ale byś miał ubaw, gdybym próbował skorzystać ze swoich nowych mocy i gówno by mi się udało, co? - skomentowałem śmiech Autha. - Zabawne... - Bo może i odrobinę śmieszne by to było, ale nie z mojej perspektywy. Nie mogłem jednak złościć się na niego za niedopowiedzenia - w końcu był to Auth. I tak dziwne, że od razu poinformował mnie o prawie wszystkim i tym, że jeśli będę potrzebować więcej mocy, nie wiadomo czym to się dla mnie zakończy.
Raqsga. Sobie wymyślił... Choć przyznać musiałem, że naprawdę lubiłem jego poczucie humoru, gdy nie koncentrowało się ono na mnie.

Na tę chwilę cel był prosty. Odnaleźć Nellrien. Cieszyło mnie więc, gdy okazało się, że byłem niewidzialny dla szarych skurwieli. Odziani w bajeczne stroje, wyglądali jak jakaś szlachta, czy inszy ich odpowiednik. Gdzieś w oddali widziałem olbrzymiego pająka, który równie dobrze mógłby robić tu za ichniego konia. Czasami naprawdę miałem wrażenie, że śnię. Zbyt realnie śnię...
Parłem jednak przed siebie. Mijałem pogrążonych w rozmowie szlachciców. Próbowałem przy okazji podsłuchać osobę, czy dwie, ale nie skupiałem się na tym jakoś mocno. Zależało mi głównie na dotarciu do pałacu.
Pierwszy kryzys pojawił się, gdy mijałem pierwszych strażników przy drzwiach. Byłem pewny, że widzą że jestem inny. Spojrzeli się na mnie, a chwilę później, już dla nich nie istniałem. Bez żadnych oporów wszedłem do środka pałacu przez główne drzwi, uważając na biegającą zewsząd służbę - a przynajmniej tak odbierałem ich stroje i bieganinę.

Pomieszczenie w jakim się znalazłem, imponowało już od samego początku. Mroczne obrazy prezentujące poskręcane w ekstazie i bólu ciała, powodowały jakiś wewnętrzny niepokój. Nie przyglądałem im się za bardzo, by nie wyglądać na turystę. Ostatnie czego potrzebowałem to by ktoś się do mnie przyjebał. Rzeźba na środku przyciągnęła mój wzrok na chwilę dłużej. Pięknie odwzorowana nagość działała niczym magnes, acz wciąż, powtarzał się tu motyw agonii i cierpienia. Pierdolnięci byli jacyś na tym punkcie. O chuj im chodziło?
Brak schodów także nie napawał optymizmem. Auth na szczęście pomógł. Na prawo była reszta. Ich zostawię sobie na koniec. Nellrien była po lewej na górze. Czy mogłem liczyć na jakieś schody? Te na środku prowadziły pewnie na przyjęcie, o którym wspominał wcześniej krukowaty. A przynajmniej wnioskowałem tak po ilości służby. Więc... Nie zwalniając ruszyłem na lewo, tam gdzie podobno mogła znajdować się Nellrien. Idę po Ciebie, Płomyczku.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Klan Wodnej Gwiazdy”