Zapomniana świątynia

196
POST POSTACI
Vera Umberto
Trochę kusiło ją, żeby postawić na Sovrana, tak dla czystej przekory, ale powstrzymała się przed tym, nie chcąc stawać po żadnej ze stron. Ten jeden raz była jedynie obserwatorem. Zabrała za to butelkę rumu plączącemu się między ich nogami dzieciakowi. Jego pirackie okrzyki i to, jak grzecznie roznosił załodze alkohol, były całkiem urocze i zabawne. Umberto uśmiechnęła się do niego znów i pochwaliła go cicho, po czym odkorkowała sobie rum, z dużo większą wprawą, niż Sovran chwilę temu. Nie była to Grozana - Vera zapomniała zabrać ją sobie z kajuty i nie chciało się jej już po nią wracać - ale nie narzekała.
Popijała sobie potem beztrosko, nie pamiętając o tym drobnym fakcie, że przecież nic od wczoraj nie jadła. Jej żołądek chyba już pogodził się ze swoim losem i przestał jej przypominać o głodzie, zresztą ten głód mogła teraz stłumić alkoholem, czyż nie? Tak samo, jak reszta załogi, obserwowała pojedynek, czując narastające politowanie dla Sovrana. Nie miał szans, Corin całe życie spędził z mieczem u boku. Był pod tym względem jednym z najlepszych, jakich Vera poznała, jak więc miał pokonać go w walce elf, który trzymał ostrze prawdopodobnie po raz pierwszy, a jedyne doświadczenie, jakie posiadał, pochodziło z walki na kije w piachu?
- Och, zamknij się, Corin - mruknęła pod nosem, słysząc pochwalne komentarze Yetta, ale na tyle cicho, że wśród okrzyków usłyszała się chyba tylko ona sama. Dobrze wiedziała, jak rozwścieczą one maga. Nie chciał pochwał, ani treningów, chciał dać ujście swojej furii i poczuciu zdrady, jakie z jakiegoś powodu wciąż wywoływała w nim osoba oficera.
Kiedy Sovran padł na deski pokładu, a jej rapier z brzękiem potoczył się w stronę burty, Vera wyprostowała się nieco. Wynik walki jej nie szokował, spodziewała się, że tak to się skończy. Gdy proponowała elfowi walkę ze sobą, proponowała jedynie wysiłek fizyczny, który mógłby mu pomóc z ujściem emocji. Nie coś takiego, coś upokarzającego. Wykrzywiła usta z niezadowoleniem, ale nie reagowała, wiedząc, że Yett nic mu nie zrobi, nawet jeśli trzymał teraz ostrze przy samej jego szyi.
A potem wydarzyło się coś, czego Vera nie przewidziała.
Zerwała się z miejsca i zrobiła dwa kroki w ich stronę, zaraz się jednak zatrzymując. Kusiło ją, żeby zainterweniować i rozgonić towarzystwo, ale dochodziła do wniosku, że chyba... chyba powinna pozwolić im to rozwiązać na własną rękę. Nie była matką, która bez końca musiała pilnować swoich dzieci i powstrzymywać ich samobójcze zapędy.
- Jak tak dalej pójdzie, to się pozabijają - rzuciła w nerwach do Osmara, ale nie kazała mu zakończyć pojedynku. - Co jest z wami, kurwa, nie tak? - spytała, już głośniej, ostatnie słowa kierując już do walczących.
Nie wzięła ze sobą miecza z kajuty, ale niedaleko leżał wypuszczony przez Sovrana rapier. Zerknęła w jego stronę, ale choć miała wielką chęć złapać go i rozwiązać ten problem raz a dobrze, spuszczając łomot im obu, to... nie mogła. Nie chciała. Nie. Musieli poradzić sobie z tym bez niej, a dopóki żaden nie był poważnie ranny, to czym się to różniło od dania sobie po mordach? Elf korzystał ze swoich umiejętności, bo dawały mu one taką samą przewagę, jak doświadczenie z mieczem dawało przewagę Corinowi. Mógł z łatwością na dzień dobry złamać oficerowi obie nogi, ale tego nie zrobił, tak? Po prostu nie chciał się poddać. Vera doskonale to rozumiała. Stała więc blisko, z dłonią zaciśniętą na szyjce butelki, gotowa zareagować, gdyby jednak było trzeba, ale to jeszcze nie był ten moment.
Obrazek

Zapomniana świątynia

197
POST BARDA
Sovran leżał na ziemi, Corin zaś wciąż miał miecz, jednak obaj byli w trudnym położeniu. Corin trzymał Sovrana w szachu, mogąc przeciąć mu tętnicę jednym ruchem, ale Sovran mógł być szybszy i połamać mu kości. Obaj wiele ryzykowali, a żaden nie chciał odpuścić.

- Krzwydy se nie zrobią. - Zapewnił Verę Osmar, ciągle nie przerywając pojedynku. - Nie mówiłaś, że tylko miecze. Niech se Smoluch radzi, pokaże, co umi. - Mruknął, tak, by tylko Vera słyszała.

Piratom nieco zrzedły miny, gdy nadgarstek Corina wygiął się jeszcze bardziej, jednocześnie zmuszając go do odsunięcia miecza od szyi leżącego. Wykrzywiony z bólu Yett wyraźnie przegrywał, nie radząc sobie z mocą maga.

- Oszukuje! Smoluch oszukuje! - Krzyczał Ember, wzburzony zachowaniem Sovrana.

- Robi, co umi! Zawrzyj mordę, Ember! - Osmar stał na straży uczciwości pojedynku. - Powiedz mu, Tom!

- Zawrzyj mordę, Ember!
- Powtórzył chłopiec, ale tym razem załoganci nie śmiali się, skupiając na pojedynku.

Z ust Corina wyrwał się kolejny zbolały jęk.

- Poddaj się! - Syczał Sovran, podpierając się na łokciu i powoli podnosząc.

- Przestań, złamiesz mi rękę!

- Poddaj się!


Duma nie pozwalała oficerowi zrezygnować nawet wtedy, gdy miecz wypadł mu z ręki.
Obrazek

Zapomniana świątynia

198
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nikt mu tego nie zabronił - warknęła w stronę Embera, bardziej zła na siebie, że o tym nie pomyślała, niż na pirata, który stawał w obronie swojego oficera.
Czy ona też powinna stanąć w jego obronie? Nie mogła. Nie mogła podkopać jego autorytetu. Jej ingerencja wyszłaby im obu tylko na gorsze. Gdyby obroniła Corina, Sovran poczułby się potraktowany niesprawiedliwie, tym razem znowu także przez nią, a Yett byłby na nią zły o to, że wtrącała się, gdy ewidentnie nic poważnego się jeszcze nie wydarzyło i wciąż istniała szansa, że ta walka obróci się na jego korzyść... nawet jeśli z chwili na chwilę coraz mniejsza. Gdyby natomiast stanęła po stronie Sovrana, mocno dyskusyjne stałoby się to, gdzie leży jej lojalność.
Mimo to, zrobiła te kilka kroków i podniosła rapier z pokładu, pewnie chwytając go w wolnej dłoni.
- Przestańcie obaj - warknęła do nich. - Co wam to da? Pierdolona męska duma, do czego wy chcecie tym doprowadzić? Niechże się któryś podda!
Podeszła do nich bliżej i zatrzymała się o dwa kroki od tej sceny.
- Mieliście walczyć, a nie testować swój upór! Zaraz ja wam obu wpierdolę - zagroziła.
Złamaną rękę dało się wyleczyć dużo łatwiej, niż złamaną dumę, Vera dobrze to wiedziała, no ale bez przesady! Przeskakiwała spojrzeniem z jednej twarzy na drugą, czekając na moment, w którym któryś zdecyduje się ustąpić.
Obrazek

Zapomniana świątynia

199
POST BARDA
Piraci mieli wiele do powiedzenia na temat sposobów Sovrana, ale kiedy ich kapitan powiedziała, że jest to dozwolone, to znaczy, że tak było. Jej słowo stanowiło prawo i nie mogli się sprzeciwiać, choć wielu zaczęło szczękać zębami na sam widok wykręconego w bólu Yetta, który starał się uratować swój nadgarstek, ale również swoją dumę. W pojedynku, którego wynik był przesądzony... miałby polec? Złapał za nadgarstek drugą ręką, ale niewiele to dało. Niewidzialna siła Sovrana sprawiała, że wystarczyło ledwie mocniejsze szarpnięcie, by oficer mógł pożegnać się z władzą w dłoni.

I żaden nie chciał się poddać. Ani Sovran na deskach, ani rozbrojony, upodlony Corin, którego jedynym sposobem na powstrzymanie poważnego urazu było poddanie się.

- Stop! - Osmar poszedł za Verą, rozumiejąc, że czas na interwencję. Był arbitrem, więc obaj musieli go posłuchać. - Smoluszek wygrał! Puść Corina, Czarnuszek, bo mu naprawdę co złamiesz!

- Ma żonę, da radę bez ręki! - Zakrzyknął Nepal, ale jego żart spotkał się tylko z paroma uśmiechami. Wiele osób zaskoczonych było tym, jak zakończyła się walka.

Sovran nie od razu wypuścił Corina z czarodziejskich mocy. Parę zbyt długich sekund zajęło mu zdjęcie czaru i pozwolenie, by ręka wróciła do naturalnej pozycji. Corin zgiął się wpół, przyciskając ramię do brzucha.

- Kurwa, Sovran..! - Warknął w złości, która ogarnęła go z racji przegranej. - Musiałeś tak mocno?!

- Przegrałeś. - Oświadczył elf, siadając na deskach pokładu.
Obrazek

Zapomniana świątynia

200
POST POSTACI
Vera Umberto
Patrzyła na nich, czekając na moment, w którym usłyszy trzask pękających kości. Może i klasyczna wizja pirata z opowiastek dla dzieci miała hak zamiast jednej dłoni, ale Vera niekoniecznie chciałaby, żeby taki hak miał akurat Corin. Syknęła tylko coś niezrozumiałego, gdy padł żart o żonie i ręce, strzelając wściekłym spojrzeniem generalnie w stronę załogi, nie rejestrując do końca, kto to powiedział. A gdy zaklęcie puściło, Umberto odetchnęła wreszcie głęboko i opuściła w dół rapier, dotąd czujnie uniesiony.
- Przegrałeś - potwierdziła słowa Sovrana, choć w jej oczach nie było rozbawienia, ani zadowolenia, a zmartwienie i irytacja. Jakim cudem to ostatnie nie stało się jeszcze dla niej komfortowym uczuciem, z którym czuła się jak w domu? Przecież na tym statku była zirytowana praktycznie bez przerwy. - Chociaż przegrał tylko dlatego, że powstrzymał cios. Tak czy inaczej, trzeba było się zakładać - rzuciła do załogi.
Podeszła do nich bliżej i podała elfowi rękę, by pomóc mu wstać, a potem oparła dłoń o ramię Corina, spoglądając na nadgarstek, który przedtem wyginał się nienaturalnie.
- Potrzebujecie Weswalda? - spytała troskliwie, ale troska szybko zniknęła z jej głosu. - Bo jak nie, to idziecie obaj za mną do oficerskiej i będziecie tam siedzieć, aż się, kurwa, nie dogadacie. Aż ty nie wytłumaczysz - wskazała Sovrana butelką, którą potem przeniosła w kierunku Yetta. - ...A ty nie zrozumiesz. Już.
Pogoniła ich do kwater na rufie statku, do pomieszczenia z dużym stołem, w którym zwykle odbywały się narady, zatrzymując się tylko wtedy, jeśli którykolwiek z nich wymagał pomocy medyka. Jeśli elf nie dostał żadnego poważnego cięcia, przez który mógłby się ostatecznie wykrwawić, a Corin wciąż mógł ruszać palcami, to może odrobina bólu dobrze im zrobi.
- Pozostali, zajmijcie się czymś. Niech ktoś się weźmie do roboty i policzy, kiedy będzie przypływ. Chcę wiedzieć, czy mogę się po ludzku napić, czy muszę czekać trzeźwa, bo zaraz trzeba będzie wyprowadzić stąd statek.
To rzekłszy, ponownie popędziła Yetta i Sovrana do przodu, jak dwa wyjątkowo krnąbrne osły do zagrody.
Obrazek

Zapomniana świątynia

201
POST BARDA
To, co zrobił Sovran, skutecznie zamknęło usta piratom, choć wielu wciąż uważało, że jego działania były niezgodne z zasadami, nawet jeśli tych nie ustalono. Paru spojrzało jednak na maga inaczej. Bo co, jeśli rzeczywiście mógł się przydać, nawet w walce w zwarciu?

Corin wciąż cierpiał. Potrząsnął dłonią, chcąc rozluźnić nadgarstek i pokonać ból, ale sądząc po jego ruchach, ten nie chciał przejść.

- Powstrzymałem cios. - Potwierdził jednak po chwili. - Dlatego Sovran wygrał. Ale gdyby naprawdę chciał mnie zabić, nawet nie dotarłbym do niego z mieczem. - Mruknął, bo wizja nie do końca mu się podobała. Bezbronny w walce na miecze lub pięści, był zabójczy pod innymi względami. - Nie, zaraz przestanie boleć.

- Ja tu jestem! - Przypomniał się Weswald.

Kiedy elf podniósł się z ziemi z pomocą Very, gotów był dalej zająć się swoją butelką, lecz nie było mu to dane. Nie tylko parę osób podeszło, by klepnąć go i pogratulować, ale jeszcze Vera wydała rozkazy. Takie, które bardzo mu się nie spodobały, bo przecież nie miał zamiaru bratać się z Corinem.

Mężczyźni nie mieli możliwości wyrwać się Verze, choć obaj woleliby zająć się czymś innym, niż tłumaczenie swoich żali, ale kapitan nie dała im wyboru. Chcąc nie chcąc, podążyli z nią do kajuty oficerskiej. Sovran, zmęczony walką, od razu znalazł sobie miejsce siedzące. Corin natomiast stał, rozcierając nadgarstek.

- Dostałem coś od Nepala. Za chwilę też o tym porozmawiamy. - Ostrzegł naburmuszonym tonem. - To co chciałeś mi powiedzieć, Sovran?

- Nic nas nie łączy.
- Powtórzył elf, jak mantrę, która miała zaważyć na jego stosunkach z oficerem. - Nie jestem twoim przyjacielem.
Obrazek

Zapomniana świątynia

202
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie zabrała ich tam, żeby się pogodzili, a po to, żeby wyjaśnili sobie to, co wyjaśnienia wymagało. Nawet jeśli miało to poskutkować ostatecznym zakończeniem ich znajomości na stopie koleżeńskiej, choć przecież od takiej się zaczęło. Burknięcia Sovrana i to, jak uciekał od przyjacielskich gestów oficera, irytowało ją równie mocno, jak same te gesty Corina, kompletnie ślepego na wszystko, co elf próbował dać mu do zrozumienia. Najwyraźniej przysłowiowe danie sobie po mordach im nie pomogło i musieli spróbować inaczej. Niechże to się już skończy.
- Co? - zmarszczyła brwi i potrząsnęła głową, kompletnie nie mając pojęcia o co w ogóle chodzi z Nepalem. Co on miał do tego? Nie o nim teraz rozmawiali.
- Sovran jest na ciebie zły o to, że chciałeś go powiesić i wyrzekłeś się go, kiedy uważał cię za przyjaciela. Tak? - wyjaśniła za elfa, który wolał rzucać niezmiennie tymi samymi formułkami od tygodni. Nie wiedziała, czy dobrze rozumie, bo meandry cudzych emocji były morzem, po jakim nie potrafiła swobodnie nawigować. W szczególności, gdy chodziło o elfa, który nie był najłatwiejszy do czytania.
- Tłumaczę mu, że byłeś pod wpływem Ferbiusa, tak samo jak ja, ale... - zamilkła, gdy przypomniało się jej wyznanie Corina, jakoby nigdy demona nie czuł. To stawiało pewne sprawy w nowym świetle. Zakręciła butelką i pociągnęła z niej kolejnego łyka. Już zaczynało się jej robić cieplej. Jednak zbawienne działanie rumu było niezawodne.
- Nie możecie wiecznie zachowywać się jak obrażona panienka i totalny ignorant. Nie da się tak funkcjonować. Ja tak nie mogę funkcjonować, żyję z tobą, a do ciebie chodzę na... lekcje, ćwiczymy rzeczy. Jednego i drugiego muszę znosić na co dzień. Więc albo się pokłóćcie porządnie wreszcie, albo się dogadajcie.
Obrazek

Zapomniana świątynia

203
POST BARDA
Sovran strzelał piorunami z oczu przez zmuszenie do rozmowy, zaś Corin, marudny po przegranej, ogólnie nie był zbyt zadowolony ze swojego życia. Ból jego nadgarstka nie przechodził, sądząc po tym, jak ciągle go ściskał.

- Przecież... to nie tak, Sovran, wiesz o tym.

- Nie wiem.
- Zaparł się mag, odmawiając chociażby patrzenia na oficera.

- Zrobiłem to dlatego, że dotyczyło mojej żony. Mojej żony, rozumiesz? Jest moim światem.

- Ja byłem przyjacielem.

- Nie, ciągle jesteś przyjacielem!
- Yett nie miał nerwów do tego, co mówił elf. - Ale istniało prawdopodobieństwo, że ją zaatakowałeś, chociaż mówiłeś, ze tego nie zrobisz.

- Nie zrobiłem!
- Sovran podniósł głos. - Nie zrobiłem! Mówiłem, że nie zrobiłem! Nie wierzyłeś mi! Nie pytałeś!

Corinowi chwilowo zabrakło słów. Spojrzał na Verę, na Sovrana, po czym uniósł zdrową dłoń do czoła, by je potrzeć w zakłopotaniu.

- Masz rację. Jestem winny. Zamiast cię wysłuchać, chciałem... chciałem uznać cię winnym i powiesić. Nastawiłem załogę przeciwko tobie po raz kolejny. Wybaczysz mi? Przepraszam. - Corin zrobił ostrożny krok w stronę elfa. - Wynagrodzę ci to.

Chęci rozwikłania konfliktu spotkały się z ostrzegawczym uniesieniem dłoni przez maga. Jeden zły krok mógł skończyć się atakiem.

- Nie.

Corin zatrzymał się, nie chcąc dalej prowokować rozeźlonego mężczyzny. Zamiast tego wyciągnął z kieszeni zwinięty kawałek papieru i podał go Verze. To musiało być to, co dał mu Nepal. Po rozprostowaniu, Vera mogła dostrzec, że była to mapa. Amatorsko narysowana, lecz dostatecznie wyraźnie, by zaznaczyć mniejsze wysepki dookoła Harlen. Szlak wskazywał, którędy płynąć, by dotrzeć do stolicy piratów bez ryzyka wpadnięcia na mieliznę. Na samej górze kartki znajdowała się strzałka ze wskazaniem kierunku: Kargard, brzmiał opis, wykonany znajomym elfim charakterem pisma.

- Jest coś, co mógłbym zrobić, żebyś znowu mi zaufał?

- Nie.
Obrazek

Zapomniana świątynia

204
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie wtrącała się w tę dyskusję, wiedząc, że jej komentarze nie wniosą w nią niczego dobrego. Przysłuchiwała im się z niezadowoleniem odmalowanym na twarzy, popijając rum. Gdzieś w międzyczasie jej żołądek zaburczał tęsknie i przeszło jej przez myśl, że powinna przejść się pod pokład, do Tripa, by przygotował jej jakieś śniadanie. Takie smażone jajka to akurat chętnie by przyjęła. Może z jakimś pieczywem... na pewno zaopatrzyli się w świeże pieczywo w Tsu'rasate, Trip by nie przegapił okazji.
Przyjęła kartkę od Corina i rozwinęła ją, dochodząc do wniosku, że chyba nie istnieje szansa na to, by tych dwóch się pogodziło. Trudno, pomyślała. Przynajmniej oficer wiedział teraz, dlaczego Sovran ucieka spod jego dłoni i warczy na niego przy byle okazji. Nie musieli się przecież lubić, grunt, żeby elf wykonywał jego rozkazy, jeśli będzie takie dostawał. Gdzieś głęboko, z tyłu głowy Very pojawił się ten malutki płomyk zadowolenia, jakie czuła za każdym razem, gdy ktokolwiek lubił ją, a Corina nie. Nie było to szczególnie empatyczne, wiedziała o tym, ale nie miała na to wpływu. Tak samo reagowała wcześniej na Weswalda. Cóż, takie przypadki nie zdarzały się zbyt często, doceniała je niezależnie od okoliczności.
Przyglądała się kartce beznamiętnie, początkowo nie rozumiejąc, co widzi. Długą chwilę zajęło jej skojarzenie faktów, bo przecież nigdy dotąd nie widziała mapy Harlen i okolic. Żaden z piratów nie pozwalał sobie na rozrysowanie jej, bojąc się, że wpadnie w niewłaściwe ręce. Nie bez powodu przez tyle lat udawało im się zachować lokalizację wyspy w tajemnicy; była to niepisana zasada, której trzymali się wszyscy. Nawet ten pieprzony Mikk, jak widać, nie skazał ich wszystkich na śmierć, choć z łatwością mógłby to zrobić. Musiały zostać w nim jakiś resztki honoru.
Ale mapę rozrysował Sovran.
Sovran, któremu wielokrotnie mówiła, jak ważne jest zachowanie lokalizacji Harlen w tajemnicy. Jak wiele to miejsce znaczy dla niej i dla pozostałych. Sovran, który widział, z jakim zapałem Vera poluje na tego mrocznego, który im wtedy uciekł i który mógł ściągnąć tam więcej swoich pobratymców. Sovran, któremu zaufała.
Ogarnęła ją wściekłość. Może naprawdę powinni go zabić i mieć problem z głowy. Kiedy Umberto już była przekonana, że jej załoga będzie dla niego odpowiednim miejscem, że będzie im lojalny, on robił coś takiego. Chciała zezłościć się na Nepala za to, że przeszukał rzeczy innego załoganta bez jego zgody, bo gdyby to był ktokolwiek inny, nawet nie przyszłoby mu do głowy grzebać w cudzych skrzyniach, ale w tej sytuacji... w tej sytuacji był to najmniejszy problem.
Nie przejmując się uniesioną ostrzegawczo ręką elfa, w trzech krokach znalazła się tuż obok niego i z impetem położyła kartkę na stole, przed samym jego nosem, a potem wbiła w nią wyprostowany palec.
- Karlgard - poprawiła błędnie napisane słowo, głosem tak wypranym z emocji, że wydawało się to wręcz nienaturalne. - Znów zgubiłeś L.
Obrazek

Zapomniana świątynia

205
POST BARDA
- Sovran, proszę cię... nie chcę mieć w tobie wroga.

- Ale masz! - Syczał elf, rozeźlony jeszcze bardziej, niż przed walką, gdy chciał wyruszyć na trolle. Prawdziwe zagrożenie czaiło się tuż za ścianką na statku. - Zakryłeś mi oczy!

- Żeby powstrzymać twoją magię! Nie wiedziałem, czy jesteś winny, czy nie.

- Mówiłem, nie! Była dla mnie pętla!

- Nikt nie wieszałby cię bez sądu. Sovran, zlituj się. To wszystko było jedną wielką pomyłką, przez demona, którego razem z Verą zabiliście.
- Tłumaczył Corin, coraz bardziej rozgoryczony tym, jak bardzo Sovran uparł się przy swojej krzywdzie. Oficer zerkał jednak również na Verę, spodziewając się, że ta odpowiednio zareaguje na mapkę, którą znaleziono wyrysowaną w kajucie na dziobie. - Czegokolwiek nie powiesz, mam cię za przyjeciela.

- Ja ciebie nie.

- Niech i tak będzie.
- Poddał się Corin. - Może kiedyś zmienisz zdanie.

- Nie zmienię.

Mężczyźni nie wyczuwali jeszcze wściekłości Very, wymieniając między sobą kolejne oskarżenia i tłumaczenia, które nie padały na żyzny grunt. Co więcej, gdy mapa znalazła się tuż pod nosem elfa, ten spojrzał zdziwiony na Verę, nim opuścił dłonie i rozprostował mapę.

- Pióro. Potrzebuję pióra. - Powiedział, jasno dając do zrozumienia, że zamierza poprawić błąd już teraz. Napisany z błędem Karlgard był jedynym napisem, który znajdował się na mapie.

- Nie powiesz, skąd ta mapa? - Podpytał Corin.

- Gerda. Dziewczyna. Uczyła. - Wyjaśnił, zupełnie nieprzejęty.
Obrazek

Zapomniana świątynia

206
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie, Sovran! Nie pióro! - zirytowała się i zgarnęła mapę z powrotem, mnąc ją w dłoni. - To jest mapa, która nie powinna powstać! Po co ją rysowałeś? Czego cię Gerda uczyła?
Choć zabrała elfowi mapę, wyciągała ją w jego stronę w zmiętej formie. Sama już nie wiedziała, czy bardziej jest zła, czy zmęczona. Mag nie przestraszył się pytania, nie próbował się wykręcić ani wytłumaczyć. Przyjął do wiadomości poprawkę, jakby była to mapa Archipelagu, albo innej okolicy, nie tak skrzętnie chronionej. Nie rozumiał, że zrobił coś złego, więc nie był zdrajcą. Nie przygotowywał tego dla nikogo innego i być może w ogóle nie był za jej powstanie odpowiedzialny. Bogowie... Vera nie miała już do tego sił.
- Ona kazała ci tę mapę narysować, czy ona to zrobiła? Nie może istnieć żadna mapa Harlen, Sovran, rozumiesz? Nie może trafić w niewłaściwe ręce! Rozrysowaliście tu nawet szlak, jakim trzeba płynąć pomiędzy skałami, czyście głowy potracili? Co gdyby ktoś to znalazł? Ktoś, kto nie powinien? Ktoś, kto nas wszystkich chce wyrżnąć jak bydło na rzeź? Przecież te skały, te mielizny i nieznana lokacja to jedyne, co pozwala nam tam żyć w spokoju! Nie jesteś głupcem, więc dlaczego teraz trzymam tę mapę w ręku?
Uderzyła w stół butelką, a rum chlupnął w środku, na szczęście nie wydostając się na zewnątrz. Potem Vera odepchnęła się od blatu i ruszyła w stronę drzwi prowadzących na główny pokład.
- Gdzie jest ta dziewczyna? Idę po nią - oświadczyła, gotowa przyprowadzić Gerdę i natłuc jej rozsądku do głowy.
Obrazek

Zapomniana świątynia

207
POST BARDA
Sovran był zdziwiony wybuchem Very. Nie spodziewał się, że jego niewinne bazgroły wywołają w pani kapitan taką wściekłość. Przynajmniej Corin nie wtrącał się w rozmowę, uznając, że bezpieczniej będzie zostawić sprawę w rękach Very zamiast dalej zagrzebywać się we własnej winie.

- Uczyła... mapy. - Wyłumaczył elf. Po jego minie widać było, że nie podobało mu się to, jak Vera na niego naskoczyła. I jak potraktowała jego pracę. - To nie Harlen, to droga. Morska. - Dodał, przypominając sobie odpowiednie słowo. Na mapce nie było zaznaczonej wprost pirackiej wyspy, a jedynie droga i kierunek na Karlgard. - Mapa była u mnie. Dla nikogo, tylko dla mnie. - Obraził się i zmarszczył brwi, rozumiejąc, że ktoś, kto ją znalazł, musiał grzebać w jego rzeczach. - Ktoś czegoś szukał, mogła znaleźć ktoś, kto nie powinien. Komu nie ufasz?

- To Nepal u ciebie wygrzebał.
- Zdradził Corin. - Ale jemu ufamy.

- On nie ufa mi.

- My ci ufamy. Ale nie powinieneś tego rysować. Tak jak mówi kapitan...


Vera nie słyszała dalszych wyjaśnień oferowanych przez Yetta, bo wyszła na pokład w poszukiwaniu Gerdy. Nie musiała szukać jej długo, bo dziewczyna znajdowała się tam, gdzie zwykle, siedząc na nadbudówce na rufie, zerkając w słońce, oceniając, czekając, wyznaczając trasę dla wciąż nieruchomego statku.

- Zaczyna się przypływ, kapitanie. - Powiedziała na przywitanie Very. - Do nocy powinniśmy być w drodze, jeśli się uda ruszyć. Módlmy się do Ula, żebyśmy nie musieli niczego wyrzucać.
Obrazek

Zapomniana świątynia

208
POST POSTACI
Vera Umberto
Naprawdę była gotowa wszcząć kolejną dramę na pokładzie. Pójść opieprzyć Gerdę, potem jeszcze dodatkowo Sovrana, a na koniec powiedzieć Corinowi, że nic dziwnego, że denerwuje elfa, skoro ona sama czasem ma go już dość. Coś jednak sprawiło, że w momencie przekraczania progu kajuty zatrzymała się, przytrzymując drzwi w miejscu. Słysząc gadanie Yetta, irytująco spokojne i rzeczowe, przesunęła spojrzeniem po pokładzie. Może była już zwyczajnie zbyt zmęczona i nie miała siły na kolejne konflikty i piętrzące się problemy. Może przemawiał do niej alkohol, który na dobre zadomowił się w jej pustym żołądku, a może po prostu po tym wszystkim, co przeszła w dżungli, po powrocie na Siostrę chciała chwili spokoju.
Obróciła się na pięcie, jeszcze na chwilę zwracając się do dwóch zacietrzewionych mężczyzn.
- Wiecie co? Nie. Nie dzisiaj. Nie teraz. Najlepiej nie nigdy - rozłożyła ręce w rezygnacji. - Dziś zamierzam udawać, że wszystko jest w porządku. Wy dwaj, może się nie dogadaliście, ale przynajmniej obaj teraz wiecie, co się, kurwa, dzieje. Sovran, to dobra mapa. Dobrze rozrysowana. Ale do chuja Sulona, nigdy więcej nie rysuj Harlen i okolic. Nigdy. Nawet dla samego siebie. Zabieram tę mapę i najprawdopodobniej ją spalę. Nepala przy okazji opierdolę za grzebanie w cudzych rzeczach, ale teraz idę pić. I może zjem coś porządnego, pierwszy raz od jebanego miesiąca.
Podniosła butelkę do ust i pociągnęła z niej kolejne kilka głębokich łyków. Tak, udawanie, że wszystko jest w porządku, lekko już podchmielonej Verze zdecydowanie wydawało się najlepszym rozwiązaniem.
- Róbcie co chcecie, obaj. Tylko może się nie pozabijajcie - poleciła, zanim poszła na poszukiwania Gerdy.
Dziewczyna przynajmniej postanowiła spełnić jej polecenie i zorientować się, kiedy mogą spodziewać się przypływu. Gdy Umberto dostała te informacje, uspokoiła się nieco - po pierwsze ze względu na to, że to było niedługo, bardzo niedługo, a po drugie dlatego, że potrzebowała, by coś dla odmiany zaskoczyło ją pozytywnie. To znaczy, Corin, który nie chciał wycofać się z ich małżeństwa zdecydowanie był miłym zaskoczeniem, ale potem pojawił się dzieciak, walka, kłótnia, a na koniec ta pieprzona mapa. Vera bardzo chciała czegoś, co z powrotem przywróciłoby jej dobre samopoczucie.
- To dobra wiadomość - westchnęła i usiadła obok Gerdy, podając jej mapę stworzoną przez elfa. - A to zła. Czy następnym razem, jak będziesz uczyć Sovrana rysować mapy i szlaki morskie, mogłabyś mu powiedzieć, że ma nie rysować Harlen?
Wyciągnęła nogi przed siebie, spuszczając je w dół, nad pokład. Gdzieś tam pod nią jej oficer i mag pokładowy najpewniej dalej się kłócili. Naprawdę miała nadzieję, że nie musi ich pilnować i nikt nikomu w złości nie połamie rąk. Gdy Gerda obejrzała mapę, zabrała jej ją i podarła ją na drobne strzępy, które potem wyrzuciła w powietrze i pozwoliła wiatrowi zabrać je pomiędzy fale, skały i rekiny.
- A może byśmy dziś poświętowali - zagadnęła niezobowiązująco, choć przecież to nie jej młoda towarzyszka była na tym statku osobą decyzyjną. - Stęskniłam się za wami.
Obrazek

Zapomniana świątynia

209
POST BARDA
Problemów na pokładzie zawsze było wiele i Vera doskonale o tym wiedziała. Kłopoty pojawiały się znikąd, konflikty między załogantami często ocierały się o bosmana, ale nigdy dotąd nikt nie zdradził wprost. Sovran mógł być pierwszym, choć nieumyślnie.

Obaj mężczyźni patrzyli na Verę, jakby ta powiedziała coś bardzo dziwnego. Nie w jej stylu było powstrzymywanie złości, gdy ktoś zawinił w tak ewidentny sposób.

- Napij się, kochanie. - Potwierdził Corin, zerkając na Sovrana, jakby chcąc się upewnić, że dobrze słyszy.

- Nie będę. - Obiecał Sovran, spuszczając głowę, nie biorąc do siebie pochwały za mapę, którą i tak stracił. Całe jego starania, jego pamiątki z życia na statku, poszły na marne, gdy kapitan obiecała spalenie mapy.

- Wiesz co, Sovran? Chodź, też się napijemy. Możesz mi nawet dać w ryj, jeśli ci ulży. Tylko nie łam mi rąk. - Zaproponował Corin, podążając za Verą. Elf tym razem posłuchał oficera i obaj wyszli za kapitan. Ich pojawienie się na pokładzie, w jednym kawałku, wywołało wesołe okrzyki tych, którzy tam się znajdowali.

- Tera my we trzech na Smolucha! - Zawołał Ember, a Marco i Itrach tylko mu przytaknęli. Moc elfa będzie jeszcze testowana, czy tego chciał, czy nie.

Gerda nie dołączyła się do grupy dyskutującej nad pojedynkiem, ale nie przeszkadzała jej obecność pani kapitan. Uśmiechnęła się, widząc kobietę, nie spodziewała się reprymendy. Przesunęła się, robiąc Verze więcej miejsca pod relingiem.

- Jak będę uczyć Sovrana..? - Powtórzyło dziewczę, nie do końca wiedząc, o czym Vera mówi. - Oooh... mówi pani o tym, jak rysowaliśmy mapy, gdy odpływaliśmy z wyspy? Nie wiedziałam, że zachował tę mapę, miał ją zniszczyć. - Zdziwiła się wyraźnie, gdy dostrzegła, o co rozchodzi się cały problem. - Przepraszam, może nie wiedział. Następnym razem lepiej go przypilnuję. Wszystko... wszystko w porządku, kapitanie? My też się stęskniliśmy! Wszyscy byli bardzo zmartwieni, tym bardziej, kiedy wrócił sam Ashton! Poczujemy, kiedy statek ruszy się z mielizny, więc może się pani bawić. Ja i Eldar wszystkiego przypilnujemy, w porządku? Nie mam dzisiaj ochoty na duże picie. Jest za gorąco!

Do punktu, w którym statek mógł się ruszyć, było jeszcze dużo czasu. Vera zdążyłaby się upić, ale nie wytrzeźwieć.
Obrazek

Zapomniana świątynia

210
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera złapała za brzeg kapelusza i uniosła wzrok na słońce, które prażyło z góry. Chyba przyzwyczaiła się już do panującego tu gorąca, bo na niej nie robiło to wrażenia. Jej koszula, choć uszyta z delikatnego, cienkiego materiału, to wciąż miała długie rękawy, a gorset nie sprawiał wcale, że człowiekowi było chłodniej. Do tego spodnie zamiast luźnej spódnicy i buty nad kostkę... Vera musiała być bardziej odporna na tutejsze temperatury, niż Gerda. Szybko przestała patrzeć w słońce, bo jej wzrok przyciągnęła połyskująca w jego promieniach bransoletka, zdobiąca jej przedramię. Zapomniała założyć pierścionka. Musiała wrócić do kajuty.
- Nie powinniście jej w ogóle rysować - upomniała jeszcze Gerdę, zanim odchyliła się do tyłu i oparła na rękach za plecami. Wbiła w dziewczynę spojrzenie zmrużonych oczu. - Ale miło z twojej strony, że wyciągasz do niego rękę. Masz dobre serce, Gerda.
Zamachała nogami nad wejściem do kwater oficerskich, odprowadzając spojrzeniem Sovrana i Corina. Lepiej, żeby nie przesadzili z tym testowaniem mocy elfa, bo znowu się porzyga z wycieńczenia.
- Dlaczego w ogóle się do nas zaciągnęłaś, co? - spytała nagle. - Siódma Siostra to miejsce, na którym rzadko kiedy mają ochotę zamieszkać młode, piękne i zdolne dziewczyny. Jakikolwiek piracki statek, zresztą, nie tylko mój. Mogłaś żyć bez tych prymitywów dookoła. Tyle dobrze przynajmniej, że teraz macie swoją wydzieloną część pod pokładem. Jest lepiej? Nie naprzykrzają się wam, czy któremuś trzeba przypomnieć, gdzie jego miejsce?
Nie zdecydowała jeszcze, czy się dziś tak kompletnie upodli. Raczej niezupełnie, wciąż czekała na chwilę, w której będzie mogła wciągnąć Corina do koi, a do kajuty nie będzie pakował im się kwękający brzdąc. Nie mogła wtedy ledwie trzymać pionu. Podążała spojrzeniem za sylwetką oficera, gdy ten przechadzał się po okręcie. Czy pił, czy z kimś rozmawiał, czy poszedł do Weswalda, by ten ulżył mu z bólem nadgarstka, Umberto obserwowała go z góry.
- Nie wiem jeszcze, czy w porządku - przyznała cicho. - Uporałam się z problemem, który uprzykrzał nam życie przez ostatnie tygodnie i jedyne co teraz czuję, to nie ulga, a niepewność. Jakby coś jeszcze miało się wydarzyć. Coś, na co nie jestem gotowa. Ale nie mogę wiecznie czekać na katastrofę, prawda?
Zamilkła i poprawiła się w miejscu, zamykając się w sobie tak samo szybko, jak się otworzyła. Gerda nie chciała słuchać jej życiowych rozterek. Nikt tu nie chciał.
- Może byśmy na coś napadli po drodze - zmieniła temat.
Obrazek

Wróć do „Deszczowy Matecznik”