[Spalona puszcza] Inny świat

1
POST BARDA
Chwile po tym, jak ogarnęło ich białe światło, ich ciała zaczęły się palić, a przynajmniej to właściwie czuli. Nic nie widzieli, słyszeli, nie była czucia na skórze, zapachu. Tylko i wyłącznie jedna rzecz: Ból. On nie był do opisania w jakichkolwiek językach ludzi, elfów, czy orków. Następne do poczuli to jakieś pchnięcie, które wyrwało ich z miejsca, gdzie byli. Zaraz po tym ból zniknął, a pojawił się bardzo nieprzyjemny chłód. I wtedy tez, jak otworzyli oczy, widzieli czerń wokół siebie. Taka samą, jak na nocnym niebie, ale wokół siebie widzieli gwiazdy. Ich ciała były częściowo materialne. I co najważniejsze, nie mieli żadnego wpływu na to, co robią. Znajdowali się w pustce z gwiazdami i pędzili w jakimś kierunku.

Mogli jedynie obserwować, jak pędzą i mijają kometę, która uderzyła w jakiś księżyc, a po chwili ten zaczął rozpadać się na drobne kawałki, eksplodował w przerażającej ciszy. Lecąc dalej z prędkością, która wykraczała jakiekolwiek pojmowanie, zobaczyli, jak najpierw słońce w sobie się zapada, a następnie zmienia barwę w wyniku jakiegoś wybuchu, niszczy pobliskie planety i księżyce, jakby nie były one z potężnych skał, a jakiegoś papieru. Absolutnie niszczycielska siła, której nic nie mogło się oprzeć. Pędząc dalej, widzieli rozpad planety w okolicy wielkiej, czarnej kuli z białą otoczką. Miażdżyła planetę i zmieniła ją w kupkę skał.

I zobaczyli, że zbliżali się do jakieś kolejnej planety. Tak szybko, że nie było wiadomo, że się zderzą z planetą. Tylko tu było coś dziwnego. Widzieli jakieś przedmioty latające wokół planety, wykonane z żelazo i mająca kształt talerza, na którego środku znajdował się długi patyk. I święcił się punktowo. Migał i takich rzeczy było całkiem sporo. Przemieszczając się dalej, dostrzegali wysokie budynki, ale były jakieś podniszczone budynki, aż zderzyli się z ziemią. Jakiś cudem nie nie zmienili się w krwawą papkę, nie czuli nawet bólu.

Byli w środku miasta z wysokimi budynkami, wykonanymi ze stali oraz szkła, a jakieś dziwne powozy poruszało się po ulicach i nie posiadały zaprzęgniętych koni. I do tego jakieś inne przedmioty poruszały się w powietrzu. Ludzie byli ubrani dość dziwnie.
Spoiler:
Ludzie przemieszczali się nadzwyczajnie szybko. Nienaturalnie, a dzień z nocą w ciągu ułamka sekundy się zamieniały. Ludzie przechodzili przez nich, jakby całkowicie nie istnieli i sami nie mogli nikogo dotknąć. Bardzo szybko zobaczyli pojawiających się na ulicach istoty przypominające humanoidalne golemy, ale wykonane ze stali. Pojawiły się latające, metalowe rydwany. Doszło nagle do jakieś walki lub wojny. Ludzie walczyli z golemami. Na niebie coraz więcej było tych dziwnych pojazdów, metalowe słonie strzelały do siebie. Wszyscy mieli narzędzia, które strzelały światłem. Ludzie stworzyli barykady, a te poruszające się golemy napierały. Wysokie budynki były niszczone, paliły się, a po chwili runęły o ziemie, tworząc wielkie połacie kurzu. Ostatnie, co zobaczyli to z daleka wielką kulę ognia, sięgająca chmur, a po chwili w wyniku jakieś siły, niszczyła budynki, ludzi paliła na popiół do samych kości w ciągu sekundy, kolejnej potrzebowałaby i te twory z wapna zniszczyć. Znowu ogarnęło ich światło.

Byli w Oros, aczkolwiek to miejsce było inne. Miasto jest zrujnowane i znacznie starsze, niż ostatnio widywali. Zieleń zaczęła przejmować te tereny. Czas tu płynął już normalnie, a nie był przyśpieszony do granic absurdu. I tak stali w powietrzu i obserwowali to wszystko. Choć był dzień, słońce było skryte za ciemnymi chmurami, które ledwo co przepuszczały światło. Dostrzegali różne demony i mroczne elfy, które były wokół. Szukali ludzi, których wyciągali z kryjówek w tym mieście, całkiem brutalnie. Niektóre demony nie bawiły się w jakiekolwiek gierki. Zjadały pojmowanych przedstawicieli ludzi lub gwałcili kobiety, a następnie je zabierały gdzieś. Mroczne elfy jedynie zabijały, co odważniejszych i pozostawiały żeńskie, słabsze i schorowane osobniki swoim demonicznych sojusznikom. Co większe demony, mierzące przynajmniej sześć razy tyle, co Lindirion, burzyło właściwie miasto.

Poczuli kolejny raz, jak coś ich ciągnie w kierunku puszczy z siłą, której nie mogli się oprzeć. Znowu tracili wzrok i przytomność. Nie wiadomo, kiedy się obudzili, jak długo byli nieprzytomni, ale leżeli na ziemi. Nie czuli niczego. Głodu, zimna, ciepła. Ich ciała pozostały pół materialne. Fenistea była szara, nieprzyjemna, niegościnna. Coś było tu nie tak, jednocześnie znajome i nieznane. Towarzyszyła im cisza, uczucie niepokoju, a także to, co mogli zobaczyć to jakieś półprzezroczyste istoty, przemieszczające się po niebie. Teraz wzrok im się poprawiał i dostrzegali sporo latających zielonych płomieni. Mieli przy sobie wszystkie rzeczy, jakie zabrali na podróż, a Tanga miał na sobie ubiór, jakby nigdy ich nie zdejmował do snu lub nie pamiętał, że się ubierał.
Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8

[Spalona puszcza] Inny świat

2
POST POSTACI
Lindirion
Lindirion miał jeszcze wiele do przekazania temu, który podawał się za nieśmiertelnego lisza. Cóż, nie tylko się podawał, ale i jako taki wyglądał. Ponadto, co tu dużo mówić, posiadał moc, która mogłaby takiego lisza cechować...

Ale to Tanga był, można powiedzieć, górą. Lin ledwie poczuł powiew wiatru na policzku, gdy mebel przelatywał koło jego głowy, a następnie uderzył w zbierającego energię potwora. To, co działo się dalej, nie było dla elfa zbyt zrozumiałe. Nie łudził się nawet, że jego towarzysz zrozumiał cokolwiek. Ból płonącego ciała był nie do opisania i wyrwał z jego oczu łzy, a z gardła krzyk, który wydawał się wręcz niemożliwy do wydania przez z dawna nienawykłe do tego struny głosowe. Szczęśliwie uczucie płonięcia znikęło, by zrobić miejsce chłodowi.

Pochłonęła ich czeluść. Podróżowali poprzez światy, widzieli narodziny i śmierć gwiazd, pędzili poprzez przestrzeń, a może to przestrzeń pędziła przy nich? Boskie plany świadomości, których Lin zupełnie nie pojmował, odwracały uwagę mnogością świateł, ruchów, dziwactw, których nie rozumiała nawet mądra elfia głowa... Kataklizm i tworzenie, życie i śmierć, wszystko było nowe tak jak i było stare... Pewnym bardziej znośnym, jaśniejszym elementem była obecność demonów i czarnych elfów. Zniszczenie, które przywiedli ze sobą, było nie tyle oczekiwane, co znane, a nawet normalne. Linowi pozostało przyglądać się rzezi, nie mógł nic z nią zrobić. Nie planował.

Kiedy w końcu wylądowali, a światy przestały przesuwać się przed ich oczyma, musiał znaleźć wsparcie u Tangi, by nie upaść, choć przecież leżał. Nagły bezruch w bezczasie był dla niego wyczerpujący, wytrącający z równowagi. Dłoń oparta na ramieniu towarzysza mogła pomóc mu znaleźć się w przestrzeni.

Dopiero po chwili mag dźwignął się do siadu.

- Wygląda na to, drogi chłopcze... - Zaczął ochryple, przyzwyczajając gardło do wydania kolejnych artykuowanych dźwięków - Że tym razem naprawdę opuściliśmy nasz plan egzystencjalny. - Zatrzymał się na chwilę, starając się wyczuć energię tego świata. Czy był to coś, co było dla niego znajome? - Obawiam się, że obaj umarliśmy. - Zakończył spokojnie.
Obrazek

[Spalona puszcza] Inny świat

3
POST POSTACI
Tanga
Jeśli pojawienie się w polu zasięgu wroga wciąż nie obudziło go dostatecznie, to to, co wydarzyło się w następstwie miotnięcia przypadkowym meblem, z całą pewnością zdołało zrobić to lepiej niż dobrze. Tanga nie miał pojęcia, skąd nadszedł atak ani jak go zadano, ale jego efekty poczuł natychmiast i to z siłą, z jaką nigdy wcześniej nie przyszło mu się spotkać. Zdążył jeszcze zawyć niczym raniony nosorożec, zanim ból przytępił wszystkie zmysły.
Gdy niewyobrażalne cierpienie dobiegło końca, sprawy wbrew pozorom wcale nie przybrały lepszego obrotu. Nie dla niego w każdym razie. Pomijając nieznaną siłę, która to ciągnęła go, to pchała niezależnie od tego, jak próbował się zapierać, świat dookoła kompletnie przestał mieć sens. Nie wiedział na co patrzy więcej niż wiedział i jego prosty umysł nie miał za bardzo pojęcia, co z tym faktem zrobić. Wszystko wydawało się zbyt duże i przytłaczające. Nienaturalne. Ciężkie do zignorowania, co gorsza. Nie miał nad niczym kontroli - w tym także nad swoim własnym ciałem. Czasami starał się nie patrzeć, a czasami nie mógł oderwać od czegoś wzroku.
Demony były dla niego jedynym, ciekawszym elementem, mimo że nie wiedział, że są to w istocie demony. W czarnogębych z kolei nie rozpoznał nawet elfów. Nigdy ich zresztą nie rozpoznawał, czy to ciemnych, czy to jasnych. Dla niego wyglądali tak samo, jako i ludzie. Normalnie w podobnych okolicznościach pojawiłaby się pokusa, żeby znaleźć się gdzieś między nimi, jednak otoczka walk była nieoczekiwanie odpychająca. Nie przez rzeź jako taką, ale raczej to, jak ona przebiegała. W jakich warunkach się odbywała. Czym jej dokonywano. Estetyka nie była czymś, na co Tanga kiedykolwiek zwracał uwagę, ale nawet on potrafił powiedzieć, że świat i to co z nim związane było paskudne. A potem ponownie coś go pociągnęło i nastała ciemność.
W towarzystwie gardłowego warknięcia, Tanga ocknął się ponownie. Czuł się dziwnie. Ani źle, ani dobrze, choć nie od razu zrozumiał dlaczego. Prawdę mówiąc, w pierwszej kolejności zdziwił się przede wszystkim, że jest na powrót ubrany! Kto go ubrał? A może jednak ubrał się, kiedy wstawał z łóżka? Czasami na wpół przytomnie potrafił robić wiele rzeczy, których później nie pamiętał. Czy to dlatego? No właśnie - nie pamiętał!
Tanga podniósł się, rozejrzał, zobaczył wciąż obecnego u jego boku Lina i zamrugał na niego intensywnie. A może wcale się nie ubrał, bo nadal spał? Czuł się trochę, jak w śnie, prawdę mówiąc.
- Nie czuję się martwy - zaperzył się nieco, obmacując swoje ciało, czy raczej uderzając w jego części dłońmi, oczami zaczynając dokładniej skanować otoczenie. - Nie mogę być martwy. Mama mnie zabije, jeśli umrę.
Odchylając głowę, dostrzegł lepiej dziwne rzeczy latające po niebie. Nie wyciągając zbytnio wniosków ze swoich poprzednich wyczynów, Tanga złapał jakiś kamień (o ile mógł) i spróbował cisnąć w jeden z płomieni.
Foighidneach

[Spalona puszcza] Inny świat

4
POST BARDA
W pewnym momencie Lin zdał sobie sprawę, że nie odczuwał zmęczenia, ni to bólu. Także innych nieprzyjemności posiadania żywego ciała, jak głód, czy potrzeby fizjologiczne. Czyżby jego podejrzenia były jak najbardziej prawdziwe, że opuścili ich plan egzystencji i umarli? Jeśli wcześniej miał jakiekolwiek wątpliwości to po chwili, jakakolwiek nadzieja mogła zaniknąć. I poczuł coś znajomego. Było to jedno z kilku miejsc, do których sięgał, by porozmawiać z duszami. Miejsce to miało wiele nazw: Zaświaty, kraina umarłych. Znajdowali się w miejscu na granicy między światem żywych i umarłych. Z tego fragmentu krainy byty wywierały wpływ na drugą stronę.

Tanga złapał kamień, ale jak chciał nim rzucić, ten przeniknął przez jego dłoń i upadł z powrotem na ziemie. Mógł sobie uświadomić, że przestał odczuwać te same potrzeby co człowiek. Zmęczenie? Głód, pragnienie? Już tego nie odczuwał. Swoje ciało odczuwał doskonale, jakby był żywy. Mógł nawet zadać sobie ból przez uszczypnięcie siebie samego. Poczułby to, ale bardzo szybko by zaniknęło uczucie. Czuł, jak przylegają ubrania na sobie. Oddychał, jego mięśnie reagowały.

Prawda była taka, że to jedynie była siła przyzwyczajenia. Jeśli by ktokolwiek z nich wstrzymałby oddech, nie odczuwałby skutków braku tlenu. Nie potrzebowali go do tego, by tu istnieć. Lin wiedział, a może bardziej się domyślał, że to, co robi Tanga, było spowodowane jego świadomością. On chciał dotknąć swego ciała i je poczuć. Instynktownie chciał upewnić się, że je. W przypadku kamienia jego wola już nie była tak silna.

- To tylko w połowie prawda. Jednocześnie żyjecie i umarliście. - Za nimi usłyszeli znajomy głos pewnego nieumarłego. Licz znów przypominał starca, który wspierał się na lasce. Wyglądał na całkiem realnego. Jego ciało nie było przezroczyste. Wyglądał na całkiem opanowanego i niezbyt przejętego, choć czy cokolwiek mogło sprawić, by wyraz twarzy mu się zmienił.
Licznik pechowych ofiar:
8

[Spalona puszcza] Inny świat

5
POST POSTACI
Lindirion
Elf powoli dźwignął się z ziemi. Przesuwając się najpierw na kolana, a następnie podpierając na rękach, udało mu się stanąć na własnych dwóch nogach. Mimo tego, iż podnosił się w zwyczajowy dla siebie sposób, nie mógł powiedzieć, by wyprostowanie zbyt długich członków i podźwignięcie własnego ciężaru sprawiło mu takie problemy, jak zazwyczaj. Nie, żeby były wielkie. Tym razem był wręcz niezauważalne.

Bardziej było mu szkoda Tangi, którego mały rozumek nie mógł być w stanie pojąć tego, co się stało. Chłopak był młody i miał przed sobą jeszcze całe życie! Nic mu już z niego nie pozostało, a przynajmniej tak wydawało się z początku Lindirionowi.

- Twoja szanowna matka może nie mieć już ku temu okazji. - Pouczył barbarzyńcę, rozglądają się po miejscu, w którym się znaleźli. Zupełnie zignorował próby Tangi co do rzucania kamieniami.

Rozpoznał to miejsce i nie do końca wiedział, czy mu się to podobało, czy nie. Co gorsza, z nimi był staruszek, który postanowił okiełznać śmierć i stać się kościotrupem. Lindirion posłał mu zimne spojrzenie.

- Jednocześnie żyjemy, jednocześnie umarliśmy. - Powtórzył po nim. - Jak mamy to rozumieć? Spodziewam się, że nasze materialne ciała zostały nietknięte i trwają w ich planie egzystencjalnym, lecz dusze zostały siłą wyrwane i trafiły tutaj? - Dopytał, jakby jedynie potrzebował potwierdzenia swoich słów. - Wyrażam nadzieję, iż znasz sposób, by związać je z powrotem ze sobą. Jeśli chodzi o mnie, jestem przekonany, że mógłbym się wiele nauczyć, pozostając w tym świecie, zaś co do Tangi... - Tu spojrzał znów na swojego towarzysza. - Odeślij go, jeśliś łaskaw. To jeszcze dziecko.
Obrazek

[Spalona puszcza] Inny świat

6
POST POSTACI
Tanga
Nierealne i nie mające sensu scenariusze dotyczące ich śmierci oraz niemożności zobaczenia matki ponownie, szybko poszły w zapomnienie na rzecz dużo dziwniejszej rzeczy. Tanga wydał z siebie głośne sapnięcie, wlepiając wzrok w kamień, który jak gdyby nigdy nic przeleciał mu przez rękę chwilę po podniesieniu go z ziemi. Nie myśląc wiele, pochylił się, by wykonać czynność raz wtóry, tym razem z użyciem innego kamienia, a potem jeszcze innego i jeszcze innego.
- Zepsuło kamienie! - krzykną do Lindiriona zaaferowany.
Takich rzeczy z całą pewnością jeszcze na oczy nie widział! Prawie mógł zignorować dziwacznego staruszka, który pojawił się zupełnie znikąd tylko po to, żeby zacząć przeczesywać najbliższą okolicę i sprawdzać, co jeszcze przez niego przeleci, jeśli spróbuje to podnieść! Jakieś gałązki? Może spróbuje coś zerwać?
- Ja nie umarłem! - zadudnił informacyjnie, mimo przeprowadzanych w tle eksperymentów, kiedy raz wtóry jego uszu dobiegł powtarzany przez pozostałą dwójkę absurd. - Czuje się dobrze i nawet zabolało, kiedy ugryzłem się w język! - co zrobił absolutnym przypadkiem i nadal nie był pewien, jak tego dokonał, skoro niczego w tym czasie nie mówił.
Swoje zabawy przerwał dopiero wtedy, kiedy Lindirion określił go dzieckiem i tym samym zmusił go do wyprostowania się na pełną wysokość.
- Ej! Nie jestem dzieckiem!!! - oburzył się i wcale nie nadął policzków w bardzo dziecinnej manierze. Wcale!
Foighidneach

[Spalona puszcza] Inny świat

7
POST BARDA

- Dokładnie. -
Potwierdził jego przypuszczenia. On sam był pewnym wyjątkiem. Licz potrafił poruszać się w tym świecie tak samo dobrze, jak w świecie materialnym. Kwestia odpowiednich zaklęć i wiedzy. Dla osób, które dopiero odkrywają sposoby przemieszczania się pomiędzy światami, mogło być to trudno zrozumieć.
- Znam. Nie jest to skomplikowane zaklęcie. Całkiem podobne w konstrukcji do jednego z twoich zaklęć. Sam byłbyś w stanie to uczynić, jeśli byś zechciał spróbować. - Stwierdził, jakoby wcześniej doskonale znał jego potencjał i zdolności. Nie mniej to już nie zależało od niego. Sytuacja wymknęła się z kontroli z jego winy. To nie powinno tak wyglądać.
- Nie mniej, konsekwencje wyrwania rozdzielenia magicznego duszy od ciała, są paskudne. Ciało i dusza działają na zasadzie symbiozy. Pierwsze zazwyczaj umiera albo wykorzystywane jest jako pojemnik na inną duszą. Dla drugiej części oznacza to powolne zmiany. Tracisz jakiekolwiek zainteresowania, pozytywne emocje znikają, pozostają negatywne. Dusza stopniowo, a nieubłaganie zamienia się w inteligentnego upiora. - Wyjaśnił po prostu konsekwencje tego, co może się stać. Oczywiście to nie tak, że zawsze się działo to. Po prostu była to naturalna kolej rzeczy, która działa się dla dusz bez dużej siły woli.
- To wy sami musicie je odnaleźć. Wasze instynkty do was je zaprowadzą. Ja sam nie wiem, gdzie one są. Mogę przywołać wasze ciała tutaj, ale to wiąże się z konsekwencjami. Żywi nie mogą tu przebywać. - Lindirion powinien to akurat wiedzieć. W końcu było wiele teorii mówiących dlaczego. Ludzie zawsze próbowali się przemieszczać, acz nawet wtedy, nie była to spokojna podróż. Jak mówił wcześniej, konsekwencje.

Tanga próbował i efekt był podobny. Jedyną różnicą było to, jak długo mógł utrzymać kamienie w swojej dłoni. Czas nie był tu regułą, która wyznaczała cokolwiek. Podszedł do drzewa i próbował złamać gałązkę. I choć potrafił ja uchwycić, nie potrafił jej zebrać. Wytrzymałość tej pojedynczą gałązki była porównywalna do stali. Wyginała się do pewnego stopnia, ciężko i nie szło dalej, nie ważne, jak mocno by próbował.
- Ponieważ tak działa ten świat. Twoja głowa chciała poczuć ból, więc tak się stało. Oddychasz cały czas, choć tego nie potrzebujesz. Możesz wstrzymać oddech na tak długo, jak chcesz. I nie będziesz miał odruchu, że potrzebujesz zaczerpnąć powietrza. Prawdziwy ból poczujesz w momencie uszkodzenia twojej egzystencji. - Licz nawet lekko się uśmiechnął, bo tanga faktycznie zachowywał się jak dziecko. Wszystko musiał sprawdzić.
- I myślę, ludzki wojowniku, że nie o matkę powinieneś się martwić, gdyż ona nie ma wpływu na ciebie, a o byt, który się doczepił do twojej egzystencji. -
Licznik pechowych ofiar:
8

[Spalona puszcza] Inny świat

8
POST POSTACI
Zachowanie Tangi było zdecydowanie niewinne i Lindirion po raz kolejny poczuł dziwny uścisk w piersi, gdy chłopak zauważył, iż kamienie nie poddają się jego woli tak, jak robiły to zazwyczaj. Stary elf posłał mu tylko spojrzenie i pokręcił lekko głową. Nie miał odpowiedzi na jego odkrycie.

- Spójrz tylko na niego, przyjacielu. - Powiedział Lin do Zeveroka. - Czekałoby go jeszcze wiele, hańbą byłoby odmawiać mu tego, co oferować mogło życie. - Stawał po stronie niesfornego barbarzyńcy, tak niemądrego, jak i odważnego. - Jeśli będziesz tak miły i przedstawisz mi to zaklęcie, o którym mówisz, być może udałoby mi się odesłać go z powrotem. Nasuwa mi się zaś pytanie, skąd znasz moje zaklęcia. - Spojrzał na staruszka, zaaferowany jego słowami. - Im szybciej to uczynimy, tym mniej szkód odniosą nasze jestestwa. Powiedz choć, mistrzu, w którą stronę powinniśmy się udać?

Elf rozejrzał się po tym innym świecie w bezczasie. Nie spodziewał się zobaczyć przed sobą swojego ciała, ale może jakąś wskazówkę? Drogowskaz?

- Tango. - Odezwał się znów to towarzysza. - Musisz wytropić nasze ciała.
Obrazek

[Spalona puszcza] Inny świat

9
POST POSTACI
Tanga
Jeśli kamienie nie były dość fascynujące, to niezniszczalne gałęzie z pewnością takie były. Tanga mógł spokojnie zaprzeć się obydwoma nogami na raz o konar, chwytając w dłonie cienką gałąź, a i tak nie mógł jej nijako wyrwać! Miał za to możliwość odchylić głowę i z takiej wygiętej pozycji, w której trzymała go ledwie jedna gałązka, ponownie obserwować dziwaczne płomienie w przestworzach. Wszystko było tu jakieś dziwaczne, gdy teraz się tak nad tym zastanowić.
- Więc mogę nie oddychać? - tyle zdołał wyciągnąć z gadania starego i kimże by był, gdyby od razu nie wstrzymał tchu? Zdecydowanie nie sobą!
Tanga potrafił wstrzymać oddech na całkiem długo. Im dłużej go wstrzymywał, tym wolniejszy stawał się rytm jego serca. Teraz jednak nieważne ile to kontynuował, nie przychodziły żadne symptomy mogące świadczyć o kończącym się powietrzu. Było to tak zaskakujące, że w końcu naprawdę wziął odruchowo oddech i nawet nie poczuł, że był mu on potrzebny do szczęścia!
- Mogę nie oddychać - potwierdził, nie mając jednakowoż pojęcia, do czego miałoby mu to posłużyć. Niezniszczalne gałęzie wciąż były zatem jego ulubieńcami. - Ale nie wydaje mi się, żeby coś się do mnie przyczepiło.
Nic poza ubraniami, które wcześniej się na nim nie znajdowały.
- Wytropić... Ciała? Nasze? - dopytał tym razem elfiego maga, przyglądając mu się tak, jakby ten co najmniej zaskoczył go stwierdzeniem, że niebo wcale nie jest niebieskie, ale na przykład zielone albo czerwone. Bo przecież nie słuchał ich konwersacji z należytą uwagą. - Przecież jesteśmy TUTAJ - dodał, poklepując się po bokach ze zmarszczonymi brwiami.
Foighidneach

[Spalona puszcza] Inny świat

10
POST BARDA
- Nauczę cię tego zaklęcia, jak tylko opuścicie tę krainę. - To brzmiało jak obietnica w jego martwych ustach. Spojrzał na Tangę, aczkolwiek jego spojrzenie nie zmieniło się zbytnio. Wydawał się przy tym nawet odrobinę znużony. Widział takich ludzi zbyt dużo, choć może konkretny przykład zacofania cywilizacyjnego zdarzał się naprawdę wyjątkowo rzadko.
- Los śmiertelników leży w rękach bogów. Nie wiemy, jakie nici przeznaczenia są im przypisane. Nie mniej, wróci do żywych. - Brzmiało to może jak obietnica albo zapewnienie.
- Jak wspominałem w karczmie przed tym incydentem, obserwowałem cię, skąd poznałem twoje zaklęcia. - Kwestia tak naprawdę, jak długo to robił. Obserwował wielu nekromantów z różnych miejsc i z każdym konstatował się w swoim czasie. Niektórzy okazywało się bardzo niegodni dla tego nieumarłego.

- Nie miałeś dziwnej sytuacji? Objawiającej się w nietypowy, niezrozumiały dla ciebie sposób? - Zeverok podszedł do drzewa i chwycił gałązkę w trzy palce i ułamał ją, jakby była niczym. Oderwany fragment drzewa po chwili zamienił się pył, jakby tym zawsze tutaj był. To, czego nie mógł zrobić tanga, dla niego było dziecinne. Wola odgrywała tu olbrzymią rolę.
- Musisz skupić się na tym, co czujesz. Odnajdziesz coś, co każe ci iść w danym kierunku, jakbyś wiedział, że coś tam jest. - W tym momencie pojawił się dziwny podmuch. Niebo przybrało białawy kolor, ale w odcieniu nieprzyjemnym dla kogokolwiek.
- Ogary się zbliżają. To zagubione dusze, które żywią się energią innych bytów. Musicie się śpieszyć. - Stwierdził z pełną powagą, choć trudno było powiedzieć, czy to faktycznie ten ton, bo zazwyczaj jest on niezmienny. Jeśli Tanga posłuchał maga, faktycznie mógł powiedzieć, że coś go kieruje, by szedł przed siebie do jednego z dziwnych błysków światła w oddali. Trochę to przypominało uczucie, które się pojawia u niego, jak bywał głodny i niedaleko pachnie przepysznym żarciem.
Licznik pechowych ofiar:
8

[Spalona puszcza] Inny świat

11
POST POSTACI
Tanga
Rozmowy i tłumaczenia jajogłowych były dla niego zbyt kłopotliwe. Tanga nie miał ochoty zastanawiać się nad dziwnymi i niezrozumiałymi rzeczami. Po co, skoro i tak ich nie rozumiał, bo... Bo były niezrozumiałe?
- Widziałem dzisiaj dużo dziwnych rzeczy - odparł, wzruszając ramionami, a palcem wskazującym drapiąc po czubku nosa.
Nic nie miało raczej prawa przebić tego, czego doświadczył zaledwie przed momentem. Ani rzeczy dziejące się w rzeczywistości, ani te na jawie. Na swoje szczęście lub też nieszczęście, zapomni o nich zapewne dość prędko. O wiele bardziej interesujące było na przykład to, że w przeciwieństwie do jego, palce starego mężczyzny nie przelatywały po sekundzie przez listki i gałązki. Może to wcale nie wina liści, kamieni i gałązek? Może to JEGO DŁONIE były popsute?! Nie zdążył się jednak strapić dostatecznie, ponieważ na wieść o "ogarach", jego zainteresowanie szybko popędziło w jednym kierunku i tylko dlatego, że zupełnie opacznie zrozumiał ich znaczenie, postanowił zrobić to, czego od niego chciano. Co więc czuł? Niewiele. Niektórych rzeczy nie czuł wcale, co było nieco zagadkowe. Nie za bardzo wiedział, czego powinien oczekiwać, ale podpowiedź przyszła w sumie sama. Ruszył bez zbędnego wahania za przeczuciem, tak jak zazwyczaj podążał za rzadko mylącym go instynktem.
Foighidneach

[Spalona puszcza] Inny świat

12
POST POSTACI
Lindirion
Słowa Tangi miały uzasadnienie w jego małym rozumku, który nie pojmował inności świata, do którego przyszło im zawitać. Lin pokręcił lekko głową i była to jedyna odpowiedź na pytania niemądrego chłopca.

Zmarszczywszy lekko brwi, Lin postanowił nie komentować pustych obietnic czarownika. Nie dość, że ten sprowadził ich do świata cieni, to jeszcze odsuwał w czasie potrzebną pomoc. Elfi mag westchnął bezgłośnie i odrzucił włosy na ramię. Przeszkadzały.

- A więc zepchnięcie nas do tej rzeczywistości ma skończyć się dopiero po interwencji Sulona? Świeć, Sulonie, nad naszymi duszami. - Mruknął zirytowany Lindirion. - Nie mieszaj mu w głowie. Chłopcze, rób, co mówi. Szukaj źródła swojego ciała, bardzo cię proszę. - Popędził barbarzyńcę. Czymkolwiek były ogary, Lin nie martwił się o siebie, ale o Tangę. Chłopak nie władał magią i mógł nie poradzić sobie w zetknięciu z upiorami.

Widząc, że Tanga wybrał drogę, Lin skinął Zeverokowi głową w niemym pożegnaniu i ruszył za swoim bezmyślnym przewodnikiem. Tym razem znów odrzucił włosy, tym razem na drugie ramię. Ach, gdyby tylko jego goblinia gosposia mogła mu je zapleść! Może mógłby odnaleźć jej duszę w tych zaświatach...?
Obrazek

[Spalona puszcza] Inny świat

13
POST BARDA
Ogar, który chciał zobaczyć Tanga, wielkością przypominał nieco większego wilka. Tylko miał nietypowe długie kły i pazury i otwarte wnętrzności, z których to dochodziło zielonkawe światło. Kroczył powoli i dumnie, a za nim kolejne sztuki, nieco mniejsze. Jeden ze świetlików, który znajdował się wysoko ponad nimi, przykuł jego uwagę. Był na wysokości przynajmniej kilkupiętrowego budynku. Stojący na przodzie grupy spojrzał w górę, a po chwili doskoczył i chwycił nieświadomą duszę w swoją paszczę, połykając ją, jak kość. I zwinnie wylądował na ziemi.

Tanga prowadził ich w kierunku jednego z portali, a im bliżej był, tym przyciąganie stało się silniejsze. Jakby coś chciało z nim się połączyć. Nieco słabiej odczuwał to Mistrz magii. Może to ze względu na jego wiek lub brak chęci powrotu.
- Jeszcze nie raz je zobaczyć. Niektórych lepiej nie doświadczać. Mimo tego świat jest pełny małych, drobnych cudów. - Stwierdził filozoficznie do Tangi i po chwili skupił się na Lindirionie. Postanowienie pomocy w wyprowadzeniu ich z tego miejsca było jego powinnością. Niewiele rzeczy jeszcze miała jakąkolwiek wartość w jego nieśmiertelnym życiu.
- Nie. W tym wypadku sami się uratujecie, po dość niefortunnym przeładowaniu zaklęcia. - Licz nie towarzyszył im w powrocie, on sam zniknął, gdyż nie potrzebował portali. Jak tylko Lin pomyślał o zapleceniu, jego fryzura się zmieniły. Właśnie stały się takie, o jakich pomyślał.

Tanga dotarł do czegoś, co przypominało drzwi z ramą, ale wokół nie było żadnych ścian. Wszystko go prowadziła właśnie do tego miejsca. Po chwili obydwoje usłyszeli potworne wycie ogarów. Tak potworne i mocne, jakby walczyły z czymś.
Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8

[Spalona puszcza] Inny świat

14
POST POSTACI
Tanga
Skoro coś ciągnęło go naprzód, Tanga nie widział powodu do oporu. Dziarsko kroczył przed siebie, zupełnie jakby wcale nie znajdował się w krainie umarłych. Tylko przez chwilę zawahał się, kiedy jego oczom rzeczywiście ukazały się wspomniane wcześniej ogary. Stworzenia z całą pewnością wyglądały na warte zapolowania! Ostatecznie jednak, ponieważ jego nogi z nieznanego powodu dużo zacieklej rwały się w obranym wcześniej kierunku, z pewnym smutkiem zrezygnował z pokusy.
Kroki zaprowadziły go wreszcie do kolejnego, cudacznego zjawiska. Nawet jeśli nie był najbystrzejszym człowiekiem na świecie, nawet on wiedział, że żadne drzwi nie powinny ot tak stać sobie luzem. Obskoczył je nawet dookoła i obmacał z różnych stron, spodziewając się, że nieprzytrzymane przez nic ostatecznie upadną. Gdy się tak jednak nie stało, stanął przed nimi raz jeszcze. Przez jakiś czas wlepiał w nie intensywne spojrzenie, by w końcu pchnięciem lub pociągnięciem otworzyć je na oścież.
Nie przeszedł przez nie od razu. Wychylając się i dostrzegając podejrzanie znajome, nieruchomo leżące gębą do ziemi, okalane burzą zasłaniających je włosów cielsko, zamrugał kilka razy, po czym spojrzał przez ramię w stronę nadciągającego elfa. Jego oczy przypominały niemalże idealnie okrągłe monety.
- Jestem tam! Dlaczego jest dwóch mnie?!
Foighidneach

[Spalona puszcza] Inny świat

15
POST POSTACI
Lindirion
Stworzenia, które miały ich wyczuć, nie wyglądały na zupełnie bezbronne i choć Lin wiedział, że Tanga dzielnie stawiłby im czoła, nie uśmiechało mu się sprawdzanie, czy chłopak wyszedłby z tej potyczki jako zwycięzca. Należało podążyć w stronę wyjścia z tej krainy i wrócić do ciał, przez portal, który wskazał im mag.

- Niefortunne przeładowanie zaklęcia. - Powtórzył Lindirion po Zeveroku. Z trudem powstrzymał rozczarowane parsknięcie. - Cóż za łagodne określenie tej całkowitej porażki, która wyrwała nas z naszego świata.

Mag nie był w stanie mu odpowiedzieć, gdyż zostawił ich, swobodnie wędrując między światami. Przynajmniej los był łaskawszy i długie włosy Lina posłusznie zaplotły się w warkocz, spływając czarodziejowi po plecach. Tak było zdecydowanie wygodniej!

- Dalej, chłopcze. - Popędził Tangę, gdyby ten jednak chciał zapolować na ogary. Szczęśliwie młody barbarzyńca przeszedł przez portal (swoją drogą, również niesamowity), a po chwili znaleźli się przy swoich ciałach. Był to widok zdecydowanie przykry, a dla tych, którzy nie byli zaznajomieni z sytuacją, może również szokujący. - To twoje ciało. To, czym jesteś teraz, to twój duch. Dualizm jestestwa, który charakteryzuje istoty naszego świata. Teraz musimy znaleźć sposób, by połączyć się ponownie z... naszymi ciałami.

Lin zawahał się odrobinę, gdy w pole widzenia weszło również jego ciało. Był przyzwyczajony do nieporadności ożywionych złok, ale podrygi jego ciała, gdy to próbowało wstać na własne dwie nogi i utrzymać równowagę, były godne pożałowania. Odwrócił wzrok. Byleby nie nabił sobie zbyt wielu siniaków.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Fenistea - puszcza”