Winnica za miastem

31
POST POSTACI
Vera Umberto
Rzuciła Hewelionowi wściekłe spojrzenie. Czy to nie on wydał rozkaz, który ona tylko wykonała? Pochwalił je jeszcze po tym, Verę i Irinę, a teraz odwracał kota ogonem? Powinien brać odpowiedzialność za własne decyzje, nie zrzucać je na innych. Więc tak dowodził swoimi ludźmi? Bo jeśli tak, to dziwne, że ktokolwiek jeszcze za nim podążał. Gdyby nie nadchodzący strażnicy, Umberto z wielką chęcią powiedziałaby mu, co o tym wszystkim sądzi, ale teraz pozostało jej jedynie zirytowane zaciśnięcie ust i milczenie. Była wściekła, z chwili na chwilę coraz bardziej. Naprawdę wiele rzeczy dało się wytłumaczyć, ale zrzucanie na nią winy za to, że Hubert kazał zarżnąć strażników przy bramie, a potem wyczyścił sobie drogę wzdłuż winorośli, gasząc co najmniej kilka kolejnych spacerujących pochodni, podczas gdy Vera z Corinem przemykali się po cichu i faktycznie działali jak ten pierdolony zwiad, było dla niej nie do przyjęcia. Na morzu Hewelion nie zachowywał się w ten sposób. A może teraz zamierzał obarczać ją winą za wszystko, co szło nie tak, jak powinno? Tak teraz będzie wyglądała ich współpraca? No to chyba szybko się skończy.
Hałas, jaki zrobił zsuwający się z bramy łańcuch, był czymś, czego Vera nie przewidziała. Może powinna, a może to Marda powinna zastanowić się, czy jakoś nie zabezpieczyć łańcucha przed głośnym upadkiem. Ktokolwiek inny. Umberto była bliska eksplodowania ze złości i pewnie już by to zrobiła, gdyby nie próbowali zachowywać się cicho.
Zaklęła szpetnie, słysząc, jak strażnik woła na alarm. Potem padło polecenie Heweliona, które sprawiło, że rzuciła mu rozsierdzone spojrzenie.
- A potem znów usłyszę, że mieliśmy być zwiadem, ale wszystko zjebałam? - syknęła do niego. - Za mną.
Tak czy inaczej, nie czekała. Przecisnęła się przez bramę, jak tylko została ona wystarczająco uchylona i dobiegła do strażników, z których jeden wcale nie wyglądał, jakby był skłonny do wszczęcia alarmu. Uniosła ostrze i zatrzymała je na centymetry od szyi tego, który miał usta zatkane ręką drugiego. Patrzyła jednak na strażnika z tyłu, tego, którego potencjalnie mogła namówić do współpracy.
- Pomóż nam, to cię nie zabiję. Gdzie są więźniowie? - warknęła.
Obrazek

Winnica za miastem

32
POST BARDA


Hewelion odpowiedział Verze podobnym spojrzeniem, chociaż nie był tak zdenerwowany, jak ona. To, co między nimi zaszło, wprost było nieporozumieniem, wynikłym z różnych spojrzeń na sprawę. Nie było tajemnicą, że kapitan Dłoni Sulona nie był typem, który nadawałby się do zwiadu. Kiedy widział wroga, mógł zrobć tylko jedno - pozbyć się go w jak najszybszy sposób.

Hałas zaalarmował strażników i było już za późno, by dalej się skradać. Szczęśliwie jeden ze strażników zdecydowanie stał po ich stronie.

- Jesteśmy z Siódmej Siostry. - Corin uznał, że warto było przedstawić się, nim tamten zgodzi się na współpracę. - I z Dłoni Sulona. Kapitan Umberto i kapitan Hewelion.

- Słyszałem o Siódmej Siostrze. - Mężczyzna przesunął spojrzeniem po zgromadzonych. Dłużej przytrzymał wzrok na Mardzie, która obracała w dłoniach toporek - jej ulubioną broń. - O panu Yetcie, z Siódmej Siostry.

- To ja.
- Przyznał się Corin, zerkając z ukosa na Varę. - To jest kapitan Umberto.

- Mhm. - Strażnik przytrzymał kolegę mocniej, gdy ten zaczął się wyrywać, mimo ostrza Very tak blisko. - Graham Zeuli, z załogi kapitana Carra.
Spoiler:

- Obecnie bez statku. Brunnon, daj spokój, to dla dobra sprawy.
- Powiedział do drugiego, odsłaniając jego usta.

Graham miał ciemną skórę, która nie mogła mieć tego odcienia tylko przez słońce. Musiał pochodzić gdzieś z Urk-hun, choć był w pełni ludzki. Swoje męskie walory podkreślał bródką i wąsem, a kruczoczarne włosy przetykały pojedyncze jaśniejsze pasma, choć pirat nie był jeszcze stary.

Brunnon zezował na broń przy swojej szyi. Był jeszcze młody, nie miał może nawet dwudziestu pięciu wiosen. Na jego twarzy jednak wymalowana była determinacja.

- Robotnicy są... w barakach. - Strzelił spojrzeniem ku mniejszemu budynkowi z czerwonej cegły. - Zamknięci. Strażników jest więcej, nie wyjdziecie ze wszystkimi.

- To się jeszcze okaże.
- Bruknął Hewelion.
Obrazek

Winnica za miastem

33
POST POSTACI
Vera Umberto
Teoretycznie powinna być już przyzwyczajona do tego, że mężczyźni z obcych załóg nie traktowali jej poważnie, albo w ogóle nie przyjmowali do wiadomości jej istnienia, całą swoją atencję dając Corinowi, a jednak znów ją to ubodło - teraz podwójnie, bo w końcu oddała dziś dowodzenie oficerowi. Radził sobie z tym rozczarowująco kiepsko i w głowie Very momentami pojawiała się myśl, czy przypadkiem nie robił tego specjalnie, żeby udowodnić jej, że jest niezastąpiona, ale wątpiła, by podczas planowania akcji takiej, jak ta, a także w czasie jej trwania, ryzykował tak bardzo tylko po to, by poprawić jej samopoczucie. Zbyt dużo leżało tu na szali, a on nie był jednak idiotą. To znaczy, pod tym względem. Na temat przygotowania przez niego i Huberta ataku na rezydencję miała póki co zupełnie odwrotne zdanie.
Starała się niczego nie dać po sobie poznać. Ciemność pomagała tam, gdzie mimika zawodziła.
- Nie wierć się, Brunon, jak chcesz dożyć wschodu słońca - warknęła za to, przyciskając czubek ostrza do jego klatki piersiowej. Poczuła, jak miecz zagłębia się w materiał płaszcza, ale nie wkładała to jeszcze większej siły. - Nie jestem w nastroju na takie zabawy.
Uniosła wzrok na Grahama.
- Co dokładnie znaczy więcej strażników? - spytała go. - Ilu?
Strzeliła spojrzeniem w stronę baraków. Kolejny raz już słyszała, że nie będą w stanie wyprowadzić stąd więźniów, że jest to niewykonalne. Z drugiej strony, miała to być forteca, a oni już znaleźli się za murem i mieli kilka kroków do tych, których chcieli uwolnić.
- Wśród straży są tacy, którzy skłonni są do pomocy. Można doprowadzić do buntu, tylko ktoś go musi zacząć. Może więźniowie, gdy będą wiedzieć, że mają drogę ucieczki. Zabierzemy ich na statek, zabierzemy ich do domu - mówiła szybko. Zerknęła na Heweliona. - Chyba, że...
Mogliby odejść i wrócić większą siłą, gdyby zwiad faktycznie zachował się jak zwiad. Bez ofiar, bez pozostawiania jakichkolwiek śladów swojej obecności. Teraz było już za późno. Musieli to załatwić tej nocy, albo wcale. Potrząsnęła głową. Wszystko przez tę okropną Verę, która postanowiła bez pytania wykonać rozkaz. Oburzające.
- Straż wśród winorośli też jest przerzedzona. Możemy przerzedzić ją jeszcze bardziej, jeśli wy wypuścicie więźniów. Ty wypuścisz. Brunon nie wydaje się otwarty na współpracę.
Obrazek

Winnica za miastem

34
POST BARDA


Corin tracił głowę przy Verze. Ale czy ktoś mógł go winić? Kapitan była ostatnio rozdrażniona, nękały ją problemy, poza tym... To ona była kapitanem. Gdy Umberto była obecna, nikt nie słuchał oficera Yetta tak, jak być może powinien. Mężczyzna oddawał dowodzenie Verze i do tego był przyzwyczajony. Pozostawał raczej z daleka rozpoznawalną reklamą statku, zostawiając Verze wszystkie ważne sprawy i służąc radą, gdy tego potrzebowała.

Brunnon zaklął pod nosem i odruchowo chciał wycofać się, uciekając przed ostrzem, ale jedynie oparł się o Grahama.

- Pomogę wam! - Warknął młody strażnik, choć więcej w nim było złości niż przekonania.

Grahama to zadowalało. Puścił kolegę, pozwalając mu tym razem umknąć czubkowi ostrza Very.

- W barakach jest około sześciu strażników. Pracownicy zamknięci są za kratami, musimy ich najpierw uwolnić.

- Teraz to już pracownicy? Nie niewolnicy?
- Prychnął Hewelion. Ręka świerzbiła go do walki, gdy jego palce gładziły głownię miecza.

- Niewolnicy. - Poprawił się Graham. - Na pola wyszło z czterdziestu, w tym może z ośmiu naszych, oni pomogą. W pałacu jest przynajmniej kolejnych dwudziestu strażników, jednego z piratów też tam trzymają. Nie zostawimy go? - Dopytał Graham, patrząc po kapitanie i Yetcie, omijając wzrokiem kobiety. - Zarżną go, jeśli uciekniemy bez niego.

- Tylko jednego? - Dopytała Marda. - Co to za łajza?

- Półelf, niedawno złapany. Ponoć wpadł w oko młodej pani domu...
Obrazek

Winnica za miastem

35
POST POSTACI
Vera Umberto
Dla Very to nie było wystarczające. Była prawie pewna, że gdy przestanie obserwować Brunnona spod zmarszczonych brwi, albo gdy znajdzie się wystarczająco blisko dzwonu alarmowego, postawi cały pałac na nogi. Jeśli miała się z niego wylać straż, musiało się to stać dopiero wtedy, gdy więźniowie będą mieli już otwartą drogę poza winnicę.
- Sam, Marda, wyłączcie te dwa dzwony - poleciła przez ramię i wolną dłonią poklepała się po sakiewce, w której miała już dwie stalowe kulki. - Nie dotykać sznura. Musicie wyciąć serca.
No i tak, oczywiście. Jak nie Ignhys był problemem, to jego pieprzony syn, który nie straci żadnej okazji, w której mógłby wetknąć w kogoś kuśkę. Może się myliła, naturalnie, ale była prawie pewna, że wcale nie protestował, gdy młoda pani domu zażyczyła sobie jego towarzystwa. Kto inny mógł to być? Ze wszystkich, których kojarzyła z Harlen, tylko ten półelf tak działał na kobiety. Cholera, działał nawet na nią, ale niestety miał również spore braki pod sufitem, więc od razu wypadał z grupy jej potencjalnych partnerów. Po tej akcji w kajucie Corina jedyną silniejszą emocją, jaką czuła wobec niego, była irytacja i odrobina obrzydzenia.
Nie, żeby lista jej potencjalnych partnerów była jakoś szczególnie długa. Na Harlen nie było w kim przebierać.
- Pierdolony Ilithar, ruchacz od siedmiu boleści - syknęła. - Gdyby nie Ignhys i to, że obiecaliśmy mu przywieźć syna, zlałabym go i zostawiła w tym pałacu.
Milczała chwilę, wpatrując się w górujący nad nimi, biały budynek. Dwudziestu strażników. Nawet gdyby mieli wpakować się tam wszyscy, ich szanse byłyby bardzo niewielkie. Hewelion na dłuższą metę nie potrafił też zachowywać się cicho, więc zaraz ściągnąłby na nich całą ochronę pałacu. Przygryzła policzek od środka, zaciskając mocniej dłoń na rękojeści broni.
- Zajmijcie się więźniami. Wyprowadźcie ich stąd. Dajcie im broń. Czego się używa do pracy przy winoroślach? Motyk? Grabi? Łopat? Nie znam się, ale dajcie im cokolwiek. Pilnujcie tego tu młodego, żeby wam nic nie odjebał - kiwnęła głową w stronę wściekłego Brunona. - Na waszym miejscu w ogóle bym się go pozbyła, ale róbcie co chcecie. Ja pójdę znaleźć Ilithara. Strażnicy w pałacu mają swoje kwatery, prawda? Jesteś w stanie mi mniej-więcej wyjaśnić w którym miejscu, Graham?
Obrazek

Winnica za miastem

36
POST BARDA


Młody Brunnon wyglądał na wielce przejętego sytuacją. Zerkała na piratów spod byka, oblizywał nerwowo wargi, a kiedy Vera wspomniała dzwony, rzucał spojrzeniem to w jedną, to w drugą stronę.

- Chodź. - Rzuciła Marda do Rogatego, wskazując na znajdujący się bliżej dzwoń. I kiedy kobieta skierowała się w tamtą stronę razem z Samaelem, Brunon pokazał swoje prawdziwe oblicze, które spodziewała się ujrzeć Vera.

Młody rzucił się w przeciwną stronę, ku drugiemu z dzwonków. Graham nie zdążył go złapać, Hewelion ruszył za nim, lecz na próżno - chłopak był zbyt szybki! Wciąż nie szybszy, niż toporek Mardy. Choć ta miała problem z alkoholem i częściej niż rzadziej nie potrafiła zapanować nawet nad własnymi nogami, to oko miała niezłe. Jej toporek świsnął między Verą a Corinem, minął Huberta i dopadł celu: wbił się prosto w potylicę strażnika. Brunnon padł w rabaty.

- Ty głupcze...! - Jęknął Zeuli, żałując niedoszłego towarzysza.

- Problem z głowy. - Skomentował Yett chłodno.

- Stoicie na środku jak te widły w gnoju, ruszcie się! - Pogoniła ich Marda, podchodząc tylko po to, by zabrać swój toporek. Przydeptując chłopaka, wyrwała z czaszki ostrze. Nawet nie strząchnęła z niego krwi.

- Chodźcie. - Yett sam ruszył w stronę baraków. - Vera, skąd pewność, że to Ilithar? Z drugiej strony... Cholera. - Zaklął pod nosem. - Pozwól mi po niego iść. Zajmij się więźniami. - Zaproponował oficer, zbliżając się do kapitan.

- Z narzędziami nie będzie problemu. - Potwierdził Graham, samemu podchodząc do nich na tyle, by móc mówić szeptem. Im bliżej byli zabudowań, tym bardziej prawdopodobnym było, że zostaną zauważeni. - Strażnicy są rozsiani po dworku, ale kwatery mają w skrzydle po lewej. Nigdy nie byłem w środku, nie wiem, czego się spodziewać. Chcesz iść po tego Ilithara sama...? Wejdź od strony przejścia dla służby, od kuchni. Na północnej ścianie, po prawej. Powinien być gdzieś na piętrze.
Obrazek

Winnica za miastem

37
POST POSTACI
Vera Umberto
- Idiota - mruknęła tylko pod nosem, gdy Brunon zwalił się martwy w rabatki z kwiatami. Przeszła tylko do niego i upewniła się, że spomiędzy nich nie wystaje. W razie czego wkopnęła jego nogi gdzieś w krzaki, żeby nie odcinał się od chodnika. Z jednej strony nie chciała, by straż z pałacu go dostrzegła i wylęgła na zewnątrz, z drugiej za to byłoby to dla niej całkiem wygodne, bo ona miałaby wtedy łatwiej.
Uniosła wzrok na Corina.
- Ja pójdę - uparła się. - Jestem cichsza od ciebie. Poza tym Hewelion nie chce działać ze mną, tylko z tobą. Tylko wam przeszkadzam, najwyraźniej. Zajmijcie się tymi więźniami jak trzeba.
Uważnie wysłuchała potem wskazówek Grahama, wpatrując się jednocześnie w jasną bryłę budynku. To były dobre sugestie; wiedziała, którędy wejść, mniej lub bardziej niezauważona. Może nawet nie będzie musiała nikogo zabijać. Nie to, że czuła jakieś wyrzuty sumienia, albo chciała tego uniknąć ze względów ideologicznych. W tej chwili nie mogła być bardziej obojętna względem wszystkich, którzy tu mieszkali. Po prostu byłoby to szybsze, wejść i wyjść, bez ściągania na siebie uwagi. Nie była pewna, czy tak potrafi, ale na pewno miała większe szanse, niż Corin z bolącym biodrem.
- Dzięki - odpowiedziała krótko.
Zrobiła kilka kroków w kierunku dworku, ale zatrzymała się jeszcze i zerknęła przez ramię, na Yetta. Po chwili wahania wróciła do niego i ręką, w której nie trzymała broni, przyciągnęła go do siebie, by złożyć na jego ustach jeden, krótki, ale pełen przekonania pocałunek. Mieli zbyt dużo razem do zrobienia. Oboje musieli z powrotem dotrzeć na Albatrosa.
- Nie czekajcie tu na nas. Dogonimy was, albo gdzieś tu w okolicy, albo już na statku - powiedziała cicho. - Nie spierdolcie tego.
Na dwa uderzenia serca oparła dłoń o jego klatkę piersiową, by w końcu odwrócić się i szybkim krokiem skierować się do wejścia dla służby, jakie wskazał jej Zeuli. To nie był czas ani miejsce na długie i rzewne pożegnania, zresztą zaraz mieli zobaczyć się ponownie. Zwolniła, gdy zaczęła zbliżać się do dworku, pilnując znów, by nie wydać żadnego zbędnego dźwięku i samej także wsłuchując się w nocną ciszę.
Obrazek

Winnica za miastem

38
POST BARDA
Marda skutecznie zajęła się Brunnonem. Mężczyzna nie miał już okazji wstać. Jego mózg ładnie pasował do żółtych i białych kwiatów, w które padł. Róż nakrapiany dobrze z nimi kontrastował. Roślinki były jednak zbyt niskie, by dobrze zakryć mężczyznę, poza tym, łatwo byłoby go dostrzec z piętra domu. Nikt nie pokwapił się, by go usunąć. Nie było na to czasu.

- O co ci chodzi? - Zapytał Hewelion. - Działamy wszyscy razem, ja, ty, Corin. Porozmawiamy o tym jeszcze. - Mruknął, nieco bardziej defensywnie. Być może zdał sobie sprawę z tego, że źle potraktował Verę, a być może po prostu chciał skupić się na zadaniu. - Uważaj na siebie, Vera. W razie czego krzycz.

- Krzycz, to zaczniemy uciekać. - Uśmiechnęła się Marda na przekór.

Jedynie Samael się nie odezwał, nasłuchując. Drużynę zdziwiła wylewność kapitan, gdy już się pożegnali, lecz wróciła, by zawłaszczyć usta Yetta jako swoje. Corin nie bronił się przed pocałunkiem ani na moment, a Vera... a Vera ujrzała błysk złota. Czy ta akcja nie byłaby przypadkiem dobrym zwieńczeniem kariery pirata przed zaczęciem spokojnego żywotu gdzieś na Eroli? Odejść w chwale, by zająć się mężem i dziećmi...

Natarczywe myśli zajęły jej głowę tylko na moment. Wiedziała, na czym powinna się skupić i nie były to nieistniejące dzieci, a całkiem żywy Ilithar. Kapitan przemknęła przez dziedziniec w stronę przejścia, które miał wskazać jej Zeuli. Nie widziała żadnych strażników, ale blask światła dochodzący zza budynku sugerował, że tam mogli się znajdować, broniąc posiadłości od drugiej strony. Umberto musiała przemknąć wąską ścieżką sąsiadującą z murem. Dobrze utwardzona dróżka dawała jej możliwość cichego dotarcia do drzwiczek kuchni.

W tym samym momencie, gdy znalazła się przy szerokich, dwuskrzydłowych drzwiach zbudowanych z jasnych, cienkich desek, w oddali rozległ się dźwięk dzwonu. Echo odbijało się między winoroślami, mknąc przez dolinkę.

- Alarm! - Podniósł się krzyk. - Alarm!

Do pierwszego bicia dzwonów dołączyły kolejne. Wkrótce dziesiątki nóg we wnętrzu budynku posiadłości rozbrzmiało tupaniem po drewnianych podłogach. Jeśli Umberto pchnęła drzwi do kuchni, szybko spostrzegła, że był problem, którego wcześniej mogła nie przewidzieć - były zamknięte. Miała do przebycia średnio tyle samo na tyły posiadłości, jak i do głównego dziedzińca. Dróżka była wąska, odsłonięta, a mur wysoki...
Obrazek

Winnica za miastem

39
POST POSTACI
Vera Umberto
To mógł być jej problem - fakt, że miała w zwyczaju ucinać jakiekolwiek relacje, gdy pojawiały się problemy. Ale wśród piratów problemy zwykle wiązały się z konsekwencjami bardziej niebezpiecznymi, niż pokłócenie się i pogodzenie za jakiś czas, więc rozsądniej było po prostu się odciąć. Ewentualnie dać komuś w mordę, a potem się odciąć. Hewelion miał z nią jakiś problem? Nie przyjmował do wiadomości jej argumentów i nagle z dupy obwiniał ją za popełnione tu błędy? W porządku. Vera nie musiała z nim współpracować. Po powrocie z Everam, niezależnie od tego, czy akcja zakończy się sukcesem, czy też nie, każdy z nich będzie mógł popłynąć w swoją stronę. Hubert będzie sobie pił z Corinem, gdy będą spotykać się na wyspie, tak jak dawniej. Umberto nie potrzebowała bawić się w przyjaźnie, a przynajmniej z takiego założenia wychodziła w tym momencie. Świetnie radziła sobie w życiu sama.
Ach, no i tego też robić najwyraźniej nie mogła. Nie mogła nawet pocałować swojego małżonka, żeby im się Ferbius nie wpierdalał w wątek. Niedługo patrzeć na niego nie będzie w stanie. Nowa frustracja wypełniła ją po brzegi, dodając jej motywacji do działania... ale niczego na ten temat nie powiedziała. Nikogo tutaj to nie obchodziło, poza oficerem, naturalnie, a jego nie zamierzała dodatkowo stresować.
Musiała przyznać, że nie spodziewała się alarmu już teraz. Dźwięki dzwonów dobiegały jednak ze zbyt daleka, by przyczyną zamieszania mogła być grupka, którą właśnie zostawiła. Czy to oddział Iriny narobił problemów? A może po prostu znaleźli wreszcie zwłoki? Hewelion zostawił ich trochę za sobą. Zwiadowca roku. Cały plan poszedł się jebać, ale nie było już sensu, by wracała do nich i pytała, co dalej. Musiała zrobić swoje.
Szarpnęła za drzwiczki, ale te ani drgnęły. Kolejna rzecz, jaka poszła nie tak. Vera zaklęła bezgłośnie i przykleiła się plecami do ściany, dając sobie kilka uderzeń serca na zastanowienie się, co dalej. Straż wyleje się najpewniej przez główne drzwi, kierując się do bramy i do wyjścia pomiędzy winorośle, więc tylne wejście wydawało się rozsądniejszym wyborem. Wciągnęła nerwowo powietrze w płuca, w myślach wyzywając Ilithara od najgorszych, i ostrożnie, przy ścianie, ruszyła na tyły pałacu.
Obrazek

Winnica za miastem

40
POST BARDA


Hewelion, Corin i reszta pozostali z tyłu. Vera musiała na chwilę o nich zapomnieć, bo znajdowały się przed nią gorsze rzeczy nawet od bezmyślnie wiem rzucającego oskarżenia kapitana czy demona, który chciał ją zmusić do założenia rodziny. Sytuacja nie wyglądała różowo, bo nie miała gdzie się schować, uwięziona między murem a ścianą budynku.

Dzwon rozlegał się z daleka, lecz nie sposób było go umiejscowić w przestrzeni przez echo, które roznosiło się wśród pagórków winnicy. Zresztą, zaraz dołączyły do niego inne, stawiając całą straż na nogi. Zagrożenie gdzieś istniało, ktoś odkrył zwłoki lub, co gorsza, którąś z grup nie-do-końca zwiadowczych.

Drzwiczki stawiły opór, więc Vera musiała zaplanować swoje kolejne kroki. Wyruszenie w stronę tyłów wydało się rozsądne, gdy do posiadłości prowadziła tylko jedna droga. Oddział, który znajdował się tam, wybrał krótszą drogę przez posiadłość, dołączając do tych, którzy wychodzili ze swoich koszarów w budynku.

Na tyłach pozostał tylko jeden strażnik, z pochodnią w dłoniach rozglądał się nerwowo. Nie miał dużego pola do strzeżenia - może połowę głównego dziedzińca. Tutaj jednak ktoś zaplanował mały ogródek porośnięty bukszpanem przystrzyżonym w fantazyjne wzory. Na samym środku znajdowała się zaś fontanna dla ptaków. Tylko wysoki mur, który za dnia musiał przysłaniać światło, nie pasował do idyllicznego obrazka. Strażnik po chwili zastanowienia usiadł na ławce, tyłem do wejścia do budynku.

Vera usłyszała za sobą szczęknięcie zamka. Ktoś od wewnątrz otworzył drzwi kuchni. Od frontu zaś podniosły się głosy - strażnicy musieli znaleźć zwłoki Brunnona. Corin i reszta również znajdowali się na drodze przemarszu wojsk Kompanii.
Obrazek

Winnica za miastem

41
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie było sensu, by wracała teraz do pozostałych. Nie była w stanie im w żaden sposób pomóc. Mogłaby zwrócić na siebie uwagę i poświęcić się, by pomóc im uciec, ale była absolutnie pewna, że nie zawróciliby po nią wszyscy strażnicy, którzy wybiegli z posiadłości, więc nie miało to najmniejszego sensu. No i nie chciała się poświęcać. Sytuacja nie była wcale tak beznadziejna, a wierzyła w to, że zmuszony przez okoliczności Yett będzie w stanie wymyślić coś konstruktywnego, w przeciwieństwie do tego, co robił do tej pory. Nie był przecież jej prawą ręką przez tyle lat dlatego, że był bezużyteczny. Nie oddałaby mu dowodzenia, gdyby nie wierzyła, że sobie z tym poradzi.
Była gotowa zaatakować strażnika, tego jednego, samotnie siedzącego na tyłach posiadłości, ale wtedy usłyszała szczęk zamka. To był jej pierwotny plan i to jego powinna się trzymać. Wejście przez kuchnię wydawało się najrozsądniejsze. Z drugiej strony, nie miała pojęcia, kto te drzwi otworzył. Straż? Czy służba? Jeśli służba, to po co? Nie powinni dla własnego bezpieczeństwa siedzieć zamknięci w budynku?
Nieważne. Z służbą sobie poradzi łatwiej, niż ze strażnikiem, a jeśli jakiś będzie w środku, za tymi małymi drzwiami, to po prostu go zabije. Z tą myślą wycofała się, zostawiając zestresowanego mężczyznę w spokoju. Może umrze później, kto wie. Nic się tu nie dało przewidzieć. Skierowała się do wejścia od kuchni i lewą ręką szarpnęła za klamkę, gotowa do ewentualnego ataku, jeśli będzie to konieczne.
Obrazek

Winnica za miastem

42
POST BARDA


Vera postanowiła zostawić Yetta i pozostałych samym sobie, by zmierzyli się z siłami Kompanii. I choć armia wylała się z budynku na dziedziniec, kapitan nie słyszała odgłosów walki. Nawet narwany Hewelion musiał wiedzieć, że nie dadzą rady tylu przeciwnikom. Musieli obmyślić inny plan.

Szczęk zamka uratował strażnikowi życie, a może tylko przedłużył je o parę kolejnych chwil. Vera cofnęła się do drzwi kuchni, jak zakładał pierwotny plan, ale nie było jej dane otworzyć drzwi, bo te uchyliły się tuż przed jej nosem. W szparze zobaczyła tylko przestraszone oko, jego biel kontrastująca z ciemną skórą. Rozległ się przerażony kobiecy pisk, jednak krótki, nawet nie bardzo głośny. Drzwi trzasnęły, gdy osoba, która była po drugiej stronie, zmieniła zdanie co do podglądania. Nie nadszedł jednak jeszcze szczęk zamka, Vera miała ledwie sekundy na reakcję!
Obrazek

Winnica za miastem

43
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera nie potrzebowała niczego więcej, poza uchylającymi się drzwiami. Gdy tylko dostrzegła oko, wsunęła nogę w szczelinę, by uniemożliwić ponowne zatrzaśnięcie drzwi. A jeśli nie zdążyła, natychmiast popchnęła skrzydło, żeby tylko osoba po drugiej stronie nie zdołała z powrotem zamknąć wejścia na skobel. Umberto zamierzała tędy dostać się do środka i tędy też opuścić posiadłość, a przestraszona służka miała być doskonałym środkiem do tego celu. Ewentualnie jej kolejną ofiarą, to się miało okazać, w zależności od tego, jak przydatna bądź problematyczna się okaże.
Kapitan wpadła do środka i chwyciła kobietę za włosy, przyciągając ją do ostrza swojego miecza, które zawiesiła w okolicy jej szyi, w ramach dość oczywistej groźby. Jednocześnie kopnięciem zamknęła za sobą drzwi i rozejrzała się dookoła, szukając w pomieszczeniu innych osób. Były tu same? Czy był ktoś jeszcze?
- Tylko spróbuj krzyknąć - syknęła do służącej. - Jeden zbędny hałas i zginiesz.
Niezależnie od tego, czy mówiła tylko do niej, czy do kogoś jeszcze, taka była prawda: gdyby ktoś tylko spróbował zaalarmować strażników, wystarczyłby jeden celny cios. Służące raczej nie obroniłyby się przed doświadczoną napastniczką zbyt skutecznie.
- Możesz mi też pomóc. Zapłacę ci w złocie. Wybór należy do ciebie, ale wiem, co wybrałabym ja - mówiła ochryple dalej, nie odsuwając miecza od szyi kobiety. - Gdzie jest półelf? Ten więzień, którego przygarnęła sobie pani? Zaprowadzisz mnie do niego.
Obrazek

Winnica za miastem

44
POST BARDA


Ciekawska kobieta po drugiej stronie mogła pożałować swojej wścibskości, gdy Vera odepchnęła drzwi i wysunęła stopę między skrzydło i framugę, nie pozwalając ich zamknąć i zabezpieczyć przed wdarciem się do środka piratów. Kapitan bez problemu zdołała wepchnąć się do środka i spacyfikować ciemnoskórą służkę przez złapanie za włosy. Młódka pisnęła po raz kolejny z bólu i przestrachu. Łatwo było ocenić, że zamieszanie musiało wyrwać ją z posłania - długie loczki miała rozpuszczone, a na sobie tylko białą, płócienną koszulę. W kuchni była sama, żar ledwie tlił się pod paleniskiem, a światło księżyca wpadało przed małe okienko. W mroku, potęgowanym właściwościami miecza, Vera musiała wyglądać przerażająco.

- Litość miej, pani! - Ukorzyła się przed Verą, unosząc jednoczenie ręce do rąk kapitan, jakby to mogło powstrzymać nieuniknione. - Ja nie wiem! Ja nie wiem! - Marudziła, lecz na tyle cicho, by Umberto nie musiała podrzynać jej gardła, jeszcze nie teraz. - Ja kuchenna! Pani na górze mieszka, nie w kuchni! Dania wysyłamy na górę!

W oczy Verze rzuciła się winda, którą kuchenne musiały wysyłać jedzenie do pokoju młodej pani na włościach. Była dość duża, by zmieścić Verę, jeśli ta skuliłaby się wystarczająco. Ale czy nie lepiej było wybrać bardziej sensownej drogi - schodami?
Obrazek

Winnica za miastem

45
POST POSTACI
Vera Umberto
Zerknęła w kierunku wskazanej windy. Tak, na pewno zamierzała wchodzić do niej i zdawać się na pastwę kucharki, której właśnie groziła śmiercią. Bardzo mądry pomysł. Kobieta okazała się jednak zupełnie bezużyteczna, albo bardzo nie chciała pomagać Verze.
- Nie zanosisz nic osobiście? Całe życie spędzasz w tej pieprzonej kuchni? Ugh - jęknęła z irytacją i wypuściła ją, pozwalając jej zapewne skulić się pod ścianą. Mimo to, zachowywała ostrożność i ciągle obserwowała ją kątem oka, w razie gdyby tamta postanowiła rzucić się na nią z nożem, patelnią, czy zrobić coś równie głupiego.
- To, co się teraz dzieje, może twoim pracodawcom narobić smrodu koło dupy, więc na twoim miejscu zastanowiłabym się nad złotem, jakie ci proponuję. Ustawiłoby cię na jakiś czas - mruknęła, ale nie starała się być szczególnie przekonująca.
Jeśli kucharka nie przyjęła oferowanych pieniędzy i wciąż upierała się, że niczego nie wie, Umberto po prostu ruszyła przed siebie, by poszukać prowadzących na górę schodów. Podejrzewała, że nie ma wcale dużo czasu, więc ociąganie się nie było rozsądne.
- Idę tylko po półelfa i wracam. Jeśli kogokolwiek za mną wyślesz, zabiję wszystkich i wrócę też po ciebie. Jego zamierzam zabrać stąd żywego, ciebie niekoniecznie, więc siedź cicho, jeśli nie chcesz pomóc.
Zostawiła ją samą i przyspieszyła kroku, wciąż jednak ostrożnie wyglądając za każdy załom ściany, by nie wpaść prosto na jakiegoś strażnika.
Obrazek

Wróć do „Everam”