Winnica za miastem

76
POST BARDA
Hewelion skinął głową, przyjmując kondolencje Very. Popatrzył po zabitych, chwilę dłużej zatrzymując spojrzenie na swoich piratach. Vera pamiętała ich, marynarze brali udział w wyprawie na Północ. Nigdy więcej nie mieli już zobaczyć śniegów Svolvar.

Corin westchnął krótko, jakby chciał ukryć ten odruch, nim w pełni opuści jego usta.

- Sovranowi nic nie będzie. - Mruknął, jakby temat nie był ważny. Sam spojrzał na elfa tylko kątem oka. Obiecał Verze, że będzie bardziej powściągliwy w stosunku do swojego ciemnego przyjaciela i najwyraźniej trzymał się przyrzeczenia.

Bardziej, niż mroczny, Huberta interesowała sprawa więźniów i ich przywódcy.

- Ehe, kapitan Carr bez statku. - Hewelion nie był przekonany co do osoby pirata. Przypatrywał mu się moment, mrużąc ślepia. - Samael wziął paru ludzi i przeszukują martwych i okolicę, znajdzie ten klucz do kajdan prędzej czy później. W barakach mieli porządne cele, cholera, szkoda, że cegła nie pali się tak dobrze. - Skomentował, patrząc w stronę dworku. Suche deski wyściełające wnętrze zajęły się ogniem jak zapałka. Języki żaru wspinały się ku niebu. - Masz rację, Vera. Nie mamy czasu, zbieramy się. Hej, ludzie! Zbierać się do wymarszu! - Hubert wystąpił przed Verę i Corina, by wydać rozkazy.

Mroczny elf wciąż siedział pod ścianą. Usta miał zaciśnięte w wąską kreskę, a kiedy Vera zbliżyła się, mogła dostrzec, że jego czoło pokrywają drobne kropleki potu, błyszczące w świetle pochodni. Otworzył oczy tylko na moment, by podnieść spojrzenie na kapitan, zaraz po tym znów zacisnął powieki. Na jego ciemnym ubraniu nie było ani śladu krwi.

- Mówiłem ci, Smoluszek, że powinieneś zostać. - Wtrącił się Ohar, wtórując Verze. - Chciałeś pomóc, wiem, ale zobacz, jaki teraz z tobą problem. Kto cię będzie na statek prowadził, gdy mamy tylu rannych?

- Miałem zostać.
- Zgodził się elf słabo.

- Ech, pani kapitan, pani nawet nie pyta. - Ohar brzmiał na rozczarowanego sytuacją. - Na Szkarłacie, zaraz po wypłynięciu, uznali, że zrobią naszemu Brudasowi kąpiel. Oblali go brudną wodą z wiadra no i się zaczęło... Dobrze, że Pogad załagodziła sytuację. A mimo to, pani widzi. - Wyjaśnił pokrótce.
Obrazek

Winnica za miastem

77
POST POSTACI
Vera Umberto
- Były kapitan - poprawiła się z irytacją. - Nie wiem. Nie znam człowieka. Nie mam pojęcia czym pływał.
Potem jednak już miała inne sprawy na głowie, niż rozmawianie z Hewelionem na temat mężczyzny, którego przed chwilą spotkała pierwszy raz w życiu. Uratował ich, ją i Ilithara, ale czy powinna być za to wdzięczna jemu, czy Buxtonowi, który go poprowadził? Tego nie wiedziała. Skupiła się zresztą na Sovranie i jego nie najlepszym stanie. Nie był ranny, to był pewien sukces, ale to nie znaczyło, że czuł się dobrze i mogła go tu tak po prostu zostawić. Gdyby to był ktokolwiek inny, podchodziłaby do tego inaczej, ale od niego zbyt wiele zależało - jej życie, jej zdrowie psychiczne. Potrzebowała go do walki z demonem, po raz kolejny.
Wyjaśnienie Ohara sprawiło, że w Verze zagotowała się wściekłość. Kusiło ją, żeby dowiedzieć się, kto był za to odpowiedzialny i pójść wyjaśnić to w jedyny słuszny sposób, czyli organizując oficjalne spotkanie jej pięści z czyjąś mordą, ale nie mogła przecież traktować swoich ludzi jak dzieci i wiecznie stawać w ich obronie. Zresztą to, co się wydarzyło, wydarzyło się na czyimś statku, nie na jej własnym pokładzie. Nie mogła wyciągnąć z tego konsekwencji, bo wchodziłaby wówczas w kompetencje innego kapitana. Zacisnęła zęby, a jej dłonie zwinęły się w pięści, co zaczynało być już ich permanentnym stanem - niedługo nie będzie pamiętała, jak rozprostować palce.
- Jesteś wyczerpany? - upewniła się. - Tak jak wtedy, po ataku na Albatrosa?
Obróciła się, by spojrzeć przez ramię na piratów zbierających się do opuszczenia winnicy. Przez chwile milczała, patrząc na panujące zamieszanie i przeszło jej przez myśl, że chciałaby już być na Siostrze. Chciałaby nie udawać, że ktokolwiek inny jest w stanie dowodzić zamiast niej i chciałaby mieć już tego pieprzonego demona z głowy. Westchnęła ciężko.
- Ze mną pójdziesz na statek. Siedź, wrócę tu po ciebie - obiecała i podniosła się.
Chciała jeszcze pójść do Buxtona, sprawdzić jak wygląda kwestia tego skarbu. Zorientować się, co znajduje się w piwnicy i czy istnieje dobry sposób na zabranie ze sobą jej zawartości. Może jakieś worki, żeby niektórzy przerzucili je sobie przez ramię i nie taszczyli wielkich, drewnianych skrzyń? Wolała tego dopilnować. Potem będzie mogła się zbierać, z Sovranem wspartym na jej ramieniu, skoro tego potrzebował.
Obrazek

Winnica za miastem

78
POST BARDA

Hewelion nie miał dla Very słów odpowiedzi, bo zaczął rozstawiać ludzi, rannych z tymi na siłach, uratowanych z wyzwolicielami. Wkrótce znalazł się też Samael z jego grupą, by znalezionym kluczem rozkuć tych, którzy jeszcze mieli na rękach kajdany. Byli więźniowie dobrze wiedzieli, gdzie znaleźć taczki i wózki dla najbardziej poszkodowanych, od razu zabrali się do pracy.

-To była tylko zabawa, znaczy, dla nich, nie dla Smolucha. Ani dla mnie. - Wyjaśniał szybko Ohar, widząc narastającą w Verze złość. Chciał wyjaśnić kolegów że Szkarłatu i jednocześnie samemu nie podpaść. - Ja bym powiedział, że on teraz bardziej jak na Północy, tylko nie kaszle. Oblali go, był mokry, zawiało, to i nabawił się gorączki. - Pirat rzucił nieco więcej światła na sytuację, zerkając na cierpiącego elfa. Podpadł się pod boki. - Jesteś delikatny jak elfia panna! Dostał jakieś ziółka na statku od dziewczyn, ale chyba już przestały działać. Grogu mu damy, to zaraz się rozgrzeje i wydobrzeje! Wszystkim nam przyda się kufelek.

Sovran podniósł na Verę oczy po raz kolejny. Błyszczały nienaturalnie przez gorączkę, ale jednocześnie magiczny blask przygasł, a Vera, nawet jeśli na niego spojrzała, nie poczuła niczego, co mogłoby sugerować wykorzystywanie mrocznego przez Ferbiusa. Smoluch nie miał siły na czarowanie, więc nie mógł zostać wykorzystany.

- Nikomu nie zrobiłem krzywdy. - Wyparł się.

- Pani się zajmuje ważnymi sprawami, kapitanie. Ja go przypilnuję. - Zaoferował dobrodusznie Ohar.

Byk radził sobie nad wyraz sprawnie. Nie tylko odnalazł klapę do piwnicy, ale jeszcze udało mu się ją otworzyć lub, co bardziej prawdopodobne, wyłamać. Piraci wyciągali przed budynek kolejne wielkie skrzynie. Każda z nich wyglądała na ciężką. Znalazł się również kufer, nieco bardziej poręczny, mogła go nieść między sobą dwójka ludzi.

- Poddać się! Jesteście otoczeni!

Nim Vera zdążyła zapoznać się z zawartością zabitych gwoździami skrzyń, od bramy nadszedł głos. Pochodnie zapalały się kolejno, jedna od drugiej, pokazując oddział tuż za murem, blokujący jedyną drogę wyjścia. Wartownicy piratów leżeli martwi u stóp pani kapitan, którą Vera widziała wcześniej.
Obrazek

Winnica za miastem

79
POST POSTACI
Vera Umberto
No tak. Książę wiecznie chory. Całe życie z gorączką. Uniosła wzrok na Ohara.
- Powiedziałam, że pójdzie ze mną, to pójdzie ze mną - odparła chłodno. Teoretycznie rozumiała, że to, co mówił, wynikało z dobrych chęci, ale była zbyt zirytowana teraz wszystkim, co się działo, by choćby rozważać zmianę decyzji. Poza tym, musiała pilnować elfa. Był jej potrzebny.
- Dobrze, że nikomu nic nie zrobiłeś - zwróciła się już do Sovrana. - Ale nie jesteś już więźniem. Nie musisz się podkładać każdemu. Jesteś z mojej załogi i masz takie samo prawo do tego, żeby traktowano cię jak należy, jak każdy inny z Siostry. Nie zmuszę wszystkich na Harlen do szacunku względem ciebie, Sovran. Musisz sam sobie na niego zapracować.
Podniosła się.
- Tylko bez przesady - dodała, w razie gdyby postanowił w reakcji na jej słowa nagle połamać ręce każdemu, kto na niego krzywo spojrzy.
Bardzo chciała zajrzeć do tych skrzyń. Bardzo chciała dowiedzieć się, co znajduje się w środku i co takiego Kompania usiłowała tutaj ukryć. Ale okazywało się, że to jeszcze nie był koniec. Warknęła wściekle i ponownie dobyła miecza, odwracając się w kierunku bramy. Ruszyła w jej stronę, powoli, ale z determinacją w oczach. Kimkolwiek była ta kobieta, dzisiaj miała umrzeć.
- Do mnie! - zawołała tych, którzy byli na siłach do dalszej walki i zatrzymała się kilka metrów od wąskiego przejścia w murze, by zmierzyć spojrzeniem grupę po drugiej stronie. Liczyła pochodnie. Ilu ich tam było? Zabili jedną część strażników, zabiją też kolejną. Patrzyła na nich z lodowatą nienawiścią, podświadomie zdając sobie sprawę z faktu, że w świetle ich pochodni, brudna we krwi, wygląda dość upiornie. Dobrze.
- Poddajemy się - odezwała się słodko. - Chodź i skuj mnie, dziwko.
To powiedziawszy, poprawiła chwyt na mieczu i uniosła go do obrony. Nie zamierzała w tej chwili wychodzić poza mur; jeśli chcieli z nimi walczyć, będą musieli się przecisnąć do środka, a tak łatwo będzie się ich pozbyć, jednego po drugim.
Obrazek

Winnica za miastem

80
POST BARDA
Elf o wątłym zdrowiu musiał na siebie uważać, inaczej po raz kolejny kończył z gorączką, gdy ciało próbowało radzić sobie z infekcją. Na szczęscie mieli Olenę, Viridisa i Weswalda, którzy mogli poradzić coś na stan opadającego z sił maga. Najpierw musiał jednak do nich dotrzeć.

Ohar zrobił zaskoczoną minę, ale nic nie odpowiedział na szorstkie słowa Very, jedynie pokiwał głową, przyjmując do wiadomości jej decyzję.

- Nikt mi nie wierzy. Powieszą mnie. - Wyjaśnił Sovran słabo, lecz nie brzmiało to jak wylewanie żali, a zwykłe stwierdzenie faktu.

- Nikt cię nie powiesi, kolego. - Pocieszył go Ohar.

Panowie popatrzyli za Verą, która już oddalała się w stronę skrzyń. I choć te wydawały się bardzo kuszące, to kaptian miała ważniejsze sprawy na głowie, nim uda jej się dobrać do skarbu.

Kapitan miała w sobie dużo orczej krwi, bo choć nie była w pełni zielonym, mogła mieć dużą część rodziny z tej rasy. Z tego powodu nie była zbyt urodziwa, ale wystarczająco dobrze zbudowana, by przewyższać rozmiarami niejednego pirata. Za nią zaś był oddział dwunastu, może piętnastu ludzi, dobrze oświetlony światłem pochodnia.

Vera również nie była sama. U jej boku zaraz znalazł się Corin, Buxton i Hewelion, wkrótce również Ohar i reszta jej popleczników. Byli niewolnicy również nie zamierzali siedzieć w miejscu. Ich grupa była większa, ale byli słabiej uzbrojeni. Niektórzy w ogóle nie mieli broni.

Kapitan strażników nie była łatwa do sprowokowania. Podążyła spojrzeniem po piratach.

- Zostawcie ładunek i szlachciankę. Wtedy możecie odejść. - Spróbowała negocjacji. Dość ludzi straciła, ich ciała zaściewały winnicę i plac przed płonącym pałacykiem. - Dość krwi przelano.
Obrazek

Winnica za miastem

81
POST POSTACI
Vera Umberto
- Jedyną osobą, która może kazać cię powiesić, jestem ja - prychnęła z irytacją. Miało to zabrzmieć pocieszająco, nie była pewna jak wyszło ostatecznie, ale grunt, że nie życzyła sobie, żeby ktokolwiek inny decydował, czy jej załoganci zasługują na śmierć. Owszem, wdawali się czasem w bójki, czy nawet walki, na Harlen także, i jeśli ktokolwiek w nich tracił życie, wynikało to z jego własnej głupoty i niepotrzebnej eskalacji konfliktu. Nie to, żeby Umberto była pokojowa i ugodowa, ale wiadomo, w czym rzecz. Gdyby ktoś postanowił z dowolnego powodu powiesić Sovrana, czy kogokolwiek innego z Siódmej Siostry, bez pytania jej o zgodę, skończyłoby się to dla niego źle. Bardzo źle.
Cokolwiek stało się na Szkarłacie, Vera będzie musiała dowiedzieć się później, bo teraz miała inne problemy na głowie. Z dłonią zaciśniętą na rękojeści miecza i ustami wykrzywionymi w pogardliwym grymasie, wpatrywała się w kobietę, która stała jej naprzeciw. Rzadko kiedy spotykała ludzkie kobiety wyższe od niej, większości mogłaby napluć na głowę, gdyby tylko chciała. Dwunastu, piętnastu ludzi za nią... to nie była armia nie do przebicia. Piraci byli ranni i zmęczeni, ale widziała, że żądna zemsty grupka za jej plecami się powiększała.
- Dość krwi przelano? - powtórzyła i roześmiała się. - Krwi ludzi, którzy chcieli wolności, a zostali wyrżnięci przez wasze straże, jak świnie prowadzone na rzeź? Twoi koledzy nie byli tak skłonni do współpracy. Teraz leżą tam, w krzakach. Wy zaraz do nich dołączycie.
Zrobiła krok do przodu, wciąż usiłując sprowokować kapitan straży do zarządzenia ataku. Bronić się zawsze było łatwiej.
- Prędzej zdechnę, niż pójdę na jakąkolwiek ugodę z Kompanią. Wycieracie sobie gębę imieniem boga, który sra na was i na wasze wizje. Chuja dostaniecie, a nie ładunek, a szlachcianką chłopcy dobrze się zaopiekują. Lubi piratów, jednego już sobie do łóżka wciągnęła.
Obrazek

Winnica za miastem

82
POST BARDA


Sprawa wewnętrznych konfliktów musiała poczekać, aż rozwiązane zostaną te zewnętrzne. Orczyca naprzeciw Very nie zamierzała odpuszczać, stała tam dumna i wysoka, zupełnie jakby była częścią muru, który odgradzał piratów od świata zewnętrznego. By przejść, musieli ją pokonać lub zmusić w inny sposób do ustąpienia. I może wypracowaliby ugodę, lecz Vera postanowiła uciąć wszelkie negocjacje. Nie była tam po to, by układać się z Kompanią.

Kapitan Umberto stanęła naprzeciw drugiej kapitan nie mniej dumna. Jej buty zapadły się w zmieszaną z krwią ziemię ledwie o milimetry, lecz wystarczająco, by czuła się pewnie w swojej postawie. Rękojeść miecza była chłodna, przyjemna na rozgrzanej skórze. Z ogniem za plecami, orczyca nie mogła w pełni dojrzeć w pełni kpiącego uśmiechu. Nie musiała, gdy ton zdradzał wszystko. Mimo różnicy wzrostu, były sobie równe, obie miały swoje małe armie.

Na twarzy kobiety pojawił się grymas.

- Nie brać jeńców! - Poleciła swoim ludziom, nie przekonując dalej Very co do słuszności złożenia broni.

Zaczęło się - strażnicy ruszyli na piratów jak lawina. Rząd niebieskich płaszczy runął na poobijanych, zmęczonych mężczyzn. Jasnym jednak było, że kapitan Umberto miała zmierzyć się z orczycą. Nikt inny nie był ważny dla żadnej z nich.

Pierwszy cios nadszedł spodziewany, strażniczka cięła od góry, z mocą, która mogłaby przepołowić Verę. Miała długi, dwuręczny miecz, w jej dłoniach zachowujący się jak ledwie scyzoryk do jabłek. Miała moc, która nie mogła nie być doceniona.
Obrazek

Winnica za miastem

83
POST POSTACI
Vera Umberto
Zadziałało. Kąciki ust Very uniosły się w grymasie nieukrywanej satysfakcji, którą czuła pomimo podejmowanego właśnie ryzyka. Nie miała pojęcia, z kim będzie się za chwilę mierzyć, ale tamta też jej nie znała. Staną naprzeciwko siebie i kapitan Umberto będzie mogła tak, jak najlepiej potrafi, pokazać swoje nastawienie wobec Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula i wszystkiego, co miało z nią cokolwiek wspólnego. Kobieta mogła być wielka, mogła być silna, ale Verę napędzała czysta nienawiść i furia.
Widząc nadchodzący cios, nawet nie próbowała go parować. Zmierzyła tylko przeciwniczkę spojrzeniem, gdy ta do niej biegła, w głowie szybko mapując jej sylwetkę: gdzie były wrażliwe miejsca? Gdzie powinna celować? Miała opancerzone całe ciało, czy tylko klatkę piersiową? A może w ogóle nie miała na sobie żadnej zbroi, tylko ten pieprzony niebieski płaszcz?
Odskoczyła przed uderzeniem, pozwalając długiemu ostrzu wbić się w ziemię w miejscu, w którym przed chwilą stała. Musiała wykorzystać swoją szybkość, bo ta była jedyną jej przewagą w tej walce. Nie miała co liczyć na siłę; nie przeciwko komuś takiemu. Wywinęła się i obróciła miecz w dłoni, by wyprowadzić cięcie dołem, od boku, ze strony, z jakiej strażniczka się nie spodziewała. Na razie ją testowała, na razie jedno uderzenie na wysokości uda, a potem... potem się zobaczy.
Obrazek

Winnica za miastem

84
POST BARDA
Nie musiało minąć długo, by walka na nowo rozgorzała. Gdzieś obok Very Corin walczył z kolejnymi przeciwnikami, Hewelion z gardłowym rykiem atakował, porwali się do walki wszyscy prócz tych najbardziej rannych, którym nie dane było mieć dość siły, by unieść miecz. I nie tylko miecz, bo dawni więźniowie używali wszystkiego, co mieli pod ręką, a więc głównie rolniczych narzędzi.

Umberto nie interesowały jednak konflikty tuż obok. Ona miała swoją przeciwniczkę. Kapitan orczyca nie zawahała się ani chwili. Gdy Vera zgrabnie wyminęła jej ostrze, kobieta w porę uniosła rękę, by zablokować cios własnym przedramieniem.

Zadzwoniła stal. Kapitan była uzbrojona, choć przykrywała to płaszczem. Musiała mieć nie tylko napierśnik, lśniący złotem w świetle płonącego dworku, ale również inne części wyposażenia. Była opancerzoną bestią, piekielnie silną, ale czy dość zwinną, by dorwać Verę?

- Zmierz się z kimś własnych rozmiarów! - Wyzwała Pogad, podbiegając Umberto na ratunek, choć ta tego nie potrzebowała.

Kapitan nie odpowiedziała, za to znów zamachnęła się mieczem. Cięła poprzecznie, chcąc dosięgnąć brzuchów obu kobiet.
Obrazek

Winnica za miastem

85
POST POSTACI
Vera Umberto
Znów odskoczyła, z przyzwyczajenia unosząc broń pionowo, chcąc osłonić brzuch przed nadchodzącym ciosem. Poczuła w ustach smak krwi, ale do końca nie wiedziała, czy był to tylko wytwór jej wyobraźni, czy przygryzła sobie policzek od środka. Nie spodziewała się, że jej przeciwniczka z taką łatwością odbije uderzenie, choć przecież nie włożyła w nie dużo wysiłku. Musiała się skupić, musiała zadziałać skuteczniej. Odwinęła się i cięła jeszcze raz, tym razem od dołu, chcąc skorzystać z okazji, gdy jej dwuręczny miecz będzie uniesiony i trafić strażniczkę pod pachą, tam, gdzie z pewnością nie było żadnego pancerza.
Obecność Pogad wcale nie sprawiła, że Vera poczuła się lepiej. Skrzywiła się tylko wściekle, ale nie miała czasu na odsyłanie jej tam, skąd przyszła. Potem ją ochrzani, jak już będzie chwila spokoju... o ile tej chwili spokoju obie dożyją. Skoro orczyca już tu dobiegła, musiały działać razem, Umberto nie mogła udawać, że to nadal jest walka jeden na jeden. Zresztą, im szybciej położą tę tutaj, tym szybciej będą mogły pomóc reszcie.
Obrazek

Winnica za miastem

86
POST BARDA
Pogad z pewnością miała dobre chęci, bo widząc Verę walczącą z orczycą, nietrudno było odnieść wrażenie, że to ta druga była górą. Kapitan straży wyglądała, jakby składała się z mięśni, stali i niebieskiego płaszcza, a było to połączenie, które nie wróżyło dobrze na przyszłość nikomu, kto stanął na jej drodze.

Załogantka Very pierwsza była na torze lotu miecza przeciwniczki, nie miała też zwinności, którą mogła poszczycić się Vera. Sam czubek zahaczył o jej udo, rozrywając zieloną skórę, lecz nie zagłębiając się na tyle mocno, by wywołać rzeczywiste zagrożenie życia. Pogad przeklnęła warkliwie, gdy nowo zdobyte cięcie zapiekło bólem.

Lepszą taktykę, aniżeli zatrzymywanie miecza własnym ciałem, obrała Vera. Działała szybko, dużo szybciej, niż orczyce. Ciemne ostrze przecięło bezgłośnie powietrze i cięło tam, gdzie powinno: pod pachą przywódczyni oddziału Kompanii, zatrzymując się dopiero na kości i miękko po niej prześlizgując. Rana była dość poważna, by prawe ramię przeciwniczki opadło do jej boku. Nie znaczyło to jednak, że kobieta była bezbronna. Łapiąc miecz w lewą dłoń, pchnęła w kierunku Very.
Obrazek

Winnica za miastem

87
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera nieczęsto miała okazję brać udział w walce, w której była najmniejszym ze wszystkich jej uczestników. Nie czuła się z tym szczególnie dobrze. Posiadanie Pogad po swojej stronie było raczej pozytywnym akcentem, ale Umberto jakoś nie potrafiła się tym cieszyć, nie kiedy chciała samodzielnie położyć strażniczkę, żeby przynajmniej w ten sposób pozbyć się nagromadzonej w sobie złości. Teraz, zamiast tego, musiała patrzeć, jak jej załogantka dostaje ranę, której by nie miała, gdyby nie postanowiła się wtrącić.
- Nie daj się zabić! - warknęła, tak jakby jej słowa miały w jakikolwiek sposób pomóc orczycy.
Grunt, że sama Vera była skuteczna. No, względnie. Pozbawienie kobiety władzy w ręce dzierżącej broń miało rozwiązać całkowicie problem i zakończyć walkę, ale najwyraźniej strażniczce nie robiło to większej różnicy. Nie spodziewała się, że tak po prostu przełoży ona miecz do drugiej ręki i zaatakuje ponownie.
Teraz nie próbowała odskakiwać. Zamiast tego postarała się uniknąć ciosu i wykorzystać sytuację tak, by podejść do strażniczki tak blisko, jak to tylko możliwe, pomiędzy nią, a jej długie ostrze. Tam, wykorzystując bezwładność jej drugiej ręki, zamierzała ciąć od boku. Nie powinna móc tego sparować, a nawet jeśli, to skupi się na Verze, dzięki czemu skuteczniej będzie mogła działać Pogad.
Obrazek

Winnica za miastem

88
POST BARDA
- Ty też! - Pogad była szybka do opowiedzi. Wkrótce miało się okazać, że to Vera winna była słuchać własnych podpowiedzi bardziej uważnie, niż jej orcza załogantka.

Kapitan straży nie była tak zwinna w używaniu lewej ręki, jak w używaniu prawej, bo choć ostrze dobrze leżało w jej dłoni, kobieta musiała nie mieć takiej wprawy, co mogło uratować kapitan Umberto życie. Zamiast uciekać od sztychu, Vera postanowiła spróbować wyminąć ostrze i zbliżyć się do przeciwniczki. Plan był dobry, jednak los nie sprzyjał Verze w tej walce. Choć piratce udało się przepuścić ostrze orczycy bokiem, to nie mogła przewidzieć, że kapitan będzie na tyle skuteczna, by przy cofaniu miecza zmienić nieco jego nachylenie.

Ból rozlał się po prawym boku Very, gdy broń sięgnęła skórzanego pancerza, a następnie przecięła tak jego, jak i skórę, a zaraz za nią tkanki położone głębiej. Vera dosięgnęła bezwładnej ręki orczycy po raz drugi i dała Pogad możliwość czystego ataku. Pogad nie czekała na drugą okazję, potężne cięcie wycelowane było w szyję przeciwniczki, broń gładko przeszła przez cel, niemal pozbawiając orczycę głowy.

- Za tobą! - Zawołała zaraz Pogad, dając Verze znać, że choć główny cel został unieszkodliwiony, pozostali jeszcze inni strażnicy.
Obrazek

Winnica za miastem

89
POST POSTACI
Vera Umberto
Ból, choć przeraźliwy i przeszywający, okazał się tym, czego Vera potrzebowała chyba najbardziej. O czym marzyła od wielu dni. Zacisnęła zęby i stęknęła mimowolnie, nie potrafiąc się powstrzymać, gdy została cięta tak głęboko. To nie były drobne skaleczenia, jakimi skończyła się dla niej walka z Yettem pod pokładem; to nie było ciało podrapane przez kamienie i przypalone przez jad pająka. Bardzo dokładnie czuła, jak ostrze miecza strażniczki wysuwa się z jej boku, a ją zalewa ciepła krew. Unikając poważnych obrażeń przez ostatnie miesiące, Vera odzwyczaiła się od tego bólu, więc teraz powitała go jak starego przyjaciela, z odrobiną ulgi kryjącą się głęboko w jej ciemnych oczach. Był zwykły, fizyczny, nie wiązał się z żadnymi demonami, bogami, ani niczym, co działo się w jej głowie. To była zwyczajna rana; mogła się co najwyżej wykrwawić, nic więcej, i było w tym dla niej jakieś niewytłumaczalne piękno.
Strażniczka miała być jej zdobyczą. To Vera Umberto miała nadziać ją na swój mroczny miecz, nie Pogad, ale nie miała ani siły, ani czasu protestować i rzucać się do orczycy z pretensjami. Przyciskając lewą rękę do krwawiącego boku, szybko odwróciła się i uniosła miecz, by sparować nadchodzący cios, przed którym została ostrzeżona. Musiała się spiąć jeszcze na kilka chwil. Ból był jej napędem do działania i choć osłabiał ją fizycznie, to niczym wiatr dmący w żagle motywował ją do tego, by dalej walczyć. Była Verą Umberto, zbyt upartą i szaloną, żeby postawić na swoje bezpieczeństwo i się w jakiś sposób wycofać. Takie rzeczy nie mogły jej powstrzymywać. Musiała pomóc swoim ludziom, czyż nie?
Obrazek

Winnica za miastem

90
POST BARDA
Po bólu przyszło ciepło. Kapitan zraniła Verę dość głęboko, by polała się krew, sączyła się między skórę, ubranie i pancerz, rozlała się gorącem po boku, które na moment przyćmiło ból. Po raz pierwszy od wielu dni Vera poczuła, że żyje, że wróciła do swojego dawnego, przyziemnego życia. Nie zmieniało to jednak faktu, że została raniona.

Kapitan strażników padła na ziemię i nie była już zagrożeniem. Zabójstwo przypadło w udziale Pogad, jednak ta nie miała czasu na świętowanie. Już po chwili cięła kolejnych przeciwników, siejąc spustoszenie na polu walki.

Vera sparowała kolejne uderzenie i miała otwarte pole do wyprowadzenia ataku, który mógłby pozbawić życia mężczyznę przed nią. Ten nie wydawał się zbyt oddany sprawie, ale skoro padł rozkaz walki - walczył. Fakt, iż ich przywódczyni poległa, nie działał dobrze na morale strażników.

- Dość! Poddajemy się! - Krzyknął któryś z tyłu, ale jego słowa szybko zastąpione zostały niezrozumiałym jękiem, gdy dopadł go któryś z piratów. Nie było litości dla oprawców. Wiele oczu zwróciło się ku Verze, szukając u niej rozkazów. Okazać litość? Czy może wyrżnąć ich co do nogi?
Obrazek

Wróć do „Everam”