[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

31
Mag przewrócił oczami, a wojownik sapnął. Zrobili to z powodu niezadowolenia z tak jawnego sprzeciwu, a po prawdzie niezrozumienia znaczenia słów, jakiego użyli. I można by tego wszystko uniknąć, ale czy miało to znaczenie teraz? Zapewne nie, bo wciąż dochodziło do nieporozumień.
- Nie wiem, co o tobie myśleć. Wydawałeś się całkiem rozsądny i zdrowo myślący, a teraz ten obraz się rozmył. Czy ja mówiłem o ich sprzątnięciu? Nie. Powiedziałem wyraźnie: Zdjąć, czyli po prostu sprawić, by byli nieprzytomni. Zabicie ich oznaczałaby ślady krwi, a to ostatnie, czego potrzebujemy. Jeden nierozważny krok i zostawilibyśmy ślady. - Stwierdził rozczarowany. Tak, miał oczekiwania względem Mortiusha, a teraz to wszystko prysło. Może zwyczajnie źle go oceniał.
- Chyba coś tam było wspominane, że mamy być ja duchy, nie? Duchy raczej nie mordują. Nieco zbyt widowiskowe. I wierz mi, gdyby mógł ich uśpić, zrobiłby to bez pytania. Nie zadawałby takich pytań bez powodu. - Dodał wojownik, bo miał wrażenie, że ich trzeci towarzysz ma ich za kompletów idiotów. To niezbyt dobrze wróżyło temu, a wszak mieli robotę do wykonania.

W korytarzu zauważył dwójkę strażników. Jeden z nich, stojący bokiem, obok drzwi w czarnej zbroi swoją uwagę miał skierowaną na drugiego towarzysza, który także był oparty o ścianę, ale jego twarz była skierowana na korytarz. Dojrzał miecz przypięty do pasa. Krótki, idealny do bronienia się w takich miejscach. Czy byliby w stanie przekraść się obok nich? Musiał sam to ocenić.
Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

32
POST POSTACI
Przestrzelił  nieco z sugestią, że jedynym rozwiązaniem dla nich jest mordowanie. Ale nie dziwił się sobie. Ich grupa daleka była od tego, by podejrzewać ich  o subtelne działania. Zwłaszcza, że nie do końca chyba rozumieli skryte działanie. "Być jak duchy"... Takie ząłożenie wykluczało jakąkolwiek ingerencję. Nie miało znaczenia, czy ich uśpią, ogłuszą czy zamordują. Cokolwiek zrobią, i tak zostawią ślady. A czy dało się tego uniknąć? Problemem był strażnik przy drzwiach. Stał za blisko, by pod jego nosem swobodnie się ukryć pod iluzją. Jeśli go odciągną od drzwi, w jakikolwiek sposób, będzie to zapewne podejrzane. A i wtedy czas będzie bardzo limitowany, czego nie potrzebowali. A czy sam jakoś się odsunie? Ciężko będzie na to liczyć. Ewidentnie brakowało mu tutaj przygotowania. Czy w tej części posiadłości służba się poruszała swobodnie? Pewnie nie. Za blisko tak cennego miejsca. Czyli użycie iluzji z portretów, które miał  było zbyt ryzykowne. A może któryś z nich miał jakieś prywatne kontakty? Też nie wiadomo. Brak danych. Jak na tak delikatną akcję, byli wyjątkowo słabo przygotowani. A to oznaczało, że może się nie obyć bez fizycznej interwencji. Prawdopodobnie nie uda się załatwić tego spokojnie. A to może utrudnić odwrót. Chyba że...

-Duchy też nie atakują w inny sposób.  Zabić, ogłuszyć, taki sam ślad zostaje- dodał cicho. Nie było sensu wdawać się w dyskusję. Trzeba było działać. Bezsens takich stwierdzeń jednak zbyt silnie pchał go do wyrażenia swojego zdania. Teraz jednak musiał działać. Wyraźnie czekali na niego. Oczekiwali, że to on wykona ruch.-Ale jeśli w ten sposób chcecie, to do roboty.

Powiedziawszy powyższe przysiadł przy ścianie i sięgnął do torby po szkice, które miał przygotowane na podobną okoliczność. Może dywersja uda się choć trochę. Wygrzebał ze stodu dwa szkice- dowódcy zmiany strażników i jakiegoś trepa o tępym ryju. Ten drugi specjalnie dla ich sympatycznego osiłka.

-Którędy będziemy się ewakuować? I dokąd można by wysłać tych dwóch, żeby nie wrócili zbyt szybko?-zapytał podnosząc wzrok na maga.

Nie był pewien, czy ta metoda zadziała, jednak warto było spróbować. Rozwiązanie siłowe było możliwe niezależnie od powodzenia dywersji. A jeśli się uda, będą mieli czystą drogę. Co prawda wciąż pozostanie ślad, bo prędzej czy później odkryją, że rzucone rozkazy nigdy nie padły. Odkryją to jednak długo po tym, kiedy oni opuszczą posiadłość. A przynajmniej taką miał nadzieję.

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

33
POST BARDA
- Wyjście ewakuacyjne jest w skarbcu. Można je jedynie otworzyć od środka. - Odpowiedział mu Mag dopiero na drugie zdanie, gdyż podobnie, jak on, myślał o tym, że nie ma sensu wdawać się w dyskusję teraz. Byli na cholernej robocie, kłócenie się i dłuższa rozmowa była niepotrzebna, dlatego postanowili przejść do działania.
- Zbrojownia. Jest w drugiej części posiadłości. Na tyle daleko, byśmy mogli wejść na spokojnie. Możesz im powiedzieć, że przyszedł rozkaz wymiany ekwipunku na nowy, a ty jesteś na zastępstwo. Zbrojownia nie jest pilnowana, więc nikt nie potwierdzi od razu rozkazu. A wymiana zawsze trwa. - To było jedynie rozwiązanie, które mu przychodziło do głowy i będące jednoczenie bezpiecznie. Unikanie innych osób w ten sposób, powinno zapewnić im chwile spokoju. A fakt zniknięcia potem kolejnego strażnika, łatwo wyjaśnić nagłym wezwaniem.
- Inne dalekie miejsce to jadalnia dla służby, ale małe szanse, by uwierzyli, że czeka na nich posiłek. A nie możemy ich wysłać na dwór, bo będą kłopoty. Ewentualnie nakazać im można patrol najwyższego piętra, ale tu jest to także ryzykowne, bo nie znamy ich aktualnych rozkazów. - Dodał do chwili namysłu, analizując różne możliwości.
- Jednak jeśli masz lepszy pomysł, śmiało możesz go użyć. - Wykazanie nie było takie złe, jeśli plan faktycznie się sprawdzi. Wciąż pozostawało pytanie, co było w samym skarbcu. Tego nikt już nie potrafił powiedzieć.
- Działaj, jak będziesz gotowy. - I pozostało oczekiwanie. Nie wiedzieli, co on planuje, ale to nie miało znaczenia. Liczył się sukces, a przecież każda ze stron miała swoje sekrety. Doceniał jednak używanie ich, kiedy sytuacja przydatna.
Wojownik przez ten czas pilnował, czy nikt nie nadchodzi. Rozmowa strażników trwała i bardzo szybko przerodziła się o wymianę poglądów, jakie walory u kobiet im najbardziej się podobają.
Licznik pechowych ofiar:
8

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

34
POST POSTACI
Mortiush słuchał maga przeglądając szkice w poszukiwaniu właściwego. Postanowił zaufać jego osądowi i wybrać najbezpieczniejszą opcję, czyli zbrojownię. Sam i tak nie miałby pojęcia, co wybrać. Szedłby na loterię, co mogło by się skończyć dwojako. Zrezygnował ze szkicu dowódcy i wybrał dwóch strażników, którzy mieli być na tej zmianie, a nie byli tymi dwoma. Musieli wszak znać tych, którzy ich zmieniali.
-Ten jest Twój.- zwrócił się do wojownika pokazując mu jeden z portretów-Schowaj się za nim na wypadek, gdyby coś poszło nie tak.
Celowo nic nie doprecyzował. Chciał chwilę się ponapawać głupawym wyrazem twarzy towarzysza, który zapewne nie zrozumiał, do czego mimo wszystko miał prawo. Sam Mortiush tymczasem skupił się na rysunkach. Utrwalił te obrazy w głowie, obrócił nimi uzupełniając braki. Kiedy jego wizualizacja była pełna, pchnął ją do świata rzeczywistego.
Iluzję zrealizował po przeciwnej stronie korytarza. Niech tutejsi strażnicy mają sugestię, by pójść w drugą stronę. Wszak tutaj wciąż będzie czekał ich mag. Pojawili się w głębi, by móc wyłonić się zza rogu. Po krótkiej chwili do Morta dotarło, że przydałby się dźwięk kroków, więc dorzucił takowy do swojej iluzji. Tworzenie takich złożonych zawsze było procesem. Nie dało się wszystkiego od razu. Musiał postawić jeden element i dokładać do niego kolejne. Tak i teraz do obrazu doszedł dźwięk.

-Tylko ich nie atakuj. To złudzenie.- dodał w stronę wojownika, by ten nie zareagował nazbyt gwałtownie.

Kiedy iluzoryczni strażnicy wyszli zza rogu szerokim łukiem, wślizgnął się za iluzję jednego ze strażników, pokazując tym samym towarzyszowi, co ma zrobić. Specjalnie tak poprowadził obrazy, by łatwiej było im się za nimi schować. By oszczędzać bodźce, zamarkował obrazem swojego trepa przywitanie przez skinienie głowy i uniesienie ręki. W tym momencie spostrzegł, że przeoczył wadę zaklęcia, które ich kryło. Szybko doszył do iluzji element ukrywający ich cienie, a właściwie przekształcający je w cienie strażników. Po tej pauzie, potrzebnej na udoskonalenie iluzji odezwał się:

-Zmiana- powiedział to on sam, lecz zmodyfikował głos nakładając swoje iluzje, by brzmiał tak, jak wydało mu się, że brzmieć powinien. Dołożył drobną chrypkę, bo to zawsze mogło go nieco uwiarygodnić.-Jest nieco nowego sprzętu i teraz wasza kolej. Idźcie do zbrojowni, a my was zmieniamy. Chyba nawet nowe buty są, może w Twoim rozmiarze.

Ostatnie zdanie zaadresował do wartownika, u którego dostrzegł faktycznie znoszone buty. Może uda się tym sposobem zachęcić go nieco? Miał wielką nadzieję, że ten fortel szyty naprędce wypali. Nerwowo ściskał w dłoniach sznurek złożony wpół, na wypadek niepowodzenia fortelu. 'Idźcie sobie. Już, idźcie'- myślał tylko, a chwila wyczekiwania na odpowiedź wydawała się wiecznością.

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

35
POST BARDA
I wojownik wykrzywił minę, gdyż nic z tego nie zrozumiał. Dla niego wszystko, co mówił, było pozbawione sensu. Zwłaszcza że nic przy tym nie wyjaśnił. I wysmyknęło mu się dość krótkie. - Co ty na psie jaja pierdolisz? - No nie szło czasem się inaczej wyrazić, kiedy no nie ma słów wyjaśnienia. Co oczywiście nie znaczyło, że zamierza sabotować jego plan, tylko no! Mógłby się jaśniej wyrażać. Popatrzył na maga, a ten jedynie wzruszył ramionami, bo sam także nie miał pojęcia, o co hemu chodziło. Jego twarz wyrażała zdziwienie, choć zdecydowanie mniejsze, niż kolegi.

Pojawienie się iluzji wywołało zamieszanie, ale to właściwie mag po chwili zrozumiał plan Mortiusza, domyślać się, co zamierza zrobić w tej właściwie. Wojownik wciąż nie połączył wszystkich kropek do kupy. Patrzył na ich dołączonego człowieka i zastanawiał się, gdzie zgubił swoje piąte klepki, ale skoro mag nie reagował, to chyba znaczyło, że wszystko w porządku.

Dopiero jak wyjaśnił, że to złudzenie i ma ich nie atakować, udało mu się zrozumieć przynajmniej część jego planu. Ten chciał ich oszukać. Dlatego pytał właściwie o miejsce, dokąd mógł ich wysłać. I dlatego chyba ma uczestniczyć w tym zabiegu. Był w tym sens.
Wskoczył do ruchomego obrazu, tak, jak chciał ten ich gwiazdor od zamków do zamków. W sumie czy to nie było udawanie kogoś innego? Postanowił nic nie robić więcej, niż wesprzeć jego plan, jakikolwiek by nie był. Skoro on sam wierzył w sukces tego planu, należało mu pomóc. A skoro miał tylko wyglądać na nie siebie i nic nie mówić, tym lepiej.

Strażnicy popatrzyli na jednego ze swoich, ale bez cienia podejrzliwości. Na pewno było malowało się zaskoczenie na ich twarzach.
- Słyszałeś Jeff? - Popatrzył na niego z uśmieszkiem, który, który mówił, że wygrał coś. - W końcu ten wałkoń coś załatwił, jak należy. Mówiłem ci, że tym żelastwem to nawet dziwki nie przebije. A onuce to chyba od pijaka ostatnio kupowali. - Mruknął i machnął ręką, by i też poniósł swoje cztery litery.
- Ehe, oby tym razem było coś dobrego. Tylko będę cię pilnował, byś żadnego numeru nie odwalił tym razem. Nie mam zamiary dostawać najgorszych zmian przez ciebie, jełopie. - Ten pierwszy, co się odezwał, klepnął jeszcze Mortiusha w ramie na odchodne i ruszył w kierunku korytarza. Skręcił w ten, który nie prowadził do maga. Po chwili dołączył do niego drugi. Nieco dalej już zaczęli się kłócić i sprzeczać ze sobą, jak starzy przyjaciele.

- Dobra robota. - Pochwalił go Mag.
- Przez chwile myślałem, że się nie uda. - Dodał wojownik.

I mieli przed sobą drzwi, lecz te zwyczajne nie były. Kute i zdobione ręcznie z metalu, nie przypominały niczego, co wcześniej widział. Drzwi wręcz sugerowały swoim wyglądem, że prowadzą do czegoś ważnego. I nie widać było zamka na pierwszy rzut oka. Jeśli istniał jakiś mechanizm, musiał być skomplikowany.
- Magiczna blokada. - Stwierdził po chwili czarodziej i poczuł coś w swojej kieszeni. Wyciągnął pewien przedmiot. Klucze, które wcześniej zabrał Mortiush, teraz świeciły się delikatnie niebieską poświatą. Przybliżając je do drzwi, pojawił się otwór. Dzięki temu, że wcześniej je ukradł, teraz nie musieli sobie radzić z nimi. Skarbiec stał przed nimi otworem.

Widzieli przed sobą długi korytarz oświetlony magicznymi lampami. Schody ciągnęły się mocno w dół, bardziej, niż logika podpowiadała. Fundamenty musiały być głębsze, niż ktokolwiek podejrzewał.
- Wykosztował się, drań jeden. Zaklęcia modyfikujące przestrzeń są drogie, ale to musiało kosztować majątek. No nic, nie mamy wyboru. - Mag ewidentnie był zaniepokojony. Nikt wcześniej tu nie był, to i nie mieli prawa wiedzieć o takiej niespodziance, a takie oznaczały zazwyczaj kłopoty. A mimo wszystko do tej pory szło nawet jakoś.
Licznik pechowych ofiar:
8

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

36
POST POSTACI
I udało się... Mort dawno nie był tak spięty jak teraz. A było naprawdę blisko, by plan poszedł w łeb. Nie pomyślał, że tacy ludzie lubią się poklepywać i przepychać... Szczęście, że ten postanowił jedynie poklepać go po ramieniu, a Mortiush był zbliżony wzrostem do swojej iluzji. W innym wypadku tamten mógłby przejrzeć fortel. Kiedy już sobie poszli, uśmiechnął się lekko, zadowolony z siebie. Utrzymał iluzję do czasu, kiedy udało m się wejść do środka. Szczęśliwie się złożyło, że zdobył te klucze, bo nie wiedział nawet, od czego miałby zacząć, by sforsować te drzwi. Do magicznych skarbców nie maił okazji wchodzić. A magiczne zabezpieczenia były rzadkością. Doświadczenia miał w tej materii niewiele. Może trochę drobnych kłódek z jakimiś magicznymi alarmami, wzmocnieniami czy innymi. Na pewno jednak nie umywały się one trudnością do tych drzwi...

-Idźmy więc dalej, bo zegar już tyka-odpowiedział metaforą, co nie zdarzało mu się często. Jednak wyjątkowo pasowało do tej sytuacji.- Jak wrócą wkurzeni i nie zastaną kolegów to mogą się połapać, że coś jest nie tak. Może i nie dojdą do tego, że jesteśmy w środku, ale jak staną przy skarbcu to nie wyjdziemy stąd po cichu. Czego szukamy? Tak dokładniej?

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

37
POST BARDA
Schody prowadziły do komnaty. Wejście nie miało drzwi, a było jedynie profilowane tak, jakby kiedyś można byłoby je wstawić z półokręgiem na górze. Wszystko wykonane z kamienia. Na samym środku komnaty stało...właściwie co to mogłoby być? Przypominało posąg, ale nie miało typowej zabudowany pod to. To coś było połączeniem kamienia i lody, który powinien zapewne dawno się rozpuścić, ale nie wyglądało na to, by chciał się zamienić w wodę. Wyższy od człowieka, znacznie szerszy i zapewne znacznie cięższy. Stał nieruchomo w kierunku wejścia, do którego zmierzali. Za nim znajdowały się kolejne drzwi, metalowe drzwi. Przy rogach widniały cztery kolumny podtrzymujący cały sufit. Dodatkowo kilka magicznym lamp, pozwalających rozświetlających to pomieszczenie.

Mag zatrzymał grupę przed wejściem, a jego twarz pokazywała niezadowolenie. - To jest problemem i to upierdliwym zawsze. - Mruknął, rozpoznając twór, który tu był. To była właściwie jedna z tych niespodzianek, które nikt nie lubił. - To golem strażniczy. Cholernie drogi i skomplikowany magiczny twór. Iluzje zazwyczaj ta takie nie działają. Walka z nim jest ciężka. Jakbyśmy znali słowo wyłączenia, można go zneutralizować albo spróbować wymusić samo zniszczenie, ale do tego trzeba zmusić go do stworzenia logicznego paradoksu, o ile ktoś pomyślał o funkcji rozmawiania. - Widocznie nie wiedział, która opcję teraz wybrać.
- Czyli chcesz powiedzieć, że wszystkie opcje są ryzykowne? - Zapytał wojownik niezbyt zadowolony z tego obrotu sprawy.
- Dokładnie. I teraz trzeba wybrać najrozsądniejsza z nich. - Mruknął niezadowolony.
- Najlepiej byłoby to rozwalić w drobny mak. - Zaproponował z ochotą, jakby chciał się wyżyć na czymś, a może po prostu chciał się sprawdzić? Tylko, czy to było rozsądne?
Licznik pechowych ofiar:
8

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

38
POST POSTACI
'Golem?!'- Pomyślał Mortiush nie wiedząc, czy jest bardziej wystraszony perspektywą bliskiej przyszłości, czy zainteresowany tym tworem... Nie wiedział nawet, co miałby z tym zrobić. Stwór nie wyglądał na takiego, który przejąłby się nożem Morta. Niespecjalnie zresztą miał ochotę angażować się w taką walkę. To nie jego działka. Jedyne, co może go popchnąć do starcia to chwilowa zbieżność interesów. Wszak cała trójka chciała stąd wyjść w jednym kawałku.
Już wcześniej miał wrażenie, że idzie im zbyt lekko. Albo właśnie kończył się łatwy etap, albo coś tutaj było mocno nie tak. Dotarł do niego właśnie bezsens sposobu, w jaki dostali się do skarbca. Przypadkowo zwinięty klucz okazał się kluczem do skarbca. Miał go prosty strażnik, który w pojedynkę patrolował teren. Zwykły strażnik. W pojedynkę. Klucz do skarbca! Gospodarz i jego zarządcy musieli być wyjątkowo głupi albo próżni, zadufani w sobie i wierzący, że ich autorytet będzie wystarczającą siłą odstraszania. Gorszy scenariusz, którego nie chciał dopuszczać i który też nie miał sensu to pułapka. Brakowało jednak uzasadnienia tego scenariusza, więc nie należało go rozpatrywać.

-No to teraz Twoja działka-Zwrócił się do maga-To zagadnienie jest zdecydowanie z Twojego podwórka. I nie sądze, by rozwiązanie siłowe było dobre. Nie mamy dużo czasu, a uszkodzeni będziemy się tylko opóźniać. Także sugerowałbym nagłe olśnienie, jeśli jest taka możliwość.

Zakończył delikatnym żartem i uśmiechnął się lekko. Tym samym pchnął w stronę towarzyszy sugestię takich właśnie emocji. Jego Zdolność teraz właśnie mogła się przydać. Chwila zwątpienia po napotkaniu przeszkody nie była dobra. Mort chciał zaszczepić w towarzyszach nieco entuzjazmu, ukierunkowując go jednocześnie na jego słowa. Naprawdę chciał bowiem uniknąć konfrontacji. Nie, żeby nie chciał walczyć ze strachu, choć obawiał się potencjalnego starcia. To, co mówił o trudnościach z tym związanym było szczere. A nie sądził, by z walki z czymś takim wyszli bez szwanku.

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

39
POST BARDA
- Pozostaje nam tylko żelazna logika. - Westchnął mag, bo także dobrze kalkulował ich szanse. Nie była to drużyna marzeń, która mogła równać się z tym stworzeniem. Pozostało jedynie mieć nadzieje, że będzie faktycznie mądrzejszy od zaklęć.
- Spróbuje doprowadzić do samozniszczenia. To jedyna bezpieczna droga, która nie doprowadzi do zamieszania. - Teraz to próbował przekonać samego siebie, że to najlepsza droga. Przekraść się nie będzie łatwo. Magiczna detekcja to wręcz uniemożliwiała, a wszelakie działa kontrzaklęcia zapewne spowoduje atak golema.
- Może przestałbyś w siebie wątpić, co? Robiłeś dziwniejsze rzeczy. Nie gadaj głupot, że to jest trudne. Jakbym nie widział na oczy twoich cudów, bo bym może ci uwierzył, ty naciągaczu. - Odparł wojownik i poklepał go po ramieniu. Może i ciutkę kłamał w tym wszystkim, ale czy to miało znaczenie?
- Nie pomagasz, wiesz o tym? - Mruknął do towarzysza i nerwowa poprawił szaty.
- Idźcie za mną i nie róbcie lub mówcie pochopnych rzeczy. - I ruszył do golema spokojnym krokiem. Był cały poddenerwowany ale to właśnie na nim spoczywała odpowiedzialność za to wszystko.

- Nie mamy złych zamiarów. - Zaczął, zwracając się do golema i jednocześnie siląc się na spokój.
- Ani ja. Wiedz, że to może się zmienić. - Odpowiedział beznamiętnym głosem, przypominający ten, który mógłby należąc do mężczyzny o bardzo basowym tonie.
- Twój pan to rzeczywiście mistrz Magii, skoro uczynił się elokwentnym. - Stwierdził, chcąc wybadać, gdzie może leżeć ograniczenie w magii tej istoty.
- Mistrz uczynił mnie strażnikiem. Niczym mniej, niczym więcej. - Odparł tym samym tonem. - Ty zaś, póki stoisz, gdzie stoisz, jesteś gościem. -
- Zdajesz sobie sprawę, że jesteś magicznym tworem?
- Czy tak naprawdę wiemy, kim jesteśmy, skąd pochodzimy, dokąd zmierzamy? Czyż ludzkie życie przewidywalne, bo zamknięte w cyklu narodzin i śmierci, jest lepsze od mojego? Gdy człowiek się rodzi, jest posłuszny rodzicom. Później słucha nauczycieli, majstrów, kaprali. Na koniec zaś poddaje się woli nieuniknionej śmierci.
- Są tacy, których możesz przepuścić dalej?
- Mistrza, ale obecnie go nie ma. Przepuszczam tych, którzy są gośćmi, a zatrzymuje intruzów.
- Powiedz coś więcej. Kim jest gość, a kim intruz?
- Czyż nie jest to oczywiste? Gość trzyma dystans lub zna słowo - imię. Intruz to każdy, kto wchodzi za daleko, atakuje mnie lub próbuje ingerować w me jestestwo.
- Ktoś wcześniej próbował tu wejść?
- Intruzów nie pamiętam. Przypominam sobie natomiast gości, którzy odeszli po ostrzeżeniu.
- Kiedy to było?
- To nieistotne.
- Jesteś o wiele bardziej świadomy, niż zwykły golem. Potrafisz podejmować samodzielne decyzje?
- Mistrz stworzył mnie takim, gdyż znajduje przyjemność w długich dyskusjach. Potrafię podejmować decyzje. W ramach mojej formuły.
- Czyli to ty podejmujesz decyzję, kto jest gościem, a kto intruzem?
-A któżby inny? Goście niewinnie rozmawiają, nie próbują wywierać żadnego nacisku. Inni są intruzami.
- Jako istota świadoma, musisz czuć się samotny w tym miejscu
- Mylisz się. Ból świata czy melancholia są domeną emocji i uczuć. Moim rozumowaniem rządzi czysta logiczna, ściśle ograniczona przez formułę.
- Jednak potrafisz się uczyć. Mówią, że skłonność do filozofii bierze się z ciekawości do świata.
- W moim przypadku bierze się ona z woli mistrza, który lubi ze mną rozmawiać.
- Czujesz jednak potrzebę dyskusji?
- Po prostu ją mam.
Tu na chwile mag się zastanowił i choć reszta tego niekoniecznie widziała, uśmiechnął się lekko pod nosem. Chyba zrozumiał wszystko, co było potrzebne. A przynajmniej w to wierzył.
- Wiem już, ze istniejesz dzięki woli mistrza. Dzięki słowu-imieniu, które ci nadał.
- To prawda.
- Stworzono cię, żebyś odróżniał intruzów od gości, Masz powstrzymać pierwszych i powitać tych drugich.
- Intruzi muszą zostać powstrzymani.
- Zdajesz sobie sprawę, że intruzi mogą cię zwodzić?
- Do obrony przed uzbrojonymi w miecze mam kamienne pięści. Przed uzbrojonymi w słowa chroni mnie żelazna logika.
- Jednak wśród intruzów mogą być czarodzieje zmieniający świat lub pamięć. Iluzjoniści i zwykli kłamcy. Cóż jest pewne?
- Pewne jest, że istnieje ja i wola mojego mistrza.
- Skoro na pewno istniejesz tylko ty i wola mistrza, resztę można poddać w wątpliwość. Złośliwy intruz może mamić twoje zmysły.
- Jestem strażnikiem. Mistrz mnie na to przygotował.
- Nie może przewidzieć wszystkiego, więc dał ci rozum, żebyś sobie radził. Jesteś bardziej świadomy i inteligentny, niż potrzeba strażnikowi. Twój mistrz mówi: przyjąć gości, powstrzymać intruzów. To jest pewne. Lecz wszystko inne może być kłamstwem., a ty nie możesz pozwolić sobie na zaatakowanie gości. To byłoby wbrew woli mistrza.
- Gości należy przyjąć, intruzów powstrzymać. Tak chce mistrz. Jesteś gościem, czy intruzem?
- Nieistotne, co odpowiem. Zmysły mamią. Liczy się tylko rozum. Nie możesz mnie wziąć za gościa, bo mogę być intruzem. Ani za intruza, bo mogę być gościem.
- To sprzeczność...Paradoks...Zasada wyłączonego środka. - i w tym samym momencie golem zaczął się rozpadać na drobne kawałki. Kawałki kamienia przestały się trzymać siebie, a lód zamieniał się wodę. Mag aż usiadł na tyłku.
- Nigdy więcej na kurwiego syna. - Jęknął i wypuścił z siebie głośne powietrze.
- Świetnie ci poszło. - Zaśmiał się wojownik.

I teraz wszyscy dobrze widzieli, że droga do tych drzwi stała przed nimi otworem.
Licznik pechowych ofiar:
8

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

40
POST POSTACI
Początkowo Mortiush nie był pewien, co się wydarzy. Niepewność w głosie maga nie dodawała otuchy niestety. Ruszył za nim, jednak utrzymując bezpieczną odległość, by nie znaleźć się w bezpośrednim zasięgu golema. Zaciskał dłoń na rękojeści noża, nie wierząc jednak, by ten stanowił jakiś atut w potencjalnym starciu. Nic lepszego jednak nie przychodziło mu do głowy. Poza samym poszukiwaniem bezpieczniejszego wyjścia i rozważaniem, nie czynił nic. Oddał inicjatywę magowi i czekał na rozwój wypadków.
Cały ten dialog był...dziwny. Mimo to jednak skuteczny. I to chyba było najważniejsze. Nie było teraz czasu, by się nad tym dłużej zastanawiać. Nie wiedział zresztą, czy do czegokolwiek logicznego by sam doszedł. Brakowało mu wszak wiedzy i doświadczenia w takich tematach.
Kiedy golem się rozpadł, chwilę jeszcze stał w miejscu nic nie mówiąc. Nie był pewien, czy to koniec tego etapu, czy jest ryzyko, że tamten jeszcze się podniesie i narobi bałaganu. Po chwili jednka, kiedy nic niespodziewanego się nie wydarzyło, ruszył do drzwi z zamiarem ich oględzin. Nie był pewien, czy coś wskura. Mimo wszystko jednak starał się obejść złomki golema, by nie ryzykować, że coś się tam jednak stanie. Pewnie to kolejne magiczne drzwi, a z takimi doświadczenia nie miał. Chciął jednak zrobić wszystko, by jak najszybciej się uporać z tym zadaniem i opuścić posiadłość, najlepiej jeszcze zanim strażnicy zauważą, że coś jest nie tak.

-Dobra robota- powiedział tylko przechodząc obok maga.

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

41
POST BARDA
- Nigdy więcej. - Mruknął mag, wyraźnie zmęczony psychicznie tą rozmową. Potrzebował paru głębokich oddechów, by ochłonąć. Rozmowa natury filozoficznej była dla niego czymś ciężkim, bo nie przywykł do niej.
- No ładnie, żeś go urządził, choć gówno zrozumiałem z tej twojej gadki. Za dużą mądralińskich słów. Jak nie ty. - Zaśmiał się i poklepał go po ramieniu.

Mortiush po podejściu przez drzwi zauważył skomplikowane wzory, które dla niego przypominały jakieś mechanizmy. Coś w stylu zagadki gnomiego zabezpieczenia. Masywne, metalowe drzwi zdecydowanie nie wyglądały na takie, które wystarczy otworzyć zwykłym wytrychem. Nigdzie nie widział zamka, do którego byłby potrzebny klucz. Przyglądając się bardziej, dostrzegł wręcz ledwie widoczne szczeliny pomiędzy ornamentami a przodem drzwi. Ornamenty takie jak kwadraty, ludzie, zwierzęta. Nawet przy dwóch większych kulach. I wszystko wyglądało tak, jakby wczoraj je tu zamontowano.

- Ciekawe. - Podszedł Mag. - Nie wyczuwam w tym ani grama magii. Ale ewidentnie to robota gnomów. Nawet krasnoludy nie są tak kunsztowne. - Powiedział, choć dalej to już nie było to jego działka. Nie znał się na włamywaniu do takich rzecz. Zabezpieczenia skarba w takim wypadku dla maga musiało polegać na czymś innym, skoro nie można dostać się tak łatwo. On nawet nie wiedział, od czego zacząć.
- A po co komu drzwi bez magii w magicznym domu? - Zapytał na głos wojownik.
Licznik pechowych ofiar:
8

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

42
POST POSTACI
Mortiush nie zwracał już uwagi na towarzyszy. Z zaciekawieniem przyglądał się tym drzwiom i czuł wyzwanie. Czuł ten przyjemny dreszczyk, który towarzyszy mu zawsze przy takich wyzwaniach. Co prawda nie miał okazji forsować takich drzwi, ale są tu po to , by coś zabezpieczyć. A skoro w tym celu są zamknięte, da się je jakoś otworzyć. I właśnie takie zagadki logiczne lubił.
Zaczął od sprawdzenia, czy na pewno nie ma nigdzie "dziurki od klucza". Nie musiał ona mieć tradycyjnego kształtu. Kluczem mogło być cokolwiek, choćby i motyka. Co prawda nie spodziewał się takiego rozwiązania. Wydawało się ono zbyt proste. Głupio jednak byłoby przeoczyć najprostsze rozwiązanie.
Szczeliny w mechanizmach świadczą o tym, że coś się tam porusza. Dlatego te przykuły jego uwagę. Sprawdził, gdzie dokładnie takowe się znajdują i czy da się coś więcej wywnioskować. Da się je poprzesuwać? Wcisnąć? Mógł to być zamek otwierany swego rodzaju kodem w postaci odpowiedniej kolejności elementów. A tego mógł się dowiedzieć w jeden tylko sposób- spróbować.
Mortiush przymknął oczy, skupił się i wyciszył. Nie słyszał nic, co towarzysze by mówili. Odciął się od otoczenia. Potrzebował teraz skupienia. Uspokoił oddech i przy pomocy swej Zdolności, wzmocnił swój słuch. Kiedy Zdolność już działała, zbliżył ucho do drzwi i delikatnie spróbował wybadać mechanizm. Najpierw zastukał- może jakieś luzy mechanizmu będą słyszalne? Następnie delikatnie zaczął naciskać. Jeśli tędy droga i będzie to właściwy "klucz", mechanizm będzie gładko dźwięczał. Jeśli wybierze zły, spotka się ze zgrzytem lub innym "niewłaściwym" dźwiękiem.

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

43
POST BARDA
Mortiush mógł poznać się teraz na kunszcie gnomich wytworów. Nawet ze wzmocnionym słuchem ciężko było mu słyszeć, jak mechanizmy w środku się poruszały. Odgłosy, jakie wydawali jego towarzysze były przy tym znacznie głośniejsze, a mowa tu o podstawowych ruchach ciała jak oddychanie, czy hałasy, jakie wydawał ich sprzęt lub ubrania przy ruchach ciała. Twór ten pracował tak gładko i cicho, że osoba bez jego zdolności nie byłaby w stanie niczego usłyszeć.

Jedynym ruchowym elementem były te dwie kule, które po poruszeniu wysuwały po dwa symbole na każdą trzecią część obrotu. Kombinacją był zdecydowanie szyfr, który po odpowiednim wciśnięciu otworzy te drzwi, a przynajmniej taka była możliwość. I tylko dzięki jego nadludzkiemu uchu udało mu się usłyszeć różnicę, która pokazywała, jakie symbole reagują poprawnie, a jakie nie. To nie znaczyło, że od razu udało mu się to zidentyfikować. Potrzebował kilku prób, by poznać to. Następnie pozostało jedynie wcisnąć je w odpowiedniej kolejności. Zajęło to odrobinę czasu nawet dla niego, ale w końcu usłyszał dźwięk, który świadczył o tym, że udało się mu ta sztuczka. Dopiero potem mógł znać sobie sprawę, że kolejność wciskanie klawiszy odpowiadała jakieś zagadce, gdyż symbolika opowiadała swoistą historię, a przynajmniej tak mogło się zdawać.

Drzwi otworzyły się nieznacznie bez najmniejszego skrzypnięcia. Droga do skarbca stała przed nimi otworem.
Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

44
POST POSTACI
To zadanie całkowicie pochłonęło Mortiush. Zatonął w nim. Nigdy wcześniej nie miał okazji forsować takich mechanizmów i ambicja własna pchała go naprzód do działania. Nie było to łatwe zadanie, ale metodyczne podejście dało skutek. Uśmiechnął się do siebie zadowolony, kiedy odnalazł wzorzec i zidentyfikował odpowiednie dźwięki mechanizmu. A łatwe to nie było. Te gnomy znakomicie znały się na swojej robocie. Kiedy doszedł do końca układanki i zobaczył, że drzwi się otwierają, miał ochotę zakrzyknąć z radości. Stłumił to jednak w sobie, choć z pewnością widać było po nim jak bardzo zadowolony z siebie był w tym momencie. Nawet nie wiedział, ile czasu mu to zajęło. Wydawało się, jakby była to króciutka chwila. Mrugnięcie okiem. Wiedział jednak, że z pewnością nieco dłużej. Zawsze tak miał kiedy się w czymś zatracał. Często mu się to zdarzało, gdy chwytał węgiel i szkicownik. Tracił wtedy całkowicie poczucie czasu.

-Zapraszam- powiedział z uśmiechem odwracając się do towarzyszy. Sam pierwszy zajrzał do środka, bo ciekawość też go zżerała. Czy to ostatni przystanek? Są już u celu? Czy może kolejny korytarz i kolejne wyzwania?

[Górne miasto] Pałacyk Thiessnega.

45
POST BARDA
Otwieranie drzwi ukazywało im najpierw jasne światło, które wręcz ich oślepiało. Nie czaiło się jednak żadne niebezpieczeństwo już. Po przejściu tej linii światła ukazało im się szerokie pomieszczenie. Wysokie półki złożone ze zdobionego metalu, kamieniami szlacheckimi i czarnymi, niczym smoła rzędami półek. Na każdym z nim większość przedmiotów pod szklanymi. Medaliony, różdżki, naszyjniki, posażki, pierścienie. Niektóre na zmumifikowanej dłoni. Było tego całkiem mnóstwo. Pomieszczenie oświetały lampiony, które unosiły się nad sufitem. Ściany zdobiły obrazy, przedstawiające postacie z legend.
- Na jajca koguta...co on tu ma... - Powiedział pod wrażeniem mag, który wszedł pierwszy i wyglądał na urzeczonego. Nieco dalej za kolekcją niesamowitej biżuterii, pokazywało się uzbrojenie. Wytworne i zdobione miecze, sztylety, nawet łuk. I wszystko o tak silnej magicznej energii, że czuć można było się tym wszystkim przytłoczonym.
- On ma tu sprzęt na pierdolona armie. - Stwierdził wojownik z lekkim podziwem w głosie.
- Skupmy się mocno...jesteśmy tu po grimuar, a część z tych przedmiotów jest przeklęta. - Dodał z przekąsem mag, choć i on chciałby zdobyć coś jeszcze. Nie mniej ta dwójka powoli szła dalej, szukając tego, co mieli zabrać.

Mortiush zauważył coś, co przyciągnęło jego uwagę. Pomiędzy pierścionkiem na zmumifikowanej dłoni i czymś, co przypominało bardzo dziwną gałąź, stał niewielki kamień. Nie wyglądał na oszlifowanego, a raczej wyłupiony, ale to, co go wyróżniało to kolory. Jedna część była niczym obsydian. Ciemna i szklista, druga kolorystycznie przypominała mieszankę niebieskiego rubinu i zielonego topazu. I jako naprawdę jeden z nielicznych przedmiotów nie był zabezpieczony w szklanym pojemniku. Nie można było także go wziąć za ozdobę, bo nie był powieszony. Postawiony na podtrzymującym go stojaku był tutaj, jako przedmiot w kolekcji.
Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”