Uliczki osady

31
POST POSTACI
Shiran
Nellrien chyba nie wiedziała o co chodziło z pierścieniami. Byłem tego pewny, patrząc po jej reakcji. Drgnięcie ust pokazywało jej dezorientację, ale może to i lepiej? Co by było, gdyby dowiedziała się, że jeden z grubych paluchów tego zasraj-dupka stanowił klucz do jej wolności? Z pewnością by je odrąbała, wcześniej łamiąc, próbując odgadnąć, który z symboli na pierścieniach jest na jej łopatce. Byłem o tym przekonany.
- Czy opiliśmy wystarczająco? Ani trochę, szczególnie że i Ciebie namówić nie można było, panie Magu. Stwierdziłeś, że się z nami bawić nie będziesz, znaczy odmówiłeś zaszczytu bohaterom! - zamlaskałem, smakując słowo, które naprawdę ciężko przechodziło mi przez gardło. - Jak to tak w ogóle? Panie Barbano, pozwala pan na coś takiego? - uśmiechnąłem się, grając w pokręconą grę pozorów, ale jeśli powoli kiełkujący się w mojej głowie plan miał się udać, nikt nie mógł być trzeźwy. Szczególnie ten podejrzliwy pierdolec od kamieni.
- Trzymam więc za słowo! - skinąłem głową do naczelnika tej pierdolonej wyspy, lekko szturchając Nellrien w bok. Musiała zacząć grać razem z nami, ale była dość oporna. Bardzo oporna. Postanowiła przecież, że omówi teraz sprawę kontraktu. Chciałem protestować i przekonać ją by odpuściła, ale wystarczyło mi jej spojrzenie. Ona już postanowiła i nic nie zmieni jej decyzji.
Zakląłem cicho pod nosem i kiwnąłem głową z nijaką rezygnacją.
- Czekam pod posiadłością- wymruczałem na tyle głośno, że Nellrien i Auth powinni mnie usłyszeć. Czy byłem zły? Może odrobinę. Ale jej sprawa, skoro chce to załatwić w taki sposób. Cieszyłem się, że Auth został z nią w środku i liczyłem, że będzie pomocny. Był teraz dla niej jedyną ostoją i szansą na powstrzymanie jej, przed zrobieniem czegoś głupiego. Wierzyłem w niego...

***

Zawartość koperty nie była dla mnie ani trochę interesująca. Patrzyłem jak każdy po kolei otwiera swoją, czytając jej zawartość. Z jednej strony byłem świadom bogactwa trzymanego w ręku, ale jednocześnie dawno tak bardzo nie było to dla mnie bezwartościowe. Nie byłem szczególnie majętny, ale też nie biedowałem. Fakt, że pieniądze były przyjemnym dodatkiem, ale w tamtym momencie nie byłem w stanie się tym cieszyć. Ot, kolejna zakończona robota i sumka, która trafi do oszczędności, które leżały bezpiecznie, gotowe w każdej chwili do spieniężenia.
Oparłem się więc plecami i jedną nogą o fasadę budynku, pozostając w cieniu i obserwując swoich towarzyszy. Młoda odpadła całkowicie. Rozradowana, w końcu dostała to, czego się nie spodziewała. Nowe życie, nowe nazwisko. Nie mogłem jej winić. Lekko nawet się uśmiechnąłem, widząc ten jej rozbrajająco niewinny uśmiech. Szkoda, że jeszcze nie znała życia i tego jaki ból ktoś może jej sprawić.
Kwiatuszek też nie wyglądała na smutną. Kwiliła z radości podobnie jak Młoda. Brakowało jeszcze tańców-skakańców i innych pierdołowatych cieszynek, wyrażających chwilę radości. Zmierzyłem więc ją chłodno wzrokiem, nie psując jej jednak frajdy z osiągniętego sukcesu.
Grajek był dla mnie największym zaskoczeniem. Siepacz z doświadczeniem, który po robocie szczerzył się równie mocno, co pozostałe dwie kobitki. Może to i ja byłem tutaj stetryczały i zgorzkniały przez sytuację z Nellrien, ale wydawało mi się to wszystko dziwnie nie na miejscu.
Pokręciłem głową sam do siebie. Brzmiałem jak jakiś stary dziad... Odbiłem się od murów i zbliżyłem do towarzystwa. Nic i tak nie mogłem zrobić - pozostało mi liczyć na tą dwójkę, że nic nie spierdolą. A może akurat zaraz wyjdzie nasza cudowna pani kapitan i oświadczy, że jest wolna i wyrusza w świat? Ot, trzeba myśleć o tym co by się chciało, by nastąpiło, czy co tam pierdoliła ta stara wróżka na targowisku?

- Dziwisz się, że już się żegna? Co tu więcej robić z taką patologią po robocie? Widać, że teraz będzie się obnosić, że ona z elit- wtrąciłem się do rozmowy, odnajdując dawny rezon. Może i nie uśmiechałem się jak pozostali, ale można było wyczuć barwę śmiechu w moim głosie.
- Jak to się mówi: Nie interesuj się, bo kociej mordy dostaniesz, Młoda - rzuciłem, uzupełniając słowa Pajaca o kontrakcie Nellrien. - Zapytaj się pani Kapitan jak wyjdzie. Ja tam oporów nie mam, ale jakby nie patrzeć, to jej prywatna sprawa... - mruknąłem, lekko z przekąsem. - Na plotkarę nie wyglądam chyba - dodałem, lekko rozciągając kąciki ust w uśmiechu.
- Niemniej, ściany mają uszy, więc pogadajmy sobie może o tym w innym miejscu, co? - dodałem, jakże roztropnie i spojrzałem po twarzach pozostałych.
- Ja tu zostaję. Czekam na tamtą dwójkę... Jak chcecie to możemy się spotkać później... No chyba, że wolicie dotrzymać mi towarzystwa?

Uliczki osady

32
POST BARDA
- Nie brzmi najgorzej - stwierdziła Neela z odrobiną wahania w głosie. - Neela Solage. Uciekłam z domu, żeby zacząć nowe życie w innym mieście, gdzieś na kontynencie. Właściwie... mogłabym je zacząć tutaj. Do Keronu już przecież nie popłynę, a Kattok... Kattok ma pewien urok. Zdążyłam polubić tę wyspę. Z tym, co dostałam teraz i tym, co zabrałam z domu, mogę spokojnie żyć przez jakiś czas. Dłuższy czas. A potem nie wiem, znajdę sobie jakieś zajęcie.
Zerknęła na Shirana, a potem na dłuższą chwilę utkwiła wzrok w Biriana, zanim opuściła go na swój list. Milczała przez długą chwilę.
- To wszystko dzięki wam. Kiedy walczyliśmy na tym statku, Dandre, nie przypuszczałam, że tak to się skończy. Nie przypuszczałam, że weźmiecie mnie pod swoje skrzydła i zaopiekujecie się mną do samego końca... chociaż nie potrafię opisać, jak bardzo mi wstyd za moją bezużyteczność - spojrzała krótko na Aremani i zaśmiała się trochę nerwowo. - Wiem, że byłam tylko balastem, niczym więcej i nieważne, co teraz powiecie, nic tego faktu nie zmieni. Mimo to, wciąż dostałam to wszystko. Pieniądze. Kawałek ziemi, z którym w gruncie rzeczy nie wiem, co zrobić. Zdaje się, że całkiem zwyczajne życie, z którym zdążyłam się już pożegnać.
Uniosła dłoń do jednego ze swoich drewnianych rogów, wystających spomiędzy zmierzwionych, białych włosów, a potem wyprostowała się i przesunęła spojrzeniem po okolicy. Wciąż byli obserwowani, choć tym razem ludzie uprzejmie trzymali się z daleka, widząc, że bohaterowie nie mają jeszcze ochoty na towarzystwo. Gdy wzrok Neeli napotkał wzrok jakiejś młodej dziewczyny, a ta uśmiechnęła się do niej, szlachcianka całkiem swobodnie ten uśmiech odwzajemniła.
- ...Tutaj może wcale żegnać się z nim nie muszę. Dziękuję. Może... może przejdźmy się tu, a z oglądaniem ziemi poczekamy na Nellrien?
Biuro zarządcy znajdowało się przy sporym placu, na którym rozstawione były już prowizoryczne stragany ze świątecznymi dobrociami. Pomiędzy budynkami porozwieszano sznurki z kolorowymi chorągiewkami, a gdzieś po drugiej stronie ktoś przygrywał coś nierówno na flecie. Gdy tak czekali na panią kapitan, mogli poplątać się po placu i zobaczyć, co mieli do zaoferowania mieszkańcy Iny w to wyjątkowe święto równonocy. Już teraz, w południe, wszyscy byli ubrani znacznie ładniej, niż wczorajszego wieczora. Namówiona przez elfiego barda Neela w swojej eleganckiej sukni dobrze wpasowywała się w klimat, tak samo Dandre w nowej, pomarańczowej koszuli, którą dostał w prezencie od Yunany. Shiran i Aremani odstawali trochę bardziej, ale nikt ich raczej nie oceniał, a przynajmniej nie otwarcie. W końcu byli bohaterami, mogliby sobie chodzić po Inie w lnianych workach do kolan i niczym więcej, gdyby tylko chcieli.
Na oko siedmioletni chłopiec, jakiego widzieli po raz pierwszy w życiu, podbiegł do nich i wyciągnął do Biriana rękę z czymś, co wyglądało na czarną bransoletkę, nieporadnie splecioną z rzemieni.
- To dla pana, panie Dunder! - zawołał z ekscytacją, a gdy wręczył swój podarunek, popędził dalej.
Stoiska oferowały jedzenie i picie, a także mnóstwo pierdółek, najpewniej ściągniętych z Taj'cah i sprzedawanych teraz za trzykrotną wartość. Przez wszystkie dobra, czy to ozdoby, czy biżuterię, czy różnego rodzaju bezużyteczne durnostójki, przewijał się motyw połączenia dnia i nocy, jasności z ciemnością, w idealnej, spójnej harmonii.
- Och, Aias! - zawołała nagle Neela, wyciągając rękę w górę, żeby pomachać nadchodzącemu z drugiej strony elfowi. - Tutaj!
Bard miał obandażowane przedramiona i jedną z dłoni, ale mimo to, przez jego plecy przewieszona była jego nieduża lutnia - ta, którą wczoraj zostawił w Złym Kocie. Może ktoś mu ją dostarczył, a może sam zdążył już po nią pójść. Nieświadoma konfliktu pomiędzy artystami, dziewczyna przywołała go do nich gestem, a kiedy mężczyzna znalazł się wystarczająco blisko, by dostrzec obecność Biriana, było już za późno, żeby się wycofać. Uśmiech spełzł elfowi z twarzy, zastąpiony przez niechęć, która tylko pogłębiła się, gdy jego spojrzenie osunęło się na pomarańczową koszulę, jaką musiał w sobie tylko wiadomy sposób rozpoznać.
- Bohaterowie Kattok - ukłonił się lekko, mimo wszystko zachowując dziś znacznie większy spokój, niż wczorajszego wieczora. Inna sprawa, że nie było tu wina, a Dandre, poza ubraniem się w coś, co ewidentnie uszyła Yunana, nie próbował go jeszcze otwarcie prowokować. - Widzę, że odebraliście już swoje podziękowanie od Syndykatu.
- Tak
- Neela uśmiechnęła się do niego. - Będziesz grał?
- Obawiam się, że nie jestem w stanie. Przynajmniej nie przez kilka... dni, mam nadzieję. Gdzie ptaszysko?
- bard przeniósł wzrok na Shirana. - Poluje jeszcze na czyjeś oczy?
Obrazek

Uliczki osady

33
POST POSTACI
Shiran
Młoda nie wydawała się przekonana słowami, które wypowiadała. Ani do nazwiska, ani do życia, które miała rozpocząć na nowo. Ja się tam nie znam, ale po mojemu to zwyczajnie dalej przeżywała utratę poprzedniego życia i zbyt realne rozpoczęcie następnego. Jednakże, jak już mówiłem, lubię pierdolić od rzeczy i pewnie tylko mi się przewidziało.
- Jakieś zajęcie brzmi dobrze. Lepiej od żadnego zajęcia, albo któregoś-tam zajęcia. Wciąż nie przebija chujowego zajęcia, ale jest znośnie... - uśmiechnąłem się lekko, próbując na swój sposób dodać Młodej otuchy. Może i była szlachcianką, ale przeżyła zaskakująco dużo jak na siebie, w krótkim czasie. Nawet jeśli była ciężarem, czego nie chciałem mówić na głos, całkiem nieźle nam się współpracowało. No bo kurde, zawsze mogła się taka druga Ara trafić, która to dodatkowo wpadałaby w jakieś nastoletnie bunty i stroiła foszki, rycząc nad każdym drzewem. Ech... Nigdy nie zrozumiem bab.

- Skoro tak bardzo się cieszysz i jesteś wdzięczna, to uśmiech poproszę! - Usta same rozciągnęły się w uśmiechu. - Później, oczywiście, zaproszenie na coś mocniejszego, jak już ten dom stać będzie - dodałem, spoglądając się na szlachciankę. Nawet na chwilę przestałem przejmować się tym co właśnie odpierdala Nellrien, pozwalając sobie na uśmiech i trochę swobody.

- Mówiłem już, że piękne masz te rogi, nie musisz się już tak po nich macać - skomentowałem gest, który wykonała Młoda. - Idę o rękę, że znajdą się amatorzy takich... rarytasów - Hy! Sam się chciałem roześmiać ze słowa jakie wpadło mi do głowy. Rarytasy! Czułem się jak szczeniak, ale może to i dobrze. Grunt, to nie być stetryczałym, starym dziadem, który narzeka na wszystko wokół i na to jak ta dzisiejsza młodzież jest dramatyczna i że za jego czasów i że teraz to nie ma pokolenia, bo kiedyś to było pokolenie i w sumie to czeka nas zagłada. Ech... Pierdolenie.

Niemniej, zamiast stać pod biurem i czekać na naszą piękną panią ex-kapitan, Neela zaproponowała, by rozejrzeć się po placu. Pomysł całkiem niezły, na który raczej sam bym nie wpadł. Ogólnie nie był on zbyt przekonywujący, ale jak to się mówi: "raz kozie śmierć". Swoją drogą pojebane powiedzonko. Bo co? Koza skacze jak pojebana i może sobie wziąć i umrzeć? Dlaczego nie kot? Albo, kurwa, nie wiem... Jakiś chomik? Chomiki są odważniejsze od kóz, które tylko wpierdalają trawę. A chomik? Kopać własną norę i potem do niej włazić? Toć to jak bycie górnikiem, gdzie w każdej chwili może Cię przysypać. TO JEST PRAWDZIWA ODWAGA. A nie jakaś koza...
I tak sobie myślałem o tym chomiku, gdy wszyscy podziwiali jakieś straganiki i inne chorągiewki. W sumie jakby się przyjrzeć, to wszyscy byli naprawdę odświętnie ubrani, podczas gdy ja sam miałem... Dość zwyczajny i nierzucający się w oczy strój. Jednakże w porównaniu do pozostałych ciuszków noszonych przez mieszkańców, czy nawet przez Pajaca, chyba lekko zaczęliśmy się z Kwiatuszkiem rzucać w oczy. Cóż... Raźniej będzie, jak Nellrien wyjdzie.

- Te, Dunder! - zakrzyknąłem, po tym jak chłopiec wręczył Pajacowi jakiś prezent. - Co tam ładnego dostałeś? Zazdrosny jestem - Lekki uśmiech ponownie wykwitł na mojej twarzy. Zaraz potem, Młoda coś zakrzyknęła do jakiegoś nieznajomego. No, przyznać muszę całkiem nieźle, jak na śpiącą królewnę. Szybko się otrząsnęła ze swojego księcia z bajki.
Tyle, że nowy książę okazał się być gościem, który dostał ode mnie kopa i prawie stracił oczy... Cóż za niefortunny zbieg okoliczności.
- Ech... Kolejny, kurwa. Ile razy to jeszcze dzisiaj usłyszę? - rzuciłem z przekąsem, słysząc przywitanie kolejnego gryzipiórka. Postanowiłem jednak się za bardzo nie angażować w rozmowę. Szczególnie, że to znajomy Młodej. No tyle, że nawet nie dał mi szansy...
- Taaa, dalej Cię szuka, bo stwierdził że nie odpuści. Za bardzo się te Twoje oczka błyszczą i nie dało rady mu przetłumaczyć, że to od łez małego elfika - Puściłem do niego oczko, licząc na to że trochę go to przytka. Co jak co, ale nie będzie się wypowiadał o Authu w ten sposób. Nie potrzebowałem kolejnego przyjaciela. Gość mi absolutnie zwisał.

- To co? Jakaś rundka po straganikach? - zaproponowałem bez entuzjazmu. - Może z Arą znajdziemy jakieś piękne stroje, takie jak ten pana Dundra! Gdzieś dostał taką piękną, oczojebną koszulę, co? - zapytałem uroczo, widząc wcześniej, że ten cały Kajas, czy jak mu tam było, rzucił dziwnie zazdrosne spojrzenie naszemu Grajkowi. Czyżby jakieś specjalny materiał? Czy nowa wyspiarska marka modowa? A może po prostu mu się spodobała i zazdrościł? Chuj wi, zawsze byłem słaby w te klocki.

Uliczki osady

34
POST POSTACI
Aremani
Dziewczyna patrzyła na chłopców krzywo gdyż niczym z zawziętością wygłodzonego jastrzębia czepiali się jej słów o pożegnaniu.
- Nie miałam na myśli dosłownego pożegnania... Idioci. - wyrzuciła z siebie półszeptem, jednak jakby ktoś się przysłuchał to zdecydowanie mógłby usłyszeć całe zdanie. Dopiero po chwili do Aremani dotarło, że powiedziała to na głos zamiast tylko pomyśleć. "Hmf. Nie żałuję."
Drobna przemowa Neeli jednak przywołała zielarkę do porządku i zamiast rozgoryczenia jej głowę napełniło rozczulenie. Pomimo tego jak wielokrotnie szlachcianka ją irytowała, Aremani nie mogła wyzbyć się jakiejś empatii do jej losu i osoby. Wspomnienie o "bezużyteczności" zareagowała uśmiechem, wyczuwając w tym bardziej autoironiczny żart niż jakąkolwiek krytykę. W tej chwili cieszyła się z losu swojej koleżanki i nie mogła zrobić nic innego tylko wziąć dziewczynę pod ramię i uścisnąć ją. Uznała słowa Shirana o "rarytasach" za mało przekonujące, więc postanowiła dodać coś od siebie.
- Ach, nie dziękuj nam, driadko. - zażartowała Aremani. Uważała, że absolutnie ma za co dziękować. - Dostałaś szansę od losu, by zarządzać swoim życiem! Ile tych szlacheckich dziewuszek na tym waszym kontynencie jest w stanie poszczycić się czymś takim? Jesteś unikalna i zawsze byłaś. Po prostu.. teraz też na takową wyglądasz. - ostatnie zdanie pociechy zakończyła delikatnym czochrańcem po czubku głowy. Uważając oczywiście na rogi.

Aremani dostrzegła to, że pod kątem stroju trochę się z półelfem wyróżniają z tłumu. Popatrzyła po nim i miała przeczucie, że myśli to samo.
Gdy mały chłopiec podbiegł do barda Aremani zaśmiała się, zupełnie zapominając o swoim przyrzeczeniu, że ma się do niego nie odzywać.
- A niech mnie Dunder świśnie! Podbijasz serca nie tylko dam ale i też najmłodszych! Jak ci się nie uda bardowanie, to możesz założyć przedszkole.

Ich rozterki odnoście tego, co robić w czasie oczekiwania na kapitan — "Och racja, byłą kapitan." — przerwał ten elf którego pamiętała z kliniki. Ironicznie wtedy, gdy wspomniała o nieudanym bardowaniu. Nie ufała mężczyźnie. Zalecał się do Nelli a nie znosiła tanich podrywaczy o wybujałym ego. Jej sympatyczny uścisk na ramieniu szlachcianki zrobił się trochę mocniejszy. Satysfakcję jednak dawało jego speszenie na widok Biriana. No i odpowiedź Shirana, którą uznawała za wyborną. "Jak nie jest się celem jego głupawych szykan to bywa nawet zabawny."
- Tak, straganiki to dobry pomysł. Skoro i czekamy to chciałabym zobaczyć, na co mogę przewalić tę moją fortunę. - powiedziała, gotowa odejść od Aiasa. - Co do stroju Shiran, to będziesz chciał potem podejść ze mną do Yunany? I tak mi obiecała jakiś ładny łaszek, może i dla ciebie coś wynajdzie. Najlepiej niełatwopalnego.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Uliczki osady

35
POST POSTACI
Dunder Świst

Bard zmarszczył niezadowolony brwi, słysząc pewną nutę zawahania w głosie Neeli, ale ugryzł się w język. Pragnęła nowego, lepszego życia, ale czy zależało jej na kompletnym odcięciu się od swoich korzeni? Może nie. Sam udał się na dobrowolne wygnanie z domu rodzinnego, ale z nazwiskiem nigdy się nie rozstał, nawet jeśli czasem witano go uniesionymi brwiami w towarzystwach, które mogły zetknąć się ze starym Birianem. Chciał móc dodać jej otuchy, powiedzieć, że może wszystko wróci do normy, ale… Minęło ponad pół roku, a Neela wciąż była tak samo zdriadziała, jak on odmłodniały. Duszki lasu zrobiły im o wiele więcej, niż małego psikusa.
- To miejsce może być kawałkiem raju – uśmiechnął się delikatnie. – Piaszczyste plaże, łaźnie i gęsta dżungla, a w tym wszystkim powoli budząca się z uśpienia cywilizacja. Nie wątpię, że pojawi się tu też wiele fascynujących ludzi, spragnionych życia na krańcu tego, co poznane. – żal było mu drzew, które idą pod topór, absolutu niezbadanej dziczy, której czasem brakowało na kontynencie. Poezyj nie pisze się o miastach, nie w mniemaniu Biriana.
- Znajdziesz – kiwnął głową, po czym uśmiechnął się szeroko, opierając ręce na biodrach. – I będziesz w tym dobra.

Patrzył w czarne jak koraliki oczy dziewczyny, które pewnie mogłyby przerażać na niemal każdej innej twarzy. Uśmiechał się delikatnie, ale nic nie mówił, uciekając spojrzeniem na chwilę przed tym, jak Neela wróciła wzrokiem do listu.
- Bezużyteczność? Phi! Byłaś dobrą kompanką do rozmowy, już samo to wystarczyło, by umilić nam życie rębajłów. Nie masz się czego wstydzić, Neeluś... Może jedynie tego, jak szermierczo rozłożyłem cię przed załogą na łopatki. – wyszczerzył się, przypomniawszy sobie o honorowej zagrywce, którą wybił dziewczę z równowagi. Zaraz założył jednak ramię na ramię, z nieco poważniejszą miną patrząc to na nią, to na Aremani i Shirana… Którzy wypowiedzieli się tak pięknie, że uśmiech zaraz znów wykwitł na ustach barda. Birian aż klasnął lekko w dłonie.
- Pięknie prawią, nawet Shiran! I prawdę rzeką! Nie znajdziesz teraz w Keronie drugiej takiej panienki, jak ty. Tak prawdziwie wolnej, tak obytej ze światem. Wyszłaś spod klosza i zobaczyłaś rzeczy, o których wielu nawet się nie śniło. Różki masz śliczne, a ja jestem pewien, że powstanie niejeden poemat o leśnej damie, która oddała ludziom wyspę… Jeśli jednak nie zaprosisz nas do nowego domu, to na pewno będę cię nawiedzał po śmierci. – jak na Biriana przystało, mówił dużo i ciepło, choć sam nie był pewny swoich słów. Wszak jak długo można zostać w jednym miejscu? Wiedział, że jeszcze trochę i znów poczuje ten sam niepokój, ten sam głód, który z chwili na chwilę może popchnąć go na drugi koniec świata.
Uśmiechem i kiwnięciem głowy skwitował propozycję przejścia się po targu. Sakiewka wszak prosiła się o to, by nieco ją odchudzić.


Dandre splótł ręce za plecami i z zainteresowaniem przyglądał się każdemu mijanemu straganowi. Szukał czegoś, co mógłby sprezentować krawcowej w ramach podziękowania za piękną koszulę. Zdawał sobie sprawę, że najpewniej nijak nie będzie w stanie dorównać podarowanej mu kreacji, ale przecież liczył się gest, nieprawdaż? Gest o tyleż miły, co zapewne niespodziewany. Z oględzin Taj’cahskiej biżuterii wyrwał go jakiś chłopak. Bard obrócił się w jego stronę, unosząc lekko brew. Nieco zakłopotany uśmiech prędko pojawił się jednak na ustach Dandre, który odebrał bransoletkę i zmierzwił młodzikowi włosy.
- Pan Dunder jest zachwycony! Dziękuję! – pomachał za chłopakiem, kiedy ten pognał w swoją stronę. Kompletnie zbiło go to z tropu i rozczuliło bardziej, niż chciałby przyznać, jednak pozornie niewzruszony wciągnął bransoletkę na dłoń, zastanawiając się, czy młodzik był jeno posłańcem, czy faktycznie postanowił coś sprezentować jednemu z bohaterów wyspy.
Słysząc zaczepkę półelfa, uśmiechnął się do Shirana i triumfalnie zamachał ręką.
- Trzeba było rozmawiać z ludźmi, a nie kazać im spierdalać na drzewo! – zaśmiał się, kręcąc powoli głową z niedowierzaniem.
- Moja droga, obawiam się, że byłbym dla dzieci paskudnym wzorcem i żadnego bym na tak paskudny los nie skazał. Honor mi na to nie pozwala.


Doskonały humor Biriana został bezlitośnie stłamszony przez jeden, prosty okrzyk Neeli. Na Bogów, ze wszystkich osób musiała wpaść wcześniej akurat na tego muzyczynę?
Zacisnął usta w wąską kreskę, poprawił bransoletkę na ręce i postąpił kilka kroków w stronę reszty grupy. Obserwował barda spod lekko zsuniętych powiek, ale prędko przywdział na twarz kurtuazyjny uśmiech… Który rozszerzał się powoli, wręcz proporcjonalnie do niechęci, której Aias nawet nie próbował ukryć. Kiedy elf stanął przed nimi i grzecznie się skłonił, w oczach Biriana pojawiły się jakieś niesforne iskierki.
Zdecydował się jednak odpowiedzieć równie kurtuazyjnym gestem.
- Aiasie… – uśmiechnął się raz jeszcze, po czym splótł ręce za plecami. – Cóż za niespodzianka! Nie spodziewałem się, że poznasz naszą urokliwą towarzyszkę… Boleję jeno nad niefortunnymi okolicznościami tego zdarzenia. Mam nadzieję, że prędko wrócisz do zdrowia. – rzekł, a w jego głosie wybrzmiewała cicha nutka, mogąca ujść za szczerą troskę. Mimo absurdalnej, podsyconej wcześniej alkoholem niechęci do swego konkurenta, był jego bratem w sztuce i choć bezczelnie uznawał go za gorszego, nie życzył mu wcale aż tak źle.
- Z pewnością możesz jednak śpiewać, czyż nie? Jeśli znam jakieś pieśni z twego repertuaru, to z największą przyjemnością mogę służyć akompaniamentem. – sam nie wiedział, czy próbował być miły i odkupić swoje winy, czy sypał solą na niezagojone rany Aiasa.
Agresywny ton Shirana sprawił, że lekko się skrzywił.
- Mnie też dziobie… Auth chyba nie ceni sobie poetów. – mruknął, w dość miernej próbie zmniejszenia napięcia. Spojrzał na półelfa spode łba, gdy zapytał o jego koszulę, ale zaraz uśmiechnął się przymilnie i pokiwał głową, słysząc propozycję Aremani.
- Doskonały pomysł! Z pewnością znajdziecie dla siebie coś godnego dzisiejszego święta… I sypnięcia odrobiną ciężko wypracowanej fortuny. Ja już to zrobiłem. I, zaprawdę, w każdym szwie czuć jej… – zerknął na muzyka i lekko uniósł kąciki ust. – Pasję.
Obrazek

Uliczki osady

36
POST BARDA
Usatysfakcjonowana odpowiedziami swoich towarzyszy, Neela uśmiechała się coraz szerzej, rozjaśniając się jak małe, białowłose słoneczko. Dzięki nim zaczynała faktycznie dochodzić do wniosku, że nie ma już żadnych zmartwień i może rozpocząć życie na nowo. Nie miała pojęcia o Nellrien i jej kontrakcie, nie wiedziała o nocnych przygodach Biriana, za to dostała swój kawałek świata i wystarczająco dużo złota, by przeżyć bez problemów co najmniej kilka lat - bo Ina nie dawała zbyt wielu możliwości do wydawania fortuny. Poza tym, tutaj wszyscy wiedzieli, kim jest i jak wygląda. I, jak widać, na nikim nie robiło to wrażenia, czego z pewnością nie można by było powiedzieć o mieszkańcach przykładowego Keronu.
- Tak! Pójdę z wami - zaproponowała radośnie, wygładzając na brzuchu materiał sukienki. - Pomogę wam coś wybrać. Lubię zakupy. Koszula Dandre jest bardzo ładna. Pasuje ci, wiesz? Do tego, że jesteś teraz młodszy. Nie musisz nosić takich stonowanych kolorów, jak przedtem. Biały, szary.
Zerknęła w dół, na swój strój, który właśnie biały był.
- Mam też inne - usprawiedliwiła się, zanim ktoś zdążył uznać ją za hipokrytkę.
Aias był równie zadowolony z towarzystwa Biriana i Shirana, jak oni z obecności jego cudownej osoby. Doskonale było po nim widać niesmak, jaki odczuwał głównie na widok drugiego barda, ale i półelf nie budził w nim pozytywnych emocji.
- Zaiste trudno było się spodziewać, że dwie z szalonych pięciu osób śpiących dziś w lecznicy trafią na siebie o poranku - odpowiedział chłodno. - Wasza towarzyszka, szanowna Neela, w przeciwieństwie do was...
Zamilkł, rzucając Shiranowi nieprzyjemne spojrzenie i po chwili walki z sobą samym chyba jednak postanowił nie kontynuować tego, co zamierzał powiedzieć początkowo. Może nastraszenie go Authem zadziałało, kto wie?
- Neela jest bardzo uprzejmą i troskliwą osobą. Spotkanie jej w korytarzu lecznicy było wyjątkowo miłym początkiem dnia po wybitnie niemiłej nocy.
Nie do końca świadoma natury konfliktu dziewczyna uśmiechnęła się do niego i choć z pewnością wyczuwała napiętą atmosferę, tak starała się zapobiec eskalacji. Stanęła pomiędzy nim a Birianem, niewinnie splatając dłonie za plecami.
- Ciebie też miło było poznać, Aias. I Dandre, na pewno słyszałeś jego utwory! To znaczy, tak sądzę, ty jesteś bardziej rozeznany, ale ja słyszałam kiedyś Płyńcie, łzy moje. Na pewno słyszałam, w Taj'cah jest taka bardka, rzadko bo rzadko, ale zdarza się jej wykonywać utwory innych! I grała tę pieśń, teraz już wiem, że jest twoja, była naprawdę piękna.
Mimo niekoniecznie najszczerszych chęci, Birian nigdy jej nie słyszał. Utwór musiał nie opuścić granic Archipelagu. I choć twarz elfa rozpogodziła się nieco, a on sam ukłonił się lekko, z wdzięcznością i nawet kącikami ust uniesionymi w nieznacznym uśmiechu, to kolejne słowa kerońskiego barda sprawiły, że skrzywił się, jakby rozgryzł właśnie coś wyjątkowo gorzkiego. Mięśnie jego żuchwy drgnęły, a on sam napiął się jak struna, ale ostatecznie zamiast znów wybuchnąć wściekłością, parsknął mało przekonującym śmiechem.
- Yunana swoją pasją obdarowuje każdego, kto się napatoczy, najwyraźniej. Ale cieszę się, że tej mogłeś tego doświadczyć. Kto wie, może następny będziesz ty? - rzucił zjadliwie do Shirana. - Albo ty - przeniósł wzrok na Aremani. - Albo cała trójka na raz. Panienka wybaczy, jestem potrzebny gdziekolwiek indziej, niż tutaj. Życzę miłego dnia.
Ukłonił się do Neeli i szybkim krokiem udał się w swoją stronę, zostawiając ich za plecami. Zakopanie topora wojennego nie wyszło im najlepiej. Białowłosa natomiast przez chwilę milczała, odprowadzając go wzrokiem i szybko łącząc jedno z drugim. Wbrew temu, co sadził o niej Auth, nie była głupia i niewiele było trzeba, by ostatecznie wyciągnęła wnioski, które sprawiły, że jej radość z nowego życia prysnęła, niczym bańka mydlana. Jej pełne niedowierzania i zawodu spojrzenie padło na Biriana - nawet jeśli tylko na moment, bo szybko je odwróciła, to zakłuło dość mocno.
- Prowadź - powiedziała tylko cicho, a jakiekolwiek emocje w tym momencie czuła, stłumiła je wszystkie i skryła głęboko w sobie na tyle, na ile potrafiła.

Drzwi do domu Yunany były zamknięte, a w oknie niezmiennie wygrzewał się rudy kocur. Na szyldzie zawiązany był jeden koniec taśmy z chorągiewkami, a drugi przyczepiony został do sąsiedniego budynku, ale poza dwójką dzieci ganiającą się po ulicy i grupką ludzi pogrążoną w rozmowie kawałek dalej, nic więcej się tu nie działo. Zanim jednak zdążyli podjąć decyzję o powrocie do karczmy, do Barbano, czy gdziekolwiek indziej, z grupki odłączyła się znajoma, smukła sylwetka Yunany. Nie miała na sobie już żółtej podomki, a czerwoną suknię z wycięciami w strategicznych miejscach, odsłaniającymi jej plecy i talię, a później także nogi, gdy do nich lekko podbiegła. Obdarowała Biriana trochę innym uśmiechem, niż pozostałych, ale nie zdecydowała się na publiczne okazanie mu sympatii w żaden inny sposób. I może całe szczęście - Neela i tak zmierzyła ją nieprzychylnym spojrzeniem i przysunęła się do Aremani.
- Mogła się chociaż uczesać - mruknęła cicho, tak, by usłyszała ja tylko zielarka.
- Przyszliście! - uradowała się Yunana, do której te słowa nie dotarły. - Dobrze was wszystkich widzieć. Dziś jest święto, ale dla was otworzę pracownię. Mam trochę gotowych rzeczy na sprzedaż. Ara! Myślałaś już o tym, co chciałabyś u mnie zamówić? Za dwa tygodnie mogłabym zabrać się za szycie, jak skończę to, nad czym pracuję teraz... Ach, my się nie poznałyśmy - uśmiechnęła się do Neeli. - Musisz być tą piątą, która nie dotarła na świętowanie wczorajszego wieczoru.
- Tak
- odpowiedziała Neela krótko, opierając dłonie na biodrach.
- Pięknie by ci było w turkusie.
- Nie jestem zainteresowana twoja pasją.

Nieco zbita z tropu Yunana spojrzała pytająco na Biriana, ale ostatecznie skinęła głową, z powrotem przywołując na twarz uprzejmy uśmiech i otwierając przed nimi drzwi pracowni.
Nad Shiranem załopotały skrzydła i chwilę później na szyldzie nad ich głowami wylądował Auth. Był sam, choć pewnie Nellrien podążała gdzieś tam za nim.
Idzie. Jest bardzo zła. Popraw jej humor. Powiedz coś głupiego, jak zwykle.

Spoiler:
Obrazek

Uliczki osady

37
POST POSTACI
Dandre
Bard z przyjemnością patrzył na rozjaśniające się coraz bardziej oblicze Neeli. Wszelkie wątpliwości wydawały się opuszczać dziewczynę, dając jej szansę na docenienie tego, czym obdarował ją los w jakże trudnej przecież sytuacji. Nie trudno było dojść do wniosku, że tak właśnie powinna wyglądać jej twarzyczka; uśmiechnięta i spokojna, nie nękana koszmarami przeszłości i strachem przed tym, co może przynieść jutro. I choć wiedział, że taki stan nie utrzyma się przecież wiecznie, to w duchu życzył jej, by radosne, słoneczne dni stały się jej codziennością. Uśmiechnął się szeroko, i uciekł wzrokiem gdzieś pomiędzy otaczające ich budynki.
Woń cytrusów, która nagle wcisnęła się w jego nozdrza, sprawiła, że poczuł się brudny. Ktoś mógłby rzec, że abstrakcją było odczuwanie wyrzutów sumienia w sytuacji, w której się znalazł. Nic nie łączyło go ze zdriadziałą szlachcianką, żadne obietnice, ni czyny. A jednak jej ufne spojrzenia bolały, bo wiedział, że człowiek, na którego patrzyła, nijak miał się do jej wyobrażeń i nadziei.


Dandre uśmiechnął się nieco niemrawo, słysząc komplement.
- Sam jeszcze powoli się do niej przekonuję, ale chciałem spróbować czegoś nowego. Jak widzisz, nie uświadczy się na niej ani jednego piórka, więc rozpalone przez ciebie pragnienie ekstrawagancji wciąż nie zostało zaspokojone – wydął lekko usta, by zaraz teatralnie unieść podbródek.
- Phi! Moja garderoba już wcześniej tonęła w kolorach. Był jeszcze czarny. I granat. – zaśmiał się cicho, po czym wcisnął ręce do kieszeni. Słońce paliło jego bladą skórę, ale odnajdywał w tym mrowieniu jakąś przyjemność. Kiwnięciem głowy i lekkim uśmieszkiem winszował Neeli prewencyjnej kontry. Trzymała teraz gardę nawet lepiej, niż wtedy, gdy stanęli naprzeciw siebie ze stalą w ręku. Tygodnie spędzane z Shiranem i Arą z pewnością mogły wywrzeć na człowieku taki efekt.
Birian skrzywił się lekko, musząc przyznać w duchu rację Aiasowi. Nie komentował jednak jego chłodnych słów. Założył ramię na ramię i uniósł lekko brew, w chwili gdy ten urwał swą wypowiedź.


- Myślałem, że bawiłeś się doskonale, gdy… …twoja pieśń wypełniała karczmę.
W wyjątkowym przypływie jasności umysłu, Dandre ugryzł się w język. Bogu ducha winny Aias niczym nie zasłużył sobie na tak podłe traktowanie, a jednak z jakiegoś powodu sama jego obecność doprowadzała go dziś do szewskiej pasji. Muzyk uświadamiał mu, że mimo tego, co lubił o sobie myśleć, potrafił zachowywać się jak najgorszy chuj i to kompletnie niczym niesprowokowany. Niczym poza abstrakcyjnym lękiem przed tym, że nie będzie pierwszy , że kto inny spisze Kattockie liryki i, Bogowie brońcie, może spisze je lepiej. Przerażał sam siebie swoją niepewnością, której nie mógł teraz zrozumieć. Chciał wierzyć, że zawładnęło nim jakieś alkoholowe szaleństwo, dziwna mania, ale nie potrafił wykluczyć możliwości, że to może po prostu on sam. Westchnął cicho.
- …Nie wątpię. I cieszę się, że choć tyle dobrego wyniknęło z tej… paskudnej farsy – starał się ze wszystkich sił zachowywać lepiej niż wczoraj, odkupić jakoś swoje winy, ale czuł jak coś staje mu gulą w gardle, czuł napięcie narastające w piersi.
Przeniósł wzrok na Neelę i uśmiechnął się pod nosem, widząc jak niewinnie splata za sobą dłonie. Może i była młoda, ale potrafiła rozmawiać z ludźmi.
- Niestety, z żalem muszę powiedzieć, iż nie miałem tej przyjemności… jeno widziałem parę. – mruknął cicho, bardziej do siebie, niż kogokolwiek. Był niemal przekonany, że propozycja, którą wysunął, była szczera, jednak nie miał żadnej styczności z twórczością wyspiarza. Hermetyka kerońskich salonów i uczelni nie ułatwiała poszerzania horyzontów, zaś sam Birian nigdy wcześniej nie dotarł na Archipelag, by móc osłuchać się z tutejszą muzyką.
Nie wiedział, czy to komplement, którym obdarowała szpiczastouchego szlachcianka popchnął go do powiedzenia o jedno słowo za dużo, ale tym razem nie zdążył powstrzymać się przed wciśnięciem mu jeszcze jednej, małej szpilki. To wystarczyło, by przelać czarę goryczy.


Dandre rozłożył ręce, przywdziewając na twarz wyraz najszczerszego zdezorientowania, które zdawało się narastać z każdym jadowitym słowem barda.
- Toć to sztuka! Czyż nie o nią w tym wszystkim chodzi? O pasję ? O obdarowywanie nią innych? Czy to w szwach, czy w malunku, rzeźbie i słowie… Tam, gdzie pasja, tam rzemiosło zamienia się w artyzm. Ty i ja, robimy dokładnie to samo... A przynajmniej się staramy – założył ramię na ramię, nieprzeniknionym wzrokiem patrząc na poruszonego Aiasa. Rzucił okiem na Neelę, po czym wrócił spojrzeniem na barda i nieco pogardliwie wykrzywił usta.
I to właśnie sztukę sobie cenię, to ją wychwalam. Może stąd te nieporozumienia.

Nawet nie kiwnął głową odchodzącemu grajkowi. Stał w miejscu, czując jak serce łopocze mu w piersi. Czuł się jak kompletny, skończony idiota. Mówił z pełnym przekonaniem, a przynajmniej tak mu się wydawało, ale reszta ciała zdawała się teraz protestować przeciwko temu jawnemu zakrzywianiu rzeczywistości. Czuł jak w emocjach drżała mu dłoń, więc zacisnął ją mocniej na ramieniu, na którym ją wspierał. Nie zależało mu bynajmniej na obronie dobrego imienia Yunany, czy swojego, a na próbie podtrzymania przy życiu tego paskudnego mirażu, który sprawiał, że Neela promieniała. Nawet jeśli tylko po to, by zabić go później, byle delikatniej… lepiej? Jakaż to idiotyczna farsa. A może tchórzostwo?
Uspokajając nieco oddech, spojrzał w stronę szlachcianki akurat, gdy jej smutne oczy zwróciły się w jego stronę. Kopniaki muzyka nie sprawiły mu takiego bólu, jak zawód w jej spojrzeniu. Potrząsnął lekko głową.
Skłonił się wpół i teatralnie wywinął ręką, wskazując stronę, w którą powinni się udać. Nie mówił już więcej. Na powrót splótł ręce za plecami i ruszył ku pracowni Yunany, którą dopiero co opuścił.


Hm, rozczarowujący obrót spraw. – mruknął, patrząc na zamknięte drzwi. Tym razem nie poświęcał kocurowi zbyt dużo uwagi, miast tego rozglądając się na boki w poszukiwaniu dość dobrze mu już znajomej kobiecej sylwetki. Już miał otwierać usta, by zaproponować powrót na targ, gdy wtem z grupki ludzi konwersujących kawałek dalej wyłoniła się Yunana. W sukni, która aż prosiła się o to, by ją z niej ściągnąć. Musiał przyznać, że czerwień pasowała idealnie zarówno do jej charakteru, jak i aparycji.
W myślach sklął siebie i swoje prostactwo od góry do dołu, jednocześnie delikatnie uśmiechając się do krawcowej i witając ją lekkim, grzecznym ukłonem.
- Niektórzy z nas desperacko potrzebują pierwszej igły Kattok, będziemy zobowiązani – rzekł, szczerząc się do Shirana. Kątem oka dostrzegł nieprzychylne spojrzenie, którym Neela mierzyła kobietę i jego uśmiech nieco zwiądł, ale starał się utrzymać fason. Kiedy Yunana zwróciła się do dziewczyny, Birian w okamgnieniu znalazł się obok.
- Tak, to właśnie Neela, Córa Driad… Najlepsza z nas wszystkich. – uśmiechnął się w eter, ni to do szlachcianki, ni to do Yunany, po czym zamilkł i odsunął się o pół kroku, kiedy to Neela oparła dłonie na biodrach, zdecydowanie niechętna do rozmowy z wyspiarką. Poczuł na sobie pytające spojrzenie Yunany i jeno zmarszczył lekko czoło, potrząsając jednocześnie głową w jasnym komunikacie; „Nie pytaj.”
Obrazek

Uliczki osady

38
POST BARDA
Rozpaczliwe próby ratowania sytuacji przez Biriana były niestety wyłącznie tym: rozpaczliwymi próbami. Neela nie patrzyła już na niego i najwyraźniej patrzeć nie zamierzała, a choć nic przecież między nimi nie zaszło, to bard wciąż czuł nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej. Może były to tylko wyrzuty sumienia, może jakieś poczucie zobowiązania, a może jeszcze coś innego. Jak czuła się dziewczyna - tego mógł się co najwyżej domyślać, bo raczej nie zamierzała dzielić się z nim swoimi przemyśleniami.
Yunana za to nie miała żadnego problemu z tym, żeby obdarzyć kochanka ciepłym uśmiechem. W końcu nie miała pojęcia o tym niewypowiedzianym konflikcie i nagłym ataku zazdrości, a ich miła noc dopiero co dobiegła końca, rozstali się przecież może raptem dwie godziny temu. Wyglądała, jakby doskonale rozumiała kryjące się w badającym jej sukienkę spojrzeniu mężczyzny pragnienie, ale to nie był wczorajszy wieczór, oboje byli trzeźwi, więc pewne rzeczy wypadało zachować dla siebie.
- Hm. Gdybyś zmieniła zdanie i znalazła coś dla siebie, po prostu daj mi znać - odpowiedziała uprzejmie, mimo otwartej wrogości Neeli. - Większość gotowych rzeczy szyję tak, żeby można było je łatwo dopasować do kupującego. Pozwężać, skrócić, w pół godziny będzie dopasowane idealnie do ciebie.
- Nie jestem jakimś gnomem, żeby trzeba było cokolwiek skracać
- fuknęła szlachcianka, prostując się.
- Nie to miałam na myśli, nie chciałam cię obrazić, po prostu mówię tylko, że zawsze daję zapas...
- No więc obraziłaś.
- ...Wybacz w takim razie. Mogę... mogę ci to zrekompensować obniżeniem ceny...
- Stać mnie na lepsze rzeczy, niż te, które ty tu masz. Nie potrzebuję zniżek.

Yunana westchnęła ciężko i pokręciła głową z rezygnacją, pochylając się nad podłużną skrzynią, stojącą nieopodal wejścia. Odblokowała ją i podniosła wieko, gestem dłoni prezentując równo złożone, nowe ubrania, w których mogli sobie poszperać i poszukać czegoś dla siebie.

Nie. Coś jest nie tak.
Słowa kruka przerwały ich średnio przyjemne zakupy, zaburzając beztroskie przeglądanie strojów. Auth załopotał skrzydłami i wleciał do środka, tworząc raban, jakiego właścicielka przybytku się nie spodziewała. Odskoczyła do tyłu i zaparła się plecami o duży stół, bo choć widziała tego ptaka poprzedniego dnia, tak jego chaotyczna obecność w spokojnej pracowni była czymś zupełnie innym.
Czuję narastającą magię. Czuję coś, czego nie czułem od dawna. Cień mojego dawnego świata. Przepływ tam, gdzie nie ma przejścia. Czujecie to? Czujecie to też? Shiran? Ara? Shiran? Ara?
Odbił się od ściany i wylądował na stole, tuż obok struchlałej Yunany, która chyba uznała, że na wszelki wypadek bezpieczniej będzie po prostu się nie ruszać. Ale w przeciwieństwie do kruka, żadne z zaczepianej przez niego dwójki nie czuło niczego niepokojącego. Nie docierała do nich obca magia, ani nowe jej przepływy.
Drzwi huknęły, gdy do pracowni wpadła zdyszana Nellrien.
- Woda się cofa - rzuciła. - Odsłoniło się dno, statki osiadły. Słyszałam, jak ludzie mówią. Musimy uciekać. Musimy... gdzieś w głąb dżungli. Idzie wielka fala!

Spoiler:
Obrazek

Uliczki osady

39
POST POSTACI
Aremani
W drodze do Yunany głowę Aremani zajęły rozmyślania na temat Aiasa. Niesamowitym zjawiskiem było dla niej to, że z każdym kolejnym zdaniem potrafił irytować ją coraz bardziej. "I obraża moich głupich chłopców? Tylko ja obrażam moich głupich chłopców!" Dziewczyna nie znosiła konkurencji. Niemniej w całej tej sytuacji zmartwiła ją... Neela. Cała ta sytuacja była dziwna, krępująca wręcz. Ara szybko połączyła nastawienie obu bardów do byłej szlachcianki a także relację Biriana z Yunaną. "Jebani czarusie. Wydaje im się, że mogą robić z dziewczynami co chcą." Normalnie byłaby w stanie wyrzucić te wszystkie przemyślenia w stronę Dandre i publicznie go upokorzyć. Niemniej powstrzymała się przez wzgląd na swoją przyjaciółkę. "Nie ma co tego teraz rozdrapywać. Skupmy się na miłych rzeczach. Jak na przykład nowa suknia."

Przy domu Yunany zaintrygował ją rudy kocur. Chwila inspiracji sprawiła, że aż miała ochotę go narysować. Przez to też nie zauważyła od razu nadciągającej w ich kierunku krawcowej, ale gdy już ją zobaczyła... "O mamo. Dobra jest."
Wcześniej tak ubraną widziała może jedną szlachciankę co przybyła wyjątkowo na Apozo. Poza tym nie miała pojęcia, że kobieta może wyglądać tak dobrze. Emanować taką pewnością siebie, ponętnością - Aremani pozazdrościła jej tego. "Chyba mam pomysł na własną suknię." Jednak z momentu zachwytu delikatnie wybiła ją Neela przysuwająca się bliżej. Zielarka spojrzała na jej driadzią twarz, której zielone czółko zmarszczyło się w niemiłym grymasie. Chyba jeszcze nie doświadczyła od niej takich emocji. Było to zjawisko tak ciekawe do obserwacji jak i niepokojące. "Nie wkurwia się spokojnych osób." Już miała odpowiedzieć Yunanie gdy ta zajęła się poznaniem Neeli. I Arę od razu przeszedł dreszcz. "Zaraz coś wybuchnie." Tym bardziej, że Dandre mało sprawnie rozładowywał napięcie. "Czyżby Złotym Ustom Keronu zaczęło brakować słów? No proszę." Nie sądziła, że obserwacja społeczna może być równie fascynująca co eksperyment naukowy.

Wchodząc do środka domu Yunany Aremani zaczęła szukać inspiracji. W końcu niedługo przyjdzie jej samej wybudowywać, urządzać i ozdabiać własny kąt. Chciała więc zrobić to, by wpasować się do kattokijskiego stylu. A może nawet uda jej się samej wytyczyć taki styl! Kto by w końcu nie chciał naśladować w wyglądzie i domownictwie Bohaterki Kattok?
Niestety postawa Neeli burzyła jakąkolwiek dobrą atmosferę. O ile z początku zielarka chciała współczuć koleżance to z każdym jej burknięciem zniechęcała się coraz bardziej do tego pomysłu. Ściskało ją w środku, ale nie potrafiła określić, czemu konkretnie. W końcu odsunęła się od Neeli, ale nie tak ostentacyjnie, by odczuła. Spojrzała na szlachciankę z miną, która mogła wyrażać zarówno zatroskanie jak i zniecierpliwienie.
Nawet chciała coś powiedzieć, gdy znikąd atmosferę zagęścił kruk. Jednak jego słowa wywoływały bardziej trwogę. Pomyślała, czy może go nie złapać i nie uspokoić, jednak Auth kontynuował.
- Przepływ? -odezwała się Ara. Domyśliła się, że chodzi o coś natury magicznej, więc przymknęła oczy by spróbować się skupić na jakiś anomaliach. Nie rozumiała słów podopiecznego Shirana.
Znikąd do atmosfery grozy i dziwactw dołączyła się niespodziewanie Nellrien. Skupienie Aremani prysło natychmiast. Na wieść o niebezpieczeństwie wręcz odruchowo powróciła do Neeli i złapała ją za rękę.
- W takim razie nie marnujmy czasu! - chwyciła za stery dowodzenia Aremani. Wyspiarki rodowód nauczył ją zachowania się podczas takich sytuacji, więc wiedziała, że trzeba uciekać wgłąb lądu. Poprawiła swój plecak po czym popędziła w stronę drzwi. - Za mną! Wiem, co robić!
Aremani wybiegła z Neelą na ulicę by dostrzec zachowanie ludzi, po czym zamierzała skierować się w stronę dziczy, uważając by nie być stratowaną przez ewentualnie panikujących ludzi.
- Wielkie fale to jedno, ale co ma to wspólnego z paniką Autha? - zapytała w biegu, do nikogo konkretnego.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Uliczki osady

40
POST POSTACI
Sadre
Ze wstydem musiał przed sobą przyznać, że właściwie nie wiedział, co mógłby powiedzieć. Przez głupią, abstrakcyjną wręcz niechęć palnął wcześniej o jedno słowo za dużo, a teraz w głowie odczuwał jeno zabarwioną smutkiem pustkę. Lekki, acz nieustępliwy ucisk, który czuł w klatce piersiowej, nie ułatwiał odnalezienia się w całej tej sytuacji. Po kilku pierwszych burknięciach Neeli i najszczerszej niechęci, wykrzywiającej jej uroczą twarzyczkę, miał ochotę zapaść się pod ziemię. W myślach wyzywał się od najgorszych, nie przebierając w słowach. Łapał się jednak na tym, że nie miał sobie za złe tego, że uległ urokowi Yunany. Nawet teraz, gdy na nią patrzył, czuł, że było to nieuniknione. Cicha obietnica błyszcząca w jej ciemnych oczach była dlań najsilniejszą z pokus.
Nie, Birian wyrzucał sobie fakt, iż nie ugryzł się wystarczająco wcześnie w język. Jakby to właśnie słowa, nie czyny, zraniły szlachciankę i rozbiły tę iluzję, którą mógł wokół siebie roztoczyć. Nie chciał przysparzać jej bólu i wydawało mu się, że pragnął, by była szczęśliwa.
Ale nie kosztem własnej przyjemności. Był niewolnikiem samego siebie i nawet najszlachetniejsze intencje rozbijały się o tą fundamentalną prostotę jego istnienia. O pragnienie, przed którym nie mógł uciec. Był sobą niejako rozczarowany, ale bynajmniej nie zdziwiony.
Może jeno faktem, że ucisk w piersi wcale nie malał, a wzmagał się z każdym kolejnym fuknięciem Neeli.


Ciepły uśmiech i spojrzenie krawcowej, która doskonale rozumiała płonący w nim ogień, sprawiły, że nieco się rozluźnił, śmiejąc się jeno w duchu, że kobieta czytała zeń jak z otwartej księgi. Przed oczyma miał czerwień, falującą nieznacznie przy kolejnych ruchach wyspiarki, wijącą się wraz z nią, kiedy próbowała udobruchać jakoś kroczącą wojenną ścieżką szlachciankę. Czerwień została z nim nawet, gdy oderwał odeń wzrok, niewidzącym spojrzeniem sunąc po swoich towarzyszach. Nawet jeśli wcześniej wypierał się sugestii Ajasa, zasłaniając się umiłowaniem do sztuki, tak kryjący się w jego skierowanych ku szlachciance oczach smutek, prawdopodobnie mówił więcej, niż tysiąc słów.
Odrobina niechęci na twarzy Aremani już go nie ruszała.
Nie mógł przecież walczyć z grawitacją.


Milczał. Nagłe pojawienie się kruka w pracowni krawcowej, sprawiło, że aż się wzdrygnął. Widział, jak Yunana odskakuje w tył i zapiera się plecami o stół, więc zamachał uspokajająco rękoma.
- Dziobie tylko bardów. – wyjaśnił, uśmiechając się lekko. Powaga sytuacji jeszcze bynajmniej do niego nie docierała, osobiste dramaty Nellrien w tej chwili niespecjalnie go porywały. Na wszelki wypadek przysunął się jednak trochę bliżej Yunany, stając mniej więcej pomiędzy nią, a zaniepokojonym demonem.
Na czole barda wyrysowała się głęboka bruzda, a jego dłoń odruchowo powędrowała w stronę pasa, gdzie powinna oprzeć się na znajomej rękojeści. Natrafiła jednak jeno na pustkę, gdyż po nieporozumieniu z Ajasem, postanowił zostawić oręż w lecznicy. Poczuł się nieprzyjemnie nagi, boleśnie bezbronny w obliczu nieznanego.
- Cień czego? Mówże składniej, na otchłań! Co się dzieje? – jak na szaleńca przystało, bez chwili zawahania odezwał się do kruka, jednocześnie opierając się o stół, by odgrodzić go od Yunany. Z takim skupieniem wpatrywał się w czarnego ptaka, że nawet nie drgnął, gdy drzwi trzasnęły o ścianę, a do środka wpadła zdyszana pani kapitan. Zerknął na nią z uniesioną brwią. Prędko na jego twarzy wymalowało się jednak zrozumienie i cień terroru.
Może i nie miał kontaktu z morzem, ale skoro ludzie mówią, że trzeba uciekać, to nie widział powodu, by się z nimi spierać. Prędko odbił się od stołu, tłumiąc w sobie narastającą irytację. Niechaj szlag trafi Bogów, którzy zabierają mu okazję do świętowania. Postąpił dwa kroki w stronę Aremani i Neeli, odruchowo chcąc pomóc jakoś tej drugiej, może pochwycić ją za rękę, ale został ubiegnięty. Spojrzał na Aremani i kiwnął głową.
- Idźcie przodem, będę za wami. – odsunął się na bok, by nie blokować nikomu wyjścia z pracowni. Na zewnątrz wyszedł ostatni. Z odrobiną melancholii przesunął wzrokiem po chaosie na ulicach. Nie tak miał wyglądać ten dzień… Jeśli Yunana próbowała zabezpieczyć jakoś swój sklep, został z nią do końca. Jeśli wybiegła razem z resztą, Birian stał przez chwilę bez ruchu, obserwując panikę i terror w oczach uciekających w dzicz wyspiarzy. Później poprawił lutnię na ramieniu, przycisnął instrument do pleców i ruszył biegiem za resztą.
Obrazek

Uliczki osady

41
POST POSTACI
Shiran
Nie powiem, że to była normalna sytuacja. Jakieś wewnętrzne dramy, czy inne życiowe konflikty nigdy nie były moją mocną stroną, ale to aż nazbyt rzucało się w oczy. Zabawnemu wydźwiękowi całej sytuacji nadawał fakt, że nasz wspaniały złotousty zwyczajnie sobie nie radził, zaś nasza piękna wyspiarka, wydawała się podburzać wszystko mocniej, niż sztorm fale na morzu. Zresztą jeszcze ten nadęty bufon i Neela i do tego Pajac i nasza egzotyczna wspaniałość. Nellrien tutaj brakowało i jakiegoś soczystego "ja pierdole". Szkoda, że najprawdopodobniej nikt nie wystawi sztuki, która byłaby w stanie ująć niezręczność tej sytuacji.
- Te, igłę to se w dupę wsadź - odpowiedziałem elokwentnie Pajacowi. - Pilnuj tam lepiej tej swojej pasji, bo zaraz więcej Twoich bękartów po tej wyspie latać będzie, niż Twoich utworów po karczmach. - Jakoś w tym momencie straciłem cały takt, nie do końca wtedy świadomy, że może to ugodzić w naszą malutką, zdriadziałą duszyczkę. Może i bywałem porywczy, ale złych intencji nie miałem. Naprawdę!

Gdy usłyszałem łopot skrzydeł, zerknąłem z ukosa na kruka. Nie za bardzo wiedziałem o co też chodziło Authowi. W momencie, gdy usłyszałem że zaraz wpadnie tu Nellrien, wyraźnie wściekła, nie spodziewałem obrotu spraw jaki miał za chwilę nastąpić...
- Coście tam odwalili? - zapytałem, jakże uprzejmie. Ciekawiła mnie odpowiedź i to do czego doszło przed Dupobrodym. Znając temperament mojej jakże wspaniałej pani kapitan, spodziewałem się najgorszego. Czy ja pomyślałem o niej jako moja? Nie. Nic z tych rzeczy. Potrząsnąłem głową z roztrzepaniem.

Do meritum jednak! Daliśmy się zaprosić do budyneczku, w którym nasza Nimfa miała swoją pracownię. Najprawdopodobniej to tutaj, na stole, posuwali się z Birianem. No, ale co mi do tego. Kulturalnie postanowiłem ten fakt przemilczeć. Rozejrzałem się dookoła, śledząc bogato zdobione materiały, czy inne kolorowe tkaniny. Całkowicie nie mój styl. Oparłem się więc plecami o ścianę, przysłuchując się zajadłej dyskusji.
Neela dość żywiołowo odpowiadała na każdą próbę nawiązania kontaktu przez naszą ubraniową wybawicielkę. Sama nie potrafiła się powstrzymać przed docinkami, jakby odpalił się jej jakiś typ nastoletniego buntu. Pyskowała i zachowywała się niczym jakieś naburmuszone dziecko. Spojrzałem na nią z ukosa, z lekkim politowaniem.
- I będziesz się zniżać do takiego poziomu? Strzel Birianowi z liścia, weź suknię i bądź prawdziwą kobietą ze swoim niezszarganym honorem, co?- odezwałem się w pewnym momencie do naszego Promyczka, nie mogąc znieść dłużej tej farsy i teatrzyku, jaki się odjebywał przed naszymi oczyma.
- Tego kwiatu pół światu, Pajac na Ciebie nie zasługuje, skoro bałamuci każdą na swojej drodze. Taki już jest. Szkoda nerwów. Nie ma co się poniżać - Co jak co, ale ktoś musiał w końcu powiedzieć prawdę. Nawet jeśli to oznaczało, że ja dostanę zaraz z liścia. Zwykle nie wchodzę ludziom do łóżka, ale ktoś musiał potrząsnąć towarzystwem.
By jednak zmienić temat, spojrzałem się w stronę przyjemnej dla oka pani krawcowej i uśmiechnąłem się bez przekąsu, nieco przepraszająco za sytuację jaką wywołałem i jakby tłumacząc moje kolejne zdanie.
- A wracają do ubrań masz coś bardziej stonowanego? A jak już nie może być czarne to może głęboki bordowy? - zaryzykowałem, pogłębiając przepraszający uśmiech.

Całą zabawę przerwał jednak Auth.
- Co jest nie tak? - odbiłem się od ściany, spoglądając na ptaszysko, które wpadło do pomieszczenia.
- Spokojnie, nie gryzie - dodałem, z pewną dozą humoru.
- Nic nie czuję - Te słowa zwróciłem już do kruka. - Gdzie nie ma przejścia? O czym Ty kraczesz? - nie zważałem na to, że zostanę odebrany przez naszą seks-boginię jako szurnięty gość od mrocznego ptaka. I tak już byłem Szalonym Shiranem, dzięki Pajacowi. No, ale nie będę sam. Ara też zaczęła z nim gadać... a potem Birian. Super, wszyscy będziemy wariatami, jeśli to przeżyjemy. Fajnie.

Pojawienie się Nellrien wcale nie uspokoiło towarzystwa. Wpadła zdyszana, a nie wściekła. Musiało być naprawdę poważnie, jeśli tak szybko wyparowała z niej złość. To dawało do myślenia. I pocieszało, że nie chce już głupio ginąć.
Pierwsze do wyjścia z pracowni rzuciły się Kwiatuszek za rękę z Neelą.
- Stójcieże! Gdzie niby pobiegniecie? Zgubicie się tam tylko i potopicie w tej gęstwinie! - rzuciłem podniesionym tonem, by trochę ochłonęły. Sam spojrzałem na Autha, a potem wzrokiem odszukałem Nellrien, sprawdzając jaki sama ma do tego stosunek. Birian już zajął się swoją wybranką, Neela była zaopiekowana przez naszego Giganta... Mi więc została dwójka, która umiała się sobą zająć. Mimo wszystko nie chciałem ich zostawić samych. Wolałem mieć pewność, że na pewno nikomu nie strzeli głupi pomysł do łba.
- Auth! Widziałeś gdzieś jakieś wzniesienie, gdzie bylibyśmy bezpieczni? Możesz nas tam zaprowadzić? - zapytałem całkiem chyba spokojnie, patrząc na chaos jaki nagle zapanował. Ludziom dosłownie odpierdalało. Rzucali się do ucieczki, jakby mieli za chwilę umrzeć. Może i mieli rację... Wydaje mi się jednak, że tutaj trzeba byłoby podejść do tego z głową.

Uliczki osady

42
POST BARDA
Po jakże niesubtelnym komentarzu Shirana Neela przez moment faktycznie wyglądała, jakby to jemu chciała dać w twarz. Może przez to, że dość konkretnie i bezpośrednio potwierdził jej domysły, wypowiadając na głos to, co dotąd pozostawało niewypowiedziane.
- Ty nie znalazłeś dla siebie jakiejś powalającej, opalonej tutejszej? - spytała chłodno. - Aż dziw. Nie wiem, czego ja się spodziewałam. Wszyscy jesteście tacy sami.
W przeciwieństwie do niej, Yunana nie wyglądała na oburzoną kolejnymi słowami półelfa. Fakt, że według niego Dandre bałamucił każdą na swojej drodze, nie robił na niej żadnego wrażenia. Zerknęła tylko na barda krótko i mogli przysiąc, że w jej spojrzeniu błysnęło rozbawienie, ale trwało to zbyt krótko, by byli tego absolutnie pewni.
- Hm. Więc tak. Czarnych rzeczy niestety nie mam, nie od ręki. Jesteśmy na Archipelagu, nie w Keronie. Ale coś bordowego... może się znajdzie.
Auth nie odpowiedział na pytanie dotyczące tego, co wydarzyło się u Barbano, argumentując swoje milczenie tym, że Nellrien zagroziła mu nadzianiem go na ruszt, gdyby zechciał opowiedzieć cokolwiek Shiranowi. "Boję się jej", stwierdził, choć półelf nie był pewien, czy w jego słowach jest czysta prawda, czy też nie był do końca poważny. Łatwiej byłoby czasem porozumiewać się z nim, gdyby miał normalną, humanoidalną mimikę. Jego nietypowe dla kruka, złote oczy nie przekazywały wystarczająco wielu emocji.

A potem rozpętał się chaos.
- Rozumiecie tego kruka? - spytała Yunana, przeskakując spojrzeniem z jednego na drugie.
- Tak. Ty nie? - wyrwała się natychmiast Neela, ale upomniana przez Shirana i zatroskane spojrzenie Aremani powstrzymała się od dalszych komentarzy. Zwłaszcza, że teraz mieli większe problemy na głowie, niż niepowstrzymana chuć Biriana.
Czuję, że otworzyło się przejście. Podobne do tego, którym tu dotarłem. Coś przechodzi. Coś nadchodzi. Coś nadpływa. Uciekaj, elfie. Uciekajmy wszyscy. Nie mam mocy, jestem ptakiem. Potrzebuję mocy.
Yunana, oczywiście, nie wybiegła od razu. Zaklęła pod nosem tak parszywie, że niejeden krasnolud by się nie powstydził i przez chwilę rozglądała się, zdezorientowana i zrozpaczona. Drewniany dom nie mógł uchronić całego jej dobytku. W drewnianym domu nie uchowają się ubrania, suknie i dublety, zapasy drogich tkanin i wszystko, co zaplanowała sobie na przyszłość. Dandre nie spędził z nią wiele czasu, ale po raz pierwszy widział ją w takim stanie. I chyba nikt się temu nie dziwił? Oni nie mieli jeszcze domów na Kattok, choć otrzymali kawałki ziemi. Ona miała tu już zaplanowaną całą przyszłość, która właśnie sypała się przed jej oczami jak domek z kart.
W końcu zrezygnowała z prób zabezpieczenia czegokolwiek i tylko rzuciła się po duży, wiklinowy kosz, z którego wyrzuciła zawartość, zastępując ją ściągniętym z parapetu, protestującym, rudym kotem. Oburzone miauknięcia były jednak zupełnie ignorowane, a wkrótce stłumione przez zamykaną na zatrzaski pokrywę. Kobieta nic nie mówiła, a choć działała sprawnie i zdecydowanie, to jej piękne, ciemne oczy błyszczały od wstrzymywanych łez.
Zostawiła otwarte drzwi, gdy wybiegli z pracowni. I nie tylko ona nie przejmowała się już przekręcaniem klucza w zamku. Na zewnątrz stopniowo rozpętywał się chaos, bo informacja o nadciągającej fali docierała do kolejnych osób. Ktoś odbił się do ramienia Aremani i nawet nie przeprosił, ktoś krzyknął, gdy Auth nieostrożnie załopotał mu skrzydłami tuż przy twarzy.
Jest góra. Jest wzniesienie. Nie zdążycie tam dotrzeć. Zbliża się.
- Niedaleko stąd jest ścieżka, prowadząca na górę - powiedziała jednocześnie Yunana przy akompaniamencie szczerze zdegustowanego miauczenia. - Wyrzeźbione schody. Może uda się nam wejść wystarczająco wysoko.
Biegła tuż za resztą, nawet w panice i rozpaczy wyglądając dobrze, z rozwianymi włosami, rozchylonymi ustami i zarumienionymi policzkami. Niewielu znali ludzi, obdarowanych przez bogów takimi wdziękami. Chyba nikt nie powinien dziwić się biednemu, szykanowanemu Birianowi, że w nich przepadł?
- Auth mówi, że nie zdążymy uciec przed falą - sapnęła Nellrien, w biegu łapiąc Shirana za dłoń.
Przed falą może zdążycie. Nie przed tym, co nadchodzi razem z nią.
- Co to, do jasnej kurwy, znaczy?
Czuję magię. Magię z podziemi.
- Nie wiem, czym jest magia z podziemi, Auth, do cholery!
Magia takich, jak ja. I tych, którzy żyją, ukryci przed słońcem. Elfów.
- Elfy nie ukrywają się przed słońcem - zaprotestowała Neela, ewidentnie nie rozumiejąc o czym mowa. Ale czy ktokolwiek z nich rozumiał? Auth był rozgorączkowany, a że miał w zwyczaju mówić zawile, tak w obecnym stanie ten problem tylko narastał.
Ziemia pod ich stopami zadrżała wyraźnie, zmuszając ich do zatrzymania się na moment. Korzystając z okazji, kruk wzleciał w górę, by spod nieba odwrócić się w zachodnią stronę. Przez chwilę unosił się nieruchomo na wietrze, z rozłożonymi skrzydłami, gdy oni z powrotem łapali pion.
- Nie chcę umierać - szepnęła Nellrien. - Jednak nie chcę. Nie teraz. Nie w ten sposób.
- Nie umrzemy. Biegnijmy tam, w stronę wzniesienia, jak powiedział Shiran
- powiedziała Yunana z pełnym przekonaniem, choć jej drżące dłonie i przyspieszony oddech świadczyły o nie najlepiej ukrywanym przerażeniu.
Mag coś robi. Łysy czarodziej. Magazynuje magię. Ludzie się zatrzymują - relacjonował Auth, który z góry widział więcej, niż oni.
- Sebalf - sapnęła rudowłosa. - Kiedyś wypiętrzył dno. Może teraz... może teraz też to zrobi. Może powstrzyma falę.

Spoiler:
Obrazek

Uliczki osady

43
POST POSTACI
Aremani
"Nerwowość jest uzasadniona, lecz niewskazana." Niczym wyuczona mantra przypominała jej się formułka, której tak chętnie używał jej ojczym. Zarówno w sytuacjach około-powodziowych jak i wybuchach wulkanu... gniewu, jakim Aremani darzyła swojego opiekuna. Ciężko było jednak utrzymać emocje, gdy na zewnątrz rozpoczynała się panika, a co dopiero jedyne z czym się borykała do humorek Neeli. "Chociaż z dwojga złego to nie wiem, co gorsze."Do myślenia o powadze sytuacji przywołało ją szturchnięcie w ramię. Aremani syknęła, ale nawet nie zdążyła zobaczyć osoby ni kierunku w którym się udała. Tak dużo się działo.
Gdy Yunana wspomniała o rzeźbionych schodach zielarka kiwnęła w jej stronę głową. Wtedy dopiero też uświadomiła sobie, że nie pomyślała o dobytku krawcowej. Nie mogła jednak teraz zrobić nic więcej - warsztatu nie zdążą zabezpieczyć. Wewnętrzny imperatyw kazał jej przede wszystkim zająć się Neelą, niezależnie co uważała o samodzielności jej czy swojej własnej. Na rozmyślenia z pewnością jeszcze najdzie ją chęć. Chwyciła swoją towarzyszkę mocniej za rękę.
Auth z pewnością nie rozładowywał napięcia swoimi kabalistycznymi sformułowaniami. Jednak wspomnienie o Sebalfie zrodziło w niej serię przemyśleń.
- Sebalf ma nasz kamień, który nas trzymał w śpiączce... Myślicie, że to efekt jego kombinowania z nim? Mogłam mu to zabrać, zabiję złamasa jeśli... - jednak tak jak wcześniej z mieszkaniem Yunany, uznała że na wyrzuty sumienia jeszcze przyjdzie czas.
- Shiran! - rzuciła pewnym tonem do półelfa, tak jak nigdy do niego nie przemawiała. - Ja sobie lepiej poradzę z wprowadzeniem ludzi do dżungli. Myślisz, że można jakoś pomóc temu magowi? Auth wydaje się rozeznany, a jeśli to ma coś wspólnego z kamieniem, to może ma i z nami!
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Uliczki osady

44
POST POSTACI
Ndandre
Birian patrzył na półelfa z mieszanką zażenowania i złości. Daleki był od furii, jaką odczuwał, gdy Shiran zapracowywał sobie na swój przyszły przydomek, paląc wokół nich dżunglę, ale musiał przed sobą przyznać, że zalazł mu za skórę. Ich waleczny rębajło najwyraźniej nie posiadał zdolności do ugryzienia się w język w odpowiednim momencie. W takim razie mieli ze sobą nieco wspólnego, jakkolwiek by mu się to w tej chwili nie podobało.
Zdecydował, że nie jest to czas, ni miejsce na żadne próby pojednania, czy nawet zażegnanie konfliktu. Czasem trzeba pozwolić parze ulecieć, by się nie sparzyć.
Kątem oka dostrzegł ubawione spojrzenie Yunany. Uśmiechnął się doń nieznacznie i lekko wzruszył ramionami.


Mhm, długa historia. – kiwnął głową, gdy zdezorientowana krawcowa pytała o kruka, skaczącego po jej stole. Dandre wpatrywał się w czarne oczy ich demonicznego kompana, bezskutecznie próbując z nich cokolwiek wyczytać.
Każde kolejne słowo Autha rozpalało niepokój w sercu barda. Nigdy dotąd nie sprawiał wrażenia tak przerażonego. Dla wyobraźni poety nie ma nic gorszego od niejasnych gróźb. Na Bogów, czyżby Otchłań znów miała się rozstąpić? Od incydentu z Bramą minęły dziesiątki lat, ale jego kraj wciąż nosił blizny tamtych wojen. Jeśli coś podobnego miało powtórzyć się tutaj, to nie mieli najmniejszych szans.
Dandre przygarbił się lekko, a jego dotychczas napięta twarz nagle rozluźniła się. Śmiał się jeno w duchu, że jeśli dziś znów przyjdzie mu zatańczyć z kostuchą, to po raz pierwszy stanie przed nią bez stali w ręku. Och, czyż nie prosił się o to, odkąd opuścił dom?
Gwałtownie potrząsnął głową, jakby przebudził się z głębokiego, nieprzyjemnego snu.

Z bólem patrzył na Yunanę, która w panice rozglądała się po swojej pracowni. Wiedziała, że nie miała czasu ani możliwości, by ratować swój dobytek. On swoje życie mógł nosić na ramieniu, wrzucone niedbale gdzieś koło duszy, jednak dla niej nie było to takie proste. I jeden kaprys natury mógł pozbawić ją wszystkiego, na co tak ciężko pracowało, dla czego tak wiele poświęciła.
- Będzie dobrze, dasz sobie radę – powiedział, a jego głos wręcz emanował spokojem, stanowiącym tak ogromny kontrast dla wcześniejszego krakania Autha. Jeno palce muzyka wciąż niespokojnie przebierały w powietrzu. To nie fali się obawiał, a tego co mogło przyjść po niej.
Mogło to jednak wynikać z jego nieobycia, gdyż Birian nie mógł sobie wyobrazić, jak wielce niebezpieczny może być rozwścieczony ocean.
- Daj i biegnij – wyciągnął ręce po wiklinowy kosz z kotem, chcąc jakkolwiek pomóc kobiecie w tej trudnej chwili. Łzy w jej oczach zamieniały je w ciemne zwierciadła, w których wyjątkowo nie chciał się akurat przeglądać.


Biegł, przysłuchując się nerwowej wymianie zdań między kapitan, a krukiem.
- Jakich, kurwa, elfów? – sapnął elokwentnie, przepychając się przez irytująco wolną grupę ludzi, zbyt często oglądającą się przez ramię na swe dawne życia, pozostawiane na pastwę wściekłego oceanu.
Mimo dość burzliwego życiorysu, przy niemal każdej możliwej okazji pogrążał się w przeróżnych lekturach. Nie były mu obce mity i legendy wszelkich krain kontynentu, a w zgłębianiu ich odnajdywał niemałą rozrywkę, nie mówiąc już o inspiracji do poezji. Jednak nijak nie mógł przypomnieć sobie nic, co mogłoby pokrywać się z zawiłymi słowami kruka. Z drugiej strony, był jeno jednym człowiekiem, z dość ograniczoną ilością czasu.

Ziemia zatrzęsła się, a bard zgubił krok, prawie kończąc z twarzą w piasku. W ostatniej chwili udało mu się złapać równowagę, ale czuł, jak serce na chwile staje mu w piersi. To nie był dobry znak.
Na Bogów, niech szlag trafi tę przeklętą wyspę.
- Nikt tu nie umrze, na Bogów! Nie zabiła nas dżungla, nie zabiły nas tamtejsza monstra, to nie zbije nas też odrobina wody – powiedział z niezachwianą pewnością, choć serce tłukło mu w piersi jak szalone, a rozbiegany wzrok nie mógł znaleźć jednego miejsca, na którym mógłby się na chwilę skupić. – Dalej, dalej! W górę, do cholery! I losowi trzeba czasem trochę pomóc. – zamachał ręką, coby reszta szła przodem.
Na chwilę zerknął ku Aremani i potrząsnął głową z żarliwym przekonaniem człowieka, który nie ma pojęcia, o czym mówi.
- Ni chuj. Nie sądzę, by był osobą, która jest w stanie popełnić taki błąd. I nie sądzę, by wszystko musiało rozbijać się o nas.

Auth, mówiłeś, że potrzebujesz mocy. Do czego? Czy byłbyś w stanie coś zrobić? Wykorzystać magię, którą... zbiera..? Sebalf? – zapytał, jednocześnie wykonując uspokajający gest dłonią, zapewniając Nellrien bez słów, że wcale nie sugeruje, jakoby był to najlepszy pomysł.
Sebalf, mimo bycia dość antypatyczną jednostką, wydawał się znać na tym, co robi.
Obrazek

Uliczki osady

45
POST BARDA
Auth załopotał skrzydłami tuż nad głową Biriana.
Elfów nocy.
Być może niektórym jego słowa nic nie mówiły, a może niektórzy natknęli się w swoim życiu na legendy o mrocznych elfach, ale zawsze były one wyłącznie tym: legendami, takimi samymi, jak te opowiadające o potworze odgryzającym nogi dzieciom, które nie chcą spać, albo o księżycach, jakie zakochały się w słońcu i przez rzucone na nie przekleństwo nigdy nie są w stanie się z nim spotkać. Nikt w to nie dawał wiary, to były ludowe bajania, stare opowieści. Auth sugerował, że istnienie mrocznych elfów było prawdą i choć brzmiało to absurdalnie, czyż nie bardziej absurdalny był demon, zaklęty w ptaka i podążający za Shiranem, gdziekolwiek by się on nie udał?
- Wejście na dach nie wystarczy - odpowiedziała Yunana na propozycję, jaką najwyraźniej rzucił w międzyczasie półelf, zbyt cicho, by ktokolwiek inny go usłyszał. - Fala zmiecie budynki, a nas razem z nimi. Ina została wybudowana szybko, nie porządnie.
Ktoś ich wyprzedził, biegnąc w stronę schodów. Grupa kilku osób, pędzących na wzniesienie tak samo, jak oni. Za nimi też tworzył się już powoli ogon z osadników, choć, o dziwo, nie wszyscy kontynuowali swój bieg. Gdzieś wśród nich rozległy się głosy, mówiące o Sebalfie, o tym, że ucieczka może nie być wcale konieczna. Czy były to pobożne życzenia, czy mag otwarcie powiedział, że jest w stanie powstrzymać kataklizm? Jak potężnym magiem musiał być ten łysy odludek, skoro stawał naprzeciw niszczącej sile żywiołu? Jeśli faktycznie posiadał wystarczającą moc, nic dziwnego, że Barbano kurczowo trzymał go przy sobie.
Byłbym w stanie zrobić wszystko. Zagiąć świat wokół nas tak, żeby zginęli wszyscy poza nami. Nie potrzebowałbym dzioba, żeby pozbawiać oczu. Ale jestem ptakiem. Jestem ptakiem. Ptakiem.
W głosie kruka rozbrzmiewała nieukrywana gorycz. Na co dzień wydawał się stosunkowo pogodzony ze swoim losem, ale teraz sytuacja była zupełnie inna. Krążył wokół nich, jak mroczny omen, wściekle tłukąc skrzydłami powietrze.
- Poczekaj... - zaprotestowała Nellrien, ciągnięta przez Shirana za rękę pomiędzy drzewa, w kierunku skały, na którą mieli się wspiąć. - Może Sebalf...
- Z góry będziesz widzieć, co robi Sebalf - zawołała biegnąca przed nimi Yunana, tak samo, jak Dandre i Aremani nie chcąca marnować czasu. Rudowłosa wahała się tylko chwilę i w końcu ruszyła dalej pędem.


Dobre kilkanaście minut zajęło im dotarcie do schodów, o których mówiła wyspiarka, a gdy zaczęli się na nie wspinać, byli już tak wycieńczeni ucieczką przed nadciągającym żywiołem, że każdy kolejny krok w górę wiązał się z koszmarnym wysiłkiem. Widzieli kilka osób nad sobą, kilka z tyłu, ale spora większość kolonistów została jednak na dole, pokładając być może zbyt wielką wiarę w magu. Wspinali się jednak coraz wyżej, bo tylko w ten sposób mogli zapewnić sobie przeżycie. Coraz lepiej widzieli osadę - teraz, z wysokiego punktu obserwacyjnego, mogliby docenić to, jak starannie została rozplanowana, gdyby nie mieli w tej chwili trochę innych problemów na głowie. Krok za krokiem, widzieli coraz więcej: wystrojony główny plac, z zebranym na nim małym tłumkiem, równe uliczki pomiędzy budynkami i nabrzeże, pełne optymistów, lub szaleńców, ciężko określić. W pewnym momencie na dachu jednego z budynków, stojących w samym porcie, pojawiła się znajoma im sylwetka, odziana w szarość. I dokładnie w chwili, w której Sebalf uniósł ręce do działania, Aremani dostrzegła na horyzoncie jasną linę nadciągającej fali.
Kolejne drgania ziemi pod ich stopami zmusiły ich do zatrzymania się w miejscu, ale niewiele wyżej byli już w stanie wejść. Rumor i głuchy huk ocierających się o siebie kamieni zdawał się wypełniać całą wyspę, gdy osuszone dno pod przechylonymi statkami zaczęło pękać, a w górę zaczęły jeden po drugim wystrzeliwać nieregularne, kamienne słupy. Jeden z nich roztrzaskał Barakudę, ale jeśli miało to pomóc, czymże był jeden statek przy życiach wszystkich kolonistów? Sebalf wykrzykiwał coś, z trzewi ziemi wyrywając coś, co miało przechylić szalę na ich stronę.
Huk nadciągającego żywiołu był coraz głośniejszy, a fala, która początkowo była tylko linią, teraz stała się wysokim, dziwnie ciemnym wybrzuszeniem, na pierwszy rzut oka znacznie wyższym od wzniesienia, na jakie udało im się wspiąć. Neela struchlała i tak, jak przy wstrząsie opadła na kolana, tak już znieruchomiała; Nellrien boleśnie zacisnęła palce obu rąk na dłoni i przedramieniu Shirana, a Yunana tylko szeptała pod nosem coś, co musiało być modlitwą.
- Na górę! Biegnijcie dalej na górę! - zawołał młody, wymijający ich chłopak, w którym Aremani rozpoznała swojego wybawiciela z wczoraj. W jakże innym świecie wtedy żyli.
Młody również padł na kolana, gdy wyspa zatrzęsła się ponownie. Oszałamiająca magia Sebalfa wyrwała fragment odsłoniętego dna, tworząc w nim szeroką i głęboką szczelinę, na jakiej fala miała potencjalnie się złamać, a z wyciągniętej z głębin skały stworzyła ścianę, wysoką na kilka pięter i odgradzającą całą Inę od rozszalałego żywiołu. Czarodziej krzyknął coś, a ludzie zaczęli prędko wycofywać się z nabrzeża.

Kolejne kilkadziesiąt uderzeń serca trwało chyba wieczność, a huk nadciągającej i przelewającej się wody zdawali się słyszeć każdym skrawkiem swojego ciała. Ciemna fala zbliżała się i chociaż wydawało się, że jest niepowstrzymana, że wzniesione przez maga słupy, wychodzące daleko w morze, w gruncie rzeczy nic nie dają, wciąż ciężko było odwrócić wzrok.
- Cóż, dużo gorsze noce mogły okazać się moimi ostatnimi - odezwała się Nellrien cicho, tak, by usłyszał ją tylko Shiran. Siliła się na żart, ale w jej głosie rozbrzmiewała absolutna panika. Spędziła wiele lat na morzu, doskonale zdawała sobie sprawę z niszczycielskiej siły tego żywiołu.
Nadchodzą. Nie tych zabezpieczeń potrzebujecie.
Słowa Autha rozbrzmiały w ich głowach chwilę przed tym, gdy fala z hukiem wpadła w wyrwę, a potem uderzyła w nienaturalny mur. Wyda wystrzeliła w górę jak gigantyczny, sięgający nieba gejzer, częściowo przelewając się przez skalną ścianę, której pęknięcia usłyszeli aż tam, gdzie oni się znajdowali; fragment jej odłamał się i runął, zawalając się na kawałek nabrzeża i kilka budynków, zabierając ze sobą też kolejny statek i tych gapiów, którzy w swojej głupocie nie oddalili się na bezpieczną odległość. Woda wlała się przez wyrwę na wyspę, pomiędzy budynki, a ta, która wystrzeliła w górę, spadła z głośnym, śmiercionośnym hukiem.
Mimo to jednak... wyglądało na to, że tsunami nie miało dotrzeć aż do nich. Ba, nie miało dotrzeć nawet do połowy kolonii. Sebalf może nie uratował wszystkich, ale zrobił, co mógł, zanim zwaliły się na niego z nieba hektolitry wody, zmiatając go najpewniej z dachu.

Ale zanim którekolwiek z nich zdołało choćby jednym słowem wyrazić swoją ulgę, zza stworzonego przez maga muru wynurzyło się to, co sprawiało, że fala miała tak nienaturalny odcień. Ciemne sylwetki istot, z jakimi nikt dotąd nie miał do czynienia, podłużne, jak węże wodne, z którymi walczyli, ale pięciokrotnie przerastające ich rozmiary, gigantyczne pająki, pokryte chityną ośmionogie stworzenia - cała gama potworów, bo inne słowo nie mogło oddać tego lepiej, zaczęła przełazić przez mur na drugą stronę niczym wypaczone, szkaradne stado mrówek. A wśród nich, na ich grzbietach lub na dziwnych, niesionych przez nich konstrukcjach, przypominających powozy, ale pozbawione kół i ociekające wodą, odcinały się humanoidalne sylwetki zakapturzonych postaci.

Są tutaj. Przejście zostało otwarte. Nie ma dokąd uciekać. Trzeba było dać się zabić fali.

Spoiler:
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ina'Kattok”