Tajemniczy mężczyzna wyprowadził Mortiusa przez bramy miasta. Nie było problemów pośród strażników, którzy nie rozpoznali go z racji jego zaklęcia. Ruszyli na północ, jednym ze szlaków, które prowadziły do okolicznych wiosek. Minęli je i poszli jeszcze dalej, aż dotarli do miejsca przeznaczenia. Te tereny były mało znane mieszkańcom Saran Dun, bo zazwyczaj nie opuszczali murów. Tu, poza granicami wielkiego miasta, życie toczyło się zdecydowanie inaczej. Przewodnik całą drogę milczał, aż skierował się do wielkiego, podniszczonego powietrznego młyna i tam po prostu zdecydowanym ruchem dłoni przekroczył drzwi. Wewnątrz młyna widać była cały mechanizm, który od dawna nie działał poprawnie. Być może był to efekt lat, które upłynęły od momentu jego postawienia lub ingerencja innych osób. Podłoga była w paru miejscach dziurawa, przez ceglane ściany i dach przedostawało się delikatnie światło. Skierował się schodami na dół, do miejsca, gdzie kiedyś mieliło się młyn. Schody skrzypiały niemiłosiernie.
Tam na prowizorycznym posłaniu leżał Pies, ale nie wyglądało to zbyt dobrze. Był blady, praktycznie jak trup, oddychał płytko i spał. Nie widać było innych z jego ekipy. Co wydawało się dziwne, gdyż taka kryjówka spokojnie pomieściła przecież cała jego bandę i jeszcze pozostało sporo miejsca w środku. Warunki co prawda nie były idealne, aczkolwiek za to na pewno było tu bezpiecznie.
- Umiera. Podczas ucieczki oberwał paskudnie. - Dopiero teraz odezwał się do niego mężczyzna, pozwalając mu na własne oczy zobaczyć stan jego towarzysza. To nie była iluzja, czy próba oszukania go poprzez magię, a smutna rzeczywistość, wynikająca z konsekwencji ich działań. Dlaczego jednak pokazał mu ten widok?
Spoiler: