POST BARDA
Zimne piwo miało niepowtarzalną ciężkość, której ciężko było spodziewać się po jego jasnych odpowiednikach, które pijało się na Południu. W ciepły dzień nie było nic lepszego od orzeźwiającego lagera. Tu, gdzie pogoda, los i ludzie byli nieprzyjemni, przynajmniej piwo miało pewną pełnię, która pozwalała zanurzyć w nim troski. Nie było to jednak dane Verze i jej załodze. Sąsiedni stolik również nie był zadowolony z szybkiego pojawienia się kapitana Zekkiela Siwowłosego. Jej załoganci starali się szybko dopić trunek, Pogad przechyliła cały kufel na raz i skwitowała to przeciągłym beknięciem, którego nie powstydziłby się żaden mężczyzna. Zarobiła nawet poklepanie uznania od Ohara. - Mógł poczekać te dwadzieścia minut. - Mruczał Corin, samemu dopijając tyle, ile był w stanie. - Dzięki za piwo. - Odezwał się do karczmarza, choć ten nie skomentował jego przyjaznych słów w żaden sposób. Gdy wychodzili, wokół ich niedopitych kuflów zaczęli zbierać się miejscowi. W takich miejscach żaden zasób nie mógł być zmarnowany.
Irina czekała przy drzwiach. Skanowała okolicę jasnymi oczyma, lecz nie wydawało się, by na nabrzeżu ktoś im zagrażał.
- Statek u wejścia do zatoki. - Zaraportowała. - Niewielki, bardzo szybki.
Łajba, która pojawiła się w zatoce, rzeczywiście była bardzo szybka, bo gdy załoga wracała ku Siostrze, Zekkiel już dokował. Jego statek był dużo krótszy, ale też niższy od Siódmej Siostry. Miał zupełnie inną budowę, był smuklejszy, przypominał raczej rozbudowaną szalupę aniżeli pełnoprawny okręt.
- Vera, widzisz? - Corin odezwał się ciszej. - Widzisz te zaczepy na burtach? Muszą wspomagać się wiosłami. To dobry wybór między skałami, mogą mieć większą zwrotność i szybkość.
W przyastani wybrzmiał niski, przeciągły dźwięk rogu, gdy załoga Zekkiela oświadczała, iż rzeczywiście - przybyli. Na pomost zaczęli wyskakiwać kolejni ludzie kapitana, było ich nie więcej, niż dzudziestu pięciu.
- Widzisz tego na przedzie? Tego w żółtej czapce? To ten chuj, z którym żeśmy się tłukli. - Podsunął Omar, wskazując niedyskretnie w stronę zbliżających się mężczyzn. Nie było tam żadnej kobiety, nie wydawało się też, by prócz ludzi i krasnoludów w załodze Zekkiela znajdowali się przedstawiciele innych ras. Sam kapitan szedł przodem, a łatwo było go rozpoznać po futrzanej czapie i równie futrzanym płaszczu. - Niedorobiona małpa. - Parsknął bosman.
- Gdzie rządca!? - Zakrzyknął Zakkiel. - Pasiasty już w porcie, więc gdzie są nasze łupy?!