Archipelag Łez

1
Obrazek
Niecałe trzysta kilometrów na północny wschód od Zęba Olbrzyma rozciąga się południkowo konstelacja skalistych wysp i wysepek, zwieńczona na północy i południu większymi wyspami. Większa z nich, północna, nosi nazwę Sellaig, czyli Większa Łza, nieco mniejsza południowa znana jest jako Sellust, czyli Mniejsza Łza. Czy to wskutek złośliwej przekory, czy zwykłego odruchu, rój wysepek ciągnący się między obiema Łzami zwie się Łezkami, cały zaś obszar żeglarze znają jako Sellevge, co ma się tłumaczyć jako Płacz, czy Wyspy Płaczu, albo po prostu Łzy. Na całym archipelagu Sellevge są tylko dwa ośrodki miejskie – Szaruga (Vakharam) na Większej Łzie i Stowichrów (Haast Eren) na Mniejszej Łzie – ale oba w rozumieniu kontynentalnym trzeba by raczej nazwać rozległymi wsiami. W każdej jest całkiem porządny port rybacki, główna karczma i coś w rodzaju urzędu.
Obrazek

Archipelag Łez

2
POST BARDA
Corin znał już drogę do Większej Łzy. Nawigując między zdradzieckimi skałami Archipelagu Łez, Siódma Siostra dzielnie przedzierała się przez fale, potęgowane wiatrem wiejącym między nagimi wzniesieniami, które sterczały z morza niczym kły dzikiej bestii. Szczęśliwie poza paroma większymi wielorybami, nie napotkali na drodze żadnych przeciwności.

Nawet dwa kupieckie statki, które nawinęły im się pod dziób, nie stawiały wększego oporu. Zaskoczeni grabieżą handlarze poddali się niemal bez walki, a piraci nawet nie mieli okazji odebrać życia żadnemu z nich. Z wypełnionymi może nie po brzegi, ale w znacznej części ładowniami, statek zbliżał się do Szarugi, zwanej też Vakharam.

- Znaleźliśmy tutaj szamana, który sprzedał nam te składniki na rytuał. - Mówił Corin, stojąc obok Very. Oparł dłoń na kole sterowym, jakby to miało w jakiś sposób pomóc Verze we wprowadzeniu statku do portu. - Chyba kupiliśmy dobre? W końcu wszystko poszło w porządku. To znaczy, żyjesz. Oboje żyjecie.

Jedynym wspomnieniem po opętaniu demonem była ciemna twarz Sovrana, która czasem pokazywała się na pokładzie. Elf większość czasu spędzał w kajucie na dziobie, niechętnie integrując się z załogą. I choć zarówno Corin, jak i Osmar wiedzieli, że Sovran musi w końcu dołączyć do piratów pod pokładem, udało im się przekonać Verę, że jeszcze jeden dzień w wygodach nie zrobi nikomu różnicy. Poza Ashtonem i Mardą, nie było na pokładzie par, które potrzebowałyby małego sam na sam. Zresztą, wydawało się, że ta dwójka i tak wolała ładownie.
- Całkiem inne to miasto od tych, które są na Południu. - Ciągnął Yett, zwiększając nacisk na koło, by poprowadzić statek nieco bardziej ku lewej. - Przypomina raczej rozległe Svolvar niż cokolwiek innego. Ech? Wydaje mi się, czy wyszedł nam na powitanie mały tłumek..?

Oficer osłonił oczy dłonią, choć słońce już niemal schowało się za góry, malując niebo fioletami. W porcie, przystosowanym raczej dla małych statków rybackich aniżeli takich jednostek, jak Siódma Siostra, zebrała się grupa licząca koło dwudziestki osób. Część uzbrojona była w bosaki, jeszcze inni w szable lub toporki. Na przedzie stał zaś brodaty mężczyzna, ubrany w ładnie wykonaną skórzaną zbroję. Na jego głowie błyszało coś w rodzaju ozdobnej obręczy. Najdziwniejsze było jednak to, że od strony miasta nadchodzili kolejni, dźwigając skrzynie i beczki.
Obrazek

Archipelag Łez

3
POST POSTACI
Vera Umberto
Udane rabunki poprawiały nastrój nie tylko załodze, ale także samej Verze. Po to w końcu przypłynęli na północ, prawda? Zdobyć coś, co na południu warte będzie dużo, dużo więcej, niż standardowo transportowane tamtędy dobra. Szkoda tylko, że Sovran wciąż siedział w tej kajucie, zamiast zasmakować trochę życia, jakie wiedli ci, do których dołączył. Umberto wiedziała, że jego chęć pozostania na Siódmej Siostrze wiązała się głównie z tym, że zwyczajnie nie miał alternatywy, nie z sympatii i fascynacji ich codziennością, jakie można było zaobserwować chociażby u Weswalda. Podejrzewała, że młody medyk na Siódmej Siostrze i na Harlen miał okazję zrobić wiele rzeczy, jakich nie zrobiłby normalnie, z nosem utkwionym w książkach w Tsu'rasate. I nie tylko w kontekście swoich nauk. Szczerze miała nadzieję, że u chłopaków wszystko było w porządku; uratowali wiele żyć, nawet jeśli ork większość czasu spędził wyrzygując zawartość żołądka przez burtę.
Kolejny nacisk na koło sprawił, że nagły napływ frustracji wyrwał Verę z zamyślenia.
- Chcesz sterować, to steruj - rzuciła, odsuwając się krok do tyłu i zirytowanym gestem zaprosiła oficera na swoje miejsce. - A nie mi tu popychasz.
Przeszła na bok, opierając się biodrem o barierkę górującego nad głównym pokładem mostku. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i utkwiła wzrok w majaczącym na horyzoncie lądzie.
- Sądziłam, że te wyspy będą większe - stwierdziła, szybko porzucając złość na rzecz pełnego skupienia. - ...Na mapie były większe.
Idąc śladem Corina, osłoniła oczy dłonią przed rażącym słońcem. Tłumek wychodzący na powitanie nie był dla niej miłym zaskoczeniem, wręcz przeciwnie.
- Nie podoba mi się to. Są uzbrojeni - mruknęła. - I czemu znoszą coś do portu? Może szykują ładunek dla kogoś innego? Nie mijaliśmy innych statków po drodze.
Zapominając już zupełnie o tym, że w irytacji oddała ster Yettowi, oparła się o reling, wytężając wzrok. Nie miało to znaczenia, był już tutaj wcześniej, więc wiedział, jak zacumować statek przy tutejszych pomostach, ona mogła zająć się czymś innym.
- Skoro to takie małe miasteczko, to pewnie już was znają. Znają Siostrę. Nie wiem, nie podoba mi się to - powtórzyła i wyprostowała się. - Nie opuszczać relingu, dopóki nie powiem - poleciła głośno, woląc zapobiec ewentualnym nieproszonym gościom na pokładzie. - I niech ktoś pójdzie pod pokład, powiedzieć tym na dole, żeby pochowali po schowkach tyle łupów, ile się zmieści.
Obrazek

Archipelag Łez

4
POST BARDA


Corin nic nie powiedział, ale przejął koło sterowe. Z braku nominowanego sternika, rola ta przypadała wielu załogantom, pozwalając zdobywać doświadczenie niejednemu, który normalnie nie miałby ku temuh okazji. Czasem był to Pan Yett, gdy miał na to ochotę. Pewnie czuł się u steru i jeszcze nie przydarzyło mu się wpadnięcie na skały, nawet na zdradliwych wodach.

- Też byłem zdziwiony. Spodziewałem się czegoś na miarę naszego Archipelagu. - Zgodził się Corin, manewrując statkiem w kierunku przystani. Liny i deski skrzypiały, czy żagle targane były nieustającym wichrem. - Ale ten też jest ciekawy. I nie jest tu tak zimno, jak w Svolvar!

Klimat Archipelagu Łez, choć łagodniejszy od kontynentalnej części Północy, wciąż był dość nieprzyjemny. Nie było tyle śniegu, co u Belli, kry nie pokrywały morza, jednak zimny wiatr wdzierał się pod ubranie i szybko wychładzał. Większość piratów siedziała pod pokładem, jeśli tylko mogła.

- Osmar wdał się w pyskówkę z miejscowym głupkiem, ale chyba nie zostawiliśmy po sobie aż tak złego wrażenia? - Zastanowił się Corin, powoli zbliżając statek do przystani. - Zarzucić cumy, nie opuszczać trapu! - Krzyknął Corin w stronę uwijających się marynarzy. Co do towarów, wystarczyło znaczące spojrzenie i wcześniej ustalony gest. Nie musieli krzyczeć o takich sprawach.

- Łajdacy! - Odezwał się niski, groźny głos od strony wybrzeża. - To wszystko, co możemy wam oddać! Jeśli chcecie więcej, będziecie musieli odebrać to siłą! Nie ugniemy się przed żądaniami Zekkiela! Bogowie nam świadkami!

Bojowy okrzyk sugerował, że mężczyźni i kobiety gotowi są ginąc za sprawę, jakąkolwiek by ona nie była.
Obrazek

Archipelag Łez

5
POST POSTACI
Vera Umberto
Ach, więc nie szykowali tego dla nich. Vera odepchnęła się od relingu i zerknęła na Corina przez ramię.
- Widzisz? Sami chcą nam oddać dobra - powiedziała cicho, a kąciki jej ust uniosły się w wyjątkowo psotnym, jak na nią, uśmiechu. - Nic tylko wziąć i się zmyć, przekazując Zekkielowi serdeczne podziękowania.
Ale oboje wiedzieli, że nie po to tutaj przypłynęli. Owszem, darmowy łup zawsze był przyjemny, ale przecież chcieli przejść się po nowym, tak obcym dla nich Archipelagu. Poznać miasteczko, wypić z tutejszymi, zobaczyć nowe miejsca. Mieli już za sobą dwa kupieckie statki i zapewne niejeden jeszcze trafi im się po drodze. Westchnęła więc boleśnie, żeby Yett zdawał sobie sprawę z tego, ile ją kosztuje zrezygnowanie z takiej doskonałej okazji, tylko po to, żeby on mógł sobie pozwiedzać (nawet jeśli przecież Vera podzielała tę chęć).
- Jak widać, jednak nie rozpoznają statku - uniosła brwi i ruszyła po schodkach na dół.
Przeszła przez główny pokład i wspięła się na podwyższenie na dziobie, by stamtąd wychylić się do odgrażającego się z brzegu mężczyzny. Kimkolwiek ów Zekkiel mógł być, równie dobrze mogli pozbyć się jego i wtedy też zgarnąć przygotowane dobra, domagając się ich w ramach wdzięczności od tutejszych, czyż nie? I tak wyjdą na tym na plus, jeśli nie będą musieli płacić kolejnych danin, czy na czymkolwiek polegał ten układ. A jeśli nie, to nieważne, niech sobie sami załatwiają swoje sprawy, byle Vera i jej ludzie mogli się poplątać po mieścinie.
- Kim, do kurwy, jest Zekkiel? - zawołała w odpowiedzi. - Możecie nam to oddać, jasne, ale nie znam człowieka.
Oparta o barierkę, ze wzrokiem utkwionym w zebranej na brzegu grupce, czekała, aż jej ludzie skończą cumować i zwijać żagle. Sama nie ruszała się z miejsca, z nonszalancką obojętnością obserwując reakcje tubylców.
- Byliśmy już u was, trochę ponad tydzień temu - poinformowała z góry nieznajomego, który musiał dowodzić tą zgrają. Fakt, że ona wtedy akurat na pokładzie nie była obecna, był zbędnym szczegółem. - Nie znamy się najlepiej, ale zgaduję, że macie mały problem?
Obrazek

Archipelag Łez

6
POST BARDA
Corin uśmiechnął się pod wąsem.

- Może trzeba zabrać, co dają, i wyruszać w dalszą drogę? - Zaproponował, zerkając to na Verę, to na miasteczko. Z poziomu wysokiego pokładu Siódmej Siostry widzieli, jak rozległa była to wieś. Ponad strzechy wybijały się dwa, może trzy budynki, choć nierówny teren nieco zakłamywał odbiór niskich zabudowań Szarugi. - Widzimy już, co to za Archipelag Łez, los podsuwa, że czas nam na Południe.

Nie zatrzymywał jednak kapitan, gdy ta ruszyła w dół, po schodkach, na główny pokład. On sam musiał upewnić się, że ster jest unieruchomiony, a statek odpowiednio zacumowany w niewielkiej przystani, tak nieprzystosowanej do statków tego kalibru.

- Zekkiel Siwowłosy! - Odkrzyknął mężczyzna z brzegu... i w jego głos wdarł się element zaskoczenia. - To nie wasz kapitan?

- O ty kurwa, Vera. - Głos Osmara przebił się przez szum fal, gdy krasnolud gramolił się ku pani kapitan. - Ja chyba wiem, o co tu chodzi, hehe. - Rozbawiony ton sugerował, iż bosman mógł wiedzieć o sprawie więcej, niż być może powinien.

- Zejdźcie! Porozmawiamy po dobroci. - Jarl uniósł dłoń, każąc swoim ludziom opuścić bronie i spocząc. - Jeśli nie jesteście z Zekkielem Siwowłosym, możecie zejść na ląd.

- Ph! Jakby te szczurze bąki mogły nas przed tym powtrzymać. - Kpił cicho Osmar.
Obrazek

Archipelag Łez

7
POST POSTACI
Vera Umberto
Rzuciła Corinowi mordercze spojrzenie. Ten to dopiero był zmienny. Tak bardzo chciał tu przypłynąć, w Svolvar narzekał, że w pośpiechu nie mieli okazji pozwiedzać miasteczka, a teraz uznał, że już mu wystarczy i czas wracać na południe? Gdyby miała więcej czasu i okoliczności nie były dość naglące, nie omieszkałaby mu tego powytykać przynajmniej przez kilka minut. Teraz jednak już musiała skupić się na tym, co przywitało ich w Szarudze.
- Ja jestem kapitanem tego statku - odpowiedziała nieznajomemu. - I nie jestem ani Zekkiel, ani Siwowłosa.
Słowa zbliżającego się do niej Osmara sprawiły, że obróciła się do niego, unosząc pytająco brwi. Być może nie powinno jej to dziwić, ale wciąż dziwiło. Krasnolud często miał dla niej odpowiedzi na pytania, jakich jeszcze nie zdążyła zadać, a czasem nawet na te, o których nie zdążyła pomyśleć.
- Znasz tego kapitana? Zekkiela? - oparła dłonie na biodrach. - Czy chcesz mi powiedzieć, że na przykład ty nim jesteś, bo nagadałeś czegoś tutejszym tydzień temu, a oni ci uwierzyli i teraz nazbierali dla ciebie prowiantu na drogę?
Prychnęła pod nosem, gdy dostali zgodę zejścia na ląd, bo faktycznie, gdyby tak zadecydowała, jej ludzie po prostu wylaliby się ze statku, zmiatając tych tutaj po drodze bez większego wysiłku. Prawdopodobnie. Poprawiła miecz u pasa i gestem poleciła opuścić trap na portowy pomost. Jej duży statek ledwie się przy nim mieścił, ale Corin wymanewrował dobrze i dało się zejść z pokładu. Dopóki jednak nie dostała od bosmana odpowiedzi, czekała. Wolała poznać jego przypuszczenia, zanim pójdzie porozmawiać z tutejszymi... no i poczekać, aż dołączy do niej Yett. Z doświadczenia wiedziała, że przyda się przyjazna twarz i ktoś, kto w razie czego będzie ratował sytuację, jak ją poniosą nerwy. Przez lata mieli to już dopracowane do perfekcji: ona wiedziała, że może na niego liczyć, a on, że musi być czujny. Przynajmniej przez ten pierwszy kwadrans, gdy idiotyczne zachowania obcych miały tendencję do budzenia w Verze morderczych zapędów.
Obrazek

Archipelag Łez

8
POST BARDA
Corin na szczęście nie dostrzegł, że jego żart nie przyjął się zbyt dobrze. Zajęty sterem, pozwolił Verze odejść, by pertraktowała z miejscowymi. To ona była kapitanem, to do niej należały te obowiązki. Inne zdanie być może miał Osmar, ale zajęty był zasłanianiem ust, by jego psotny śmieszek nie wyszedł na jaw. To, jak trzęsła mu się broda, i tak to zdradzało.

- W życiu człowieka na oczy nie widziałem! - Odparł zarzuty Very, gdy ta zapytała, czy zna tego całego kapitana Zekkiela. - O ile to w ogóle człowiek. Ale spotkałem jego, no, człowieka, jak szukaliśmy ziółek dla Smoluszka. Żeśmy pogadali, wiesz, tak od serca, jak brat z bratem. I prawie mu mordę obiłem, bo coś tam pierdolił... - Machnął ręką, podkreślając, że to nieważne. Rozmowy z Osmarem miały tendencje do zbaczania na niewłaściwe ścieżki. Wesołość go nie opuszczała, gdy musiał przerywac własne słowa, by śmiać się pod nosem. - W każdym razie, coś gadał o Zekkielu-skurwielu, że wszystko mu przekaże i że puszczą tę wiochę z dymem. On chyba myślał, że my stąd? - Zapytał sam siebie, podnosząc na kapitan rozbawioną twarz. Gdy nadeszła realizacja, zaśmiał się w głos. - Hah, cholera, Vera! Teraz rozumiem! Ten psikutas straszył mnie naszym własnym statkiem! Wtedy to żem się nie skupił na tym zbytnio, bo były ważniejsze rzeczy, ale teraz na to wychodzi! Kurwa, to czym ten Zekkiel pływa, że musiał mnie Siostrą straszyć?!

Tłumaczenia Osmara mogły rzucać jaśniejsze światło na sprawę, ale nie rozwiązywały obecności ludzi na nabrzeżu. Nic dziwnego, że zdenerwowali się na widok Siostry, gdy to ta łajba miała zwiastować nadejście grabieży.

Już po chwili zeszli z pokładu: kapitan Umberto na przedzie, po jej prawicy oficer Yett, po lewicy zaś bosman Krome. Z tyłu trzymali się Pogad, Ashton i Ohar, dalej Marda i paru innych osiłków. Nawet Sovran wyszedł ze swojej dziupli, by podziwiać krajobrazy. Owinięty w płaszcz od Belli oparł się o reling tuż przy dziobie. Parę osób wskazało go palcem, a przerażone rozmowy między nimi wskazywały, że jeden Smoluch był straszniejszy, niż cały oddział Very.
Obrazek

Archipelag Łez

9
POST POSTACI
Vera Umberto
Parsknęła śmiechem i uniosła wzrok na żagle Siostry. Jasne, wygodnie było straszyć statkiem, którego się nie miało. Może więc nowy nieznajomy Osmara wszystkim nagadał, że ta jednostka należy do Zekkiela i przypłynie ponownie po należne im dobra. Cholera, trzeba było brać, jak dawali, skoro w gruncie rzeczy Siwowłosy był jakąś pizdą. Gdyby dowiedziała się, że jej ludzie straszyli kogokolwiek innym statkiem, byłoby to żenujące, zarówno dla nich, jak i dla niej.
- Może się jeszcze przekonamy - odparła Osmarowi z rozbawieniem. - Nie mogę się doczekać, aż go poznam.
Z humorem wybitnie poprawionym przez bosmana, uśmiechnęła się do Corina, gdy zszedł do niej, a potem, pewna siebie, skierowała się po rampie w dół. Widząc zamieszanie związane ze spoglądającym z góry Sovranem zerknęła na niego krótko. Skoro już miał z nimi pływać, nie mógł spędzać całego życia na statku. Harlen się do niego przyzwyczai, ale inne miasta...? Przecież nie będzie tkwił wiecznie pod pokładem. Musieli znaleźć dla niego maskę, pod którą mógłby ukryć swój kolor skóry. Najlepiej taką z kapturem, zakrywającym całą głowę. Nie wiedziała tylko, czy nie będzie to przypadkiem godzić w jego dumę, gdy zaproponuje mu schowanie swojej urodziwej twarzy, którą w lustrze tak podziwiał.
Może jej oddział wyglądał groźnie, ale przecież póki co nie mieli żadnych złych zamiarów. Uzbroili się, oczywiście, bo kto normalny by się nie uzbroił, wychodząc w obce miasto, a do tego będąc przywitanym przez zbrojną, niezbyt przyjaźnie nastawioną grupę tutejszych? Ale Vera nie traktowała tego jako konfrontacji. Jeszcze.
- Byliśmy tu przedtem na chwilę, ale tym razem przypłynęliśmy tylko odwiedzić miasto. Macie jakąś karczmę, nie? Inne ciekawe miejsca na wyspie? Nie jesteśmy stąd. Zwiedzamy północ - zdobyła się nawet na uśmiech. Być może mało wiarygodny, gdy stała za nią ta zgraja, ale nie przejmowała się tym. Jak jej nie uwierzą, to będzie ich problem. - Co dla tego Zekkiela przygotowaliście? Ma przypłynąć dziś po odbiór tych skrzyń, czy znieśliście je, widząc mój statek na horyzoncie?
Obrazek

Archipelag Łez

10
POST BARDA


Osmar był rozbawiony sytuacją do tego stopnia, że jego szczera, okrągła twarz aż poczerwieniała z tej radości. Ale czy można było mu się dziwić? Nie codziennie ktoś obcy straszył własną załogą.

Drużyna z Siostry dzielnie schodziła z trapu, lecz więcej i więcej osób wskazywało Sovrana. Gdy elf dostrzegł spojrzenie Very, podniósł dłoń, by ją pozdrowić. Błysk bieli na czarnej, okrytej kapturem twarzy sugerował, że Sovran się uśmiechnął, na pierwszy rzut oka nieprzejęty zainteresowaniem ze strony gawiedzi. Nie poruszył się też z miejsca, najwyraźniej nie chcąc schodzić na ląd.

Wódz wyspiarzy wyglądał na bardzo zdenerwowanego, tak załogą, jak i dziwolągiem. Popatrzył na Sovrana, wymamrotał coś pod jego adresem i splunął pod nogi, przeklinając całą jego linię.

- Widzielimy już wasze żagle. - Burknął przywódca. Miał gęstą czarną brodę, poprzetykaną siwymi pasmami. Jego oblicze było surowe, a twarz blado-szara. Wszyscy obecni wyglądali szarawo, jakby całą wioskę toczyła nieznana zaraza. - Mamy karczmę. Mamy świątynię. - Powiedział, jakby nie była to wielka tajemnica. W istocie, tak było! Nie odpowiedział uśmiechem na uprzejmości Very. - Mówili, że wrócą po łupy, z wielką mocą. - Uniósł wzrok na Siostrę. Statek był ogromny w porównaniu do rybackich łodzi, nic dziwnego, że budził postrach. - Macie siłę, ale zwieźliście diabły. Nie jesteście tu mile widziani.

- Nie diabły, tylko diabła. To znaczy, elfa. - Corin pospieszył z wyjaśnieniem. - Jest tylko jeden. I nie będzie robił problemu, jeśli wskażecie nam drogę do karczmy. Kapitan Umberto pragnie się napić.

Jarl oceniał sytuację przez chwilę, ważąc ryzyko. Patrząc ciemnymi oczyma to na Verę, to na Smolucha, to znów na Corina, zastanawiał się, a gdy podjął decyzję, ordynarnie wskazał im jeden z budynków obok przystani. Większy budynek musiał być karczmą.

- Tam też pytajcie o sprzedaż towarów. - Dodał, jednocześnie dając im swoje błogosławieństwo. Archipelag Łez stał otworem.

- Powinniśmy nim częściej straszyć! - Podsunął Osmar.
Obrazek

Archipelag Łez

11
POST POSTACI
Vera Umberto
Po wizycie w wyjątkowo dla nich przyjaznym Svolvar, odwiedzenie miejsca takiego, jak to, było dla Very niczym kubeł zimnej wody wylany na głowę. Zdążyła zapomnieć, że nie każdy mógł mieć ochotę zadawać się z obcymi. Ona prawdopodobnie też przepędziłaby kogoś, kto wpłynąłby na Harlen i twierdził, że chce pozwiedzać. Niech spierdala brzmiało jak idealna polityka turystyczna i kapitan nie dziwiła się w sumie, że tutaj ją stosowano.
Chciała odpowiedzieć coś na komentarz dotyczący mrocznego, ale Corin ją wyprzedził. Może i dobrze, jej słowa byłyby mniej uspokajające. Zerknęła więc tylko ponownie na Sovrana, z jakiegoś powodu uśmiechającego się do niej szeroko, jakby jutra miało nie być. Tak, zdecydowanie potrzebował maski. Z drugiej strony, za chwilę jego pobratymcy zaleją cały świat i widok mrocznego elfa nie będzie już nikogo tak dziwił... choć może nastawienie względem niego stanie się wówczas jeszcze gorsze. Cóż, nie było co rozmyślać nad rzeczami, które jeszcze się nie wydarzyły.
Mimo otrzymania ostatecznie zgody na zejście na ląd i odwiedzenie karczmy, Umberto klasycznie poczuła narastającą irytację. Podejrzewała, że to nawet nie był żaden tutejszy burmistrz, czy inny zarządca, tylko ktoś nic nieznaczący. Inaczej by się przedstawił, prawda? Wydęła usta i wyminęła go, nie wysilając się na podziękowanie. Odwróciła się tylko do tych, którzy zostawali pełnić wartę na pokładzie.
- Obserwujcie wody - poleciła. - Macie lunety, zróbcie z nich dobry użytek. Gdyby ktoś się zbliżał, poślijcie po nas. Nie będziemy się angażować w tutejsze zatargi, ale chętnie poznam tego, który Siostrą straszy ludzi.
Ruszyła w stronę wskazanego budynku. Co mogli tu sprzedać? Północne towary zamierzali zawieźć na południe, bo tam będą warte więcej, a zbyt wielu rzeczy z południa ze sobą nie zabrali. Handlu nie miała więc teraz w planach; napiją się, potem przejdą po mieścinie, może odwiedzą z ciekawości świątynię i pewnie będą się zbierać. Nie było powodu, by zostawali tu na noc, skoro i tak tutejsi byli im tak bardzo niechętni i raczej nie zapewnią im żadnych atrakcji.
Obrazek

Archipelag Łez

12
POST BARDA
Surowy klimat Archipelagu Łez nie sprzyjał odwiedzinom turystów. Niewielu było takich jak Corin, którzy stwierdzenie "hej, odwiedźmy Archipelag Łez!" uznają za świetny pomysł. Oficer rozglądał się, niezbyt dobrze kryjąc ekscytację miejscem, w jakim się znaleźli. Było tak inne od wszystkiego, co znali! W towarzystwie Szarugi, nawet zamarznięte Svolvar wydawało się wesołe.

Nieprzejęty wrażeniem, jakie wywarł na miejscowych, Sovran wycofał się do kajuty. Widział, co miał widzieć, a nie było mowy, by zszedł z pokładu. Zbyt wiele nieprzyjaznych oczu mogło zamienić się w silne pięści w ilości, w której nawet łamanie kości i zmiana nastwienia nie wystarczy. Przekonani przez Yetta mieszkańcy miasta wydawali się odpuścić, przynajmniej chwilowo, lecz wielu wciąż łypało tam, gdzie wcześniej widzieli Czarnego.

- Się wie, kapitanie! - Zakrzyknąła z pokładu Yala, doświadczona żeglarka, która miała pełnić wachtę razem z paroma innymi marynarzami. Służyła pod Verą od wielu lat i nigdy jej nie zawiodła.
Spoiler:
Budynek karczmy wznosił się wyżej, niż pozostałe - miał dwa piętra jeszcze ponad parterem. Można było się domyślać, że mieściły się tam pokoje, które mogły służyć strudzonym kupcom, którzy choć na jedną noc chcieli odpocząć od kołysania pokładu. Z zewnątrz karczma była wykonana dość surowo, zabrakło ozdóbek, na wietrze kołysał się wyłącznie szyld. Zresztą, w środku nie było lepiej - po przekroczeniu progu Vera dojrzała podstawowe wyposażenie pijalni alkoholi wszelakich i niewiele więcej. Jedynie nad rozpalonym kominkiem pyszniły się skrzyżowane rogi narwali, czy, jak były znane Verze, nawrali. Nad barem zaś ułożono rząd czaszek - baranich, psich, kocich - znalazła się również ludzka.

- Niech siadają. - Karczmarz przywitał ich szorstko. Miał podobnie szarą, wręcz żółtawą twarz, zakrytą rudawą brodą, za to brakowało mu choć jednego włosa na głowie.

- Uuu, przyjemniaczek! - Zaśmiał się niezrażony Osmar, czym zasłużył sobie na rzucone spod byka spojrzenie mężczyzny. - Dla nas będzie piwko, proszę cię bardzo.

- A pokój? Dziwki?

- Nie, nie, na jedną czekamy, może niedługo zawinie do portu.

Corin poprowadził Verę do wolnego stolika. Wiele miejsc zajmowali mieszkańcy, wyróżniający się urodą i tym, jak łypali na przybyłych. Corin starał się nie tracić pogody ducha.

- Co zamierzasz zrobić, gdy już spotkasz tego drugiego kapitana? - Zapytał, wskazując Osmarowi, by ten usiadł obok nich zamiast wdawać się w potyczki słowne, które do niczego nie prowadziły. Ashton, Marda, Ohar i Pogad zajęli inny stolik.
Obrazek

Archipelag Łez

13
POST POSTACI
Vera Umberto
- Usiedli - rzuciła cicho pod nosem, spoglądając na Osmara z rozbawieniem.
Potem omiotła uważnym spojrzeniem otoczenie. Była prawie pewna, że tutejszą dziwką mało kto byłby zainteresowany, o ile w ogóle. Ci ludzie nie wyglądali zdrowo i na miejscu przeciętnego żeglarza, odwiedzającego Archipelag Łez po raz pierwszy, chyba wolałaby się niczym nie zarazić. Miała tylko nadzieję, że cokolwiek to było, nie roznosiło się w powietrzu. I pomyśleć, że czepiali się koloru skóry Sovrana, jak w gruncie rzeczy niewiele im do niego brakowało. No, może brakowało całkiem sporo, ale szarość się zgadzała.
- Urocze miasteczko - skomentowała cicho, rozsiadając się wygodnie na krześle i krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Ciekawe, czy są trochę bardziej radośni, jak nie spodziewają się grabieży, czy mają tak na stałe.
Uniosła wzrok na Yetta.
- Hm? Nie wiem jeszcze. Zobaczyć, czym pływa. Spytać, dlaczego jego ludzie tak wstydzą się jego statku, że muszą straszyć cudzym - pochyliła się do oficera, zniżając głos. - Poczekać, aż zbierze stąd swój łup, dogonić i odebrać mu to, co ma w ładowni. Udowodnić, że wstydzą się słusznie.
Wyprostowała się z powrotem, z kącikami ust uniesionymi w lekkim uśmiechu. Mimo niechęci, z jaką się tu spotykali, miała dobry nastrój.
- Albo po prostu zobaczyć, czym pływa, i tyle.
Trochę przykre miejsce. Nawet na Harlen karczma była bardziej przyjazna, choć odwiedzali ją głównie piraci, którzy przecież nie mieli zbyt wielu oczekiwań pod względem estetyki. Czy tutaj nie powinno być inaczej?
- Poprzednim razem mieliście tak samo? Też tak na was spod byka patrzyli, czy to mój naturalny urok osobisty ma taki wpływ już na wszystkich? - spytała.
Obrazek

Archipelag Łez

14
POST BARDA
Wkrótce przed całą siódemką pojawiły się kufle. Mieszkańcom miasta jedno trzeba było przyznać - lali do pełna. Kufle wypełnione były po sam brzeg, a trunek spływał po ściankach, mocząc i tak już brudny stolik. Piwo było ciemne, aromatyczne, lekko gorzkawe, jak stwierdził głośno Osmar tuż po tym, jak pierwszy zamoczył usta.

- Ostatnio też tak było. - Zgodził się Corin. - Ale byliśmy w zbyt dużym pośpiechu, żeby spróbować się do nich zbliżyć. Wypytaliśmy o to, o co musieliśmy i poszliśmy swoja drogą. - Opowiadał. Vera mogła sobie tylko wyobrazić, jak oficerowie Siostry rozlali się po mieście, szukając kogoś, kto mógłby im pomóc z zamówieniem Sovrana. Szczęśliwym zrządzeniem losu znaleźli to, czego potrzebowali. - Może mają takie usposobienie? Otworzą się po większej ilości alkoholu? - Domniemywał, samemu kosztując alkoholu. Po minie można było stwierdzić, że Yett również uznał piwo za gorzkie, gdy krzywił się i mrużył powieki.

- Wtedy stało w porcie parę statków... ale nie wiem, który byłby jego. - Wtrącił się bosman. - Wszystkie były jakieś liche. Możesz mieć rację, Vera, może trzeba dać łajzie nauczkę, coby więcej nie przypisywał sobie cudzych łajb?

Wydawało się, że Osmar chciał mówić dalej. Otworzył nawet usta, ale zastygł tak na moment, z wymalowanym na wargach "o", po czym wskazał na drzwi wejściowe. Stała w nich Irina i gestykulowła, ponagalając ich do wyjścia.

- Kapitan Skurwiel znalazł się szybciej, niż sądziliśmy. Tylko piwa szkoda.
Obrazek

Archipelag Łez

15
POST POSTACI
Vera Umberto
Pociągnęła dużego łyka z otrzymanego kufla, na moment skupiając się na smaku. Jej ta gorycz smakowała, nie krzywiła się jak Corin. Na ciemne piwo nie było łatwo trafić w południowych tawernach, a jak już, to smakowało jakoś inaczej. Bardziej... owocowo? To tutaj pasowało do surowości okolicy i mieszkańców.
- A może wszystkie były jego? - zasugerowała. - Jeśli tak, to trochę kiepsko. Nie twierdzę, że nie do zrobienia, ale wciąż... kiepsko. Cóż, zobaczymy, czas przyniesie odpowiedzi, tak? Teraz się napijmy.
Ponownie uniosła kufel do ust, ale też zatrzymała się w pół ruchu, gdy Osmar wskazał jej drzwi wejściowe. Trzeba było przyznać, że nie spodziewała się tutaj Iriny. Nie teraz, tak wcześnie. Stęknęła boleśnie, zdając sobie sprawę z faktu, że musiała teraz zapłacić za piwo, którego nie wypiła nawet do połowy. Wysupłała z sakiewki kilka monet i rzuciła je na stół, płacąc za siebie i pozostałych.
- Ten to ma wyczucie czasu. Kolejny, kurwa, powód, żeby go nie lubić.
Szybko napiła się jeszcze, w kilku dużych łykach pochłaniając większą część zawartości kufla, ale wszystkiego jednak nie była w stanie wypić w takim tempie. Odstawiła naczynie ze stuknięciem i podniosła się, by ruszyć z powrotem tam, skąd przyszli. Tak jak mówiła, nie planowała się angażować od razu; chciała najpierw zorientować się, jak wyglądała sytuacja. Kim był ten człowiek (a może i nie człowiek?) i jakie miał możliwości. Iloma statkami nadpływał, jak dużą miał załogę i czy naprawdę był siwy - choć to ostatnie wynikało z czystej ciekawości, nie miało mieć żadnego wpływu na jej przyszłe decyzje.
- Chodźcie - poleciła. - Raczej tu jeszcze wrócimy.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ziemie niczyje”