Wybrzeże

106
POST BARDA


Statek nie miał żadnych wyraźnych oznaczeń gildii, lecz Vera dostrzegła znajomą flagę Portu Erola. Kupcy musieli wracać do domu z Karlgardu, może aż z Everam lub z jakiegoś mniejszego miasta na wybrzeżu, gdy pechowo trafili na piratów. Żadna z załóg nie odpuściła i mogli pożegnać się z towarem, który wieźli do macierzystego portu. Ni e zadawali sobie pytania, kto zabierze ich dobra, gdy ważniejsze było ujście z życiem.

Miecz Very zakosztował krwi, lecz było mu jej mało, tak jak i jego właścicielce. Dwa ciała młodzików legły u stóp pani kapitan.

Urong patrzył na Verę ze zrozumiałym zdenerwowaniem. Tak jemu, jak i jego załodze nie zależało na rozlewie krwi. Jego usta poruszyły się, powtarzając urodziny?, nim jego brzydka twarz zwróciła się ku Pogad. W orkowych kategoriach, być może oboje byli nad wyraz urodziwi. Silny, męski mężczyzna i równie silna, równie męska kobieta; tworzyliby niepokonany duet.

Kapitan kwitnął na swojego przybocznego, który odpiął od pasa sakiewkę i rzucił w stronę Very. Te parę monet było zdobyte za bezcen, ale czy mogło ją zadowolić?

- Jeśli chcesz więcej, będziemy walczyć. Mój załogant na twojego. - Postanowił Urong. Wystawianie do walki przedstawicieli było powszechnym zwyczajem. Ginął tylko jeden załogant, o ile w ogóle. - Póki nie będzie mógł ustać. - Dodał ork. Nie zależało mu na śmierci, co było rozsądkiem rzadko pokazywanym przez piratów.
Obrazek

Wybrzeże

107
POST POSTACI
Vera Umberto
Z nieco szerszym uśmiechem chwyciła rzuconą jej sakiewkę. Nie wiedziała nawet, jaką mieli datę i czy była ona choć trochę zbliżona do jej urodzin, których nie obchodziła już od lat. Za każdym razem, gdy słońce co roku wracało na niebie w to samo miejsce, docierało do niej tylko tyle, że jest starsza. Kwestia świętowania odchodziła gdzieś na daleko dalszy plan. Zresztą, po co było robić wokół siebie zamieszanie, jak można było się po prostu ze wszystkimi napić bez szczególnej okazji? Dzień jak co dzień.
Jej uśmiech poszerzył się widocznie, gdy padła propozycja Uronga. Och, jak kusiło ją, by przy wspomnianych warunkach wystawić do walki Sovrana. Ile by to wtedy trwało? Dwie sekundy i nogi przeciwnika złamałyby się jak zapałki, sprawiając, że zdecydowanie nie byłby już w stanie ustać. Z doświadczenia jednak doskonale już wiedziała, że skończyłoby się to dla niego źle, zostałby potraktowany jak demon i wyklęty, a walka uznana za niesprawiedliwą. Przez krótką chwilę rozważała też wystawienie Pogad jako swojego czempiona, w niecnej próbie wyczytania z twarzy Uronga, czy darzy jej załogantkę jakimkolwiek uczuciem, czy dla obojga była to tylko rozrywka, taka, jak każda inna. Z czystej ciekawości! Vera mogła nie uczestniczyć w plotkowaniu szczególnie często, ale to nie znaczyło, że plotki jej nie interesowały.
- To może zamiast szukać właściwych załogantów, sami się zmierzymy? - zaproponowała, a w jej głosie rozbrzmiała tak bardzo do niej niepasująca niewinność. Walczyła już przeciwko orkom, dawała sobie radę. - Dawno już nie było mi dane stanąć przeciwko komuś, kto stanowił jakiekolwiek wyzwanie.
Nie licząc tamtego kapitana z północy, oczywiście, ale on wspomagany był magicznie, przez jakieś swoje bliżej nieokreślone artefakty. Nie brała go pod uwagę.
- Co ty na to, Urong? Zawalczysz ze mną o ten łup? - uśmiechała się, jakby nie prosiła o niebezpieczny pojedynek, a o kolejny prezent urodzinowy. - Póki któreś z nas nie będzie mogło ustać. A potem... mam w załodze uzdrowiciela, z Tsu'rasate. Zna się na leczeniu orków. Nie martw się, poskłada cię.
Obrazek

Wybrzeże

108
POST BARDA


Żagle zatrzepotały nad ich głowami. Nie zostały złożone i statki bujały się na falach, złączone linami z hakami, zwykle używanymi przy abordażu. Pokład pod stopami był niestabilny, nieco śliski, niezbyt sprzyjający walce. Sakiewka w rękach Very, choć zadowalająco ciężka, nie wystarczyła jej.

Pogad złożyła ręce na piersi, stojąc tuż obok Very, krok z tyłu, by nie zagrażać autorytetowi kapitan. Oczy Uronga przeżywały się po ludziach Siódmej Siostry, wracając co chwilę do kapitan i jej orczej przybocznej. Nie odpowiedział uśmiechem na uśmiech Very, która mogła pamiętać, że ork nie był nastawiony przyjaźnie do odmieńców, co wyrażał podczas narady z kapitanami, dawno temu. Kandydatura Sovrana mogłaby nie zostać zaakceptowana, gdyby to on był wystawiony do walki.

- Pan kapitan Urong nie walczy w pojedynkach. - Z odpowiedzią przyszedł mężczyzna u boku Uronga. Był człowiekiem, wysokim i postawnym, o niebieskich oczach i czarnym zaroście, utrzymany chyba tylko przez wygodę i brak konieczności częstego golenia. Głowę miał zupełnie łysą. - Kapitan Umberto może sama walczyć, jako przedstawiciel załogi. Proszę się ze mną zmierzyć.

- Sokół Gallighan. - Podpowiedział Corin. - To byłaby ciekawa walka.
Obrazek

Wybrzeże

109
POST POSTACI
Vera Umberto
Wydęła usta z niezadowoleniem i przeniosła wzrok na mężczyznę, który przemówił w imieniu kapitana. Przesunęła spojrzeniem po jego sylwetce, od góry do dołu, usiłując wyczytać z niej coś więcej, niż fakt, że mógł być silny. Uronga znała wystarczająco dobrze, ale jego nie. Jaką broń nosił u boku i z której strony ona wisiała? Czy wyglądał na zwinnego? Niewiele zapewne dało się wyczytać z sylwetki prosto stojącego człowieka, który nawet nie zaciskał dłoni na rękojeści miecza.
- Dlaczego nie? - spytała jeszcze, choć nie zakładała, że otrzyma odpowiedź.
Po chwili zastanowienia po prostu wzruszyła ramionami i rzuciła pełną sakiewkę Corinowi. Miło będzie stanąć przeciwko komuś, kto miał w sobie więcej werwy, niż Sovran i kto akurat dla odmiany chciał z nią walczyć. Yett byłby dobrym kandydatem do pojedynków, ale nie chciał tego robić, bojąc się chyba, że niechcący skrzywdzi ją zbyt mocno. A kto poza nim z jej załogi się do tego nadawał? Nikt. Ashton i Ohar, byli silni, ale zbyt wolni. Pogad to samo. Znała ich zresztą, wiedziała, jakie mają sposoby i techniki, wiedziała jak się odsłaniają i jakie są ich słabości. Załoganci byli chętni do bójek i pojedynków na pokładzie, ale gdy w grę wchodziła walka ze swoją kapitan, nagle kończyła się odwaga i okazywało się, że wszyscy mają strasznie dużo do zrobienia.
- Trudno. Niech będzie. Sokół Gallighan? - powtórzyła po oficerze, unosząc wzrok na mężczyznę, który zaproponował swoją kandydaturę i sięgnęła po miecz, uśmiechając się do niego, choć uśmiech ten nie sięgnął oczu. - Sokół to twoje imię?
Zrobiła kilka kroków do tyłu, zachęcając go, by wyszedł przed szereg swoich ludzi i zajął miejsce naprzeciw niej. Tych, którzy stali u jej boku, odgoniła jeszcze dalej. Och, ależ to musiał być fascynujący widok dla zapędzonych na rufę załogantów kupieckiego stateczku. Patrzeć, jak dwie załogi walczą o ich ładunek i do samego końca nie wiedzieć, która, o ile w ogóle, pozwoli im pozostać przy życiu.
Obrazek

Wybrzeże

110
POST BARDA


Vera nie mogła wiele ocenić po sylwetce mężczyzny. Miał muskuły, ale o czym to świadczyło? Był postawny, mógł być tak silny i powolny, jak i szybki, ale słabszy. Nie zdradzał sobą wiele. Co więcej, początkowo nie miał przy sobie broni, póki ktoś nie podał mu miecza. Długie ostrze było dobrze dopasowane do jego wzrostu. Fakt, iż początkowo nie posiadał broni, mógł świadczyć, że nie kalał rąk atakiem na kupców.

- Nie. - Urong nie odpowiedział Verze wprost, za to potwierdził, że nie ma zamiaru się bić. Był siłą, z którą trzeba się liczyć, ale nie musiał być dobry w pojedynkowanie się. Od tego miał ludzi.

Sokół wystąpił przed szereg i z szacunkiem skinął Verze głową. Zupełnie zignorował fakt, że Corin nie złapał sakiewki i ta przeleciała mu między palcami, ciężko opadając na pokład. Oficer schylił się, by ją podnieść, ku uciesze obu załóg. Kupcy nie śmieli pokazać po sobie niczego więcej, aniżeli strachu.

- Moja matka była niezbyt kreatywną istotą. - Sokół przyznał się do swojego imienia.

- Yala, szybko! - Vera usłyszała podekscytowany głos Gerdy. Czy wolała koleżankę do pojedynku, czy do patrzenia a szermierza?

Sokół zrzucił z pleców płaszcz i podał go komuś ze swojej załogi. Stanął na środku, pomiędzy obserwującymi piratami, którzy niezbyt chętni byli do dawania im przestrzeni. Nikt nie bał się przypadkowego ciosu, nie, gdy Weswald był na pokładzie.

- Póki jedno będzie leżeć. - Oświadczył Osmar, zgadzając się ze wcześniejszym wymogiem Uronga. Bosman zgłosił się na sędziego, tak jak często to robił. Urong nie miał przeciwwskazań.

Mężczyzna złapał swój długi miecz i stanął bokiem, szykując się do pojedynku.

- Proszę zacząć, pani Umberto. Czy też, pani Yett.

- Plotki szybko się rozchodzą. - Włączył się Corin. - Vera została przy swoim nazwisku.

- Rozeszły się również plotki o czarnym magu. Wierzę, że nasza walka pozostanie uczciwa.
Obrazek

Wybrzeże

111
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera też zdjęła płaszcz i podała go komuś innemu. Nie Corinowi, bo, jak widać, on miał dzisiaj zerowy refleks. Generalnie zaczynał ją irytować, nie wiedziała, co się z nim działo. Najpierw ta sprawa z Siostrą na mieliźnie, teraz głupiej sakiewki nie umiał złapać, co z nim było nie tak?! Kiedyś nie był taką pierdołą życiową. Ludzie się z niego nie śmiali, Osmar go nie opieprzał z góry na dół, jak dzieciaka. Nie było to jednak ani miejsce, ani czas na te rozważania. Umberto oddała też kapelusz, czując narastające podekscytowanie.
Dawno już nie miała okazji na podobny pojedynek, a była to niewątpliwie jedna z jej ulubionych rozrywek. Miała wiele kompleksów i zdawała sobie sprawę ze swoich wad i słabości, ale to zdecydowanie do nich nie należało. To była umiejętność, z jakiej była dumna. Wiedziała, jak sprawna jest z mieczem, bo stanowił on już naturalne przedłużenie jej ręki. Gdy miała tańczyć, była chora, ale z bronią w dłoni poruszała się zgrabnie i płynnie, posiadając pełną kontrolę nad swoim ciałem. W odrobinie zwyczajnej, ludzkiej próżności lubiła, gdy patrzono na nią, jak walczy. To był ten jeden moment, w którym czerpała ogromną przyjemność z bycia w centrum uwagi.
- Umberto - poprawiła Sokoła. - Moje nazwisko reprezentuje mnie, nie mężczyznę, którego poślubiłam.
Obróciła miecz w dłoni, z zadowoleniem dostrzegając naleciałości klasycznej, szermierczej postawy u swojego przeciwnika. Yett miał rację, to mogła być interesująca walka. Niesiona adrenaliną Vera zupełnie już nie pamiętała, po co to robią.
- Jestem tylko ja i mój miecz. Tego samego oczekuję w zamian. Żadnych... - ponownie przesunęła spojrzeniem po sylwetce Sokoła, szukając odpowiedniego słowa. - ...Wspomagaczy.
Gdy dostała potwierdzenie, sama też skinęła głową i uśmiechnęła się, unosząc broń, a powietrze wypełniło się napięciem. Nie czekając długo, wyprowadziła dynamiczny atak, składający się z trzech szybkich cięć, jednego po drugim. Pierwszy, jak zakładała, zostanie sparowany z łatwością. Drugi może też, ale istniała spora szansa, że trzeci go zaskoczy. Każdy z nich zaplanowany był z widowiskową precyzją, a Umberto doskonale wiedziała, że jej technika jest równie piękna, co śmiertelna.
Oczywiście, nie zamierzała tu nikogo dziś zabijać. Nie tak ostatecznie.
Obrazek

Wybrzeże

112
POST BARDA
- Smolec, łapki przy sobie! - Ohar wrzasnął do Sovrana, który pozostał na Siostrze i stał przy relingu, obserwując wydarzenie z wysokości pokładu ich statku. Nie zareagował, ale przynajmniej mogli mieć pewność, iż wiedział o konieczności pozostania biernym. - Walczcie!

Sokół stał wyprostowany, bokiem, z wyciągniętą ręką dzierżącą miecz, zaś drugą złożoną za plecami. Był gotów na atak Umberto, łatwo odbił jej pierwsze cięcie, sparował również drugie, wykrzywiając rękę pod niemal niemożliwym kątem, a następnie odstąpił, mijając trzeci cios. Wyczuł rytm walki Very natychmiast i przestąpił z nogi na nogę tak, by czubek ostrza przeciął powietrze tuż przy jego brzuchu, bez zagrożenia raną.

Teraz scena, jaką był pokład, była jego. Najpierw wyprowadził pchnięcie, celując w ramię Very pchnął miecz z mocą, która nadała mu odpowiedniej prędkości. Nie minęło ćwierć sekundy, jak wywinął ostrzem, tnąc po ukosie przez jej klatkę piersiową i jeszcze raz, na linii uda, od biodra po kolano.
Obrazek

Wybrzeże

113
POST POSTACI
Vera Umberto
Sokół był szybki, znacznie szybszy, niż Vera zakładała. W jej oczach błysnęła bliżej nieokreślona emocja, którą najwygodniej być może byłoby nazwać szaleństwem, ale rzeczywistość była dużo bardziej prozaiczna - Umberto była jednocześnie podekscytowana i zła na fakt, że trafiła na kogoś, kogo potencjalnie mogłaby nazwać równym sobie. Mężczyzna uniknął wszystkich trzech jej ciosów z łatwością, która nie zapowiadała prostej walki. Jej uśmiech nieco zrzedł, ale kapitan była tak daleka, jak to tylko możliwe, od choćby jednej myśli o zrezygnowaniu. Wręcz przeciwnie.
Wywinęła się dobrze wyćwiczonym ruchem, obracając ostrze wokół swojego ciała w celu odbicia pierwszych dwóch ciosów. W lustrzanej reakcji, ostatniego także spróbowała uniknąć, odskakując tak, by jego miecz przeciął powietrze. Wycofała się na moment, z bronią uniesioną przed sobą, szybko analizując sytuację. Nie mieli tu zbyt wiele miejsca i nie dawało jej to pełnej swobody. Uniosła na moment brwi, dając Sokołowi tym gestem do zrozumienia, że jest pod wrażeniem, a potem zaatakowała ponownie.
Zobaczymy, czy to odbijesz, rzuciła do mężczyzny, choć tylko w swojej głowie.
Jej miecz ze świstem przecinał powietrze, gdy atakowała raz za razem, usiłując dzięki precyzji przebić się przez obronę przeciwnika. Sięgnęła do granic swojej zwinności, nie przerywając lawiny ciosów, wyprowadzając jeden z drugiego, a z tego kolejny, szybko i natarczywie, jak rozwścieczony kot rzucający się na wroga z pazurami. Próbowała skłonić go do defensywy, a każde jej uderzenie zdawało się być jak odcisk na kartce papieru, skomplikowany rysunek, który z każdym ruchem nabierał głębi.
Obrazek

Wybrzeże

114
POST BARDA
Vera, zaabsorbowana walką, nie słyszała piratów zgromadzonych wokół nich. Nie zdawała sobie sprawy z okrzyków Siódmej Siostry, nie wiedziała, jak Duma dopinguje Sokoła. Byli tylko we dwoje, ona i on, pani kapitan i jej przeciwnik. Wydawało się, że również jemu nie zależało już na łupie, a bardziej na walce. Nieczęsto można było znaleźć kogoś równego sobie. Nieczęsto z walki płynęło coś więcej, ta nieopisana, niewyjaśniona radość pojedynku, która wykwitała między Verą i Sokołem.

Mężczyzna wykorzystywał długość swojego miecza z wprawą, która kazała wierzyć, że nie jest samoukiem, a odbył formalne szkolenie w jakiejś szkole szermierki. Udoskonalał jednak technikę własnymi pomysłami i dzięki temu stawał się przeciwnikiem nie do pogardzenia. Poczekał na Verę, gdy ta odsunęła się, a na jego ustach wykwitł półuśmiech. To lekkie uniesienie kącika ust miało być dla Umberto zaproszeniem.

Raz po raz, metal brzęczał, gdy Sokół odbijał kolejne ciosy Very. Kapitan rąbała bez przerwy, cięła bez zatrzymania, lecz Gallighan nie dał się podejść. Był wytrzymały, trzeba było mu to przyznać. Kolejne ciosy sprawiały, że mięśnie Very dały o sobie znać, ale nie zatrzymywały się.

W pewnym momencie, gdy Vera cięła od góry, Sokół zagrał nieczysto - zanurkował i podciął Verę, zahaczając butem o jej nogę, tą, na której właśnie opierała swój ciężar. Straciła równowagę i runęła na pokład. I choć Sokół mógłby wykorzystać sytuację, odsunął się, pozwalając się jej pozbierać.

- Jest pani szybka, pani kapitan. - Przyznał jej. W głosie miał lekką zadyszkę, gdy walka pozwalała zmęczyć się również jemu.
Obrazek

Wybrzeże

115
POST POSTACI
Vera Umberto
Gallighan zaskakiwał ją, odbijając każdy jej kolejny cios. Czuła napięcie w nadwyrężanych mięśniach, ból w zaciśniętej dłoni i przyspieszający z wysiłku oddech, ale nie zamierzała rezygnować. Atakowała wściekle jak szarańcza, a ich miecze migotały w ciemności, połyskując w świetle księżyca i gwiazd. Pojedynek był pełen elegancji i precyzji, coś, czego w pirackim światku nie dało się doświadczyć zbyt często, więc frustracji i narastającej złości towarzyszyło pewne zafascynowanie umiejętnościami przeciwnika... i nim samym także. Skąd się wziął? Skąd Urong go miał? Dlaczego Vera nie wiedziała o nim wcześniej? Dlaczego nigdy nie rozmawiali?
Padając na ziemię, straciła cały impet swojego ataku. Stęknęła, gdy uderzenie o deski pokładu wypchnęło jej powietrze z płuc, ale podświadomym, naturalnym już dla niej ruchem uniosła broń, by odbić nadciągający cios. Ten nie nastąpił. Była szczerze zaskoczona. Trochę jej to ubliżyło, bo z takiej pozycji też potrafiła nieraz się wybronić. Trzeba jednak przyznać, że nie miała mu tego za złe aż tak bardzo, jak mogłaby mieć. Pojedynek był zbyt przyjemny, by wściekała się o rzeczy tak nieistotne. Zaklęła szpetnie i poderwała się z pokładu, szybko przyjmując defensywną postawę.
- Ty też - odpowiedziała, równie zdyszana. - I grasz nieczysto.
Postanowiła zaatakować kolejny raz, tym razem wykorzystując dobrze sprawdzoną, skuteczną technikę i decydując się na mały zwód. Spróbowała zaskoczyć przeciwnika zamachem od dołu, który na pierwszy rzut oka wydawał się ze zmęczenia zbyt wolny, by stanowić zagrożenie, ale w ostatniej chwili przyspieszył i zmienił kierunek, celując w miejsce na wysokości jego biodra, które powinno pozostać odsłonięte.
Obrazek

Wybrzeże

116
POST BARDA


Sokół nie pokazywał po sobie zbytniej wesołości, lecz powalenie Very Umberto musiało być dla niego okazją do dumy. Uniósł brodatą głowę jak paw, czy Vera legła na deskach.

- Proszę wybaczyć, pani Umberto. - Odezwał się grzecznie. - To część spektaklu. Pokażmy kupcom, że piraci również mogą posiąść sztukę fechtunku.

Po tym, jak znów się ustawił, wyciągając miecz jakby to była szabla, Vera widziała, że musiał być profesjonalistą w swoim zawodzie. Skąd wziął się w załodze Uronga pozostawało tajemnicą.

Poczekał, aż Vera podniesie się z pokładu, nie wykorzystując jej słabości. Czerpał z pojedynku tak dużą przyjemność, jak i ona sama. Okrzyki piratów zlały się w jedno.

Czekał na jej atak. Ten był nieco trudniejszy do odbicia, ale Sokół dał radę. Wykręcił miecz pionowo, chroniąc swoje biodro i odskoczył, uciekając z jej zasięgu.

- To również było nieczyste, pani kapitan! - Zarzucił jej, lecz nie skończył mówić, a w jednym długim kroku znalazł się znów przy niej. Jego cios nadszedł od boku, biorąc za cel prawe ramię. Niełatwo będzie to odeprzeć.
Obrazek

Wybrzeże

117
POST POSTACI
Vera Umberto
Uśmiechnęła się drapieżnie, gdy on też wytknął jej nieczyste zagranie. Czy spodziewał się czegokolwiek innego? Co by nie mówić, byli piratami. Niektórzy od lat, inni nie wiadomo od kiedy. Wpatrywała się w mężczyznę intensywnie, bo w miarę, jak czas mijał, musieli stawiać czoła coraz bardziej wymagającym wymianom. Gdy zbił atak, którym usiłowała go oszukać, ten uśmiech z powrotem zniknął, a na twarz wróciło skupienie.
Teraz on zaatakował, ze zdecydowanie zbyt bliska. Vera mogła nie zdążyć odskoczyć, kucnięcie mogło być głupie i skończyć się oberwaniem w głowę, a miecza tak szybko unieść nie była w stanie. A przynajmniej nie na tyle, by odbić ostrze. Mogła za to złapać okazję i ciąć mężczyznę w nadgarstek, lub przedramię, zależnie od tego, jak zwinnie uda się jej zadziałać. Przyjąć cios w ramię, by wykorzystać sytuację, gdy będzie wychylony w jej stronę i pozbawić go władzy w dzierżącej broń ręce.
Tak też zrobiła. Zacisnęła usta, przygotowując się na ból, jaki miał towarzyszyć otrzymanej ranie. Wiedziała, że naramiennik powstrzyma nieco impet miecza, ale z pewnością nie na tyle, by odbić go całkowicie, bo przecież zrobiony był tylko z ćwiekowanej skóry, nie ze stali. I w chwili, w której ostrze dosięgnęło jej ręki, sama odwinęła się i też cięła, płynnym ruchem w górę przez przedramię mężczyzny, chcąc zmusić go do wypuszczenia miecza.
Obrazek

Wybrzeże

118
POST BARDA
Sokół mógł nie spodziewać się, że Vera przyjmie cięcie na siebie. Miecz uderzył ją z dużą mocą, nie tylko rozcinając pancerz, ale i miażdżąc tkanki, w które uderzyło cienkie ostrze. Siniec, jaki z pewnością wykwitnie Verze na ramieniu, będzie niebywale bolesny - lub jedynie byłby, gdyby nie Weswald i jego pomoc.

Okrzyki załóg przybrały na sile, gdy Vera została ranna. Nie zostawała dłużna, bo wykorzystała tę przewagę do cięcia przeciwnika w przedramię. Plan się powiódł, a Gallighan nie był chroniony warstwą wyprawionej skóry. Ciemne ostrze cięło przez materiał białej koszuli i zagłębiło się w ciało. Mężczyzna syknął, ale nie upuścił miecza, cięcie nie naruszyło ścięgien, które pozwalały zaciskać palce na jelcu.

Bez słowa ostrzeżenia ani ruchu, który mógłby zdradzić zamiary mężczyzny, Sokół postanowił wykorzystać swoją drugą rękę, tę, która nie ściskała miecza. Z siłą godną podziwu odwinął Verze w twarz. Ból przeszył lewy policzek i podbródek, gdy pirat trafił tak, że aż zadzwoniły jej zęby, a warga pękła.
Obrazek

Wybrzeże

119
POST POSTACI
Vera Umberto
Dlaczego nie upuścił miecza? Miał upuścić miecz! Vera zacisnęła zęby, dochodząc do wniosku, że to nie było tego warte. Dobrowolnie zgodziła się na takie skrócenie dystansu, na otrzymanie ciosu, by nic on nie dał? Co on, miał ścięgna ze stali? Sokół nie dał jej jednak wiele czasu na zastanowienie się nad tym, bo uderzenie w twarz wybiło ją z rytmu i wypełniło jej czaszkę dudnieniem. Poczuła metaliczny smak krwi, wypełniający jej usta i wiedziała już, że ma rozcięte usta. Znowu. Naprawdę całe szczęście, że miała Weswalda w załodze. Nie miała ochoty zaraz paradować po Harlen przez dwa tygodnie z wielkim krwiakiem i spuchniętą wargą.
Nie odsuwała się, zamiast tego chcąc wykorzystać dzielącą ich, niewielką odległość. Złapała za rękę, która ją uderzyła i obróciła się pod nią w miejscu, wchodząc bezpośrednio przed klatkę piersiową Sokoła. W tak dosłownym zwarciu nie był w stanie zaatakować jej mieczem, ostrze było za długie. Chciał się bić w ten sposób? Nie ma sprawy. Poderwała rękę z bronią, by łokciem przywalić mu w nos, a potem opuścić ją z powrotem i starannie wycelowaną pięścią zaatakować jego najcenniejsze klejnoty rodowe. Tego sobie życzył? Tak też potrafiła, jeśli było trzeba.
Obrazek

Wybrzeże

120
POST BARDA
- Uuuu!

Świat zwolnił, gdy Sokół jęknął po otrzymanym ciosie i zgiął się wpół, niemal obejmując Verę. Niemal, bo nie zamierzał unosić ramion, by przyciągnąć ją do siebie; dłonie potrzebne mu były do złapania się za krocze, chwilę później klęknął, starając się jakoś zniwelować ból. Sokół Gallighan został pokonany. Bosman nie musiał nawet orzekać o wyniku.

Mimo zwycięstwa, nikt nie gratulował Verze. Co więcej, piraci krzywili się, zerkając na swojego brata, tak brzydko potraktowanego. Ktoś nawet podszedł, by zebrać go z desek, a ktoś jeszcze inny pospieszył z bandażami.

- To było niehonorowe. - Skomentował wprost Urong. Jego twarz wyrażała skrajną dezaprobatę. Nieczyste zagrania były czym innym niż wykorzystanie słabości, której nie można było w żaden sposób zniwelować. - Ale umowa jest umową. Statek jest twój. - Podsumował, odwracając się na pięcie.

- A taka ładna walka była. - Westchnął Ohar, pierwszy, który znalazł się przy Verze, gdy piraci zaczęli się rozchodzić. Załoga Duma wracała na swój statek, dostosowując się do polecenia ich kapitana. Siódma Siostra zaś zaczęła rozglądać się po przejętym statku. - Idziemy po rzeczy z ładowni, pani kapitan. - Poinformował Ohar, zerkając na Irinę, która wydawała im rozkazy.

- Weswald! - To Corin nawoływał o uzdrowiciela. - Kapitan cię potrzebuje!

- Zostawiamy załogę? - Dopytał Osmar. Kupcy kulili się na rufie, czekając na swoją kolej.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”