Wybrzeże

121
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera odwinęła się i odskoczyła, gotowa walczyć dalej, ale cios w krocze tak poskładał Sokoła, że się tego kompletnie nie spodziewała. Opuściła miecz i otarła krew z ust, zerkając na Ohara z irytacją, a potem to samo, zirytowane spojrzenie przenosząc na orka.
- On pierwszy zmienił zasady! Walka miała być na miecze, oberwałam w twarz - uniosła przed Urongiem zakrwawioną dłoń, jakby to miał być dowód jej niewinności. Cholera no, to była taka dobra walka! Czy każdy mężczyzna na jej drodze musiał ostatecznie okazywać się zwykłą pizdą?
Potrząsnęła głową. Zapomniała zupełnie o tym, że był jakiś układ. Że nagrodą za wygranie walki był statek i jego ładunek. Do diabła, w tym momencie nie mogłoby jej to obchodzić mniej! Jak dla niej, Urong mógł zabrać sobie swoje skrzynie na Dumę, pod warunkiem, że zostawi jej swojego Sokoła. Przynajmniej na chwilę.
- Tak, tak - rzuciła do Osmara, zupełnie obojętna wobec tego, co nie dotyczyło jej pojedynku. - Niech Corin zadecyduje. Zaraz wracam. Weswald, za mną!
Przypięła miecz do biodra i szybkim, zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę Dumy, póki nie zdążyła ona jeszcze odłączyć się od statku kupieckiego. Po drodze zacisnęła dłoń na rannym ramieniu, chcąc sprawdzić, czy mocno krwawi, ale nie sądziła, by była to rana zagrażająca jej życiu. Uniosła wzrok na żagle statku orczego kapitana, jasne na tle ciemnego nieba.
- Chcę porozmawiać z Urongiem. Chcę porozmawiać z Sokołem - poinformowała, jeśli ktokolwiek z drugiej załogi próbował ją powstrzymywać.
Obrazek

Wybrzeże

122
POST BARDA


- Wracaj na swój statek, Narrghkok. - Goblin, który zwijał liny na Dumie, syknął w stronę Very nieznane jej określenie. Jasnym było, że nie jest do niej dobrze nastawiony.

Piraci Uronga zbierali się do odwrotu, zostawiając statek i łupy Verze Umberto. I chociaż musieli przełknąć gorycz przegranej, gdy ich najlepszy szermierz został pokonany w tak brzydki sposób, nie potrafili zrozumieć, czego ta szalona kobieta może jeszcze od nich chcieć.

Rana na ramieniu Very krwawiła, ale nie tak, jak rozcięcie Sokoła. Mężczyzna zostawił za sobą krawy szlak na pokładzie w miejscach, którymi prowadził go inny załogant. Odciski dużych stóp w ciężkich butach musiały zostać pozostawione przez Uronga.

- Chcesz z nami płynąć, kotku? - Orkowie Uronga niewiele robili sobie ze statusu Very. Byli u siebie, a kapitan bezpardonowo wpraszała się tam, gdzie nie powinno jej być. Sama prosiła się o biedę.

Urong stał nad Sokołem, którego ramię bandażował ktoś inny. Obaj mieli niezadowolone miny, szermierz, do tego, niebywale zbolałą. Zaciskał kolana, wpatrując się w deski pokładu.

- Idę, kapitanie! - Zawołał Weswald. gdzieś z tyłu.
Obrazek

Wybrzeże

123
POST POSTACI
Vera Umberto
Rzadko zdarzały się momenty, w których Verze było głupio. Z reguły nie miała żadnych refleksji dotyczących swoich zachowań i podejmowanych przez siebie decyzji, ale teraz... teraz niezadowolenie załogi Uronga niemal fizycznie ją bolało. No naprawdę, jedno uderzenie! Mogliby już sobie odpuścić, przecież nie zabiła tym ich wspaniałego Sokoła. Gdyby się postarał, mógłby uniknąć ciosu, przesunąć się nieco w bok i dostać w biodro, albo przynajmniej ją złapać, zanim trafiła. Co oni, nigdy bójki nie widzieli?
Ignorując wszystkie komentarze i przytyki orków, parła przez Dumę przed siebie. Nie odpłyną z nią na pokładzie, a nawet jak spróbują, to Siostra ich dogoni i wykończy, Vera była tego pewna. Zresztą, przyszła tu w pokojowych zamiarach, bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej, bo przyszła przeprosić. Nawet jeśli to jedno, konkretne słowo najprawdopodobniej nie opuści jej ust. Wypatrzyła wśród załogantów wysoką sylwetkę Uronga, a potem Sokoła, opatrywanego obok i skierowała się w ich stronę, czekając co najwyżej tylko na Weswalda. Czuła już, jak puchną jej usta i policzek, a rękaw koszuli robi się coraz cięższy od krwi, ale nie miała czasu na czary rudzielca. Jeszcze nie teraz.
- Urong - przywitała się z orkiem i przeniosła wzrok na jego wojownika. - Gallighan - rzuciła jego nazwisko, odmawiając zwracania się do niego głupim imieniem, jakie nadała mu matka. - Przychodzę z uzdrowicielem. Pozwólcie mu pomóc.
Zrobiła krok w bok, gestem wskazując Weswaldowi rannego mężczyznę. Chłopak widział walkę, wiedział, co stanowi problem i Umberto miała wielką nadzieję, że będzie potrafił temu jakoś zaradzić.
- Nie powinnam była kończyć walki w ten sposób. Cios w szczękę mnie zmylił. Uznałam, że przechodzimy do... bójki, jeśli tak to mogę nazwać. Gdyby ktoś dał mi w pysk u Silasa, chociażby, zareagowałabym podobnie - usprawiedliwiła się przed Sokołem, choć przecież wcale nikt jej o to nie prosił i nie wiedziała, czy w ogóle ktoś zamierzał jej wysłuchać.
Zorientowała się, że jest zestresowana. Ten człowiek był szermierzem, przeciwko jakiemu nie miała okazji walczyć od lat. Od czasów marynarki, prawdopodobnie, albo od tych dni, kiedy Corin jeszcze się od tego nie wykręcał i czasem pojedynkował się z nią na pokładzie. Naprawdę rzadko się jej to zdarzało, ale to była nowa znajomość, którą bardzo chciała utrzymać.
- Chcę to powtórzyć - zadeklarowała z determinacją. - Dopłyńmy na Harlen, zmierzmy się jeszcze raz. Bez brudnych sztuczek. Jeśli wygrasz, oddam wam cały ten łup. Dołożę beczkę rumu. Właściwie, beczkę rumu mogę kazać komuś przetoczyć do was od razu.
Obrazek

Wybrzeże

124
POST BARDA
Spojrzenia, z jakimi Vera mierzyła się nie tylko z załogą Uronga, ale również z własną, jasno sugerowały, że miała powody do wstydu. To, co zrobiło, nie mieściło się w żadnej mirrze czystego zagrania. Cios w twarz wymierzony kobiecie był bardziej akceptowalny od tego, czego ona się dopuściła.

Duma była wiekowym statkiem, ale trzymała się nieźle. Dobrze utrzymana, zadbana, z nowym olinowaniem i wymienianymi elementami, które tego wymagały, mogła rządzić morzami jeszcze przez wiele lat, o ile wcześniej nie pójdzie na dno po nieudanym rajdzie. Vera mogła obserwować ją z bliska jak nigdy dotąd, lecz skupiona była na Urongu i Sokole. Kapitan krzywił usta, pochylając się nad swoim szermierzem, który, sądząc po zbolałej minie, wciąż cierpiał.

- Uzdrowiciel nie uleczy mu dumy. - Syknął ten, który obwiązywał ramię rannego bandażem i bogowie raczyli wiedzieć, co tak naprawdę miał na myśli.

- Milczeć. - Urong burknął w stronę swojego człowieka. - Niech uzdrowiciel zamknie mu ranę. - Rozkazał, kiwając głową na Weswalda.

- Tak jest! - Rudy od razu przeszedł do działania. Chociaż ork był od niego o wiele wyższy i ze dwa razy szerszy, chłopak czuł się swobodnie w towarzystwie zielonych. Nawykły do takiego towarzystwa, czuł się jak u siebie, gdy odsunął wcześniejszego śmieszka i zabrał się za rany Gallighana.

- Bójka nie oznacza sparterowania w taki sposób. - Odezwał się w końcu Sokół. - Gdzie kunszt, gdzie radość z walki? - Pytał, lecz jasnym było, że nie oczekuje odpowiedzi. - Gdyby chodziło o wygraną, zakończylibyśmy to szybciej. Nie sądzę, bym chciał to z panią powtarzać, pani Umberto.

- Nie płyniemy na Harlen. -
Dodał Urong. - Płyniemy polować. Idź swoją drogą.
Obrazek

Wybrzeże

125
POST POSTACI
Vera Umberto
Skarcona zarówno przez oceniające spojrzenia obu załóg, jak i przez słowa, jakie usłyszała w odpowiedzi, Vera zamilkła. Dobrze wiedziała, że zrobiła coś niewłaściwego, ale w trakcie szybkiej walki nie myślała o tym, co było honorowe, a co nie. Dawno już nie musiała się nad tym zastanawiać, gdy skupiała się na walczeniu o życie, zamiast stawianiu ładnych kroczków i wyprowadzaniu precyzyjnych, widowiskowych cięć. Wpatrywała się w Sokoła, nad którego raną pochylał się rudzielec, czując, jak resztki nadziei, że wreszcie będzie miała na Harlen kogoś, z kim będzie mogła się zmierzyć, gdy ich oboje najdzie na to ochota, rozpływają się jak piana na grzbietach fal. Pozostanie jej niekończące się nagabywanie Corina o walkę, do której nigdy nie dojdzie.
Nie wiedziała, co powiedzieć. Upokorzyła go przed dwiema załogami, sama wcale niczego na tym nie zyskując, wręcz przeciwnie. To były skutki jej własnej głupoty, ale co teraz miała z tym zrobić? W milczeniu przygryzała policzek od środka, patrząc na wprawne działania Weswalda. Przynajmniej mogła zapewnić mu natychmiastowe wyleczenie przedramienia w ramach rekompensaty, choć, jak to ujął współzałogant Sokoła, uzdrowiciel nie uleczy mu dumy.
- Chciałam tylko... powiedzieć, że minęły wieki, odkąd walczyłam z kimś, kto reprezentował sobą taki poziom. Byłam pod wielkim wrażeniem, techniki, zwinności i skuteczności. Nie mam takich ludzi w załodze. Nie sądziłam, że bywają tacy na Harlen. Gdybym miała taką możliwość, powtórzyłabym to nie raz, a wielokrotnie. Z innym... z innym zakończeniem - skinęła głową i opuściła wzrok gdzieś pod nogi Gallighana. - Może przez to, że minęły wieki, straciłam rozsądek i to klasyczne, pojedynkowe podejście. Nie powinnam była...
Przerwała i westchnęła, rezygnując z dalszych prób przekonania mężczyzny do czegokolwiek. Trudno. Najwyraźniej stanowiła przypadek absolutnie beznadziejny i nawet, gdy istniała szansa, że znajdzie nić porozumienia z kimś nowym, ona musiała wpaść na genialny pomysł taki, jak chociażby cios w krocze na dobry początek znajomości.
- Każę przetoczyć beczkę tak czy inaczej - mruknęła i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, opierając się biodrem o reling i bez słowa już czekając, aż Weswald skończy, żeby mogła wrócić z nim na Siostrę.
Obrazek

Wybrzeże

126
POST BARDA
Urong nie zmieniał swojego brzydkiego wyrazu twarzy, patrząc na Verę jak na coś wyjątkowo mu nie w smak, jak plama na spodniach lub mucha w rosole. Mała przeszkoda, lecz tak irytująca!

- Nie poszanowała pani zasad pojedynku. - Tłumaczył Sokół, poruszając ramieniem, by ocenić, czy z jego ramieniem jest już lepiej. - Dlaczego mam wierzyć, że inaczej będzie następnym razem?

- I zabieraj swój parchaty rum!
- Dodał towarzysz Sokoła.

- Milczeć! - Syknął znów Urong.

- Kiedy spotkamy się kolejny raz, proszę mi udowodnić, że rozumie pani zasady.

Weswald zręcznie radził sobie z zamknięciem rany. W Tsu'rasate jego umiejętności były potrzebne do innych chorób i urazów, lecz na statku szybko nauczył się radzić z rozcięciami. Płytsze i głębsze, czyste i zupełnie poszarpane, rozcięcia były normą na Siódmej Siostrze. Już po chwili rana Sokoła była zaleczona, a Weswald podszedł do Very, by teraz zająć się nią. Wcale nie wyglądał, jakby spieszno mu było na powrót na Siostrę.
Obrazek

Wybrzeże

127
POST POSTACI
Vera Umberto
- Zawrzyj mordę, nie z tobą rozmawiam - warknęła do pirata, który miał tak dużo do powiedzenia na temat, jaki go nie dotyczył. Mogła wyrażać skruchę przed Urongiem i czempionem, którego wystawił na walkę z Verą, ale nie przed jakimś obcym chłystkiem z innej załogi, pozwalającym sobie zdecydowanie na zbyt wiele. Rzuciła mu jedno ze swoich piorunujących spojrzeń. Mogła nie być na swoim statku, mogła rozczarować gapiów niehonorowym zakończeniem pojedynku, ale wciąż była Verą Umberto. Miała wypracowany przez lata autorytet, który nie brał się znikąd. Mężczyzna miał się zamknąć.
Skinęła głową, nie do końca wiedząc, czy powinna traktować słowa Sokoła jako deklarację i zakładać, że jednak nie wszystko stracone. Wolała tego nie robić. Złudne nadzieje, a później rozczarowania jej nie służyły. Jej skinięcie głową było także milczącym pożegnaniem, więc gdy Weswald podszedł do niej, by zaopiekować się jej ranami, odsunęła tylko od siebie jego dłonie i rzuciła ciche "wracamy na Siostrę". To, co miało być jej triumfem, łup, po który płynęła z drapieżnym uśmiechem na ustach, a potem pojedynek, o jakim marzyła od dawna, doprowadziło ją tylko do kolejnego rozczarowania. Dlaczego ona zawsze musiała coś zrobić nie tak? Dlaczego, do cholery, była tak upośledzona społecznie? Co poszło nie tak? Kogo powinna o to obwiniać, rodziców? Chłodne wychowanie? Marynarkę? Lata spędzone wśród piratów? A może po prostu samą siebie, może to w jej głowie coś było poustawiane nie tak, jak należy? To ostatnie przychodziło jej już całkiem naturalnie.
Zacisnęła zęby i przeskoczyła na statek kupiecki, rozglądając się, by zorientować się, co jej ludzie zdążyli zrobić, gdy ona usiłowała uskuteczniać jakiekolwiek negocjacje z Gallighanem. Głęboko w poważaniu miała tutejszą załogę, ale skoro zrzuciła organizację przeładunku na Corina, zakładała, że zostaną oni pozostawieni przy życiu i wypuszczeni wolno, tak, jak robili prawie zawsze. Istniała spora szansa, że gdyby ta kwestia zależała od Uronga, wszyscy byliby już martwi. Wyminęła piratów pracujących przy transporcie dóbr i wróciła na własny pokład, by tam zająć miejsce na jakiejś skrzyni i pozwolić wreszcie Weswaldowi na zaopiekowanie się jej ranami.
Obrazek

Wybrzeże

128
POST BARDA


Przypadkowy pirat Uronga nie wydawał się zastraszony warknięciami Very. Patrzył na swojego kapitana, który również zwracał mu uwagę, lecz za mało skutecznie, skoro tamten wciąż kłapał paszczą.

Przeprosiny Very nie zostały przyjęte zbyt ciepło i kapitan musiała wracać na statek pokonana. Weswald trzymał się jej pleców, przynajmniej uzdrowiciel był z siebie zadowolony.

- Nie byli dla ciebie zbyt mili, kapitanie. - Mówił, ostrożnie przełażąc na kupiecki statek, a później również na Siostrę. - Nie umieją przegrywać. Jesteśmy piratami! Wszystkie chwyty dozwolone! - Przekonywał, lecz ciężko było stwierdzić, czy robi to tylko po to, by poprawić Verze nastrój, czy naprawdę w to wierzy.

Ludzie Very pracowali, by szybko wyciągnąć towary z ładowni. Corin stał na rufie i rozmawiał z kapitanem, któremu pozwolił zdjąć ręce zza głowy, lecz nie wstać z desek pokładu. Marynarze grzecznie czekali, aż zbójcy zabiorą ich ciężko zarobione pieniądze. I Vera mogła orzec, że tych i tak nie było zbyt dużo. Przygotowywane do przeładunku na Siostrę towary były w mizernej ilości. Było to coś, lepsze od niczego.

- Gdybym umiał, to bym im pokazał! - Odgrażał się Weswald, lecząc ramię Very. - Nawet jeśli później musiałbym ich składać.

- Dobra robota, kapitanie.
- Niespodziewanie odezwała się Yala. - Pokonałaś go w dobrym stylu, nieważne, co mówią. Nie potrafią pogodzić się z przegraną.

- Wykorzystałaś słabość.
- Do rozmowy dołączył się Sovran, który zawsze miał coś do powiedzenia w takim temacie.

- Dalej, psubraty! Ładować! - Osmar krzyczał na piratów. - Im szybciej załadujecie, tym szybciej będziem w domu!

Duma przerwała połączenie z kupieckim statkiem. Urong odpływał, bez obiecanej beczki rumu.
Obrazek

Wybrzeże

129
POST POSTACI
Vera Umberto
Przeprosiny nie zostały przyjęte, więc Vera zakładała, że i beczka rumu nie zostanie przyjęta, nie kazała więc załodze przetoczyć jej na Dumę w ramach wynagrodzenia za urażoną dumę. Może później, kiedyś, na Harlen, jeśli będzie im dane jeszcze porozmawiać w nieco bardziej przyjaznych okolicznościach, zrekompensuje Gallighanowi to, co przez nią musiał przechodzić. Liczba osób, którym musiała coś rekompensować, rosła wykładniczo i jeszcze trochę, a Vera straci rachubę. Corin. Przeniosła wzrok na oficera. On pierwszy. Jak tylko dopłyną na Harlen.
Nie odzywała się, gdy Weswald leczył jej ranę, a potem obitą twarz, choć w głębi duszy się z nim zgadzała. Nikt nie mówił, że wszystkie chwyty nie są dozwolone. Nikt nie poinformował walczących, że ma to być elegancki pojedynek, godzien sal treningowych akademii wojskowych.
Dopiero gdy Yala rzuciła komentarz, Umberto uniosła wzrok znad desek pokładu i spojrzała na załogantkę.
- Też tak uważałam. To była dobra walka. Mógł uniknąć tego ciosu, gdyby był bardziej uważny, bo jakoś odbił wszystkie pozostałe, tak? - wykrzywiła usta w irytacji. - Jak wiesz, że masz taką słabość, to ją chronisz w walce, a nie zakładasz, że ktoś łaskawie będzie bił wszędzie, ale nie tam. Idiotyzm.
Zdrapała z dłoni zaschniętą krew. Nie do końca wiedziała, do kogo ta krew należała, pewnie do niej. W końcu ocierała twarz.
- Wszyscy patrzą na mnie, jakbym pobiła dziecko. Nie zrobiłam nic tak strasznego. Poszłam nawet przeprosić. Pierdolona męska duma.
Odprowadziła Dumę spojrzeniem. Urong płynął na swoje polowanie, tracąc łup, który odebrała mu Vera Umberto. Szczerze, ten ładunek jej nie obchodził, zwłaszcza, że był niewielki i rozczarowujący. Może przynajmniej znajdzie się tam kilka butelek Grozany, skoro płynęli z Archipelagu. Westchnęła, rzuciła Weswaldowi ciche podziękowanie i wstała.
- Poćwicz z kimś z załogi, jak chcesz, Wes - zaproponowała rudzielcowi. - Będziesz mógł się bić do woli, jak się nauczysz, którą stroną trzymać miecz. Zresztą, trzeba się umieć bronić.
Obrazek

Wybrzeże

130
POST BARDA
Załoga wydawała się pracować spokojnie, metodycznie, jakby wcale nie grabili kupieckiego statku, z którego kapitanem gawędził Corin. Może to był jego sekret? Zainteresowanie każdym, bez względu na status społeczny? Wcale nie musiał interesować się kupcem, równie dobrze mógł podciąć mu gardło - to również byłoby dozwolone, zważając na ich status społeczny.

- Idiotyzm. - Zgodziła się Yala. - Nie uznał cię za godnego przeciwnika i na tym stracił.

- Idiotyzm.
- Sovran przyswoił nowe słówko. - Połamię mu nogi, gdy go zobaczę. - Obiecał i nawet Weswald parsknął. Elf z pewnością obiecał to przez jakąś dziwną troskę, lecz sposoby jej przejawiania nie były takie, jak być może powinny. Mag westchnął, i bez pożegnania oddalił się w kierunku kajuty na dziobie. Tej nocy nie będzie walki.

- Będę ćwiczył z Tripem i panem Osmarem! - Obiecał Weswald, unosząc pięść na podkreślenie swoich zamiarów. - Jutro zaczynamy! I będę lepszym szermierzem od tego Sokoła!

Gdzieś na wschodzie pojawiła się blada łuna świtu. Piraci uwinęli się z załadunkiem nim tarcza słońca wychynęła zza horyzontu, łupów nie było wiele. Kiedy już uwinęli się z rabunkiem, mogli obrać kurs na dom: Harlen.

-> do Harlen
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”