W cieśninie Garrina, trzymając się północnego brzegu i płynąc na zachód, dostrzec można było biały klif, a tuż za nim zgrabnie ukrytą wioskę. Ktoś, kto nie wiedział, że za wzniesieniem urkyte są zabudowania, mógł przegapić tak zatoczkę, jak i całą miejscowość. To, iż była tam osada, mogły zdradzać również wysoko wnoszące się maszty statków.
POST BARDA
Irina, usadowiona wysoko na rei, wypatrzyła wioskę. Svolvar przywitało ich całą swoją ośnieżoną chwałą i musieli uważać, zbliżając się ku brzegowi, by wymanewrowac między krami. Ani Siostra, ani Dłoń nie były wzmacniane ku tego typu przeciwnościom, więc należało uważać, by nie zahaczyć o lód i nie uszkodzić poszycia. Oba statki bezpiecznie dobiły do pomostu, choć musiały wpasować się w ostatnie wolne miejsca. Nie było to wybrzeże Harlen, przestrzeni było jak na lekarstwo. Udało się zacumować statek tuż obok pyszniącego się w zachodzącym słońcu Żmija. Kiedy udało im się spuścić trap i zejść na oblodzone deski portu, niemal natychmiast podszedł do nich mężczyzna uzbrojony w pergamin i pióro.
- Skąd przybywają i po co? - Rzucał pytaniami, nawet nie patrząc na przybyłych. Bardziej interesowały go statki, po każdym zerknięciu na paskowane żagle zapisywał coś na swoim papierze. - Jakie licho ich niesie?
Od spotkania z Bellą minęły może trzy, cztery godziny. Vera wciąż czuła rozgrzewający bimber krążący w żyłach. Był z pewnością mocniejszy niż dobrze znany im rum.