POST POSTACI
Vera Umberto
Z jej gardła wydarło się tylko zirytowane warknięcie, kiedy Tariq zaczął zgadywać i snuć przypuszczenia na temat tego, co mogło sprawić, że demon wybrał sobie akurat Verę. Naprawdę, w takie hipotezy mogła bawić się sama, albo ze swoimi załogantami, z których żaden nie miał o magii ani demonach pojęcia. Może Samael mógłby coś wnieść w tę dyskusje, ale podejrzewała, że jeśli odezwie się na ten temat choć słowem, Pogad rzuci się na niego, żeby udowodnić coś wszystkim innym i samej sobie. Umberto przetarła twarz dłońmi, na krótką chwilę zamykając oczy i usiłując się uspokoić. Nie było to łatwe.Vera Umberto
- Osmar... - westchnęła tylko, nie tłumacząc bosmanowi, ile i jakich powodów do zniszczenia Siódmej Siostry i wyrżnięcia załogi miał Sovran. Vera z nim nie rozmawiała, nie spędzała z nim czasu, wiedziała o nim więc tylko jakieś ogólniki, ale jak dla niej sam fakt bycia mrocznym elfem, w połączeniu z wizją, jaką jej zaprezentował, mógł wystarczyć. Bo dlaczego nie? Byłby to taki jego drobny gest w kierunku swoich. W zależności od tego, jak silny stanie się dzięki skrawkowi mocy demona, takie mogły być podjęte przez niego decyzje. Z drugiej strony, kto wie, czy nie skończyło się to w jego przypadku tak samo, jak u Very? Zapieczętowaniem pod skórą... i właściwie póki co brakiem dalszych konsekwencji?
Pogrążając się coraz to głębiej w swoich rozmyślaniach, kapitan starała się nie wpadać w spiralę paniki. Niewiedza na temat tego, co działo się z jej statkiem, z jej ludźmi, z Corinem, bolała ją bardziej, niż wszystko inne. Mogła wpaść w szał i wyżyć się na zebranych tutaj, na tym magu od siedmiu boleści, ale po co? Co to zmieni? Musieli przeczekać noc i śnieżycę, dotrwać do poranka. Musieli wrócić do nich Varyn i Bola-Bola. Nieco sztywnym krokiem ruszyła w stronę stołu, na którym goblin Tariqa ustawiał posiłek.
Żeby przynajmniej znała się jakkolwiek na magii, albo na demonach, żeby ten pieprzony czarodziej z jeziora miał kontrolę nad własnymi działaniami... wszystko wyglądałoby inaczej. Opadła na krzesło i podparła głowę na dłoni, wbijając puste spojrzenie w gulasz. Po chwili przeniosła je na Samaela, gdy ten zasiadł do stołu - choć pewnie trochę mu to zajęło i wybrał miejsce możliwie najdalej od orczycy.
- To nic osobistego. Nie lubię być dotykana - wytłumaczyła się ze swojej reakcji, gdy starał się ją uspokoić.
Jedyną osobą, w przypadku której to działało, był Corin, ale głównie dlatego, że on zwykle chwytał ją w żelazny uścisk i odciągał od problemu, zanim postanawiała rozwiązać go w typowy dla siebie sposób. Gdyby próbował poklepywania jej po ramieniu, całkiem możliwe, że za którymś razem odgryzłaby mu rękę. Dobrze, że pogodzili się wczoraj. Jeśli coś mu się stało... Vera nie chciała nawet o tym myśleć.