Wioska Svolvar i okolice

136
POST POSTACI
Vera Umberto
Z jej gardła wydarło się tylko zirytowane warknięcie, kiedy Tariq zaczął zgadywać i snuć przypuszczenia na temat tego, co mogło sprawić, że demon wybrał sobie akurat Verę. Naprawdę, w takie hipotezy mogła bawić się sama, albo ze swoimi załogantami, z których żaden nie miał o magii ani demonach pojęcia. Może Samael mógłby coś wnieść w tę dyskusje, ale podejrzewała, że jeśli odezwie się na ten temat choć słowem, Pogad rzuci się na niego, żeby udowodnić coś wszystkim innym i samej sobie. Umberto przetarła twarz dłońmi, na krótką chwilę zamykając oczy i usiłując się uspokoić. Nie było to łatwe.
- Osmar... - westchnęła tylko, nie tłumacząc bosmanowi, ile i jakich powodów do zniszczenia Siódmej Siostry i wyrżnięcia załogi miał Sovran. Vera z nim nie rozmawiała, nie spędzała z nim czasu, wiedziała o nim więc tylko jakieś ogólniki, ale jak dla niej sam fakt bycia mrocznym elfem, w połączeniu z wizją, jaką jej zaprezentował, mógł wystarczyć. Bo dlaczego nie? Byłby to taki jego drobny gest w kierunku swoich. W zależności od tego, jak silny stanie się dzięki skrawkowi mocy demona, takie mogły być podjęte przez niego decyzje. Z drugiej strony, kto wie, czy nie skończyło się to w jego przypadku tak samo, jak u Very? Zapieczętowaniem pod skórą... i właściwie póki co brakiem dalszych konsekwencji?
Pogrążając się coraz to głębiej w swoich rozmyślaniach, kapitan starała się nie wpadać w spiralę paniki. Niewiedza na temat tego, co działo się z jej statkiem, z jej ludźmi, z Corinem, bolała ją bardziej, niż wszystko inne. Mogła wpaść w szał i wyżyć się na zebranych tutaj, na tym magu od siedmiu boleści, ale po co? Co to zmieni? Musieli przeczekać noc i śnieżycę, dotrwać do poranka. Musieli wrócić do nich Varyn i Bola-Bola. Nieco sztywnym krokiem ruszyła w stronę stołu, na którym goblin Tariqa ustawiał posiłek.
Żeby przynajmniej znała się jakkolwiek na magii, albo na demonach, żeby ten pieprzony czarodziej z jeziora miał kontrolę nad własnymi działaniami... wszystko wyglądałoby inaczej. Opadła na krzesło i podparła głowę na dłoni, wbijając puste spojrzenie w gulasz. Po chwili przeniosła je na Samaela, gdy ten zasiadł do stołu - choć pewnie trochę mu to zajęło i wybrał miejsce możliwie najdalej od orczycy.
- To nic osobistego. Nie lubię być dotykana - wytłumaczyła się ze swojej reakcji, gdy starał się ją uspokoić.
Jedyną osobą, w przypadku której to działało, był Corin, ale głównie dlatego, że on zwykle chwytał ją w żelazny uścisk i odciągał od problemu, zanim postanawiała rozwiązać go w typowy dla siebie sposób. Gdyby próbował poklepywania jej po ramieniu, całkiem możliwe, że za którymś razem odgryzłaby mu rękę. Dobrze, że pogodzili się wczoraj. Jeśli coś mu się stało... Vera nie chciała nawet o tym myśleć.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

137
POST BARDA
Gulasz przygotowany przez Pierdka wcale nie był taki zły. Choć była w nim tylko ryba i ani odrobiny wołowiny, nie przeszkadzało to w niczym. Brakowało jedynie chleba do zagryzki albo kaszy do wypłenienia gęstego sosu. Uraczyli się nim wszyscy, również Samael, choć jak Vera przewidziała, trzymał się na jeszcze większy dystans. Wydawało się, że mimo słów Very, wszyscy zebrani nastawili się przeciwko niemu. Łatwiej było skupić się na głównym wrogu... nawet jeśli ten był po ich stronie. Tariq zaś, po tym, jak skończył swoją porcję, nie tracił czasu i skupił się na wyrysowanym na podłodze kręgu, przy czym wertował też swoje księgi, by znaleźć odpowiedź na pytania, których załoganci Siostry nie znali.

Mijały minuty, które wktórce zamieniły się w godziny. Mimo pozornie bezpiecznego miejsca, zgodnie ustalili, iż będą trzymać krótkie warty, by przetrwać noc w jednym kawałku, bez dodatkowych części demona w sobie. Dopiero po trzeciej zmianie, na warcie Pogad, orczyca mogła obudzić zebranych i ogłosić powrót Ashtona i Ohara.

- Wstawajcie. Ludzie Svolvar przybyli.

Jak wkrótce wyjaśnił Voryn, śnieżyca odcięła im widoczność i drogę powrotną, więc postanowili rozbić tymczasowy obóz pod gałęziami najgęstszych drzew. Kiedy dotarli do nich Ashton i Ohar, musieli zapewnić im chwilę odpoczynku i przede wszystkich ogrzać ich, nim mogli ruszyć w dalszą drogę. Wojowie Very mieli czerwone od mrozu twarze, nawet po drodze powrotnej do pałacu Tariqa. Voryn potwierdził, iż mag znalazł się w Svolvar parę miesięcy wcześniej. Poczekali, aż słońce będzie stało wysoko, a opady ustąpią, nim udali się do Svolvar.

Droga w stronę wybrzeża była trudna. Świeża warstwa śniegu była zdradliwa, a droga opadała zboczem góry. Niejednokrotnie któreś z nich straciło grunt pod nogami i zsunęło się po skałach. Bola-bola upadł tak niefortunnie, że resztę drogi musiał wspierać go Voryn, najbardziej doświadczony w wędrówkach, gdy młodzik uszkodził nogę. Również Verze przydarzył się upadek, jednak poza obitymi pośladkami, nie było to nic groźnego i bolesnego. Tariq niemal całą drogę narzekał i co chwilę potrzebował pomocy, by pokonać kolejne przeszkody. Nie był nawykły do tego typu podróży, a pod koniec każdy miał go dość.

Svolvar zastało ich spokojem, gdy słońce chyliło się już w stronę zachodu. Siódma Siostra stała nienaruszona w porcie, tuż obok Żmija i pozostałych, kołysząc się na lekkich falach. Ludzie ze Svolvar musieli udać się do Belli i zaraportować jej to, co znaleźli, zaś kapitan i jej załoga mogła skierować się na statek - z magiem na doczepkę.

Na Siódmej Siostrze panował porządek, nie licząc grupki, która zebrała się na górnym pokładzie wokół koksownika, którego musiała użyczyć im hrabina. Metalowe ustrojstwo miało w sobie ogień, który pozwlał grzać załogę, ale jego konstrukcja zapewniała bezpieczeństwo na drewnianym statku. W bezpośrednim sąsiedztwie piecyka stało kilku mężczyzn, zaś na podsuniętej skrzyni, wyciągając dłonie ku ciepłu, zasiadł Sovran, dumny jak król na tronie. Nie wyglądał jednak na wyjątkowo potężnego czy demonicznego. Wciąż kaszlał, miał czerwony nos, który co chwilę ocierał, a na ramionach grubą derkę, jak nic wydębioną od któregoś z marynarzy (oby nie podstępem!), i tylko przez moment kapitan mogło się wydawać, że rzucił jej wiele znaczące spojrzenie i uśmiech ciemnych ust, który zniknął tak szybko, jak się pojawił.

- Pan Yett śpi! - Zaraportował jeden z marynarzy stojących na warcie u trapu. - Obudzić, kapitanie?
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

138
POST POSTACI
Vera Umberto
Choć zasnęła na moment, to nie spała najlepiej. Wizje wszystkiego, co mogło się wydarzyć w zatoce pod jej nieobecność, prześladowały ją nawet we śnie. Z ulgą więc przyjęła moment, w którym wrócili Ashton i Ohar, wraz z dwójką ich przewodników. Nie dzieliła się z nimi informacjami o demonie, bo ludzie Belli nie musieli o tym wiedzieć, ale podejrzewała, że z dwójką mężczyzn jej załoganci podzielą się rewelacjami przy pierwszej okazji. A wcześniej czy później wieści o uwięzionym w kapitan demonie okrążą cały statek. Im szybciej pogodzi się z tą myślą, tym lepiej, bo nie miała na to żadnego wpływu.
Droga powrotna do Svolvar była ciężka, nie tylko przez bolącą nogę, a potem też kość ogonową, ale także ze względu na permanentnie narzekającego Tariqa. W końcu zagroziła mu, żeby się zamknął, bo teraz nie ma zamarzniętego jeziora nad głową i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby uciszyła go raz a dobrze, a przynajmniej wycięła mu język. Na początku ich krótkiej znajomości, zafascynowana urokiem lodowej budowli i odrobinę nawet jego opowieścią, starała się być dla niego miła, ale teraz nie miała już ku temu żadnych powodów. Skończyła się więc uprzejma Vera Umberto i wróciła ta, którą wszyscy dobrze znali. Czyli wkurwiona.

Gdy z daleka zobaczyła maszty Siódmej Siostry, a potem weszła na pokład i zorientowała się, że nie wydarzyło się nic niepokojącego, kamień spadł jej z serca do tego stopnia, że była bliska wyściskania grzejących się przy koksowniku załogantów. Towarzyszący im Sovran, z jakiegoś powodu bardzo z siebie zadowolony, był jednak czymś, co znacząco ostudziło jej zapał. Zmierzyła go uważnym spojrzeniem, ale nic nie świadczyło o tym, by dzięki demonowi uzyskał jakąś ponadprzeciętną moc. Corin miał zająć się nim wczoraj rano. Jak na kogoś, kim oficer się zajął, mroczny miał zaskakująco towarzyskie usposobienie, a obojętność załogi względem jego obecności przy ogniu też budziła w Verze pewne wątpliwości.
- Śpi? O tej porze? - zdziwiła się. Słońce dopiero chyliło się ku zachodowi, jeszcze nawet nie zapadła noc. - Nie. Nie trzeba.
Mogła obudzić go sama. Skierowała się w stronę kwater oficerskich, prosto do swojej kajuty, bo zakładała, że Yett będzie właśnie tam - spali razem już od dawna, znieśli tam wszystkie koce, wątpiła by pod jej nieobecność miał jakiś powód, by przenosić się na jedną czy dwie noce do siebie.
- To Tariq. Niech ktoś go popilnuje, żeby się nie potknął o własne nogi i gęby o reling nie rozwalił - rzuciła jeszcze przez ramię, zanim zniknęła za drzwiami, dodając jeszcze pod nosem, bardziej do siebie, niż kogokolwiek innego: - Chociaż nie narzekałabym, gdyby mu się to przypadkiem przytrafiło.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

139
POST BARDA


Sovran patrzył za odchodzącą Verą, ale nie odezwał się ani słowem. Mężczyźni, którzy go otaczali, nie wydawali się mieć z nim przyjaznych stosunków. Zerkali na niego, jednak nie rozmawiali, trzymali też dystans, jakby to mogło pomóc w uniknięciu zaczarowania. Elf niczego nie robił sobie z chłodnego traktowania, jakby ważniejszy był płomień koksownika. Mężczyźni nie spędzali czasu że sobą, a raczej obok siebie.

- Popołudniowa drzemka. - Wyjaśnił pirat Corina, z uśmiechem wzruszając ramionami. - Zadbamy o Tariqa, pani kapitan! - W głosie mężczyzny przebrzmiała jakaś fałszywa nuta i Vera mogła mieć pewność, że w razie potrzeby potraktują maga odpowiednio.

Mag wyglądał na zagubionego. Patrzył na zwinięte żagle, zerkał na Żmija, na statek Heweliona, a kiedy dostrzegł czarnego, który spokojnie grzał się przy ogniu, wyraźnie się przeraził. Elf nie wyglądał tak źle, jak do niedawna, bo choć przez pobyt na Siostrze nie dane mu było spotkać fryzjera i siwe włosy nieco zachodziły mu na oczy, a darowane ubrania były na niego za luźne, przecież nie był już umierający. Nawet popielate policzki nabrały przyjemnego różowawego odcienia.

Corin nie spał, ale był w łóżku. Odpoczywał z książką w dłoni, najwyraźniej czerpiąc z ciepła koców tyle, ile mógł. Podróże statkiem wiązały się z pozornie dużą ilością wolnego czasu... Ale kiedy ostatni raz Corin mógł mieć czas wyłącznie dla siebie, by zrelaksować się przy lekturze?

Mężczyzna nie zamierzał jednak narzekać, gdy pojawiła się Vera.

- Wróciliście! - Ucieszył się. - Sądziliśmy, że to jednodniowa wycieczka! Martwiłem się. - Zdradził, odkładając książkę i powoli podnosząc się z miejsca. - Dobrze, że już jesteś. Wszystko...wszystko w porządku?
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

140
POST POSTACI
Vera Umberto
Było jej absolutnie wszystko jedno, czy piraci straumatyzują Tariqa rozrywkami, które będą bawić wszystkich, tylko nie jego, czy też nie. Straciła współczucie dla niego w momencie, w którym zniszczył jedno filakterium, a drugim postanowił uczynić ją. Nie była łaskawa wobec błędów, ani własnych, ani swoich załogantów, a już na pewno nie obcych. Obita gęba dobrze magowi zrobi; może trochę postawi go do pionu. Tak czy inaczej będzie musiała wypytać go jeszcze o to, kogo i gdzie ma szukać w Heliar, żeby pozbyć się swojego demonicznego lokatora.

Dopiero gdy zobaczyła Yetta całego i zdrowego, odetchnęła głęboko, z ulgą i ściągnęła czapkę, opadając na krzesło przy biurku. Schyliła się i rozsznurowała buta, żeby wyciągnąć z niego zmarzniętą stopę i rozmasować obolałą kostkę. Tutaj nie musiała udawać, że nic jej nie jest.
- Jezioro było daleko. Później złapała nas śnieżyca. Trzeba było przeczekać noc i poczekać, aż przejdzie - wyjaśniła. - Co czytasz?
Zerknęła na okładkę książki, trzymaną przez Corina, a potem uniosła badawcze spojrzenie na niego. Nie wyglądał na rannego, ani na zmartwionego czymś, co nie powinno było się wydarzyć. Siedział sobie, pogrążony w lekturze, odpoczywał. Czy bała się niepotrzebnie? Może demon poleciał jeszcze gdzieś indziej, nie do Sovrana? Może ktoś jeszcze był tu elastyczny i pojemny, ktoś, kto nie był im wrogi?
- Nie - odparła krótko, ale zanim powiedziała coś jeszcze, obróciła głowę w stronę wyjścia z kajuty. - Czy tutaj... coś się działo? Wczoraj wieczorem, albo dziś w nocy? Coś niepokojącego? Sovran nie zachowywał się... inaczej? Jak w ogóle rozwiązałeś sprawę jego wpływu na Tripa?
Taka seria pytań wymagała jakiegoś wytłumaczenia, więc Vera przerwała uciskanie własnej kostki i po chwili wahania ściągnęła skórzane rękawiczki, odsłaniając ślad, jaki na jej dłoni zostawił demon.
- Jezioro było zamarznięte. Okazało się, że odpowiada za to mag, Tariq, który swoją drogą przyszedł tu z nami. Opowiadał nam o demonie, który został zapieczętowany w częściach... o strażnikach... nieważne - machnęła dłonią z irytacją. - W każdym razie, ten mag jest straszną pizdą i przez jego nieporadność część tego demona została... tak jakby... zapieczętowana we mnie.
Przesunęła wzrokiem po runach. Wciąż nie mogła w to uwierzyć, ale wzory na jej skórze nie pojawiły się bez powodu.
- Druga część tego demona uleciała. Tariq twierdził, że powinna przylecieć do niego, bo ma największą energię magiczną w okolicy... szkoda, kurwa, że umiejętności nie idą z tym w parze... ale zamiast tego odleciała gdzieś indziej. Zakładaliśmy z Osmarem, że do Sovrana. Bałam się, że coś wam zrobi. Że mroczny i demon... - potrząsnęła głową. - Myślałam, że wyrżną was wszystkich pod moją nieobecność. Nic się nie działo? Nie zauważyłeś niczego?
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

141
POST BARDA
Corinowi niestraszna była stopa Very, nawet po tak długiej wędrówce. Zebrał się z łóżka i podszedł, by kapitan mogła oprzeć o niego stopę. Mógł zrobić jej tę przysługę i rozmasować bolącą, zmarzniętą nogę.

- Tutaj też padało, ledwie odśnieżyliśmy statek. - Podzielił się z Verą informacjami, które nie były nawet w połowie tak fascynujące, jak te przyniesione przez nią. Uśmiechnął się, gdy wspomniała o książce. - No wiesz? Jeszcze pytasz? Leżała po twojej stronie łóżka. Już wiem, czemu Sovran ciągle do niej wracał.

Pięćdziesiąt lyc zostało porzucone w pościeli. Corin pokręcił lekko głową.

- Nic się nie działo. W nocy krzyczeli, że się pali, ale okazało się, że to fałszywy alarm. Nie wiem, co w nich wstąpiło. Komuś coś się przywidziało. - Mruknął, przesuwając dłonie na łydkę Very, by jej również poświęcić nieco uwagi w masażu. - Mówiłem ci, Sovranem się nie przejmuj. Wie, że to ostatnie ostrzeżenie. Poza tym... Trip naprawdę nie ma mu tego za złe. - Przypomniał mimochodem. Kuk nie zmienił spojrzenia na sprawę i chyba naprawdę uważał, że umiejętności mrocznego można przekuć w coś dobrego. - Dzisiaj rano prosił, żeby wypuścić go na pokład, żeby mógł się ogrzać przy ogniu. Polo, Urghutt i Gilbert go pilnują. Jeszcze tam siedzi? Miał dać znać, gdy będzie miał dość.

Corin nieco zwolnił z uciskaniem mięśni i rozmasowywaniem zmarzniętych paluszków, gdy dostrzegł ślad na skórze Very. Łatwo było wyczuć, że opuszcza go lekki, frywolny nastrój.

- Opowiadał wam o demonie...? Hubert mówił, że ubił demona, ale jego ludzie, wysłani po truchło, wrócili z niczym. - Corin zmarszczył brwi. - Skoro teraz ty masz w sobie demona, a ten mag dalej żyje, to musi przedstawiać sobą jakąś wartość. Dlaczego jeszcze go nie zamordowałaś? - Zapytał wprost, wiedząc, jaka kara należała się za igranie z bezpieczeństwem kapitan. - I to jest ten... demon? Część demona? Cholera. Cholera! - W oficerze szybko narosła frustracja. Przesunął dłonią po własnym zaroście. - Sovran od rana tak kaszle, jak kasłał, nie wydaje mi się, żeby był jakiś inny? Myślisz, że on... zbiera siły? Żeby nas powybijać? Przejąć statek? - Dopytywał, bo nie wydawało się to dla niego jasne.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

142
POST POSTACI
Vera Umberto
Westchnęła i pozwoliła Corinowi rozmasować swoją kostkę. Potrafił być uroczy i trzeba było przyznać, że nikt przed nim się tak o nią nie troszczył. Szkoda, że nie miała czasu ani nastroju, żeby to teraz docenić. Rzuciła mu tylko ciche "dziękuję", zanim inne tematy pochłonęły ich uwagę.
- Nie miałam nawet kiedy jej zacząć! - zaprotestowała. - Ciągle coś. Jak ci się tak podoba, to może spróbuję przysiąść.
Krzyczeli, że się pali, więc pewnie dostrzegli dym. Po ataku hipsubisa wszyscy byli wyczuleni. To oznaczało, że ta część demona, która wykrzyczała w głowie Very swoje pretensje do świata i odleciała, faktycznie dotarła tutaj. Nie świadczyło to o niczym dobrym. Zmarszczyła brwi, w stresie nawet nie zwracając uwagi na dłoń Yetta wędrującą w górę jej nogi, choć normalnie z pewnością wywołałoby to u niej zgoła inną reakcję.
- Siedzi - potwierdziła.
Wyciągnęła dłoń w kierunku mężczyzny, żeby mógł obejrzeć sobie wzory, jakie obecność demona wyrysowała na jej skórze. Oczywiście, zdawała sobie sprawę z tego, że nic mu one nie mówią. Jego wiedza na temat wszystkiego, co magiczne, była równie rozległa, jak jej własna.
- Jak to, z pustymi rękami? Widziałam tego stwora, którego zajebał Hewelion. Był skrzydlatym wężem, wielkim i pięknym. Atakowanie go było idiotyczne - prychnęła, obracając dłoń wnętrzem do siebie. - W nim znajdowała się jedna z czterech części demona, o jakim mówił Tariq. Ta część, która teraz jest... tutaj.
Dlaczego nie zamordowała Tariqa? Dobre pytanie.
- Nie mogłam go zabić w jeziorze, bo zmienił je w lodowy pałac. Nie chciałam, żeby roztopiło się i runęło nam na głowy. Potem powiedział o Heliar. Że stacjonują tam magowie, którzy mogą mi pomóc i wyciągnąć to paskudztwo ze mnie. Chcę, żeby powiedział mi na ten temat więcej. Poza tym, może i jest pizdą straszną, ale jedną część demona jakimś kurwa cudem udało mu się okiełznać. Wolę, żeby tu był, w razie gdyby Sovran postanowił... coś zrobić. Nawet jakby miał w panice potknąć się o linę i rozjebać sobie głowę o reling, kiedy przyjdzie co do czego - zacisnęła oznakowaną dłoń i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, chowając ją. - Wcześniej czy później go zabiję, albo oddam tym magom w Heliar, przed którymi się tu chyba ukrywa, na północy. Niech z nim, kurwa, robią co chcą.
Przewróciła oczami i zacisnęła usta w wąską kreskę. Pozostawała kwestia Sovrana.
- Nie wiem. Chyba... muszę z nim porozmawiać, nieważne, jak tego nienawidzę - westchnęła ciężko. - Kiedy wchodziłam na pokład, patrzył na mnie, jakby wiedział. Jakby wiedział, że pod moją skórą jest część tego samego demona. To... to jest straszne, Corin - przyznała, opuszczając wzrok. - Niewiele rzeczy mnie przeraża, ale to... nie wiem nawet, co to znaczy. Nie wiem, czego się spodziewać. Żałuję, że nie ma z nami Ignhysa. Nie chcę mieć już Sovrana na statku. Wiem, że to twój dziwny projekt, ale... nie pisałam się na demony. Nie pisałam się na to.
Po jej plecach przeszedł dreszcz. Milczała chwilę, zanim sięgnęła po buta. Wsunęła nogę z powrotem do niego i zabrała się za ponowne sznurowanie.
- Tariq mówił, że demon zostanie we mnie, dopóki żyję. Dopóki nie zabije mnie on, albo ktoś inny. Nie wiem, kurwa, teraz każdy mój dzień to będzie chodzenie po tafli lodu i czekanie, aż się pode mną załamie, bo demonowi znudzi się tkwienie we mnie? Nie wiem, Corin. Muszę popłynąć do Heliar. Do tych magów.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

143
POST BARDA
Corin mógłby mówić o książce, rzucać niewybredne komentarze i może nawet zaproponować to i owo, ale informacje, które przekazywała mu Vera, nie pozwalały mu na frywolność. Puścił jej stopę i wycofał się, by usiąść na łóżku, tuż po tym, jak obejrzał nowe wzory na ręku Very. Niewiele z nich zrozumiał, poza tym, że nie świadczyły o niczym dobrym.

- Ludzie Heweliona uznali, że znaleźli tylko popiół i parę piór, jakby ktoś lub coś spaliło zwłoki tego węża. Hubert przechwalał się, że go zabił, ale nie do końca mu wierzyliśmy. - Tłumaczył Corin. - Zresztą, wrócił strasznie poobijany i pluł krwią. Labrus się nim zajął. - Walka ze żmijem miała swoją cenę. - Więc... zabił żmija i uwolnił demona? Co za idiota! - Yett zgodził się z osądem Very.

Oficer słuchał swojej kapitan i z każdą chwilą jej słowa podobały mu się niej. Wsunął dłonie we włosy w wyrazie ogarniającej go beznadziei.

- Może to nie Sovran jest wrogiem, tylko ten mag? Sovran, jeśli ma demona, nic jeszcze nie zrobił. A ten mag, Tariq, czy jak go tam zwą... może to wcale nie była pomyłka? Może chciał zamknąć demona w tobie? Potrzebował... wektora? A w Heliar czeka nas jeszcze więcej problemów? - Podsuwał, starając się patrzeć na sytuację z innej strony. Jego słabość do mrocznego mogła przyćmiewać osąd. - Porozmawiaj z Sovranem, może on wie coś o demonach. Na pewno wie więcej, niż Ighnys, kiedyś coś o tym wspominał. Mam pójść z tobą?

Elf czekał na nich przy koksowniku. Nie mógł odmówić kapitan rozmowy.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

144
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera westchnęła i pokręciła głową, tylko po to, by na moment ukryć twarz w dłoniach. Nie z powodu nie wiadomo jakiej rozpaczy, czy paniki, ale ze zwykłej rezygnacji. Bo co mogła zrobić sama, bez pomocy innych? Bez żadnej wiedzy na temat demonów, dzielenia ich na części, filakteriów, wnikania w istoty żywe i innych kwestii, o których wiedza w tym momencie była niezbędna? Absolutnie nic. I irytowało ją to wyjątkowo mocno.
W końcu uniosła wzrok na Corina.
- Myślisz, że podoba mi się pomysł oddawania swojego losu w ręce któregokolwiek z nich? - spytała. - Myślisz, że ufam temu Tariqowi bardziej, niż Sovranowi? Nie. Chuja o nim wiem. Albo jest pierdołą i nieudacznikiem, albo zajebiście takiego udaje. Dlatego zabrałam go ze sobą. Z całą pewnością nie chce mieć nic wspólnego z magami w Heliar, tyle mi o nim wiadomo tak naprawdę.
Podniosła się i podeszła do biurka, by z szuflady wyciągnąć jakąś napoczętą butelkę, jaką trzymała tam zawsze. Potrzebowała czegoś, co ją rozgrzeje i przynajmniej trochę uspokoi. Kilka łyków rumu powinno mieć na nią zbawienny wpływ, a przynajmniej tak się jej wydawało. Założyła też z powrotem rękawiczki. W kajucie nie było aż tak zimno, ale nie miała ochoty patrzeć na własną, pokrytą wzorami dłoń.
- Ja wiem, że Sovran jest twoim nowym oczkiem w głowie. Nie rozumiem dlaczego, ale wiem. Twoje nowe hobby. Nie mam tylko pojęcia, czego po tym oczekujesz, co się ma w końcu wydarzyć. Liczysz na to, że zostawię go w załodze? Dobrze wiesz, że tego nie zrobię - napiła się i odwróciła do oficera. - Ale sugerowanie, że bardzo chce nam pomóc i jest po naszej stronie, a Tariq to zło wcielone, w niczym mi nie pomaga. Napędza tylko moją paranoję. Skąd mam, kurwa, wiedzieć, który z nich to ten zły?
Machnęła dłonią i opadła ciężko na krzesło.
- Ale może nie są... sobie przeciwni - stwierdziła cicho. - Wracając tutaj, spodziewałam się już naprawdę najgorszego, tymczasem Sovran niczego nie zrobił. Może... z nim porozmawiam.
Skrzywiła się. Nie podobała się jej ta wizja.
- Ale tak. Pójdź ze mną. Nie chcę zostawać z nim sam na sam.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

145
POST BARDA
Vera pociągnęła kilka łyków rumu. I tak, jak zwykle alkohol miał na nią zbawienny wpływ, tak tym razem musiała się powstrzymać, by nie wypluć wszystkiego, co miała w ustach. Rum palił, tak jak zwykle, ale smak alkoholu był nie do zniesienia!

Corin milczał dłuższą chwilę, nawet nie patrząc na Verę. Słowa kapitan były dość krzywdzące, ale nie nieprawdziwe. Oficer musiał zebrać się w sobie, by jej odpowiedzieć na postawione zarzuty.

- Nie musisz zostawiać Sovrana w załodze. - Zgodził się, uważnie cedząc słowa. - Ale wierzę, że nie chce nam tak naprawdę zaszkodzić. Tak samo uważa Osmar. - Wspomniał krasnoluda, by nie być samemu w tym bagnie. - Fikał na początku, ale to dlatego, że się bał. To, co robił Tripowi, wynikało z... nie wiem, z samotności? Z tego, że chciał, żeby ktoś się nim zainteresował i o niego zadbał? Vera... - Corin ożywił się w jednym momencie. - A może wykorzystać go, żeby przetestował Tariqa i jego intencje? Załatwimy to od razu.

Yett poderwał się z miejsca i wyszedł z kajuty.

- Sovran! - Zawołał od wyjścia. - Chodź tutaj, szybko! Kapitan chce z tobą rozmawiać!

Rozmowy tego typu mogły odbywać się wszędzie, ale czy również w kajutach oficerskich? Corin tak postanowił bez konsultacji z Verą, więc parę chwil później, gdy Sovran zebrał się spod koksownika, owinął szczelniej nakryciem i skierował w ich stronę. Zakutany w koc, wyglądał bardziej jak babuleńka z dalekiej Północy aniżeli wielki mag, który posiadł moc demona.

- Do usług, panie Yett, pani kapitan. - Odezwał się grzecznie, choć bardzo ochryple, wchodząc do kajuty jeśli mu pozowlono, a jeśli nie - zostając przy stole spotkań. Choć nikt mu na to nie pozwolił, usiadł na wolnym miejscu. Jego spojrzenie wlepione było w Verę. - Mogę pozbyć się problemu. Teraz. - Zaproponował z miejsca.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

146
POST POSTACI
Vera Umberto
Przełknęła rum, choć miała wielką ochotę go wypluć. Jeszcze tylko tego jej brakowało! Żeby ten tkwiący w niej demon wysłał ją na nie wiadomo jak długą, przymusową abstynencję, bo mu się smak alkoholu nie podoba! Odstawiła butelkę wściekle i zatkała ją z powrotem. Nie miała zbyt wielu sposobów na odreagowywanie swojego stresu i gdy został jej właśnie odebrany jeden z nich, co jej zostało? Zacisnęła zęby i skupiła się na Corinie.
Nie sądziła, że odbierze jej słowa w tak negatywny sposób, do tego stopnia, że będzie potrzebował chwili, żeby zebrać się na odpowiedź. Czy powiedziała coś, czego któreś z nich nie wiedziało? No nie. Była dość bezpośrednia, ale taka była zawsze. Czy powinna była ubrać to w inne, delikatniejsze słowa? Nigdy nie była w tym dobra. Oparła dłonie na biodrach i wydęła usta z powątpiewaniem.
- Jesteś pewien, że twoja wiara nie wynika z tego samego, co zrobił Tripowi? - spytała tylko.
Nie chciała tego mówić, ale Yett miał już spore doświadczenie z mieszaniem w swojej głowie. Wątpiła, by wynikało to ze słabości charakteru i braku siły woli; raczej zwyczajnie prześladował go pech. Czy Sovran mógł zmusić go do pomocy, tak samo jak Osmara? Wedle informacji, jakie posiadała Vera, jak najbardziej. Pierdolona magia. Najprościej byłoby skrócić o głowę zarówno mrocznego, jak i Tariqa, a potem ujebać sobie rękę i liczyć na to, że to wystarczy. Opuszkami palców rozmasowała wewnętrzne kąciki oczu, usiłując przygotować się na rozmowę z Sovranem, podczas gdy Corin po niego poszedł.
Ostatnim, na co zamierzała się zgodzić, było wpuszczanie go do swojej kajuty - i naprawdę miała nadzieję, że Corin na to nie wpadł pod jej nieobecność - wyszła więc do pomieszczenia łączącego kwatery oficerskie i usiadła na jednym z krzeseł, by spoglądać potem na Sovrana spod byka, gdy ten wszedł jak do siebie. Jego pewne siebie słowa sprawiły, że rytmicznie poruszająca się pod stołem stopa Very znieruchomiała.
- Nie powiedziałam ci, o co chodzi.
Czy było to po niej widać? Nie zajrzała w lustro, nie wiedziała, czy wszystko ukrywa się pod rękawiczką, czy coś da się spostrzec na pierwszy rzut oka. A może to kwestia jego magii? Pozwalała mu zauważać to, czego zwykli śmiertelnicy nie widzieli?
- Co się wydarzyło w nocy? Co się stało... z fragmentem demona?
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

147
POST BARDA
Corin nie odpowiedział Verze. Jasnym było, że brał to pod uwagę, lecz zaufanie do Sovrana skądś musiało się brać. Może z elfiego "już nie będę" lub zwykłej opiekuńczej nadziei, że wychowanek wyjdzie jednak na kogoś porządnego, jeśli tylko da mu się odpowiednią dozę zaufania w samodzielnych akcjach?

Sovran uśmiechnął się. Jego ciemne wargi rozciągnęły się, aż w policzkach powstały dołeczki, całkiem urocze, gdyby nie były przyklejone do jego osoby. Uśmiech nie sięgał jednak oczu, które wpatrywały się w Verę ametystowym blaskiem. Ciemny mrugnął leniwie.

- Przyszedł po pomoc. - Elf nie zamierzał owijać w bawełnę. I choć był owinięty w koc, to gdyby Vera postanowiła go z niego rozwinąć, nie znalazłaby na nim śladów rytuałów. - On chce wrócić. Ja chce pomóc. - Orzekł, zsuwając derkę z głowy. Jego siwe włosy były zmierzwione i zlepione, najpewniej potem, gdy wciąż trawiła go choroba. Układały się w naturalne fale. - Odejdę ja i on, jeśli dasz mi swojego. I maga. - Tłumaczył powoli. Otarł nos, zaczerwieniony po bokach od ciągłego dotykania, gdy bez przerwy z niego ciekło. Pod derką miał nawet chusteczkę. - Potrzebny rytuał i ty, Vera. I mag.

- Jeden problem mielibyśmy z głowy.... - Zachęcił Corin, który siadł przy boku Sovrana, jakby dzięki temu mógł mieć na niego oko. - Nie znam się na magii. Cholera, komu ufać? Naszemu własnemu Smoluchowi, fajtłapie, która cię w to wciągnęła, czy magom z Heliar? Na pewno będą mieli obstawę straży, a ja już dość przesiedziałem w lochach...
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

148
POST POSTACI
Vera Umberto
Czyż nie byłoby to idealne? Pozbyć się wszystkich problemów jednocześnie. Oddać demona i Tariqa, pozwolić Sovranowi iść w swoją stronę wraz z dwiema cząstkami tej istoty, z których jedna teraz zamieszkiwała ją. Wszystko mieliby z głowy, nie tylko mrocznego, ale całe to zamieszanie, w które wpakowała się niechcący, przypływając na północ. Tylko czy to byłaby rozsądna decyzja? To się wydawało zbyt proste. Zbyt idealne. Takie plany miały tendencję do bardzo bolesnego kopania Very w zadek, gdy tylko odwracała się, zadowolona, otrzepując ręce.
- Kapitanie - poprawiła elfa oschle. Większości załogi nie był dany przywilej mówienia jej po imieniu, a co dopiero jemu. - Odejdziesz? Teraz już mróz nie będzie dla ciebie problemem? A może jednak z demonem wrócisz do swoich, co?
Nie wiedziała, po co pyta. Co ją to obchodziło? Niech sobie idzie w cholerę gdzie tylko chce, byle dalej od niej i od Siódmej Siostry. I od Corina też, bo zafiksował się on na punkcie tego mrocznego jak dawno na żadnym innym. Ale Sovran nie wyglądał na wystarczająco silnego, by poradzić sobie z jakimkolwiek rytuałem. Czy one nie były wyczerpujące? Jeszcze tylko tego brakowało, żeby został przerwany ze względu na osłabienie maga i żeby wydarzyło się coś jeszcze gorszego, niż do tej pory.
- Czy to skomplikowany rytuał? Jakie są zagrożenia? Po co ci drugi mag?
Tariq nie mógłby jej być bardziej obojętny. Jeśli elf chciał wykorzystać go przykładowo jako naczynie na demona, czy coś, nawet to popierała. To przez tego pierdołę ona nie wiedziała, czy demon nie postanowi się z niej wyrwać w dogodnym dla siebie momencie, ze śmiertelnym dla niej skutkiem... i nie mogła się teraz napić rumu. Wydęła usta i zastukała palcami o blat stołu.
- Mielibyśmy z głowy więcej, niż jeden problem, Corin. Ale nazywając go naszym własnym, chyba jednak trochę przesadzasz - nie wierzyła w lojalność Sovrana. Nie miał powodu, by odczuwać ją ani względem niej, ani względem załogi. Może Yetta lubił, jak wszyscy, ale podejrzewała, że to by było na tyle.
Słowa oficera sprawiły, że szybko i ostatecznie skreśliła pomysł płynięcia do Heliar. Miał rację, wystarczająco długo już przesiedział w lochach, a potem w szpitalnym łóżku. Nie mogła ryzykować, gdy nie miała pewności, czy tym razem też udałoby się im jakimś cudem wydostać.
- Gdzie jest ta część demona, która przyszła do ciebie po pomoc? - spytała.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

149
POST BARDA
- Kapitanie. - Powtórzył po niej Smoluch. Przeciągał każdą głoskę, jakby chcąc wydobyć ze słowa tyle, ile tylko mógł. Podkreślał, jak bezsensownie brzmiało w jego ustach. Vera nie była dla niego żadnym kapitanem, była tylko suwerenem, przed którym odpowiadał jego tymczasowy pan. Corin westchnął głośno, ze zrezygnowaniem, i był to jedyny komentarz, jakim zaszczycił ich wymianę zdań. Być może próbował już nakłonić Sovrana do zwracania się do Very tak, jak powinien, a może po prostu przeczuwał, że tak właśnie będzie i Sovran nie będzie znał żadnych świętości na statku?

- Po co pytasz, kapitanie? - Zapytał elf, zapadając się nieco w krześle. Koc podsunął mu się pod brodę. - Nie puścisz mnie stąd, jeśli źle odpowiem?

- Po prostu odpowiadaj na pytania. - Upomniał go Corin delikatnie.

- Drugi mag ma demona. Ty masz demona. - Odpowiedział więc Sovran, choć ominął wcześniejsze zainteresowanie Very jego dalszym możliwym losem. Może sam nie wiedział jeszcze, co zrobi, a może nie sądził, by podzielenie się tym z piratami było dla niego korzystne? - Wszystkie rytuały będą skomplikowane. Nie są bezpieczne. Potrzebuję składników.

- Kapitan pyta, czy na pewno wiesz, co proponujesz. Póki jesteś z nami, jesteś nasz i na naszej łasce. Nie oddam ci pani kapitan w łapy tylko dlatego, że chcesz tego demona dla siebie. Jeśli coś jej się stanie, to nie będziesz miał okazji, by się z nim choćby przywitać. - Pouczył go znów Corin. Wyciągnął rękę, by oprzeć ją na jego ramieniu, zaraz jednak przeniósł dłoń dalej, na ciemny spocony kark. Elf drgnął, gdy zimna dłoń zetknęła się z rozgrzaną skórą. - Kurwa, Osmar miał rację, gdy nazywał cię Spocuchem. Jak chcesz przeprowadzać rytuał w takim stanie?

- To magia, nie walka. - Zaprotestował mag, odsuwając się od dłoni Corina, która dawała mu tak nieprzyjemny dreszcz. Rzucił mu spojrzenie pełne żalu, sugerujące, iż uważał, że Yett działał specjalnie i nieprzyjemnie.

- Gówno wiem o magii, ale... ale co, jak zacznie kaszleć podczas inkantacji? <ogą dziać się złe rzeczy? - To pytanie oficer skierował ku Verze, cofając rękę od osoby Sovrana. - Może powinniśmy go najpierw podleczyć, a potem myśleć o rytuałach.

- Ty masz demona. Drugi mag ma demona. Ja mam demona. - Mruknął elf nisko, poprawiając narzutę tak, że sięgała niemal jego uszu. - Ale tylko ze mną jest dobrowolnie. To twój problem. Którą część masz? Wiesz?
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

150
POST POSTACI
Vera Umberto
Brwi Very zmarszczyły się niebezpiecznie, ale zmusiła się do pozostania w miejscu, choć miała wielką ochotę złapać Sovrana za te siwe kłaki i walnąć jego głową o blat stołu, żeby przypomnieć mu o dobrych manierach i szacunku, jaki się jej tu należał. Fakt, że dla niego tytułowanie Very było absurdalne, kompletnie jej nie obchodził. Znajdowali się na jej statku, a on powinien się cieszyć, że jeszcze żyje. Zapominał chyba, że w jego przypadku nie był to taki oczywisty stan. Ale jeśli miał przeprowadzać na niej jakikolwiek rytuał, wolała nie ryzykować, że będzie chciał się zemścić. Pozostało jej więc tylko wyobrażanie sobie, jak puszcza mu krew ze złamanego nosa i z tego czerpać mierną namiastkę satysfakcji.
- Co konkretnie mi grozi, pytam - warknęła. - Powiedziałam ci już, że cię wypuszczę. Jak będziesz mnie wkurwiać, to zmienię zdanie, nieważne, czy rytuał się uda, czy nie. Jakich potrzebujesz składników? Są dostępne tutaj?
Nie wtrącała się w ostrzeżenia Corina. To on miał trzymać mrocznego w ryzach i właśnie to robił, mniej lub bardziej skutecznie. Elf irytował Verę, ale zapewne robiłby to dużo mocniej, gdyby nie kontrolował go oficer. Znów zastukała palcami w blat stołu.
- Widziałam maga padającego z wyczerpania. Mogę nie znać się na magii, ale wiem, że potrafi być równie męcząca, co walka. Muszę mieć pewność, że będziesz w stanie przeprowadzić ten rytuał do końca.
Wzruszyła ramionami w odpowiedzi na pytanie Corina i zacisnęła usta w wąską kreskę. Miał trochę racji, chociaż nie uśmiechało się jej czekanie w tym stanie na cokolwiek. Dlaczego nie mogła mierzyć się z czymś, co rozumiała? Wobec czego nie musiała być zależna od pomocy innych, którym nie ufała? Żałowała, że nie zabrali Ignhysa. On może i był szalony, ale przynajmniej była stuprocentowo pewna, że nie próbowałby jej skrzywdzić.
- Którą? - powtórzyła. Skąd miała wiedzieć? - ...Czwartą? O to ci chodzi? Tariq twierdzi, że demona podzielono na cztery części. Jedna uwolniła się już jakiś czas temu, zostały nasze trzy. Chyba że... nie wiem... mają się różnić czymś od siebie - rozłożyła bezradnie ręce i po chwili namysłu ściągnęła rękawiczkę, pokazując runiczny wzór elfowi. Kto wie, może sobie coś z niego wyczyta. - Jeśli tak, to ten, który wpłynął we mnie, był raczej... spokojny. I nie pozwala mi napić się rumu, o ile to o czymkolwiek świadczy.
Obrazek

Wróć do „Turon”