Wioska Svolvar i okolice

121
POST BARDA
Postać boginki na stole nie była taka, jak kobieta, którą widziano pod lodem. Nieco smuklejsza, z długimi włosami, które sięgały niemal blatu, była tylko artystycznym wyobrażeniem, mającym obrazować opowieść. Gdy Vera zechciała jej dotknąć, naruszyła strukturę kryształków, które, błyszcząc, nadawały bogince formę. Szron osiadł na palcach kapitan, potęgując uczucie chłodu, lecz nic poza tym nie działo się ani z jej skórą, ani z postacią.

- Większe baby też se takie z lodu robisz? - Zaśmiał się rubasznie Ohar.

- Chuja chcesz se odmrozić?! - Zawtórował Osmar.

- Ja przecież...! J-ja nie...! - Tariq wyglądał na skrajnie zawstydzonego. Jego policzki w jednej chwili pociemniały, a spojrzenie, które dotąd unikało oczu innych, zostało całkowicie wbite w blat. Wizualizacja kobiety zapadła się, aż została tylko kupka białego pyłu na stole.

Panowie zarechotali między sobą, gdy mag podniósł się z miejsca, tylko po to, by podejść do swoich urządzeń i poprawić coś przy jednym z nich. Nikogo nie oszukał, gdy była to jasna próba odwrócenia uwagi od przytyków i wyśmiewań.

Blat pod kubkiem Very był nienaruszony.

- Znajdę wszystkich Strażników. - Powiedział Tariq, z wahaniem. - Nie chcę demona zniewalać ani zabijać, ani wygnać... chcę go odesłać. - Powiedział miękko. Wziął głębszy wdech. - To nie jest jego świat. Jest w nim zbyt długo. Strażnicy opadają z sił, demon też musi być już słaby. Akademia uznała, że ten demon to legenda... chociaż atrybuty Strażników są dowodem. - Na moment uniósł spojrzenie na Verę, zaraz jednak znów skupił się na swoich przyrządach. - Wiem, jak powstrzymać go przed niszczeniem. Już wykorzystuję jego moc, z tej czaszki. Nie chcę na nim żerować, ale to konieczność. - Wyjaśnił. - Jeśli powiesz mi, gdzie są, to spróbuję je odzyskać. Ale wiem, że nie wiesz. - Ostatnie stwierdzenie brzmiało smutno. W lesie musiał przebywać już dłuższy czas i sam nie trafił na ani jeden znak obecności Strażników! - Demon przyjdzie do mnie, jeśli któryś ze Strażników go wypuści. Ciągnie do magicznej mocy, bo tylko dzięki niej może się odbudować.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

122
POST POSTACI
Vera Umberto
Choć skupiona na opowieści, a potem na testowaniu tworów Tariqa własnym dotykiem, nie powstrzymała śmiechu, gdy padło pytanie Ohara. Czas spędzony wśród piratów sprawił, że miała mało wyszukane poczucie humoru, tak jak oni wszyscy. A jakoś mag musiał sobie ulżyć raz na jakiś czas, czyż nie?
- Grunt, żeby nie przymarzł, jak język - podsumowała, odchylając się na krześle i opierając wygodnie.
Dla niej oczywistym było, że żadne z nich nie czepia się bezpośrednio Tariqa. To były tylko niezobowiązujące żarty, samotność pod lodem musiała czasem dawać się mu we znaki. Machnęła dłonią, uciszając rechoczących mężczyzn.
- No już, już - rzuciła uspokajająco w kierunku maga. - Zazdrośni są. Lodowa panna może być lepszym rozwiązaniem, niż portowa dziwka z każdym możliwym syfem, a takie są jedynymi kobietami w życiu tych dwóch.
Uśmiechnęła się do bosmana szeroko, ale przekomarzanki szybko dobiegły końca, bo przecież usiłowali dojść tu do jakichś wniosków. A przynajmniej ona usiłowała. Z powrotem podparła głowę na dłoni, ze wzrokiem utkwionym w magu i jego szklanych przyrządach. Odesłanie demona wydawało się logicznym planem, ale wciąż Tariq nie wyglądał dla niej jak ktoś do tego zdolny... a fakt, że pałac podtrzymywał dzięki mocy pochodzącej z czaszki, a nie swojej własnej, wcale nie pomagał.
Czy czarny dym, jaki opuścił złoty nenufar, był esencją demona? Szukał energii magicznej, więc tym bardziej nie rozumiała, dlaczego ominął Samaela. Z całą pewnością jelonek miał w sobie jej więcej, niż Vera, w którą postanowił wedrzeć się siłą. Umberto była prawie pewna, że było w niej mniej-więcej tyle samo magii, co w przeciętnym kamieniu.
- Smok nie żyje - powiedziała po chwili namysłu i wyprostowała się, by sięgnąć do torby. Otworzyła ją i wyciągnęła z niej złote pióro, które złożyła na blacie stołu, tuż obok swojego kubka. Wahała się moment, zanim sięgnęła w dół ponownie, tym razem po znaleziony pod lodem, nietypowy kwiat. Położyła go obok pióra i przesunęła oba te przedmioty w kierunku Tariqa. Złoto złotem, ale w zabawy z demonami wolała nie być zamieszana.
- Z kwiatu wypłynęło coś... mrocznego. Chmura gęstego, czarnego dymu. Może będziesz miał coś do powiedzenia na ten temat - zmarszczyła brwi. - Uderzyło we mnie, wpłynęło do środka, wykrzyczało słowa, jakich nie zrozumiałam i uleciało ku niebu.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

123
POST BARDA
- Cholera, jakby tak ptaszek przymarzł! - Zmartwił się Ashton, włączając się do wymiany zdań. - Nie wiem, czy bym ryzykował, choćbym miał boginkę ruchać!

- Ciebie to nawet Marda ruchać nie chce! - Odgryzł się Ohar.

- Co nie chce?! Co ty wiesz!

- Panowie, spokój! Bo na jakichś buców wyjdziem! - Upomniał ich Osmar. - Żeśmy w gościnie!

Czarodziej wydawał się czuć wyjątkowo nie na miejscu, chociaż był u siebie. Rubaszne śmiechy piratów nie były czymś, co słyszał często w swojej pracowni. Mimo to, postarał się posłać Verze uśmiech, gdy ta ratowała sytuację.

A kiedy padła odpowiedź Very i przyznała, że jeden ze Strażników padł, Tariq niemal zrzucił z blatu swoje narzędzia.

- C-co?

- No, mamy takiego, tego. Kolegę. - Wyjaśnił ogólnie Osmar. Krasnolud zsunął się ze swojego krzesła. - I on lubi polować. Nawinął mu się pod nóż taki latający wąż. Ale co ty tam, Vera, znalazłaś?

Bosman podszedł, by samemu przyjrzeć się złotemu pióru. Również Ohar i Ashton wyciągali szyje, by dostrzec skarby Very. Tariqowi błyszczały oczy.

- Coś wyleciało z tego kwiatu i zaatakowało kapitan... ale potem poleciało. - Wyjaśnił Ashton.

- Przecież to... to są filakteria strażników... - Mruczał do siebie, również zbliżając się, ale nie dotykając jeszcze skarbów. Wyciągał palce, ale emocje kazały mu powstrzymać dłonie. Bezcenne przedmioty nie mogł być dzierżone przez niepewne ręce. - To niemożliwe, demon przybyłby prosto do mnie. Jestem najsilniejszym źródłem magii w okolicy. W Svolvar nie ma innego maga.

- Ty, Vera. A Smoluch?
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

124
POST POSTACI
Vera Umberto
Wystarczyło jedno słowo Osmara, by Vera zamarła, a potem zbladła, gdy dotarły do niej implikacje tego, co sugerował krasnolud. Jeśli Sovran był silniejszym magiem, niż Tariq, demon poleciał do niego. A to oznaczało, że dotarł na Siódmą Siostrę - do załogi, która niczego takiego się nie spodziewała. To Vera i zabrana przez nią grupa miała walczyć z niewiadomym, w samym środku zaśnieżonej puszczy, nie ci, którzy pozostali na statku! Po raz kolejny utwierdzała się w przekonaniu, że powinna była zabić mrocznego na samym początku. Nie musiałaby teraz użerać się z konsekwencjami tego, że dała się namówić na zachowanie go przy życiu.
- Kurwa mać, Sovran! - wyrzuciła z siebie na wydechu i przeniosła spanikowane spojrzenie na Tariqa. Jej strach nie wynikał z tego, że będzie musiała przeciwstawić się demonowi, ani z tego, że najprawdopodobniej znalazł się on na jej statku. Wynikał z obaw o swoich ludzi. Była kilka godzin drogi od nich, przecież zanim dotrą z powrotem do portu będzie środek nocy. Do tego czasu demon poszaleje sobie do woli. A Corin? Od rana zamierzał zająć się problemem elfa. Czy to znaczyło, że będzie pierwszym, kto stanie potworowi na drodze?
Zgarnęła filakteria ze stołu i wcisnęła je z powrotem do torby, zrywając się z krzesła.
- Musimy wracać - zadecydowała. - Chuj mnie to boli, że na zewnątrz jest śnieżyca. Musimy wracać do Svolvar. Do portu. Chcesz się zmierzyć ze swoim demonem, Tariq, to zbieraj manatki, idziesz z nami. Zmień tę ślizgawkę w schody, czy coś. Musimy wrócić na górę, musimy znaleźć pozostałych.
Zabrała się za zapinanie guzików płaszcza. Dłonie nie chciały współpracować.
- Cholera! Nie powinnam była odchodzić tak daleko od Siostry. Boginki mi się zachciało, kurwa mać!
Oczami wyobraźni widziała już rzeź, jaką zastanie na miejscu. Choć nigdy nie miała do czynienia z demonami, legendy i opowieści Belli pozwoliły jej spodziewać się absolutnie najgorszego.
- Mamy na statku maga - wyjaśniła, gdy zorientowała się, że Tariq może nie rozumieć jej wzburzenia. - I to nie byle jakiego. Mrocznego kurwa elfa. Muszę wracać do swojej załogi i ty idziesz ze mną, idziesz z nami, bo nie mamy nikogo innego, kto wiedziałby, co robić w takiej sytuacji. Wiesz, gdzie w tym twoim pałacu jest reszta moich ludzi? Możesz ich sprowadzić wszystkich w jedno miejsce?
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

125
POST BARDA
Tariq patrzył to na Verę, to na Osmara, nie mogąc zrozumieć, co się działo. Reakcja Very nie mogła świadczyć o niczym dobrym, nawet jeśli kapitan sama przyznawała, że nie znała się na magii.

- Smoluch? So-Sovran? - Powtarzał rzucane imiona, nie do końca rozumiejąc, z czym sa związane. Większe zainteresowanie wykazał filakteriami, które Umberto zgarnęła z powrotem do torby. Wyglądał, jakby chciał protestować, ale do niczego takiego nie doszło. - Przecież po nocy nie uda nam się znaleźć drogi...

- Chuj, Vera, on ma rację. - Włączył się Osmar. - Nie wiemy nawet, gdzie poszedł Varyn i reszta. Po nocy to spierdolimy się z jakiego klifu i połamiemy karki. Mamy parę godzin marszu do Svolvar, po ciemnicy jeszcze więcej. Sami nie damy rady, zresztą, ten czarny zwis miał już dość czasu, żeby rozpiedolić całą wioskę, jeśli miał taki kaprys.

Ashton wymienił spojrzenia z Oharem. Wydawało się, że rozumieli się bez słów, gdy kolejno skinęli sobie głowami.

- Zostańcie tutaj, poszukamy Varyna. - Oświadczył Ohar, podnosząc się z miejsca i tylko czekając pozwolenia. - Bez niego nie uda się wrócić, kapitanie.

- Kapitanie...? - Cicho dopytywał Tariq, będąc zupełnie zagubionym. - Jest tu twoja siostra? - Choć mag nie rozumiał, to uczynnie zamienił ślizgawkę w schody. Stopnie wypiętrzyły się z płaskiej powierzchni i pięły się stromo w górę.

- Przejście jest też z drugiej strony. - Wskazał gdzieś za siebie, za pień drzewa, tam, gdzie wcześniej zniknęła jego goblinka-służka. - Mroczne elfy... m-mroczne elfy istnieją? Ojej, ojej... mówią, że one powstały przez demonią siłę, nic dziwnego, że wybrał jego. Vero, musisz jak najszybciej oddać mi te filakteria! Trzeba zapieczętować pozostałe części póki nie jest za późno!

Jak na zawołanie, z przejścia na tyłach wyszli Pogad, Irina i Samael.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

126
POST POSTACI
Vera Umberto
Przeniosła tylko na Osmara rozwścieczone spojrzenie, ale nic mu nie odpowiedziała, bo miał rację. Wszystko najgorsze, co mogło się wydarzyć, wydarzy się zanim zdołają przebyć choć połowę drogi. Stała więc tak na środku uroczej, lodowej komnaty, w do połowy zapiętym płaszczu, czując, jak ogarnia ją poczucie bezradności i beznadziei. Najgorsze, jakie istniało. Ze złością, smutkiem, potrafiła sobie radzić. Z każdą inną negatywną emocją wiedziała co robić. Ale bezradność sprawiała, że Vera kompletnie traciła grunt pod nogami. To właśnie po to, żeby nie musieć więcej bezsilnie patrzeć, jak dzieją się rzeczy od niej niezależne, została tym, kim była teraz. A w tej chwili? Nie mogła nawet patrzeć, bo tragedia działa się kilka godzin marszu stąd.
- Załoga niczego się nie spodziewa - zaprotestowała słabo przeciwko rzeczywistości. - Nikt ich nie ostrzegł.
Mieli rację. Bez Varyna nie wrócą, a już na pewno nie po nocy. Zmusiła się do zrobienia kilku kroków i opadnięcia z powrotem na krzesło, z którego wstała, a potem do pokiwania głową w wyrazie zgody na plan mężczyzn. Myśl o tym, co zastaną, gdy dotrą z powrotem do Svolvar, do zatoki, była natrętna i przerażająca. Oczami wyobraźni widziała już wszystko, co najgorsze. Uniosła nieco nieprzytomne spojrzenie na maga i dopiero po dłuższej chwili wydusiła z siebie wyjaśnienie.
- Jestem ich kapitanem. Siódma Siostra to nazwa mojego statku.
Rzuciła spojrzeniem w kierunku pozostałej trójki, gdzieś podświadomie oczywiście ciesząc się, że nic im nie jest, ale będąc w tym momencie zbyt zdruzgotaną, by podzielić się z nimi informacjami o tym, co się wydarzyło odkąd się rozdzielili. Zacisnęła jedną dłoń na torbie, a drugą na leżącej na stole, futrzanej czapce. Co za koszmar.
- Kiedy mówiłeś, że demon poleci w stronę źródła najsilniejszej magii... co miałeś na myśli? - spytała Tariqa. - Będzie próbował przejąć ciało tego, kto tym źródłem jest? Czy... nie wiem... nawiązać z nim współpracę? Czy Sovran... mag na moim statku... może mu się opierać?
Może mroczny wcale nie będzie chciał współpracować z demonem, jeśli będzie miał wybór. Chociaż, dlaczego ona próbowała się oszukiwać...? Jeśli ta istota da mu dostęp do mocy, która pozwoli mu zemścić się na załodze Siódmej Siostry za schwytanie go i doprowadzenie do takiego stanu, w jakim się znajdował, nie omieszka z tej możliwości skorzystać. Ona by na jego miejscu skorzystała.
Otworzyła torbę i wyłożyła filakteria z powrotem na stół.
- Rób z nimi co trzeba - zgodziła się słabo i przetarła dłonią twarz. - Czy mogę ci jakoś pomóc? Jest coś, co możemy zrobić, poza szukaniem reszty naszych?
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

127
POST BARDA
- Nawet jakbymy ich ostrzegli, to co mają zrobić demonowi? - Denerwował się Osmar, okutym butem kopiąc jedną z nóg stołu. - A my, co my byśmy zrobili? - Warczał sam do siebie, gładząc brodę. - Głupcy przeciwko magii?!- Nikomu nie było łatwo pogodzić się z wizją nieznanego, które mogło zagrozić Svolvar i Siódmej Siostrze.

Trójka, która pojawiła się drzwiach, początkowo nie wyczuła powagi sytuacji.

- To miejsce to istny labirynt! Znaleźliśmy jakąś sypialnię, jakiś składzik, przebiegł nam pod nogami goblin... - Mruczała Pogad, podchodząc do zebranych. Irina i Sam trzymali się za nią. - Co wy tacy poważni? Ashton, Ohar, gdzie idziecie?

- Pogad, nie teraz. - Upomniał ją Osmar i orczyca umilkła, rozumiejąc, że to nie czas na rozmowy. Rzuciła tylko jeszcze jedno spojrzenie Tariqowi, który nie wydawał się czuć zbyt komfortowo z powiększającą się ilością gości, nawet jeśli dwóch ubyło, gdy poszli szukać pozostałych.

- Jesteś kapitanem... - Powótrzył i może to światło padło w inny sposób, a może mag naprawdę odrobinę zbladł? - Nie wiem, do czego będzie dążył demon. Jest słaby przez lata zamknięcia, a to też tylko jego piąta część. - Przypomniał, sięgając drżącymi rękoma po pióro i kwiat. - Ten kwiat... jest pusty. Ale w piórze ciągle jest jego kolejna część. Jeśli ten mag, ten Sovran, będzie w stanie się z nim porozumieć, to może uda mu się go powstrzymać. - Wzruszył lekko ramionami, podkreślając swoją niewiedzę. Wyciągnął kwiat z powrotem w kierunku Very. - Teraz to tylko kawałek złota. - Powiedział, oddając błyskotkę. Filakterium początkowo należało do boginki, teraz uwięzionej pod lodem. Może będzie chciała je odzyskać?

Pióro pozostało w dłoniach Tariqa, który powoli zaczął zbliżać się ku wyrysowanemu na posadzce kręgowi. Czysta złośliwość losu spowodowała, że mag pośliznął się i runął przed siebie, z piórem wyciągniętym w rękach! Złoto uderzyło o lód i przełamało się na dwie części... a ze środka uleciał ciemny dym. Chmurka zatrzymała się nad pęknietym pojemnikiem.

- Och nie... - Jęknął mag.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

128
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie drzyj się, kurwa, na mnie - syknęła do Osmara ostrzegawczo. - Nie wiem, co mieliby zrobić demonowi i nie wiem, co zrobiłabym ja, będąc tam, ale przynajmniej nie siedziałabym na lodowym zydelku, czekając bezczynnie na pierdolony świt.
Słysząc pytania Pogad i może trochę na przekór krasnoludowi, który dodatkowo ją zirytował, w kilku szybkich, krótkich zdaniach streściła pozostałej trójce to, czego się tu dowiedzieli. Oni też musieli wiedzieć, z czego wynikała powaga, jaka ogarnęła wszystkich tu zebranych. Nie wysiliła się jedynie na przedstawienie im maga, tutejszego gospodarza, ale to nie miało tak wielkiego znaczenia; będą jeszcze mieli czas sobie z nim porozmawiać, skoro przyjdzie im tu tkwić przez kolejne kilka godzin.
Na nagły strach, jaki obleciał Tariqa na wieść o jej stanowisku, zareagowała tylko uniesieniem brwi. Ten człowiek nie wyglądał jak ktoś, kto miał poradzić sobie z demonem, skoro na wieść o tym, że ma do czynienia z panią kapitan, oblewały go zimne poty. Pokręciła głową z niedowierzaniem i wyciągnęła dłoń po złoty kwiat. Ostatnim, co przyszłoby jej do głowy, było oddanie go bogince, bo po pierwsze - ta leżała pod lodem i nie miała nic do gania, a po drugie - Vera lubiła złoto. I nawet jeśli było to coś, co miało bliżej nieokreślone magiczne właściwości i służyło do pętania demonów, dla niej było jedynie błyskotką, którą wcisnęła z powrotem do torby.
Potem w milczeniu obserwowała działania maga, dochodząc do wniosku, że z pewnością wie co robi i lepiej, żeby mu nie przeszkadzała.
Och, jak bardzo się myliła!
Widząc dym, wzlatujący w górę, Umberto poderwała się z krzesła, wyrzucając z siebie imponującą wiązkę przekleństw i automatycznie sięgnęła do miecza. Zorientowała się, jak głupie to było, jeszcze zanim go dobyła, więc zamarła na moment, w pół ruchu. Co mieli zrobić, głupcy przeciwko magii? Co za idiota potykał się w takim momencie! Miał jedno zadanie, jedną rzecz do zrobienia, czy wymagali od niego tak wiele? Włożyć pióro do kręgu i jakoś zabezpieczyć zawartą w nim cząstkę demona?
W desperacji wyciągnęła z torby złoty kwiat, który miał być już pusty i doskoczyła z nim do Tariqa. Szarpnięciem za koszulę poderwała go z lodowej podłogi i wcisnęła mu filakterium w rękę.
- Łap go z powrotem! - krzyknęła, w praktyce nie mając zielonego pojęcia, czy jest to w ogóle możliwe.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

129
POST BARDA
Nie tylko Osmar zawtórował Verze, gdy ta zaczęła przeklinać - wszyscy zebrani wyrzucili z siebie mniej lub bardziej wulgarne słowo, określając albo kiepskość sytuacji, w jakiej się znaleźli, lub też wprost nzywając maga inwektywami, na które zasłużył sobie przez swoją niezdarność.

- Ja przepraszam! Tak bardzo przepraszam! - Jęczał mag, siłą rzeczy, czy też siłą ramion Very, podniesiony z podłogi. - Nie chciałem!

Piraci trzymali się na dystans od czarnej chmurki. Demon wydawał się być zdezorientowany, obłok podlatywał to tu, to tam, jakby badając, w którą stronę powinien się kierować. Ciągnął w kierunku Samaela, zaraz znów odbijał do Tariqa, by ostatecznie zatoczyć koło. Nie przypominał tego, który wcześniej uleciał z kwiatu.

Kwiat! Vera miała dobry pomysł, co można było wnioskować po nagłym ożywieniu się maga.

- Tak! Zapieczętuję go! - Zgodził się z jej propozycją. - Trzymaj kwiat, potrzebuję obu rąk!

Pozostawiając złoto w dłoniach Very, Tariq skupił się na smutnej, ciemnej chmurce. Uniósł ramiona, by zaraz zacząć wykonywać nimi skomplikowane ruchy. Wyglądało to jak komiczny taniec, ale towarzyszące mu słowa w dziwnym języku sugerowały, że to prawdziwe zaklęcie, a może nawet jakiś rytuał. Mag nie potrzebował wiele czasu, bo w pewnej chwili obłok zaczął zbliżać się do kwiatu - jakby wbrew swojej woli!

- Masz go! - Ucieszył się Samael, chociaż chwilę wcześniej sam klął na maga.

- Nie puszczaj! - Dopingował Osmar.

Tariq wiedział, jakie było jego zadanie i wydawało się, że przynajmniej to mu się uda! Demon dotarł do kwiatu, zawirował wokół niego, lecz w następnej chwili, owinął się jak wąż wokół prawego przedramienia Very! Kapitan poczuła przeszywający ból, jakby jej skóra została przypalona żywym ogniem. Demon zniknął...

- U-udało się? - Dopytał Tariq.

Vera dostrzegła, że na jej dłoni wyrysowały się ciemne linie kręgu, zupełnie takiego, jak ten na ziemi, choć w mniejszej skali. Złoty kwiat pozostał nienaruszony, czarny dym zniknął, a Vera poczuła w swoim wnętrzu ciepły zalążek czegoś obcego...

- Zniknął! Mamy go! - Cieszyła się Pogad.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

130
POST POSTACI
Vera Umberto
O magii wiedziała tyle, że istnieje i że ma różne dziedziny. Tyle, ile zdążył przez okres ich znajomości wytłumaczyć jej Ignhys. Nic więc nie mówiły jej ani ruchy Tariqa, ani wypowiadane przez niego słowa. Ale pokładała w nim pewne zaufanie, bo czy miała inne wyjście? Wierzyła, że wie, co robi. Że nie działa zupełnie przypadkowo, licząc na to, że jakoś to zadziała. Zamknięcie skrawka demona w filakterium musiało wymagać wiedzy i umiejętności, a on wyglądał na w miarę pewnego, że jest w stanie to zrobić.
Okazało się jednak, że rzeczywistość była zgoła inna.
Vera syknęła z bólu, ale powstrzymała się przed zabraniem ręki, początkowo przekonana, że tak musi być. Że dym owinie się wokół jej ręki na moment, żeby potem jak wąż wsunąć się z niej do złotego kwiatu. Tak się jednak nie stało. Z przerażeniem patrzyła, jak dym znów wnika w jej ciało, tym razem w przedramię, a potem formuje czarny krąg na wnętrzu jej dłoni. Potrzebowała zaledwie dwóch uderzeń serca, by zaskoczenie na jej twarzy przerodziło się we wściekłość. Złoty kwiat potoczył się po podłodze, gdy wypuściła go z rąk, by doskoczyć do Tariqa i złapać go za kołnierz. Popchnęła maga do tyłu, robiąc kilka kroków razem z nim, tak, by uderzył plecami o lodową ścianę swojego ślicznego pałacyku.
- Co ty zrobiłeś? - warknęła. - Co to ma być?
Podniosła i rozprostowała oznaczoną okręgiem dłoń tuż przed jego przestraszoną twarzą. Nie podzielała ekscytacji pozostałych, wynikającej z tego, że demon został schwytany. Czego ta istota w ogóle od niej chciała?! Dlaczego ona? Nie miała w sobie za grosz magii! Demon nie wiedział, czy lecieć do Tariqa, czy do Samaela, więc postanowił wylądować w niej?
- Co to, do kurwy, jest? - powtórzyła, obracając dłoń wnętrzem w swoją stronę, by spojrzeć na zdobiące ją, ciemne koło. Tym razem nie słyszała krzyków, nie rozsadzało jej głowy. Czy mag zrobił z niej strażnika, takiego, jak skrzydlaty wąż, którego zabili? Nikt nie pytał jej o zdanie, nie godziła się na to!
- Miałeś zamknąć go w tym pieprzonym filakterium! Nie we mnie! Jakim, kurwa, cudem Akademia wysłała cię tu, żebyś rozwiązał problem, jak z jedną cząstką demona nie potrafisz sobie poradzić? Chyba, że zrobiłeś to specjalnie - uznała nagle i szarpnęła mężczyzną, by ponownie uderzyć nim o ścianę. Siła nigdy nie była jej mocną stroną, ale on był tak niemrawy, że nie powinno to stanowić żadnego problemu. - Dlaczego? Dlaczego ja?
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

131
POST BARDA
Krąg rysował się na jej ręku. Linie otaczały palce obrączkami, ciągnęły się przez wnętrze i zewnętrze dłoni, rozlewały się niżej, przez przedramię, aż po łokieć, gdzie niknął ostatni z ciemnych, niemal czarnych wzorów. Okraszone runami, mogły uchodzić za egzotyczny tatuaż... o ile nie wiedziało się, że tak naprawdę zapieczętowują w pani kapitan demona. Ból nie zniknął, zelżał, pozostawiając po sobie echo w liniach. Obecność demona była niewyczuwalna.

Stwierdzenie, że Tariq był przerażony, byłoby dużym niedopowiedzeniem. Obity o ścianę, mógł tylko zacisnąć powieki, czekając na wyrok, a następnie karę!

- Przepraszam, miał być kwiat! Przyrzekam! - Jęczał, łapiąc Verę za ramię, jakby ten wątły uścisk mógł kogokolwiek powstrzymać!

- Co do chuja. - Denerwował się Osmar. Zebrał z ziemi kwiat i zaszedł Verę od tyłu. Krasnolud rozumiał, że Vera zazwyczaj nie denerwowała się bez powodu. - Co on ci zrobił?!

- Ja nie chciałem! - Piszczał Tariq. - Celowałem w filakterium! On uciekł, uciekł do ciebie! - Tłumaczył tak szybko, że jego słowa niemal zlewały się w jedno. Nie czekał, by wziąć oddech! - Jeśli jeszcze żyjesz... to już nic ci nie zrobi. - Dodał, strzelając przerażonym spojrzeniem na boki. Vera w pewnym momencie poczuła dłoń na ramieniu, to Samael zwracał jej uwagę, by zostawiła wijącego się ze strachu magika. - Jesteś teraz jak filakterium, ale ja to naprawię! Nie musisz się bać, zaufaj mi!

- Jeden fałszywy ruch i zmiażdżę ci łeb, gnoju! - Pogad pierwsza była do gróźb, a Tariq skulił się jeszcze bardziej.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

132
POST POSTACI
Vera Umberto
Puściła Tariqa i podciągnęła rękaw płaszcza, by zobaczyć, jak daleko sięgają wzory. Jakkolwiek w innych okolicznościach uznałaby, że wyglądają całkiem ładnie, teraz była absolutnie wściekła. Jak można było być tak nierozgarniętym i twierdzić, że zostało się oficjalnie wysłanym przez Akademię? Vera była prawie pewna, że prędzej został z niej wyrzucony i teraz usiłował udowodnić, że jednak jest dla niego tam miejsce. Zaklęła ponownie, spoglądając na Osmara z góry.
- Co on mi zrobił? Niech on się, do jasnej kurwy, tłumaczy! Demon wszedł we mnie! W moją rękę, w moją skórę! Patrz na to! - wyciągnęła rękę w stronę krasnoluda.
Uspokajający w założeniu dotyk Samaela wcale nie zadziałał tak, jak sądził, że zadziała. Za krótko ją znał, hm? Naprawdę liczył, że poklepując ją po ramieniu, gdy była niesiona furią, cokolwiek zmieni? Umberto wyszarpnęła ramię spod jego dłoni i rzuciła mu wściekłe spojrzenie, ale nie złapała Tariqa ponownie. Odstąpiła od niego o krok, czując, jak serce łomocze jej w piersi. Istniały dwa powody, dla których mag musiał żyć: pierwszym był demon potencjalnie znajdujący Sovrana i resztę jej załogi (choć jeśli miałby być tak pomocny, jak w tym momencie, to nie wiedziała, czy faktycznie go potrzebują), a drugim lodowy pałac, w którym stali. Z wielką chęcią wbiłaby mu sztylet między żebra, albo przynajmniej przetrąciła gębę, ale nie chciała tu zatonąć.
Warknęła wściekle i odsunęła się jeszcze o kilka kroków, żeby przypadkiem w natłoku emocji nie zrobić czegoś głupiego.
- Jestem jak filakterium, zajebiście - wyrzuciła ręce w powietrze. - Jak mam ci zaufać, jak nie potrafisz trzech kroków zrobić, żeby takiego filakterium nie rozjebać, a teraz w wyniku drobnego błędu pomyliłeś mnie z pierdolonym złotym kwiatkiem?! Co niby jesteś w stanie teraz zrobić? Łeb mi urwiesz jakimś czarem niechcący, jak tak dalej pójdzie!
Jeden... dwa... trzy... liczenie do dziesięciu niektórym pomagało na nerwy. Umberto zamknęła oczy i wyobrażała sobie to jako kolejne ciosy, jeden po drugim, własną pięść rozbijającą nos głupiego maga. Po ósmym zrobiło się jej trochę lepiej. Po dziesiątym była już w stanie odetchnąć spokojniej i spojrzeć na sytuację nieco logiczniej. Demon już w niej był, czasu nie cofnie, a mag musiał żyć. Co dalej?
- Co znaczy, że jestem jak filakterium? - spytała już ciszej, z lodowatym spokojem w głosie, odwracając się z powrotem do Tariqa. Nieznacznym ruchem głowy uspokoiła Pogad. - Skąd wiesz, że nic mi nie zrobi? Jesteś w stanie go ze mnie wyciągnąć, nie zabijając mnie przy okazji? A jeśli nie, bo niestety szczerze wątpię obecnie w twojej umiejętności, co się stanie, jeśli wrócę na statek i znajdę się w bliskiej odległości od drugiej jego części?
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

133
POST BARDA


Osmar zagotował się, tak jak wcześniej Pogad. Tylko wizja tego, że Vera sama da sobie radę z wymierzeniem magowi kary za nieudolność trzymała go na dystans. Poza tym, czy nie byłoby to kopanie już leżącego? Mag kulił się i niewiele brakło, by z szoku i strachu zaczął łkać. Przykleił się do ściany, do której wcześniej przyciskała go Vera.

- Nie chciałem! - Powtarzał Tariq. - To nie byłoby możliwe, ale... Jesteś elastyczna i pojemna.

- Coś ty powiedział?! - Warczała Pogad, gdy uspokajania Very nie były zbyt skuteczne. - Dlaczego pani kapitan, a nie chociażby ten parszywiec?! - Pytała, wskazując na Jelonka. Samael w międzyczasie odsunął się, nie chcąc narażać się na kolejne wściekle spojrzenia i potrząsanie ramieniem, byleby tylko odrzucić jego próby wsparcia. Usunął się również poza zasięg ramion orczycy. - To jego wina! To on pierwszy uwolnił demona, wtedy ta chmura zaatakowała kapitan!

- Wiedziałeś, gdzie iść. - Do wymiany zdań włączyła się Irina. Wyciągnęła ostrze i skierowała je sztychem w stronę Sama. - Jesteście w zmowie?

- Mówiłem wam! Słyszałem ich rozmowy! Dlatego wiedziałem, w którą stronę! - Rogaty wydawał się zaskoczony nagłą zmianą frontu. Uniósł dłonie w obronnym geście, jakby to miało czemuś pomóc. Jego oczy na powrót zdobiły się zbyt okrągłe. - Poszaleliście?! Nikomu z was źle nie życzę! Jeśli... Jeśli jest taka możliwość, wezmę demona na siebie, żeby to udowodnić! - Sam zdradzał się ze zdenerwowaniem. Był sam w otoczeniu załogantów Siostry, w tym przynajmniej jednej, która bardzo źle mu życzyła.

- I co, i damy ci jego moc? - Osmar sam zaczął powątpiewać, dając się porwać tłumowi.

- Przełożenie demona do innego naczynia może być kłopotliwe.. Ale możliwe. - Wtrącił się Tariq.

- Nie, kurwa, nie! Czekajta! Mówił, że Vera od tego nie umrze, kurwa, jest najlepszym pojemnikiem na demona, jakiego teraz mamy! - Krasnolud próbował znaleźć plusy sytuacji. - Gadaj, gryzipiórku, jak to odkręcić! - zwrócił się znów do maga.

- Może najlepiej będzie... Udać się do Heliar. Tam stacjonuje paru magów z Akademii. - przyznanie tego sprawiało Tariqowi wręcz fizyczny ból. - Oni są bardziej... Zaawansowani w takiej magii. Tylko nie mówicie, że to przeze mnie! - Poprosił. - W ogóle nie mówicie mojego imienia. Oni to z ciebie wyciągną? - Próbował ją przekonać. - Nie powinno nic się stać, jeśli ta druga część demona jest uśpiona w kimś innym...

- Kurwa, kto jak kto, ale Smoluch to to wykorzysta! - Osmar był o tym przekonany. - Czyli co, wracamy na statek i powiesz Corinowi, że masz małe nieszczęście w brzuszku?! I oddasz je Sovranowi?! A niech se bierze to i idzie w cholerę!
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

134
POST POSTACI
Vera Umberto
- Jaka jestem?! - spytała z niedowierzaniem, a jej brwi powędrowały w górę. Przez moment nie była pewna, czy się roześmiać, czy dać Tariqowi w pysk, więc ostatecznie nie zrobiła nic.
Co za absurd. Absurdem był ten mag, absurdem był demon, jaki postanowił sobie w niej zamieszkać i absurdem był fakt, że wszyscy nagle naskoczyli na Samaeala. Rozumiała, że szukali kogoś odpowiedzialnego za cały ten syf, ale ten ktoś odpowiedzialny kulił się pod ścianą! Co miał do tego Sam? Daliby mu wreszcie spokój. Vera zrobiła kilka kroków i stanęła między swoimi wściekłymi załogantami, a ich ofiarą.
- Zamknijcie się, co wam odjebało? Opuścić broń. Nie mamy wystarczająco dużo problemów teraz? - warknęła na nich. - Nie mam, kurwa, pojęcia, dlaczego wtedy chmura poleciała w moją stronę. Może przez to, że jestem... ja pierdolę, sama nie wierzę w to, co mówię... elastyczna i pojemna. Ale teraz stał przecież daleko, tak samo jak wy wszyscy! Wiedział, dokąd iść, bo ma zajebisty słuch. Na Pegazie też wyłapał nadciągający sztorm jeszcze zanim którekolwiek z nas usłyszało cokolwiek. Pogad - wypluła wściekle, zwracając się do orczycy. - To, że się go boisz, nie jest dowodem na to, że Sam jest przyczyną każdego problemu. Przestań się do niego przypierdalać bez powodu, bo nie ręczę za siebie. Na razie to wkurwiacie mnie wszyscy po równo.
Odwróciła się do Tariqa, opuszczając wzrok na swoją oznakowaną rękę i znów zaklęła.
- Ty już lepiej, kurwa, niczego nie przekładaj.
Heliar. Wpatrywała się w czarne wzory na swojej skórze, rozważając propozycję maga w kontekście tego, o czym mówiła jej Bella. W Heliar miało być mnóstwo wojska, ale z drugiej strony Siódma Siostra nie była tu znana. Nikt ich jeszcze na północy nie złapał, ich twarze nie wisiały na listach gończych. Zakładając, że Sovran nie rozwala właśnie jej statku w drobny mak, może było to jakieś rozwiązanie. Na pewno lepsze od dalszego pokładania nadziei w Tariqu.
Prawie zakrztusiła się powietrzem, gdy padł komentarz krasnoluda.
- ...Co? - wydusiła. - Co cię obchodzi, co powiem Corinowi? I w jakim, kurwa, brzuszku? Nie wiem, Osmar. Nigdy dotąd żaden demon nie postanowił sobie we mnie zamieszkać. Zakładając, że Sovran nie wyrżnął nam już całej załogi, nie musi o niczym wiedzieć. Jest zimno. Nie będę zdejmować rękawiczek. Nie wiem!
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

135
POST BARDA
- Musisz mieć dużą... siłę! T-tak, tak, siłę! Siłę woli? - Dopytywał, ale tak się wahał, iż można było tylko domniemywać, czy sam wierzy w to, co mówi. Czy Vera naprawdę miała to, czego potrzeba było, by oprzeć się demonowi, jeśli chciałby zacząć siać zniszczenie, na zewnątrz lub wewnątrz Very? - Dlatego jesteś jeszcze żywa! Jeśli demon cię zabije... albo ktoś inny cię zabije... to wtedy się uwolni. - Tłumaczył, ale nie odsuwał się spod ściany. Nie był też ani odrobiny mniej przerazony, choć na rękę było mu przekierowanie uwagi na Samaela.

Irina opuściła sztylet, choć niechętnie. Pogad krzywiła i tak już krzywą, orczą mordę.

- Nie boję się go. - Odparła, bo tak nakazywał jej honor. - Ja mam się go bać?! Chodź, draniu, na solo!

- Pogad, do stu knurzych kutasów! Zamknij mordę. - Warknął w jej stronę Osmar, stając ostatecznie po stronie Very. Groźby nikomu nie wyjdą na dobre, tym bardziej, gdy mieli innego przeciwnika. Samael mądrze zrobił nie odzywając się. - To co, kurwa, płyniemy do Heliar? Najpierw i tak trzeba dotrzeć do Svolvar! Smoluch nie miał powodów, żeby niszczyć nam statek. Kurwa. - Krasnolud zaklął tylko po to, by dać sobie moment na zastanowienie.

- Podano do stołu, gulasz z ryby i wołu. - Skrzekliwy głos Pierdka zabrzmiał za ich plecami.

- Pierniczku, nie teraz! - Jęknął Tariq.

- Póki Ashton i Osmar nie wrócą z tamtymi, a śnieżyca nie przejdzie, to i tak nie mamy gdzie iść! Można równie dobrze zjeść. - Bosman rzadko odmawiał posiłku.
Obrazek

Wróć do „Turon”