POST BARDA
Mimo dalszej wędrówki i przeszukiwań kolejnych komnat, Thusnel nie odnalazła nic ponad większą ilość pajęczyn oraz przetaczających się od czasu do czasu z tej lub innej strony dźwięków, których źródła nie potrafiła znaleźć. Mimo obiecującego początku większość kolejnych przejść została szczelnie zamknięta, co ostatecznie zmusiło ją do zabrania ze sobą wcześniej odkrytej broni i wycofania z powrotem do głównej pieczary.
Po pozostawieniu części ciążącej jej, zdobycznej broni w drodze do wyjścia, ruszyła jeszcze raz przed siebie. Architektura oraz monumentalność budowli zachwycały nawet teraz, mimo iż ich splendor podszyty był mrokiem, śmierciom i zapomnieniem. Choć krasnoludy nie mieszkały tu już od dawna, ich kunszt wciąż wart był podziwu, zachowując swój pierwotny kształt. Jakże wyglądałaby przyszłość Urutai, gdyby odkryli tajniki krasnoludzkiego budownictwa? Niestety, wilgoć panująca tu od czasu wygaśnięcia ostatnich pieców oraz kuźni sprawiło, że nawet gdy Thusnel udało się natknąć na kilka rycin i schematów w pierwszej z przeszukiwanych wież, te jeno darły się pod byle dotykiem, o ile w ogóle dało się je jeszcze rozczytać.
Kobieta zdołała dotrzeć do drugiej z sąsiadujących z pierwszą wież, gdy serie dziwnych wizgów i jęków zaczęły rozchodzić się echem po grocie. Najwyraźniej więcej nieumarłych postanowiło opuścić swoje miejsce spoczynku, być może zbudzonych wtargnięciem nieproszonego gościa, a może jeszcze jakaś inna, znacznie plugawsza siła maczała w tym palce. Cokolwiek to było, Thusnel nie planowała przekonywać się na własnej skórze. Od zmagań z siłami nieczystymi, byli magowie - ot choćby szamani. Bo jeden chodzący trup może i nie był wielkim problemem, ale cała zgraja cholerstwa, które należało posiekać na drobne kawałeczki, to już zdecydowanie nie jej broszka. Niby co miałaby na tym ugrać? Cóż miałoby zyskać jej plemię? Stos mączki kostnej? I to na domiar złego dość marnej jakości?
Całe szczęście, tym razem jej ostatnie myszkowanie przed opuszczeniem wieży, a zaraz potem twierdzy, zakończyło się małym sukcesem. Przy jednej z wyraźnie naruszonych już przez kogoś przed nią skrzyń, znalazła stos naruszonej zębem czasu, lecz wciąż nadającej się do użytku lub może przynajmniej przetopienia broni. Wśród nich, tylko jeden, dość spory i ciężki topór o pięknie grawerowanym, metalowym trzonku i runach zdobiących ostrze, kompletnie niepasujący do pozostałych zdobyczy wydawał się błyszczeć taką samą nowością, jak wcześniej miecze. Poza nim tylko dwa zbyt duże na jej głowę hełmy oraz coś, co wyglądało jak bardzo stara, zaśniedziała brosza, nadawały się do złupienia.
Wycofanie się z fortecy z ilością nagromadzonych na sam koniec fantów byłoby oczywiście zbyt ryzykowne w zaistniałej sytuacji, że o potrzebnej do tego sile nie wspominając. Tu z pomocą przyszłą niezliczona ilość gratów oraz szmat, które wciąż walały się gdzie okiem sięgnąć. Z podziurawionej, wyjątkowo szerokiej, okrągłej tarczy, udało się jej wykonać prowizoryczne sanie, na których mogła układać wcześniej poowijane w ten lub inny kawałek płótna czy materiału przedmiot, nie ryzykując ocierania się metalu o metal i powodowania tym ciągłych zgrzytów przy poruszaniu się. Wróciwszy bezpiecznie do miejsca, gdzie zostawiła pozostałe elementy uzbrojenia i zapakowawszy je na stertę, mogła wreszcie powoli ruszyć do wyjścia z tego, nawiedzanego demonami przeszłości siedliska. Być może lepiej było nie informować pozostałych Urutai o tym znalezisku? O krysztale i mogących chować skarby, zamkniętych komnatach? Kto wszakże wie, jakie jeszcze zło czaiło się w jego czeluściach.
Po opuszczeniu twierdzy i przenocowaniu w jednym z pewniejszych, zewnętrznych budynków fortyfikacji, Thusnel wreszcie mogła wrócić na szlak. W drodze do domu.
Powrót na Dzikie tereny