Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

181
POST POSTACI
Vera Umberto
- Velindre jest nam potrzebny już z wielu różnych powodów. Mam nadzieję, że będzie na Harlen, teraz albo przynajmniej za kilka dni. Mieliśmy już pewne... wstępne ustalenia dotyczące naszych kolejnych działań. Przy okazji będzie można go spytać o te figurki.
Ale to później. Najpierw Vera musiała popłynąć do Tsu'rasate i poszukać okolicy ze swojego snu. Całą resztą będzie mogła zająć się po tym, gdy już odzyska kontrolę nad własnym umysłem. Czekała na ten moment ze zniecierpliwieniem, bo ile można było żyć z emocjami, które nie należały do niej samej? Ile można było być nawiedzanym przez wizje ciemnowłosego chłopca, który nigdy nie miał być jej synem? Ferbius umrze, tego Umberto była absolutnie pewna, choć jeszcze nie wiedziała, jak do tego doprowadzić.
Narkotyk okazał się przydatny, ale jednocześnie rozczarowujący. Czy po narkotykach człowiek nie powinien czuć się przyjemniej? Swobodniej? Oderwany od ponurej rzeczywistości i wciągnięty do nowego, pięknego świata, jakiego nie dało się doświadczyć na trzeźwo? Najwyraźniej nie po tym. Owszem, dobrze było mieć więcej siły i chęci do działania, ale Vera była tylko pobudzona i rozproszona. Nie żałowała, że nie miała z białym proszkiem do czynienia wcześniej. Teraz miała jakiś napęd do działania, ale nie było to warte zachodu.
Do koła sterowego dorwała się na chwilę, ale też nie trzymała się go długo, nie ufając swoim zmysłom i swojemu ciału, które po utracie krwi jednak musiało być zmęczone. Stała więc później przy relingu, pilnując żagli i wpatrując się w przestrzeń, w linię, gdzie ciemne morze łączyło się z ciemnym niebem. Obserwowała gwiazdy i mijane wysepki, między którymi manewrował Albatrosem ktoś inny. Musiała sprawdzić te skrzynie; Sovran zaciekawił ją i choć magii miała już wybitnie dosyć, tak trudno było jej nie zastanawiać się, co kryje ładunek zabezpieczony zaklęciem. I zamierzała już wyprostować się i ruszyć do części oficerskiej statku, do której skrzynie najpewniej zostały przeniesione, gdy dostrzegła dziwną sylwetkę na jednej z wysp.
Czy to był... smok? Czy faktycznie jakiś budynek?
Rozejrzała się dookoła i po chwili namysłu ruszyła po schodkach na mostek, w poszukiwaniu lunety. Było ciemno, ale może będzie w stanie dostrzec, co takiego dokładnie odcina się od nieba na jednej z wysp? Dlaczego nie zauważyła tego wcześniej, gdy płynęli do Everam? Tak czy inaczej nie zamierzała nawet sugerować, by popłynęli i sprawdzili to miejsce. Ludzie byli zmęczeni i ranni, wszyscy chcieli wrócić do domu. Ale zaspokoić ciekawości nikt jej nie bronił, prawda?
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

182
POST BARDA


Mózg Very działał na wysokich obrotach, tak samo jak reszta ciała, która rwała się do pracy. Wymęczony organizm powoli dawał za wygraną, lecz nie znaczyło to, że chciał działać choć odrobinę mniej! Mięśnie Umberto drżały z wyczerpania, ale kapitan nie potrafiła spocząć. Jeszcze nie.

Jej myśli chwilowo wypełniła ciemna bryła w polu widzenia. Wczepiony w wyspę kształt mógł być wszystkim - smokiem, budynkiem, może nawet magicznym wynaturzeniem, mającym źródło w ciemnych elfach i ich demonich konszachtach? Prawda okazywała się bardziej trywialna. Kapitan stopniowo rozpoznawała sylwetkę, zaczęła widzieć w niej to, czym rzeczywiście była - statkiem.

Wielki okręt pozostawiony został w zatoczce, a przypływy i wiatr pchały go coraz bardziej w ląd, zagrzebując kadłub w piaskowym dnie na pastwę żywiołów. Wrak nie był jednak zwykłym statkiem, który pozostawiono na mieliźnie, jakich wiele widziało się na tych wodach. Pozbawiony został masztów i olinowania, oskubano go z wszystkiego, co można było łatwo zdjąć. I im dłużej Vera przyglądała się kadłubowi, tym bardziej znajomy się wydawał. Albatros odbił nieco w stronę wody i wtedy kapitan dojrzała, że nie był to pojedynczy statek, a dwa - drugi wbity był w burtę, zakleszczony bez możliwości rozdzielenia. Oba stanowiły smutny dowód niszczycuelskiej siły piratów.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

183
POST POSTACI
Vera Umberto
Przycisnęła lunetę do oka i wytężyła wzrok. Długą chwilę zajęło jej zrozumienie, co właściwie widzi, bo nie był to typowy kształt okrętu, który osiadł na mieliźnie, ale gdy to do niej dotarło, poczuła narastającą ekscytację. Levant nie dotarł do Everam, nie wpłynął swoim pieprzonym galeonem do miasta, tylko wylądował tutaj! A potem? Potem musiał czekać na ratunek, najpewniej straży przybrzeżnej, razem z tą dziwką, którą nazywał żoną. Może przynajmniej cierpiał odrobinę, zanim ktoś ich stąd zabrał.
- Pegaz - powiedziała cicho, najpierw do siebie, a potem powtórzyła to samo głośniej, wyciągając lunetę do Iriny, która stała teraz za sterem. - Pieprzony Pegaz i Mżawka! Gdzie jest... gdzie są... cholera. Pogad, patrz!
Nie było Samaela, nie było Corina, Ashtona ani Ohara, wszyscy pewnie pogrążeni byli we śnie. Chciała im to pokazać, bo to z nimi dzieliła tamte wydarzenia, a zamiast tego została na pokładzie z grupką kobiet i własnym rozemocjonowaniem. Dopadła do burty i zacisnęła dłonie na relingu, skupiając wzrok na dziwnym kształcie, jaki stanowiły dwa złączone ze sobą statki.
- Pewnie nic już na nich nie ma, co? Nie ma żagli, masztów, całą resztę też z nich zabrali - myślała na głos, bo narkotyk nie pozwalał jej kontemplować w milczeniu. Nieważne było dla niej, kto jej słuchał. Irina nie miała wyjścia, stała tuż obok, orczyca została przez kapitan zawołana. Może jej głos docierał też do Mardy, w końcu na pokładzie nie było nikogo innego, panowała cisza, zaburzana tylko szumem fal. - Wszystko, co cenne. Może zostały tam jakieś gnijące zwłoki. Cholera, nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek to zobaczę. Myślałam, że Levant dopłynął do miasta. Do portu.
Zmrużyła oczy.
- Chciałabym myśleć, że zdechł tu, na tej wyspie, ale to byłoby naiwne. Levant nie da się tak łatwo, jebaniec - wyprostowała się. - Przeszłabym się po tym pokładzie. To by było jak powrót do snu. Tylko nie taki powrót, który wrzuca cię w koszmar, a taki, nad jakim masz kontrolę. Zobaczyć te łańcuchy. Tę dziurę w kadłubie. Jeszcze raz zobaczyć to, z czego cudem wyszliśmy z życiem.
Zamilkła na moment i potrząsnęła głową.
- Nie ma czasu. Nie ma możliwości. Wkurwią się na mnie jeszcze bardziej. Nie mogę zbaczać z kursu, zresztą tam jest mielizna. Nie ma sensu - przetarła oczy dłonią. - Kurwa... Jestem cholernie zmęczona, ale mam za dużo energii, żeby zasnąć. Trzeba było nie wciągać tych prochów.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

184
POST BARDA
Mżawka i Pegaz były nieruchome, upiorne w ciemności nocy. Czarne fale uderzały w kadłuby, pozostawione na powolne gnicie przy małej wysepce pośrodku niczego. Kompania starała się ukryć dowód swojej porażki - niewielu zapuszczało się tak blisko lądu, woląc żeglować otwartym morzem, dlatego miejsce ukrycia pozostawało nieodkryte aż do teraz.

- Co się dzieje, kapitanie? - Pogad była w pełnej gotowości, a kiedy zbliżała się do Very, już trzymała rękę na broni. Ostatnie wydarzenia kazały jej być ostrożną w kontaktach z Verą. Nastwienie orczycy szybko zmieniło się, gdy wpatrzyła się w kształt i rozpoznała go mimo braku lunety. - Co? To Pegaz i Mżawka? Moja Mżaweczka! - Cieszyła się, podobnie jak Vera nie bacząc na to, że pod pokładem spali ich współzałoganci. Zawyła z radości. - Cholera, może i musieliśmy uciekać, ale przynajmniej zatopiłaś jego statek flagowy!

Irina pojawiła się przy nich całkiem szybko. Cicha jak lis, przemknęła po pokładzie niemal niezauważona. Sama wytężyła wzrok, a jej twarz rozjaśniła się niemal niezauważalnie.

- Admirał stracił honor. - Stwierdziła cicho, podsumowując wrak.

Głośne rozmowy zaalarmowały innych piratów. W ciemności nocy kolejne twarze śpiących na pokładzie rannych kierowały się ku kobietom. Spod pokładu nadszedł dźwięk szybko uderzających o deski stóp.

- Vera, co się dzieje!? - Zapytał Corin. Wyglądało na to, że okrzyki Pogad wyrwały go ze snu. - Atakują nas?!
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

185
POST POSTACI
Vera Umberto
- Ja? - Vera zaśmiała się chrapliwie. - Ty go zatopiłaś, Pogad. Ty i Ignhys. Jedno wywołało sztorm, drugie wpierdoliło się w Pegaza Mżawką. To wasza zasługa.
Na słowa Iriny odpowiedziała tylko zadowolonym uśmiechem i skinieniem głowy. Nie tylko honor; admirał stracił swój wypieszczony stateczek. Miło byłoby wiedzieć, że razem z nim stracił też żonę, albo przynajmniej jakąś kończynę, ale na podstawie ciemnej sylwetki wraków nie była w stanie wywnioskować niczego takiego. Gdyby stracił życie, byłoby najlepiej. Niestety Umberto dobrze wiedziała, że tacy, jak on, byli jak karaluchy i potrafili przetrwać niemal wszystko.
- Co? Nie - zerknęła przez ramię na Yetta. Nie zamierzała nikogo obudzić, wydawało się jej, że nie mówi aż tak głośno, ale najwyraźniej radosne okrzyki Pogad wyrwały wszystkich ze snu. A może to faktycznie jej gadanie? Mówiła niekontrolowanie dużo, może również niekontrolowanie głośno?
- Zobacz, Corin - zabrała lunetę Irinie i wręczyła ją Corinowi. - Pegaz i Mżawka. Levant nie dopłynął do Everam, rozjebał się tutaj i musiał czekać na ratunek. Piękny widok, co? Gdyby nie okoliczności, popłynęłabym tam. Nawet nie wpływałabym Albatrosem na samą mieliznę, tylko wzięłabym szalupę, na chwilę, pół godziny może. Przejść się po pokładzie. Zobaczyć, co zostało. A może to ten skarb, o którym mówił Silas? - ożywiła się nagle. - Czy to było tutaj, czy gdzie? Nie, to było bliżej Tsu'rasate chyba. Nie pamiętam. Ty pamiętasz? Może to jest to miejsce właśnie, którego jeszcze nikt nie przeszukał, bo boją się wpływać pomiędzy skały? Gdybym była tu Siostrą, to bym się nawet nie zastanawiała, ale Albatrosa nie znam i jestem zbyt zmęczona, żeby podejmować się czegoś takiego. Albatros jest jak dobrze wyważony miecz, ale Siostrę czuję jak przedłużenie ręki, kiedy stoję przy sterze. To zupełnie co innego. Zupełnie.
Oparła się łokciami o ster, wpatrując się w mijane wraki.
- Biodra jak po trójce dzieci, dziwka jebana - mruknęła pod nosem, wspominając nieszczególnie uprzejme słowa żony Levanta. Jak ona się w ogóle nazywała? Tego też teraz nie pamiętała. Jej myśli pędziły zbyt szybko.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

186
POST BARDA
- Wszyscy żeśmy go zatopili! - Zaśmiała się Pogad. Dojrzenie wraków zdecydowanie poprawiło jej nastrój.- I ja, i Ighnys, i Kruk, i w ogóle! - Wypięła pierś, jednocześnie opierając dłonie na biodrach. Chociaż straciła statek, rozpierała ją duma.

Można było spodziewać się, że Irina była równie zadowolona, ale elfka swoim zwyczajem pozostała oszczędna w emocjach. Wycofała się, bo nie tylko Yett podchodził do kobiet, ale też inni piraci. Vera dostrzegła kapitana bez statku, Luisa Carra, razem ze swoim oficerem, również innch wojowików uratowanych z winnicy. W końcu pojawił się nawet Hubert z Labrusem, ten drugi wspierał się na ramieniu partnera, szukając bezpieczeństwa przed możliwym atakiem.

Zaroskany Corin przejął lunetę i już wkrótce jego zmartwienia zostały rozproszone. Sam zaśmiał się, wtórując Pogad, która ruszyła w tłum opowiadać o tym, co się wydarzyło i czego dowodem były wraki.

- Może powinniśmy tutaj wrócić, później. - Corin spojrzał na żonę. Była zbyt... wygadana jak na siebie, ale widział przecież, że raczyła się prochami. Mógł domyślić się, że to przez nie. - Kiedy odstawimy więźniów na Harlen i rozdzielimy zdobycze. Silas mówił o skarbie niedaleko Zębów Jędzy, nie tutaj. To bliżej Tsu'rasate. - Zgodził się, zerkając jeszcze raz przez lunetę. - Lubię twoje biodra, jakiekolwiek by nie były? - Dodał leniwie, obejmując kobietę w pasie. Nie odegnał jeszcze snu, wciąż był nieco zamroczony po tym, jak okrzyki wyrwały go z drzemki. - A poza tym, wszystko w porządku? Może powinnaś pójść ze mną, położyć się spać. Udało się zbić gorączkę Sovrana, możemy odpocząć.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

187
POST POSTACI
Vera Umberto
- Tak. Możemy wrócić. Jak z powrotem będziemy na własnym statku i pozbędę się tej podłej demoniej kurwy - odpowiedziała cicho. Zniżała głos głównie ze względu na obecnego niedaleko Heweliona. Próbowała mu wcześniej wytłumaczyć, na czym polega jej problem i dlaczego zachowuje się... nietypowo, ale nawet nie chciał słuchać i głęboko w poważaniu miał jej wyjaśnienia, więc teraz Vera tłumaczyć mu już niczego nie zamierzała. - Wszystko potem zrobimy. Popłyniemy tam, gdzie Silas twierdzi, że czeka skarb. Zrobimy akcję z Otisem i jego pływającym burdelem. Może jakiś rabunek po drodze. A potem... potem znowu na północ. Po mleko dla ciebie i zobaczyć się z Bellą. Tęsknię za Bellą.
Nie przyznawała się do tego dotąd na głos, ale chyba dla Yetta było to dość oczywiste, prawda? Vera dobrze dogadała się z różowowłosą kapitan i choć sporo je dzieliło, odnalazły wspólny język. Bella wyciągnęła do nich pomocną dłoń, choć nikt nie podejrzewał jej o altruizm. I była świetną kompanką do picia. Miała przypłynąć do nich, na południe, ale chyba były to tylko standardowe obietnice, których ostatecznie nie zamierzała spełnić. Jak standardowe "musimy się kiedyś spotkać!", w które nie wierzy żadna ze stron.
- Mam nadzieję - mruknęła i uśmiechnęła się do Corina, gdy ją objął. Uniosła głowę do krótkiego pocałunku, bo wspomnienia tego, w jakim był stanie, gdy uciekali z Pegaza, wciąż były bolesne, teraz dodatkowo odświeżone przez widok wraków. Dobrze, że Labrusowi udało się przywrócić go do zdrowia, nawet jeśli niezupełnie do końca.
- Tak. W porządku. Nie wiem, czy zasnę. Pójdę... może pójdę sprawdzić te skrzynie, tak, jak Sovran sugerował. Wiesz, gdzie je zabrali? Spytam Samaela, gdzie je zabrali. A potem przyjdę do was, pod pokład.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

188
POST BARDA
- Albatros to też nasz statek. - Przypomniał Corin, lecz on nie zniżał głosu. Stwierdzał fakt, gdy Albatros należał tak do załogi Siostry, jak i do Dłoni. Został zrabowany uczciwie, wspólnymi siłami. - Demon nie dokucza ci ostatnio? - Podłapał jeszcze temat, bo i nie widział, by Vera była agresywna, czy zapłakana, nie licząc rzecz jasna momentów, gdy agresywnym być należało. Nie opierał się przed czułościami, co więcej, gdy już nacieszyli się swoimi ustami choć przez chwilę, oparł policzek o jej głowę, by być blisko. - Niedługo wszystko będzie po staremu i zrobimy to tak, jak należy. Będzie więcej zatopionych statków Kompanii i odwiedzimy Bellę. - Obiecał ciepło, jakby duża porcja jego słów nie ukrywała za sobą obietnicy mordu.

I choć większość zostawiła kapitan Umberto w spokoju, widząc, że nic się nie dzieje i Pogad szybko wyjaśniła, w czym rzecz (to mój statek! Moja Mżawka! Zatopiliśmy skurwysynów!), nie wszyscy odpuszczali. Najwięcej do powiedzenia miał Labrus. Maruda ciągnął za sobą Huberta.

- To doprawdy niegrzeczne z pani strony, zaburzać spokój nocy i rannych. - Sarknął na powitanie. - Rozumiem sposób świętowania, lecz wyrwała pani ze snu wszystkich na pokładzie!

- Ty nie spałeś. - Podsunął mu Hewelion. Patrząc po ich zmierzwionych włosach i płaszczach ledwie zarzuconych na lżejsze, wygodne do spania ubrania, można było domyslić się, iż Labrus dotrzymywał towarzystwa wciąż naćpanemu partnerowi. Przynajmniej Hewelion nie wydawał się już nabuzowany, a raczej zadowolony z życia, jak zwykle bywał.

- To nie ma znaczenia. Ranni spali.

- Dobry wieczór. - Przywitał się Corin, kontrując nieprzyjemny ton lekarza. - Samael... widziałem Samaela. Też spał.

- Ten tam.
- Hewelion wskazał na wyspę. - To naprawdę wy?
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

189
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie bardzo. Czułam go jeszcze w winnicy, zniknął, kiedy oberwałam. Pewnie przez to, że nie miałam głowy do jego wymysłów. Ból pomagał. Trochę byłam rozczarowana, gdy obudziłam się i rana była zupełnie zaleczona. Liczyłam na to, że ból pomoże na dłużej. Teraz nie zareagował, kiedy mnie pocałowałeś, może przez narkotyk? Z reguły reagował. Za każdym razem. Może muszę być ranna albo naćpana, żeby dotrwać do konfrontacji o zdrowych zmysłach. Nie wiem, co lepsze, jedno i drugie brzmi jak mniejsze zło. Ale Weswald mógł mnie nie leczyć. Mogli mi tylko zszyć bok. Miałabym kolejną bliznę do kolekcji, ale to by było najmniejsze z moich zmartwień.
To dlatego momentalnie poczuła się lepiej. Bliskość Yetta, niezakłócona przez złote przebłyski, komentarze Ferbiusa i śmiech nieistniejącego dziecka słyszany z tyłu głowy, była czymś, czego brakowało jej od kilku tygodni. Przez krótką chwilę pożałowała, że nie byli w swojej kajucie na Siostrze, gdzie mogliby z tej chwilowo odzyskanej prywatności w jedyny słuszny sposób skorzystać, ale szybko przypomniała sobie, że nie mogli teraz ryzykować. Bezmyślnie złożyła demonowi obietnicę, skutecznie przez niego zmanipulowana. Zresztą i tak nie mieliby gdzie, a ona nie zabrała ze sobą odpowiednich ziół.
- Będziemy ciszej - obiecała Labrusowi na odwal, byle już się nie czepiał. Zresztą, nie chciała, żeby i on się na nią jeszcze wściekał, tak jak wściekał się jego kapitan. - Pogad, nie krzycz.
Jej usta wygięły się w wyrazie rozczarowania. Więc nie mogła spytać Sama o skrzynie? Trudno. Spyta Huberta. Może nie przypierdoli się znów z pretensją o jakąś kolejną rzecz. Zerknęła na niego z ukosa, gdy spytał o wraki.
- Tak - potwierdziła ostrożnie, nie wiedząc, czego powinna się po nim spodziewać. - Na Pegazie transportowali nas do Qerel. Mieli nas tam powiesić. Tam trafiliśmy też na Samaela. Myślę, że Pogad chętnie ci opowie więcej o tym, jak wpierdoliła się Mżawką w bok flagowego statku Kompanii - przez chwilę milczała, ale natłok myśli kazał jej mówić dalej. - Od lat polujemy na jednego qerelskiego admirała, który teraz współpracuje z tą organizacją. Szkoda, że to on złapał nas, a my musieliśmy spierdalać. Przynajmniej zatopiliśmy jego statek.
Z powrotem utkwiła spojrzenie we wrakach, które zaczynali już powoli zostawać za plecami. Z pewnością chętnie tu wróci, jak już wszystko się uspokoi.
- Gdzie zanieśliście te skrzynie z winnicy? - spytała.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

190
POST BARDA
- Nie możesz godzić się na ból tylko przez to. - Corin miał jasne spojrzenie na to, co sugerowała Vera. - Jeśli Weswald nie zaleczyłby rany całkowicie, mogłabyś nie przeżyć nocy. Nie chcę, żebyś musiała cierpieć, brać narkotyki czy szukać innych sposobów tylko po to, żeby móc mieć spokój. To nie może tak działać. - Zganił ją nieco ostrzej, ale nie odsunął się ani o milimetr. Uniósł lekko głowę tylko po to, by spojrzeć na Hewelionaa i Labrusa.

- Hmpf. - Viridis przyjął obietnicę i porzucił dumną postawę, którą musiał przyjąć spodziewając się kłótni ze strony pani kapitan. Rzucił jeszcze spojrzenie Pogad, która znalazła się między piratami, by opowiedzieć historię Mżawki. - Niech będzie. Dziękuję. Hubercie?

Hubert nie zamierzał jednak wracać w pielesze, bo oparty o reling przyglądał się wrakom. Na jego ustach malował się zadowolony uśmiech podziwu.

- Byliście więźniami i załatwiliście ich na cacy! - Ucieszył się. - Samael coś tam wspominał, ale nigdy nie dopytywałem, ale teraz, jak widzę rozmiar tego całego Pegaza, to może powinienem! - I choć to Pogad miała być ciszej, to Hubert również nie starał się mówić szeptem. - Jak to ktoś z marynarki, to może znam, co? Swoje dla nich przepływałem.

- Hubercie. Nie chcesz wracać do tych wspomnień.
- Viridis znalazł się przy partnerze i oparł dłoń o jego ramię, choć wyglądał, jakby wolał się pod nie wcisnąć. - To przecież bolesne przeżycia.

- E, no masz rację. A te skrzynie są w dziobowej, jak mówiłaś. Masz ochotę na jeszcze? Idę z tobą!

- NIE, dość już dzisiaj wziąłeś!
- Laburs postawił sprawę jasno i zabrał dłoń. Jeśli Hewelion chciał brać, to usta Viridisa nie będą dziś dla niego!
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

191
POST POSTACI
Vera Umberto
- Póki co to jedyne, co działa - zaprotestowała i westchnęła, bo Yett miał trochę racji. To znaczy, rozumiała jego podejście, rozumiała, że działanie na szkodę samej siebie tylko po to, by przez moment odciąć się od swojego kolejnego niechcianego gościa, nie było najrozsądniejsze, ale jednocześnie nie mogła się z oficerem zgodzić. Nie rozumiał. To nie jego Ferbius nachodził i zamęczał wizjami. To nie on był traktowany przez wszystkich wokół, jakby był niespełna rozumu. Tylko jego uczucie względem Very było silniejsze, a cała reszta? Cała reszta spadła na nią.
Słowa Heweliona, o dziwo, przywołały lekki uśmiech na twarz kapitan Umberto.
- Mam wierną i skuteczną załogę.
Oczywiście, taka była tylko momentami, bo z reguły Vera musiała biegać i gasić rozpalone przez nich pożary. Radzić sobie z konsekwencjami ich głupich decyzji i pilnować, żeby nie zaogniały się konflikty pod pokładem, bo gdy kończył się jeden, momentalnie powstawał kolejny. Ale to tamtego dnia przekonała się, że co by się nie działo, może oddać swoje życie w ich ręce. Mogli ją irytować, a oni mogli narzekać na nią, ale byli zgrani jak mechaniczny, gnomi wynalazek, składający się z dziesiątek totalnie różnych trybików, tworzących idealną całość.
- Hector... - zaczęła, ale gdy Viridis zaprotestował, ona też zamilkła. Z drugiej strony, co szkodziło wyrzucić z siebie nazwisko? Nie to, że oczekiwała od Heweliona czegokolwiek w związku z tym. - Hector Levant. Ale nieważne. Zrezygnowałam już z polowania na niego. Nie mamy środków, możliwości, pleców takich jak on. Nie mamy za sobą całej floty. Mamy Siostrę. To za mało.
Przeszłość drugiego kapitana ciekawiła ją, ale była zbyt zła na jego wspaniałą osobę, żeby zasugerować wspólny wieczór przy rumie, kiedy mogliby dowiedzieć się o sobie nawzajem więcej. Jego nie interesowała nawet jej teraźniejszość, czemu więc miałoby go interesować to, co wydarzyło się dawniej? Z Yettem niech sobie pogadają. Jak wszyscy. Wiecznie z Yettem. Przyjaciel, kurwa, całego świata.
Pokręciła przecząco głową.
- Nie. Nie chcę już. Myślałam, że to coś lepszego, a tylko jestem podminowana. Jak ze mnie zejdzie, to idę od razu spać - mruknęła. - Chcę jeszcze raz na spokojnie przejrzeć te skrzynie. Pogrzebać w tej z naczyniami może, nie wiem. Zobaczyć, jakie nazwiska jeszcze są na figurkach Jacoliniego. Nic ciekawego, pójdę sama.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

192
POST BARDA


Corin wpatrzył się w znikający za linią palm wrak Albatrosa. Westchnął lekko, ale początkowo nic nie powiedział, bo czy od wizji dziecka lepsze było narkotyzowanie się i zadawanie bólu, by choć przez chwilę nie myśleć o obrazach zsyłanych przez nieprzyjaznego ducha?

- Pamiętaj, że jestem przy tobie. - Dodał po chwili Corin, cicho, tak, by słowa były tylko dla Very.

Hubert wydawał się zachęcony uśmiechem Very. Choć początkowo był nastawiony jak pies do jeża przez wcześniejsze powarkiwania kobiety, na jego twarz szybko wróciło zadowolenie. Klepnął ją nawet w ramię, choć ta wciąż była objęta przez Yetta.

- Ja widzę! Nie przestają zadziwiać! - Kapitan pochwalił załogę Siostry. - A Hector Levant... Dawno żem nie słyszał tego nazwiska.

- Hubercie!
- Protestował Labrus.

- Jeden z jego ludzi zrobił mi to. - Hewelion dłonią wskazał twarz. Blizny mówiły same za siebie. - Earnest Carver.

- Hubercie...

- No co? To, że nie będę o nim mówił, niczego nie zmieni.
- Tłumaczył się kapitan. Nawet, jeśli Vera nie pytała, zebrało mu się na zwierzenia. Nieoszpecona połowa twarzy ukryta była w cieniu, którego nie rozganiał ani blask księżyca, ani światło pochodni. - Sam nie wiem, co bym zrobił, gdyby dostał go w łapy. Z drugiej strony, gdyby nie to, to nie poznałbym Labrusa. Chodź tutaj.

Viridis był posłuszny i podszedł, jak prosił go partner. Mężczyźni jednak nie byli tak chętni do pokazywania po sobie swojego uczucia. W obecności obcych piratów, uwolnionych z Everam, musieli zadowolić się swoim towarzystwem stojąc ramię w ramię. Tylko ci, którzy byli blisko i znali tę dwójkę, mogli wyłapać miękkość w spojrzeniu Viridisa.

- Dość już, nie będziesz mógł zasnąć. - Zatroszczył się lekarz. - Carver czy Levant... To zamierzchłe czasy.

- Rozmawiacie o Levancie z Qerel.
- Do rozmowy dołączył się ktoś jeszcze. Luis Carr miał głowę przewiązaną bandażami, gdy Weswaldowi musiało zabraknąć sił na pełne wyleczenie jego oka. - To on zatopił nasz statek.

Vera mogła odejść, jeśli chciała, choć kółko zwierzeń dopiero się zbierało.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

193
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie odpowiedziała. Zamiast tego uniosła dłoń i z milczącą czułością oparła ją o plecy obejmującego ją mężczyzny, żeby w ten sposób dać mu do zrozumienia, że przyjęła jego słowa do wiadomości. Pamiętała, że był przy niej i bardzo by chciała, żeby był przy niej tylko on. Bez demona w jej głowie, bez generującego problemy Sovrana, bez wizji, bez inwazji mrocznych elfów, bez wszystkiego tego, co nie pozwoliło im się cieszyć ślubem i okolicznościami. Wcisnęła się w bok Corina na moment, ale gdy tylko przeniosła się na nich uwaga innych osób na pokładzie, odsunęła się z powrotem i oparła tyłem o reling, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Zmarszczyła brwi, usiłując przypomnieć sobie Carvera. Czy znała kogoś takiego jeszcze z czasów swojej służby w marynarce, czy był on stosunkowo nowym nabytkiem qerelskiego admirała? Nie dziwiło jej to, okrucieństwo niektórym płynęło w żyłach, a podobni do siebie ludzie mieli w zwyczaju przyciągać się do siebie nawzajem.
- Ja doskonale wiem, co zrobiłabym Levantowi, gdybym dostała go w łapy. Bardzo dobrze wiem. Śniło mi się to już dziesiątki razy. Nienawidziłam go już dawniej, ale po tym, co zrobił Corinowi, chcę zobaczyć, jak błaga o litość, której od nikogo nie dostanie - wysyczała wściekle. - Siedziałabym przed nim i patrzyłabym, jak kwili, bo jego piękny świat rozpadałby się na kawałki, kiedy w tych kawałkach przyniosłabym mu tę jego dziwkę, a potem kawałek po kawałku pozbawiałabym go samego siebie, aż stałby się takim samym wrakiem, jak wszystkie te zatopione przez niego statki.
Kopnęła jakąś zwiniętą linę, leżącą obok i wydęła usta w niezadowoleniu.
- Ale to się nie wydarzy. Ma poparcie całego świata. To my jesteśmy ci źli, ukryci w cieniu, zasługujący na stryczek w ramach kary za rzeczy, które u takich jak on świadczą co najwyżej o ekscentryzmie.
Miała nic nie mówić, ale się jej ulało. Gdyby nie to, co wciągnęła, pewnie zamknęłaby usta i skończyłoby się na poprzednim podsumowaniu, tymczasem jej myśli pędziły zbyt szybko, by udało się jej to powstrzymać. Uniosła swoje ciemne spojrzenie na Carra.
- Sądziłam, że odpłynął do Qerel, lizać rany. Najwyraźniej na stałe przeniósł się na południe.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

194
POST BARDA


Czułe gesty Very i Corina były śledzone przez obecnych mężczyzn. Labrus i Hewelion być może zazdrościli im otwartości, zaś Luis obserwował, oceniał. Miał jeszcze czas, by wyrobić sobie opinię na ich temat. Pojedyncze oko nie skupiało się jednak tylko na nim. Kapitan i jego lekarz byli równie interesujący. Dla Corina istniała jednak tylko Vera, nie miał wyjścia, jak tylko pozwolić jej uciec ze swoich objęć.

Vera potrafiła przywołać w pamięci wielu wyżej i niżej postawionych oficerów, jednak nie było wśród nich Carvera. Kimkolwiek był ten, który skrzywdził Heweliona, musiał piąć się w szeregach już po jej odejściu ze służby lub też pływał po innych morzach.

Słowa, które opuszczały usta Very, wprawiły jej towarzyszy w zdumienie. Każda kolejna groźba i obietnica cierpienia czekającego Levanta sprawiała, że na twarzach oficerów pojawiały się coraz to głębsze zmarszczki zmartwienia.

- Nie sądziłem, że, mm, że ktoś może nienawidzić Levanta i marynarki bardziej, niż ja. - Przyznał pokornie Carr, przyglądając się Verze. Musiał być na tyle zmęczony, że nogi odmawiały mu już posłuszeństwa. Siadł na pokładzie, opierając się plecami o maszt. - W przeciwieństwie do ciebie, nie porzuciłem planów zemsty. Najpierw straciliśmy kapitana Gshe-Gosha i Czerwony Wiatr w walce z marynarką. Poprowadziłem ocalałych, zdobyliśmy nowy statek, Bryzę. Przenieśliśmy się na północ. - Wyjaśnił pokrótce. - Niecałe trzy lata temu Levant nas znalazł i zniszczył Bryzę.

- Jesteście niewolnikami od trzech lat?
- Dopytał Hewelion. Waga wyznań kapitana Carra sprawiła, że Hubert nie powstrzymał rąk i mimo wszystko objął Labrusa, kładąc dłoń na jego ramieniu. Labrus nie zareagował.

- Pierwsze miesiące byliśmy więźniami. Musieli mieć co do nas plany już wtedy, bo nie posłali nas wprost na szafot. Kolejne, pracowaliśmy przy budowie w Qerel.

Do grupki poszedł Graham Zeuli, tylko po to, by podać kapitanowi butelkę. Skoro już rozmawiali, mężczyzna mógł przynajmniej uzupełnić płyny i uśmierzyć ból. Zeuli założył ręce na piersi i oparł się ramieniem o maszt, pozwalając Carrowi kontynuować.

- Nie byliśmy posłuszni, ale wykorzystali nasze braterstwo. Za ucieczki i niesubordynacje jednego płacił inny, grzbietem lub życiem. Później... Mm, później była jakaś inna budowa, na wybrzeżu, nie wiem, gdzie. Później, winnica.

- Winnica nie była taka zła.
- Podsunął Zeuli.

- Była niewolniczą pracą, tak jak inne. - Zganił go Carr. - To czyni ją złą. W każdym razie, z naszej załogi zostało tylko sześciu i przyrzekam na Ula i wszystkie ryby w morzu, będziemy szukać zemsty.

- A jak twoje oko, kapitanie?
- Dopytał z troską Corin, była to też słaba próba odwrócenia uwagi od kolejnych gróźb.

- Zostało zbyt uszkodzone. Usunąłem je. - W rozmowę wciął się Labrus, a Carr skinął głową.

- Za to też zapłacą.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

195
POST POSTACI
Vera Umberto
W gruncie rzeczy nie dziwiło jej zaskoczenie na twarzach mężczyzn. Vera nigdy nie należała do tych okrutnych kapitanów. Nie bawiła się w tortury, starała się nawet nie zostawiać za sobą ofiar - chyba, że przeciwnik nosił niebieski płaszcz, wtedy sytuacja była zupełnie inna. Prawdopodobnie też nie słyszeli, by kiedykolwiek wyrażała się na czyjś temat z taką nienawiścią. Z reguły emocją, jaka towarzyszyła jej, gdy mówiła o każdej osobie, jaka miała czelność stąpać po tej samej ziemi, co ona, była irytacja, ale tutaj? Tutaj napędzała ją czysta wrogość i chęć zemsty tak silna, że nie potrafiła myśleć o Levancie bez wizji wbijania mu ostrza w udo i chęci patrzenia, jak wije się z bólu. To nie była Vera Umberto, którą znali. Nie kontynuowała więc, zamiast tego skupiając się na opowieści jednookiego Carra.
- Nie sądziłam, że Kompania funkcjonuje już tak długo. Trzy lata? My pierwszy raz natrafiliśmy na nich w Ujściu, ile czasu minęło od tamtej pory? Rok? Może niecały. O tym, że Levant z nimi współpracuje, dowiedziałam się jeszcze później. Nie sądziłam, że on i ta organizacja będą mieć ze sobą cokolwiek wspólnego, bo niby czemu? Wydawało mi się, że to dwie zupełnie różne strony świata. Że siedzi na dupie tam, w Qerel, jak większość służących w marynarce po jakimś czasie miała w zwyczaju.
Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i oparła się tyłem o reling.
- Możesz szukać zemsty. Możesz obiecywać nie wiadomo co, tak samo jak obiecuję ja, przed wami i przed bogami, którzy akurat mają ochotę mnie teraz słuchać. Ale to nie zmieni faktu, że za Levantem i Carverem stoją marynarka i ten ponoć pobłogosławiony przez Ula kloc, podczas gdy my mamy... co? Jeden statek, dwa, przy dobrych wiatrach? Dwóch magów, z czego jeden do reszty jest pierdolnięty, a drugi permanentnie chory? Ukrytą wyspę? Nie mamy szans, chyba że los z jakiegoś powodu postanowi zrobić nam prezent i podrzucić osamotniony stateczek, na którym akurat będą ci, których szukamy. Nie liczyłabym na to.
Mówiła dużo, wciąż czując wpływ narkotyku, ale też przez fakt, że był to ważny dla niej temat, bolesny jak drzazga pod paznokciem. I było to bardzo dobrze słychać w jej głosie. Wcale nie podobało się jej to, co mówiła, ale starała się patrzeć na sprawy realistycznie. Nieuzasadniony optymizm doprowadził do stanu, w jakim obecnie znajdował się Yett i nie zamierzała popełnić takiego błędu ponownie. Przygryzła policzek od środka i opuściła wzrok na idealnie równe deski pokładu Albatrosa. Siódma Siostra dawno już nie była tak gładka. Vera tęskniła za znajomymi słojami i uszczerbkami. Chciała wrócić na swój statek.
- Czerwony Wiatr... - powtórzyła w zamyśleniu, szukając tej nazwy w swojej głowie. Słyszała ją już wcześniej. I chyba nawet pamiętała, w jakich okolicznościach. - Znasz Aspę? Aspę Rrgusa?
Obrazek

Wróć do „Everam”