Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

166
POST BARDA
Hewelion skrzywił się nieznacznie, ale nie podjął rozmowy z Verą. Jasnym było, że jemu również nie podobało się traktowanie, jakie zgotowała Mirabelli zgraja piratów, ale czy mógł ich winić? Trzymani w niewoli mężczyźni mogli w końcu wyżyć się i zaczerpnąć odrobiny z zemsty, jaką umożliwiła im obecność córki ich dawnego pana. Corin przesunął dłonią po ramieniu Very, chcąc ją uspokoić, choć z tym mógł być problem. I choć kapitan wytężała słuch, krzyków Miry nie słyszała. Mogła mieć tylko nadzieję, że mężczyźni będą na tyle rozsądni, by zostawić ją przy życiu.

Oczy Huberta uniosły się ku niebu, gdy Vera zaczęła warczeć pod nosem, za to Buxton po raz kolejny kopnął skrzynię. I tym razem zamek puścił, bez potrzeby podważania zawiasów.

- Co to za gówno! - Zdenerwował się Byk. - Dla tego ryzykowaliśmy życiem?!

- Ryzykowaliśmy dla więźniów. - Sarknął Hewelion. Jasnym było, że oszpecony kapitan powoli miał również dość napiętej atmosfery i walk o dowództwo, gdy jedna decyzja gorsza była od drugiej, bo nikt nie chciał brać odpowiedzialności za całe przedsięwzięcie. Mimo to, Hubert wyciągnął szyję, by dojrzeć, co było w kufrze. - Ech? Zastawa stołowa?

- Niemożliwe! - Zdziwił się Corin, samemu unosząc się w miejscu. Nawet Sovran wyjrzał spod kołnierza kompanijnego płaszcza, choć za moment znów złożył głowę na deskach. Vera dostrzegła lekko zmrużone oczy elfa, jakby się uśmiechał z niezrozumiałym zadowoleniem.

- Ta, zajmijmy się swoimi ludźmi. - Hewelion skrzyżował ręce na piersi. - Lepsze to niż te przepychanki... i skrzynie z gratami.

Yett westchnął, nachylił się w stronę Very, chcąc zacieśnić na chwilę ich bliskość. Trwało to ledwie parę sekund, gdy postanowił podnieść się i podać Verze dłoń, by mogła wstać z miejsca, jeśli chciała. Mogła też sama przejrzeć zawartość kufra i przyznać mężczyznom rację: na pierwszy rzut oka, znajdowały się tam gliniane kubki, blaszane talerze, pokrzywione widelce i tępe noże...

- Miecz jest razem z twoim płaszczem, leży przy zejściu na trap. Musieliśmy je zdjąć, żeby opatrzyć twoje rany. - Wyjaśnił szybko. - Nie martw się, tu nie będziesz potrzebowała broni, mimo wszystko.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

167
POST POSTACI
Vera Umberto
Mogła nie przejmować się niczym, tylko zarządzić, że to ona będzie dowodziła akcją. Nie poddawać się wizjom Ferbiusa, zepchnąć je na dno umysłu, przed samą sobą udawać, że jest zdrowa psychicznie. Przygotowałaby wszystko znacznie lepiej. Oczywiście, nie twierdziła, że wszystko lepiej by poszło, ale nie miałaby sobie nic do zarzucenia pod względem samego planowania. Wykorzystałaby wszystkie możliwości, całą wiedzę, wysłałaby wcześniej mały zwiad... Cóż, uczyła się na błędach i powinna się chyba cieszyć, że nie na swoich własnych.
Zacisnęła usta w wąską kreskę, powstrzymując się przed komentowaniem zachowania Buxtona, tak samo jak tego, co działo się z Mirabellą pod pokładem, czy gdziekolwiek ją tam zanieśli. Miała tylko nadzieję, że nie do kajuty kapitańskiej. Szkoda porządnej koi na coś tak obrzydliwego. W gruncie rzeczy Umberto potrafiła zrozumieć chęć zemsty, jaką pałali piraci, ale wolałaby, żeby dziewczynę pobili i okaleczyli, niż zrobili jej to, co robili jej teraz. Czy wolałaby tego też Mira? Nawet nie chciała myśleć, co zrobiłaby ona, gdyby sama musiała doświadczyć czegoś takiego.
Przyjęła dłoń Yetta i podniosła się, choć nie po to, żeby iść po miecz, ale po to, by dokładnie przejrzeć zawartość skrzyni. Niemożliwym było, żeby tak starannie zabezpieczali stare sztućce i talerze. Miała ogromną nadzieję, że to tylko kolejna sztuczka, by ktoś, kto będzie zaglądał do środka, uznał to za bezużyteczne śmieci i nie szukał nic więcej.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

168
POST BARDA
Vera nie mogła wiedzieć, jak akcję zaplanują jej towarzysze. Corin był zbyt stłamszony przez kapitanów, a do tego ciągle oglądał się na Verę. Hewelion był zbyt narwany, a Buxtonowi zależało bardziej na zysku, niż na uratowaniu więźniów. Zabrakło między nimi głosu rozsądku, którym mogła być Vera, nawet jeśli jej myśli zamglone były wizją Corina jako ojca i jej nieistniejącego syna.

Corin pomógł Verze wstać i złapał ją w pasie. Vera widziała sztućce i talerze w kufrze, a przynajmniej do czasu, aż Buxton nie zatrzasnął kufra.

- Zrobili nas w chuja! - Denerwował się ork. - Prawdziwy skarb pewnie był gdzie indziej, a to tylko przynęta!

- Wezmę kufer, jeśli mogę. - Zaoferował cicho Sovran. - Nie mam kufra. Nie mam kubka.

- Może być twój, przyjacielu.

Sovran nie odpowiedział Yettowi, który zbytnio nie zmienił do niego nastawienia. Nikt nie przejął się deklaracją elfa, bo i nikt nie potrzebował skrzyni z zepsutym zamkiem, pełnej kiepskiej zastawy.

- Może chociaż w tych jest coś ciekawszego? Sam, gdzie ten łom?! - Hewelion podniósł głos, nawołując Jelonka. Wszyscy się niecierpliwili, również Hubert, i ostatecznie nie chciał czekać na swojego nowego, ulubionego pomagiera. Złapał za własny miecz i ryzykując wyszczerbieniem, podważył wieko.

Po chwili Vera ujrzała, jak Hubert przegrzebuje siano, którym wypełniony był pakunek, a następnie wyciąga śnieżnobiałą... figurkę. Była wysoka na stopę i przedstawiała kobietę w zwiewnych ubraniach, z biustem na wierzchu. Bez wątpienia - Krinn.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

169
POST POSTACI
Vera Umberto
Słowa Sovrana tylko ją zirytowały. Spojrzała na niego z ukosa, nawet jeśli nie była w stanie dostrzec niczego poza jego jasno czupryną.
- Dlaczego nie masz skrzyni? Przecież możesz sobie kupić - powiedziała. - To nie tak, że brakuje ci złota czy okoliczności. Nawet na Harlen masz ich pod dostatkiem. Zresztą zrobisz jak chcesz. Korzystacie w ogóle ze złota tam na dole?
A potem jej uwagę przyciągnęło już coś zupełnie innego. Figurka była wyuzdana i obleśna, nawet materiał z którego była wykonana nie wyglądał na wartościowy. Mimo to natychmiast skojarzyła się jej ona z figurką, którą zachowała na pamiątkę Erinela. Stwierdzenie, że ją od niego dostała, byłoby przesadą, bo po prostu poinformowała go wówczas, że chce ją mieć i teraz ją miała. Z perspektywy czasu jednak pewne rzeczy zacierały się, a ich obraz w ludzkiej głowie nabierał nowych, cieplejszych barw i takich barw też nabrała w głowie Very tamta noc. Zupełnie jakby elf nie utopił własnego załoganta w drodze powrotnej do portu.
Wyciągnęła rękę do Heweliona i przejęła od niego cycate znalezisko, by natychmiast obrócić je w dłoni i sprawdzić, czy tu też denko wygląda na ruchome. Przyjrzała się figurce dokładnie, każdemu jej najdrobniejszemu elementowi. Gdyby Kompania pod przykrywką własnej praworządności, czy czego tam, zajmowała się transportem i handlem Czerwonym Snem, albo i innymi nieszczególnie legalnymi narkotykami, wystarczyłoby odpowiednim służbom dostarczyć dowody. Umberto nie była pewna jakim, ani z czym by się to wiązało, ale przyjemnie było mieć taką perspektywę.
- Powinniśmy na spokojnie przejrzeć wszystkie skrzynie. Bez wkurwiania się na to, że są pozamykane. Mogę się tym zająć. Daj mi ten łom, albo zawołaj Pogad. Pogad mi pozrywa kłódki. Jak jej noga w ogóle? Cała jest?
Skoro Vera była cała, raczej o orczycę nie musiała się martwić. Jej rana nie wydawała się aż tak poważna.
- Popłynęliśmy po ludzi, nie po skarb. Tak czy inaczej może się zaraz okazać, że jest warty więcej, niż ktokolwiek z nas przypuszcza. Dajcie mi tylko chwilę.
Uklęknęła na deskach obok Huberta i bezceremonialnie wsadziła ręce w siano, szukając innych figurek. Jak ten dupek od nich się nazywał? Jacolini? Ciekawe czy w ogóle istniał, czy było to jedynie słowo-klucz, zrozumiałe przez wtajemniczonych.
- I niech Ilithar odda mi sztylet.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

170
POST BARDA


Cokolwiek Sovran miał do powiedzenia, zostało to zagłuszone przez materiał płaszcza, pod którym odpoczywał. Burczenie spod kołnierza mogło być tak wymówką, jak i gorączkowym dźwiękiem braku komfortu na zimnych, niewygodnych deskach pokładu. Vera coś o tym wiedziała.

- Kochanie... - Corin próbował być delikatny, gdy znów łapał Verę w talii. - Miał skrzynię, Gerda z Osmarem kupili mu jedną na Eroli, ale spłonęła razem z jego kajutą. - Wyjaśnił kolegę. - Niech zatrzyma tę, jeśli chce. Nikomu się nie przyda.

- Z zawartością? Będzie urządzał przyjęcia?
- Zadrwił brzydko Hewelion, krzyżując ramiona na piersi. - Spotkania przy herbatce na dziobie?

- Hubercie, proszę. Wystarczy.
- Zwrócił uwagę Yett, unosząc lekko dłoń, by powstrzymać na nowo narastający konflikt. Buxton parsknął, gdy łatwo było wyśmiewać kogoś, kto nie mógł się do końca obronić. Jeden słaby elf nie był żadnym przeciwnikiem dla kapitanów. - I tak ma już ciężko w życiu.

- Bizda... - Na słowa Corina spod przykrycia wychynęła ciemna twarz. Sovran chciał mówić dalej, lecz zatrzymał się, by kaszlnąć, gdy gardło dało o sobie znać przy zmianie pozycji.

- Czy on cię nazwał pizdą? - Podłapał Hubert. - Ty go bronisz i dostajesz taką wdzięczność?! To Smoluch tak potrafi?

- Sovran, cholera! - Zaklął Corin, lecz nie w złości, a w zrezygnowaniu, gdy jego miłe starania przyniosły odwrotny od zamierzonego efekt.

- Bizda umumiy narsa yo'q. Jim bo'l! - Charknął elf w stronę oficera tym razem pełnym zdaniem, powoli podnosząc się z miejsca. Vera zdążyła nauczyć się ostatniego stwierdzenia, przez które Sovran nakazywał mężczyźnie zamknąć usta.

Ale czy od sprzeczania się o takie sprawy, ważniejsze nie były figurki? Vera chwyciła figurkę Krinn i obejrzała ją dokładniej, dostrzegając, że był to raczej odlew aniżeli rzeźba, pociągnięty dłutkiem w paru miejscach tylko po to, by rzeźbę przypominał. Oględziny denka przyniosły spodziewany efekt - być może nie było ono klapką, ale nie było też fragmentem jednej bryły. Płytkie wgłębienia sugerowały, że ten element został przymocowany później.

- Wy bawcie się skrzyniami, albo i własnymi pizdami. Ja wracam na pokład. Byk po raz kolejny wymierzył kopniaka skrzyni Sovrana. Wieko opadło. - Trzeba ruszać z powrotem. - Postanowił i nawet nie czekał na odpowiedź, bo od razu skierował się ku trapowi, który mógł poprowadzić go na Szkarłat.

W tym samym momencie pojawił się Samael z łomem. Jelonek minął Sovrana, który zdążył wstać i trzymając się relingu, podążał w sobie znanym kierunku, byle dalej od, jak się wydawało, Yetta.

- Sam! Jesteś. Dawaj, otwieraj te skrzynie. - Polecił diabelstwu Hubert. - Pani kapitan nie będzie rąk brudzić.

- A Pogad i Ilithara znajdziemy później. - Dodał Corin. Szorstkie traktowanie ze strony Czarnego sprawiło, że mężczyzna był nieco przygaszony. - Obejrzyjmy te figurki. Wszystkie są takie same? - Zdziwił się, bo z siana Vera wyciągała kolejne identyczne odlewy.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

171
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera skrzywiła się tylko. Nie miała ochoty ani siły angażować się w ich przepychanki słowne. Zrezygnowała z odpowiedzialności za misję i nie zamierzała brać jej też teraz, za tych samców alfa, walczących o dowództwo, które żadnemu z nich w gruncie rzeczy się nie należało. Powstrzymała cisnące się na usta obelgi, powstrzymała chęć opierdolenia ich wszystkich z góry na dół. Ich kiepsko zaplanowana akcja dobiegła końca i teraz zostało im zaledwie kilka dni, które musieli spędzić w podróży z powrotem na Harlen.
- Wypływajmy już, bo mnie tu z wami obkurwi - mruknęła tylko, nie chcąc przedłużać tej agonii.
Piraci nie byli stworzeni do pracowania w grupach, a już na pewno ona nie była stworzona do pracowania z Buxtonem. Sądziła, że z Hewelionem współdziała się jej świetnie, ale tutaj też najwyraźniej się myliła. Odprowadziła orka krótkim, niechętnym spojrzeniem, rzuconym przez ramię, skupiając się potem na figurkach. Do fochów Sovrana też nie miała siły. Miała wrażenie, że wszystkie istniejące obecnie konflikty wynikają z tego, co zrobiła lub powiedziała ona. Była zarzewiem każdego problemu. Może bezpieczniej będzie po prostu zamknąć gębę i nie odzywać się już więcej. Nie reagować na ewentualne wizje, na mężczyzn przerzucających się obelgami, na irytujące zachowanie Heweliona.
- Bo to nie one stanowią wartość. Potrzebuję czegoś, czym mogłabym podważyć denko, a nie mam ani miecza, ani sztyletu, więc dajcie mi coś ostrego, do cholery - westchnęła. - Nóż. Ostrze. Jakiekolwiek.
Gdy otrzymała to, o co prosiła, wsunęła broń w szczelinę i spróbowała podważyć dno. Jeśli się jej nie udało w ciągu pierwszych trzech uderzeń serca, bezceremonialnie łupnęła figurką o deski pokładu, chcąc ją zwyczajnie rozwalić. Nie miała dziś cierpliwości, nawet do cycatych wizerunków Krinn. Musiała dostać się do zawartości, wszystko jedno w jaki sposób.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

172
POST BARDA
Samael obejrzał się za siebie, za odchodzącym Sovranem i nietrudno było się domyślić, że waha się między wyborem: wykonać rozkaz, czy pomóc słabemu? Ostatecznie jednak odpuścił, bo i ciemny elf nie zamierzał długo bić się z grawitacją. Gdy odszedł na parę kroków, po raz kolejny opadł na pokład, najpierw siadając, a ostatecznie na leżąco kuląc się przy relingu. Nie miał już wchodzić w drogę ani Yettowi, ani nikomu innemu. Jelonek mógł złapać pewniej łom i zabrać się za podważanie wieka kolejnych skrzyń, podobnie jak ta pierwsza, wypełnionej sianem i figurkami.

Buxton przeszedł na swój statek, a jego niski głos poniósł się po grocie, gdy dawał rozkaz wypłynięcia. Nad głową Very załopotały żagle.

- Jakie denko? - Corin nie zauważył dobrze podklejonego dna, lecz nie dyskutował, gdy sięgał po własny nóż, który zwykle ze sobą nosił.

- No co ty robisz? Kontrabandę nam niszczysz? - Zamarudził Hewelion, choć jej nie powstrzymywał.

Podważenie denka było większym problemem, niż Vera mogła się spodziewać. Ktoś, kto przymocował tę część figurki, odwalił swoją robotę nad wyraz dobrze. I choć Umberto starała się wykonać pracę czysto, łatwiej przyszło jej odłupanie kawałka Krinn, tak bezczelnie wykorzystanej dla potrzeb Kompanii. Vera dostrzegła w środku to, czego szukała - proszek. Na pierwszy rzut oka nie była w stanie ocenić, czym był w istocie.

- Ech? Puste w środku? - Zdziwił się Hubert, nachylając się do kapitan. Przy pojawieniu się znaleziska, zdawał się zupełnie zapomnieć o poprzednim konflikcie. - Co to? Gips się uprószył? Chujowa jakość.

- Kapitanie... proszę spojrzeć. - Samael zwrócił na siebie uwagę. - Te tutaj są złote. - Dodał ciszej, wyciągając z siana kolejną figurkę i pokazując ją zebranym. Ta przedstawiała woła z wysoko uniesioną rogatą głową. Błyszczała pięknie, pyszniąc się nie tylko swoim złotym blaskiem, ale też rzędami drobnych klejnotów, którymi wysadzone były boki zwierzęcia, tworząc wzory. - Jacolini, osiemdziesiąty ósmy rok. - Odczytał z karteczki przyczepionej do rzeźby. - Mówi wam to coś?
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

173
POST POSTACI
Vera Umberto
Nóż i denko nie chciały ze sobą współpracować, więc musiała użyć siły. Tej nie miała zbyt wiele, ale ta, jaką posiadała, pozwoliła na przynajmniej częściowe rozwalenie figurki. Wewnątrz, dokładnie tak, jak się spodziewała, znalazła proszek. Ten nie był czerwony. Czy Czerwony Sen był czerwony, tak swoją drogą...? Kolor narkotyku zatarł się w jej głowie i zmieszał ze wszystkimi kolorami tamtej nocy. Figurkę krasnoluda, tę od Erinela, od tamtej pory trzymała zamkniętą, traktując ją jak przycisk do papieru, więc choć jej zawartość była nadzwyczaj interesująca, Vera dawno jej już nie sprawdzała.
Nie znała się na narkotykach, nigdy żadnych nie brała, nawet gdy trafiały na jej pokład, albo gdy widziała jak kwitł handel nimi na Harlen. Wsadziła palec do dziury, jaka powstała w wyniku ułamania fragmentu wyuzdanego wizerunku Krinn i nabrała trochę proszku, chcąc przyjrzeć mu się z bliska. Co się z nim robiło? Wciągało się do nosa, wsmarowywało w dziąsła?
- Jacolini - powtórzyła po Samaelu i uniosła wzrok znad własnego, białego palca. - Dawno nie słyszałam tego pierdolonego nazwiska. Te figurki warte są ponoć fortunę. Pierwszy raz usłyszałam o nich w Karlgardzie, potem też w Ujściu. Levant je kolekcjonuje, sprzedaje, albo cholera wie co - zerknęła na Yetta. - To jest jakaś grubsza sprawa, ale wiem o tym za mało, żeby wyciągnąć jakiekolwiek sensowne wnioski. Wiem tylko tyle, że te złote figurki mają coś wspólnego z Kompanią, Levantem i narkotykami.
Bezrefleksyjnie podniosła palec otoczony białym proszkiem i wsadziła go sobie do ust. Już i tak była wrakiem samej siebie, jak mogło jej to zaszkodzić? Nie była też za nic odpowiedzialna, ciężar dowodzenia wciąż spoczywał oficjalnie na innych, szerszych barkach. Przynajmniej zorientuje się, co znajdowało się wewnątrz figurki Krinn. Wtarła proszek w dziąsło, a ukruszoną boginię wrzuciła z powrotem do skrzyni.
- Trzeba sprawdzić, ile tu jest tych złotych. One chodzą na licytacjach za chore kwoty - kontynuowała, jakby nigdy nic. - W nich chyba nic się nie kryje, żadne proszki? Pokaż, Sam.
Wyciągnęła rękę do rogatego, chcąc dokładnie przyjrzeć się jego znalezisku. Czy tam też gdzieś ukrywała się szczelina, świadcząca o tym, że dało się zajrzeć do środka?
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

174
POST BARDA


Hubert nachylił się, by ocenić znalezisko Very z bliska. Proszek nie wyróżniał się niczym szczególnym - był biały, sypki, przypominał mąkę lub ukruszony gips. Przy świetle pochodni w ogóle nie można było nazwać go osobliwym, z pewnością nie cennym.

- Tu jest więcej, zawiniętych w materiał. - Raportował Samael, zaglądając do skrzyni.

- Znasz się na takich rzeczach? - Zdziwił się Hewelion. - Skoro są tyle warte, nie będzie problemem ich sprzedaż. Jacolini zrobił nam prezent. - Ucieszył się, przejmując od Jelonka złotego byka. Skrobnął paznokciem po klejnotach. - Szczere złoto, nie podróbka. Skoro ma się takie rzeczy, po co prochy? - Poddał wątpliwości, a widząc, że Vera częstuje się proszkiem, sam nabrał nieco na palec i podstawił pod nos, by wciągnąć z zapałem.

Vera mogła pożałować wyboru innej drogi podania narkotyku. Czymkolwiek był, jego smak pozostawiał wiele do życzenia. Gorycz utrzymywała się w ustach i nie chciała odejść, nawet ścierana językiem. Proszek nie przyniósł żadnego natychmiastowego efektu.

- Czy wy naprawdę... - Jęknął Yett, lecz nie skończył pytania. Uniósł oczy ku niebu. - Sam, pilnuj ich, dobrze? Zabiorę Sovrana pod pokład. Nie może tu zostać. - Wytłumaczył się. Poczucie obowiązku, jak również poczucie winy, ciągnęło go w stronę elfa, który potrzebował spokoju na wychorowanie się z kolejnej infekcji. Bez żalu zostawił swoją kobietę i przyjaciela, raczących się narkotykiem, by zająć się kumplem, który nie chciał mieć z nim nic wspólnego.

Samael wyciągnął z siana i materiałów kolejną figurkę. Ptak ze złota był raczej wątpliwą ozdobą przez swoją krzykliwość, lecz mógł stanowić doskonały dowód majętności dla kogoś, kto wystawiłby go w swoim domu. Vera po samym ciężarze mogła ocenić, że brzydactwo musiało być bryłą bez pustych przestrzeni w środku, również nie było żadnych śladów zamków, szczelin, wieczek. Do nóżki ptaka przyczepiona była karteczka z nazwiskiem autora: P. Velindre, 92r.

- Zawołajcie Labrusa! On jest rozpalony! - Doszedł ich jeszcze głos Corina, który, zbierał z pokładu ich maga.

- Szybko, zanim zobaczy! - Popedzil Hubert, znów częstując się narkotykiem.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

175
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie znam się - odpowiedziała lekko. - Słyszałam o tym co nieco, ale to są zaledwie strzępki informacji, które z miernym skutkiem usiłuję sklecić w jakąś sensowną całość. Mówię to, co wiem, a wiem, że to cholerstwo jest drogie.
Namówiona przez Heweliona, sięgnęła po kolejną porcję białego proszku, choć tym razem, zniechęcona gorzkim smakiem, poszła jego śladem i wciągnęła ją do nosa. Nie miała pojęcia, jakie będą tego efekty; mogło się okazać, że bardzo profesjonalnie wciąga właśnie gips i tylko ją po tym będzie swędzić w nosie. Zerknęła za odchodzącym Corinem. Przynajmniej ten powstrzymał się przed komentarzem. Mogła tylko wyobrazić sobie, co do powiedzenia miałby Labrus, gdyby przyłapał ją i Heweliona na tym, co właśnie robili. Podczas gdy on był tym rozsądnym, Hubert miał w zwyczaju najpierw działać, a potem myśleć.
Słysząc wołanie Yetta, wyprostowała się i utkwiła spojrzenie w leżącym na pokładzie mrocznym elfie.
- Kurwa - syknęła. - Muszę iść. Muszę iść do Sovrana. On nie chce rozmawiać z Corinem. Miałam mu pomóc dotrzeć na statek, a sama padłam jak jakaś pizda. Muszę... znaleźć któregoś z medyków, wszystko jedno którego.
Niechętnie odepchnęła się od skrzyni, przy której klęczała. Spróbowała wstać, licząc na to, że w osłabionym ciele ma wystarczająco dużo siły, żeby przynajmniej przejść się po pokładzie. Może i nie dowodziła, ale musiała sprawdzić, co z jej ludźmi. Przede wszystkim w tej chwili z Sovranem, który ewidentnie nie chciał pomocy od Yetta.
- Niech te skrzynie zaniosą do kapitańskiej. Te z figurkami. Nie chcę, żeby ludzie Buxtona rozkradli je pomiędzy siebie. Podzielimy się tym na spokojnie potem, jak dopłyniemy na Harlen - zadecydowała, by po chwili zreflektować się i zerknąć pytająco na Heweliona. - Może być? - upewniła się. W końcu to nie ona miała tu podejmować decyzje. Szkoda, że ten, który miał być za wszystko odpowiedzialny, potencjalnie naćpał się razem z nią.
Cóż. Nie powinno jej to dziwić.
Zostawiając tamtą dwójkę za plecami, ruszyła powoli przed siebie, w poszukiwaniu jakiegokolwiek lekarza.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

176
POST BARDA
- Ehe, nie szkodzi. Jeszcze to sprawdzimy. - Zgodził się Hewelion, po raz kolejny częstując się narkotykiem, wciągając nosem i zaraz ocerając wargę, by nie było śladu białego proszku. Następnie odsunął się, uznając, że już dość. Zbyt dużo w zbyt krótkim czasie mogło mieć opłakane skutki.

Vera przekonała się, że wciąganie narkotyku było lepsze, bo nie dane jej było poczuć gorzkiego smaku. Mimo to, ten, który w ustach miała wcześniej, wciąż się utrzymywał. Corin nie komentował jej wyczynów, ale samo to, że odszedł, świadczyło o braku aprobaty. Yett miał jednak ważniejsze sprawy na głowie, bo podniósł elfa z pokładu i podtrzymywał teraz, choć tamten być może utrzymałby się o własnych siłach.

- Nie dość, że wyzywa go od pizd, to jeszcze sobie wybiera, z kim chce gadać? - Hubert zdziwił się wyraźnie. - Ja wiem, że on łamie karki siłą woli, ale ty mu na za dużo nie pozwalasz? - Dopytał, zaraz jednak zabrał się za zamykanie skrzyń. - Zostaw to mi i Samowi, przypilnujemy skrzyni. Idź, baw się z czarnuchem.

- Proszę wołać, jeśli potrzebujecie z czymś pomocy. - Dodał Samael, bo choć to kapitan Hewelion wydawał mu rozkazy, zawsze był chętny, by się do czegoś przydać.

Wszyscy lekarze zajęci byli rannymi. Wśród nich kręcił się też Weswald, ale jasnym było, że młody uzdrowiciel nie ma już zbyt wiele siły. Wielu potrzebowało pomocy i robił wszystko, by jej udzielić. Olena bandażowała ramię jakiegoś mężczyzny, zaś Labrus siłował się z nogą innego, a pomagało mu dwóch kolejnych piratów. Kość nie chciała wskoczyć na miejsce.

- Vera. Vera... - To Sovran ją nawoływał. Oderwał się od Corina i złapał ją, opierając się zaraz na niej. Od jego ciała bił żar gorączki, oczy miał szkliste, a czoło skropione potem. - Vera, kapitanie. Powiem ci. - Mówił cicho, przysuwając się coraz bliżej jej ucha. - Otwórz skrzynię, bądź sama. Sama!
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

177
POST POSTACI
Vera Umberto
- Ja ci się nie wpierdalam w twoje układy na statku - syknęła do Heweliona w odpowiedzi. - To nie twoja sprawa. Zresztą i tak cię to chuja obchodzi, co? Złoto ma się zgadzać, więc złoto ci się zgadza. Nie żeby cokolwiek innego miało dla ciebie znaczenie w naszej wspaniałej współpracy.
Po tych słowach zostawiła go za plecami, razem z jego wiernym Samaelem. Nie wiedziała właściwie czemu się jej tak ulało. Może skończyła się jej cierpliwość, a może gorycz, jaką czuła w ustach, zbyt dobrze pasowała do goryczy, jaką odczuwała w stosunku do Huberta. Głupota; ubzdurała sobie jakąś bliższą zażyłość, ubzdurała sobie, że może go nazywać przyjacielem, jakby byli gówniarzami, ganiającymi się po porcie. W jej życiu nie było już miejsca na takie rzeczy. Była sama. Przynajmniej Yett niezmiennie trwał u jej boku... choć gdzieś z tyłu jej głowy wciąż tliła się obawa, że gdy pozbędą się demona, który eskalował ich uczucie, to i on przejrzy na oczy i ją zostawi. Nie wiedziała, dlaczego miałby to zrobić, w końcu oświadczył się jej grubo przed tym, zanim zaczęły się wizje, ale nie wszystkie obawy były przecież racjonalne.
Wyciągnęła ramię do Sovrana i pozwoliła mu oprzeć się na swoim ramieniu. Rzuciła Corinowi uspokajające spojrzenie, mówiące, że ma elfa pod kontrolą i oficer nie musi się już martwić, ani nią, ani mrocznym, po czym opuściła wzrok na przeszklone oczy maga. Naprawdę był rozpalony, ale nie było dla niego lekarza. Nie w tej chwili. To była jednak tylko gorączka, dało się ją przynajmniej trochę zbić, na jakiś czas, dopóki nie znajdzie się medyk, który będzie w stanie zaopiekować się chorym. To nie wymagało ogromnej wiedzy medycznej i Umberto potrafiła to zrobić. Ruszyła z Sovranem w stronę schodów prowadzących pod pokład, tam, gdzie załoganci Siódmej Siostry urządzili sobie swoje małe gniazdko na czas rejsu do Everam. Zamierzała położyć go w hamaku i obłożyć go zimnymi okładami, szmatkami zmoczonymi w chłodnej wodzie.
- Sama z tobą, czy sama-sama? - dopytała. - O czym ty mówisz? Wiesz, co jest w tej skrzyni? Czy to kolejna z rzeczy, które przywędrowały do nas z waszego świata? Chodź. Położysz się.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

178
POST BARDA
Hewelion nosił swoje emocje wymalowane na twarzy. Nawet jeśli jej część była zniekształcona i nie poddawała się mimice przez głębokość blizn, jakie ją szpeciły, to nieuszkodzona połowa zdradzała wszystko - skrajne zdziwienie, gdy Vera wypluła z siebie krzywdzące słowa.

- E, wybacz, że się w ogóle odezwałem! - Warknął po chwili mężczyzna, jakąkolwiek przykrość, jaką mógł odczuć, ukrywając za złością. - Oby złoto z tych twoich figurek się zgadzało. - Dodał butnie, choć nikogo nie oszukał, bo chciał tylko zachować twarz.

Samael wolał się nie odzywać. Z zaciśniętymi ustami przeniósł spojrzenie ze swojego kapitana na kapitan Siostry, nie komentując w żaden inny sposób ich małego nieporozumienia. Cokolwiek kwitło między Verą i Hubertem, to ta pierwsza skutecznie podcinała temu korzenie.

Przynajmniej Sovran miał wobec niej czyste, jasne odczucia. Choć przez ostatnie wydarzenia nabrał do niej szacunku, nie przeszkadzło mu to łapać się jej, jakby już nigdy więcej mieli się nie spotkać. Elf oparł o nią białą głowę. Z jakiegoś powodu Vera poczuła skrajne obrzydzenie wobec przepoconych ubrań i lepkiej skóry elfa, nawet jeśli jego ciało nie wydzielało jeszcze nieprzyjemnych zapachów. Jednocześnie nadeszło więcej sił, mogła go wesprzeć mimo własnej słabości. Sovran powoli przebierał nogami, Corin trzymał się blisko, by w razie czego łapać oboje. Przezornie jednak się nie odzywał, wiedząc, że mag nie zniósłby jego ingerencji.

- Sama. Sama, sama. - Zgodził się Sovran, nie uściślając. - Coś tam jest. Magicznego, nie mojego. Nie czujesz? - Pytał, mamrocząc coraz bardziej.

- Porozmawiamy, gdy się położy. - Podsunął Corin.

Pod pokładem Albatrosa było już paru piratów, tych, którzy mogli w samotności lizać rany, bez potrzeby bycia obejrzanym przez medyków. Znalazła się tam również Pogad wraz z niedużą grupką ludzi z Siostry.

- Kapitanie. - Orczyca skinęła Verze głową. - Smolucha na hamak? Tam jest jeden dla niego przygotowany. - Zaraportowała, by podejść i pomóc z chorym. Wszyscy byli już chyba przyzwyczajeni do potrzeby niesienia pomocy Sovranowi. - Coś ciekawego było w skrzyniach? Wszyscy nasi wyszli z bitki z życiem, swoją drogą. Rozdzielamy właśnie warty.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

179
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie czuję. Nie czuję żadnej magii, ani teraz, ani nigdy, Sovran, przecież wiesz - westchnęła.
Może gdyby czuła, byłoby łatwiej? Los poskąpił jej jednak talentu magicznego. Mogła uczyć się o tym wszystkim, czy od elfa mrocznego, czy od elfa szalonego, ale nic to nie zmieniało. Zacisnęła zęby i mimo obrzydzenia, jakie czuła, mocniej chwyciła przewieszoną przez siebie rękę. Wiedziała, że to uczucie nie należało do niej samej, tak samo jak nienaturalny zachwyt osobą Yetta. Nie zamierzała się temu poddawać. Demon nie lubił Sovrana, bo wiedział, że stanowi on dla niego zagrożenie. Że pomaga Verze w pozbyciu się go, nawet jeśli wszystko odsunęło się w czasie. Racjonalizując, starała się wyrzucić z głowy tę zalewającą ją niechęć.
- Samael tam był. Dlaczego nie wyczuł?
Sprowadziła chorego pod pokład, a potem skinęła twierdząco głową w odpowiedzi na pytanie Pogad. Zerknęła na jej nogę, jakby chciała się upewnić, że jest cała i nie kończy się w połowie uda. Przy pomocy orczycy załadowała elfa na hamak i pochyliła się nad nim, żeby rozchylić jego szaty, odsłaniając nieco jego chuderlawą klatkę piersiową. Potem rozejrzała się, by bez słowa sięgnąć po bukłak, czy inną butelkę z wodą i namoczyć nią pierwsze lepsze szmatki, leżące gdzieś w okolicy. Te położyła choremu na czole i na piersi i dopiero gdy spełniła obowiązek, jaki sama na siebie narzuciła, westchnęła i odsunęła się.
- To dobre wiadomości - odpowiedziała orczycy. - Zabraliśmy do Everam dobrych, sprawdzonych ludzi. Strata któregokolwiek z was byłaby mocno chujowym zakończeniem akcji. Cieszę się, że potraficie o siebie zadbać - zamilkła na moment, by po chwili ciszej dodać: - ...i o mnie.
Uniosła kącik ust w krzywym, mało przekonującym uśmiechu. Nie powinna była dać się trafić. Nie powinna wracać na statek, ciągnięta na wózku. A jednak przez chwilę znów zatęskniła za bólem, który na jakiś czas oderwał ją od nieprzyjemnych myśli i emocji, jakie nie należały do niej. Gdzie był Ilithar z jej sztyletem?
- Idę na górę. Możecie mnie wliczyć w warty. Mam sporo energii. I tak teraz nie zasnę. Tylko chcę wina, albo rumu - powiedziała. - Sovran, jak okłady ci się nagrzeją, to poproś, żeby ci je zmienili na świeże, chłodne. Wyślę do ciebie lekarza, jak tylko któryś się zwolni.
Pierwszeństwo mieli ranni. Nie mogła odrywać medyków od tych, którzy balansowali na granicy życia i śmierci, tylko dlatego, że elf znów był chory.
- A w skrzyniach? Tak. Czerwony sen, jak sądzę? Zobaczymy za chwilę. I kurewsko cenne figurki. Pamiętasz te Jacoliniego, o których słyszeliśmy i w Karlgardzie, i w Ujściu? Te właśnie. Velindre - przypomniała sobie nagle i zmarszczyła brwi, unosząc wzrok na Yetta. - Jego nazwisko było na kartce. On będzie coś wiedział więcej.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

180
POST BARDA


Sovran nie potrafił odpowiedzieć na słowa Very. Rozbiegane spojrzenie wędrowało od niej ku Yettowi, do Pogad, z powrotem... Elf nie mógł zebrać myśli.

- Sprawdź zanim oni sprawdzą. - Przekonywał, gdy kładł już się w hamaku. Przymknął powieki, a zimny okład spoczął przyjemnie na jego czole, lecz ten na klatce piersiowej spowodował, że chory zatrząsł się w deszczach.

- Zgodziliśmy się, że to twoja skrzynia, Sovran. - Podsunął Corin, poprawiając ułożenie okładu. Zamoczył kolejny kawałek materiału, by dodatkowo przetrzeć szyję i policzki elfa. Zimno zdawało się przynosić mu ulgę. - Zrobisz z nią, cokolwiek postanowisz.

- Very.
- Zaprotesotwał mag na wpół przytomnie. Już pozwalał sobie odpływać w sen.

Pogad przyglądała się tym operacjom, krzyżując ręce na piersi. Krzywa mina mogła znaczyć wiele, gdy wpatrywała się w twarz Smolucha. Na jej nogawce widniał ciemny ślad krwi, jednak to, jak pewnie trzymała się na nogach sugerowało, że po ranie nie został nawet ślad, tak jak było w przypadku boku Very. Również Weswald musiał priorytetyzować rannych.

-Niech będzie Very. Zostanę z nim na chwilę, kochanie. - Postanowił Yett, odsuwając sobie niski trójnogi stołek. Stanowił dobre miejsce do spoczęcia z jednoczesnym dostępem do hamaku.

- Nie musisz, panie Yett, mamy na niego oko. - Przekonywała orczyca. Obejrzała się na ludzi z Siostry. Większość drzemała lub też chwytała ostatnie chwile wytchnienia przed wyruszeniem w drogę powrotną. Żadne nie wyglądało na zbyt szczęśliwe, gdy bitwa nie przebiegła po ich myśli, a im pozostawało lizać rany. Pogad klepnęła Verę w ramię, na szczęście kontrolowała swoją siłę, więc kapitan nie poczuła zbytniego bólu. - Zajebałyśmy tamtą kurwę, co? - Uśmiechnęła się szerzej. - I łup nie najgorszy. Velindrego też złapiemy, jak będzie czas. A ty mocno oberwałaś, więc odpocznij. Może potem coś ci przypiszemy, kapitanie.

Nikt nie zatrzymywał kapitan, gdy wracała na pokład. Statki ruszały w drogę powrotną, więc było dużo pracy przy żaglach i węzłach. Nim Vera spostrzegła, już pożytkowała swoją nową siłę na naciąganie lin, pokrzykiwanie na piratów, na moment nawet dorwała się do koła sterowego. Miała w głowie zbyt wiele myśli. Gonitwa nie pozwalała jej wyciągnąć wniosków, lecz kolejne idee pojawiały się i znikały, nie tworząc większej całości. Ręce rwały się do pracy lub do bitki. Podobnie zachowywał się Hewelion, nawet na kogoś nawrzeszczał, lecz interwencja Labrusa zapobiegła rozlewowi krwi. Ostatecznie obaj gdzieś zniknęli, zostawiając pokład Verze, Pogad, Mardzie i Irinie.

Statki wypłynęły z jaskini bez przeszkód. Nocne wody były spokojne, a przygaszone światła na pokładzie miały pomóc w ukryciu Szkarłatu i Albatrosa. Jedynym źródłem blasku były gwiazdy i księżyc. Oba statki trzymały się blisko brzegu, by manewrować między niewielkimi wysepkami, którymi usiane było wybrzeże. Jedna z nich przykuła wzrok Very - jej nieregularny kształt wyróżniał się na tle granatu nieba. Rozróżniała sylwetki palm, ostre krawędzie skał... Był tam jednak jeszcze inny obiekt, zupełnie czarny, nieruchomy, niemal tak wielki, jak sama wysepka, opasły jak budynek. Wydawał się być wciśnięty w skały jak cierń pod skórę - nie mieli możliwości dostrzec go wcześniej, gdy opływali wybrzeże, kierując się w przeciwną stronę. Czy tajemniczy kształt był wytworem jej wyobraźni, czy rzeczywiście coś tam było?
Obrazek

Wróć do „Everam”