POST BARDA
Gustawa, stojąca po stronie każdego, kto akurat tego wymagał, oczywiście broniła Aspy, swojego dawnego pracodawcy, którym był tylko przez chwilę. Gdyby się uparł, mógłby wymagać od niej posłuszeństwa, na szczęście gosposia miała wolność, choć utknęła na Harlen, pośród "chłopaczków", z których każdy jeden był mordercą i złodziejem.
Silas zachęcająco podsunął Verze kufelek, samemu odbierając monety za śniadanie. Schował je do sakiewki przypiętej przy pasie, w bezpiecznym miejscu. Strzeżonego i Ul strzeże, brzmiało przysłowie. Gustawa nie zajmowała się pieniędzmi, bo już kroiła kiełbaskę, by zaraz wrzucić ją na rozgrzaną patelnię. Mięso skwierczało, a zapach niemal od razu roztoczył się po pomieszczeniu.
- Pani Gustawo, jeszcze mi!
- I mi!
- Ja też chcę! - Rozległy się głosy piratów.
- Wszystkim wam usmażę, moje serduszka! - Cieszyła się gosposia.
Silas już nie komentował, a jedynie pokręcił głową, jasno wyrażając dezaprobatę. Nie protestował jednak, gdy kolejni piraci kładli monety na blacie, a on zgarniał je do swojej sakiewki.
- Masz już status, skoro chcą się pod ciebie podszywać. - Stwierdził Silas. - Ale może masz rację, może to lepiej? Gorzej, jeśli to ktoś z wyspy, ale chyba nie, bo byśmy już mieli straż na dupach. - Mruknął w zamyśleniu. - Idź, na Panterze wiedzą więcej.
Kroki na schodach zdradziły nadejście kolejnej osoby. Sprężyste, równe i pewne, przyniosły Leobariusa. Dawny kapitan, a teraz zarządca wyspy, został przywitany chórem głosów.
- Dzień dobry, panowie. Vero. - Twarz Gregora złagodniała, gdy dostrzegł kobietę.