[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1261
POST BARDA


Gustawa, stojąca po stronie każdego, kto akurat tego wymagał, oczywiście broniła Aspy, swojego dawnego pracodawcy, którym był tylko przez chwilę. Gdyby się uparł, mógłby wymagać od niej posłuszeństwa, na szczęście gosposia miała wolność, choć utknęła na Harlen, pośród "chłopaczków", z których każdy jeden był mordercą i złodziejem.

Silas zachęcająco podsunął Verze kufelek, samemu odbierając monety za śniadanie. Schował je do sakiewki przypiętej przy pasie, w bezpiecznym miejscu. Strzeżonego i Ul strzeże, brzmiało przysłowie. Gustawa nie zajmowała się pieniędzmi, bo już kroiła kiełbaskę, by zaraz wrzucić ją na rozgrzaną patelnię. Mięso skwierczało, a zapach niemal od razu roztoczył się po pomieszczeniu.

- Pani Gustawo, jeszcze mi!

- I mi!

- Ja też chcę!
- Rozległy się głosy piratów.

- Wszystkim wam usmażę, moje serduszka! - Cieszyła się gosposia.

Silas już nie komentował, a jedynie pokręcił głową, jasno wyrażając dezaprobatę. Nie protestował jednak, gdy kolejni piraci kładli monety na blacie, a on zgarniał je do swojej sakiewki.

- Masz już status, skoro chcą się pod ciebie podszywać. - Stwierdził Silas. - Ale może masz rację, może to lepiej? Gorzej, jeśli to ktoś z wyspy, ale chyba nie, bo byśmy już mieli straż na dupach. - Mruknął w zamyśleniu. - Idź, na Panterze wiedzą więcej.

Kroki na schodach zdradziły nadejście kolejnej osoby. Sprężyste, równe i pewne, przyniosły Leobariusa. Dawny kapitan, a teraz zarządca wyspy, został przywitany chórem głosów.

- Dzień dobry, panowie. Vero. - Twarz Gregora złagodniała, gdy dostrzegł kobietę.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1262
POST POSTACI
Vera Umberto
- Ale kto? - zastanawiała się głośno. - Może wręcz przeciwnie, może to fortel, próba ściągnięcia mnie do Karlgardu, żebym wreszcie opuściła gardę i dała się złapać. Ale ja już Kompanii odpuściłam. To znaczy, zajebię każdego niebieskiego, jaki się napatoczy, ale nie będę już walczyć z tym kolosem. Co zrobię ja, jedna? Zrezygnowałam z pogoni za niemożliwym. Wystarczająco już na tym ucierpieliśmy.
Pokręciła głowę i ogarnęła włosy na plecy. Ładnie się dziś układały, na palcach błyszczały pierścionki, w uszach długie kolczyki, złote bransolety zadzwoniły o siebie nawzajem. Nie wyglądała jak ktoś, kto skłonny byłby zajebać kogokolwiek, nie dzisiaj. Zwłaszcza teraz, jak miecza nie było nawet widać zza kontuaru i fałd sukienki, a blizny schowane były pod materiałem.
- W innym przypadku nie wiem, kto i jak mógł się pode mnie podszyć. Chociaż przyznam, że chętnie bym się dowiedziała. Jakim cudem...? I równie chętnie złapałbym wywłokę za włosy i wyciągnęła z niej informacje o tym, jakie nazwisko nosi naprawdę - uniosła wzrok w stronę schodów, słysząc nadciągające z góry kroki. - To ciekawa plotka, Silas. Przyznaję. Jedna z lepszych, jakie od ciebie słyszałam.
Uśmiechnęła się lekko, najpierw do karczmarza, a potem do Leobariusa, którego przywitała cała karczma. Czyżby cieszył się na jej widok? Faktycznie, minęło sporo czasu, odkąd ostatnio rozmawiali. Może się stęsknił.
- Dzień dobry, Gregor. Jak ci mija ten piękny poranek? - zagadnęła słodko. - Czy Aspa już ci truł dupę o to, że Vera Umberto definitywnie zabiła mu załoganta i że on teraz domaga się sprawiedliwości, czy jeszcze nie?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1263
POST BARDA


- To nie brzmi jak ty, Vera. - Silas złapał za szkło i szmatkę, by czymś zająć ręce. Vera mogła dostrzec, że nawet ten kawałek materiału był zadziwiająco czysty. - Umberto, którą znam, zatopiłaby każdy jeden stateczek i spaliła wszystkie placówki. - Łysy karczmarz uniósł brwi w niemym pytaniu. - A potem przeciągnęła pod kilem tą, która się pod nią podszywa. Nie jesteś tu sama, masz przyjaciół.

Leobarius podszedł do kontuaru i położył dłoń na plecach Very, zaraz też nachylił się do niej z zamiarem ucałowania w policzek, jeśli na to pozwoliła. Gregor był czysty, świeży, pachniał szarym mydłem.

- Pięknie wyglądasz, Vero. - Pochwalił ją, uśmiechając się delikatnie. Troski niezmiennie odbite były na jego twarzy, lecz starał się pozostać pozytywny. - Słyszałem plotki o podszywającej się pod ciebie osobie. Miejmy nadzieję, że nie zbruka twojego imienia. Vera Umberto, współpracująca że strażą Karlgardu? To tak niedorzeczne, jak Vera Umberto mordująca na Harlen. Nie miałem jeszcze dzisiaj przyjemności rozmawiać z kapitanem Rrgusem. W istocie, ledwie skończyłem śniadanie z mistrzem Ignhysem. Powinien niedługo do nas dołączyć... Jak i kapitan Rrgus, jak mniemam.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1264
POST POSTACI
Vera Umberto
- Kiedyś tak chciałam. Nie pamiętasz, jak to się skończyło? - spytała, kręcąc głową. - Zatapiam statki w głębinach, a niebieskie płaszcze we krwi. Ale to nie wystarczy. To jest kolos, z placówkami w kilku miastach. Nie jestem w stanie sama nic z tym zrobić. Kiedyś próbowaliśmy się skrzyknąć, połączyć siły i widziałeś, jak wyszło. Piraci nie są stworzeni do współpracy. Nie wszyscy, w każdym razie; z samym Hewelionem tego nie ogarniemy.
Opuściła wzrok na czystą szmatkę, w zamyśleniu przygryzając wargę. Może Silas miał rację - dawniej Vera Umberto nie zgodziłaby się na to, by ktoś podszywał się pod nią i szargał jej imię. Wściekłaby się i zrobiła dokładnie to, o czym mówił. Znalazłaby tę wywłokę i wyciągnęła konsekwencje, przeciągając ją pod kilem, albo wieszając na wlocie do zatoki Harlen, tak, by wszyscy wiedzieli, jak kończy się zadzieranie z tą prawdziwą Verą. Ale teraz? Teraz żyła w paranoi i strachu przed demonami, teraz miała dość walki o chwilę zasłużonego spokoju, teraz chciała tylko odpocząć po wszystkim, co przeszła. Gdyby Siostra była w dobrym stanie, popłynęliby coś upolować, żeby mogła odreagować, ale obecnie pozostało jej tylko picie i bawienie się w żonę, które pozwalały jej przez chwilę nie myśleć o kolejnych problemach. Morderstwo, oskarżenia? To wszystko było wczoraj. Dzisiaj spędzała wieczór z Yettem, a jutro wypływała na Archipelag.
Zesztywniała lekko, gdy Gregor postanowił ucałować ją w policzek, ale nie uciekła, walcząc z odruchami. Uśmiechnęła się za to do niego, gdy się odsunął, dużo bardziej szczerze, niż jeszcze chwilę temu. Rzadko słyszała komplementy, nie była do nich przyzwyczajona i każdy ją trochę zaskakiwał. Może powinna częściej zakładać te nieszczęsne kiecki i upinać włosy? Albo spędzać więcej czasu z Leobariusem. Z drugiej strony, mógł mówić tylko z grzeczności.
- Mhm. Niedorzeczne. Zamierzałam potem przejść się do tych z Pantery, poprosić, żeby powiedzieli mi więcej. Zastanowię się, co z tym zrobić. A Rrgus? Nie zamierzam jeść z nim śniadania, mam lepsze rzeczy do roboty - wydęła usta, zerkając w stronę wyjścia z karczmy. - Przyszłam tylko po jedzenie, zabieram je i wracam do naszego obozu. Chociaż chętnie zjadłabym w twoim towarzystwie, Gregor - dopowiedziała szybko, orientując się, że mogła zabrzmieć tak jak zwykle. Nieuprzejmie. - Po prostu... miałam inne plany. Na dzisiaj. Na teraz. Inne, niż Aspa. Potem do ciebie przyjdę, jeśli nie masz nic przeciwko.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1265
POST BARDA


Silas prychnął pod nosem.

- Im dłużej czekamy, tym bardziej się chuje panoszą. - Zauważył, ze złością szorując szmatką szkło. - Zaraz nas zaleje, błękitna zaraza.

- Marudnyś jak stara panna! - Roześmiała się Gustawa, przekładając jedzenie z patelni na talerz. Pięknie pachnące kiełbaski z warzywami musiały być czymś przyprawione, a jeszcze na wierzch Everamka posypała sera i dodała sporą pajdę chleba na zagryzkę.

- Teraz my, pani Gustawo! - Przepychali się piraci, żaden jednak nie był na tyle bezmyślny, by choćby zahaczyć o kapitanów.

- Żałuję, że nie mam już statku, którym mógłbym cię wesprzeć. - Odezwał się Gregor. - Ale kapitan Hewelion to dobry człowiek. Trzymaj się go, Vero.

Nie wiedząc o rozterkach Very, kapitanowie i karczmarze mogli tylko radzić to, co uważali za słuszne. Gustawa nie dyskutowała, lecz postawiła tacę przed Verą tak, jak ją prosiła.

-Dwa śniadania, proszę! Silas, kończy się papryka, a ta na krzakach jeszcze zielona!

- Kto ci tu będzie paprykę żarł, babo głupia.

- Silasie...
- Zaprotestował przed wyzwiskami Gregor.

- Głupia?! A ile tu gąb do wykarmienia?! - Zirytowała się Gustawa.

- Daj im mięsa, nie papryki! Skaranie boskie z tobą!

Leobarius pokręcił głową, rozbawiony przekomarzaniem.

-Kapitan Domell może powiedzieć ci więcej o tej domniemanej Verze Umberto. - Odezwał się już tylko do Very, zupełnie nie przejmując się Silasem i Gustawą, jak również zawstydzeniem kapitan. - Jestem już po śniadaniu, ale dziękuję, Vero. Następnym razem? - Zagadnął sympatycznie. - Chętnie z tobą porozmawiam o sprawie zabójstwa. W południe, jeśli ci pasuje?

Po ustaleniu planów Vera mogła wrócić do wciąż rozciągniętego na łóżku Corina.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1266
POST POSTACI
Vera Umberto
- Ja lubię paprykę - rzuciła niezobowiązująco, odbierając tacę od Gustawy. Nie była wymagająca, jeśli chodziło o jedzenie, chociaż jadła też niewiele. Życie na morzu oduczyło ją wybredności. Jeśli jeszcze warzywo było świeże, prosto z krzaka, czyż nie była to miła odmiana od suszonego wszystkiego, jakim żywili się podczas rejsów? Zapach dania był fantastyczny i Vera najchętniej zabrałaby się za jedzenie już tutaj, ale przecież druga porcja była dla Yetta.
- Przyjdę w południe - obiecała Leobariusowi, choć wcale nie miała ochoty roztrząsać kwestii zabójstwa.
Wielka mi rzecz, ktoś komuś gardło poderżnął. Tak, na Harlen była umowa i mieli nie zabijać się nawzajem, ale to Aspy załogant zginął, a ona nie miała sobie nic do zarzucenia. On powinien domagać się sprawiedliwości i dążyć do znalezienia prawdziwego sprawcy, ale tak na poważnie - nie tylko po to, by od Very wyciągnąć złoto, albo pół statku w ramach rekompensaty za niewinność. Dopóki jej załoga była cała i pilnowała się nawzajem, ona nie miała się czym martwić. Może jeszcze zmieni zdanie na ten temat; może jeszcze dziś będzie tak samo zainteresowana wymierzeniem sprawiedliwości, jak Leobarius i Rrgus. Póki co jednak nie była w stanie zająć się wszystkim, a śniadanie stygło.
Wyszła z karczmy, kierując się prosto do namiotu, jaki zajmowali z Yettem. Był mniejszy niż wszystkie inne, ale był tylko ich - w przeciwieństwie do reszty załogi nie musieli dzielić go z towarzystwem. Łokciem odgarnęła płachtę zasłaniającą wejście i bokiem wsunęła się do środka, razem z pachnącym posiłkiem.
- Wstawaj, księżniczko - powiedziała, stawiając tacę w miejscu, które przedtem w łóżku zajmowała ona sama. - Przyniosłam ci śniadanie, żebyś miał dużo siły na pracę przy statku.
Sięgnęła po swoją miskę i usiadła obok oficera, krzyżując nogi, odłożywszy uprzednio miecz obok, by było jej wygodniej.
- Wiesz, że w Karlgardzie złapali Verę Umberto? Ale poszła na ugodę i współpracuje teraz ze strażą - zabrała się za jedzenie. Bogowie, Gustawa to naprawdę wiedziała co robi. - Spodziewałbyś się czegoś takiego, hm? Doczekałam się sobowtóra. I to takiego, który w moim imieniu dogadał się z Kompanią.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1267
POST BARDA
Corin spał na brzuchu, z głową zwróconą w stronę przeciwną do wejścia. Był rozluźniony, bezbronny, gdy czekał na Verę, a może po prostu dalej cieszył się snem, mimo dość już późnej pory. Wczorajsza praca przy statku i późniejsze zabawy na piasku również jego musiały zmęczyć.

- Hm? - Budził się powoli. Najpierw mruknął pod nosem, nim zaczął się poruszać, powoli przekręcając głowę w stronę żony. Uniósł dłoń, by przetrzeć zaspane oczy. - Śniadanie? - Podpytał, nie poruszając się jeszcze, choć jego spojrzenie powędrowało do przygotowanej przez Gustawę potrawy. - Ja dzisiaj nie pracuję. Nie mam siły.

Uśmiech zdradził, że nie był to plan, a próba przekupienia Very. Dopiero po dłuższej chwili oficer ruszył się z miejsca, zachęcony zapachami.

- Spałem aż tak długo? - Zażartował, łapiąc za swoją porcję. - Ktoś wyświadcza nam przysługę, hm? Będę miał teraz dwie żony? Czy mnie też jest dwóch?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1268
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera parsknęła z rozbawieniem, słysząc deklarację Corina. Oczywiście, że dziś pracował. Ich związek nic nie znaczył w kontekście faktu, że to on doprowadził do obecnej sytuacji i to przez niego musieli naprawiać statek.
- Może gdyby był drugi Corin Yett, mógłbyś go zagonić do roboty, a ty spędziłbyś czas ze mną - zasugerowała. - Druga Vera Umberto poszłaby się użerać z Aspą i tłumaczyć z zabójstwa, z którym nie ma nic wspólnego.
Zjadła kilka łyżek strawy, nie podnosząc wzroku na oficera.
- Nie dałbyś sobie rady z dwiema - stwierdziła, zbyt niewinnie, by nie doszukiwać się w tym natychmiast podtekstu. Zwłaszcza, że chwilę później kąciki jej ust uniosły się w dobrze mu znajomym, jednoznacznym uśmiechu.
Ale poza tym uśmiechem była zupełnie grzeczna. Przesunęła się i usiadła wygodniej, opierając się plecami o drewniany zagłówek. Jej stanowisko miało swoje przywileje i należało do nich też to łóżko, choć nie miała pojęcia, skąd Yett je wytrzasnął. Ich kapitańskie łoże było na stałe wmontowane w ścianę i podłogę kajuty i teraz leżało ukosem, razem z leżącym ukosem statkiem; czy to przyszło z burdelu? Wolała się nad tym nie zastanawiać.
- Jeszcze nie zdecydowałam, czy jestem z tego powodu zła, czy tylko rozbawiona - wzruszyła ramionami. - Poczekam, posłucham co mi na ten temat powiedzą ludzie z Perłowej Pantery. Kapitan... jak mu tam. Wiesz, co sobie myślałam, jak tu szłam? Że w idealnej sytuacji to ja mogłabym się podszyć pod nią, dostać do wysoko postawionych członków Kompanii, skoro ona z nią współpracuje, i wyrżnąć ich wszystkich jak świnie. Taka piękna wizja - pokręciła głową. - Ale prawdopodobnie bym już wtedy stamtąd nie wyszła. Nie wiem, czy to ryzyko jest tego warte. Pewnie zresztą i tak by mi się nie udało, a wyciąganie mnie z ich celi po raz kolejny mogłoby być tym razem dużo trudniejsze. I komu by się chciało?
Skrzyżowała nogi i oparła na nich miskę, przenosząc wzrok na Corina.
- Wiesz, że Sovran nie dostaje złota? Osmar nie wypłaca mu jego części. Wiedziałeś o tym?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1269
POST BARDA
Oficer usiadł na łóżku, krzyżując przed sobą nogi. W takiej pozie mógł wygodniej trzymać śniadanie. Po paru pierwszych kęsach łapczywie wsadził do ust kolejne i mruknął z przyjemnością i podziwem dla kunsztu Gustawy.

- Możemy przebrać za mnie Osmara. - Zaproponował po chwili, choć ust nie miał jeszcze pustych. - Na pewno się zgodzi. Wtedy ja spędzę czas z tobą, oboje będziemy bardziej zadowoleni? Ewentualnie poślę po tą Verę, gdy ty będziesz na Archipelagu. Dotrzyma mi towarzystwa. - Uśmiechnął się pod nosem, żartując tak, jak jeszcze niedawno żartowała jego żona. - Wyjaśniło się coś w sprawie tego zabójstwa? - Dopytał poważniejąc tylko na moment. Nie miał pojęcia, która godzina, a nowiny mogły spłynąć z samego rana. Nie przejmował się tym jednak, wiedząc, że oboje są niewinni. - Mówię ci, że to Sovran. - Dodał. - Ale ani myślę go wydać.

Łóżko było niepozorne, przykryte jasnymi pościelami, bez plam, które wprost mogłyby zdradzić jego pochodzenie. Być może zostało "wypożyczone" od Rosity, ale jeśli naprawdę tak było, to nie było nic, co zdradzałoby ten fakt. Nawet szczeble nie były połamane, choć mogło to zmienić się, jeśli Vera i Corin znajdą chwilę prywatności za zbyt cienkimi ściankami namiotu.

- Perłowa Pantera... - Yett poszukał w pamięci nazwy. - Kapitan Domell? Czy jakoś tak. - Dopytał, najwyraźniej słysząc już wcześniej o załodze tego statku. - Vera, gdybyś poszła tam sama, to pewnie mogłabyś mieć problem z wyjściem. Ale my nie puścilibyśmy cię samej. Może to jakieś rozwiązanie problemu Kompanii? Chociaż na miejsce tamtych głupców, zaraz wdrapaliby się inni. - Zastanowił się na głos, nie przerywając jedzenia. - I co to znaczy: Sovran nie dostaje złota? - Corin podniósł wzrok na Verę, nie był jednak tak zaszokowany, jak być może powinien. - To co się dzieje z jego złotem? Chłopcy założyli mu konto w Banku Taj'cah i odkładają dla niego?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1270
POST POSTACI
Vera Umberto
Parsknęła śmiechem.
- Dobry pomysł. Na pewno będzie bardziej wyrozumiała i nie będzie kazała ci pracować. Może nawet będzie robić jeszcze dziwniejsze rzeczy, jak noszenie sukienek i przynoszenie ci śniadania do łóżka, chociażby - uniosła lekko brwi. - Ale przyznam, że bardzo chętnie bym się z nią spotkała, więc jak chcesz, to ją tu ściągaj. Tylko niech nie ucieknie do Karlgardu, zanim oryginał wróci na Harlen. Czeka nas wyjątkowo ciekawa rozmowa.
Zjadła kilka kolejnych łyżek śniadania, zagłębiając się w milczących rozmyślaniach. A jeśli ta tajemnicza kobieta faktycznie znalazła sposób, żeby przybrać jej wygląd? Jeśli miała dokładnie to, czego Vera szukała dla Sovrana? Może jednak powinna się bardziej zainteresować tematem, bo poza obronieniem swojego imienia przy dobrych wiatrach będzie mogła na tym coś zyskać? Tak czy inaczej, rozmowa z kapitanem Perłowej Pantery powinna jej rozjaśnić przynajmniej część wątpliwości.
- O ile w ogóle popłynę na ten Archipelag. Trochę nie chcę zostawiać was tutaj, kiedy ktoś biega po Harlen i morduje. Dopóki go nie złapią... wolałabym mieć pewność, że moja załoga jest bezpieczna. Że ty jesteś bezpieczny - zerknęła na Yetta. - Nie chciałabym wrócić i dowiedzieć się, że dwójce moich ludzi poderżnięto gardła, a ciebie za to powieszono.
Wydęła usta. To była dość mroczna wizja, ale Vera zawsze troszczyła się o swoich załogantów i nie inaczej było tym razem. Z jakiegoś powodu trwała w przekonaniu, że jej obecność tutaj zapobiegnie wszystkim podobnym problemom - pewnie przez fakt, że z doświadczenia wiedziała, iż trzeba traktować ich jak dzieci. Dzieci, które bez niej rozbiegłyby się po wyspie, dałyby się pozabijać i rozwaliłyby statek na kolejnej rafie.
- To nie on - zaprotestowała. - Nie mogłam zasnąć wczoraj i poszłam z nim porozmawiać. To nie on - powtórzyła i pokręciła głową. - Jestem tego pewna. I jest to równie uspokajające, co niepokojące.
Wzruszyła nieznacznie ramionami, wygrzebując z miski resztki posiłku.
- Wdrapaliby się inni. Nic nie jesteśmy w stanie zrobić z Kompanią, poza spierdalaniem przed nią i sporadycznym zatapianiem statków, niezależnie od tego, jak Silas próbuje mi wejść na ambicję. Nie będę już ryzykować. Wystarczająco dużo nas to kosztowało. Wystarczająco dużo kosztowało to ciebie. Jeśli miałabym kiedykolwiek pakować się znowu do gardła bestii, zrobię to sama, albo wcale.
Kwestię złota Sovrana skomentowała tylko kolejnym wzruszeniem ramion. Musiała opieprzyć Osmara, a potem upewnić się, że elf będzie miał wypłacone zaległości i tyle. Dojadła śniadanie do końca i odstawiła miskę na tacę.
- Zbieraj się, leniu. Siódma Siostra na ciebie czeka - wychyliła się do Yetta i pocałowała go, a potem podniosła się z łóżka, sięgając po pas z mieczem. Zapięła go z powrotem na biodrach i rozprostowała materiał sukienki. - W południe jestem umówiona z Leobariusem, w sprawie tego zabójstwa. Zrób sobie wtedy przerwę i pójdź do niego ze mną. A potem zobaczymy się wieczorem. Idę na tę Panterę.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1271
POST BARDA
- Czyli nie jesteś prawdziwą Verą Umberto? - Corin uśmiechnął się do kobiety. - Nie bądź taka brutalna, źle ją oceniasz. Moja żona nosi sukienki, od czasu do czasu. I z pewnością przyniosłaby mi śniadanie do łóżka, bo mnie kocha. Widzisz? Wcale jej nie znasz. - Zarzucił, łapiąc pajdkę chleba, by zetrzeć nią resztki sosu z naczynia. Nie mogła zmarnować się nawet kropelka z gotowania Gustawy. - Jak masz ją naśladować? Wasz Corin Yett też jest taki kiepski? - Zapytał, kończąc posiłek i odkładając na bok naczynia.

Położył się z powrotem na poduszki, lecz zawczasu oparł je o wezgłowie, by siedzieć wygodniej. Skoro czekał go kolejny dzień pracy, mógł jeszcze chwilę poleniuchować.

- Płyń na Archipelag. Nie chcę nawet słyszeć, że rezygnujesz przez Aspę. - Corin wykrzywił usta, porzucając żarty. - Damy sobie radę i obiecuję, że nikt nas nie zamorduje. Bo, mimo wszystko, dalej uważam, że to Sovran. Okłamywał nas już poprzednio, teraz też może kłamać. - Rzucał oskarżeniami, chociaż nie miał dla nich żadnego podparcia. - Bo skoro nie on, to kto mógł załatwić Ludo w taki sposób? Nie ma nikogo innego. I, Vera... nie podoba mi się, że spotykasz się z nim w środku nocy. - Westchnął lekko i przetarł twarz. Mówił dalej, wciąż trąc oczy. - Nie wydaje mi się, żeby was do siebie ciągnęło, ale może być niebezpieczny. Wiem, że ci pomógł, ale... sama wiesz, do czego jest zdolny.

Niechęć między Corinem i Sovranem wydawała się być chwilowo wzajemna. Cokolwiek panowie między sobą omówili, nie było to nic, co poprawiłoby ich stosunki. Przynajmniej stały się bardziej znośne dla załogi, ale to wszystko, co osiągnięto.

- Jeśli zatopimy dość statków Kompanii, to może sami odpuszczą. Daj mi jeszcze chwilę, kochanie. - Corin nie bronił się przed pocałunkami. - Znajdę cię w południe, w porządku?

Na Harlen przybywało statków. Wśród równego rzędu zadokowanych łajb nietrudno było wypatrzeć Panterę. Okręt zadokowany był rufą do brzegu, a nazwa pyszniła się jasnymi literami wymalowanymi na nadbudówce ozdobnym pismem. Pantera w żaden sposób nie mogła konkurować z Siostrą wielkością, była mniejsza nawet od Dłoni, jak i dawnej Królowej Balbiny, większa od Fretki o ledwie parę metrów. Mimo to, była zgrabnym, ładnym stateczkiem z białymi żaglami i czerwonym malowaniem.

- Kapitan Domell czeka na panią. - Odezwał się młody marynarz, który pełnił wartę przy trapie. - W kajucie kapitańskiej, proszę zapukać. - Wskazał drogę nie ociągając się.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1272
POST POSTACI
Vera Umberto
Jej brwi powędrowały wysoko w górę.
- Nie podoba ci się? - powtórzyła z niedowierzaniem. Pierwszy raz usłyszała od Corina coś podobnego. Co to miało znaczyć? Będzie chodziła gdzie chce, kiedy chce, nie miał nic do gadania na ten temat. - Nic mi nie zrobi. Ufam mu. I wierzę w to, że nie jest osobą odpowiedzialną za to morderstwo, więc trzeba zachować dodatkową ostrożność, bo ktoś na tej wyspie w dupie ma zasady. I nie jest to Sovran. Wiem, że mnie nie okłamał. Mogę za niego poświadczyć, przed tobą, przed Leobariusem, przed kimkolwiek będzie trzeba.
Pożegnała się potem z Yettem i zostawiła go w namiocie samego, by mógł w spokoju skorzystać z ostatnich chwil bez pokrzykiwania Mardy. Trochę bawiła ją ta myśl, że biedak musi podporządkowywać jej poleceniom i własnoręcznie czyścić kadłub. Ale wiedziała też, że nie mogła tego rozwiązać inaczej. Nie mogła dawać mu przesadnej taryfy ulgowej, jeśli nie chciała, żeby zbuntowała się załoga. I tak mieli szczęście, że został oficerem na długo przed tym, jak wylądowali razem w łóżku, w przeciwnym wypadku samo jego stanowisko byłoby natychmiast podważone.
Ale nie podobało się jej to, co mówił o spotykaniu się w nocy z Sovranem. Idąc po nabrzeżu w kierunku Pantery, uśmiechnęła się pod nosem, kiedy przypomniała sobie but elfa, odbijający się od jego głowy. Przypomniała sobie też ręce, jakie uniósł do czarowania, gotowy walczyć z nią, jeśli do tego doprowadzi. W ostateczności jednak nic sobie nie zrobili, prawda? Już niezliczoną ilość razy mag mógł złamać ją jak zapałkę. W dżungli, chociażby, mógł z łatwością pozbyć się zarówno jej, jak i Pogad. Dlaczego miałby robić to teraz, na Harlen?
Weszła po rampie na Panterę i skinęła głową do mężczyzny, który przywitał ją na pokładzie. Nie była to Siódma Siostra, ale też nie wszyscy mieli możliwość, ani nawet chęć pływania byłym okrętem wojskowym. Miało to swoje plusy; z pewnością załoga statku tych rozmiarów była mniej problematyczna, niż ta, która służyła pod Verą.
- Czeka? Wspaniale - mruknęła, kierując się od razu we wskazanym kierunku.
Zatrzymała się przed drzwiami i zastukała w nie.
- Vera Umberto - przedstawiła się głośno, w razie gdyby kapitan Domell miał wątpliwości, czy zaprosić ją do środka, czy też nie. - Chcę porozmawiać.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1273
POST BARDA
Corin zrobił krzywą minę, ale nie dyskutował więcej z Verą, która jasno przedstawiła swoje zdanie na temat Sovrana i tego, czy mówił prawdę, czy nie. W tej chwili, to Corin przegrywał i jego oskarżenia nie miały szansy bytu.

Dzień był ciepły, wietrzny, jak to bywało przy brzegu morza, lecz na tyle przyjemny, że można byłoby odkryć ramiona i cieszyć się słońcem. W sukni Verze było przyjemnie chłodno, gdy lekki materiał przepuszczał bryzę. Piraci z Pantery zerkali na kapitan, ale kulturalnie nie komentowali, gdy ta wspinała się po ich statku.

Pukanie nie przyniosło żadnych efektów, a kapitan tego statku pozostawił Verę bez odpowiedzi.

- Kapitan Umberto!
Z nadbudówki zeszła kobieta. Młodsza od Very, z burza rudawych włosów, była ładna, zgrabna i uśmiechnięta. Podeszła do Very pewnym krokiem i wyciągnęła dłoń na powitanie.

- Sandra Domell. - Przedstawiła się. - Spodziewałam się panią spotkać. Tę prawdziwą, ma sie rozumieć.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1274
POST POSTACI
Vera Umberto
Zanim zdążyła się dobrze zirytować przez brak reakcji, usłyszała z góry swoje nazwisko. Odstąpiła od drzwi i uniosła spojrzenie, a na widok rudowłosej w jej oczach odmalowało się nieukrywane zaskoczenie. Spodziewała się mężczyzny, ale to chyba był naturalny odruch. Dotąd sądziła, że jest jedynym kapitanem płci żeńskiej na ich wspaniałej, patriarchalnej wyspie.
- Nie wiedziałam, że kapitan Domell to kobieta - przyznała, ale w jej głosie nie wybrzmiało nic negatywnego. Uścisnęła wyciągniętą w swoją stronę dłoń. Nawet jeśli miała złe doświadczenia z Anną Caldwell, to nie znaczyło, że ma teraz do czynienia z kolejną syreną, prawda? - To miła odmiana. Jak to się stało, że nie spotkałyśmy się wcześniej?
Uśmiechnęła się nieznacznie.
- Vera - zachęciła rozmówczynię do zwracania się do niej po imieniu. Nie była żadną panią, a podobne uprzejmości zbyt mocno kojarzyły się jej z Aspą, który miał w zwyczaju przesadną, karykaturalną grzeczność i którego w tej chwili nie darzyła zbyt pozytywnymi emocjami. - Tak, ta prawdziwa. Ale o tej drugiej też się już dzisiaj nasłuchałam. Przyszłam spytać o co chodzi. Mieliście z nią do czynienia w Karlgardzie, czy tylko dotarły do was plotki? Mam mnóstwo pytań, skierowali mnie tutaj po odpowiedzi.
Skinęła głową w stronę widocznych stąd, pochylonych pod kątem czubków masztów Siódmej Siostry.
- Zaprosiłabym na swój statek, ale leży tam. Mamy dno do naprawy i tymczasowo rozłożyliśmy obóz. W obozie nie ma miejsca na spokojną rozmowę. Czy mogę na to liczyć? - gestem dłoni wskazała wejście do kajuty kapitańskiej Sandry Domell. - Na chwilę rozmowy?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1275
POST BARDA
- Kobieta na czele statku to zawsze zaskoczenie. - Zgodziła się rozbawiona Sandra. - Nie muszę ci tego tłumaczyć! - Zauważyła, bez problemu przechodząc z Verą na nieco mniej formalne stosunki. - Do niedawna kapitanem Domellem był mój ojciec, Sextus. Mogłaś o nim nie słyszeć, ale w młodości służył pod kapitanem Malvo Jednorękim z Nocnej Bryzy.

To było nazwisko, które Vera słyszała. Malvo Jednoręki i jego Nocna Bryza były częstymi tematami szant i legend opowiadanych między piratami. Chociaż Malvo zginął wiele, wiele lat przed tym, jak Vera dołączyła do pirackiej braci, to jego duch pozostał żywy między żeglarzami.

- Umarł parę miesięcy temu. - Dodała Sandra, by sprawa nieobecności kapitana Domella była jasna. - Wyprawiliśmy mu pożegnanie na plaży, ale pani wtedy polowała. Przejęłam łajbę po ojcu. - Wskazała obszernym ruchem na swój drobny dobytek. - Dotąd się mijałyśmy. Opijemy spotkanie, Vero?

Sandra nie wahała się ani momentu, gdy puściła Verę przodem, do swojej kajuty. Drzwi zaskrzypiały, odkrywając pokoik Sandry Domell. Nie było tu miejsca na pokoje spotkać i dodatkowe kajuty dla wyższych szczeblem. Jedynie kapitan miała dostęp do przestrzeni, gdzie musiała upchnąć stół pod samym rufowym oknem, łóżko gdzieś po prawej i resztę gratów, po lewej. Znalazły się jednak dwa krzesła.

- Spotkałam fałszywą Verę Umberto w Karlgardzie. - Potwierdziła Sandra, sięgając po dwa miedziane pucharki. Z zewnątrz pokryły się nieco patyną, ale pozostawały czyste. Kobieta wyłowiła spod stołu butelkę i Vera nie musiała przyglądać się dwa razy, by wiedzieć, co to było: Grozana! - Od początku coś mi w niej nie pasowało. Zbyt wygadana, zbyt... ułożona? Masz swoją renomę na wyspie, tamta nie pasowała do opisu. - Stwierdziła krótko, nalewając do pucharków czerwonawego płynu.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”