[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1306
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie wiem. Aspa próbował zrzucić winę na mnie, na nas z Corinem, tak właściwie, bo zniknęliśmy na jakiś czas i nasza nieobecność ładnie mu się wpasowała w okoliczności - wzruszyła ramionami, znacznie mniej przejmując się tym w tej chwili, niż jeszcze wczoraj. W świetle dnia wszystkie problemy były jakoś mniej istotne. - W południe jestem umówiona z Leobariusem, żeby tłumaczyć się z czegoś, czego nie zrobiłam. Sądzę, że to tylko formalność, ale niezmiennie wkurwiająca.
Trzeba było przyznać, że umiejętności Bestii pozostawiały sporo do życzenia, ale Vera wciąż tego nie komentowała, zastanawiając się, czy w ogóle pająk złapie przynajmniej jedną rybę, czy będą w nieskończoność patrzeć, jak z plaśnięciem upadają one na pomost. To nie należało do szczególnie imponujących widoków.
Przeszła wyżej, na pokład Dłoni, by oprzeć się łokciami o reling i obserwować całą tą sytuację z góry. Jednocześnie opowiedziała Hewelionowi w skrócie o fałszywej Verze Umberto, która ponoć poszła na ugodę i nawiązała układ z karlgardzką strażą, a teraz szukała lokalizacji Harlen. Opowiedziała to, czego dowiedziała się od Sandry Domell, a potem w kilku zdaniach opisała ją samą, łącznie z tym, że zastąpiła na stanowisku kapitana swojego ojca, który niedawno kopnął w kalendarz. Wskazała nawet widoczne po drugiej stronie portu maszty Perłowej Pantery, w razie gdyby Hubert nie wiedział, o jakim statku mowa.
- Zupełnie jakby ta pieprzona wyspa robiła wszystko, co w jej mocy, żebym z wami nie odpłynęła - zauważyła. - Ile tu jesteśmy? Trzy dni temu wróciliśmy z Tsu'rasate? A już tyle zamieszania. Tu ktoś morduje, tu mój sobowtór... ze zniecierpliwieniem czekam, żeby dowiedzieć się, co popsuje mi wieczorne plany dzisiaj.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1307
POST BARDA


- Mnie też nie widział wczoraj, to równie dobrze mogłem zarżnąć tamtego ja albo nawet Labrus? - Zastanowił się Hewelion nad losem Ludo, sięgając znów do wiaderka. - No, Bestyjka, ostatnia ryba. Teraz pokaż pani kapitan, jak ładnie łapiesz! - Hubert rzucił rybą, która zatoczyła wysoki łuk w powietrzu... I znów nie znalazła drogi do otworu gębowego pająka, przynajmniej nie od razu. Bestia musiała poradzić sobie z posiłkiem, zbierając go z ziemi. - Mówię ci, że wcześniej łapała! - Pożalił się kapitan na stworzenie, które z uniesionymi odnóżami czekało na więcej. - Już, już ci dość. Idź do Aspy. - Polecił jej, lecz nie słuchała. - Mam iść z tobą, Verka? Albo lepiej, weź Sovrana. Wtedy Aspa nie będzie taki mądry.

Odsunięcie się od pająka i ucieczka na pokład były mądrym posunięciem. Bestia zakołysała się na ośmiu nogach i zwróciła część przetrawionych ryb, jednocześnie wypełniając powietrze kwaśnym zapachem rzygowin. Mężczyźni z załogi wyrazili głośno swoje niezadowolenie kląc pod adresem pupilka. Nawet Hewelion się skrzywił, zakrył nos i wdrapał na pokład, gdzie lekka bryza odrobię poprawiała sytuację.

- Gdyby tylko tak nie śmierdziała...! - Jęknął.

Wysłuchał słów Very odnośnie kapitan Domell, popatrzył nawet w kierunku jej statku, ale nie skomentował jej istnienia inaczej, niż pomrukiem znaczącym tyle, że przyjął to do wiadomości. Więcej emocji wywołała fałszywa Vera Umberto, choć głównie rozbawienie zamiast złości.

- Każdy, kto cię zna, będzie wiedział, że nikogo nie sprzedałaś. A reszta niech sobie myśli, co chce. - Mruknął, zakładając ręce na szerokiej piersi. - Zdziwią się, jak ta współpracująca Umberto zatopi im statek.

Wkrótce pojawił się Samael, któremu chwilę dłużej zajęło przyniesienie lunety. Nie spieszył się zbytnio, gdy podchodził i podawał Hewelionowi szkiełko.

- Proszę, kapitanie. Pan Viridis jest gotów coś zjeść, przyniosę mu coś z Rybki, w porządku?

- Oczywiście. Dzięki, Sam! - Hubert klepnął Jelonka w ramię, wyprawiając go jednocześnie do drogi. Luneta zaś znalazła się w rękach Very. - Złoty chłopak. Co ja bym bez niego zrobił? - Westchnął, patrząc za odchodzącym zalogantem. - Vera, nie martw się. Popłyniemy na Archipelag i nie będziesz się zastanawiać nad problemami. Morderstwa i Aspa zostaną na wyspie. A w ogóle, co się będzie dzisiaj wieczorem działo i czemu mnie nie zaprosiłaś?

Jeśli Vera postanowiła spojrzeć przez lunetę, dostrzegła Dumę, statek Uronga, na którym pływał też Sokół Gallighan. Mimo odległości, bryła statku nie wydawała się odpowiednia. Co więcej, statkowi brakowało kilku reji, a podarte żagle zwisały smętnie z tych, które jeszcze się trzymały.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1308
POST POSTACI
Vera Umberto
Uśmiechnęła się pod nosem. Faktycznie, zastraszanie Aspy Sovranem było całkiem zabawną rozrywką, zwłaszcza, że Vera praktycznie nic w tym kierunku nie musiała robić. Ot, wystarczyło, że mroczny był obok i już elfi kapitan robił się nieco bardziej zachowawczy. Nie grzeczniejszy, bo niewiele było w stanie wywołać u niego ludzkie odruchy, ale miała wrażenie, że na wszelki wypadek pozwala sobie wtedy na trochę mniej.
- Potrafię sobie poradzić sama - zadeklarowała z rozbawieniem. Nie przejmowała się tymi oskarżeniami jakoś szczególnie, bo dobrze wiedziała, że Leobarius jej uwierzy. Zresztą, jeśli będą domagać się szczegółowych wyjaśnień dotyczących tego, gdzie się wówczas z Corinem znajdowali, bardzo chętnie im wszystko dokładnie opowie. Ciekawe, czy wtedy Aspa nadal będzie taki dociekliwy.
Jęknęła i odepchnęła się od relingu, by odejść trochę dalej od smrodu, który nagle rozniósł się w powietrzu.
- Nie dziwię się, że Labrusa głowa rozbolała, jak takie zapachy ma za oknem - mruknęła.
Przyglądała się Samaelowi, gdy ten przynosił lunetę i nie wtrącała się w rozmowę mężczyzn, ale uśmiechnęła się do rogatego lekko i odprowadziła go spojrzeniem ze statku. Wyciągnęła rękę do Heweliona, przejmując od niego przyrząd.
- Zrobiłeś sobie z niego chłopca na posyłki - zauważyła, gdy Sam już zniknął. - Przynosi wam jedzenie, czyści płaszcze... czymś sobie zawinił? Jak to się w ogóle stało, że nie został waszym bosmanem? Przedwczoraj, przy ognisku, wyglądał na rozczarowanego takim obrotem spraw. Może dlatego, że został sprowadzony do roli służącego, a ma potencjał być kimś znacznie bardziej wartościowym.
Uniosła lunetę do oka i wpatrzyła się w nadpływający statek.
- Urong, kurwa mać - westchnęła, choć nie ze złością, a rozczarowaniem. - Liczyłam na Otisa. Ale Duma nie wygląda najlepiej. Czuję, że nie tylko Siostra będzie remontowana na plaży, o ile ze statku Uronga w ogóle będzie co zbierać.
Oddała przyrząd Hewelionowi i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, milcząc przez chwilę.
- To... nic ważnego - odpowiedziała w końcu niezręcznie. - To znaczy, to jest ważne. Dla mnie. Chciałam spędzić wieczór z Corinem. Przygotować coś w ramach... rekompensaty za to, co zrobiłam kiedyś. W ramach przeprosin.
Opuściła wzrok na własne przedramiona i strzepnęła z materiału sukienki nieistniejący paproch. Hewelion wiedział, o czym mówiła. Musiał wiedzieć.
- Chciałam też coś mu dać, ale niczego nie mam - dodała cicho. - Niczego, co mogłoby mu się spodobać. Dlatego liczyłam na Velindre.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1309
POST BARDA


- Jasne, że potrafisz. - Hubert wyszczerzył zęby, zgadzając się z Verą. - Niewielu rzeczy jestem tak pewien jak tego, że złapiesz byka za rogi. Elfa za uszy. - Poprawił się. - Z tymi elfami to same problemy, co?

Nos całkiem szybko przyzwyczajał się do smrodu, a Bestia chyba zrozumiała, że dość już było jej ryb. Pająk szczęśliwie podreptał w stronę tawerny, wiedząc, że tam może dostać więcej pyszności z rąk piratów, którzy chcieli rozpieszczać niecodziennego pupila.

- Labrusa od wczoraj boli. - Hewelion obejrzał się na drzwi do kapitańskiej nadbudówki, lecz nikt stamtąd nie wyszedł. - Miał nawet iść do dziewczyn Rosity, bo coś tam się stało, ale wysłał Olenę. I o co ci chodzi z Samem, co? - Podłapał nowy temat. - On nam pomaga, bo z niego dobry chłopak. Mówiłem ci, że bez niego to teraz jak bez ręki. Więc powiedziałem załodze, że mają go nie wybierać, bo go potrzebuję dla siebie. - Mężczyzna znów skrzyżował ręce na piersi, tym razem jednak przez defensywę i małe zawstydzenie swoimi akcjami. - Nie jest służącym, nie mów tak. To po prostu... Mój Sam. On chce być przydatny.

Słowa Very miały wpływ na Huberta, bo i cenił sobie jej opinię, lecz czy na tyle, by zmienić postępowanie względem Rogatego? Na to odpowiedź mogła przynieść tylko przyszłość. Dla wybrnięcia z niezręczności, Hewelion odebrał od Very lunetę.

- Oho. - Mruknął. - Coś mu Dumę poturbowało. Raczej nie będzie miał niczego poza drzazgami. Może kupisz coś mu na Archipelagu? Albo zapytaj Labrusa, on ma za dużo fatałaszków, zupełnie nowych. Tylko może nie teraz, jak wypocznie.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1310
POST POSTACI
Vera Umberto
Spoglądała na Heweliona z powątpiewaniem, gdy tłumaczył się z zadań, jakie zrzuca na Samaela. Miała wiele złośliwych komentarzy, które rzuciłaby normalnie, ale ostatnimi czasy nauczyła się trzymać język za zębami, więc wszystko to, co miała do powiedzenia, przekazywała tym spojrzeniem.
- Czyścił płaszcze - podkreśliła tylko jeszcze raz, znacząco unosząc brwi. Hubert musiał rozumieć, że nie było to zajęcie godne osobistego człowieka kapitana, jaką Sam teoretycznie był. To było coś, czym mógł zajmować się pierwszy lepszy majtek; zadanie niewymagające żadnego wysiłku umysłowego, umiejętności ani talentów, jakimi rogaty zdecydowanie się wykazywał.
Wzruszyła ramionami i oparła się łokciem o beczkę.
- Opowiadał mi kiedyś, że był prawą ręką swojego kapitana. Zanim Kompania zatopiła statek, a ich wzięła w niewolę. Zaopiekował się wtedy młodym chłopakiem ze swojej załogi; dzieciak nie miał nawet szesnastu lat. Zginął po ataku na rezydencję Aspy. Samael został sam - przeniosła spojrzenie na widoczny w oddali front Cycatej Rybki. - Wciąż pluję sobie w brodę, że go ci oddałam. Sądziłam wtedy, że dobrze robię. Podjęłam tę decyzję ze względu na Pogad, która rozwaliła swój statek, żeby nas ocalić, a która nie tolerowała diabelstwa na pokładzie. Byłam jej winna przynajmniej tyle. Ale żałuję. Mimo to, Sam wydaje się... dobrze czuć u was. Był bardzo podekscytowany, kiedy opowiadał mi o tym, że ma szansę zostać bosmanem na Dłoni. Cieszył się zaufaniem.
Nie wiedziała, czy to wystarczy. Nie była zbyt dobra w subtelne przekazywanie tego, co chciała przekazać, ale to, co powiedziała, powinno obudzić w Hubercie wystarczające wyrzuty sumienia, żeby nie zaganiał Sama do tak uwłaczających obowiązków, jak czyszczenie ubrań z kurzu. Wątpiła, by sam zaproponował, że się tym zajmie.
- Mhm. Labrus jest o pół głowy niższy od Corina, wątpię, żeby coś pasowało... ale spytam - uśmiechnęła się do Heweliona lekko, z wdzięcznością, nawet jeśli nie zamierzała Labrusa o nic prosić. Wyciąganie od niego jego własnych ciuchów, po to, by potem zobaczył w nich Yetta, było zbyt żenujące.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1311
POST BARDA


- Verka, kurwa, nie patrz tak na mnie. - Zdenerwował się Hubert, ale jego policzek, który wciąż był w nienaruszonym stanie, nieco pociemniał. Blizny pozostały blade. - On jest moją prawą ręką, moją i Labrusa. Teraz to ja nie wiem, jak ja bez niego żyłem. I nie dlatego, że robi dla nas... Niektóre rzeczy. - Mruknął, zawstydzony. Nie chciał uściślać, a Vera mogła się domyślić, że czyszczenie płaszczów to nie wszystko, co zostało mu zlecone. - On tutaj, u nas, teraz ma rodzinę, Vera. Nie oddam ci go, niech idzie tylko jeśli sam chce. Ale chyba mu dobrze? - Zapytał na głos, zerkając za odchodzącym Jelonkiem. Jego figura poruszała się powoli, pirat nigdzie się nie spieszył. - Kurwa, teraz tego nie odkręcę. Aric jest bosmanem. A Sam... Cholera, nie chciałem wracać do marynarki, ale może zrobię z niego oficera? Jak Pan Yett?

Hewelion nachmurzył się wyraźnie, zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo zepsuł coś, co w zamyśle miało wyglądać zupełnie inaczej. Kapitan oparł się o reling i dalej patrzył za Samaelem, który zatrzymał się, by z kimś porozmawiać.

Chwilę później z kajuty kapitańskiej wytoczył się Labrus. Lekarz miał nietęgą minę, choć brakowało w niej zwyczajnego zacięcia. Wyglądał na zmęczonego, ciemne włosy sterczał w każdą stronę i nawet wąs nie ratował jego wizerunku.

- Pani kapitan. - Przywitał się z Verą formalnie. - Hubercie, diabelnie tu śmierdzi. Nie mogę przez to spać.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1312
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie zamierzam ci go zabierać. Nie przyszło mi to nawet do głowy. Sama go do ciebie wysłałam, czyż nie? - spytała, przenosząc swoje oceniające spojrzenie na nadpływający statek. - Mówię tylko, że jest wartościowy. Jego magia, chociażby? Wiesz o niej, prawda? Zastanawiałam się, czy nie poprosić go, żeby pomógł przy remoncie Siostry, w zamian za odpowiednie wynagrodzenie, oczywiście, ale musiałby wtedy zostać na Harlen, więc tego nie zrobiłam. Wiem, że go potrzebujesz.
Choć nie była pewna, czy Hewelion jest zły, czy zawstydzony, przynajmniej wiedziała, że dała mu do myślenia. Niewiele mogła dla Samaela zrobić, poza wstawieniem się za nim u jego kapitana, skoro była z nim w przyjacielskich stosunkach i mogła sobie na to pozwolić. Starała się być tak subtelna, jak tylko była w stanie, by nie zepsuć tej relacji, bo jednak akurat na Hubercie i Labrusie jej zależało. Lubiła ich i lubiła Sama; lawirowanie w czymś takim i delikatne próby wpłynięcia na czyjąś decyzję były dla niej trudniejsze, niż najbardziej skomplikowane popisy szermiercze.
- Nie wiem, Hubert - wzruszyła lekko ramionami, podnosząc twarz do słońca. - Funkcjonujecie inaczej, niż Siódma Siostra, nie potrafię ci powiedzieć, czy to dobry pomysł. Corin jest moim oficerem prawie od samego początku, odkąd zorientowałam się, że bez niego chuja jestem w stanie zrobić. Przez lata zarzucałam go obowiązkami, od zarządzania załogą w moim zastępstwie, gdy było tego trzeba, po wiązanie mi gorsetu, jeśli akurat był w okolicy. Tytuł mógłby Sama ucieszyć. Poczułby się doceniony. Z drugiej strony, pewnie znalazłby się inny sposób, żeby go docenić, taki, który nie wymagałby powrotu do zwyczajów marynarki.
Przeniosła wzrok z powrotem na Heweliona.
- Wciąż nie opowiedziałeś mi o tym, jak ją opuściłeś. Może opowiesz mi teraz? W drodze na Archipelag? - zaproponowała.
Pojawienie się Labrusa zaskoczyło ją, choć nie tak bardzo, jak stan, w jakim lekarz wynurzył się z kajuty. Przygryzła policzek od środka, żeby się nie roześmiać i uprzejmie skinęła głową na powitanie.
- Panie Viridisie - odpowiedziała równie grzecznie. - Wygląda pan dziś kwitnąco. Jeśli chcesz odpocząć z dala od tego kwaśnego smrodu, Labrus, nasz obóz jest prawie pusty, bo większość załogi pracuje przy statku. Mogę ci tam znaleźć miejsce.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1313
POST BARDA
- Wiem o magii. - Hubert wzruszył ramionami. - Naprawia nam to tu, to tam. Jak chcesz go do Siostry, to zapytaj, może się zgodzi. - Kwaśna mina Heweliona sugerowała, że to, co chciała przekazać mu Vera, nie podobało mu się ani trochę, lecz nie był na tyle bezmyślny, by odsunąć jej uwagi. Miała rację mówiąc, że źle potraktował Jelonka. - Kurwa, muszę z nim porozmawiać. Masz rację, Verka, źle do tego podeszłem. Jakby był moim i Labrusa zastępcą, to nawet lepiej, niż bosman. I tak go wszyscy lubią, a chłopak ma głowę na karku, żeby zarządzać załogą. E, z moim odejściem to taka... przykra sprawa. Opowiem ci przy rumie.

Hubert zerknął w stronę Labrusa i być może to lekarz był powodem, dla którego kapitan nie chciał ciągnąć tematu swojego końca wojskowej kariery. Wyciągnął rękę do partnera, ale ten ani myślał się zbliżać.

- Ciebie czuć rybą, zabierz te łapy. I proszę, pani kapitan, jestem doktorem, nie panem. - Uściślił szorstko, ale zaraz westchnął, by odegnać od siebie zgniły nastrój. Nikomu nie należało się takie traktowanie i nikt nie musiał cierpieć tak, jak marudny lekarz. - Wolałbym nie nadużywać twojej gościnności, Vero. Proszę się o mnie nie martwić, niedługo mi przejdzie, mam nadzieję.

- Sam poszedł po śniadanie dla ciebie.

- Bogowie niech chronią Sama.
- Westchnął Viridis, samemu opierając się o reling. Dłonią poprawił włosy. - Zasłużył na wszelkie błogosławieństwa.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1314
POST POSTACI
Vera Umberto
- Verka...? - powtórzyła z rozbawieniem. Ktoś zdrobnił jej imię pierwszy raz chyba od dobrych kilkunastu lat. Nawet Corin, ani Osmar tak do niej nie mówili. W jej głosie nie było jednak dezaprobaty, ot, Hubert ją zaskoczył, ale jemu raczej mogła pozwolić na taką poufałość. Temat Sama uznała za zakończony i nie widziała powodu, by dłużej naciskać. Wydawało się jej, że przemówiła drugiemu kapitanowi do rozsądku, a co z tym zrobi, to już zupełnie nie dotyczyło jej. Mimo to, cieszyła się z tego, jak potoczyła się rozmowa, a rzadko była z siebie zadowolona pod tym względem.
- W porządku. Przy rumie.
W odpowiedzi na upomnienie Viridisa tylko prychnęła. To ona się tu wznosi na wyżyny uprzejmości, a temu nie pasuje, bo źle go zatytułowała? To był już tylko i wyłącznie jego problem. Na szczęście potem się zreflektował i przestał narzekać, więc i Vera powstrzymała się od odpyskowania mu w sposób, który zupełnie mógłby zniweczyć wszystkie jej poprzednie starania zachowania się jak człowiek.
Nie miała dla niego żadnej porady, zresztą co mogła mu zaproponować na ból głowy? Rum, najpewniej. Podejrzewała, że będąc lekarzem, Labrus miał co najmniej kilka innych, bardziej skutecznych sposobów na ten problem i wypróbował już wszystkie - może poza porządnym wyspaniem się. Tego nie mógł zrobić, gdy Bestia plątała się wokół statku i wyrzygiwała żołądek na pomost tuż obok okien kajuty kapitańskiej.
Przyglądała się mu przez dłuższą chwilę bez słowa, próbując znaleźć w sobie odwagę do poproszenia go o pomoc w znalezieniu czegoś, co mogłaby podarować Corinowi, ale niestety przeważyło wiele innych argumentów; od faktu, że ubrania dobre na niego z pewnością byłyby za małe na Yetta, przez to, że nie najlepiej się czuł, więc nie chciała mu zawracać głowy pierdołami, które go nie dotyczyły, po założenie, że to są jej prywatne sprawy i nikt nie ma ochoty pomagać jej w czymś tak osobistym. Pogodziła się więc ostatecznie z tym, że oficer nic od niej nie dostanie, przynajmniej nie dziś. Wciąż mogła zorganizować dla niego miły wieczór, żeby przynajmniej pokazać, że jej zależy. I że potrafi. Oczywiście, że potrafiła, bo potrafiła wszystko. Musiała tylko sięgnąć do tych części Very Umberto, które normalnie pozostawały zakopane głęboko pod wieloma kolczastymi warstwami jej nieznośnego charakteru.
- Więc... przyjdziemy do was jutro rano - zmieniła temat na ten, który dla odmiany dotyczył całej ich trójki. - A teraz chyba... pójdę już do Leobariusa. Nie będę wam zawracać dłużej głowy. Dochodź do siebie, panie doktorze.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1315
POST BARDA
Hubert wydał się zbity z tropu, gdy Vera wyłapała zdrobnienie, jakim się do niej zwrócił. Nie był to pierwszy raz, ale pierwszy raz zwróciła na to uwagę! Hewelion wyszczerzył zęby.

- Proszę nie umawiać się na rum. - Zwrócił uwagę Labrus i chociaż wcześniej tego odmawiał, to ugiął się i podszedł do Huberta, by schować się w jego ramionach przed słońcem, smrodem i światem. Vera rzadko mogła widzieć tak otwarte pokazywanie uczuć między tą dwójką, lecz doktor najwyraźniej czuł się zbyt nędznie, by przejmować się czymś takim. W pachnących rybą ramionach Huberta mógł znaleźć choć odrobinę ukojenia, gdy wcisnął twarz w jego klatkę piersiową. - Za dużo pijesz. - Wymamrotał jeszcze.

- W porządku, będziemy pić mniej. - Zgodził się kapitan dla załagodzenia obaw. - Zobaczymy się później, tak? - Zagadnął jeszcze do Very. - Jeśli macie dużo bagażu, mogę wysłać kogoś po nie wieczorem. Tym razem nie Sama. - Obiecał.

- Do zobaczenia, pani kapitan. - Wymruczał Labrus.

***

Rybka o tej porze opustoszała. Nie było już na tyle wcześnie, by piraci przychodzili na śniadanie, nie był to też czas na obiad, więc tylko nieliczni cieszyli się przybytkiem Silasa. Większa ilość klientów znajdowała się na piętrze, z dziewczętami Rosity, co też było wyraźnie słychać przez brak zwyczajowego gwaru. Gustawa siedziała przy jednym ze stolików i dziergała coś z użyciem dwóch długich drewnianych drutów i białej włóczki, nucąc wesoło pod nosem. Inny stolik zajmował Leobarius i Aspa.

- Jest i nasza oskarżona! - Ucieszył się elf. Jego ciemne loczki ładnie okalały twarz, lecz uśmiech był jak najbardziej sztuczny. - Mam nadzieję, że przyniosłaś złoto na zadośćuczynienie i pogrzeb naszego drogiego Ludo, pani kapitan.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1316
POST POSTACI
Vera Umberto
Może faktycznie nie zwróciła uwagi wcześniej na to, jak Hubert się do niej zwraca? Tak czy inaczej, na drabinie towarzyskiej osób, które Vera tolerowała, Hewelion i Labrus stali wyjątkowo wysoko i potrafiła wybaczyć im wiele - prawdopodobnie dzięki temu, że i oni bywali dość pobłażliwi względem jej wybryków.
- Na herbatę w takim razie - zaproponowała z rozbawieniem, choć wszyscy dobrze wiedzieli, że żaden z kapitanów nie zamierzał się bawić w parzenie herbaty. - Nie sądzę, żebyśmy miały dużo rzeczy. Nie więcej, niż będziemy w stanie unieść same. I tak, zobaczymy się później.
Zmierzyła ich jeszcze spojrzeniem, dochodząc do wniosku, że lekarz musiał czuć się naprawdę koszmarnie, skoro pozwalał sobie na taką otwartość. Z drugiej strony, byli na pokładzie ich statku, gdzie wszyscy o wszystkim wiedzieli i nie musieli się przed nikim kryć. Całkiem możliwe, że rybie objęcia Heweliona były tym brakującym czynnikiem, który nie pozwalał Viridisowi porządnie wydobrzeć. Pożegnała się i lekko zeszła po rampie na nabrzeże, skupiając uwagę na tym, jak materiał sukni tańczył wokół jej nóg, gdy stawiała kolejne kroki. Całkiem przyjemne. Zaczynała się przyzwyczajać i... zaczynało się jej to podobać. Dopóki nie pojawi się faktyczny problem, wynikający z braku spodni, typu konieczność jazdy konnej, co na Harlen jej nie groziło, chyba naprawdę zacznie czasem ubierać się jak kobieta. Więcej sukni z całą pewnością zabierze ze sobą na Archipelag. Nie płynęła tam jako kapitan Umberto, a jako Vera, która chciała zwyczajnie odpocząć w ukochanym przez siebie mieście.

Wystarczyło pojawienie się mordy Aspy w zasięgu wzroku, by jej dobry humor zniknął bezpowrotnie, jak pęknięta bańka mydlana. Wykrzywiła usta w irytacji i rozejrzała się po karczmie, ale nie wyglądało, jakby ktokolwiek inny miał być teraz zarzucony oskarżeniami.
- Tylko ja? - zauważyła, podchodząc do stołu. Pytanie było retoryczne; nie oczekiwała odpowiedzi. Nie usiadła, zamiast tego opierając się rękami o jedno z krzeseł i spoglądając na elfa z góry. - To niezwykłe, jak się dobrze składa, że jesteś tak pewny winy tej jednej osoby, która akurat ma wystarczająco dużo złota, by wynagrodzić ci twoje niewątpliwe krzywdy.
Przeniosła wzrok na Leobariusa, a jej spojrzenie na chwilę stało się nieco mniej butne.
- Czy naprawdę musimy to robić? Przecież obaj wiecie, że nie mam z tym zabójstwem nic wspólnego. Po co ta farsa?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1317
POST BARDA
Umówiona na herbatę Vera mogła ruszyć do Rybki, gdzie czekało już na nią towarzystwo. Chociaż Leobarius z pewnością docenił jej urodę i suknię, którą wybrała na ten dzień, to Aspa skupiał się tylko na twarzy kapitan. Ten sam prześmiewczy uśmieszek, który zwyczajowo miał na twarzy, i tym razem się od niej nie odkleił.

- Vero, to tylko formalność. - Uspokoił Gregor. Uniósł lekko dłoń, by zaprosić Verę do stolika, naprzeciw Aspy. Dwie strony i sędzia. - Jestem pewien, że masz wiarygodne alibi i wszyscy rozejdziemy się w pokoju.

- Nie, póki ktoś nie odpowie za śmierć Ludo.
- Zaprzeczył Aspa. Założył nonszalancko nogę na nogę i na nich oparł splecione dłonie. - To, czy ma pani coś wspólnego z zabójstwem, zaraz się okaże.

- Drogi kapitanie.
- Upomniał go delikatnie Leobarius. - Pani kapitan. Vero. Jestem pewien, że możesz nam wyjaśnić, co robiłaś tego wieczora i dlaczego nie mogłaś być w miejscu, w którym zamordowano pana Ludo, niech spoczywa pod falami.

- Niech go Ul prowadzi.
- Powiedział religijnie Aspa.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1318
POST POSTACI
Vera Umberto
Odpowiedziała Aspie karykaturą jego szyderczego uśmieszku, po czym ze zirytowanym westchnięciem odsunęła od stołu krzesło, o które się opierała i opadła na nie. Założyła nogę na nogę, skrzyżowała ręce na piersi i utkwiła wyczekujące spojrzenie w Leobariusie, spokój zachowując wyłącznie dzięki prostej sztuczce - w głowie ze szczegółami wyobrażała sobie, jak łapie Rrgusa za te jego spiczaste uszy i pakuje mu mordę pod wodę, raz za razem, a on zamiast tego zadowolonego z siebie grymasu ma na twarzy wyłącznie czystą panikę. Albo jak rozkłada go w pojedynku na miecze jednym, dobrze wyprowadzonym sztychem, robiąc z niego pośmiewisko na wyspie. Albo jak łapie krzesło, na którym właśnie siedziała i roztrzaskuje je mu o łeb. W każdym razie, same ładne obrazki.
- Oczywiście, że mogę wyjaśnić, ale dlaczego w ogóle mam to robić? Czy byłam jedyną osobą na wyspie, która akurat wtedy nie znajdowała się w Rybce? Co ze wszystkimi innymi? Co z załogantami z innych statków, co z innymi kapitanami, co z kupcami i dziwkami, co z mrocznymi elfami, które potencjalnie mogły znów przypałętać się na wyspę? Czemu z dziesiątek obecnych tu osób uczepiłeś się akurat mnie, Aspa? I naprawdę, Gregor, zamierzasz bawić się w jego gierki?
Zamachała czubkiem buta i wydęła usta w niezadowoleniu.
- Jeśli kogoś zabijam, robię to otwarcie. Nie skradam się, nie zachodzę od tyłu. Prędzej bym go tu zatłukła, w karczmie, na oczach wszystkich, niż szlajała się za nim potem ukradkiem po plaży - zmarszczyła brwi. - Za kogo wy mnie macie? Ile lat już dbam o tę pieprzoną wyspę i pilnuję na niej porządku? Nie powinnam musieć tu w ogóle przychodzić, ale proszę, jestem. Liczyłam na wycofanie się z tych absurdalnych podejrzeń i przeprosiny, a nie wypytywanie mnie o szczegóły tego, jak spędziłam resztę wieczoru. Bo uwierz mi, Aspa - przeniosła spojrzenie na elfa i zmrużyła oczy. - Są na wyspie inne osoby, którym znacznie chętniej obiłabym mordę, niż Ludo, gdybym uznała, że chcę złamać ustalone zasady.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1319
POST BARDA
Uśmiechy Very nie sprawiły, by ten, który przywdział Aspa, załamał się choć odrobinę. Wywinięte w zadowoleniu usta wydawały się przyklejone do jego twarzy i miały zostać tam po wsze czasy.

- To tylko formalność, Vero. - Odezwał się Gregor, choć szybko wycofał swoje słowa. - Lecz, kapitanie Rrgus, Vera ma rację. Czyż Rybka nie była pełna marynarzy?

- Lecz to tylko kapitan Umberto i jej ludzie mogli mieć powód, dla którego mogliby zabić Ludo.
- Skontrował Aspa, marszcząc delikatnie nos. - Skoro nie ty, Vero, to ktoś z twojej załogi, kto walczył o twój honor? Twój szanowny małżonek, może twój czarny obrońca, a może bosman Osmar? - Wyliczał, podnosząc dłoń i dotykając kolejnych palców.

- Te oskarżenia są bezpodstawne. Miałem nadzieję, że Vera przedstawi swoją wersję wczorajszego wieczoru, a ty, Aspo, dostarczysz dowodów. - Leobarius, swoim zwyczajem, wyglądał na strapionego.

- Ciało pana Ludo jest dostatecznym dowodem.

- Tylko na to, że rzeczywiście został zamordowany.
- Odparł Gregor i powoli podniósł się z miejsca. - Póki nie mamy dowodów, które mogłyby wrobić kogokolwiek, nie tylko Verę, nie mamy o czym rozmawiać, kapitanie Rrgus. Nie wydamy wyroku opierając się na pomówieniach.

- Podajcie sobie dłonie, serdeńka, i wszystko będzie dobrze.
- Zagadnęła Gustawa, ne przysłuchując się rozmowie, ale wyłapując jedynie, iż istniał jakiś konflikt.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1320
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera rozłożyła ręce w wyrazie irytacji.
- Moja wersja wieczoru jest taka, że wyszliśmy z Corinem z Rybki i poszliśmy na spacer, na dziką plażę. Chcieliśmy spędzić trochę czasu sami i dzisiaj też chcemy, bo ja jutro wypływam z Hewelionem, a Corin zostaje. Widział nas wczoraj kot, może jego przepytaj, Aspa?
Z powrotem skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, głównie po to, żeby powstrzymać samą siebie przed rzuceniem się na elfa z pięściami. To by było piękne, nie miałby się za kim schować, bo wątpiła, by Leobarius miał ochotę go bronić.
- Moja załoga wie, że potrafię zadbać sama o siebie - prychnęła. - Wie, że nie godzę się na łamanie zasad na wyspie i zbyt dużo nasłuchali się już, jak każę im się zachowywać. Żaden z nich nie czułby potrzeby bronienia mojego honoru, gdy wystarczająco, choć niepotrzebnie, w karczmie obronił go Yett. A nawet jeśli, gdyby ktoś z moich ludzi wpadł na taki absurdalny pomysł, nie jestem ich stróżem, żeby pilnować każdego z nich. Mam ponad czterdzieści osób w załodze i wyobraź sobie, Aspa, że nie będę dzisiaj chodzić i przepytywać każdego.
Idąc wzorem Gregora, sama też podniosła się z krzesła i oparła dłonie o stół, pochylając się w stronę siedzącego naprzeciwko elfa.
- Jestem w stanie się założyć, że nie zrobił tego nikt z załogi Siódmej Siostry. Na twoim miejscu więc zastanowiłabym się, czy nie mam na Harlen wrogów, którzy sprytnie wykorzystują sytuację ewidentnego konfliktu między nami, żeby wymierzać swoją własną zemstę.
Zerknęła w stronę Gustawy, ale jej nie odpowiedziała. Zamiast tego znów uśmiechnęła się do Rrgusa promiennie, choć, tak samo, jak u niego, uśmiech ten nie sięgnął oczu.
- Chcesz się przytulić na zgodę?
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”