[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

826
POST POSTACI
Vera Umberto
Oderwanie się od nieprzyjemnych tematów było tym, czego potrzebowała, choć nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo. Z każdym ciachnięciem nożyczkami coś w niej umierało, ale starała się o tym nie myśleć i skupić się na rozmowie. Wtrąciła nawet co nieco od siebie na temat wczorajszego świętowania, wspominała jedną czy dwie zabawne sytuacje, a nawet zaśmiała się w pewnym momencie cicho, gdy ktoś rzucił jakimś wybornym żartem, ale mina Corina sprawiła, że szybko wróciła do swojego poprzedniego stanu.
A więc było źle. Jedyna osoba, której Vera się podobała, patrzyła teraz na nią tak, jakby jej mewa na głowę nasrała. Uśmiech jej zrzedł, ale też początkowo nic nie mówiła, choć z coraz większym przerażeniem czekała na moment, w którym spojrzy w lustro. Może jeśli znów po myciu zaplecie włosy w warkocze, to fale, jakie powstaną po rozplątaniu, wystarczająco ukryją dziwne cięcie? To była obecnie jej jedyna nadzieja. Albo po prostu zacznie je codziennie wiązać. Skoro teraz już nawet dla Corina nie będzie wyglądała dobrze... Pierdolony mroczny, nie miał w co trafić?
- Może lepiej jednak ściąć wszystkie? - spytała oficera, przerażona jego miną. - Jeśli jest tak tragicznie...
Na szczęście Hewelion odwrócił jej uwagę, zanim poinformowała Samaela, że ma ciachać wszystko na równo do ramion. Uniosła wzrok na drugiego kapitana, a potem znów zerknęła na Yetta, nie chcąc podważać jego decyzji z wcześniej.
- Miałam... pewną sytuację tu na pokładzie, nie czułam się najlepiej. Corin też. Nie wiedzieliśmy, czy damy radę się pojawić na spotkaniu. Ale teraz jest chyba lepiej? - spytała oficera. - Ja się czuję lepiej, nie wiem, jak ty? Czy chcesz wieczorem jeszcze odpocząć? To tylko rozmowa, nie powinniśmy się...
Przerwała, unosząc wzrok w górę. No tak, smoki, oczywiście. Miała w życiu za mało problemów, potrzebowała jeszcze tego. Usłyszała polecenie Corina, ale gdzieś z tyłu jej głowy odezwał się cichy głosik, że gdyby gadzina zleciała z nieba i ich wszystkich spopieliła razem ze statkami, to przynajmniej Vera miałaby wreszcie upragniony spokój.
Ale nie chciała być spopielona, ani ze statkiem, ani bez niego.
- Czego tu szukają? Głodne są? - spytała cicho, widząc zniżającego się potwora, wobec którego żadna z ich broni nie miała szans. - Powinniśmy się pochować. Nieruchome, drewniane statki nie będą chyba dla nich ciekawe.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

827
POST BARDA
Corin patrzył na Verę, ale uśmiech wrócił na jego twarz dopiero w momencie, gdy ich spojrzenia się spotkały. Jasnym było, że nie był zadowolony z jej transformacji. Włosy były dużym atutem pani kapitan i choć Samael robił wszystko, by pomóc jej wyrównać szkody dokonane przez Mrocznego, nie było to łatwe.

- Do ramion? Oszalałaś?! - Zakrzyknęła Gerda, wchodząc w słowo Verze. - To znaczy: oszalała pani?! - Poprawiła się szybko. - Jest świetnie! Teraz sama tak chcę, bo podniosą się te z przodu i zupełnie inaczej będzie wyglądać twarz... - Chwaliła dziewczyna, podchodząc, by odgarnąć Verze włosy z ramion i pokazać, co ma na myśli. - Sam, zetniesz mi tak? Trip jeszcze siedzi przy garnkach, a Sovran nie wraca, masz moment?

- ...zetnę ci, w porządku. - Jelonek dał za wygraną, choć wprost pokazywał po sobie, że nie ma to ochoty. Ostatni wieczór na wyspie miał spędzić z kolegami w Rybce!

- Tak, jest ładnie. - Skomentował sucho Yett. - Jest już lepiej, Vero. - Dodał, choć nie miał na myśli jej fryzury, a własne samopoczucie i możliwość uczestnictwa w rozmowie na temat Everam. - Odpoczniemy po rozmowach.

O ile do nich dojdzie, mogło przejść mu przez myśl, bo smoki były zdecydowanie zainteresowane piratami. Gady nie dawały im wiele czasu na podejmowanie decyzji, wystarczyło parę uderzeń skórzastych skrzydeł, by zniżyły się nad wybrzeże i przeleciały tuż nad statkami. Nagłe zerwanie się wiatru zabujało łajbami i wzburzyło piasek i kurz z plaży, lecz stworzenia były zbyt wysoko, by wyrządzić prawdziwe szkody drewnianym konstrukcjom. Paru piratów rzeczywiście rzuciło się do wody, wielu krzyczało, większość była jednak zbyt przerażona, by zrobić cokolwiek, gdy cielsko smoka pojawiło się tuż nad nimi i zakryło słońce, rzucając złowrogi cień. Gerda wtuliła się w bok Sama, Pogad i Ohar złapali za bronie, Hewelion trzymał się nisko na nogach, jakby chciał rozszarpać smoka choćby własnymi zębami, tylko Corin nie ruszył się, analizując najlepszą możliwość w danej chwili. Z innych statków w niebo poszybowały pojedyncze strzały, ale żadna nie dosięgnęła dwóch smoków.

- Jeśli są głodne, może będą polować na lewiatany. - Mruknął Corin, patrząc za odlatującymi potworami. Smoki wzbiły się na powrót, lecz zamiast odlecieć, ustawiły się do kolejnego okrążenia nad wyspą. - To już któryś raz, gdy są nad wyspą.

- Muszą mieć leże niedaleko! - Podłapał Hubert. - Chyba nie odmówicie mi wspólnego polowania na smoka?!

- Hubert, nie. Nie, to nie jest bestia, którą możesz upolować.

- To się jeszcze okaże!


Mniejszy smok zniknął za klifem, ledwie moment później usłyszeli tąpnięcie, gdy bestia wylądowała. Większy krążył.

- Tam jest domek Ighnysa! - Zawołał Ohar, przerażony.

- Ighnys przeniósł się do Silasa, spokojnie!
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

828
POST POSTACI
Vera Umberto
Była zrozpaczona reakcją Yetta na swoje włosy, ale nie było czasu niczego z tym zrobić. Nie zdążyła nawet rozliczyć się z Samaelem, zapłacić za skomplikowane zadanie, które wykonał najlepiej, jak potrafił - nawet jeśli nie satysfakcjonowało to oficera. Zostało to do załatwienia na później, kiedy nad Harlen nie będą kołować smoki.
Nie wskoczyła do wody, ani nie zaczęła miotać się jak Hewelion. Tak samo, jak Corin, obserwowała stworzenia, nie ruszając się z miejsca, bo co dałaby teraz jej panika? Mimowolnie skuliła się tylko w sobie, gdy jeden z nich znów przeleciał zbyt nisko jak na jej gust, wzburzając spokojną wodę zatoki i piach przy nabrzeżu. Dopadła do relingu, ze wzrokiem wbitym w smoka zmierzającego na drugą stronę wyspy.
- Hubert, ogarnij się - stanęła po stronie męża. - To cholerstwo jest większe, niż nasze statki razem wzięte. Musielibyśmy mieć jakąś machinę oblężniczą, żeby to ubić, albo z pięciu magów. Zresztą...
Chciała powiedzieć coś na temat tego, jak legendarne i tajemnicze były to istoty. Coś o tym, że mogły kryć w sobie większą moc, zupełnie inną, niż siła fizyczna, z jaką Vera nie chciała chyba zadzierać. Była tylko panią kapitan, która dobrze radzi sobie z mieczem, ale tym mieczem smok mógłby sobie co najwyżej między zębami podłubać, kiedy będzie już ją trawił. Żadna z tych myśli nie znalazła ujścia, bo Hewelion i tak by tego nie zrozumiał. On zobaczył wielkie, gadzie cielsko i obsrał się z ekscytacji na myśl przytachania smoczej głowy na Dłoń Sulona.
- Czego tu szukają? - spytała, unosząc wzrok na drugiego, który nadal kołował nad wyspą. - Gdyby przyleciały spalić port, statki i nas zeżreć, dawno by to już zrobiły. Wyglądają, jakby miały nas głęboko w swojej łuskowatej dupie. Chcą czegoś innego. Czemu tamten wylądował? I gdzie, na cmentarzysku? Tam nie ma niczego ciekawego, nie ma zwierząt, ani tym bardziej lewiatanów.
Nie wydawała się szczególnie przerażona, ale też nie za bardzo miała wpływ na to, co się w związku z tym tematem wydarzy. Jeśli spadnie potwór z nieba i zaleje ich ogniem, Vera może zdąży wskoczyć do wody, może nie. Była zaintrygowana, może nawet trochę zafascynowana stworzeniami, jakie nigdy nie sądziła, że będzie jej dane zobaczyć. To był smok! Prawdziwy smok.
- Może Ignhys będzie coś wiedział? - odwróciła spojrzenie od nieba, by zerknąć na Corina. - Interesował się syrenami, może i na temat smoków będzie miał jakąś wiedzę? Powinniśmy go znaleźć. A ty Hubert się uspokój, chcesz Labrusa o zawał przyprawić, jak się zaczniesz na smoki z pięściami rzucać?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

829
POST BARDA
Zaciśnięte w pięści dłonie Huberta sygnalizowały, że ten tylko czeka na znak, tylko wypatruje chwili, w której będzie mógł pognać za zwierzyną! Nie miało znaczenia to, jak wielki był smok, a jak malutki był on, nawet w porównaniu do swojego statku. Smok był ostatecznym marzeniem każdego łowcy.

Corin położył dłoń na ramieniu Huberta, by spróbować doprowadzić go do porządku.

- Póki nie będziesz mieć balisty na statku, nawet nie próbuj. Żaden miecz nie przetnie skóry smoka. - Pouczył go nad wyraz spokojnie, zważając na sytuację, w jakiej się znaleźli.

- Taka wielka kusza... to jest to! - Ucieszył się Hewelion, patrząc na oficera, jakby ten z nieba mu spadł z taką propozycją! - Labrus będzie musiał jakoś to przeżyć!

- Nie! Nie o to mi chodziło! Ech... a czego mogą szukać smoki? Są inteligentne, czy to zwierzęta? - By zmienić temat, Yett zadawał pytania po Verze, ale nie miał na nie pewnych odpowiedzi nikt z zebranych.

- Wylądował dalej, niż na cmentarzysku. - Ocenił Ohar, osłaniając oczy dłonią i włączajac się do rozmowy. - Może będą robić gniazdo? Są dwa.

- Akurat smoczego gniazda nam trzeba... - Westchnął Corin, niezbyt zachwycony taką wizją. - Będą bronić jaj, więc nikomu nie dadzą zbliżyć się do wyspy.

- Wtedy je przegonimy. - Postanowił Hubert ochoczo. Na taką ewentualność już też snuł plany.- Patrzcie, leci! - Wskazał palcem ponad klifem.

Gad na nowo zbił się w powietrze. Cokolwiek tliło się w smoczej głowie, nie zostało zdradzone nikomu. Bestia nie ziała ogniem, nie atakowała, lecz wzbiła się wysoko w górę, niemal pionowo, ignorując statki. Razem z drugim gadem skierowały się na południe, tam, gdzie mapy nie sięgały. Tam żyły smoki.

- A to ci widoki! - Cieszył się Hewelion, podekscytowany jak mały chłopiec przed sklepem z cukierkami. - Ciekawe, czy Labrus widział! To co, idziemy do Rybki? Zaplanujemy Everam i smoki?

- Wy idźcie, ja odbiorę Sovrana z Żelaznej Gwiazdy. - Postanowił Corin. Rzucił Verze ukradkowe spojrzenie, domyślając się, że nie będzie zachwycona jego propozycją. A może po prostu znów patrzył na jej fryzurę? - Pewnie biedak się przeraził.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

830
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie wiem - odpowiedziała Corinowi. - Myślę, że to pierwsze.
Gdyby to były tylko duże zwierzęta, nie wiązałoby się z nimi tyle legend, tyle tajemnic i niewiadomych. Wieloryby też były duże i co, jakoś nikt się tak nimi nie ekscytował. Inna sprawa, że wieloryb nie mógł przelecieć nad miastem, zalewając je deszczem ognia.
- Czy w ogóle smoki różnią się między sobą? Mają różne kolory? Zioną czymś innym, niż ogniem? Czytałam kiedyś o smokach lodowych, które oddechem zamrażały. Te dwa są białe, może... - zamilkła nagle, zawstydzona przebudzeniem tej dziecięcej fascynacji, jaką przejawiała wiele lat temu. Książki, jakie wtedy czytała, nie były wysokich lotów, a zawarte w nich historie o smokach były wyssane z palca. Nie mogła traktować ich jako źródła wiedzy... a przynajmniej nie powinna.
- Gniazdo? Jak jakieś jebane gołębie? - parsknęła śmiechem. - Jak już, to się do tych jaskiń na północy wpakują. Smoki żyją w jaskiniach, prawda?
Rozbawił ją pomysł Ohara, ale sama przecież też nie miała o tych stworzeniach żadnego pojęcia. Może i wiły sobie gniazda, cholera je wie. Ale sam pomysł posiadania na Harlen dwóch smoków, które strzegłyby wyspy jako swojego leża, z jej perspektywy nie był taki zły. Dopóki nie zaczną sprawiać problemów piratom, naturalnie. Gdyby jednak nauczyli się koegzystować tu razem...
Jej rozważania przerwała sylwetka skrzydlatej bestii, ponownie wzbijającej się w powietrze.
- Poszłabym zobaczyć to miejsce, w którym wylądował - przyznała. - Ale mogę iść później, po spotkaniu. Będziesz chciał iść ze mną, Hubert? Może coś zostawił, albo... nie wiem. Może znajdziemy to, po co tu przyleciały? Przeszłabym się z ciekawości.
Westchnęła i odgarnęła włosy z twarzy, zaczesując krótsze kosmyki do tyłu. Kiedyś pewnie się do tego przyzwyczai, kiedyś też odrosną. I może kiedyś niezadowolone spojrzenie Corina przestanie jej przypominać o tym, że wyglądała jak wypłosz. A może nie wyglądała? Musiała zajrzeć w lustro.
- Dobrze. Gdyby coś się działo, coś... nie tak z Otisem, czy z Sovranem, to poślij po mnie - poleciła Yettowi, na wszelki wypadek szykując się na najgorsze. - A ty daj mi chwilę, potrzebuję pięciu minut - rzuciła jeszcze do Heweliona, zanim ruszyła w kierunku kajuty.
Tam przejrzała się w lustrze, przeczesała włosy, a potem niezależnie od tego, czy jej samej podobało się to, co widziała, czy też nie, zaplotła je w warkocz i zwinęła w kok nad karkiem. Sakiewka z zębami zabrzęczała, gdy Umberto upewniała się, czy jej zawartość wystarczy na zapłacenie Samaelowi i później Silasowi, za napitek i ewentualny posiłek, gdyby ich naszło na późny obiad. Zgarnęła kapelusz i wcisnęła go na głowę.
- Dziękuję - wyciągnęła w kierunku rogatego dłoń z zapłatą za strzyżenie. Nie robił tego przecież z sympatii do swojej pirackiej braci. - Jest dobrze. Lepiej, niż sądziłam, że się da. Corinowi się nie podoba, dlatego związałam - wyjaśniła cicho, w razie gdyby Sam poczuł się urażony jej obecną fryzurą. W jej głosie odezwała się rezygnacja.
- Jestem gotowa. Chodźmy - rzuciła do Heweliona i ruszyła w stronę zejścia ze statku.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

831
POST BARDA


- Mój znajomy, Jerezy z Ukindomu w Keronie, twierdzi, że ubił kiedyś zielonego smoka i uratował jakąś wioskę. - Odezwał się Hewelion, pociągając rozważania Very na temat kolorów i typów smoków. - Ale podobno był malutki... To pewnie był tylko dziki jaszczur z Varulae. - Poddał wątpliwości, bo przecież to, co widzieli, nie mogłoby być pokonane przez jednego mężczyznę, nieważne jak mężnego.

- A skoro są takie mądre, to może udałoby się z nimi porozumieć. - Dodał Corin. - Zawsze wyobrażałem sobie smoki jako czerwone, a te są białe. O lodowych może wiedziałaby coś Bella?

- Zapytamy następnym razem.
- Zaproponował Hubert ochoczo. - Pójdziemy zapolować z Bolą-Bolą i chłopakami!

Smoki nie wiedziały o morderczych zapędach kapitanów, ale nawet gdyby tak było, nie przejmowałyby się tym zbytnio. Stworzenia odelciały w sobie znanym kierunku, zostawiając Harlen daleko w tyle.

- Muszą się jakoś rozmnażać. - Zaprotestował Ohar, nieco zawstydzony zwróceniem mu uwagi w temacie gniazd. Wykrzywił lekko usta. - To może właśnie wlezą do tych jaskiń, tak jak pani mówi? Nikt mądry nie zbliży się do wyspy ze smokami.

-Wyprowadzmy tam krowy Silasa, żeby je zachęcić.
- Parsknął sucho Corin. - Wtedy nikt nas nie najedzie, a że zatopią kilka naszych statków? Mały problem. - Szydził, niezbyt zadowolony z ich planów. Zerkał w stronę Gwiazdy , martwiąc się o swojego obrażonego przyjaciela.

Marynarze kupca nie próżnowali i zaczęli rozwijać żagle. Należało wypłynąć, gdy była to tego okazja, a gady nie groziły zatopieniem statku.

- Mogę iść z wami? - Zapytał Ohar, również zainteresowany miejscem lądowania smoka.

- Pewnie! Chodźmy teraz, bo zaraz nam zadepczą wszystkie ślady! - Ekscytował się Hubert. - Pospiesz się, Vera! Albo wiesz co, ja pobiegnę po Labrusa!

Wszyscy rozeszli się do swoich spraw, by spotkać się ponownie za parę chwil. Vera miała możliwość obejrzeć się w lustrze i musiała przyznać, że nie wyglądała źle, choć zdecydowanie inaczej. Zmiana fryzury pierwszy raz od... Zawsze mogła szokować, co udowadniał Yett ze swoimi krzywymi spojrzeniami. Była to kwestia przyzwyczajenia, tak jak to, że nie wszystkie kosmyki chciały dać się złapać w warkocz i wiele powychodziło, okalając twarz Very długą grzywką.

Samael zbierał się do odwrotu, gdy nie pojawił się ani Trip, ani Sovran. Przyjął od Very pieniądze, podziękował i ruszył za kapitan w dół trapu.

Na pomoście było małe zamieszanie. Prócz oczekujących Verę Ohara, Huberta i Labrusa był tam też Corin, zerkający tęskno w stronę Mrocznego, który kawałek dalej dyskutował po swojemu z Ignhysem. Ci, którzy wskoczyli do wody po rozkazie Yetta, zdolali wydostać się z powrotem na ląd i ociekając wodą, klęli na świat.

- Szybko, szybko! Wycieczki już kierują się w tamtą stronę!

- Jeśli zamierzasz pospieszać mnie całą drogę, Hubercie, to od razu zawracam.
- Marudził Labrus.

- W razie czego cię poniosę!

- Po moim trupie!


Słyszący ich przepychanki słowne, piraci uśmiechali się pod nosami, ale żaden nie komentował, bojąc się kary, podobnej do tej, jaka spotkała piratów Buxtona na weselu. Wkrótce pierwszy ruszył Ohar, a za nim cała grupka. Magowie trzymali się nieco z boku, ale nikomu to nie przeszkadzało, bo Ignhys trajkotał bez przerwy.

- Vera, on tylko powiedział, że nic nas nie łączy... - Poskarżył się Yett cicho, podchodząc do Very i oferując jej ramię, by mogła się na nim wesprzeć. - I że niczego ode mnie nie chce. Chyba naprawdę jest urażony.

- Ale przyjemnie! Jak myślicie, co tam znajdziemy? Idziemy wszyscy, może zaśpiewamy? Hej, ho!

- Hubercie, NIE.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

832
POST POSTACI
Vera Umberto
- Może. Ale jeśli te są lodowe, to co w takim razie robią na południu? Przeleciały cały świat, żeby dolecieć tu? Bez sensu - Vera myślała na głos.
Nie rozważała na poważnie o koegzystencji na wyspie ze smokami, ot, rozważała potencjalne scenariusze. Ze wszystkich możliwych wersji przyszłości wybierała jednak tę, w której nic się nie zmieniało, na Harlen nie przylatywały smoki, nie przypływały mroczne elfy, ani najlepiej nawet żadne nowe, nieznane statki. Z tych kapitanów, którzy jeszcze się tutaj nie mieli okazji pojawić, Umberto chętnie powitałaby tylko Bellę. Na wspomnienie o niej zerknęła przez ramię, w stronę wylotu z zatoki. Domyślała się, że obietnice odwiedzin były tylko czczymi grzecznościami, ale Vera nawet się za nią trochę stęskniła. Nie znały się długo i więcej je różniło, niż łączyło, ale nadal chętnie zobaczyłaby tę różową (czy jaki akurat kolor peruki sobie wybrała) głowę.
Sądziła, że czeka ją wieczorny spacer z Hewelionem, tymczasem drugi kapitan zdążył zorganizować całą, kilkuosobową wyprawę, więc okazja wypytania go o to, jak mogłaby miło zaskoczyć Corina, zupełnie przepadła. Trudno, może wieczorem w drodze powrotnej zajdzie na Dłoń Sulona zamienić z nimi kilka słów.
Radosny nastrój Huberta wcześniej czy później musiał zacząć się udzielać nawet Verze. Słysząc jego pomysł wspólnego śpiewania przy marszu, zaśmiała się cicho. Pomysł był absurdalny, ale trzeba było przyznać, że na tyle zabawny, żeby nawet ponura kapitan się rozpogodziła. Yett oddał jej pierścionek, smoki odleciały, ona nie miała jeszcze żadnej kolejnej wizji, może ten dzień miał szansę nie okazać się kompletnie beznadziejnym?
Chwyciła ramię Corina, choć tylko po to, żeby zrobić mu przyjemność. Jej wygodniej byłoby mieć obie ręce wolne przy marszu na wschodnią część wyspy, no ale cóż... trzeba będzie się teraz trochę poświęcić, przynajmniej przez jakiś czas. Zerknęła przez ramię na Sovrana i Ignhysa, właściwie nie wiedząc, kto i kiedy zaproponował im, żeby zabrali się z nimi.
- Jest na ciebie zły, ale nie wiem dlaczego - przyznała. - To znaczy, wiem, ale nie wiem... która z tych rzeczy jest główną przyczyną. Czy to, że go związałeś i zamknąłeś w celi, czy to, że powiedziałeś, że nic was nie łączy. Próbowałam cię usprawiedliwić, kiedy z nim rozmawiałam, ale tylko się zaperzył i zmienił temat.
Uniosła wzrok na plecy Heweliona, kroczącego przed siebie radośnie, jakby szli na grzybobranie. Nie wiedzieli, co tam znajdą, może powinien się trochę uspokoić?
- Cholera, nie wzięłam broni - mruknęła pod nosem, a potem westchnęła i kontynuowała poprzedni temat. - Nie potrafię wam pomóc. Spróbuję wyjaśnić mu, że to była moja wina, jak będziemy mieć czas porozmawiać, ale nie wiem, ile zajmie mu pogodzenie się z tym, jak go potraktowałeś.
Prawda była taka, że ona nie kazała zamykać Sovrana w celi, ani wieszać. Spoliczkowała go tylko i tyle, reszta była działaniami Corina i Osmara. Inna sprawa, że nie zaprotestowała też - choć gdy dotarło do niej, że to nie elf mógł przywołać te obrazy do jej głowy, od razu poszła to wyjaśnić. Wyszło jak wyszło, to już inna kwestia.
- ...Ale wyjątkowo niezręczne jest dla mnie rozwiązywanie konfliktów między moim mężem, a elfem, któremu złamał serce - mruknęła szczerze.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

833
POST BARDA
- Lodowe muszą być białe? - Zapytał Ohar, bardzo zaintrygowany sprawą smoków. - Żeby ukrywać się w śniegu, jak zające? Im to chyba różncy nie robi...

- Słuszna uwaga. - Zgodził się Corin. - Ale po coś różne kolory muszą mieć.

Bez znawcy smoków, nie mogli dojść do żadnych wniosków, które nadałyby sens ich rozważaniom. Mając do dyspozycji tylko swoje umysły, wymyślili tyle, ile mogli, resztę pozostawiając w strefie niewiadomych. Białe smoki, czymkolwiek były i jakim typem magii nie operowały, na chwilę obecną zostawiły wyspę w spokoju, pozwalając piratom żyć ich własnym życiem.

- Hej, ho, ho, ho! Gdyśmy wypłynęli- - Hubert ledwie zaintonował piosenkę, gdy dostał kuksańca w bok od swojego własnego wybranka, co kazało mu przestać.

- Szkoda, że nie miałeś tyle sił dzisiaj nad ranem, w naszej kajucie, gdy trzeba było posprzątać. - Sarknął lekarz, strzelając piorunami z oczu w stronę kapitana.

- Wiesz, że on to robi tylko po to, żeby go zdenerwować? - Mruknął Corin, stwierdzając oczywiste. Cieszył się towarzystwem Very, złapał ją nawet za dłoń, gdy postanowiła chwycić jego ramię. Być może spacer po nierównym terenie nie był najwygodniejszy w taki sposób, ale za to jaki przyjemny! - Pewnie boczy się za wszystko, co mu powiedziałem i zrobiłem. - Dodał w temacie elfa, który cierpliwie wysłuchiwał gadania Ighnysa, choć ten mówił w języku elfów, nie do końca zrozumiałym dla Mrocznego. - I jak ja mam go przeprosić, skoro nie mogę go już ani głaskać, ani przytulać, ani całować? - Podpuścił Verę.

Hewelion nie brał do siebie przytyków Labrusa. Mimo wyraźnej irytacji tego drugiego, Hubert złapał go w pół i unosząc, okręcił się wokół własnej osi, nim odstawił go z powrotem na ziemię. Labrus mimo wszystko... nieco się rozchmurzył mimo tego, że wierzgał nogami i nawoływał do odstawienia go natychmiast.

- W twojej głowie zostało już tylko zatęchłe siano. - Skomentował cierpko, poprawiając ubranie.

- Od myślenia jesteś ty!

Wszyscy piraci w grupie byli rozluźnieni na tyle, na ile pozwalała sytuacja. Nawet Yett zachowywał się, jakby wcześniejszego zrywu szaleństwa jego żony nie było. Paru wędrowców przezornie zaopatrzyło się w butelki i w pewnym momencie nawet Ohar podał Verze rum, by pociągnęła łyka z jego zapasów na drogę.

- Ja też nie mam broni. Ohar, wziąłeś broń?

- Nie.

- Czyli jesteśmy skazani na gniew smoka.


Drużyna dzielnie parła przed siebie. Po suchej łące sąsiadującej z plażą nie szło się najgorzej, choć wysoka trawa haczyła się o buty. Gorzej było, gdy zaczęli podchodzić pod wzniesienie, ale nie było to nic, czego nie dałoby radę zrobić stado marynarzy.

- Patrzcie, jak połamał drzewa! - Hubert wskazał na korony, z których wiele było uszkodzonych. - Jak myślicie, co zastaniemy na miejscu? Pewnie jakieś ślady i nic poza tym.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

834
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera naburmuszyła się z powrotem. Te żarty nie bawiły jej ani trochę. W ramach drobnej zemsty, idąc obok Corina postawiła lewą nogę nieco bliżej niego, tak by się o nią potknął. Trzymała go pod ramię, więc raczej nie powinien zaryć twarzą w ziemię, ale przynajmniej mógł zgubić rytm kroków.
- Używaj słów - mruknęła pod nosem, nadal wcale nie rozbawiona i przez długą chwilę nawet na Heweliona, radośnie szalejącego z Labrusem, patrzyła spod byka. - To się możecie dogadać, ty też mnie denerwujesz.
Przynajmniej Ohar miał rum. Było już popołudnie, nie musiała mieć absurdalnych wyrzutów sumienia, że pije od rana. A skoro nie miała miecza, to i tak była bezbronna, w przeciwieństwie do Huberta z gołymi pięściami się na smoka nie rzuci, więc co jej szkodziło pociągnąć kilka łyków? To miało same plusy, na przykład Yett zrobi się mniej irytujący.
Przedzierając się przez wysoką trawę, patrzyła na połamane drzewa. Nie potrafiła sobie wyobrazić, jak wielkie musiało być to cielsko, żeby wyrządzić takie szkody. To znaczy, oczywiście, widziała go z dość bliska, ale gdyby miała do takiego smoka podejść, chyba by się nie odważyła. Nie to, że brakowało jej brawury, po prostu nie była głupia, jak pewien inny blond kapitan, który z wielką chęcią poszedłby okładać skrzydlatego gada, choćby patykiem. Podejrzewała, że jedno pacnięcie smoczą łapą wgniotłoby ją w ziemię.
- Pewnie tak. Odciski łap, nic więcej - weszła pomiędzy połamane pnie, mierząc je spojrzeniem. - I zniszczony kawałek lasu, jak widać.
Z drugiej strony, może smoki znalazły tu coś interesującego? Żyłę złota? Czy przypadkiem nie przepadały one za bogactwem? Może i tak, ale raczej takim wydobytym i obrobionym, w formie złotych monet i biżuterii, zupełnie jak Vera. Chyba, że to też była jedynie legenda. Przydałby się im jakiś specjalista, który mógłby ich lepiej zapoznać z tematem, niż ich własne przypuszczenia i szalony Ignhys. Zerknęła na niego przez ramię, ale wydawał się zbyt pogrążony we własnym monologu, żeby zwrócić uwagę na Verę.
- Jesteśmy coraz bliżej. Chyba nie musimy się skradać, co...? - uniosła wzrok na Yetta. - Smoki odleciały.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

835
POST BARDA


Rozbawiony Corin nie spodziewał się ataku na swoje kostki. Myśląc o bliskości z obrażonym księciem, nie zastanawiał się nad krwiożerczością żony. Kiedy podstawiła mu nogę, natychmiast stracił równowagę i choć Vera próbowała, nie była w stanie utrzymać takiego ciężaru, jej dłoń gładko wyśliznęła się spod ramienia pirata. Corin poleciał przed siebie, wyciągając ręce, by zamortyzować upadek.

- A, cholera! - Zaklął. Ziemia była spieczona przez słońce i twarda, a sucha trawa w ogóle nie złagodziła uderzenia. Corin przekręcił się na plecy i usiadł, wyciągnął ręce, by ocenić szkody startych wnętrz dłoni. - Kochanie? ! - Zaprotestował.

- Ty lepiej uważaj, panie Yett, bo wieczora nie dotrwasz. - Zmartwił się Ohar, podając zaraz oficerowi dłoń, by podnieść go na nogi. - Weswald na statku, to wiesz. My cię tak szybko nie poskładamy.

Corin podniósł się i otrzepał spodnie, spojrzał na Verę, urażony.

- Dzisiaj wszyscy na mnie obrażeni, że pożartować nie można? Chodź, Ohar. Ty chyba nie masz być o co zły.

- Jeszcze nie! - Zgodził się łysy, ruszając przed siebie, z Corinem u boku, parę kroków przed Verą. Oficer nie reagował tak wesoło, jak dokazujący z Hubertem Labrus, może dlatego, że zaloty Very były bolesne.

Nastroju Heweliona nie zniszczyła nawet niesnaska między dowództwem Siostry.

- A mógł lądować na tej łączce obok domu Ignhysa.

- W rzeczy samej, już tam nie mieszkam, Vero Umberto!
- Poprawił Huberta Ignhys. - Czekam na synka u Silasa. Gdzie jest mój synek?

- Martwy lub w niewoli. Wolałby być martwy.
- Nadeszła odpowiedź Sovrana, po której zapadła cisza ze strony magów.

Nie musieli się skradać. Dotarli do poletka, gdzie wylądował smok. Dostrzegli połamane pnie, głębokie odciski śladów bestii, głębokie na parę centymetrów, długie na niemal wysokość samego Ohara, który położył się przy jednym, by zmierzyć go w ten sposób. Gad z pewnością był ogromny. Szybko dostrzegli, po co smok przyleciał na Harlen - pośrodku zniszczeń szponiasta łapa wygrzebała dołek, a w nim spoczęła pozłacana skrzynia. Kufer wyglądał na podróżny, a bogate złocenia sugerowały, że należał do kogoś bogatego. Ozdoby musiały wpaść smokowi w oko, zawartość była jednak dość rozczarowująca dla przerośniętej jaszczurki. Ze skrzyni, rozbitej zapewne uderzeniem o ziemię, wysypywały się kobiece ubrania i inne przybory podróżującej burżujki. Kufer miał uszkodzenia od wody i był pokryty okrzemkami, zawartość jednak została nietknięta.

- Zostawił nam prezent! - Ucieszył się Hewelion.

- Zniszczony, jak widzisz. - Burknął Labrus.

- Złoto można przetopić, marudo.

- Hej, to złoto smoka...
- Podsunął Corin, ostrożniejszy od pozostałych. - Zostawmy je tutaj. To jego skarb, pewnie po niego wróci, a jeśli go nie znajdzie, może wpaść w złość.

- Nie taki mądry ten smok, skoro to tutaj zostawił!
- Zaśmiał się Ohar.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

836
POST POSTACI
Vera Umberto
- Corin, cholera! - próbowała go łapać, ale najwyraźniej zaskoczyła go swoim manewrem tak bardzo, że zapomniał, jak utrzymuje się pion. Chciała pomóc mu wstać z powrotem, ale Ohar był szybszy, więc tylko patrzyła na niego przez chwilę, z trudem powstrzymując rozbawienie. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- No cóż, sam się prosiłeś. Nie minęło nawet pół dnia, czego się spodziewałeś? Ja to wciąż mam przed oczami.
Parsknęła śmiechem dopiero, gdy mężczyźni ją wyprzedzili i istniała szansa, że tego nie usłyszą... albo przynajmniej nie zobaczą. Mimo to, nie chciała, żeby Corin był na nią teraz obrażony. Nie przeszkadzało mu to, jak rzuciła się na niego z mieczem, a podstawieniem mu nogi zasłużyła sobie na takiego focha?
- Nie sądziłam, że się przewrócisz! - zawołała jeszcze za nim. - Naprawdę! Chciałam tylko, żebyś się potknął!
Zacisnęła usta w wąską kreskę, żeby się nie roześmiać i skupiła się na obserwowaniu okolicy, bo w końcu zbliżali się do celu.

Słowa Sovrana zaskoczyły ją. Skąd wziął się taki pomysł w jego głowie? Zapamiętał to, co powiedziała mu ona? Była prawie pewna, że usłyszał to kiedyś od niej, może nawet nie jeden raz. Sam przecież miał swoich niewolników i z tego, co rozumiała, zapewniał im stosunkowo dobre życie. Założył, ze wszyscy piraci podchodzili do tego podobnie, czy nasłuchał się wystarczająco dużo o Kompanii? Przyglądała mu się przez chwilę w milczeniu, zanim skupiła się już na skrzyni, którą znaleźli na miejscu.
Weszła w wygrzebany przez szponiastą łapę dołek i kucnęła przy znalezisku, by przejrzeć jego zawartość. Z zaciekawieniem podnosiła biżuterię i resztę cennych rzeczy, ale żadnej nie brała dla siebie... póki co.
- Może to fragment tego zatopionego skarbu, o którym opowiadał Silas? Zobaczcie, drewno jest napęczniałe od wody.
Choć początkowo podzielała ekscytację Heweliona, to Corin trochę ją ostudził. Zerknęła na niego, a potem z powrotem na skrzynię i wydęła usta, zastanawiając się, co dalej.
- Jak my tego nie weźmiemy, to weźmie ktoś inny - stwierdziła. - Weź namów bandę piratów, żeby nie tykali porzuconego skarbu. To jak mówienie do ściany.
Przekrzywiła lekko głowę, wyciągając skrawek jakiejś koszuli. Ładnej koszuli. Byłoby szkoda, gdyby się zmarnowała.
- Ale... Corin może mieć rację, chociaż przyznanie tego mnie boli. Ja bym tego nie ruszała... przynajmniej przez jakiś czas. Wolałabym nie wkurwiać smoka. Zresztą skoro to tu wrzucił, może będzie znosić też więcej? Może wcześniej czy później uzbiera tu całą stertę złota, hm?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

837
POST BARDA
- I po co mnie potykasz! - Corin brzmiał na skrajnie urażonego. Uczył się tego od najlepszych. - Przecież nic ci nie zrobiłem. - Wyjaśnił się, a następnie... spojrzał w kierunku Sovrana, jakby to on miał być odpowiedzią na ich kłpoty. Elf nie miał jednak niczego do dodania w temacie ich przepychanek.

Przynajmniej Vera była zadowolona.

I choć Sovran zignorował zupełnie błagalne spojrzenia Yetta, to wyłapał zerkania Very i dzielnie wytrzymał jej ocenianie. Elf, choć większość czasu siedział samotnie, czasem dołączał do towarzystwa, a wtedy słyszał wszelkiego rodzaju nowinki. Sprawa Everam i zdrajców, jak i tych, których można było uratować, była dość popularna na statku. Nic więc dziwnego, że miał szansę o tym usłuszeć.

Zebrani otoczyli skrzynię ciasnym kołem, bo każdy chciał zobaczyć, co zawiera smoczy skarb.

- No wiesz, trochę daleko do wybrzeża Varulae. - Zauważył Hewelion, samemu też kucając przy ubraniach. - Z drugiej strony, co to dla tego smoka?

- Bierzemy skarb!
- Oświadczył Ohar, jakby to on był decyzyjnym w tej sprawie. - Nie dość, że ktoś go może nam świsnąć, to... to jak smok zobaczy, że nie ma, to nam statki spali?

- Lecz jeśli to tu zostawimy, smoki mogą znieść więcej złota i ostatecznie zrobić tu leże. - Mruknął Labrus, krzyżując ręce na piersi. - Nie chcemy smoków na wyspie.

- Siedzące na jajach gęsi są agresywne, Vero Umberto.
- Dodał Ighnys tonem znawcy, jakby zapomniał o temacie własnego syna.

- A smok to nie jest gęś. - Dodał Ohar.

- Gęś? - Dopytał Sovran, powoli artykułując głoski.

Vera przeszukiwała zebrane ubrania. Większość była w nienaruszonym stanie, parę wpadło do błota, lecz nie było to nic, czego nie sposób byłoby wyczyścić. Kobieta, do której niegdyś należał kufer, miała dobry gust. Koszule, suknie i spódnice były z dobrego materiału, niektóre miały bufiaste rękawy, inne falbany, każda jednak była w dobrym guście. Biżuteria, za to, była dość skromna, lecz wydawało się, że przez gust właścicielki, a nie cenę. Kiedy Vera podniosła koszulę, która wpadła jej w oko, materiał rozwinął się i wypadł z niego owinięty w papier pakunek, wcześnie schowany w złożonej. Paczuszka była niewielka, ledwie na stopę długa, do tego bardzo lekka.

- Nie otwieraj! - Spanikował Corin. - To może być niebezpieczne!
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

838
POST POSTACI
Vera Umberto
- Smoki mogą być agresywne niezależnie od tego, czy na czymś siedzą, czy nie - mruknęła do Ignhysa, choć wątpiła, by te rozważania miały jakikolwiek sens. Nie znali się na białych smokach, ani na smokach ogólnie. Generalnie nie znali się na żadnych magicznych, legendarnych stworzeniach, takich jak lewiatany, smoki, syreny, czy gigantyczne pająki. Wiedzieli tylko, że te dwa ostatnie da się zabić zwyczajnie, tak jak wszystko inne. Co do dwóch poprzednich nie jeszcze do końca pewni.
Ubrania się jej podobały. Nie była pewna, czy rozmiarem by na nią pasowały, ale mogłaby przymierzyć i się zorientować... zawsze mogła oddać je dziewczynom z załogi. Co smokowi po damskich fatałaszkach? One lepiej by je wykorzystały. Miałaby zostawić taką przykładową jedwabną koszulę z bufiastymi rękawami, żeby tu zgniła, do połowy przysypana ziemią? Spódnice z tak porządnego materiału? Gerda i Olena nosiły kiecki, przecież zostawienie ich tu to było marnotrawstwo, na jakie Umberto nie mogła pozwolić.
- W sumie smok nawet jeśli tu wróci, to nie musi zniknięcia tych rzeczy powiązać akurat z nami - stwierdziła, rozkładając kolejną suknię i przesuwając palcami po zdobionych guzikach. - To tak, jakbyśmy zostawili piknik na środku lasu i dziwili się później, że nam go zwierzęta rozkradły. Nie ścigalibyśmy ich z zemstą, prawda? Dla takiego smoka jesteśmy jak... myszy.
Usprawiedliwiając tak własną zachłanność, Vera rozwinęła kolejną koszulę, a z niej coś wypadło. Zerknęła na Corina przez ramię z powątpiewaniem. Co niebezpiecznego mogło tam być? Co najwyżej mogła się skaleczyć, gdyby rozwijała zawartość nieostrożnie. Ale pakunek był zbyt lekki, żeby zawierał broń.
- Przecież smok nic nie owinął w papier i koszulę i nie podrzucił do skrzyni, a ta należała do jakiejś bogatej paniusi. Co tam mogła schować takiego groźnego? - spytała, łapiąc za brzeg papieru i rozwijając go ostrożnie.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

839
POST BARDA
- Smoki mogą być agresywne. - Zgodził się Ighnys. - Mogą też nie być agresywne. - Dodał po chwili zastanowienia, unosząc palec, by podkreślić swoje odkrycie.

- ...gęś? - Dopytał Sovran, bo nikt nie raczył mu odpowiedzieć po pierwszym jego pytaniu. Skierował swój wzrok ku Ighnysowi, bo mag był chwilowo jego najlepszym towarzystwem.

- Gęś! Gęś, kaczka, kura! Indyk!! - Ighnys wzniósł ręce nad głowę w celu podkreślenia wagi tego oświadczenia.

Ubrania były zdecydowanie kuszące, dobrze wykonane, ładne, nieco zleżałe, ale czego spodziewać się po skarbie z morza? Cide, zachowały się w skrzyni i należało je tylko porządnie przeprać.

- A kto tu inny jest, jak nie my? - Pytał Ohar, zupełnie nieprzekonany sytuacją. - Może jak zabierzemy, to zostawi na drugi raz starżnika? Tego drugiego?

- Wtedy stracimy wyspę. - Mruknął zrezygnowany Yett. - Zostawmy to tutaj. My wystawmy straże. Raz na jakiś czas... taki smok nam nie będzie przeszkadzał. I Vera, uważaj z tą paczką!

Paczuszka nie była podejrzana, wyglądała jak zwykła przesyłka, którą ktoś kiedyś do kogoś wysłał. Kiedy Vera odwinęła brzegi papieru, pierwsze, co jej się ukazało, to liścik.

- Co tam pisze?! - Zainteresował się Hewelion, nachylając się od razu do wiadomości.

- Jest napisane. - Poprawił go Labrus.
Kochana córeczko!

Nie mogę przestać myśleć o tym, jakie nieszczęście cię ostatnio spotkało. Przesyłam ci całusy ode mnie i mamy, a do tego mały prezent, by twoje śliczne dłonie już zawsze były bezpieczne.

Tatuś
- Co to, Vera?! - Pytał Hubert, niemal wyrywając Verze pakunek. Złapał za zawartość i uniósł ją, pokazując zebranym... - Rękawiczki? - Mruknął bez przekonania, rozczarowany znaleziskiem. - Chociaż skórzane. Ty, i to z takiej niegłupiej skóry. Na mnie nie będą pasować.

- A na mnie?
- Podpytał Ohar.
Spoiler:
Rękawiczki rzeczywiście były uszyte z miękkiej łuskowatej skóry o zielonawym odcieniu, ale wyłożone zostały od środka futerkiem, które wyglądało na królicze. Na zewnętrznej stronie miały ozdobne wytłoczenia oraz koronkę, która przy odpowiednim świetle mogła wyglądać, jakby była zrobiona z metalu. Rozmiarem zdecydowanie pasowałyby bardziej na kobietę, aniżeli na Ohara czy Heweliona.

- Przepiórka! - Zawołał Ighnys niespodziewanie.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

840
POST POSTACI
Vera Umberto
- Taki ptak. Biały, tej wielkości - odpowiedziała Sovranowi kapitan Vera Umberto, unosząc swoje smukłe, aczkolwiek umięśnione ręce, by mniej-więcej zaprezentować mu wielkość przeciętnej gęsi, stworzenia nie tak niesamowitego i magicznego jak smok, choć dla mrocznego z pewnością fascynującego. - Silas nie ma jakichś?
Potem już ciemnowłosa kobieta skupiła się na liście, wbijając w zapiski spojrzenie swoich ciemnych jak noc oczu, które tak pokochał ten wspaniały mężczyzna zwany Corinem, teraz okrutnie na nią obrażony za niegodny występek, jakiego się dopuściła. Zapoznała się szybko z treścią i podała pergamin dalej, choć nie była pewna, czy aby na pewno wszyscy tu obecni, zebrani ponad smoczym skarbem, skrzynią obmytą przez morskie fale, potrafili czytać. Był to jednak już zupełnie nie jej problem, szalony umysł Very Umberto był ponad takie nieistotne sprawy.
- Ktoś miał pecha - podsumowała tylko, nieszczególnie przejęta losem zarówno adresatki tej przesyłki, jak i jej rodziny. Jakże okrutna była, jakże obojętna? Zajmowała jednak stanowisko kapitana pirackiej załogi, nie mogła charakteryzować się empatią i troską o nieznajomych, albowiem okropnie byłoby to dla niej niewygodne na co dzień.
Wciąż kucając przy skrzyni, niczym drapieżnik nad martwą ofiarą, poszukiwaczka smoczego skarbu uniosła wzrok na trzymaną przez Heweliona odnalezioną część garderoby, nadzwyczajne, skórzane osłony dłoni i palców, podziwiając kunszt wykonania, ornamenty i przeszycia. Były piękne, nadzwyczaj wspaniałe! Jak mogła zostawić je tutaj? Czasem bywało chłodno, a jak mieli znów płynąć na północ...
- Bo macie wszyscy wielkie łapska. To są damskie rękawiczki - wyciągnęła rękę do Heweliona po jedną z nich i gdy ją od silnego, przystojnego (gdyby nie blizny) kapitan otrzymała, naciągnęła ją sobie na dłoń o długich, smukłych palcach, którą potem obróciła, by przyjrzeć się temu, jak zielona skóra prezentowała się z każdej strony. Były na nią idealne, zupełnie, jakby ktoś uszył je specjalnie dla niej, dla Very Umberto, pięknej, choć bezlitosnej byłej żołnierki. Pieprzone smoki, dlaczego musieli jeszcze martwić się teraz tym, co zrobi przerośnięta jaszczurka, jak znajdzie wybrakowany skarb?
- Skrzynia była pęknięta, ale zamknięta. Smok nie wie, co było w środku. Proponuję, żeby każdy z nas wziął sobie po jednej rzeczy, a resztę ułożymy tak, żeby wyglądało na nietknięte. Wciśniemy materiały w tę dziurę, tak o... - wetknęła jedną z koszul w powstałe pęknięcie w sprytnym manewrze mającym na celu oszukanie legendarnego monstrum, odwiedzającego ich niewielką, bezpieczną przystań. - Nawet jak po to wróci, nie powinien niczego zauważyć. Jego skarb będzie na miejscu. Hm? Może być? - uniosła pytający wzrok na Corina, swojego kochanka, swojego męża, swojego oficera i najbliższego przyjaciela. - Ja biorę rękawiczki.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”