Cesarski Kompleks Pałacowy

1

Klejnot Pustyni kryje w sobie wiele niesamowitych zaułków, kolorowych ulic i pięknych świątyń Drwimira, ale jego perłą jest zespół pałacowy Cesarzy Południa. Nie jest on bowiem nawet pojedynczą, wielką budowlą górującą nad innymi budynkami w mieście – nie, to jest miasto w mieście, przepełnione przepychem licznych ulic, przy których za złotymi bramami postawione są pomniejsze pałace. Cesarski Pałac jest bowiem kompleksem budowli przeznaczonym jego licznej rodzinie, której więzi krwi po wielu pokoleniach są znacznie rozrzedzone, zostawiając jedynie nazwisko i prestiż.

W licznych rezydencjach mieszkają kuzyni dalsi i bliżsi Cesarza, jego rodzeństwo i dzieci, prześcigając się w upiększaniu co i rusz swych domostw. Można więc znaleźć na trawnikach strzeliste palmy i przechadzające się między nimi pawie, oczka wodne z kolorowymi rybami z raf koralowych Archipelagu, tygrysy na złotych łańcuchach i sprowadzane z Varulae i Eroli egzotyczne rośliny. Splendor wylewa się z okien orczych dworków, lecz to główny gmach, siedziba samego Cesarza Buliara IV jest prawdziwym klejnotem pustyni.

Strzeliste wieże sięgające ponad miasto lśnią złotymi kopułami, szerokie odrzwia zapraszają zaś do chłodnych korytarzy prowadzących do niezliczonych komnat, których znaczna część nawet nie jest używana. W bezpośrednim środowisku Jego Cesarskiej Mości mieszka bowiem nieliczna grupa zaufanych mu zielonoskórych, których większość ogranicza się do doradców, kapłanów i generałów. Własne skrzydła posiada także garstka tych potomków, którzy zdają się być najlepszymi pretendentami do tronu Urk-hun. Mieszkają tam także liczne kochanki cesarskie, a i nie brakuje pięter dla służby, podobnie zresztą do reszty kompleksu.

Miastu cesarskiemu nie brakuje także atrakcji, których jest tutaj w bród. Będą tam więc areny, zoo, przepiękne ogrody tematyczne oraz piaszczysta plaża odosobniona od reszty nabrzeża. Są tutaj także koszary dla straży pałacowej, kowal, jubiler, szewc, krawcowe i wiele innych rzemieślników będących na zawołanie cesarskiej rodziny. Słowem – czegokolwiek zamarzyłby cesarski potomek, można znaleźć tutaj, za wysokimi murami, zza których widać jedynie wieże i kopuły rezydencji.

Cesarski Kompleks Pałacowy

2
POST BARDA
Kontynuacja z Drogi na Wschód


Lśniące w krwawym blasku słońca ornamenty straży cesarskiej skutecznie przyciągały gapiów, ale jednocześnie trzymały na dystans wielu ciekawskich, lepkorękich bandytów. Trzy konie i ciągnący się za nimi orszak niewolników przeciskały się ulicami miasta, przyprawiając o mdłości delikatnego spiczastouszego, który w końcu nie wytrzymał i zwrócił zawartość śniadania pod czyjeś przypadkowe nogi. Kapitan nic sobie z tego nie zrobił i dalej kontynuował podróż, aż do wspaniałych murów cesarskiego kompleksu pałacowego. Tam zamknięta brama otworzyła się natychmiast na widok przybyszów i przechodząc przez gruby wały piaskowca, Awaren trafił do innego świata, odizolowanego od Herbii.

Znacznie więcej cienia dawały tutaj wysokie, szerokolistne palmy ustawione w reprezentacyjnej ulicy prowadzącej do pałacu cesarskiego. Po lewej i prawej oprócz pięknych trawników stały rezydencje cesarskich krewnych, a w nich w szerokich oknach przechadzali się wszyscy najważniejsi tego państwa – zarówno orkowie, jak i gobliny. Po deptaku krążyli przechodnie, zaś okazjonalnie szybkim krokiem, ze spuszczoną głową mijała ich służba. I część zerkała zaciekawiona trzema jeźdźcami i żywym towarem ciągniętym praktycznie za nimi. Wędrówka wycieńczyła całą trójkę ocalałych i niemalże już mdleli, podobnie zresztą do Awarena, który czuł, jakby wrażenia z ostatnich dwóch dni skumulowały się w jego czaszce i chciały wyjść, przy okazji roztrzaskując ją w drobny mak. Tajemnicza sensacja jednak szybko zniknęła wraz ze świadomością elfa, który ostatnie co pamiętał, to zbliżającą się niebezpiecznie szybko ziemię.

Wybudzenie z błogiej nieświadomości było wyjątkowo przyjemnym doznaniem, w przeciwieństwie do wcześniejszych dni. Co więcej, Foighidneach miał przed oczami nie jaskrawe, krwawe niebo, a... sufit wymalowany jasną barwą. Pod głową czuł miękką poduszkę, zaś pod sobą ich kolejne naręcza razem z mięciutkimi skórami. Nie czuł także gorączki, ani suchot w ciele, a noga... och, noga go już nie bolała! Był też przebrany w świeże szaty i nie śmierdział potem. Lecz co ciekawsze, przekręcając głowę w stronę okna, ujrzał zza niego słońce – pod żadnym pozorem krwawiące, lecz o jaskrawym, ciepłym kolorze. Niebo było błękitne, bez jednej chmury.

Obudziłeś się — usłyszał głos obok swej osoby, zaś zwracając lico ku jego źródle, ujrzał młodą dziewczynę siedzącą na kolanach przy nim z tacką pełną jedzenia. Widział na niej kiść winogron, daktyle, dwie kromki czarnego chleba i miskę z sałatką warzywną. Obok niej stał dzbanek z wodą i puchar już napełniony tym trunkiem. Dziewczyna postawiła wszystko obok posłania, naczynie z trunkiem podając do rąk elfa. — Pij i jedz, podróż i Koniunkcja nieźle cię wymęczyły, a na pusty żołądek cię stąd nie wypuszczę.

Uśmiechnęła się łagodnie. Miała ewidentnie everamskie korzenie, z jej hebanową karnacją i długimi, lśniącymi włosami splątanymi w cienkie warkoczyki. Ubrana w przewiewne szaty odsłaniające brzuch i uda, prezentowała się teraz niczym bogini obdarowująca swego wiernego niebiańskimi darami. — Jesteś u uzdrowicieli, jeśli cię to interesuje. Jak spałeś, naprawiali twoją nogę.

Cesarski Kompleks Pałacowy

3
POST POSTACI
Awaren
Droga powrotna do Karlgardu okazała się nie tylko nieusłana różami, ale przypominała raczej okrutną katorgę, pomiędzy którą Awaren nie odnajdywał przyjemności nawet w tych krótkich momentach, w których omdlewanie odbierało mu świadomość. Jakby efekty Zaćmienia nie wydawały się już dostatecznie zabójcze, nieprzyzwyczajonego do jazdy konnej elfa bolał dosłownie każdy skrawek ciała, a zwłaszcza... Część zadnia. Jego, nie wierzchowca!
Bycie obolałym balastem z reguły nie przeszkadzało mu w marudzeniu pod nosem, jednak nawet na to, jak się szybko okazało, zwyczajnie brakowało mu sił. Sił oraz śliny w wyschniętych na wiór ustach.
Być może rozszarpanie przez dzikie gnolle nie było jednak aż takie złe, gdy się nad tym zastanowić? Śmierć z wycieńczenia i odwodnienia wydawała się znacznie gorsza. Powolniejsza.
Myśli tego rodzaju nie były oczywiście w jego typie i wbrew częstego tworzenia w swojej głowie najczarniejszych scenariuszy, Awaren był stworzeniem o ogromnej woli życia. Dostatecznie wielkiej, by porzucić wszelkie zasady moralne oraz własną godność, jeśli tego wymagało od niego zachowanie skóry. Starał się o tym pamiętać pomimo dopadających go majaków, ogólnego bólu oraz gorączki trawiącej zarówno ciało, jak i umysł.
Niedelikatne traktowanie przez gwardzistów pamiętał bardziej, jak przez mgłę, która rozwiewała się na krótkie chwile, w których wreszcie litowano się nad nim i wrzucano do dostępnych przy nielicznych oazach zbiorników wodnych. Dziwić by mogło, że wbrew rozkazom nie postanowiono pozbyć się ciężaru, aby później zwyczajnie wyjaśnić, że zarżnięto elfa na długo przed jego odnalezieniem. Byli zatem... Bardzo obowiązkowi albo wyjątkowo lojalni, huh? Awaren chętnie zapisałby to sobie w głowie, gdyby ta nie przyprawiała go o ciągłe zawroty i nie zdawała się przypiekać mu żywca mózgu.

Wszystko było wciąż okropne i nieprzyjazne nawet wówczas, gdy mniej lub bardziej zdołał rozpoznać mury miejskie. Karlgardu? Nigdy nie oglądał ich od zewnątrz. Rzadko w ogóle miał okazję zbliżyć się do nich na tyle, aby móc ocenić, jak ogromne są w rzeczywistości. Dopiero gdy wpuszczono ich przez główne wrota, świadomość faktycznego dotarcia do domu trafiła go niczym... Ugh, niczym smród dolnej części miasta...? Czy te okolice zawsze tak strasznie capiły? Prawdopodobnie tak. Pomyśleć, że w podobnym, a może i gorszym swądzie żył za pierwszych lat niewoli, jeszcze u goblinów. W zagrodach podobnych do zwierzęcych. Patrząc z perspektywy czasu, jego życie naprawdę uległo znacznej zmianie. Zmianie na lepsze, niezależnie od tego, jak jego pozycja wyglądała w oczach innych.
Zdaje się, że porzygał się gdzieś po drodze. Był tego prawie pewny, sądząc po podwojonej ilości obrazów wirujących mu przed oczami oraz gorzkiego posmaku żółci w ustach. Gdzieś między miękką papką, w jaką jakiś czas temu wydawał się zmienić jego umysł, przeszłą mu nawet myśl, że życia zdecydowanie nie przedłuży mu jadący rzygowinami oddech, jeśli postawią go wreszcie przed Ushbarem. Nie zdoła też prawdopodobnie paść odpowiednio niezgrabnie na kolana, o ile nie chciał ryzykować wykończeniem rannej nogi. Może chociaż pozwolą mu się przebrać? Może-...
Może nie nadeszło, za to nadeszło coś obrzydliwego, co kazało mu prawdopodobnie wydać przypominający konające zwierze jęk, zanim na dobre nie zwiotczał i nie pożegnał się ze świadomością w towarzystwie bardzo niepokojącego uczucia spadania.

Dziwny, wręcz nienaturalny błogostan, jaki zastał go wraz z otwarciem oczu, przypominał mu wyjątkowo urokliwy sen, z którego za nic nie chciałby się budzić. Nic go nie bolało, nie paliło, a oczy mógł swobodnie otwierać i zamykać bez uczucia potwornej suchości i pieczenia. Oddychanie nie przyprawiało o dyskomfort, skóra nie ściągała się na ciele niczym zbyt ciasny kombinezon. Wszystko dla odmiany było miękkie i przyjemne w dotyku. I proszę! Nawet za oknem jaśniało znowu słońce! To był dobry sen. Bardzo, bardzo dobry sen. 10/10 - Awaren Foighidneach pozdrawia i poleca!
Trwanie w tym rozkosznym otępieniu przerwał mu wreszcie kobiecy głos. Zbyt miły dla ucha, mający w sobie specyficzną lekkość, aby móc należeć do orka. I oczywiście do żadnego orka nie należał.
Otwierając szerzej oczy i podnosząc do siadu, elf wlepił wzrok w kobietę oraz trzymaną przez nią tacę niczym w obrazek.
- Ja... Czy ja umarłem? - zapytał trochę głupio, niepewnie sięgając po pojedynczy owoc daktyla, jakby upewniał się, że to wszystko nie zniknie jeszcze zbyt szybko sprzed jego nosa. Daktyl był bardzo... daktylowy w dotyku. Tak. W smaku, jak się okazało również. Bardziej daktylowego daktyla nie jadł prawdopodobnie od początku swojego istnienia. O bogowie! Czy jedzenie naprawdę mogło smakować tak dobrze?!
Przymykając oczy i przytykając dłoń do ust, mógł i najpewniej wydał z siebie bardzo nieelegancki i nieprzyzwoity jęk rozkoszy, gdy delektował się pierwszym kęsem.
- Uzdrowicieli - powtórzył jeszcze z westchnieniem ulgi, zanim sens tych słów nie trafił go niczym grom z jasnego nieba. Uzdrowicieli! Był... Był w Pałacu?! Na terenie Pałacu?!
Poruszony i nieco zszokowany, od razu spróbował odkopać nogę z posłania, by móc się jej dobrze przyjrzeć.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

4
POST BARDA
Dziewczyna uniosła brew, rozbawiona ewidentnie pytaniem elfa. Prawdopodobnie nie wiedziała, że zdziwienie wynikało nie z chwilowego szoku po samym przebudzeniu się, a raczej przez warunki, w jakich się obudził. Bo nigdy chyba od tak wielu lat Awaren nie miał tak dobrego poranka, tak spokojnego... Prawie jakby nie był pomiatanym kundlem na uprzęży swego pana, cieszącego się z ochłapów zrzucanych niechcący ze stołu. - Prawie ci się to udało. Gdyby Koniunkcja trwała dłużej, zemarlbyś tutaj na gorączkę i wysuszenie. Jesteś już bezpieczny, spokojnie - zapewniła go, po czym nachyliła się jeszcze, szepcząc mu do ucha: - Jedz szybko, póki po ciebie nie przyszli.

Uśmiech nie schodził z jej ładnej twarzy, gdy elf odkrywał poły cienkiej tkaniny w obawie o swoją nogę. Ta była gęsto okryta bandażami, chociaż nie bolała... Ani właściwie nawet jej nie czuł. Nic nie czuł, dotykając się w okolicach kolana. - Nasi szamani padli tak samo jak każdy magik w Akademii i na mieście. Zeszyliśmy ją jak mogliśmy, nałożyliśmy okładów. Póki panicz nie rozkaże inaczej, tak musi zostać - wyjaśniła raczej z mniej zadowoloną miną. Tymczasem Awaren nie mógł nawet ruszyć palcem u stopy pomimo najszczerszych chęci.

I chyba nie było zaskoczeniem, że zaraz do małego pokoju wszedł ponury ork - i to ten sam, który go uratował. Kapitan zlustrował wzrokiem dziewczynę opiekującą się Awarenem, aż w końcu i jego samego. Widząc, że ten jest jak najbardziej przytomny, warknął do dziewki: - Panicz życzył sobie widzenia z jęczyelfem ledwo wstanie.

- Ledwo co się obudził, chciałam żeby przepłukał... - Everamka nie dokończyła zdania, bowiem kapitan szarpnął ją za włosy, unosząc jej głowę. Była w nieciekawej pozycji, klęcząca, z przestraszoną twarzą i strażnikowi chyba sprawiała przyjemność taka pozycja, bowiem przez dobre kilka sekund tkwił w miejscu, z dłonią wplątaną między jej warkoczyki.

- Panicz rozliczy się z tobą później. Zabieram elfa - puściwszy jej włosy, kapitan zabrał się za elfa, zostawiając opiekunkę z opuszczoną głową i łzami w oczach. Nawet nie drgnęła, chociaż na chwilę uchyliła usta, chcąc chyba coś powiedzieć w momencie, gdy biedny Awaren został siłą wyszarpnięty z posłania. Na nogach ustał dosłownie sekundę, nie mogąc utrzymać równowagi. Nie dość, że szybka zmiana pozycji zakręciła mu w głowie, to brak czucia w nodze zrobił też swoje.

- Potrzebuje na razie podpory - dorzuciła cicho ciemnoskóra dziewczyna, a kapitan ze znużonym stęknięciem rozejrzał się, w końcu odchodząc od leżącego na podłodze elfa i zabierając coś spod ściany. Wrócił zaraz, szturchając końcem kostura ciało mężczyzny i ponownie łapiąc go za ramię. Tym razem nie puścił go, gdy ten stał w pionie, najpierw dając mu do ręki ów kostur.

- Panicz Ushbar chce cię widzieć, shik - powiedział, dorzucając w orczym języku ekwiwalent słowa robak. Awaren mógł teraz ustać, ale czuł się kompletnie wyrwany z rzeczywistości i pięknego snu... Nie wspominając o dolegliwości jego nogi.

Cesarski Kompleks Pałacowy

5
POST POSTACI
Awaren
Elf szczerze nie wiedział, jak powinien się czuć w tej całej sytuacji. Onieśmielony? Oszołomiony? Szczęśliwy? Wszystko na raz? Wszystko na raz brzmiało dobrze. Najlepiej. Na co, jak na co, ale na profesjonalną opiekę, chwilę spokoju i pyszny, syty, ale zarazem lekki posiłek nie zamierzał narzekać! Co prawda nadal nie był szczególnie przekonany co do metod, jakie mogli zastosować, aby poskładać jego biedną kończynę do kupy, ale z pewnością musiało to być coś lepszego, niż felczer polowy.
Wzdrygnąwszy się nieco pod wpływem ciepłego oddechy przy swoim uchu, Awaren z lekkim niedowierzaniem zerknął na towarzyszącą mu Everamkę, nieznacznie czerwieniejąc przy tym na twarzy. Nie, wcale nie dlatego, że był jakiś specjalnie nieśmiały! Lata niewoli i ciągłe życie w biegu oraz obawie mogły jednak wpłynąć na jego postrzeganie samego siebie w dużo większym stopniu, niż zdawał sobie z tego sprawę. Nie pamiętał już nawet, czy przed lub po swojej narzeczonej, ktoś kiedyś zachowywał się w stosunku do niego w sposób jakkolwiek uwodzicielski. Siedząca przy nim kobieta prawdopodobnie miała po prostu taką, a nie inną naturę...?
- Dziękuję. Dziękuję, naprawdę! - odezwał się wreszcie, i jak wielka była jego ulga, gdy poczuł, że wreszcie może mówić bez wrażenia zdzierania sobie przy tym gardła! - Zastosowaliście... Maści znieczulające? Ah, pomyśleć, że Mój Pan był na tyle litościwy, żeby od razu nie kazać mi jej odjąć, hahaha! - zaśmiał się zapewne o wiele zbyt raźnie i swobodnie, jak na osobę, mającą przed oczami równie okrutną wizję potraktowania własnej osoby. Mimo to był naprawdę, ale to naprawdę szczerze poruszony. Nie skończył w żadnym lochu ani od razu gdzieś w zagrodzie, jako przyszły pokarm dla zwierzyny na arenie. Czyż nie był to sukces?
Przyglądając się czystym, profesjonalnie założonym opatrunkom, kolejna doza ulgi ukoiła pierwsze wątpliwości. Nawet jeśli wciąż będzie musiał załatwić dalszą sprawę w kwestii nogi na własną rękę (co i tak mu odpowiadało), nie powinno być problemu, dopóki miał pewność, że zdołali mu ją w ogóle uratować. Oby tylko nie było za późno na zaradzenie bliznom!
- Miałem więc rację? Zaćmienie naprawdę oddziaływało w ten sposób tylko i wyłącznie na osoby magiczne? Czy wiadomo już dlaczego? Jak w ogóle doszło do tego zjawiska? Jak mogło trwać-... Ile właściwie trwało? Kiedy się skończyło?
Awaren nie mógł zbyt wiele poradzić względem własnej ciekawości i fascynacji. Teraz gdy zagrożenie minęło, a przynajmniej to, ze strony tajemniczej anomalii, chciał dowiedzieć się maksymalnie jak najwięcej. Czysta, elfia żądza wiedzy wraz z potrzebą zrozumienia. A skoro miał już przed sobą osobę wyraźnie obytą ze sferami związanymi z wydarzeniem, jak mógłby sobie odmówić podobnej okazji?
Ledwie natomiast sięgnął i przytknął do ust pucharek z wodą dla dodatkowego orzeźwienia po przebudzeniu, gdy do pomieszczenia wparowała ostatnia osoba, jaką chciałby teraz oglądać. No dobrze, być może nieco demonizował. Ostatnią osobą byłby pewien, przyprawiający samą myślą o dreszcze oraz głęboki niesmak czarny okr, ale kapitan również nie zapadł mu pamięci zbyt dobrze.
Odsuwając kielich na tyle nerwowo, aby wylać przynajmniej połowę zawartości na posłanie, czym prędzej odłożył go na tacę i wykonał niezgrabny, acz machinalnie wyuczony ruch, aby natychmiast podnieść się z miejsca, gdy usłyszał o treści polecenia. Problem w tym, że... Jego noga nie do końca współpracowała?
- W-Wstaję! Już wstaję! - zakomunikował prędko z żałośnie piskliwą nutą, gdy tylko zobaczył, do czego posuwa się gwardzista.
Poważnie, czy nie miał za grosz wstydu? Nawet jak na orka był zbyt arogancji, zbyt pewny siebie i zbyt brutalny! Karlgard mógł należeć do orków oraz stanowić więcej niż połowę jego mieszkańców, co nie znaczyło, że kierował się równie barbarzyńskimi metodami, co pozostałe, orkowe miast. Dobre kontakty z innymi przedstawicielami ras były przecież dla nich kluczowe! Na tym stawiali siłę całej gospodarki! Do licha, sam Awaren ciężko zasuwał każdego dnia, żeby pomóc w kontynuowaniu tego rozwoju! Rozpisywał kolejne plany, rozbudowywał sieć logistyczną, ubierał w odpowiednie słowa listy do ich sojuszników i kontrahentów! Tylko dlatego, że był nieco silniejszy, naprawdę nie powinien traktować w podobny sposób jednej z pałacowych medyków!
Niezależnie od swoich dobrych chęci, i tak skończył w każdym bądź razie wyszarpnięty z łóżka, co siłą rzeczy musiało przerodzić się w bolesny upadek na cztery litery. Awaren mógł tylko zacisnąć zęby i z sykiem wypuścić przez nie powietrze, zamykając na moment oczy, aby pozbyć się zbyt długo wcześniej towarzyszącego mu uczucia wirowania.
Nie wiedząc za bardzo co z sobą począć w tej nieciekawej sytuacji, elf poruszył się dopiero, gdy poczuł znaczące szturchnięcie ze strony swojego chwilowego ciemiężyciela. Oh. Kostur! Przynajmniej ten mu zwrócono i tym razem nie puszczono zaraz po ponownej próbie stanięcia na nogach.
- Tak, tak, oczywiście! - zaświergotał nerwowo, przywołując swój standardowo uprzejmy uśmiech. - Jestem do Jego Książęcej dyspozycji!
...Shik, huh? Dawno nie słyszał już tego określenia w stosunku do samego siebie, gdy tak się nad tym zastanowił. Choć fakt, że znał je nie od dziś. Towarzyszyło mu przez pierwsze lata dużo bardziej regularnie.
Niczym niechciane i niepotrzebne mu tu i teraz do szczęścia wspomnienie głosu orkowej niewolnicy, wypominające, jak nisko musiał upaść, skoro nawet będąc pod rozkazami cesarskiego księcia, traktowany był niczym śmieć, przemknęło mu przez głowę. Krótko nią potrząsając, usiłował odgonić je niczym natrętną muchę. TO była rzeczywistość, w której żył. TAKIE były realia, zaś pozycja, w której określił sam siebie książęcym doradcą, jedynie pustym życzeniem. Niezależnie od tego, jaką pracę wykonywał, wciąż był jedynie sługą.
... Z jakiegoś powodu zabrzmiało to dla niego dużo bardziej gorzko niż zazwyczaj.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

6
POST BARDA
Dziewczyna zakołysała się na piętach, słysząc dywagacje Awarena, po czym pokręciła głową. — Mieliśmy ograniczony arsenał i sporo rannych żołnierzy po Zaćmieniu, więc nie mogliśmy zbytnio ulżyć ci w bólu. Zostały zastosowane okłady chłodzące i maść łagodząca ból. Przez jakiś czas będzie bolało jak diabli, ale w końcu przejdzie — powiedziała, nieświadoma faktu, iż nogi elf w ogóle nie czuł. Ba, gdyby ktoś postanowił mu ją przełamać w pół, prawdopodobnie nawet wtedy nie drgnąłby. Nie mógł także wymusić poruszenia palcami u nogi.

Everamka uniosła brew na potok pytań, którym zalał ją Czarodziej. Mieli jeszcze chwilę na rozmowę przed nadejściem kapitana, o czym oczywiście jeszcze nie wiedzieli, więc pielęgniarka mogła co nieco odpowiedzieć w miarę swoich możliwości. — Dużo pytań jak na kogoś dopiero po przebudzeniu. I nie wiem wiele. Ci z Akademii Czarnoksięstwa ponoć się teraz pysznią, że to wszystko przewidzieli, ale matka szamanka twierdzi, cytując, że te goblińskie kurduple gówno wiedziały oprócz tego, że się słońce przytknie na chwilę — właściwie Awaren jako uczony kojarzył, że paru uczonych z Akademii faktycznie wspominało coś o niespodziewanym zaćmieniu, nie byli oni jednak zbyt drastyczni w swych przewidywaniach. — Całość trwała trzy dni i tak, sparaliżowało wszystkich szamanów i magików z uczelni. A na domiar złego wszystkie paskudztwa się przebudziły. Morze stanęło w miejscu niczym jezioro, wzburzane tylko wyłażeniem jakiś wielkich kałamarnic, z nieba atakowały czasami szkarady, porywając po prostu przechodniów, a pod miastem zbierały się jakieś inne poczwary. No i w mieście ukryte bestie się uaktywniły. Wampir jakiś grasował... ale to w nocy było najgorzej. Więcej nie wiem, trzeba byłoby pogadać z goblinami z Akademii.

Orczy dowódca nie mógł także wiedzieć, że leżący na podłodze Awaren przechodzi właśnie kryzys tożsamości. Znudzony jedynie nieporadnością swego podopiecznego dźgał go kosturem, zmuszając i brutalnie pomagając w powstaniu, podczas gdy łkająco cicho ciemnoskóra dziewczyna odprowadzała ich spojrzeniem. Elfowi mogło przemknąć przez myśli, że mogła być niewolnicą. We Wschodniej Baronii niewolnictwo co prawda było per se zakazane, a przynajmniej aktywne łowienie i sprzedaż na jej terenie... jednak nie było regulacji, że pochodzący z Varulae niewolnik przestępując mury Karlgardu automatycznie staje się wolną istotą. Jeśli więc ktoś chociażby z pałacu pojedzie na zakupy do baronii po prawej i wróci z naręczem niewolników... to zostają oni nimi do czasu śmierci bądź zwolnienia z kajdan. Tak więc tutaj nie można było zostać niewolnikiem, ale można było nim ciągle być.

Powolne tempo Awarena idącego chłodnymi korytarzami denerwowało kapitana, który posapując, ciągnął za sobą sługusa. Na żadne ewentualne pytania elfa już nie odpowiadał, klucząc za to między kolejnymi drzwiami, by w końcu wyjść na małe patio. W małej sadzawce kąpały się właśnie mewy, które jakiś ogrodnik próbował bezskutecznie przegonić miotłą. Na ławeczce w cieniu młode orczyce przyglądały się precedensowi, chichrając niekontrolowanie, gdy któryś ze szkodników o mały włos nie wydziobał starszemu mężczyźnie oka. Kapitan jedynie spojrzał na sytuację i przeprowadził Awarena na drugą część, do innego skrzydła.

Właściwie Awaren był już bardzo często na tym patio. Znajdowali się w głównym pałacu i właśnie przechodzili do skrzydła Ushbara – oddalonego dosyć daleko od reszty, ale nadal będącego oznaką prestiżu, znaczącego tyle, że cesarz bierze pod uwagę swego potomka w walce o tron. Byli więc blisko i po przejściu paru zakrętów i pokonaniu schodów na piętro, pod ich stopami pojawił się dywan wykładający posadzkę. Prywatne komnaty Ushbara.

Kapitan zaprowadził Awarena pod drzwi, które były niejakim... biurem panicza. Przygrzmocił w nie pięścią, lecz po jakimś czasie nikt się nie odezwał. Zwrócił za to głowę w stronę ciężkich drzwi, za którymi były pokoje sypialniane księcia. Dochodziły stamtąd dziwne dźwięki, będące połączeniem sapania, jęków i uderzania czegoś o... meble? Kapitan zmarszczył brwi, spojrzał na elfa i westchnął. — Poczekamy.

Pochodnia w głowie Czarodzieja zapaliła się, gdy uzmysłowił sobie, że wybryki seksualne Ushbara były znikome i nigdy nie interesował się kobietami, a jeśli już, to w zaciszu nocy, nie wczesnym popołudniem.

Cesarski Kompleks Pałacowy

7
POST POSTACI
Awaren
"Będzie bolało jak diabli"? Co dokładnie miało boleć jak diabli? Na pewno nie noga, o której zapomniałby, że wciąż ją ma, gdyby nie widział jej tu i teraz na własne oczy. Czyżby kobieta się mimo wszystko myliła? Być może któryś z jej współpracowników zaaplikował odpowiednie środki, gdy sama nie była tego świadoma? Wbrew świetnemu samopoczuciu jako takiemu, Awaren nie potrafił powstrzymać zimnego dreszczu obawy, jaki przeszedł go chwilę później wzdłuż kręgosłupa.
Oczywiście, zamierzał poruszyć ten temat. Nie mógł przecież ot tak zignorować faktu, że praktycznie nie posiada czucia w jednej kończynie, gdy rzekomo powinien ją czuć dużo bardziej niż normalnie! Ponieważ jednak nie zakładał jeszcze, że pojawi się za moment ktoś, kto zupełnie mu to uniemożliwi, pozwolił sobie na odrobinę relaksu, skupiając się na moment na spijaniu kolejnych informacji, jakimi zgodziła się nakarmić go Everamka. Naturalna żądza wiedzy przysługująca jego rasie, nigdy nie osłabła, nawet w najgorszych i najbardziej niekorzystnych warunkach.
- Hahaha - zaśmiał się z zakłopotaniem, nadal nie do końca wiedząc, jak zachowywać się w stosunku do kogoś nastawionego do niego z góry przyjaźnie. Zwłaszcza kogoś, będącego urodziwą przedstawicielką płci pięknej. - Często to słyszę - skłamał żartobliwie.
Oczywiście, że niczego takiego nie słyszał, chociaż faktem było, że pleść trzy po trzy oraz zadawać pytania światu potrafił zacząć jeszcze zanim dobrze otworzył oczy wraz z początkiem każdego nowego poranka. Były to natomiast pytania natury egzystencjalnej częściej niż nie.
Tak czy inaczej, kiwając od czasu do czasu głową, wysłuchał wyjaśnień Everamki, kiwając od czasu do czasu głową i zastanawiając się, ile więcej udałoby mu się wyszperać, gdyby w najbliższych dniach udało mu się skontaktować z kimś z Akademii... Być może powinien napisać odpowiedni list? Coś oficjalnego, z odpowiednią pieczęcią, dla stworzenia pozoru zainteresowania tematem ze strony Pałacu? Czemuś takiemu z pewnością nie mogliby odmówić! Hej, nadal był w sporej mierze uczonym! Gdyby przekonał Ushbara, że to dla dobra ich wszystkich, zważając na to, jak niebezpieczne okazało się w skutkach zjawisko, na pewno nie poskąpiłby mu możliwości skorzystania ze swojej pieczęci, racja? Nie byłby to nawet pierwszy raz i...Racja. Najpierw musiał chyba jeszcze przeżyć ich ponowne spotkanie, huh...?
A i to przyjść miało szybciej, niż oczekiwał.

Wyprowadzony, czy raczej wywleczony z przedsionka zaznanego po raz pierwszy i zapewne ostatni raju, elf jedynie starał się przebierać kosturem oraz sprawną nogą na tyle szybko, na ile potrafił. Wyjątkowo starał się też trzymać dziób na kłódkę. Poza rozpraszaniem się własnymi, czarnymi myślami, wciąż pamiętał, że prowadzący go ork był ostatnim chętnym do pogawędek. Ostatnim również, któremu Awaren chciał towarzyszyć dłużej, niż było to konieczne.
Szczerze nie spodziewał się, że w murach pałacowych ktoś jeszcze będzie szarpał nim, jak szmacianą lalką. Tego typu rzeczy nie zdarzały się już aż tak często, jak dawniej. Czyżby... Czyżby naprawdę aż tyle stracił w oczach swojego pana, pozwalając się idiotycznie porwać? Miało sens. Orkowie cenili siłę i...
-Silny możesz też być w gębie na tyle, żeby cię szanowali. Ucz się od goblinów, a żaden strażnik nie będzie ci podskakiwał...
Krzywiąc się, sam przelotnie zerknął w stronę ogrodnika, a następnie, dużo bardziej dyskretnie i badawczo, ukosem na kapitana. Czy gdyby ogrodnik sarknął ze złością w stronę kogokolwiek tutaj, pokazując odrobinę brawury, zostałby doceniony? Oczywiście, że nie. Raczej pobity na śmierć, a kolejnego dnia zastąpiony. Awaren był całe szczęście nieco bardziej przydatny, niż ogrodnik i pobicie go na śmierć wiązałoby się z wieloma drobnymi, gryzącymi po tyłku królestwo problemami, o których pamiętał czasami podkreślać w drobnych sugestiach. Nikt nie chciał wracać do problemów z wewnętrzną korupcją, skubiącą skarbiec na prawo i lewo lub ponownym upadkiem logistyki! Że nie wspominając o przedzieraniu się przez nudne księgi rachunkowe i rozliczeniowe! ...Przynajmniej miał taką nadzieję. Był zresztą dużo lepszą inwestycją! Lepszą, bo praktycznie darmową! I miał ogromną, ale to OGROMNĄ nadzieje, że jeszcze ktoś o tym pamiętał przez krótki czas jego nieobecności w Karlgardzie... To, co miał na myśli przez swój tok rozumowania, to to, że... Gdyby się postawił, nadal skończyłby podbity! Z tą być może różnicą, że nie na śmierć! I to tylko BYĆ MOŻE! Czy kapitan wyglądał jak ktoś, kto słuchałby kogoś pokroju sługi? Nawet jeśli sługi cesarskiego syna? Ughh, powinien zdecydowanie przestać o tym myśleć! To donikąd nie prowadziło. Czy nie miał zresztą budować w głowie swojej mowy? Tej, w której za chwilę będzie błagał o życie? Jak w ogóle miał paść na kolana w swojej obecnej formie?! W ogóle o tym nie pomyślał!

Od wejścia na dobrze mu znane patio, elf z każdym krokiem coraz mocniej zaciskał palce na kosturze, dopóki nie osiągnął punktu, w którym knykcie zupełnie mu nie zbielały. Był to chyba najgorszy odcinek. Schody jeszcze nigdy aż tak mu nie służyły i gdy wreszcie znaleźli się przy odpowiednich drzwiach, Awaren był ponownie diabelnie wykończony i nieprzyjemnie mokry na plecach. No dobrze. W porządku. Da radę. Da radę. Jak nic da. Sobie. Radę.
- Hm? - mruknął, wytrącony z własnych myśli i dopiero wtedy TO usłyszał.
Konsternacja, zaskoczenie, zawstydzenie i wreszcie kompletne zażenowanie, zalały go niczym fala gwałtownego przypływu. Dotychczas blady, poczerwieniał na twarzy i aż po same czubki spiczastych uszu, absolutnie nie spodziewając się, że zastaną Ushaba w podobnej sytuacji.
Od kiedy jego pan i lord pozwalał sobie na tego typu igraszki w samym środku dnia?! J-Jak bardzo mogły zmienić się jego zwyczaje przez tak krótki okres czasu?! I jak w ogóle doszło do tego, że znalazł sobie kogoś akurat pod nieobecność Awarena?! Czy-Czyżby efekt nadmiernej frustracji?! Nagłe pojawienie się potrzeb, które wcześniej go praktycznie zupełnie nie ruszały?! Czy ostatni raz, gdy zaczepił temat ewentualnych potomków, nie skończył się z propozycją skończenia, jako przynęta na kolejnego gryfa, jakiego upoluje?! Nawet Awaren uważał za dziwny brak zainteresowania księcia sprawami łóżkowymi, w porządku? Dlatego... Właśnie DLATEGO, tym bardziej przejęła go ta nagła i nieoczekiwana zmiana! Czy jego pan w ogóle wiedział, jak działały te tematy? Foighidneach może i miał do dyspozycji od zbyt wielu lat tylko i wyłącznie swoją własną dłoń za kompanię w tych rzadkich, uh, cholernie rzadkich, wolnych od zmęczenia i pracy chwilach, w których mógł sobie ulżyć, ale szczerze, z jakiegoś powodu zawsze uważał, że wciąż miał dzięki temu więcej doświadczenia, niż mógł posiadać Ushbar. Jakkolwiek niewiarogodnie by to nie brzmiało. Ork zwyczajnie wolał dobrą bitkę od kobiet, niemalże boleśnie dla oczu otoczenia ignorując często liczne, dobre partie.
I oczywiście, byłaby to świetna nowina! Jakkolwiek dziwnie czuł się Awaren ze świadomością, że miałby nie mieć wcześniej okazji do dokładnego prześledzenia przeszłości ewentualnej branki oraz wygrzebania na jej temat wszystkich dostępnych informacji, byłaby to wciąż naprawdę dobra nowina! Orkowie nie byli plotkarzami, ale wciąż nie służyło dobrze posiadanie opinii niezdolnego do prokreacji. Szczególnie komuś z pozycją księcia. Mimo to... Mimo to...! Czy naprawdę odgłosy, jakie słyszeli, byli tym, co sobie o nich wyobrażali?
Facjata elfiego sługi stopniowo przeszła z rumianej na ponownie bladą. Złe, paskudne złe wizje oraz nowa porcja paranoi zaatakowała, niczym zaraza, zmuszając go do przyciśnięcia pleców do ściany obok drzwi, a kastoru do klatki piersiowej. Musiał... Rozegrać to na spokojnie. Nie mógł przecież wparować do komnat Ushbara, krzycząc, czy przypadkiem nie potrzebuje pomocy! Czy przypadkiem nie jest właśnie mordowany! Szczególnie, jeśli miałoby się okazać, że jednego, co morduje, to jakaś zielona d-... N-Nieważne!

Odchrząkując, spróbował zwrócić na siebie uwagę orkowego kapitana.
- N-Nasz Lord z pewnością nie próżnuje, hahaha - zaczął nerwowo, przygotowując do wylania odpowiedni potok słów. - W środku dnia. Gdy zazwyczaj zajęty jest ważniejszymi sprawami. To znaczy, na pewno nie dochodzi właśnie do aktu przemocy i próby zamachu, racja? Biorąc pod uwagę tak nagłą zmianę w sposobie postępowania... Aktywnościami tego typu w godzinach, w których mógłby zajmować się bardziej "książęcymi" sprawami? Byłoby okropnie niefortunnie, gdyby doszło do wypadku w momencie, gdy jeden z jego kapitanów stał tuż pod drzwiami i miał szansę zareagować... A-Ah, ja... Powiedziałem to na głos??? Przepraszam, przepraszam! Jestem po prostu zaskoczony! To wszystko! Hahaha...! A pomyśleć, że spędziłem w pobliżu Jego Książęcej Mości tyle czasu, że będę znał go na wylot!
Awaren naprawdę, ale to naprawdę nie chciał być tym, który zapuka bądź wparuje do tej komnaty! Z drugiej strony, wizja zamachu na głowę Ushbara zmroziła go.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

8
POST BARDA
Przejście przez otwartą przestrzeń, gdzie ogrodnik mocował się z mewami ku uciesze młodych dziewcząt było owocne w rozmyślania Awarena nad własną przydatnością. Echo słów niewolnicy mogło ciągle drążyć dziurę w sercu elfa, który chociaż uważał się za kogoś niezastąpionego w przeciwieństwie do ogrodnika, to wszyscy wokół pokazywali mu, że tak nie jest. A może to po prostu zrujnowane ego Foighidneacha wmawiało mu, że jest nic niewarty w oczach innych? Siła sugestii mogła zdziałać wiele i może gdyby Awaren bardziej cenił własną osobę i mniej się bał, to jego autorytet byłby znacznie większy? W końcu z logicznego punktu widzenia jego pozycja jako doradcy książęcego była wyższa niż jakiś tam strażnik na usługach pałacu.

Tak czy siak wewnętrzna bitwa o zachowanie resztek godności musiała poczekać, gdy razem z orkiem dotarli bezpośrednio pod drzwi Ushbara. Tam bowiem rozgrywało się coś całkiem innego, niepokojącego, jeśli można tak to uznać, chociaż strażnik nijak tego nie uważał za takie. Zamiast tego parsknął na widok poczerwieniałej twarzy elfa, opierając się o ścianę i zakładając ręce na piersi, przy okazji gapiąc się prosto w okno. Nie zauważył także zmiany koloru lica długouchego, przyjmując za pewnik to, co mogło się wydarzać po drugiej stronie drzwi.

Dopiero gdy ten się odezwał, jego poirytowane spojrzenie wbiło się w Awarena, jasno sugerując, aby ten się zamknął. Wysłuchał jednak do końca paplaninę elfa, po czym skwitował to jednym słowem: — Pierdolisz. — Doradcy wydawało się jednak, że jego oblicze zmieniło się delikatnie. Spojrzał z pewną dozą wątpliwości na drzwi, jakby wahał się, czy aby warto. Prawdopodobnie miał te same myśli, co Awaren – jeśli przeszkodzi w igraszkach księciu, zapewne skończy z głową nabitą na pal. Jeśli jednak okaże się, że dochodzi do próby morderstwa, a on temu nie zapobiegnie... nastąpi to samo.

Nie był to jednak ten impuls, który zmusił go do postąpienia kroku do przodu, a nagły krzyk mogący być zinterpretowany dwojako. Krzyk należał do mężczyzny, ciężko było jednak określić, czy faktycznie mógł dochodzić z ust Ushbara i czy to były tak głośne uniesienia, czy może ból. Było to jednak wystarczające, by kapitan mamrocząc pod nosem masę przekleństw odbił się od ściany, wyciągając przy tym z pochwy swój miecz. Następnie podchodząc do drzwi, zapukał w nie głośno. Do uszu Foighidneacha dotarł jedynie kolejny nieartykułowany dźwięk, tym razem bardziej niepokojący. Kapitan wahał się kolejne sekundy, trzymając dłoń na klamce. W końcu nacisnął ją.

Jeśli zaś Awaren w bezpiecznej odległości podreptał za orkiem, mógł ujrzeć prawdziwie mrożącą krew w żyłach sytuację. W sypialni Ushbara znajdował się sam książę, ale i drugi ork – którego elf doskonale znał. Ash'keen był przyjacielem potomka cesarza od dziecięcych lat; niemal nierozłączni, na większość polowań jeździli razem, często też przesiadywali i z wiedzy Awarena pili do późna wino. Aktualnie Ash'keen siedział okrakiem na Ushbarze – jego ząb był ułamany, koszula rozdarta, a na twarzy miał kilka siniaków. Sam książę zaś był właśnie duszony – obnażony do pasa w dół, szarpał się z przyjacielem, walcząc o oddech. Wydał z siebie na widok kapitana kolejny charkliwy dźwięk, na który ork ruszył do przodu z uniesionym ostrzem. Wszystko wokół było w sporym nieładzie, gdzieś dalej Foighidneach ujrzał koszulę należącą do Ushbara, teraz zwiniętą w kulkę i rzuconą głęboko w kąt.

Cesarski Kompleks Pałacowy

9
POST POSTACI
Awaren
Włosy na karku Awarena zjeżyły się, gdy nowa salwa nieartykułowanych dźwięków doszła do nich zza drzwi sypialni, potęgując jego, początkowo wydawałoby się, mocno wydumane podejrzenia. Na ten moment, zalążek paniki zdawał się wykwitać już nie tylko w głowie, ale również sercu elfa, którego tętno przyspieszyło niczym u przerażonej myszy.
Ku swojej wielkiej uldze, nie musiał wcale zacząć krzyczeć, ani nawet samemu własnoręcznie dobijać się do drzwi, ponieważ dochodzące zza nich sygnały zaniepokoiły sceptycznie nastawionego do jego teorii zaledwie chwilę temu kapitana na tyle, aby sam zmobilizował się do działania. Foighidneach, mimo groźby znalezienia się w ewentualnym ogniu walki, niczym cień podążył w ślad za nim, mimo iż bez niczyjej pomocy było to dużo bardziej uciążliwe, niż początkowo zakładał. Znieczulona na dobre noga stanowiła nieoczekiwane brzemię. Nic natomiast nie przygotowało go na widok, jaki zastał, gdy towarzyszący mu ork wreszcie zdecydował się pchnąć stojące im na drodze drzwi.

Głos zamarł w gardle Awarena i z początku zdawać by się mogło, że na dobre.
Pomimo całej swojej nieufności wobec wszystkiego i wszystkich dookoła, Ash'keen był prawdopodobnie ostatnią osobą, jaką sam elf podejrzewałby o potencjalną zdradę. Być może właśnie dlatego odgrywająca się przed nimi scena, nie tylko wprawił go osłupienie, ale i najzwyklejsze niedowierzanie i nieoczekiwaną... frustrację? Złość? Rozczarowanie?
Jego własna relacja z potencjalnym kandydatem do tronu mogła być w wielu miejscach niezdrowa i ciężka do określenia wyłącznie jednym tylko słowem, ale mimo to, czy to przez strach, czy przez zwykłe przyzwyczajenie lub przywiązanie, Awaren poczuł potworne obrzydzenie i niesmak względem osoby, którą jego Pan uznawał wszakże przez lata za przyjaciela. Być może za osobę bliższą, niż ktokolwiek z rodziny - zwłaszcza biorąc pod uwagę, że ta już zdążyła nastawiać się na jego życie w przeszłości.
Ushbar sam w sobie nie stanowił najgorszego towarzystwa, co nie znaczyło również, że pozwalał się do siebie łatwo zbliżyć. Znając smak zdrady z lat wczesnej młodości, brał na swoje otoczenie całkiem sensowną i rozsądną poprawkę, która jednakowoż robiła z niego często samotnika. Awaren dostrzegł tę tendencję wiele lat temu i być może z tego też powodu odczuwał swego rodzaju ulgę za każdym razem, gdy Ash'keen znajdował się w pobliżu. Cesarski syn wciąż zasługiwał na przynajmniej jednego, bliskiego i wiernego stróża, któremu mógłby się od czasu do czasu wygadać przy pełnym kuflu, czyż nie? Kogoś, kto być może później stanie się jego najwierniejszym kompanem w boju? Odpowiednim przybocznym? Foighidneach miał dla niego praktycznie gotowe stanowisko, gdy tylko Ushbar zdołałby przejąć tron! Rzecz jasna po cichu, bo kto inny, jak nie on, planował tego typu rzeczy w przód? Dlaczego więc ten sam stróż musiał to tak bardzo schrzanić sprawę?!

- Panie mój-...! - wyrwało mu się wreszcie z iście histerycznym wydźwiękiem, zanim w panice zaczął rozglądać się za czymś... ostrym? Solidnym? Ah! Racja! M-Miał swój kostur, ale... Co niby miałby nim zrobić?! Przyłożyć słabo przez łeb, który pewniakiem znosił dużo cięższe uderzenia?! Nie. Do walki dużo lepiej nadawał się kapitan straży, który już i tak szedł w stronę szarpiących się mężczyzn z uniesionym ostrzem.
Starając się zapanować nad własnym lękiem oraz drżącym nagle ciałem, elf zaczął obchodzić pokój od boku, starając się jednocześnie zachować maksymalnie bezpieczny dystans, gdy wprowadzał w życie plan odwrócenia uwagi potencjalnego zabójcy.
- Ash'keen! - krzyknął i tym razem niemal sam uwierzył, że słyszy we własnym głosie nutę złości ponad całą paniką. - Ty...! Ty przeklęty zdrajco!! Natychmiast-... - tu złapał głęboki wdech. - Natychmiast zabierz z niego swoje brudne łapska, jeśli życie ci miłe!
Mógł może i zapomnieć o formalnościach oraz tytułach, ale przecież była to sytuacja z rodzaju życia i śmierci!!! Nikt nie mógł mu mieć tego za złe! Prawdę powiedziawszy, poniekąd wciąż nie mógł uwierzyć, że to wszystko naprawdę ma miejsce.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

10
POST BARDA
Nietypowa, acz groźna sytuacja eskalowała coraz szybciej. Kapitan, który powinien zdecydowanie być później wdzięczny ruszył do przodu z ostrzem w dłoni gotowym do ataku na agresora, zamachowca księcia. Awaren stojący z boku widział zaś coraz dokładniej, że musiało tutaj dojść wcześniej do sporej walki, prawdopodobnie na tyle niezapowiedzianej, że sam Ushbar nie mial przy sobie porządnej broni. Czemu jednak można było się dziwić, skoro Ash'keen był jego przyjacielem?

Elf nie mógł wiele zrobić, chociaż jego psia wierność wymagała jakiejkolwiek reakcji na toczące się wydarzenia. Zaczął więc robić to, co wychodziło mu najlepiej — paplanina. Przynajmniej tak uważał, toteż jego język poszedł w ruch, kierując kolejne słowa w stronę zdrajcy, który zaczął zauważać otoczenie wokół siebie. Wtedy też odwrócił wzrok, przenosząc go na kapitana, lecz nie zwalniając uścisku na szyi księcia. Spostrzegawcze oko Awarena ujrzało, że przyjaciel miał zamglone furią spojrzenie i nawet nadciągająca broń strażnika nie zniweczyła tej emocji. Ash'keen musiał jednak myśleć, albowiem w ostatnim momencie puścił szyję Ushbara, uskakując na bok i turlając się przez łóżko. Miecz kapitana z impetem przeciął nogę Ushbara nieco nad kolanem, wywołując charkliwy, przemieszany z kaszlem i łapaniem powietrza, krzyk.

Ushbar niemal natychmiast zsunął się z łóżka i wyszarpnął pomagającemu orkowi broń z ręki, bez słowa i z nienawiścią spoglądając na swojego dawnego przyjaciela, który mamrocząc coś pod nosem także zsunął się stamtąd i prostując, zerknął na księcia. Pięści miał zaciśnięte, ale nie atakował teraz, tylko czaił się niczym drapieżnik, oczekując ruchu cesarskiego potomka, który nie wytrzymując napięcia, ruszył w stronę Ash'keena.

Awaren obserwujący zaogniającą się sytuację z boku musiał więc poczuć naprawdę silne emocje, gdy znikąd wzrok napastnika skierował się w jego stronę, razem z jego ciałem. Ash'keen unikając miecza Ushbara wylądował zaraz przy elfie, łapiąc go brutalnie za ramię i przeciągając przed siebie. Elf poczuł, jak odchyla mocno jego głowę, odsłaniając gardło, do którego przyłożył coś chłodnego. Zza swego ucha usłyszał gardłowy głos mówiący po orczemu: — I co teraz zrobisz?

Ushbar zawahał się, nie kontynuując swojego pościgu za Ash'keenem, ale ciągle trzymając miecz w bojowej pozycji. Bystre zmysły Awarena wyczuły zawahanie w postawie księcia. Stojący obok niego strażnik z mniejszym, przybocznym mieczem wpatrywał się uważnie w zaistniałą sytuację, prawdopodobnie czekając albo na rozkaz od księcia, albo na dogodną okazję na atak.

To ostrze wyląduje w twoich bebechach bez względu na to, kim się zasłonisz — odwarknął Ushbar, ale nie atakował, przestępując jedynie z nogi na nogę. Oddychał ciężko i rozglądał wokół.

Awaren natomiast oprócz smrodu krwi i potu poczuł coś jeszcze swoim szóstym zmysłem, coś, co przylegało do niego, mrowiło go na karku i szeptało do ucha: od Ash'keena biło magią.

Cesarski Kompleks Pałacowy

11
POST POSTACI
Awaren
Myśli kłębiły się w głowie Awarena, który przez cały czas analizował otoczenie oraz przebieg wydarzeń tak szybko, jak tylko potrafił. Usiłując wyciągną tyle wniosków i tyle informacji, ile tylko mógł, jednocześnie kontynuując swoją farsę w towarzystwie wymachiwania wolną od kostura ręką.
- Czy naprawdę myślałeś, że ujdzie ci to płazem?!- strzępił zatem dalej język w usilnych próbach zwrócenia na siebie maksymalnej uwagi. - Zawsze wiedziałem, że nie masz tak naprawdę wiele oleju pod tą wielką strzechą, którą nazywasz fryzurą, ale z uwagi na twoją bliskość z Jego Książęcą Wysokością niczego nie-... A-Aah! CO TY NA DRWIMIRA WYPRAWIASZ?! - ostatnie słowa wydusił z siebie wyjątkowo wysokim i wyjątkowo piskliwym, histerycznym głosem, gdy oto orkowy kapitan chybił ciosu i miast zdrajcy, trafił ich własnego suwerena.
Gdyby było to w jego mocy, sam skazałby głupca na natychmiastową śmierć tu i teraz! W końcu był, czy nie był na pozycji, która powinna wymagać o niego pewnej kontroli broni, logicznego myślenia i zdolności przewidywania?! Jak mógł popełnić tak kolosalny błąd?! Przecież mógł trafić w tętnicę! O bogowie, nie trafił w tętnicę, prawda?! Nie, nie, to nie był kąt, pod którym mógł to zrobić, chyba że cięcie byłoby okrutnie głębokie i-...
- S-Straż... - początkowo tylko wyjęczał w przestrachu, szybko biorąc jednak głębszy wdech. - STRAŻ!!! - zakrzyknął tym razem wręcz rozdzierająco, zamierzając tu dzisiaj sprowadzić choćby i całą armię cesarską, jeśli tylko istniała taka opcja. I nieważne, że za cenę jego własnych strun głosowych!
Jasne. Struny głosowe mógł poświęcić. Chwilowo w każdym razie. Żaden problem. Gdzieżby mu za to przyszło na myśl, że ktoś inny zamierzał połasić się również na pozostałą część jego długiej, łabędziej szyi?
- Iiik! - wydał z siebie elf, usiłując wymknąć się niespodziewanemu atakowi i przez chwilę zapominając, że jedna z jego kończyn wciąż odmawiała współpracy, o mało nie skończył z twarzą przy ziemi. A i to zresztą wyłącznie dlatego, że wcześniej został niedelikatnie pochwycony przez ex-najlepszego-przyjaciela Ushbara, by już chwilę później stać się jego żywą tarczą.
Za dużo uwagi! ZA DUŻO UWAGI! Nie chciał jej skupiać na sobie aż do TEGO stopnia! Naprawdę nie chciał!!! Zupełnie nie o to mu chodziło!

Starając się nie zemdleć pod wpływem napięcia oraz stresu, na jakie został nastawiony wraz z dociśniętym do jego gardła ostrzem, Awaren przez chwilę łapał powietrze pełnymi ustami, zanim zdołał zapanować na sobą w stopniu, który umożliwiał ponowienie logicznego myślenia. Co nie było łatwe! Naprawdę nie było łatwe! Nie, gdy ziszczał się upiorny scenariusz, który przerabiał we własnej głowie co najmniej ze sto razy.
Jego głównym zamysłem byłaby rzecz jasna taktyka polegająca na uniknięciu sytuacji tego typu, zupełnie, niczym heretyk ognia stosu Sakurowców. Jak jednak dokonać czegoś, co wymagało w pierwszej kolejności przynajmniej minimum sprawności, a tym samym, działania obu nóg? Tymczasem nie miał jak uciekać. Nie miał, za co ani pod co się chować? Jak umykać? Jak unikać?
Nie można było się chyba dziwić, że pierwsze, co przyszło elfowi na myśl, gdy już zrozumiał w pełni swoje położenie, to jego własny koniec, ponieważ wahanie było ostatnim, czego spodziewał się po Usbarze w swoich własnych, drobnych wizualizacjach. Być może dlatego skrajne przerażenie zdołało na moment ustąpić niedowierzaniu i częściowej dezorientacji? Widząc, jak jego panicz zatrzymuje się i nie postępuje kolejnego kroku w stronę kryjącego się jego plecami zdrajcy, poważnie nie wiedział co myśleć. Ushbar był wojownikiem. Dumnym, wiernym Cesarstwu, Cesarzowi oraz własnym przekonaniom wojownikiem, który nie powinien martwić się życiem jednego, drobnego sługi. Nawet jeśli Awaren robił co w jego mocy, aby umocnić swoje więzi z ewentualnie przyszłym władcą i przekonać go o swojej przydatności, zawsze sądził, że w przypadku zaistnienia podobnych okoliczności, raczej nie zdoła przekonać księcia, by ten nie porzucał go i nie poświęcał gwoli szybkiego wykończenia stojącego mu na drodze przeciwnika.
Ah. Jakże poetycko mógłby to zakończyć, gdyby był nieco mniej tchórzliwym draniem. "Zaszczyt był to służyć ci, mój panie", mógłby rzec z pełnym dumy uśmiechem. "Proszę, nie zważaj na życie tego drobnego sługi. Ukarz zdrajcę tak, jak należy." Haha... Hahaha... Oczywiście, że nie miał na tyle godności. Oczywiście, że nie miał dość bigla. Oczywiście, że nie chciał się poświęcać!

Łapiąc głębokie, nieco ciężkie oddechy, elf wpatrywał się w twarz Ushbara we wciąż trwającym oszołomieniu, choć nawet to nie pozwoliło zapomnieć, że wciąż... Żył. Wciąż miał szanse. Wciąż mógł z tego wybrnąć. Spokojnie. Spokojnie. Musiał oddychać i myśleć. MYŚLEĆ.
Zimny metal przy szyi twierdził, że zarówno próba oślepienia przeciwnika, jak i wytrącenia mu broni z ręki były zbyt ryzykowne i groziłt nawet przypadkowym poderżnięciem gardła. Awaren nie miał pojęcia, czy przy podobnym uszkodzeniu byłby w stanie działać na tyle szybko i przytomnie, by zdołać zatrzymać krwawienie i zasklepić ranę, zanim straciłby zbyt dużo posoki, by móc kontynuować. Co powinien więc zrobić? Co MÓGŁ zrobić?
Długouchy mężczyzna czuł napływające do oczu łzy, ale również... Coś innego. Coś, co z początku wywołało na jego skórze nieprzyjemną, gęsią skórkę.
...Magia? Nie ma mowy, ale... Nie mylił się, racja? Z tym, że Ash'keen... Ash'keen nie był magiem...? Wiedziałby, gdyby było inaczej. Oczywiście, że by wiedział!
- ...Ash'keen? - zdołał wydusić po kilku bardzo nieudanych próbach zdobycia się do wydania z siebie choćby słowa. Musiał jednak wiedzieć. Potrzebował więcej informacji. Potrzebował zrozumieć, z czym dokładnie ma do czynienia.
- Wiesz... Wcale nie miałem na myśli, że twoja fryzura jest kiepska... - zaczął w nerwach. - Ash'keen - postarał się tym razem powtórzyć imię z większą stanowczością, co wyszło mu... ugh, słabo. Sam czuł się słabo, proszę nie oceniać! - Ash'keen - jeszcze raz. Powoli. Wyraźnie. Jakby naprawdę miał na myśli osobę kryjącą się za imieniem.
- Z-Zastanów się dobrze. Co tutaj robisz? Co zamieszałeś zrobić? Naprawdę chcesz skrzywdzić cesarskiego syna? - kontynuował powoli, koncentrując się na magii, która otaczała wojownika stojącego za jego plecami. - Nie. Nie chcesz. Na pewno nie, r-racja? - wdech i wydech. - Ni-Ni-Nie jest ci jak brat? Ash'keen? - jeszcze raz, tym razem miękko. - Przyjrzyj się osobie, na którą podniosłeś ręce. Na której życie nastajesz. Czyją... Czyją twarz widzisz?
Czy to naprawdę był Ash'keen? Ktoś wpływający na niego? Ktoś, kto całkiem przejął kontrolę? Awaren nie wiedział, ale antymagiczne zaklęcia nie były jego konikiem.
- Hej... Kim jesteś? - zapytał drżącym w napięciu głosem, wzmacniając uścisk na kosturze, który wydawała się jedynym, realnym oparciem w tej okropnej chwili.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

12
POST BARDA
Nóż na gardle Awarena nieprzyjemnie podrażniał i rozcinał skórę, powodując pojedynczą stróżkę krwi spływającą po jego grdyce za każdym razem, gdy się odzywał. Jego głowa była unieruchomiona, więc nie mógł ustawić jej w wygodniejszej dlań pozycji; nie mógł także ruszyć ciałem, które przylegało do Ash'keena buzującego od adrenaliny.

Ushbar przez najbliższe sekundy kalkulował swoje szanse, nadal nie ryzykując życiem swego sługi. I jakby w synchronizacji jednocześnie książę ruszył do przodu, a Awaren zaczął rozmawiać z jego przyjacielem, zmuszając poniekąd tego pierwszego do przystanięcia w miejscu. Cesarski syn przekrzywił delikatnie głowę, jakby zastanawiając się, o co też chodzi elfowi, który jeden jedyny wyczuwał niepokojącą obecność niewidzialnej siły, której wcześniej nie potrafił dostrzec.

Pierwsze słowa elfa nie wywarły chyba żadnego wrażenia na jego oprawcy, natomiast spowodowały dziwną minę u strażnika i jego pana. Zamiast tego, Ash'keen wzmocnił uchwyt na włosach Awarena i przycisnął mocniej nóż do gardła, powodując świadomość, że jeden nieostrożny ruch i poleci mocno posoka. Jednakże kolejne słowa, które powoli wypowiadał mężczyzna, zdawały się powodować jakikolwiek skutek. Chociaż Awaren nie mógł widzieć twarzy orka, czuł drżenie jego rąk, jakby ten co najmniej się wahał. Widział też zmianę w zachowaniu księcia, który uważnie teraz przyglądał się temu, który za nim stał. Strażnik nieustannie czatował, gotów na każdy sygnał.

Ja... — wydukał Ash'keen, próbując odpowiedzieć na pytanie Awarena. — Ja... — powtórzył, a następstwem tego było zwolnienie uścisku. Tuż po chwili, wyczuwając wyraźny opór, mag został uwolniony spod ostrza i mocno odepchnięty od orczego wojownika. Upadając na podłogę, elf usłyszał dziki okrzyk Ushbara, a następnie ciężkie kroki, które go wyminęły.

Odwracając się na plecy, był świadkiem, jak Ash'keen wbijał sobie ten sam nóż, którym groził Awarenowi w klatkę piersiową. Cofnął się o kilka kroków, po czym oparł o ścianę i zjechał po niej, przysiadając i szarzejąc na zielonej skórze. Kaszlnął, wypluwając zaraz krew. Spojrzał smętnie na Ushbara, który ostrożnie podszedł z zabranym przez strażnika mieczem i dotknął sztychem Ash'keena, szykując się chyba na egzekucję.

...nie chciałem — dokończył mężczyzna, sięgając dłońmi po ostrze i napierając na nie powoli.

Cesarski Kompleks Pałacowy

13
POST POSTACI
Awaren
Szczęściem w nieszczęściu, ciało Awarena nie zawiodło go i nie zaczęło niekontrolowanie drżeć niczym osika, gdy tylko zaalarmowało je pierwsze poszczypywanie w miejscu, w którym ostrze stykało się z jego skórą. Niech ktoś poklepie tego efla po plecach! Zasłużył! Nawet jeśli było tak tylko i wyłącznie dlatego, że jego ciało zwyczajnie zesztywniało pod wpływem groźby zarżnięcia, niczym najpospolitszego zwierzęcia.
Zachowywanie zimnej krwi było specjalnością, o której posiadaniu nie do końca zdawał sobie sprawę. Giętki język wyprowadzała go z tarapatów częściej niż rzadziej, działając bez zarzutów nawet wtedy, gdy ciało nie było w stanie. Zasadniczo, im większej dawce stresu był poddawany, tym usilniej i sprawniej pracował jego umysł. Cóż za ironia.
Kontynuując więc swoje próby dotarcia do zmąconego umysłu Ash'keena z rosnącą wraz z naciskiem ostrza oraz wyrywanymi przy mocniejszych pociągnięciach włosami motywacją, przez cały ten czas usiłował mocniej wcisnąć plecy w muskularną ścianę żywego mięsa, jaką stanowiła orkowa klatka piersiowa za nim. Ot w podświadomej, choć absolutnie niemożliwej próbie ucieczki od chłodnej stali.

Pomimo oczywistej obawy o własne życie, część wiecznie głodnego wiedzy jestestwa Awarena zafascynowana była efektem, jaki uzyskała osoba odpowiedzialna za obecny stan Ash'keena. Wojownik z całą pewnością nie był najsłabszego umysłu, a dodatkowa bliskość z Ushbarem w sposób machinalny negować powinna chęć wyrządzenia mu krzywdy. W grę wchodzić musiał najpewniej rytuał tudzież odpowiednie, magiczne narzędzia pokroju silnych artefaktów, aby osiągnąć coś takiego - zwłaszcza na odległość! Pod warunkiem oczywiście, że nieznany czarnoksiężnik nie znajdował się w pobliżu lub, i tego też elf obawiałby się chyba najbardziej, nie był on posiadającym liczne lata doświadczenia i praktyki magiem.
Każde zaklęcie, urok, a nawet klątwę dało się jednak, jeśli nie całkowicie przełamać, to przynajmniej na krótki moment osłabić i próby dotarcia do ukrytej za magiczną mgłą osoby było jedynym, co w swojej sytuacji mógł zrobić Awaren. Nie podejrzewał natomiast, że aż z takim sukcesem.

Wpatrzony nerwowo w stojącego naprzeciw księcia, liczył na to, że w najgorszym wypadku jego reakcje dadzą mu przynajmniej do zrozumienia, kiedy powinien zmienić kierunek lub też zwyczajnie zamknąć gębę. Jak się okazało, nie musiał. Trafił bowiem dokładnie tam, gdzie trafić najwyraźniej należało.
- Ash'-... - zaczął ponownie, wiedząc wreszcie, gdzie należy położyć nacisk, nie ważąc się natomiast drgnąć mimo uczucia odzyskiwanej swobody. Wielka szkoda, że nie było mu to dane.
Nawet najcichszy pisk nie zdołał wydobyć się z jego ust, gdy twardo i nieporadnie lądował na podłodze w następnej sekundzie. Na podłodze! O matko, prawie skusił się na przytulenie do niej! O niczym chyba nie marzył bardziej, niż o wciśnięciu twarzy w chłodną posadzkę i zignorowaniu dalszego przebiegu wydarzeń, dopóki nie dobiegną one końca. Samo wyobrażenie musiało niestety wystarczyć. Do końca bowiem była wciąż zbyt daleka droga, a i ta mogła się niebawem skomplikować, jeśli zostawić wszystko brutalnym rozwiązaniom typowym orkom.
Zmuszając zatem czym prędzej swoje, ledwo co, a i tak niekompletnie przywrócone do funkcjonalności ciało, Awaren miał lepszy widok, niżby chciał, na to, do czego doprowadziły jego słowa. Niedobrze. Bardzo niedobrze! Ash'keen nie mógł tak po prostu sobie umrzeć! Dlaczego wyglądało na to, że tylko on jeden zdaje sobie z tego sprawę?!
- Panie!!! Nie zabijaj go! Nie pozwól mu umrzeć! - krzyknął rozdzierająco, usiłując zerwać się na równe nogi tylko po to, żeby wyjątkowo niezgrabnie zaryć gębą znowu o podłogę. Kostur wymsknął mu się z ręki, lądując z klekotem zaraz obok. Kompletnie zapomniał o niedomagającej kończynie!!! Niech szlag trafi patałacha, który zajmował się przywracaniem go do zdrowia!
- Jego umysł jest pod wpływem uroku! Był kontrolowany! - podniósł ponownie głos, unosząc obitą głowę i wymacawszy laskę, ponowił próbę podniesienia się.
Jeśli tylko mógłbym zahamować krwawienie... Jeśli mógłby zatrzymać tę dwójkę przesadnie dumnych brutali...!
Celowo czy nie, ork podniósł rękę na cesarskiego syna. Powód działania oraz osiągniętych tym efektów rzadko był istotny, gdy w grę wchodziła honorowość ich rasy. Elf znał prawo, kulturę i kodeksy, którymi w większości się kierowali. W wielu ich punktach nie potrafił się zgodzić. Zbyt wielu przeczyło jego racjonalne rozumowanie.

- Ash'keen! - niemalże warknął w desperacji, celując w orka oskarżycielsko palcem. - Nie waż się umierać, zabierając do grobu informacje o prawdziwych zdrajcach! Myślisz, że masz do tego prawo?!
To nie było czyste zagranie. Dobrze o tym wiedział.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

14
POST BARDA
Co w tym wszystkim interesujące, Awaren nie czuł nogi, gdy upadał po razy pierwszy, popchnięty przez Ash'keena, ani drugi, gdy próbował panicznie wstać, by przekonać księcia o nie dobijaniu orka. Wyobrazić to można było sobie, gdy elf za długo siedział na wychodku i cierpła mu noga do tego stopnia, że jej nie czuł – tutaj było to jeszcze silniejsze. I tak też postronny obserwator widział, jak bardzo komicznie wyglądały upadki doradcy książęcego – niezgrabne podnoszenie się na kolana, kostur upadający gdzieś obok i to uczucie orientacji, że własna noga odmawia posłuszeństwa.

Ash'keen wbijał ciągle ostrze, a Ushbar wpatrywał się we własnego przyjaciela, zastanawiając się z perspektywy Awarena, czy aby mu w tym nie pomóc. Na jego zielonej twarzy widoczne było obrzydzenie, ale i zawiedzenie postawą znajomego orka; coś, co dla kogoś mu bliskiego mogło być przykre do spoglądania.

Nie wtrącaj się. Karą za zdradę jest śmierć. Chyba, że ty też z nim kolaborujesz? — warknął Ushbar, stojąc w miejscu i wlepiając iskrzące spojrzenie w Ash'keena, a potem zerkając groźnie na samego Awarena.

Zajmę się tym shik, panie — wtrącił strażnik, podchodząc do elfa i wręcz zacierając swoje wielkie łapy, gdy jadaczka doradcy nie zamykała się, wyrzucając oskarżenia nawet do umierającego zdrajcy. Ten zaś, słysząc oskarżenia, sapnął jedynie, kaszląc krwią – był to o tyle zły znak, że trochę juchy musiało już skupić się w jego drogach oddechowych. Nie odezwał się także słowem, a zaharczał cicho, próbując chyba na chłopski rozum cofnąć to, co zrobił i wyciągając broń z własnego korpusu.

Zostaw — warknął ponownie książę, tym razem w stronę kapitana, który z wyraźną niechęcią zatrzymał się w miejscu, powstrzymując się przed jakimś komentarzem. Cesarski syn z ociąganiem, na które ewidentnie marnował czas tak cenny, jak życie potencjalnego źródła informacji, cofnął odrobinę miecz i wskazał głową winowajcę. – Jeśli spróbuje jeszcze raz mnie zabić, twoja głowa poleci razem z jego.

Awaren nie miał dużo czasu na uratowanie życia Ash'keena. Można byłoby powiedzieć, że nawet miał go za mało.

Cesarski Kompleks Pałacowy

15
POST POSTACI
Awaren
Gdyby nie miało miejsca zbyt wiele innych rzeczy na raz, Awaren z pewnością przejąłby się niedowładem w dużo większej mierze. Co odwlecze, to nie uciecze rzecz jasna - przynajmniej w tym jednym przypadku. Inne sprawy z kolei wymagały natychmiastowej interwencji.

Głośno wciągając powietrze z pełnym niedowierzania wyrazem twarzy i wytrzesczonymi oczyma, podniósł wzrok na Ushbara, blednąc już na samą insynuację swego zwierzchnika.
- Panie?! - pisnął, czując niecodziennie bolesne ukłucie urazy. - Nigdy bym nie śmiał-...! - zaczął w instynktownej próbie przekonania Ushbara do swoich intencji, co zaraz też przerwał, intencjonalnie przygryzając własny język.
Oskarżenie ubodło go, to prawda. Bo czyż nie pokazał już wielokrotnie, po czyjej stoi stronie? Czy nie pracował przez cały ten czas na cześć i chwałę Ushbara i tylko Ushbara? Czy nie pomagał mu osiągnąć wyników, jakich nie powinien móc osiągnąć wojownik w jego wieku? Ile razy podsuwał pomysły, dzięki którym, to właśnie ten, a nie inny, cesarski potomek zyskiwał poparcie? Ile razy doprowadzał do sytuacji, w których wygrywał on lojalność oraz uznanie wyższych w hierarchii, samemu musząc uprzednio spocić się nad cichym wykradzeniem odpowiednich informacji? Fakt, o niewielu mówił. Do niewielu w ogóle by się przyznał, choćby zapytany został o nie wprost. Wciąż jednak stał za nim niezmordowanie murem! Ah... Może nie do końca murem... To znaczy... Stał za nim murem, dopóki mógł się chować za MUREM z jego pleców? Kuląc się raczej w innych wypadkach zaledwie od nieciekawych spojrzeń? Ugh, w porządku, być może Ushbar mógł mieć powody, by podważać jego lojalność. Co wcale nie sprawiało, że czuł się lepiej! Odrobina zaufania nie zaszkodziłaby!
Zaufanie. Na samą myśl, oczy Awarena pospiesznie przebiegły po osobie Ash'keena. Jak długo się znali? Jak długo Jego Książęca Wysokość sądził, że może mu bezgranicznie ufać?

Napierając na laskę i starając się podnieść z kolan przy użyciu tylko jednej, w pełni sprawnej nogi, elf jeszcze raz spojrzał błagalnie na Ushbara.
- Panie mój - tym razem zaczął niemalże z naciskiem, co osobiście trochę go przeraziło. - Ktoś zatruł jego umysł. Potrzebujemy dowiedzieć się, KTO! To zbyt ważne, żeby pozwolić tym informacjom przepaść. Proszę... Proszę, pozwól mi pomóc!
Niezależnie od tego, czy udało mu się stanąć i niezgrabnie, lecz pospiesznie podejść do ledwie trzymającego się zdrajcy, czy raczej musiał bardziej podpełznąć niż podejść, elf zamierzał wysilić się na tę jedną jedyną próbę podtrzymania życia Ash'keena. Jego własne ciało było wypoczęte. Powinien móc zahamować proces, przynajmniej na jakiś czas cofnąć krew z płuc... Racja?
O ile więc zdołał dopaść do zdrajcy na czas, paść przy nim i przycisnąć dłonie w okolice miejsca, w którym metal przeszywał trzewia (i o ile nikt wcześniej nie sprzedał mu kopniaka gwoli nieprzychylności takiego postępowania?), elf wziął głębszy wdech i koncentrując magię w dłoniach, spróbował ustabilizować stan krwawiącego orka.
- Czemu akurat TY, ze wszystkich osób...? - mamrotał sam do siebie pod nosem, ot stresowo, robiąc to praktycznie niesłyszalnie. Skupiając się na zadaniu, usiłował przy okazji ustalić, czy, i na jak długo, jest w stanie powstrzymać wewnętrzne krwawienie.
Potrzebował kupić tylko trochę czasu.
- Ash'keena? Ash'keena! Nie umieraj! M-Mówiłem, że nie masz jeszcze prawa umrzeć, w porządku? I wcale nie żartowałem! To co zrobiłeś-... Kto za to odpowiada??? Imiona, nazwiska, tytuły, no dalej...! Daj mi cokolwiek??
Nie chciał sobie nawet wyobrażać, co, zarówno dla niego, jak i dla Ushbara, będzie oznaczać pozostanie w zupełnej ciemności po tej paskudnej akcji.
Foighidneach

Wróć do „Karlgard”