POST POSTACI
Awaren
Awaren otworzył, a następnie zamknął usta, zanim wypadło z nich jakiekolwiek nieprzemyślane słowo. Sam nie był nadmiernym fanem wróżb, wróżbitów ani tym bardziej boskich planów. Szczerze wolał, kiedy te trzymały się z dala od jego życia. Czy jednak naprawdę miał uwierzyć w przypadek do tego stopnia? Żeby dzień i pora przepowiedni idealnie zgrała się z samym wydarzeniem, które opisywała? Nie. W tym punkcie śmiał się nie zgodzić z opinią księcia, co nie było równoznaczne, z tym że nie chciał w nią wierzyć. Zrzucenie tego na czysty zbieg okoliczności było na pewno łatwiejsze do przyjęcia, niż zakładanie, że jakiś wyższy byt mieszał w ich małych, śmiertelnych życiach bardziej niż to konieczne.Awaren
- Moje najszczersze przeprosiny! Proszę wybaczyć temu pokornemu słudze jego niewyparzony język - odpowiedział w okamgnieniu, kłaniając się z wyuczoną przez lata uległością.
Dziwne. Standardowa dawka lęku nie była tym razem jego motorem napędowym do natychmiastowych przeprosin. Najpewniej dlatego, że potrafił ni mniej, ni więcej powiedzieć, że tym razem wyjątkowo jego pan był raczej zły na pokaz aniżeli na poważnie. Niezwykle... Ciekawe doświadczenie. Co nie oznaczało, że zamierzał jeszcze mocniej testować swoje szczęście.
Oh. Racja. Książę nie wiedział - przeszło mu przez myśl, gdy Ushbar napomknął o poproszeniu Yroha o pomoc z dostaniem się na Akademię.
- Aa... Tak, właściwie... W sprawie Akademii... Haha...? Widzisz, mój panie... Tak jakby już się pod tym podpisałem? Mam na myśli, pod towarzyszeniem szanownemu Yrohowi - z nie do końca znanego samemu sobie powodu postanowił nie dodawać już, że miało szansę się to udać wyłącznie wtedy, jeśli będzie w odpowiedniej kondycji do podróży kręgiem teleportacyjnym. - Ciężko było nie skorzystać, kiedy sam to zaproponował, Wasza Książęca Mość rozumie!
W zależności od tego, jak zostanie przyjęty w trakcie tej wyjątkowej wizyty, zamierzał pokusić się na mniejsze lub większe myszkowanie. Wszystko tak naprawdę zależało od tego, ile oraz kto będzie skory do udzielenia mu informacji, oraz poświęcenia czasu. Dwóch spośród mistrzów znał przez wcześniejszą korespondencję i jeśli tylko nadarzyłaby się szansa, chętnie spotkałby się z nimi twarzą w twarz. Co zaś tyczyło się rektora? Kłamstwem byłoby stwierdzić, że nie był go ciekaw.
- Nie jestem pewien, czy uszu rektora równie prestiżowego instytutu interesowałyby wieści dotyczące kogoś mojego pokroju, ale... Ah, jeśli będzie mi dane, nie omieszkam skorzystać z okazji! - zapewnił, zapewne dziwnie chętnie, zważywszy na to, jak mocno starał się unikać niepotrzebnych interakcji z niemal każdą osobą na terenie pałacu. Co innego jednak orkowie, czy częściowo ludzka bądź goblinia służba, a co innego "swoi". Magowie i uczeni.
To prawda oczywiście, że w gestii cesarza i jego doradcy leżało wytoczenie kroków, aby zapewnić odpowiednie relacje w najbardziej potrzebującej chwili, co nie znaczyło, że z pomocą Yroha nie mógł przygotować na to podłoża. I oczywiście podpisać pod tym także księcia!
Mimo ogólnego zmęczenia, mimo wielu wątpliwości i wciąż wiszących nad nim, nadmiernie licznych zmartwień, czuł się z jakiegoś powodu lepiej, niż przez ostatnie tygodnie. Być może dlatego, że po raz pierwszy od dawna zaufano mu na tyle, by mógł wziąć udział w czymś ważnym nie tyle z przymusu, co wyboru. A może po prostu dlatego, że pozwolono mu swobodnie mówić więcej niż raz i więcej niż kiedykolwiek bez powstrzymywania go warknięciami bądź bolesnymi gestami. Tych drugich nie doświadczył już chyba od całkiem sporego czasu, jak tak się nad tym zastanowić?
- Czy wolę-...? - spróbował powtórzyć nietypowe pytanie w chwilowej dezorientacji. - Czy wolę... Mężczyzn? - powtórzył ostrożnie, ważąc dziwny dobór słów na języku.
Jak to, "czy wolał mężczyzn"? Czy wolał... W jaki sposób...? To chyba nie...? Czy jego pan naprawdę pytał go, o-...?!?! Poważnie?!
- Nie! - pisnął, czując niecodzienny żar rozlewający się po twarzy i karku, kiedy został dla towarzystwa do pytania staksowany wzrokiem. - Niekoniecznie?! To znaczy...! To nie tak, że wolę lub nie wolę??? Pozwoli Wasza Wysokość, że otworzę okno?!
Nie czekając nawet na pozwolenie, co normalnie byłoby wręcz niedopuszczalne, podszedł do okna, które-... Tak. Tak, okno było już uchylone. Oczywiście, że było. Nie liczy się więc, jeśli otworzy je nieco szerzej! Stamtąd dużo łatwiej będzie kontynuować!
Wbrew temu, jak prezentował się w oczach innych, Awaren rzadko dopuszczał do siebie poczucie wstydu. Po niewybrednych komentarzach kierowanych w jego stronę przez lata sięgające daleko przed jego pierwszą niewolę i po niezliczonej ilości uszczypnięć tudzież klepnięć tu i tam, zwłaszcza przez tych, którzy przypadkiem brali go za kobietę, nie zostało mu wiele potrzeby do bronienia resztek swojego honoru. Z niewygodnych sytuacji, dużo łatwiej było wziąć nogi za pas niż cokolwiek tłumaczyć. Także wtedy, kiedy interesowano się nim samym, a co w parze niosło zainteresowanie jego... Preferencjami. Nie, żeby jeszcze na Akademii nie skusił się spróbować tego, czy tamtego... Każdy przechodził przez tego rodzaju etapy, racja? Młodość i tym podobne? ...Wciąż był tak właściwie bardzo młody. Tyle że mniej obecnie zainteresowany czymkolwiek z racji braku czasu! I czyja to wina, hmm? Co nie znaczyło, że nie mógł zainteresować się ponownie! Kiedyś! I wcale niekoniecznie innym mężczyzną, w porządku?!?! Miał nawet swoje własne upodobania! Na przykład...! Na przykład... Bardzo silne nogi. Mhm. I nie przeszkadzała mu niepotrzebna brutalność, dopóki nie była skierowana w jego stronę. Pokazy siły były w gruncie rzeczy całkiem interesujące i imponujące. Miał więc gdzieś tam... Swój typ. Tak przypuszczał. Typ daleki od obsesyjnego i szalonego na punkcie zbyt kobiecych rys twarzy. Za tym zdecydowanie nie przepadał.
Wachlując się kawałkiem pergaminu, który akurat został mu oddany, kontynuował swoją historię zgodnie z oczekiwaniami. Lał! Klimat Urk-hun naprawdę dawał dzisiaj popalić! Dawno nie było tu tak gorąco! I pomyśleć, że potrafił brać w tym klimacie gorące kąpiele!
- M-Mm - przytaknął, jak zawsze pod wrażeniem aury wyższości, jaką roztaczał wokół siebie książę. - Prawdopodobnie nigdy jeszcze nie biegałem tak szybko. Nie przyszło mi nawet do głowy, żeby się po prostu ukryć. Do teraz nie jestem pewien, jakim sposobem udało mi się uciec, jeśli mam być kompletnie szczery.
Z samej ucieczki nie pamiętał wiele. Adrenalina wyżarła mu sporą część wspomnień z tamtego zdarzenia. Może to i lepiej. Przynajmniej udało mu się uniknąć większej traumy.
- Mój panie - zaczął tylko trochę nerwowo, kiedy wreszcie padły pytania, jakich mógł się spodziewać. Dziwne, że księciu chciało się bawić w podchody z wypytywaniem o jego prywatne życie, ale i tak doceniał wysiłek. - Jestem pewien, że na ten moment dobrze znasz tego drobnego sługę z jego najgorszej strony - kontynuował z przepraszającym, nieszczególnie wymuszonym w tym wypadku uśmiechem. - Dlaczego ktoś taki, jak ja, miałby uczyć się tego wszystkiego? Ponieważ mając słabe ciało i charakter, nic innego nie pomogłoby mi zdobyć przewagi nad rodziną. Jak już wspomniałem, Wasza Wysokość, mój ród nałożył na mnie pewne obowiązki. Obowiązki, których nie pozwoliliby mi porzucić ot tak, niezależnie od moich własnych zachcianek - odpowiedział, jeszcze raz się krzywiąc. -Nie jestem fizycznie przystosowany do dużego wysiłku, moje ciało jest słabe i łatwo ulega urazom. Na dłuższą metę, moja ucieczka byłaby skazana na porażkę. Członkowie mojej rodziny potrafią być bardzo... Uparci i zawzięci. I dość przerażający, kiedy trzeba. Zerwanie z dawna ustalonych zaręczyn, nieważne w jaki sposób ani w jakich okolicznościach, byłoby potwarzą dla obu z zaangażowanych stron. Wydaje mi się, że jeszcze w pierwszych latach nauki, chciałem być po prostu uzdrowicielem. Później perspektywa oczywiście nieco się zmieniła. Miałem w końcu być zmuszony do zakładania rodziny z jakaś szaloną, dwadzieścia lat starszą szlachcianką! Ughhh! Moja rasa żyje dostatecznie długo, żebym po nauce na Akademii wciąż miał wiele czasu na wyszkolenie się w dużo bardziej interesujących kierunkach. Po prostu... Potrzebowałem możliwości, które najpierw zapewniłyby mi wolność, mój panie. Co ostatecznie skończyło się dość ironicznie, jeśli wziąć pod uwagę-... Aa-...- uciął i porzucił temat. Bo co miał dodać? "Ledwie się wyrwałem, a już trafiłem do prawdziwej niewoli, hahaha! Nie! Nie ma mowy! W tył zwrot! Z dala od tej części tematu! - Odpowiadając na dalsze pytania...! To nie tak, że wcześniej starałem się zdobywać o innych informacje albo infiltrować uczelnie, skoro nie miałem ku temu powodów. Tego... Tak jakby nauczyłem się... - nerwowo zaczął pocierać ramię, dopóki kwitnący tam siniak nie przypomniał o swojej obecności i nie zmusił go do cofnięcia się ze swoimi zamiarami. - ...Tutaj? Nauczyłem się więc tego, czego się nauczyłem, ponieważ jestem tchórzem, Wasza Wysokość.