Wyspa Kryształowego Powiewu - czas panowania demona

1

Wyspa należąca historycznie do Królestwa Fenistei była lądem lesistym, poprzecinanym dziesiątkami łąk oraz strumieni spływających z północy, z niewielkiej góry, która w rzeczywistości była nieaktywnym od stuleci wulkanem. Żyzna gleba pozwalała na prowadzenie upraw, jednak bardzo nieliczna, rdzenna populacja Kryształowego Powiewu, trudziła się jedynie zbieractwem i rybołóstwem, które w zupełności wystarczało do zapewnienia ich potrzeb. Klimat na wyspie był wietrzny i wilgotny, co zawdzięczano prądom morskim Cieśniny Barwnych Wichrów, zwanej czasem potocznie wśród ludzkich marynarzy Cieśniną Sztormów. Wichury w tym regionie były rzeczą częstą i nader niszczycielską. Zachodnie brzegi wyspy usłane były kamieniem, a roślinność drzewna zaczynała się dopiero kilkadziesiąt metrów w głąb lądu. Co bystrzejsze oko mogło dostrzec zrujnowane nadbrzeżne chatki, a nawet wraki łodzi i większych okrętów, które znalazły się w cieśninie o niewłaściwej porze. Powierzchnia terenu była zróżnicowana i dodawała krajobrazowi kolorytu i atrakcyjności, wznosząc i opuszczając zagajniki olbrzymich dębów i kwietne błonie, a także tworząc liczne szumiące progi rzeczne i wodospady. Morze w wielu miejscach wcięło się w ląd, dając przed wiekami początek zalesionym moczarom, przybrzeżnym jeziorkom i zatoczkom. Całość krajobrazu dopełniało bogactwo zwierzyny, zarówno lądowej jak i wodnej.

Kraina ta od wielu setek lat stanowiła wizytówkę fenistejskiego dorobku przyrodniczego. Do czasu Nocy Spadających Gwiazd. Po wielkiej katastrofie przestano pływać na wyspę, zaprzestano wymian handlowych i informacyjnych. Wieść o klątwie Sulona rozeszła się po świecie, a Kryształowy Powiew, podobnie jak i fenistejska puszcza na kontynencie, osłonięte zostały całunem tajemnicy i lęku.

Wyspa Kryształowego Powiewu

2
Łodź płynęła powoli, napędzana siłą mięśni jej pasażerów. Wystające z toni wodnej wodorosty utrudniały dostanie się do kamienistego wybrzeża. Niemałym wysiłkiem i ze stoicką cierpliwością, elfia kompania dotarła do płycizny, gdzie opuszczono łódź, by ja wepchać na brzeg. Zmoczyli kostki w wodzie. Była chłodna i mętna od wzburzonego mułu, a las, jak był cichy, taki pozostał. Yannear szedł na przodzie, czując obowiązek przetarcia wodnego szlaku dla swych przyjaciół.
Stawiając zmoczony but na suchym głazie, wzdrygnął się jakby ze strachu, po czym zamarł w miejscu oszołomiony. Rozejrzał się wtem nerwowo, spojrzał ponad siebie, okręcił się wokół, jakby szukając czegoś wzrokiem. Zupełnie nie kontaktując z drużyną spojrzał na nich i otworzył usta, jakby coś krzyczał, lecz nie rozległ się żaden dźwięk, jakby wołał zza szklanego klosza.
Yan! Co się dzieje? — Zin podniosła głos w zdenerwowaniu.
Elf znowu otworzył usta, po czym uśmiechnął się i... bezdźwięcznie zaśmiał, gestem dłoni zapraszając resztę drużyny do siebie. Zin wyrwała się jako pierwsza, rozbryzgując wodę w długich susach. Wskoczyła na kamień obok elfiego wojownika i z wielkim zdziwieniem na twarzy rozejrzała się wokół.
Kiedy Ail'ei i Niriviel wraz z Vearią dołączyli do towarzyszy, rozwiały się wszelkie domysły i obawy. Stawiając stopy na suchym brzegu doświadczyli nagłego dźwiękowego oszołomienia, wybuchu śpiewu ptaków i szumu drzew, który w porównaniu do posuchy na wodzie, był tak głośny, że niemal ogłuszający. Las z nowej perspektywy okazał się bardziej żywy, nabrał na barwach i zapachach.
Niesamowite... — rozmarzyła się Zin. — Teraz nasuwa się pytanie, która z perspektyw jest iluzją, a która rzeczywistością? I co ważniejsze, dlaczego?
Zbadamy to jutro. Musimy rozbić obóz nim zajdzie słońce. Na północy widać zarys jakiegoś zabudowania, o tam. — Yannear wskazał palcem w stronę szarego kształtu schowanego między rozrzedzonym podszytem. — To chyba nie jest skała. Ma zbyt regularny obrys.
I ruszyli za śladem mężczyzny, samozwańczego przewodnika po nieznanym lądzie. Ostrzem miecza przecinał paprocie i krzewy przeszkadzające w drodze, wyznaczał śladami stóp utwardzoną ziemię i skały, omijając bagniste muły. Dotarli tak do celu tej krótkiej wędrówki. Do zarośniętej i niewidocznej z brzegu kamiennej latarni morskiej.
Budowla stała na wzniesieniu, na które prowadziły drewniane, spróchniałe stopnie. Zapewne niegdyś biały wapień i spajająca go zaprawa, były białe, lecz teraz dominowały w nich szarość przeplatana z czernią oraz zieleń mchów i bluszczy. Wejście do środka było zawalone gruzem, a otoczeniem latarni była mała, zarośnięta trawą polanka, idealna pod rozbicie namiotu i bezpieczne rozpalenie ognia.

Wyspa Kryształowego Powiewu

3
Czarodziej poczuł jak włosy stają mu dęba... w przenośni rzecz jasna, w momencie w którym wkroczył na teren właściwej wyspy. Co tu się działo? Jak określiła to Zin - czy byli do tej pory pod wpływem iluzji, czy też właśnie w nią wkroczyli. Logicznym założeniem było oczywiście, że dalece prawdopodobniejszą wersją była wielkoobszarowa iluzja wyspy zastygłej w miejscu niż wielka iluzja żywej krainy... ale co jeśli nie była to iluzja? Może przekraczając niewidoczną barierę rzucono na nich klątwę? Jakkolwiek by nie było elf spoglądał na żywą i hałasującą faunę i florę podejrzliwie i z niechęcią. Otaczało ich coś nienaturalnego, najpewniej magicznego z natury i zdecydowanie potężnego. Co prawda był to najpewniej pryszcz w porównaniu z działaniem Zaćmienia... ale głupotą byłoby zignorowanie tego. Nerwowo chwycił w torbie manierkę lecz nim cokolwiek mógł zrobić Yannear rozkojarzył go swoją uwagą o tajemniczym kształcie pośród drzew.

Podążając za wojownikiem żołądek uczonego począł ściskać się i skręcać. Niepewność, napięcie i nagła kakofonia dźwięków nie pomagały. Tylko jego dłoń zaciśnięta na rączce córki przynosiła odrobinę ulgi napiętemu umysłowi czarodzieja. Z początku szykował się nawet na rzucenie się do przodu w celu utkania czaru obronnego gdy przez krótką chwilę wysoki skalisty obiekt zdał mu się być czarodziejską wieżą. Chwilę później przekonał się jednak z resztą elfiej grupy, iż mieli do czynienia z latarnią. Co więcej opuszczoną latarnią. Co przy budynku pełniącym tak ważną funkcje jak ratowanie okrętów przed wpadnięciem na zdradziecki skały zdecydowanie nie budziło optymizmu co do celu ich wyprawy. Uczony puścił na chwilę dłoń córki, pchnął ją lekko w stronę Zin i wiedziony ciekawością podszedł aż pod zwalone drzwi przybytku. Stając przed nimi przez krótką chwilę kontemplował to co miało miejsce na plaży i po krótkiej chwili rozważań jakby dla pewności, że gróz faktycznie znajdował się w miejscu wejście postawił stopę na jednym z kamiennych odprysków i strącił go na bok. Następnie sięgnął ponownie po swoją manierkę, mechanicznym i pozbawionym wdzięku gestem odkorkował ją oraz uniósł ją przed siebie w niemym toaście i wymruczał.

- Ath... siilen... desha... rell... abrohia... teneam

Czarodziej czekał aż jego dłoń pokryje delikatny szron emanujący błękitną, eteryczną energią. Następnie spazmatycznie zacisnął dłoń przepychając spoczywającą w jego dłoni poświatę do wnętrza naczynia, aż i z jego szyjki poczęła emanować delikatna łuna. Samo rzucanie czaru uspokoiło nerwy uczonego ciskając go w stan dalece lepszego samopoczucia. Dźwięki natury przestały go drażnić, zaś obecność reszty elfów poczęła nieść zdecydowanie większą otuchę do jego serca niż przed chwilą. Nie miał jednak zamiaru poprzestać na półśrodkach. Ufał swoim towarzyszom i swojemu planowi ewakuacji... ale najzwyczajniej w świecie nie ufał temu co widzieli. Obniżył nieco naczynie i zaglądając przez szyjkę do spoczywającej w nim wody rzucił jakby z dezaprobatą.

- Ausa tel'quiet... ausa tel'quiet... hmmm... powinno wystarczyć

Po czym przymknął oczy, wyciszył umysł... i pociągnął głęboki łyk z manierki. Przez krótką chwilę starał się kontrolować swój oddech i pozwolić efektowi w pełni objąć jego umysł. Następnie zaś roztwarł niemrawo oczy i obrócił się na pięcie w stronę reszty elfów z nadzieją, że nic nie uległo zmianie.
Spoiler:
Spoiler:

Wyspa Kryształowego Powiewu

4
Ail'ei nie pozwoliła Zin'rel przemęczać się, dlatego sama złapała za wiosło i razem z Yannearem prowadzili łódkę do brzegu. Robiła to nader energicznie, jakby bardzo chciała się tam dostać - i w sumie tak też było, czego by tam nie zastała wolała stabilny i rozległy teren, aniżeli zamkniętą przestrzeń i niepewny grunt pod nogami. Kiedy piasek i kamienie na brzegu zaszurały o dno łodzi, Ail puściła wiosło i odetchnęła z ulgą.

Cisza panująca na wyspie budziła w niej jednak niepokój, który na szczęście dość szybko został zażegnany, kiedy to jako ostatnia przeniknęła przez, chyba magiczną, bańkę, która skutecznie tworzyła iluzję przeklętej wyspy. Taki był jej pierwszy pomysł kiedy Zin podsumowała sytuację.

- Zgaduję, że ktoś stworzył iluzję, która z zewnątrz sprawia wrażenie jakoby wyspa była przeklęta. Może ktoś lub coś próbuje ukryć jej prawdziwe piękno, aby zniechęcić innych do odwiedzin. To jak stworzenie iluzji dla na przykład owocu, jeśli sprawimy, że wyglądać będzie ohydnie, nikt nie będzie nawet próbował go podnieść, prawda? - ostatnie słowa skierowała jakby do druidki, chociaż nie sprawiała wrażenia jakby czekała na odpowiedź, mimo wszystko uśmiechnęła się do niej.

Słowa Yanneara szybko zwróciły uwagę gwardzistki, która żywo zainteresowała się zabudowaniami.
- Masz rację, po za tym to jedyny punkt orientacyjny na ten moment, ruszajmy.

Chociaż gwardzistka chciała podążać pierwsza, zadanie to przejął jej elfi brat. Nie miała mu tego za złe, ale czuła się jakby nie dawała z siebie wszystkiego, a to było irytujące dla niej uczucie. Mimo wszystko postanowiła objąć tylną straż, skoro przodu pilnował Yan, była spokojna o jego umiejętności i ocenę sytuacji.
Kiedy dotarli do latarni w jej umyśle od razu zapaliła się myśl o wykorzystaniu jej jako punkt obserwacyjny, a polana dawała im możliwość na przygotowanie obozu którego potrzebowali. Wpierw jednak wszyscy z ciekawości skierowali się do wejścia do latarni. Tam Niri odprawił rytuał, który nie do końca Ail zrozumiała co miał zrobić, ale jak dla niej nie zrobił...NIC. Rozejrzała się po kompanach i odezwała się.

- Zin'rel i Niriviel, weźcie Vearię i przygotujcie obóz, mamy tutaj dobre miejsce na obóz. My z Yannearem spróbujemy dostać się do latarni, sprawdzimy co jest w środku i rozejrzymy się z góry...o ile schody jeszcze się ostały. Niedługo zachód słońca, nie ma sensu abyśmy wszyscy marnowali czas na tę ruinę. - rzuciła do wszystkich, ale ten krótki spacer dodał jej sił i dobrego samopoczucia, dlatego z uśmiechem i ciepłem w głosie przemawiała.

Kiedy pozostali rozeszliby się do swoich zadań, gwardzistka sięgnęłaby ku swoim pokładom magii i przywołała podmuch powietrza na tyle silny, aby otworzyć przejście do latarni, ale i nie za mocny, aby nie uszkodzić konstrukcji.

Wyspa Kryształowego Powiewu

5
Szary kamyk kopnięty przez elfiego maga stoczył się po wzgórzu i wylądował gdzieś w zaroślach. Latarnia jak stała, tak stała. Jeno drobiny pyłu wzniosły się nieznacznie ponad ziemię, przyprószając nogawkę Niriviela niczym mąka. Jakaś ptaszyna zainteresowana gośćmi na wyspie przysiadła na pobliskiej gałęzi. Wymieniła krótkie spojrzenie z bakałarzem i pisnęła dwukrotnie, ciekawsko przekręcając łebek.
Magiczny napój rozpłynął się po podniebieniu Niriviela. Smakował nijako, ot jak woda, lecz po przełknięciu pozostawiał subtelne uczucie łaskotania na końcu języka. Zaklęty płyn przemknął przez przełyk aż do żołądka i wnet jakby rozmył się po ciele elfa, sięgając wszelkich jego zakamarków. Niewątpliwie czar zadziałał. Czarodziej odczuł to nie tylko w sferze magicznej, lecz i czysto psychicznie, bowiem jego nastrój jakby zaczął ulegać poprawie. Nie uświadczył również żadnych zmian w otoczeniu. Niemalże dziewiczy las pozostawał żywy i wypełniony ptasim zgiełkiem, jak od momentu wstąpienia na suchy ląd, wysoka latarnia nie przemieniła się w czarodziejską więżę, a drzewa nie okazały się być czyhającymi w cieniu potworami. Wszystko wydawało się być normalne i naturalne.
Powierzchowne oględziny budowli przyniosły drużynie kilka informacji. Nie była używana od co najmniej kilku lat, sądząc po nieprzyciętych drzewkach, które czubkami koron sięgały jej szczytu. Gruz u progu wejścia mógł być dziełem sił natury i przypadku. Pochodził z przybudówki, która niegdyś stanowić musiała sień, dziś zaś większością swojej masy blokowała drzwi do morskiej latarni. O ścianę oparte było suche, wyłamane drzewo o bardzo grubym pniu, zaś w miejscu styku z budulcem widać było nieznaczne pęknięcie.
Rzecz wydaje się prosta. Przyszła wichura, wyłamała drzewo. Drzewo uderzyło o latarnię i naruszyło słabą konstrukcję przybudówki, doprowadzając ją do zapadnięcia się — podsumowała Zin'rel. — Uważajcie na siebie — rzuciła jeszcze do przyjaciółki i Yanneara, wraz z uśmiechem kryjącym zmartwienie, ale i ekscytację.

Ail zebrała magiczną siłę, naginając swoją wolą żywioł powietrza. Gwałtowny podmuch wiatru wstrząsnął okolicznymi drzewami. Z podłoża wezbrał się pył, a skalne odłamki, w które celowała gwardzistka, zagrzechotały i zadudniły. Yannear przysłonił twarz dłonią, zrobił kilka kroków w tył. Wzniesione drobiny całkowicie przysłaniały widok i gryzły w oczy. Kiedy kurz opadł, odsłonił niewiele zmieniony widok. Kilka mniejszych bloków stoczyło się niżej, drobne kamyczki rozsypały się na boki. Największe kamulce pozostały na swoim miejscu. Dopiero po kilku minutach oględzin, Yannear odnalazł malutki punkt prześwitu, z którego ział chłód wnętrza zakopanej latarni. Od razu zabrał się do przerzucania gruzu. Nie był to dla niego duży wysiłek. Chociaż większość leśnych elfów nie wykazywała się zbytnią muskulaturą, elfi weteran miał ponadprzeciętną krzepę i z łatwością strącał większe głazy szarego wapienia czy to własnoręcznie, czy pomagając sobie znalezioną deską, która posłużyła za dźwignię. Nie zdążył się nawet zziajać, kiedy otwór zrobił się na tyle duży, by można było się przezeń przecisnąć na leżąco.
Rozpalili pochodnie, bowiem środek budowli był na tyle ciemny, że trudno było przemieszczać się weń po omacku. Będąc w wewnątrz, dostrzegli spiralne, drewniane schody podtrzymywane na wysokim, kamiennym filarze, dodatkowo wspieranym poprzeczkami z metalowych prętów co kilka metrów. Stopnie skrzypiały pod każdym naciskiem, jednak były w dobrym stanie. Dobrze zakonserwowane drewno nie zdążyło spróchnieć przez lata nieużywania. Z każdym kolejnym krokiem intensyfikował się smród stęchlizny i pleśni.
Na samej górze wewnętrznej części latarni znajdowało się pomieszczenie mieszkalne z dwoma malutkimi okienkami z widokiem na morze oraz na ląd. Przy ścianie znajdowała się drabinka, która prowadziła do szczytowej części wieży, gdzie musiało znajdować się palenisko oraz zwierciadła i soczewy. W pokoju mieściło się również biurko z krzesłem, niewielki regał z przeżartymi przez myszy książkami, potłuczonymi słoikami oraz prycza. Unosił się w tym miejscu najgorszy smród. Pleśń, która rozwijała się od panującej wewnątrz latarni wilgoci, była wszechobecna. Porastała zimne ściany i drewno mebli. Stół roboczy był brudny od ptasich odchodów, podobnie do pryczy i regału.
Ail... — mruknął Yannear, przyglądający się miejscu do spania byłego pracownika latarni. — Tu chyba leży trup.
Odkrywszy poczerniałą pościel, wojownik odsłonił goły szkielet spowity grzybem, pajęczyną i czymś co przypominało resztki ciał owadów.
Jest i źródło zapachów — powiedział kręcąc nosem i chowając ciało z powrotem pod kołdrą. — Chodźmy wyżej i rozejrzyjmy się, zanim zajdzie słońce — pospieszył Ail, samemu dobierając się do drabinki na najwyższe piętro.
Ze szczytu latarni rozpościerał się widok na dużą część wyspy. Wychylając się przez kamienny murek, widać było rozbity na polance obóz. Ail dostrzegła tam Vearię, która wskazała na nią palcem i zaczęła wesoło machać rękami. Kawałek na północny wschód od obozu znajdowała się szeroka polana z częściowo porośniętą, szeroką ścieżką. Gdzieś po jej lewej stronie mieniło się w promieniach zachodzącego słońca skromne jeziorko. Resztę terenu pokrywał gęsty las i pagórki. Ail i Yannear długo wytężali wzrok nad krajobrazem, by dostrzec jeszcze dwa, bardzo słabo widoczne elementy. Ruiny kilku drewniano-kamiennych chat oraz drewnianą wieżę obserwacyjną w, zdawało się, idealnym i zadbanym stanie. Na tle tego wszystkiego, gdzieś daleko na północy, unosiło się szare wzgórze, pozostałość po dawnym wulkanie. Ponad nim, jak i ponad większością wyspy, unosiły się cienkie chmurki barwione czerwienią zachodzącego słońca.

Spoiler:
Na dole, na polance, przy obozowym ognisku siedziała Zin'rel, Niriviel i Vearia, sprawdzający zebrane ze statku zapasy. Przeliczywszy suche racje, stwierdzili że wystarczyć ich powinno na zaplanowane trzy dni. Uzdrowicielka podała dziewczynce kilka sucharów i kawał suszonego mięsa. Ta pokręciła nosem i żachnęła się, odsuwając podany jej posiłek.
Papo, a możemy nazbierać jagódek? Widziałam wielki krzak różowych jagódek, o tam! Były bardzo słodkie, wystarczy dla wszystkich! — Wskazała palcem na ciemną plamę pomiędzy drzewami.
O czym ty mówisz? Jakie jagódki? — zapytała zaniepokojona Zin.
Dziewczynka wstała, podskoczyła do wskazanego krzewu i przyniosła garstkę owoców, pięknie dojrzałych, różowych i soczystych. Zin przyjrzała się im. I nagle pobladła.
Ile tego zjadłaś?
Tylko garsteczkę.
Zin spojrzała na Niriviela porozumiewawczo. Elf zrozumiał, że jego córka zjadła coś, czego nie powinna. Trudno było jednak ze spojrzenia uzdrowicielki odczytać, jak bardzo było źle.

Wyspa Kryształowego Powiewu

6
Czarodziej odwzajemnił ptakowi ciekawskie spojrzenie przez krótką chwilę deliberując co też jego zachowanie mogło oznaczać. Ptactwo było wszak z natury dość płochliwe. Przez krótką chwilę rozważał prawdopodobieństwo tego, że ptaszyna była wytrenowana lub kontrolowana przez kogoś... jednak zaraz po przełknięciu płynu zbył tą ideę całkowicie. Lokalna zwierzyna musiała się najzwyczajniej w świecie odzwyczaić od widoku elfów. Nie wie czego się po nich spodziewać i tym samym nie widzi w nich zagrożenia. Tak... to musiało być to. Trafili do małego dzikiego raju w którym fauna i flora zapomniała o istnieniu ich rasy. Ciekawe za ile Zin dojdzie do podobnego wniosku i zacznie o tym debatować. Oby nie za szybko i nie za długo. Elf wolał nacieszyć swe oczy i wyciszyć umysł. Zwłaszcza, że czuł niewypowiedziany wręcz spokój po raz pierwszy od początku wyprawy. Tak... po raz pierwszy od jakże dawna nie miał zmartwień... Uczony spojrzał na rozradowaną Vearie opowiadającą mu o soczystych owocach, uśmiechnięty pokiwał głową rozkoszując się otaczających ich pierwotnym krajobrazem... aż jego rozmarzone oczy zastygły na twarzy Zin.

Trudno dokładnie określić co przeleciało przez umysł elfa w przeciągu kilku następnych chwil. Nie był to składny ciąg myśli a raczej jego umysł drący się w jego odurzonej głowie ile sił w metaforycznych płucach. Dość, że ze stanu skrajnej ekstazy elf niemal natychmiast przeszedł w stan skrajnej paniki. Rozluźnione mięsie i rysy twarzy spinały się nerwowo, gesty i ruchy były gwałtowne a otaczająca go trawa i drzewa zaczęły w jego oczach nabierać nieprzyjemnego jaskrawozielonego blasku. Co zjadła Vearia? Duże, różowe... jagody albo podobne do jagód. Elf próbował wytężyć całą swą wiedzę przyrodniczą by znaleźć ostatecznie jednak, wyszarpnął owoce z rąk dziewczynki, podsunął je przed twarz druidki i zaciskając nerwowo dłoń na jej ramieniu wydukał siląc się by jego głos nie był przesadnie ostry ani spanikowany.

- Co... to... jest... Zin?
Spoiler:

Wyspa Kryształowego Powiewu

7
- Wiesz, że zawsze uważam. - uśmiechnęła się do Zin kiedy ta oddalała się z pozostałymi.

Siła z jaką gwardzistka uderzyła w gruzowisko okazała się niewystarczająca aby poruszyć większe skały, ale nie mogła ryzykować zrobienia tego z większą siłą, groziłoby to naruszeniem całej konstrukcji, a tego nie chciała.
- No nic, musimy zrobić to klasycznie. - uśmiechnęła się przekornie do Yanneara i razem z nim wzięła się za przerzucanie większych skał. Może była kobietą, ale często odpowiednie podejście do sprawy rekompensowało brak siły, dlatego też wpadła na pomysł aby użyć dźwigni z starych desek które jeszcze się trzymały.

Po wczołganiu się jako druga do środka, odpaliła drugą pochodnie od tej którą odpalił elf. Pokonując kolejne stopnie nie mogła powstrzymać się od myśli, że coś nieprzyjemnego czeka na nich wyżej - i wcale się nie pomyliła. Przez chwilę przysłoniła twarz dłonią, kiedy jej towarzysz odsłonił szkielet osoby która najprawdopodobniej tutaj pracowała.
- Myślisz, że umarł ze starości we śnie, czy coś lub ktoś mu pomógł? - zapytała z lekką obawą, przy okazji sprawdzając czy nieboszczyk nie ma przy sobie, lub gdzieś obok, jakiejś mapy okolicy. Skoro to latarnia, to powinna znajdować się tu jakaś mapa, o ile przetrwała próbę czasu.

Widok ze szczytu latarni przypomniał jej czasy, kiedy wyglądała z wież pałacu w Fenistei, patrząc na niżej położone miasto i otaczającą je puszczę. Może ten widok nie zapierał tchu w piersi, ale i tak robił wrażenie. Dostrzegając poniżej obóz i machającą im Vearię, gwardzistka odmachała jej i szybko rozejrzała się po najbliższej okolicy obozu, aby ocenić czy w pobliżu nic im nie zagraża, dopiero wtedy przeniosła wzrok na horyzont.
- Tamte zabudowania wyglądają na opuszczone od dawna, ale tamta wieża...ciężko mieć pewność, ale wygląda jakby była w lepszym stanie niż pozostałe budowle. Może jednak ktoś tutaj mieszka i konserwuje tamtą wieżę, powinniśmy jutro ją sprawdzić. Przedyskutujemy jeszcze z pozostałymi.

Ail'ei wracała do obozu z Yannearem w dobrym nastroju, po drodze padł z jej strony nawet żart na temat tego jak marynarzy zatkało kiedy ujrzeli morskiego węża, a w momencie kiedy zbliżyli się do obozu akurat przestawała się śmiać...no bardzo rzadko spotykana reakcja z jej strony. Szybko jednak dobry nastrój ustał kiedy zobaczyła scenę przy ognisku.
- Ktoś wyjaśni co tu się właściwie dzieje? Miałam nadzieję na spokojny wieczór. - zapytała, chociaż uśmiech z jej twarzy jeszcze całkowicie nie zszedł, mając nadzieję, że to tylko błahostka.

Wyspa Kryształowego Powiewu

8
W małych dawkach działają odurzająco, w większych neurotoksycznie, w skrajnych przypadkach... — zamilkła, najwyraźniej nie chcąc denerwować dziewczynki. — Słuchaj mnie uważnie, Veario. Ile takich jagódek to dla ciebie garstka? Zbierz i pokaż mi na dłoni.
D-dobrze — wydukała przelęknięta elfka. — O tyle, właśnie tyle... — wyjąkała cicho, pokazując na malutkiej dłoni dwanaście owoców.
Muszę przygotować antidotum. Będę potrzebowała kropelkę twojej krwi i kropelkę krwi twojego taty. Pozwolisz mi nakłuć palec?
N-no dobrze... — powiedziała jeszcze ciszej, kuląc się i wystawiając drobną rączkę.
Zin'rel wyjęła z torby żeliwną miseczkę oraz kozik. Czubkiem ostrza nakłuła skórę dziewczynki. Ta pisnęła z bólu i zaraz po pobraniu włożyła paluch do buzi. Zebrane kilka kropel krwi Zin'rel rozmazała na wewnętrznej ściance naczynia. Przy pomocy moździerza roztłukła kilka owoców i tak powstałą miazgę rozsmarowała na kawałku materiału swojej koszuli i przelała wodą, by wypłukać część miąższu i uzyskać maleńkie, twarde pestki, które kryły się wewnątrz jagód. Te dodała do miseczki z krwią, uzupełniła wodą z manierki, wsypała jakiegoś proszku i postawiła przy ogniu.
Rozejrzeliśmy się na górze — Yannear zburzył niezręczną ciszę i napięcie. — Znaleźliśmy latarnika, a raczej to co z niego zostało. Umarł najpewniej samotnie przed paroma laty. Mamy też prawdopodobnie cel jutrzejszej podróży, Ail pokaże wam na mapie i opowie. Ja jeszcze rozejrzę się po okolicy. Zastawię też wnyki, może uda się złapać jakiegoś zająca.
I oddalił się z rozpaloną pochodnią w ręku, torując sobie drogę wśród paproci zamaszystymi machnięciami miecza.
Kiedy roztwór przygotowany przez uzdrowicielkę zaczął wrzeć, ściągnęła go z ognia i odstawiła do ostygnięcia na zimnej ziemi. Wyjęła z torby jakieś suszone ziele, rozdrobniła je i wrzuciła do wrzątku. Zamieszała miksturę, nakryła pokrywką.
Teraz potrzebuję twojej krwi, Niriviel — zwróciła się do elfa, wystawiając dłoń, by mógł w niej ułożyć swoją. — Od ciebie trochę więcej niż kropla — przestrzegła szeptem, tak by nie usłyszała jej Vearia.
Papo, dlaczego czuję mrówki w nogach?

Wyspa Kryształowego Powiewu

9
Ail'ei dostrzegła, że sytuacja jest chyba poważna więc postanowiła nie przeszkadzać druidce i czarodziejowi, a w zamian tego zająć czymś młodą Vearię. Pomyślała, że mogłaby pokazać jej jak wykonuje rytuał tropiący, bo w sumie i tak nosiła się z tym pomysłem od czasu dostrzeżenia wyspy. I nagle ją olśniło... Położyła dłoń na ramieniu Vearii i uśmiechnęła się do niej.

- Hej, będę wykonywać rytuał którym wyszukuję inne osoby, chcesz zobaczyć?

Wyspę skrywała zasłona iluzji, potężna magia. A co jeśli ta iluzja blokowała także jej magię z zewnątrz? Co jeśli ktoś próbował tu coś bardzo ukryć? Wcześniej próbowała tego rytuału niezliczoną liczbę razy, a ten nigdy nie dał nawet najmniejszego wyniku, nie wskazywał jej nawet kierunku, tak jakby królowa nigdy nie istniała...a może powodem była właśnie ta iluzja? Teraz była wewnątrz tej bańki i jeśli tutaj to nie zadziała, to chyba już nigdy nie zadziała.

Kiedy oddaliła się kilka metrów od obozu z Vearią, usiadła na ziemi, złożyła nogi, położyła przed sobą na ziemi medalion królewskiego rodu, który należał do królowej. Wtedy spojrzała na dziewczynkę.

- Usiądź i rób to co ja. To bardzo prosty rytuał, ale z twoją pomocą jest większa szansa na powodzenie. - uśmiechnęła się zachęcając ją do tego. Oczywiście trochę skłamała mówiąc, że jej zaangażowanie coś zmieni, ale chciała dać jej poczucie bycia potrzebną. Kiedy dziewczyna usiadła naprzeciw niej, Ail złapała ją za dłonie, tak że medalion leżący na ziemi znalazł się pomiędzy nimi.

- Nigdy nie spotkałaś naszej królowej, ale możesz zamknąć oczy i w myślach nawoływać jej imienia, to wzmocni rytuał. Pamiętasz jak miała na imię, prawda? - zapytała, chcąc się upewnić, w końcu przez ostatni rok miała wiele sposobności usłyszeć o niej, ale nigdy nie wiadomo. Kiedy upewniła się, że dobrze pamięta jej imię, poleciła zamknąć jej oczy i powtarzać to imię w myślach. Sama natomiast robiła to co zwykle, odprawiając rytuał. Był on prosty i nieskomplikowany, ale wymagał czystego umysłu i skupienia, dlatego kazała Vearii wypowiadać jej imię w myślach, a odległość od obozu nie zakłócała jej myśli zbędnymi dźwiękami.

Ail zatopiła się w swoim umyśle, wyciszyła go i pozwoliła, aby aura medalionu wpłynęła na jej magię. W myślach wykreowała obraz swojej królowej, a także powtarzała jej imię, jak gdyby próbując szukać jej wśród gęstej mgły. Jej wewnętrzna magia i aura przedmiotu sprawiały, że niczego więcej nie potrzebowała do rytuału. Teraz pozostawało tylko czekać na jakieś efekty.

Wyspa Kryształowego Powiewu

10
Elf nerwowo przyglądał się na przemian córce oraz Zin krzątającej się przy antidotum. Jej milczenie i próby nie spłoszenia dziecka nadmiarem szczegółów może i uspokajały innych... ale nie jego. W końcu nie mogąc znieść bezczynności jął grzebać w swojej torbie podróżnej szukając... czegoś. Czegokolwiek co mogłoby pomóc albo choćby zabawić Vearie. Żelazna kulka, szata, rozpadająca się księga, pogryziona kwarcowa figurka. .. nic przydatnego. Wieści o nieboszczyku w latarni i setne słuchanie o królowej z ust Ali niekoniecznie pomogło humorowi elfa. Slfustrowany uczony wyjął nawet "O wnętrznościach i zewnętrznościach" i jął wertować tomiszcze. Nawet nie z nadzieją, że znajdzie tam odpowiedź na swoje problemy. Tylko po to by choć odrobinę od nich uciec, wyciszyć umysł i na spokojnie podejść do zaistniałej sytuacji. Nim jednak zdołał ochłonąć głos Zin sprawił, że niemal podskoczył a z pozszywanej niedbale księgi wypadło kilka kart.

- Co? Krew? A tak, tak. Bierz ile chcesz... aaaargh!

Elf jęknął z bólu. Po wepchnięciu uboższej o kilka kart księgi do torby próbował nazbyt gwałtownie wyszarpnąć z niej dłoń. Ta zahaczyć musiała o chropowatą powierzchnię obgryzionej figurki która chwilę potem wyfrunęła razem z rozciętą dłonią z sakwy podróżnej czarodzieja. Rana nie była może przesadnie głęboka i szeroka jednak unerwiona przestrzeń jaką obejmowała wołała o pomstę do nieba. Elf z gniewem rozejrzał się za kwarcową statuetką. Wzrok jego padł jednak po chwili ze zdziwieniem na kupkę pokruszonego kwarcu na leżącym wkoło niewielkiego kamienia. I tak sfatygowana figurka musiała spaść na niego i rozprysnąć się w drobny mak. Jednak to nie strzaskanie figurki zdumiało elfa. Pośród kwarcu leżał niewielki rulonik pergaminu. Niechybnie zamknięty pierwotnie w statuetce. Porwany zastrzykiem ciekawości elf nachylił się nad kwarcem, wyciągnął spośród niego pergamin i rozwijając go ostrożnie wyciągnął jednocześnie krwawiącą dłoń w stronę Zin.

- Pobierz ile potrzebujesz albo i więcej. Wszystko byleby mała wyzdrowiała.

Po czym by nie patrzeć na proces pobierania jął przebiegać wzrokiem po skrawku papirusu mamrotając na głos treść. Spisany był co prawda po elfemiu ale archaiczne zwroty i styl pisma zmuszały uczonego do werbalizacji spoczywającym nań słów.
Spoiler:
Spoiler:

Wyspa Kryształowego Powiewu

11
Y'asmanaya! Y'asmanaya! — skandowała dziewczynka uradowana faktem, iż znała odpowiedź na pytanie Ail. — Ciocia Zin dużo mi o niej opowiadała. Mówiła że jest najpiękniejszą i najmądrzejszą z leśnych elfek. Pokazała mi też jej rysunek! Powiedziała że bardzo byśmy się polubiły — ciągnęła dalej, lecz widząc narastające skupienie gwardzistki, przycichła i skoncentrowała się na otrzymanym poleceniu.
Otoczenie przycichło i straciło na znaczeniu. Ograniczona ilość bodźców docierała do umysłu medytującej Ail'ei. Jej jaźń rozkwitła niczym kwiat lotosu, otworzyła ścieżki na co dzień niedostępne i wręcz zapomniane. Świadomie przywołując imię Królowej i łącząc się metafizyczną więzią z medalionem, nawiązała kontakt z wszechobecnym eterem, scaliła się z nim i zaczęła chłonąć informacje przechowywane w matrycy wszechrzeczy. Umysł zwizualizował jasną ścieżkę. Nie była określona w widocznej przestrzeni, lecz instynktownie prowadziła w konkretnym kierunku, wodząc za magiczny zmysł. Ail czuła, że to nie wszystko, że coś jeszcze próbuje wyłonić się przed nią. Wnet owa ścieżka, wbrew doświadczeniu i oczekiwaniom, okazała się nie jedyną, a jedną z trzydziestu, rozgałęzionych niczym korzenie drzew, splątanych i trudnych do rozróżnienia, lecz zbiegających się gdzieś w jednym miejscu. Namierzyła kierunek przy kolejnym spokojnym wdechu. Północ.
Ciociu Ail! Ciociu Ail! Coś poczułam! — zawołała Vearia, przebijając się przez bodźce, które powracały do wychodzącej z transu gwardzistki. — Czuję... — zawahała się, jej twarzyczka wyzbyła się zupełnie z emocji i nagle... upadła na wznak, lecz oczy miała wciąż otwarte. — Nie mogę się ruszyć!
*

No patrz, połowę roboty zrobiłeś za mnie — parsknęła Zin i wyciągnęła dłoń z naczyniem pod skaleczoną skórę elfa.
Krew płynęła cienkim strumieniem, wypełniając żeliwny garnuszek. Kiedy uzbierała się jej ilość, którą z niesmakiem można by nazwać jednym "łykiem", uzdrowicielka podała Nirivielowi czysty opatrunek i odwróciła się z powrotem do swojej improwizowanej pracowni, gdzie kontynuowała pichcenie antidotum. Zerknęła w międzyczasie na elfa recytującego inkantację. Jej wyraz twarzy malował zainteresowanie. Nie było żadną tajemnicą, że zrozumiała słowa spisane na papierze ukrytym w statuetce.
To bardzo stara modlitwa. Wątpliwe czy Pan Wiatrów ją wysłucha, ale spróbować nie zaszkodzi. Skąd miałeś ten posążek?
Do obozu wkroczył Yannear. Przysiadł przy ognisku i pociągnął z bukłaka.
Znalazłem ścieżkę, którą widać było z góry. Hm? Słyszycie? Ail, co się tam dzieje!? — zawołał w stronę oddalonych od obozu elfek.
Ruchy Zin nagle przybrały na prędkości. Zagotowany wcześniej roztwór wymieszała ze świeżą krwią Niriviela. Zamieszała całość energicznie. W powietrzu rozniósł się metaliczny i lekko cuchnący zapach. Gorącą jeszcze miksturę druidka przelała do nowego naczynia, oblewając sobie przy tym palce wrzątkiem. Syknęła z bólu, wykopując w ziemi mały dołek, do którego wsadziła gorącą miseczkę.
Przynieście ją tutaj, pod ognisko. Nie może się wyziębić. Antidotum jest gotowe, ale musi ostygnąć, bo mała sparzy sobie przełyk.

Wyspa Kryształowego Powiewu

12
Gwardzistka była wprawiona w tym rytuale, dlatego szybko zareagowała i uchwyciła dziewczynkę zanim ta upadła na ziemię.

- Hej hej, zostań ze mną. Chodźcie szybko! - krzyknęła do pozostałych.

Kontrolowała jej stan dopóki nie dostała polecenia aby przynieść ją do ogniska. Wtedy wzięła ją na ręce i zaniosła do niego, cały czas utrzymując z nią kontakt.

Wyspa Kryształowego Powiewu

13
Czarodziej przez dłuższą chwilę przyglądał się procesowi tworzenia leku z zainteresowaniem zdecydowanie nieprzystojącym ojcowi tracącego czucie dziecka. Magia krwi i obrządki jej używające były wszak widokiem rzadkim w znanych mu kręgach naukowych. Ostatni takowy widział lata temu za czasów swoich podróży... a i to nie z bliska i niezbyt za zgodą odprawiającego go kapłana. Druidzi mogli się pochwalić doprawdy szerokim wachlarzem umiejętności... Dopiero krzyk gwardzistki otrząsnął go z chwili owej głębokiej zadumy w której pogrążył się jego umysł. Przez głowę uczonego przeleciała powódź rozpaczliwych myśli i już moment później nerwowo dreptał na elfka z lekko uniesionym w powietrzu dłońmi jak gdyby nie wiedząc co z nimi zrobić. Chciał sam chwycić córkę w objęcia... ale bał się że ją upuści. Ostatecznie ramiona zwisły mu bezwładnie i tylko ze wzrokiem zbitego psa podążał za dzieckiem zastanawiając się co zrobi jeśli lek nie zadziała.

- ... Keron?... Archipelag?... czas... wiatry... hmmm...

Mamrotał nerwowo przebierając palcami dłoni i zerkając co chwilę na twarz dziecka. Jak gdyby w obawie, że nigdy więcej nie zobaczy już iskry życia w jej oczach.
Spoiler:

Wyspa Kryształowego Powiewu

14
Odrętwiałą dziewczynkę położono przy ognisku. Wśród płaczu i zawodzenia poszkodowanego dziecka, Zin'rel nie utraciła skupienia. Owinęła Vearię kocem, obadała bezwładne kończyny, sprawdziła temperaturę i tętno. Ostudzone antidotum przybliżyła do ust małej elfki.
Pij małymi łyczkami. Tak, wiem że strasznie gorzkie. Musisz wypić do dna, bez marudzenia — mówiła druidka pochylona nad dziewczynką.
Fuu... — burknęła Vearia w krótkiej przerwie między żałosnym chlipaniem i kaszleniem.

***
Nadeszła noc, a wraz z nią całe otoczenie zatraciło swój kształt, zamieniając się w ciemną masę, której nie sięgało światło ogniska. Vearia spala przytulona do Niriviela. Zmęczona po ciężkim dniu i wieczorze pełnym wrażeń zasnęła szybko i głęboko, na tyle, że nie wybudziły jej pogawędki Zin'rel i Yanneara nad ogniskiem.
Wezmę wartę do północy, a ty przejmiesz po mnie do świtu — zaproponowała druidka, a weteran przytaknął.
Nie podoba mi się to, jak bardzo tu spokojnie. Dlaczego klątwa nie dosięgnęła tej wyspy? Musi stać za tym albo jakaś wielka siła, albo boskich rozmiarów, pieprzona pomyłka — powiedział Yannear, nim zamknął się pod swoim namiotem, a w obozie zapadła nocna cisza.

***
Wraz z pierwszymi promieniami słońca zbudziły się ptaki, które zleciały się gwarnie nad obozem i swym śpiewem, tudzież natrętnym krakaniem, zbudziły wszystkich poza Yannearem przygotowującym właśnie nad ogniem posiłek. W powietrzu unosił się przyjemny zapach. Morskie powietrze, wilgotne i chłodne, wraz z powiewami wiatru wciskało się między poluzowane płachty namiotów i dobudzało zaspane elfy.
Jako pierwsza z namiotu wyskoczyła Vearia, z energią i werwą, jakiej ciężko było od niej uświadczyć od wielu dni. Ozdrowiała dziewczynka podbiegła do weterana przy ogniu, by pomóc mu z przygotowaniem śniadania. Kolejna wyszła Zin, wcześniej witając się z Ail, z którą dzieliła namiot. Gdy wszyscy zebrali się w centrum obozu i posilili do syta, namioty złożono, ognisko zasypano i wyruszono na północ, gdzie rytuał gwardzistki wskazał im drogę.
Opuściwszy las, drużyna wstąpiła na rozległą, pagórkowatą łąkę, usłaną wysoką, złocistą trawą i połaciami czerwonych maków. Na bezchmurnym niebie górowały ptaki, w dole zaś brzęczały pszczoły i trzmiele. W oddali, na granicy przeciwległej części lasu pasły się dwa dorodne jelenie, niewzruszone obecnością elfów.
Tak bardzo mi to przypomina starą Fenisteę... — rozmarzyła się Zin'rel, wyraźnie zauroczona okolicznościami przyrody.
Gdy wkraczali znów pomiędzy drzewa, przodujący Yannear zatrzymał drużynę gestem ręki, drugą zaś wskazał na ucho, nakłaniając resztę do wytężenia słuchu. I rzeczywiście coś słyszeli. Cichy szelest, rytmiczne trzaski gałęzi, które wnet przyspieszyły, a wraz tą nagłą zmianą, ujrzeli sylwetkę przemykającą za gęste krzewy dzikiej róży. Nikt nie miał wątpliwości, że nie było to zwierzę. Żadne zwierzę nie mogło poruszać się na dwóch nogach w tak zgrabny i szybki sposób.
Kim jesteście? — odezwał się kobiecy, a może bardziej dziewczęcy, cichutki, przestraszony głos. — Nie znam was. Nie podchodźcie!

Wyspa Kryształowego Powiewu

15
Trudno było określić nastrój który towarzyszył uczonemu przez całą noc. Ulga, zmartwienie, radość i lęk zmieszały się w breję emocji trzymającą go za gardło tym silniej im mocniej Vearia wtulała się w niego przez sen. Wizje śmierci, strat i przeszłych błędów przelatywały mu przez umysł tak silnie i uporczywie, że momentami sam nie wiedział czy śni czy tonie we własnej przeszłości. Gdy jednak poranek jął wyglądać zza horyzontu a ptaki poczęły swe codzienne trele elf był pewny jednego. Czuł się parszywie. Oczy bolały go od słońca, kości jęczały o pomstę do nieba, w czerep było mu okropnie zimno a usta wypełniał gorzkawy posmak. Przez chwilę nie miał ochoty wstać tylko owinąć się w koc i pozostać namiocie na resztę dnia. Dopiero widok dziecka pełnego energii i radości napełnił go odrobiną optymizmu... oraz szeregiem zmartwień. Co jeśli mała potknie się o korzeń i złamie nogę? Wpadnie do rzeki? Zaatakuje ją wilk? Niriviel był potrzebny. Nie było czasu na odpoczynek.

Jęknąwszy wyczłapał z namiotu i omiótł okolice podejrzliwym wzrokiem. Gdy mała pomagała przy śniadaniu co chwila nerwowo spoglądał w jej kierunku jak gdyby w obawie, że może wpaść do ogniska. Idąc przez las patrzył jej praktycznie pod nogi co chwila jednocześni szukając wśród drzew potencjalnych zagrożeń. Poczucie strachu i niepewności poczęło co prawda słabnąć gdy dotarli na polanę i tylko dźwięk pszczół i trzmieli sprawił, że elf zacisnął swą dłoń na rączce córki chcąc upewnić się, że ta nie zapuści się zbyt blisko ich gniazda. Wszystko jednak zdawało się iść po ich myśli. Mała nie pakowała się w kłopoty. Ale oczywiście córka nie była jedynym źródłem zmartwień. Była jeszcze sama wyspa.

Gdy Yannear zatrzymał drużynę i zwrócił uwagę zebranych na szelest. Czarodziej wystąpił przed Vearie i praktycznie wsunął ją za siebie bez słowa. Przez krótką chwilę rozważał nawet czy jeśli zostaną zaatakowani powinien kazać jej uciekać czy też być przy niej i ją chronić. Nim jednak jego umysł zdoła rozważyć która z alternatyw była bardziej bezpieczna spośród róż dobiegł do nich głos zdecydowanie nie brzmiący na zbira lub czarnoksiężnika. Uczony zmarszczył brwi. Dziecko? A przynajmniej młoda osoba. Prawdopodobieństwo, że przeżyłaby sama było niskie. Zwłaszcza, że musiałaby się rozbić tu jakiś czas temu. Więc są inni? Przynajmniej jeden... ale najpewniej więcej. Może cała załoga? Ale skoro są tu istoty rozumne... czemu zwierzyna się ich nie bała? Nie polują?

Twarz Czarodzieja zastygła na chwilę. Młody głos, postać przemykająca przez różane krzewy, jego właściciel nie wzbudza lęku zwierząt. Czyżby driada? Była to zdecydowanie bardziej kojąca perspektywa niż banda rozbitków rozbijająca się po wyspie. Tak czy inaczej jasnym jednak było, że rozmawiają z płochliwą, młodą i najpewniej żeńską humanoidalną postacią. Ostatnią rzeczą której chcieli to okrzyki i nagłe ruchy. Elf uniósł powoli przed siebie swoje dłonie i jął uspakajanym tonem głosu starać się odwrócić uwagę nieznajomej od faktu, że dwójka z ich małej drużyny wędrowców była uzbrojona po zęby. Starał się odpowiedzieć przy tym na pytanie postaci. To jednak wywołało w nim niewielki kryzys egzystencjalny. Wszak "kim byli" tak naprawdę? Język elfa jął wiązać słowa tak, że z prostego wytłumaczenia przerodziły się one w krótki monolog. Jedyną zaletą tego było może to, że młódka nie spodziewałaby się tego po rozbójnikach czy piratach.

— Spokojnie... nie chcemy ci zrobić krzywdy. Jesteśmy... jesteśmy podróżnikami. Chociaż... tak... "poszukiwacze lepszego jutra" to lepsze określenie. Ale z drugiej strony... każdy czegoś poszukuje. Prawda? Jesteśmy więc... tak... tak to chyba dobre określenie. Aczkolwiek odrobine wstydliwe do wyrażenia na głos. Jesteśmy... zagubieni. Wylądowaliśmy na tej wyspie i nie mamy pojęcia co tu się dzieje. Otacza ją dziwna magia i nie wygląda jak reszta lasu. Mogłabyś nam może... pomóc? Wyjaśnić co tu się stało? Jesteś naszym jedynym ratunkiem w tej sytuacji.

Jednocześnie wyciągając dłonie bardziej przed siebie i zwieszając odrobinę głowę elf zrobił niewielki krok w stronę z której dobiegał głos. Po części by spróbować wypatrzeć zarys postaci wśród krzaków. Głównie jednak po to by zweryfikować czy jego uspokajacza przemowa sprawiła, że nieznajoma opuściła odrobinę gardę. Chciał móc rozpocząć z nią normalną rozmowę. Chciał uzyskać informacje o magii otaczającej wyspę. I chciał dowiedzieć się kim była ta tajemnicza postać.
Spoiler:

Wróć do „Wyspa Kryształowego Powiewu”