POST POSTACI
Paria
Gdy tylko znaleźli się poza zasięgiem wzroku wysokiego elfa, Paria odrzuciła przybraną chwilowo manierę i wróciła do zachowywania się normalnie, pozbywając się metaforycznego kija z wiadomej części ciała. Przychodziło jej podobne zachowanie z łatwością, ale to nie znaczyło, że było dla niej naturalne. Paria
Widząc, że Kamelio jak zwykle usiłuje robić dobrą minę do złej gry, nawet jeśli nie ma to najmniejszego sensu ani racji bytu, Libeth zmarszczyła brwi i rozmasowała lekko nadgarstek, który dotąd ściśnięty był w jego kleszczowym uścisku. I znów nie rozumiała tego zachowania, ale chyba powinna się już zacząć do tego przyzwyczajać. Czy to przy niej zachowywał się tak absurdalnie, czy normalnie też to robił? Przede wszystkim, Paria nie zgodziłaby się na takie traktowanie, nieważne kim byłaby obrażająca ją tak bezczelnie i prosto w twarz osoba. Na miejscu Kamelio już dawno przestawiłaby Juliusowi szczękę. Nie to, żeby sama była skłonna do podobnych zachowań, rzadko czuła w sobie agresję która wymagała fizycznego ujścia, raczej ograniczała się do ostrych jak brzytwa słów, gdy znajdowała się w podobnej sytuacji, ale ze swojego doświadczenia wiedziała, że mężczyźni funkcjonują nieco inaczej. I Ferros zdecydowanie zasługiwał na to, żeby rozbić mu kufel na jego zadufanej gębie.
Przynajmniej plus był taki, że chodziło wyłącznie o bycie błaznem. Prawdopodobnie.
- Nie wiem. Podeszłam do was licząc na to, że się zamknie. Dlaczego pozwalasz mu się tak traktować? - spytała ostro, zupełnie nie kupując tej słabo udawanej beztroski swojego rozmówcy. - Przecież nie pracujesz dla niego, nie musisz mu się podkładać. Sądziłam, że ogranicza się do bardzo dojrzałych zachowań typu potrącenia w wąskich przejściach, ale po czymś takim ja... ja bym nie dała mu żyć.
Słysząc, że jednak nie będzie jej dane spędzić tego poranka w towarzystwie, w jakim chciała go spędzić, mina jej wyraźnie zrzedła. Może to przepełniająca ją złość na prostactwo Ferrosa sprawiła, że trudno jej było ukryć rozczarowanie. A może wystarczyło, że w ich dwójce to Kamelio postanawiał w nieskończoność udawać, że wszystko jest doskonale.
- Nie musisz tego robić - rzuciła cicho. - Nie wiem dlaczego to robisz, tak właściwie. Jeśli ze względu na mnie, to możesz przestać. Wbrew pozorom zdaję sobie sprawę z tego, że ludzie czasem odczuwają negatywne emocje. Elfy też. Jak jesteś na niego wkurwiony, to bądź. Jeśli ja zrobiłam coś nie tak, to też mi powiedz.
Zacisnęła usta w wąską kreskę, orientując się, że może nie wyraziła się w szczególnie elegancki sposób. Mruknęła jakieś ciche "przepraszam" i westchnęła, unosząc wzrok w niebo. Naprawdę potrzebowała już stąd wyjść. Po raz kolejny docierało do niej, że nie wie nic, ani o stojącym przed nią mężczyźnie, ani o wszystkim, co ją tu otaczało. Była kimś z zewnątrz, komu wydawało się, że po tygodniu spędzonym w pokoju gościnnym może mieć jakiekolwiek pojęcie o tutejszych relacjach.
- Czy to, co się pokomplikowało, dotyczy jutrzejszego dnia i mnie? - spytała, zmieniając w końcu temat. I tak wątpiła, by Kamelio był zainteresowany kontynuowaniem poprzedniego. - Tak czy inaczej... rozumiem. W porządku, nie przejmuj się. Zorganizuję sobie czas. I tak rano nie... liczyłam na wiele. To znaczy... zakładałam, że będziesz zajęty. Dam sobie radę.