Dom Śnienia Kamelii

391
POST BARDA
Podczas gdy pozostała część grona, dla odwrócenia uwagi Ursy od "Kameliowych" spraw zawróciła czym prędzej do tematu Ferrosa, którego mimo oficjalnego nazywania dupkiem wciąż musieli pochwalić za ostatni wkład tylko po to, żeby trochę utrzeć nos coraz jadowiciej uśmiechającemu się do nich Kamelio, uwagę Parii łatwo przykuło coś innego. Nie potrzebowała nawet jakoś specjalnie tracić czasu na rozglądanie się, choć to, co zobaczyła, mogło nieco wytrącić ją początkowo z równowagi. Głęboka, karmazynowa czerwień okalała głowę Shaoli niczym krwawa aureola. Jej drobna twarz nawet z daleka wyraźnie spowita była głębokim zamyśleniem, przez które wydawała się starsza, niż powinna. Wpatrzona w jedno z okien, długimi ruchami wyczesywała Efemę specjalnie zrobionej dla niej, drucianą szczotką.
- Nie pamięta. Jeszcze nie. Spotyka wspomnienia. Nocą - usłyszała szept Rdzy. - Spotyka zapomniane. Spotyka siebie. I Jego. I widzi. I wie. I czeka.
Ciepło stopniowo zaczęło zanikać, a wraz z nim aura Shaoli.
- Libeth? - usłyszała tym razem zaraz obok siebie głos Kamelio, który najwyraźniej od jakiegoś czasu przyglądał się jej uważnie.
Cokolwiek wiedziała Shaoli i czymkolwiek nie raczyła się podzielić z nikim innym, musiało być ważne nie tylko dla niej. Rdza dała jej już kiedyś do zrozumienia, w trakcie jednej z ich krótkich, sennych sesji, że komunikacja innymi drogami jest dla niej zbyt męcząca. Jakiekolwiek ingerowanie w świat Parii, świat zewnętrzny, było dla niej wyjątkowo trudne przez wiążący ją i ograniczający odgórnie pakt. Jeśli więc marnowała już swoją energię na przekazanie informacji, raczej nie miałoby sensu, gdyby było one czymś trywialnym.
Kamelio uniósł pytająco brwi i najwyraźniej miał zadać jakieś pytanie, kiedy jeden z najmłodszych Śniących wpadł do sali i zakrzyknął:
- Już jest! Już jest! Przyjechała!
I tak rozpętał się drobny chaos, bo każdy chciał zając sobie dobre miejsce. Być może i nikt nie planował wychodzić do nowej Kamelii z sercem na dłoni bez dobrego powodu, ale ciekawość wciąż zżerała ich na tyle, że ciężko było im ją ukryć.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

392
POST POSTACI
Paria
Nie była przygotowana na to, co zobaczyła. Rdza czasem otaczała sylwetki ludzi ciepłą, pomarańczową poświatą i to było coś, do czego Libeth już przywykła. Wiedziała, że jest to jej sposób na okazywanie sympatii, zadowolenia z tego, co się działo. Tymczasem kolor, jaki roztaczała młoda elfka, był zupełnie inny i napawał bardkę jeszcze większym niepokojem, niż sam fakt, że Rdza znalazła sposób na kontaktowanie się z nią poza snem.
- Skoro wie, dlaczego nie powie? - spytała cicho na głos, zanim zdążyła zastanowić się nad tym, czy publiczne mówienie do samej siebie będzie dobrym pomysłem.
Jeśli Shaoli miała choćby mgliste pojęcie na temat tego, co nadchodziło, powinna im o tym powiedzieć. Ostrzec, chociażby. Podzielić się niepokojem i wspomnieniami, nawet jeśli niewyraźnymi, jakie przywoływały do niej sny. Kogo w nich spotykała? Paria powinna się cieszyć, że Rdza dawała jej jakiekolwiek wskazówki w tak enigmatycznej sytuacji, ale czuła lekką frustrację, gdy zamiast tych wskazówek nie dostawała konkretnych odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie kołatały się jej w głowie. To byłoby wygodniejsze, znacznie wygodniejsze.
Wtedy jednak usłyszała obok siebie głos Kamelia, zamiast głosu sześcionogiego liska w głowie. Drgnęła i odsunęła dłoń od mostka, do którego ją przyciskała, a do jej uszu zaczęła docierać cała reszta otaczającego ją zamieszania. Naruzel dotarła do Domu Śnienia. I choć Paria bardzo chciałaby natychmiast dopaść do Shaoli i spróbować wyciągnąć z niej to, czego sama z siebie nie chciała im powiedzieć, to nie miała teraz na to czasu. Nawet niejasne obrazy mogłyby być wiele warte; przecież tym śniący zajmowali się na co dzień. Odnajdywali wizje w snach i wyciągali z nich odpowiednie wnioski. Może później, gdy żadna z nich nie będzie już tu potrzebna, będą mogły na spokojnie porozmawiać. Libeth cieszyła się zaufaniem elfki, prawie tak dużym, jak Efema, więc może istniała jakaś szansa dowiedzenia się czegokolwiek wartościowego, jeśli dana by im była chwila z dala od całego tego chaosu? Musiała przynajmniej spróbować.
- Nic - odpowiedziała elfowi na pytanie, którego nie zadał, a potem uśmiechnęła się do niego ciepło, nie chcąc, żeby się martwił. Ciężko było jej robić dobrą minę do złej gry, gdy Rdza tak wybiła ją z rytmu, ale starała się najlepiej, jak potrafiła. Mimo to, czuła, że nie było to najbardziej przekonująca z jej masek. Oparła dłoń o jego klatkę piersiową, na krótko, jedno uderzenie serca. - Muszę już iść, grać. Powodzenia, Kamelio. Powal ją swoim urokiem osobistym i współpraca będzie szła jak po maśle. Wiem, co potrafisz.
Błysnęła zębami w szerokim uśmiechu, chwytając boki sukni w dłonie i dygając przed nim lekko w geście uprzejmego pożegnania, odpowiedniego dla eleganckiej szlachcianki, jaką przecież była, a potem zmyła się, by wygodnie usadowić się z lutnią na swoim krześle. Sprawdziła, czy instrument się nie rozstroił w międzyczasie i cicho zaczęła grać, póki co nie chcąc nawet zwracać na siebie zbyt wiele uwagi - to nie był koncert, stanowiła jedynie tło do wszystkiego, co miało się tu wydarzyć. Z reguły uznałaby takie zajęcie za upokarzające i grubo poniżej jej standardów, ale dla Domu Śnienia była w stanie pójść na wiele ustępstw. Miało to swoje plusy: mogła obserwować, słuchać i wyciągać swoje wnioski, a także wstępnie planować rozmowę z Shaoli, podczas gdy jej palce automatycznie już wygrywały znane sobie melodie.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

393
POST BARDA
Ostatnie pytanie Libeth miało niestety już pozostać bez odpowiedzi. Lisia obecność wycofała się i rozpłynęła, nie pozostawiając po sobie ani śladu, czy to przez zmęczenie wynikające z tego typu konwersacji, czy to przez własne widzimisię. Całkiem możliwe też, że zwyczajnie nie wiedziała, co dokładnie siedziało w głowie Shaoli. Wyglądało wszakże na to, że nikt ostatnimi czasy nie wiedział. Być może i sama podejrzana do końca nie wiedziała. Zdarzało jej się czasami przywdziewać ten melancholijny wyraz zagubienia, który jednakowoż szybko zmazywała z twarzy, jeśli ktokolwiek zwrócił na niego uwagę. Ten jednak temat przyszło na razie odłożyć na później.
Kamelio zmarszczył brwi, jak nic zauważając w twarzy Parii coś, czego nie było tam wcześniej i co być może jego zdaniem nie powinno się tam znajdować. Obowiązki jednak wzywały i mężczyzna dobrze wiedział, że nie ma czasu, żeby ciągnąć ją za język. Westchnął zatem, odgarnął do tyłu odrobinę przydługawe już włosy i sam uśmiechnął się z przesadną radością. Tę przesadność rozpoznać mogła oczywiście jedynie Paria oraz kilka innych, bardzo nielicznych w pomieszczeniu osób.
- W takim razie lepiej pójdę tam, zanim znowu uprzedzi mnie nasz przeuroczy Ferros - oznajmił melodyjnie, samemu ledwie opuszkami palców muskając jej przedramię. - Gdyby jednak coś mi nie wyszło, wejdę na jakieś krzesło i dam ci sygnał, być może udając wronę, żebyś zwaliła ją dla mnie czymś mocnym ze sceny - dodał, po czym mrugnął do niej zawadiacko okiem i obróciwszy się z popisową gracją, gibko ruszył do drzwi.
Libeth miała całkiem dobry widok na powoli rozsuwające się towarzystwo, gdy po kilku minutach Kamelio i Nuriel wspólnie wprowadzali nowo przybyłą. Kobieta była niska. Niższa od Kamelia po swojej prawej, niższa od Nuriel po swojej lewej, a już na pewno niższa od ich poprzedniej Kamelii. Na tym jednak różnice się nie kończyły. Pamiętać należało, że pod kątem ekstrawagancji, Gildii Śnienia dorównywać mogła wyłącznie Gildia Magów i wszyscy o tym doskonale wiedzieli. Jednym z faworytów, gdyby kiedykolwiek przyszło im w tym na poważnie konkurować, zostałby bez dwóch zdań Ramirill, który zarówno gustem, jak i osobowością stanowił wręcz uosobienie tej cechy. Naruzel wydawała się stać na tym samym piedestale ze swoimi złoto-szafirowym przyodzieniem, ciężką biżuterią i makijażem, nogami i ramionami przyozdobionymi skomplikowanymi, wzorzystymi tatuażami, rozwianymi siwo-czarnymi lokami oraz podejrzanie młodą twarzą.
Spoiler:
Jej ciemne oczy przeskakiwały z jednej nowej twarzy do drugiej, obdarowując każdą z osobna pewnym siebie uśmieszkiem. W pewnym momencie kobieta zatrzymała się tuż obok odsuwającej się jej z drogi Shaoli.
- Pomyślałby kto, że Dom Kamelii pełny będzie niespodzianek aż po brzegi - zwróciła się swoim intrygująco głębokim głosem niby do nikogo, a jednak jakby do wszystkich. Jej oczy powędrowały kolejno od Parii, do kręcącej się przy nogach Ursy Efemy i aż po młoda elfkę.
Głosy przycichły, a Shaoli stanęła jak wryta, gdy Naruzel wyciągnęła rękę i ot, jak gdyby nigdy nic, poklepała ją lekko po ramieniu. Jeden z kącików ust będącego w zasięgu ręki Kamelio zadrgał, podczas gdy jego własnego oczy zwęziły się delikatnie w ledwie dostrzegalnym przejawie nieufności.
- Dziecko Wędrujące Pomiędzy Światami. Głowa do góry! Już wkrótce znajdziesz to, czego szukasz - zwróciła się w stronę pełnej niedowierzania młódki, po czym śmiejąc się głośno z tylko sobie znanego powodu ruszyła przodem. Zupełnie, jakby doskonale wiedziała, gdzie powinna usiąść i... Najwyraźniej wiedziała, bo usiadła dokładnie tam, gdzie specjalnie przyszykowano dla niej dzisiaj miejsce!
- Tak jak wspominałam, nie jadłam niczego od poprzedniego wieczoru, więc mam nadzieję, że nikogo nie obrazi, jeśli zaczniemy od występu, o którym wspomnieliście, posiłku, a dopiero później nudnej przemowy, której zapewne wszyscy w jakimś stopniu ode mnie oczekują?
- Nie ma... Problemu? - odpowiedziała niepewnie Nuriel, rzucając Kamelio pytające spojrzenia z ukosa. Mimo wcześniejszych deklaracji odnośnie nowej przybyszki wcale nie wyglądała już na zbyt pewną siebie. Prawdopodobnie przez aurę autorytetu, którą Naruzel roztaczała dookoła siebie wbrew swojego swobodnego podejścia.
- Najmniejszego~ - zgodził się pogodne Kamelio, gestami dłoni zachęcając pozostałych zebranych do znalezienia dla siebie miejsc. - Mimo całego ubolewania nad przesunięciem w czasie tej, z dawna wyczekiwanej przemowy , jestem pewien, jakoś sobie z tym poradzimy - oznajmił, kiwając głową z poważną miną, w którą nikt nie uwierzył.
Trudno powiedzieć, czy to beztroska Naruzel, czy też Kamelia sprawiła, że kilka osób parsknęło śmiechem, zanim zrobił się lekki szum, w którego trakcie istotnie zaczęto zajmować siedziska. Całkiem możliwe, że obydwoje mieli w tym swój mały udział. Najważniejsze jednak było to, że wbrew oczekiwanej otoczce chłodu ze strony Śniących Domu Kamelii, atmosfera wydawała się raczej luźna.
- A więc naprawdę zwerbowaliście w swoje szeregi pannę Parię - zauważyła Naruzel. Nie spuszczając czujnego oka z Libeth, wyjęła długą, zgrabną fajkę i zaczęła ją czymś nabijać. - Przyznam, że do końca nie mogłam w to uwierzyć. Miło móc zobaczyć cię wreszcie z pierwszego rzędu, moja droga!
- Tylko najlepszy Dom Śnienia może poszczycić się najlepszymi nabytkami i talentami - oświadczył z godną szlachcica arogancją Kamelio, na co kilkanaście osób zagwizdało głośno bądź zaczęło klaskać na znak zgody.
Elf uśmiechnął się i sam spojrzał ku Libeth z wielkim zadowoleniem, kiwając do niej głową.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

394
POST POSTACI
Paria
Libeth zaśmiała się, gdy Kamelio nawiązał do dnia, w którym dane im było się poznać. Czy gdy przytrzymywała krzesło dla kłaniającego się błazna, spodziewała się, że tak to się skończy? W najśmielszych wyobrażeniach absolutnie nie. Odprowadziła go spojrzeniem, z uśmiechem, który tym razem nie był już wymuszony, a potem siadła do swojej lutni.
Naruzel nie była niczym, czym sądzili, że będzie. Abstrahując od faktu, że zdecydowanie należała do ekscentrycznych i lubiących znajdować się w centrum uwagi osób, to z jakiegoś powodu natychmiast zaskarbiła sobie w Parii sympatię. Nie była nadęta i nie miała kija wiadomo gdzie, jak mieli w zwyczaju niektórzy szlachcice i osoby zajmujące wysokie stanowiska. Nie wywyższała się i nie przywitała ich lodowatą uprzejmością. Weszła jak do siebie, od razu kilkoma komentarzami rozładowując napięcie w zebranych. Nawet Nuriel straciła nieco tej swojej buty, którą nabudowywała w sobie od wielu dni. Libeth doskonale to rozumiała - niewyjaśniona utrata Kamelii i sama myśl o tym, że ktoś miał ją zastąpić, budziła we wszystkich ogromny sprzeciw. Ale czy naprawdę była to wina Naruzel?
Jedyne, co wywołało w bardce ukłucie niepokoju, to coś, co nowoprzybyła kobieta dostrzegła w Shaoli. Jeśli widziała w niej, że wędrowała pomiędzy światami, to czy widziała też coś niezwykłego w Parii? Dotąd udawało się jej ukrywać zmiany, jakie zaszły w zaświatach, a nawet dziwny ślad w kształcie lisa, który wyrysował się na jej kostce. Nuriel jednak przesunęła spojrzeniem po niej, po Efemie i po Shaoli tak, jakby wiedziała, że to z tą trójką coś jest mocno nie tak... i wcale się jej to nie podobało. Parii, to znaczy. Wolałaby, żeby uprzejmym komentarzem, takim, jaki został rzucony w kierunku elfki, nowa zarządczyni nie stłukła tej iluzji, nad jaką Libeth tak starannie pracowała. Nikt nie miał o niczym wiedzieć. To byłe jej prywatna decyzja i jej prywatna sprawa.
Uprzejmy uśmiech jednak nie znikał z jej twarzy, bo tę umiejętność miała wypracowaną do perfekcji. Paria była tak sympatyczna i urocza, a do tego wyglądała dziś tak elegancko, że nikt o zdrowych zmysłach nie mógłby przypuszczać, że cokolwiek z nią jest nie tak! ...Tak przynajmniej zakładała.
Zerknęła w kierunku Shaoli. Dobrze się składało: najpierw występ, a potem cała reszta oficjalnej części uroczystości, do której Paria już nie będzie im potrzebna. Będzie mogła zabrać dziewczynę i porozmawiać z nią sam na sam.
Nie miała odpowiedzi na słowa Naruzel, ale też nie sądziła, że ktokolwiek jej od niej oczekuje. Porozmawia z nią, jak będą miały ku temu okazję, lepszą może, niż teraz, gdy przysłuchiwał im się cały Dom Śnienia. Libeth obawiała się też, że padnie komentarz, po którym będzie musiała się grubo tłumaczyć, nie tylko przed Kamelio, ale przed wszystkimi. Nie chciała z niczego tłumaczyć się przed wszystkimi. Skinęła więc głową, tak samo, jak skinął nią elf, i wydobyła z lutni pierwsze dźwięki. Sądziła, że będzie grała jako tło do oficjalnych wydarzeń, ale skoro Naruzel życzyła sobie usłyszeć ją z pierwszego rzędu, podczas występu, który dedykowany był specjalnie dla niej, kimże była Libeth, by jej tego odmawiać? Zdecydowanie wolała, gdy jej sztuka była w centrum uwagi, niż kiedy stanowiła jedynie akompaniament do pogawędek gawiedzi. Ten etap jej kariery był już daleko za nią. Zaśpiewała jedną pieśń, potem dwie kolejne, decydując się na spokojne i urokliwe utwory bardziej, niż satyry - nawet jeśli wydawało się jej, że Naruzel mogłaby nawet docenić te drugie, zwłaszcza, że znała jej twórczość. Lubiła grać tutaj, w sali kominkowej Domu Śnienia; mimo porozwieszanych kotar, dywanów i wielu ozdób, miała ona zaskakująco dobrą akustykę. A może to nie była kwestia sali? Może Libeth czuła się tu na tyle dobrze, że jej magia niosła głos i brzmienie instrumentu lepiej, niż zazwyczaj, wplatając je pomiędzy zasłuchanych pracowników instytucji, prowadząc pod drewniany sufit i za półprzezroczyste zasłony? Lekcje Kamelia pozwalały jej zrozumieć wiele w kontekście przepływającego przez nią vitae, ale to, co działo się, gdy grała, wciąż pozostawało poza jej bezpośrednią kontrolą.
Nie zamierzała tego przedłużać, bo rozmowa z Shaoli wydawała się zbyt nagląca, by Paria siedziała sobie teraz beztrosko i w nieskończoność cieszyła się atencją. Gdy zagrała, poczekała, aż ucichną oklaski, podniosła się i ukłoniła, a lutnię przewiesiła przez plecy.
- Występy w Domu Śnienia to dla mnie przyjemność - przyznała zgodnie z prawdą. Co by się nie działo, tu miała chyba najwierniejszą publiczność. - A fakt, że mogę uczestniczyć w dzisiejszym powitaniu, cenię sobie dodatkowo.
Naruzel miała ważniejsze rzeczy do zrobienia, niż pogawędki z bardką, więc Libeth tym razem wyjątkowo chętnie usunęła się w cień, najlepiej z bezpośrednie otoczenie Shaoli, którą chciała stąd wyciągnąć, gdy tylko będzie ku temu okazja.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

395
POST BARDA
Domownicy Domu Kamelii byli istotnie bardzo wierną i wdzięczną widownią. Bujali się w rytm, czasami wystukiwali takt, ale nigdy nie robili tego zbyt głośno ani natrętnie. Z oklaskami zawsze starali się czekać na odpowiedni moment, a że i te, co niektórym wydawały się najwyraźniej niewystarczające, dołączali do tego głośne wiwaty lub też absolutnie nieoczekiwanie rzucali jej pod nogi kwiaty, które jak nic wykradli wcześniej i przemycili za pazuchami z ogrodów. Nawet Ferros nie był na tyle nieuprzejmy, choć być może przez wzgląd na ilość zebranych oraz ich gościa, żeby siedzieć cały koncert z zaplecionymi na klatce piersiowej ramionami i nie zaklaskać. Nie żeby miało to wielkie znaczenie, ponieważ Kamelio, Ursa, Mija'Zga oraz Regulus wzięli sobie najprawdopodobniej za punkt honoru, aby z głośnego klaskania zrobić coś na kształt prywatnego konkursu. Żaden niestety tak naprawdę nie stanowił godnego orczycy rywala, ale liczą się starania. Usadowiona nieco z boku Shaoli, razem z kilkoma innymi, młodszymi Śniącymi obrzucali ją w wolnych chwilach złożonymi misternie z papieru gwiazdkami. Materiał był co prawda zapisany czymś, co nie było już nikomu potrzebne (zapewne podebrane z małej pracowni Ramirilla), z uwagi na koszta wiążące się z marnowaniem dobrego pergaminu, ale efekt i tak był całkiem ciekawy. A Naruzel? Naruzel przysłuchiwała się z częściowo przymkniętymi przez większość czasu oczami, lekko wymachując swoją fajką, której nie odpaliła, dopóki przedstawienie nie dobiegło końca. Recital przebiegł więc ni mniej, ni więcej bajecznie, bo czegóż można by chcieć więcej od równie ochoczej widowni?
- Jeśli tylko mogę mieć dzięki temu więcej okazji do wysłuchiwania gwiazdy scenicznej Archipelagu, chętnie przyjmę się tutaj nawet jako najzwyklejsza Śniąca - oznajmiła ich przyszła Śniąca, gdy już skończyła bić brawo. - Dziękuję za ten miły gest oraz cały trud, jaki włożyłaś w swój występ.
Kobieta obrzuciła ją kolejnym, nieco zbyt przeszywającym, jak na upodobania Libeth spojrzeniem, ale nie usiłowała póki co robić wiele więcej, bo już wkrótce musiała przyklaskiwać wnoszonym daniom. Jeśli jej oczy świeciły głębokim zadowoleniem w trakcie przedstawienia, to teraz dosłownie cała jej twarz promieniała na widok jedzenia. Siedzący dookoła całej sali Śniący oczywiście nie przepuścili jej tego i już wkrótce niedyskretnie ją komentowali. Nie dało się w tym jednak wyczuć żadnej, przesadnej złośliwości ani złych chęci. Kamelio usiłował wyłapać wzrok Parii tylko przez chwilę, mając na razie na głowie przede wszystkim siedzącą z nim Naruzel.
Siedząca tam, gdzie siedziała Shaoli, wydawała się przysłuchiwać żywej dyskusji młodych, lecz gdy dostatecznie się jej przyjrzeć, wzrok miała nieobecny. Tak jak to często zdarzało się przez ostatni tydzień.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

396
POST POSTACI
Paria
Libeth ukłoniła się jeszcze raz, tym razem samej Naruzel, trochę w reakcji na jej miłe słowa, a trochę z chęci ukrycia przed nią własnej twarzy. Z dość oczywistego powodu czuła się niekomfortowo, gdy ta wpatrywała się w nią tak świdrująco, jakby wiedziała wszystko, o czym Libeth zamierzała nikomu nie mówić. Nieczęsto miała takie wrażenie, nieczęsto czyjakolwiek obecność wpływała na nią w tak tłamszący sposób; z reguły potrafiła poradzić sobie z każdym i w każdej sytuacji, a ostatnim, czego jej brakowało, to odpowiedni komentarz. Teraz jednak bała się odzywać, jakby każde zbędne słowo wypływające z jej ust miało sprawić, że wyskoczy z nich też sześcionogi lis i wszyscy już będą patrzeć na nią jak na wariatkę.
Na całe szczęście, uwagę Naruzel pochłonęły wnoszone dania i Paria mogła uciec z centrum uwagi (kto by się spodziewał, że będzie się z tego cieszyć?). Ponownie wyszukała spojrzeniem Shaoli, jednocześnie zastanawiając się nad tym, czy nie powinna powiedzieć po prostu Kamelio o decyzji, jaką podjęła i na co się zgodziła w zaświatach, tylko po to, żeby publicznie nie zrobiła tego nowa zarządczyni. A może to do niej powinna pójść, gdy już opadną emocje, i z nią na ten temat porozmawiać? Zorientować się, co wie, albo co wyczuwa i poprosić, żeby nie przekazywała nikomu tej informacji? Tak, to było znacznie lepsze rozwiązanie. Tak zrobi, jak tylko znajdzie na to odpowiedni moment i wokół Naruzel też nikt chwilowo nie będzie skakał.
- Shaoli? - powiedziała cicho, podchodząc do młodej elfki i kładąc dłoń na jej ramieniu. - Z tego wszystkiego zrobiło mi się duszno, wyjdziesz ze mną na zewnątrz? - poprosiła.
Unikała nie tylko spojrzenia zarządczyni, ale także Kamelia. Chwilowo chciała, żeby zajął się tym, czym powinien, żeby ona mogła porozmawiać na spokojnie z jego siostrą, bez niego skaczącego wokół nich i zamartwiającego się każdą drobnostką. Objęła dziewczynę w pasie i ruszyła z nią w kierunku tylnego wyjścia do ogrodów. Chciała zaprowadzić ją na ławkę, na której sama lubiła przesiadywać, pod warunkiem, że nie zdążyło się jeszcze rozpadać, naturalnie. W innym przypadku po prostu zabrała ją do któregoś z bocznych pomieszczeń, w których nikt nie powinien im przeszkadzać - nie teraz, podczas oficjalnego powitania Naruzel Tijon.
- Dużo się dzieje, hm? - zagadnęła, siadając z westchnięciem i odkładając lutnię obok siebie. - Coś czuję, że dziś czeka nas dzień pełen wrażeń. Podobały ci się pieśni? Zagrałam Ostatni Taniec na Zamku Zaiven, ty to lubisz, prawda?
Odetchnęła głęboko i przetoczyła spojrzeniem po drewnianym suficie. Nie było w nim nic nadzwyczajnego, a już na pewno nie miał on dla niej odpowiedzi na pytanie, jak wyciągnąć z dziewczyny informacje, których potrzebowali. Wyciągnęła za to do niej rękę, chcąc chwycić jej dłoń w przyjaznym geście.
- Shao, coś się dzieje. Świat się zmienia. Rzeczy są nie takie, jakie powinny być. I mam... przeczucie, że ty wiesz, co się dzieje. A przynajmniej ty także masz jakieś przeczucie. Wiem, że nie lubisz, że nie chcesz mówić o swoich snach, ale co, jeśli tylko one są w stanie ochronić nas przed czymś, co nadchodzi? Twoja podświadomość sięga w miejsca, w które nie sięga żadne z nas. I nawet jeśli nie są to przyjemne obrazy, tak... tak może są w stanie ocalić nas wszystkich. Może są w stanie ocalić Kamelia, mnie, Efemę, Tulia.
Wolną dłoń wyciągnęła do twarzy elfki i odgarnęła jej kosmyk krótkich włosów z twarzy.
- Gdzieś po drugiej stronie morza jest widząca, Maria Elena. Ona przepowiada wydarzenia, jakie jeszcze nie miały miejsca i choć robi to sposób zawiły i kompletnie niejasny, to wielokrotnie pozwoliła przygotować się na najgorsze. Ocaliła wiele istnień. Wiem, jak wiele cię to kosztuje, ale wiem też, że widziałaś rzeczy, o których musimy wiedzieć. Nie mów tego Kamelio, ale odkąd się obudziłyśmy, ja też mam swoje sny, a czasem... czasem wizje za dnia. Tylko one dotyczą bardziej... tego, co mnie otacza. One pokierowały mnie teraz ku tobie.
Ścisnęła lekko jej dłoń.
- Nie powiem Kamelio, że wiem cokolwiek od ciebie, jeśli nie chcesz. Nie powiem nikomu. Ale musisz mi opowiedzieć, co widzisz w swoich snach. Proszę.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

397
POST BARDA
Zaczepiona przez nią elfka potrzebowała chwili, żeby wybudzić się z zamroczenia. Kilka razy intensywnie zamrugała oczami, przetarła je dłonią i wreszcie zwróciła je w stronę Libeth z wyrazem uprzejmego zaskoczenia. Za każdym razem, gdy robiła tego typu rzeczy, sprawiała to dziwne wrażenie o wiele starszej, niż być powinna.
- Oh! - wydała z siebie, gdy treść wystosowanej prośby w pełni do niej dotarła. Zaraz po tym, w pośpiechu podniosła się na równe nogi. - Oczywiście! Wszystko w porządku? - dopytywała z nutą niepokoju.
Nik nie próbował ich zatrzymywać, choć głowy obracały się w ich stronę co rusz, gdy mijały kolejne osoby bądź otaczające je stoliki. W towarzystwie pozdrowień i uśmiechów mogły udać się do wyjścia i ku ulubionej ławce Parii, do której w sumie nie zdążyły dobrze dotrzeć, gdy lunęło oczekiwanym deszczem. W pośpiechu i nieco histerycznym śmiechu elfki wróciły z powrotem do Domu, a następnie udały do jednego z pustych obecnie pokoi. Akurat trafiło na Rubinowy.
- Mm - przyznała takim samym, jak u swojego brata pomrukiem, gdy już spoczęła u boku Libeth, czy to przy stole, czy to na jednym z trzech, szerokich łożek. - Bardzo mi się podobało. To pierwszy raz, kiedy biorę udział w prawdziwym występie - oznajmiła z uśmiechem. - Pierwszy... O którym pamiętam w każdym razie - poprawiła się, odchylając głowę, by mój spojrzeć w kierunku odsłoniętego okna oraz wiszącym za nim chmurom. Piętami lekko obijała o drewnianą podłogę.
Wszystko wydawało się takie spokojne, że aż niepokojące. Zwłaszcza po rozmowie przeprowadzonej przez Śniących oraz ostrzeżeniach Rdzy.
Dostrzegłszy wyciągniętą ku niej dłoń, Shaoli przekręciła głowę i spojrzała na Parię pytająco, odruchowo jednak sięgając własną. Jej dłonie wciąż wydawały się niepoprawnie delikatne niczym u dziecka, palce niesamowicie kruche. Z tego też powodu zadziwić doprawdy mogło, z jaką siłą zacisnęły się na moment w spazmie, kiedy bardka przeszła do tematu, który ją tutaj sprowadził. Dziewczyna jak raz spięła ramiona i ściągnęła usta w cienką linię. Jej twarz pobladła, podczas gdy spojrzenie nabrało ostrości, której nikt nigdy prawdopodobnie jeszcze u niej nie widział. Było w nim coś dzikiego.
Dziewczyna otworzyła usta, zamknęła, otworzyła ponownie i jeszcze raz zamknęła, zagryzając tym razem dolną wargę na tyle mocno, by przebić skórę i upuścić odrobinę krwi. W końcu pokręciła głową i spuściła nieco głowę, by ukryć twarz przynajmniej częściowo za opadającymi włosami.
- Nie rozumiesz - wyszeptała. - To nie j1est... Nie jest coś, co można zatrzymać albo zmienić - wydyszała, unosząc twarz, żeby móc spojrzeć Parii prosto w oczy. - Ja... Moje sny...? Chcę tylko odzyskać to, co mi zabrano - wydusiła z desperacją, przyciągając odrobinę bardziej do siebie jej dłoń i zamykając na niej dodatkowo swoją drugą. - Nie wiem, jak zatrzymać to co ma się zdarzyć. Nie chcę tego zatrzymywać...! Jeśli to zrobię... Jeśli spróbuję temu przeszkodzić, nigdy nie będę mogła spotkać osoby z moich snów! Nie odzyskam niczego! Nie będę mogła... - głos dziewczyny załamał się, z oczy zaszkliły. - Nie będę mogła... Wrócić do ogrodów z moich snów...
Ramiona Shaoli zadrżały niebezpieczny w powstrzymywanym szlochu, ale grube jak grochy łzy i tak zaczęły jedna za drugą spływać po policzkach.
- Nie chcę, żeby komuś stała się krzywda - wyznała, uwalniając ręce, żeby móc zacząć przecierać twarz. - Nie chcę, żeby fale zalały ten kraj! Ja tylko... Chcę odzyskać mój ogród... Chcę odzyskać wspomnienia...!
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

398
POST POSTACI
Paria
- Shao... - Libeth zaczęła, gdy zorientowała się, że zamiast rozsądnie rozważyć jej argumenty, elfka wpada w histerię, ale zamilkła i przez chwilę nic nie mówiła, zaciskając tylko mocniej dłoń na jej szczupłych palcach. Nerwowo przygryzła policzek od środka. To było ważne, to były informacje jakie musiała od niej zdobyć, nawet jeśli miały one stanowić tylko sugestię! Rdza nie kontaktowała się z nią dotąd inaczej, niż we śnie, coś więc było na rzeczy!
A potem słowa, które padły, sprawiły, że Paria znieruchomiała, niczym posąg o wielkich, błękitnych oczach wpatrując się w dziewczynę. Shaoli naprawdę wiedziała coś, czego nie wiedział nikt inny... i choć wiedziała, to o niczym nie mówiła. Nikogo nie uprzedziła, nie wspomniała ani słowem o nadchodzących wydarzeniach, choć przecież miały być groźne, niebezpieczne i mogły nawet dotyczyć całego Archipelagu! Wody się burzyły, Rdza kazała Libeth trzymać się z daleka od brzegu, o co chodziło? Nadchodziła wielka fala? Czytała o tym kiedyś, o ogromnych kataklizmach, które zalewały miasta i niszczyły cywilizacje. Poczuła nieśmiało nadchodzącą panikę, ale póki co trzymała ją na wodzy. Jeszcze.
- Nie musisz niczego zatrzymywać, Shaoli! Nikt tego od ciebie nie oczekuje, bo są rzeczy, których zatrzymać się nie da. Ale być może będziemy mogli się jakoś przygotować. Zabezpieczyć. Zadbać o swoich najbliższych na tę chwilę, w której dojdzie do... do tego, do czego ma dojść. Co, jeśli wystarczy nam szczątkowa wiedza? Zresztą, Shaoli, jeśli coś wiesz... jeśli wiesz cokolwiek, nie możesz tego ukrywać! Proszę cię!
Idąc śladem dziewczyny, sama też podniosła drugą dłoń i splotła ją z pozostałymi, ze swoją drugą i z rękami elfki. Przysunęła się bliżej, a przez myśl przeszło jej skorzystanie ze sztuczki magicznej, której nauczyła się niedawno. Wystarczyłoby zanucić, zmusić ją do powiedzenia jej prawdy, ale jakże okrutne by to było? Wyrwanie wyznania siłą od kogoś, kto był jej dość bliski, niestety nie wchodziło w grę.
Gdy Shaoli zaczęła płakać, Paria przyciągnęła ją do siebie i objęła w czułym geście, który lepiej niż słowa był w stanie przywrócić jej spokój. Przesunęła dłonią po jej krótkich włosach i pogładziła ją po plecach, starając się jej pomóc w wyrwaniu się ze stanu, w który sama ją wpędziła. Nie tak to planowała; starała się być delikatna i przekonująca, tymczasem wpędziła ją w panikę.
- Shao - powiedziała w końcu cicho. - Jestem absolutnie przekonana, że istnieje sposób, żeby te wspomnienia ci przywrócić. I te dotyczące Kamelia, twojego dzieciństwa, i te dotyczące ogrodu ze snów i tego kogoś, za kim tak tęsknisz. Jestem tego stuprocentowo pewna. Czy sama Naruzel nie powiedziała ci tego zaledwie godzinę temu? Nie mam pojęcia skąd, ale ona też to wie. Wkrótce znajdziesz to, czego szukasz.
Nie odsuwała się, pozwalając elfce przytulać się do niej, jeśli tego potrzebowała. Dobrze wiedziała, że kontakt fizyczny i trochę ciepła był w stanie zdziałać cuda.
- Ale czy nie warto poczekać na to odrobinę dłużej, jeśli miałoby to ocalić jakiekolwiek istnienie, choćby i jedno? - spytała. - Shaoli? Jeśli to coś wielkiego, jeśli fale mają zalać ten kraj, czy nie zasługujemy na to, żeby o tym wcześniej wiedzieć? Zresztą nie jest to nic, co bylibyśmy przecież w stanie powstrzymać. Co ty byłabyś w stanie powstrzymać. Więc czego się obawiasz? Powiedz mi, co widzisz w swoich wizjach, a ja... ja ci powiem, co widzę w swoich. Powiem ci, co skierowało mnie do ciebie.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

399
POST BARDA
Objęta, Shaoli nie spięła się tak, jak to miał w zwyczaju jej brat. Do dotyku lgnęła dużo łatwiej i naturalniej, w czym przypominała nieco Efemę. Nawet w swoich licznych momentach, gdy nagle cichła i wycofywała się nieco z towarzystwa, wciąż z łatwością było w stanie nakłonić ją do nadstawienia głowy pod rękę chcącą zmierzwić lub wygładzić jej włosy.
Chwytając się słabo ramion Libeth, elfka dobrą chwilę walczyła z uspokojeniem oddechu, który przez wybuch płaczu stał się nieregularny i urywany. Gdzieś pomiędzy wcisnęła się nawet na moment czkawka, bynajmniej nie ułatwiając jej tego zadania. Wciskając twarz w dołek między jej szyją, a prawym ramieniem, pozwalała do siebie mówić i dzielić bliskość do momentu, kiedy czkawka nie minęła i jeszcze odrobinę dłużej.
-...'le - mruknęła wreszcie, acz niestety zbyt niezrozumiale, z czego musiała zdać sobie sprawę, ponieważ nieco odsunęła twarz od swojego komfortowego punktu. Nie podniosła głowy, przez co Paria nie mogła za dobrze widzieć jej twarzy. Słyszała jednak w jej głosie zmęczenie i żal. - Fale - powtórzyła. - Wiele, wiele razy... Widziałam fale. Wysokie fale i to, co płynęło pod nimi. Przewracały statki i łodzie. Czasami całe floty. Topiły je albo rozbijały. Widziałam wielki, wielki wir, a na samym dole płonący jasno punkt. Z początku nie rozumiałam. Bałam się i nie chciałam patrzeć, ale jest ktoś, kto często tam dla mnie śpiewa - głos Shaoli zmienił się i nabrał delikatności. - Jest czuły i uspokaja mnie. Mówi, że muszę wiedzieć, bo zamierza mi pomóc. Chce, żebym zrozumiała, co musi się zdarzyć, żeby mógł to zrobić. Kiedy nie pokazuje mi morza i... bestii, pokazuje mi ogród. Cienie czegoś, czego nie do końca rozumiem, ale wiem, że należy do mnie. Niewyraźne wspomnienia.
Dziewczyna westchnęła i opuszczając ręce po sobie, wreszcie odsunęła się nieco od Libeth.
- Nie wiem dlaczego, ale... Z każdym kolejnym snem coraz bardziej czuję, że nie powinno mnie tu być. Lubię Dom Śnienia, ale ja... To nie moje miejsce. Wspomnienie ogrodu wraca do mnie coraz częściej poza snami. Słyszę echa melodii. Przez głowę przebiegają mi myśli, których nie rozumiem, a tragedia, która ma się wydarzyć, ma w końcu przynieść odpowiedzi. Jak mam...? Powiedzieć o tym osobom, które od początku tutaj o mnie dbały? A Kamelio? Mój brat? Czasami czuję... Czuję taką ogromną złość, kiedy na niego patrzę! Nie wiem dlaczego. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale jestem pewna, że zrozumiem, kiedy przyjdą fale. Nie sądzę, żeby kiedykolwiek zrobił coś, czym sobie na to zasłużył, ale nie umiem tego w żaden sposób zatrzymać. Co mam więc zrobić? To wszystko przecież nie ma żadnego sensu.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

400
POST POSTACI
Paria
Paria gładziła Shaoli po plecach, sama czując napływające do oczu łzy. Emocje innych, w szczególności tak silne, czasem odbijały się w niej jak w lustrze i nie inaczej było teraz. Rozpacz dziewczyny była czymś, do czego Libeth absolutnie nie chciała doprowadzić, a co teraz przepełniało je obie, nawet jeśli jedną z nich dużo mocniej, niż drugą. Przesuwała dłonią po plecach szczuplejszych niż jej własne, czując pod palcami wywołane przez płacz drżenie.
A potem elfka zaczęła mówić... i z każdym kolejnym jej słowem Libeth miała wrażenie, że ziemia usuwa się jej spod nóg. Jeśli coś takiego naprawdę miało się wydarzyć, musiała ostrzec ojca, braci. Musiała powiedzieć wszystkim w Domu Śnienia, powstrzymać ich przed wypływaniem do Karlgardu, przed zbliżaniem się do morza, tak, jak jej zbliżać się zabroniła Rdza, musiała... musiała zrobić cokolwiek, tymczasem siedziała i obejmowała Shaoli, bo przecież obiecała, że da jej pełne wsparcie w tej trudnej chwili. Nie mogła nagle wstać i wybiec, by niczym szalona wieszczka w sali kominkowej wykrzyczeć ostrzeżenie przed nadciągającymi wielkimi falami, podczas gdy młoda będzie tu w samotności zalewać się łzami.
Wciągnęła powietrze w płuca, orientując się, że na krótką chwilę zapomniała oddychać. I chyba tym razem faktycznie zrobiło się jej słabo.
- A co jeśli... - zaczęła cicho, starając się, by w jej głosie nie było niczego poza ciepłem i spokojem. Kontrolowała go przecież doskonale, prawda? To było tak samo jak wtedy, gdy musiała wyjść na scenę. Gdy trzeba było przekazać emocje, jakich w danej chwili nie czuła. Teraz nie czuła spokoju, ale to nie znaczyło, że nie potrafi go udawać. - A co, jeśli ten ktoś cię okłamuje? Jeśli próbuje zwabić cię do siebie fałszywymi sztuczkami?
Więc to nie głos Parii pamiętała... ale bardka nie potrafiła sobie wyobrazić, z jakiego powodu dziewczyna miałaby przynależeć do miejsca, do którego ciągnął ją tajemniczy śpiewak. Nawykłe do strun palce przeczesały ciemne włosy dziewczyny. Z drugiej strony, osiem lat to było mnóstwo czasu. Bardzo, bardzo długo. Nic dziwnego, że Shaoli czuła się przywiązana do tych niewyraźnych wspomnień, skoro były świeższe niż te, które kojarzyły się jej z bratem. Tych zresztą dotąd nie odzyskała.
- Co, jeśli to on budzi w tobie tę złość względem Kamelio, po to, żebyś nie chciała tu zostać? Żebyś z nim poszła do... tego wiru? Z tego, co wiem, a przyznaję, że mogę nie wiedzieć wszystkiego, Kamelio nie zrobił niczego, żeby sobie na tę złość zasłużyć. Od zawsze byliście razem, tylko wy dwoje przeciwko reszcie świata. Odciąłby sobie rękę, gdyby miało to jakkolwiek pomóc tobie. Jest twoim bratem - uśmiechnęła się do dziewczyny lekko. - A ty jesteś centrum jego wszechświata. Wszystko, co w życiu zrobił, zrobił dla ciebie. Mówił mi, że nigdy nie traktowałaś go w ten sposób i nie rozumie, co się dzieje.
Przekrzywiła nieznacznie głowę, przez chwilę wahając się, czy robić to, co zamierzała zrobić, ale w końcu podjęła decyzję.
- Podnieś ręce i zaklaszcz nad głową - zanuciła, sięgając po tę iskrę magii, która się w niej tliła. Zerwała zaklęcie natychmiast, gdy tylko Shaoli zrobiła to, czego od niej zażądała. - Przepraszam. Chciałam ci tylko pokazać, że istnieją rodzaje magii, które mogą wpływać na umysły. Nie mówię, że to, co widzisz w snach, nie jest prawdziwe. Może jest równie prawdziwe, jak my, jak Kamelio, ale może nie jest. Jeśli rzeczywiście przynależysz do... innego świata, nikt nie zabroni ci do niego... wrócić, jak sądzę. Jeśli będziesz chciała. Jeśli to będzie twoja świadoma decyzja. Ale może to prawdziwe nie jest? Powinnaś o tym komuś powiedzieć, Shao. Komuś, kto się na tym zna. Może... może Naruzel? Wydawała się bardzo spostrzegawcza i brzmiała, jakby wiedziała więcej, niż którekolwiek z nas.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

401
POST BARDA
Wizja nadchodzącej, i nie wiedzieć dokładnie KIEDY nadchodzącej groźby, zawisła nad Parią niczym wielka, czarna chmura. Jak przez mgłę pamiętałaj, że zarówno Tobias, jak i Wilfred, a zwłaszcza zadłużony przez sprawę zatopionego jakiś czas temu okrętu z licznymi dobrami brat, snuli ostatnimi czasu plany odwiedzenia kontynentu w sprawach biznesowych. Na samą myśl, Libeth dostawała lekkich mdłości.
Nieoczekiwanie, Shaoli podniosła głowę i spojrzała na nią niemalże gniewnie, zanim ów gniew przerodził się w zwątpienie, a następnie zagubienie. Powoli cofnęła swoje ręce i odsunęła się od niej, przygryzła dolną wargę, a wreszcie pokręciła głową z takim zaangażowaniem, że krótkie kosmyki kilkukrotnie sieknęły ją po twarzy.
- Nie - zaprzeczyła z początku odrobinie niepewnie, ale już za chwilę umiała powtórzyć to samo słowo o wiele śmielej i zdecydowaniej. - Nie. Nie, to nie to. Jestem pewna! Myślałam o tym i... Na początku też miałam wątpliwości. Jak mogłabym nie mieć? Ja po prostu... Czuję, że coś w tym jest i wiem... Po prostu wiem, że gdybym o tym komukolwiek powiedziała, mój brat dowiedziałby się i zrobiłby coś, żeby to ode mnie odgonić - tu, z twarzą dawno wysuszoną ciepłem panującym w atmosferze, Shaoli podniosła głowę i spojrzała na Parię swoimi wielkimi, sarnimi oczami. - Spróbujesz temu zaprzeczyć? - spytała ze smutnym ze swojej strony uśmiechem. - Nie będzie chciał mnie puścić właśnie dlatego, że jestem mu tak bliska. Nie znaczy to, że chce się złościć, tylko że... Nadal nie umiem zrozumieć tej złości ani jej powodu.
Dziewczyna istotnie mogła mieć do pewnego stopnia rację. Ciężko było wszakże wyobrazić sobie, żeby Kamelio ze spokojem i otwartym umysłem miał przyjął do siebie wieść o tym, jakoby jego siostra miewała wizje, pokazywane jej przez jakąś nową, obcą siłę, z którą, co gorsza, mogła, lecz nie musiała być związana przez lata swojego zwieszenia pomiędzy światami. Nie była to zresztą kwestia samego elfa albo jego charakteru. Każdy przecież zdrowy na rozsądku i odpowiedzialny członek rodziny, czy też inny emocjonalnie zainteresowany, zareagowałby prędzej przerażeniem i automatyczną chęcią odcięcia drugiej strony od podobnych doświadczeń. Libeth stanowiła tego przecież świetny przykład. Kamelio z całą pewnością nie chciałby ryzykować, ale to samo nie oznaczało, że nie wysłuchałby tego, co myśli o wszystkim Shaoli. Co by o nim nie mówić, zależało mu przede wszystkim na jej szczęściu. Nigdy nie chciał i nie zamierzał jej przy tym zamykać w złotej klatce lub pod ścisłym nadzorem. Jak sam już raz wspominał, miał specjalnie odłożone nieco koron tylko i wyłącznie na jej przyszłość, w tym także na wypadek, gdyby wykazała chęć wyniesienia się z Domu Kamelii i rozpoczęcia własnego życia. Czy jednak Shaoli o tym wiedziała? Prawdopodobnie nie. Wiedziała natomiast, że jej brat był wyraźnie przewrażliwiony na jej punkcie od czasu wybudzenia się i niechętnie spuszczał ją z pola widzenia. Co nie znaczyło, że tego nie robił właśnie dla jej dobra. Starał się dawać jej przestrzeń, jakkolwiek trudno mu to przychodziło.
Tymczasem zabieg magiczny, choć zakończył się sukcesem i sprawił, że elfka rzeczywiście podniosła ręce i zaklaskała sprawił, że sekundę później pisnęła, zerwała się na równe nogi i spojrzała na swoje dłonie zszokowana. Wydawało się jednak, że mimo chwilowego przestrachu, zrozumiała, co Paria usiłowała jej przekazać. Zacisnęła bowiem jedną piąstkę w pięść, drugą objęła ją i przyciskając do swojej wątłej klatki piersiowej, zaciskając powieki.
-Co jeśli powiem, że już na to wszystko za późno? - spytała nagle i wydawać się mogło, że zamierza coś jeszcze dodać, kiedy oto zerwał się silniejszy wiatr i razem z gęstym, zacinającym deszczem uderzył o okiennice. Łapiąc krótki, płytki wdech i gwałtownie przekręcając głowę w stronę drzwi, stojąca już Shaoli obróciła się i niczym gnana nie wiedzieć jaką siłą, rzuciła się w drogę powrotną z niebanalną prędkością.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

402
POST POSTACI
Paria
Libeth tylko westchnęła, bo Shaoli miała rację. Kamelio nie będzie chciał jej puścić, jeśli dowie się całej prawdy. Choć jeszcze niedawno chciał jej zapewnić nowe życie, z daleka od wszystkich problemów Domu Śnienia, to w tym przypadku zrobiłby absolutnie wszystko, żeby zachować ją przy sobie.
- Jeśli to ten ktoś, kto powstrzymywał cię przed powrotem do niego przez osiem lat, to chyba byś mu się nie dziwiła? - spytała tylko miękko.
Nie zamierzała mówić elfowi o niczym, przynajmniej jeszcze nie teraz. Nie za bardzo też potrafiła sobie wyobrazić, co jego wiedza miałaby zmienić, poza faktem, że znów zacząłby zaniedbywać swoje obowiązki w instytucji i popadłby w kolejną paranoję. Paria obiecała sobie sama pilnować Shaoli, na tyle, na ile będzie w stanie. W końcu to ona była odpowiedzialna za to, że elfka się obudziła i nie była pewna, czy przypadkiem któraś z jej pieśni, jakimi usiłowała przywrócić jej wspomnienia, nie wprowadziła dziewczyny teraz w ten niepokojący kontakt z tajemniczym osobnikiem z podwodnego ogrodu. Teraz, gdy pojawiła się Naruzel, minie trochę czasu, zanim Dom Śnienia zacznie funkcjonować tak, jak dawniej, więc jej usługi może nie będą aż tak bardzo potrzebne, przynajmniej dzisiaj, może także jutro. Bardka będzie mogła poświęcić całą swoją uwagę tej, którą Rdza otoczyła czerwoną aurą nie bez powodu.
I jakby w odpowiedzi na te niewypowiedziane myśli, elfka postanowiła jej uciec. Jej słowa sprawiły, że Libeth zamarła na moment, tracąc oddech, a drobne włoski na jej przedramionach podniosły się w panice.
- Co to znaczy, że za późno? Shaoli? - zawołała za nią. - Shao? Co znaczy za późno?!
Zerknęła za okno i poderwała się z łóżka, a potem, łapiąc po drodze lutnię, pognała za dziewczyną. Nie mogła pozwolić jej uciec, nie kiedy wiedziała tak dużo i nie chciała się tą wiedzą podzielić! Jeśli nie chciała tego zrobić po dobroci i wciąż uparcie coś ukrywała, może faktycznie trzeba było te informacje z niej wyciągnąć siłą? To znaczy, zaklęciem, oczywiście. Nie, żeby Paria skłonna była do tortur, czy czegoś równie abstrakcyjnego.
Ale część jej myśli podążała też w kierunku Kamelio. Chciała go zobaczyć. Jeśli naprawdę było już za późno, jeśli nie mogła ostrzec rodziny, ojca, brata, wszystkich ważnych dla niej ludzi, przed zbliżaniem się do morza, jeśli miała ich tutaj zalać wielka fala, a Taj'cah na zawsze miało znaleźć się pod powierzchnią wody, Libeth nie chciała być w takiej chwili sama. Chciała być z nim. Skoro miała zaraz umrzeć, chciała umrzeć w jego ramionach, w tym ostatnim makabrycznym przebłysku romantyzmu w swoim życiu. Jeśli więc Shaoli wpadła z powrotem do sali kominkowej, Paria wpadła za nią, zatrzymując się w progu, niepewna, do kogo teraz powinna pobiec, a do tego absolutnie spanikowana. Jeśli była blada wtedy, gdy obudziła się z kilkudniowego snu, to teraz musiała wyglądać jak duch.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

403
POST BARDA
Mimo nawoływań, kroki Shao pozostały długie i pewne. Nie obróciła się i nie zawahała nawet moment, wyskakując na korytarz zupełnie, jakby gonił ją sam demon. Jej zachowanie, dziwne w licznych momentach ich krótkiej znajomości, znacznie przekraczało dzisiejszą dziwnością znaną dotychczas Libeth skalę. Cokolwiek to wszystko znaczyło, nie było wątpliwości przynajmniej co do jednego - dziewczyna w dalszym ciągu nie wyjawiała całej prawdy.
Wbrew nagłości, z jaką elfka wydawała się podjąć wszelkie kroki, aby uciec spod bombardowania niewygodnymi pytaniami, Paria rzeczywiście niemal wpadła na nią, kiedy wbiegała z powrotem do sali kominkowej. Shaoli w porę usunęła się w bok, jednak zamiast próbować wtopić się gdzieś w tłum, chwyciła ją mocno za przegub najbliższej ręki i nawiązując kontakt wzrokowy, przytknęła palec wskazujący drugiej dłoni do ust, a następnie wskazała nim stojącą ponad innymi Naruzel. Usta kobiety rozciągały się w tajemniczym uśmiechu, ale spojrzenie przeskakujące po kolei po twarzach zebranych było skoncentrowane i ostre. Talerz Śniącej wciąż piętrzył się od jedzenia i to w ilości dość przytłaczającej, ale czy to za namową, czy tylko po to, żeby odhaczyć najbardziej męczący punkt programu, postanowiła ona najwyraźniej przejść przez zobowiązującą przemowę.
- ...-dlatego mimo najlepszych chęci nie obiecuję, że wszystko zostanie po staremu. Niektórzy tutaj - tu spojrzała po stole, przy którym siedziało grono starych wyjadaczy, każdy w stu procentach skupiony i poważny na jej osobie. - Pewnie już wiedzą lub może tylko przeczuwają, że niezależnie od pewnych wyborów, niezależnie od pewnych działań i podjętych decyzji - obniżyła swój wzrok, by spojrzeć na lekko marszczącego brwi Kamelio, a następnie w górę i nieco w bok, kierując je dokładnie na Libeth oraz Shaoli. - Nie zawsze jesteśmy w stanie powstrzymać zachodzących w świecie zmian.
Kobieta przymknęła na moment oczy, westchnęła, otworzyła je ponownie i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Wasza Nadzorczyni była mi raz bardzo bliska - na te słowa Ursa podniósł się do połowy ze swojego miejsca. - Na tyle bliska, żeby poczuć się w obowiązku przypilnowania jej umiłowanego stadka do czasu jej powrotu.
Naruzel pochyliła się nieco i sięgnęła po nabitą wcześniej fajkę. Ku zdziwieniu oraz rozbawieniu co niektórych, odpaliła ją od świecy, mocno się przy okazji zaciągając. Gdy wypuściła z usta kłąb dymu, ten nie tylko rozszedł się dookoła wszystkich stolików długimi strugami, ale również zadziwił nietypowym, purpurowym kolorem. Nie rozpływał się, ale bez przerwy unosił. Miał urzekający, słodkawy zapach, od którego Libeth lekko zakręciło się w głowie. Podobnie musiała poczuć się Shaoli, której uścisk na jej przegubie osłabł, a ona sama lekko zachwiała się na nogach.
- Później będziecie mogli mi za wszystko podziękować, jak sądzę - orzekła Śniąca, odstępując krok od stolika i obserwując, jak pierwszych kilku Śniących osuwa się powoli ze swoich siedzących pozycji na podłogę.
Nie wszyscy, jak się jednak okazało, poddani zostali czarowi, czy czymkolwiek była sztuczka kobiety. Kamelio w porę złapał pod ramiona mającą upaść twarzą do talerza Nuriel, Ursa poderwał się osłupiały, a Mija oraz kilka innych osób podniosły paniczny raban, czy to sprawdzając oddechy już nieprzytomnych, czy to pomagając położyć się słabnącym.
Paria nie zasłabła wraz z innymi. Po pierwszej fali lekkich zawrotów wszystko przeszło i w przeciwieństwie do muszącej usiąść na podłodze Shao, dalej mogła bez problemu stać o własnych siłach. Co wcale nie pomagało zrozumieć nagłego zwrotu akcji.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

404
POST POSTACI
Paria
Była gotowa kontynuować wypytywanie Shaoli i nawet poważnie rozważała ponowne użycie na niej zaklęcia, tylko po to, żeby wreszcie usłyszeć od niej całą prawdę, ale wtedy ta zacisnęła dłoń na jej nadgarstku i przytknęła palec do ust. Nagłość tego zachowania i intensywność jej spojrzenia kazały się Parii powstrzymać przed mnóstwem pytań i komentarzy, które cisnęły się jej na usta. Zamiast tego posłusznie zamknęła rozchylone już wargi i przeniosła wzrok na Naruzel.
A ta już mówiła. Chociaż może lepszym słowem było przepowiadała? Czy ta kobieta, tak samo jak Shao, wiedziała już wszystko, co się wydarzy? Na to wyglądało, tylko dlaczego w takim razie nikogo nie ostrzegła? Nie próbowała temu zapobiec? Podchodziła do tego z taką swobodą, jakby na Taj'cah miał spaść deszcz, a nie wielka fala. Libeth wpatrywała się w nią tak intensywnie, że gdyby potrafiła, to najpewniej wypaliłaby dziurę w jej otoczonym piękną aureolą włosów czole. Jakże żałowała, że nie potrafi czytać w myślach! Może to była umiejętność, nad którą powinna popracować? Czyż żywioł ognia nie miał związku z emocjami, uczuciami? Może gdyby się postarała, nauczyłaby się nie tylko wzbudzać je za pomocą swojej muzyki, ale także je odczuwać? Rozumieć zamysły, oczekiwania, ukryte motywy... Porozmawiałaby o tym z Kamelią, jako specjalistką od tego żywiołu, ale cóż, nie miała takiej możliwości, a wątpiła, by Kamelio chętnie pomógł jej nauczyć się czegoś takiego.
A potem uniósł się dym.
Libeth zachwiała się i oparła dłoń o framugę drzwi, w których wciąż stała, a drugą ręką mocniej chwyciła młodą elfkę, by ta nie upadła.
- Co... - zaczęła i zamarła, widząc, jak część tu obecnych zapada w sen, na który nie mieli wpływu. - Co robisz?! Przestań!
Gdy tylko w pełni odzyskała władzę nad swoim ciałem i przestała odczuwać tę dziwną słabość, pomogła dziewczynie usiąść na podłodze i oprzeć się o ścianę. Nie mogła zasypiać! Nie znowu! Ani Shaoli, ani Libeth nie mogły ponownie pogrążyć się we śnie, nie po całym tym czasie! Kucnęła przed nią, by dobrze się jej przyjrzeć i upewnić się, że dym na nią nie zadziałał. W świecie snów mógł czekać na elfkę ten, którego głos pamiętała zdecydowanie zbyt dobrze. Paria nie chciała, by się spotkali.
Działy się rzeczy, których nie rozumiała i zaczynała się poważnie zastanawiać, czy to nie było już dla niej zbyt wiele. Może faktycznie powinna była wyjść za mąż za jakiegoś nudnego szlachcica. Przynajmniej nie musiałaby teraz przeżywać tego wszystkiego. Miała wrażenie, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi.
- Naruzel! - poderwała się z miejsca i ruszyła w jej kierunku. Po drodze zdjęła lutnię z pleców i odłożyła ją na jeden ze stołów. Nie wiedziała właściwie co zamierza zrobić; raczej nie rzuci się na kobietę z pięściami, prawda? Nie była jakimś prymitywem. Ale nie mogła też pozostać bezczynna, gdy inni ewidentnie byli zbyt zszokowani, by działać. - Nie możesz tego robić! Nie masz prawa!
Zabrać tę fajkę! Tak, to mogła zrobić. I zamierzała spróbować. Wyrwać jej fajkę i ugasić zioła, które w niej paliła, choćby miała wrzucić ją do kubka z napojem.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

405
POST BARDA
Niezależnie od życzeń oraz wyobrażeń, jakie mogła teraz snuć Libeth, tu i teraz była właśnie w Domu Śnienia Kamelii. Tu i teraz, była świadkiem czegoś, czego nie rozumiała, ale i czegoś, co koszmarnie ją przeraziło przez pierwsze skojarzenie, jakie się z tym wiązało.
Shaoli, mimo że efekt dymu zadziałał na nią dość mocno, również nie straciła świadomości. Nie w pełni, w każdym razie. Mrugając ciężko i powoli, uparcie walczyła z opadającą jej na klatkę piersiową głową. Czy jednak w którymś momencie jej siła woli nie zostanie całkowicie wyczerpana - tego nie sposób było przewidzieć.
Upewniwszy się, że Nuriel przypadkiem nie rozkwasi sobie nosa na talerzu, Kamelio podobnie jak i Pari nie zamierzał długo siedzieć bezczynnie. Prędko zerwał się na równe nogi i korzystając z tego, że Naruzel ani nie kwapiła się do ucieczki, ani do obrony, chwycił ją mocno w nadgarstku, pozwalając tym samym łatwiej wyrwać fajkę z dłoni niedoszłej nadzorczyni. Nie żeby i przed tym się jakoś specjalnie wzbraniała. Ba! Miała jeszcze czelność wywrócić na nich oczami!
- Co zrobiłaś? - spytał elf zimno. - Co to wszystko ma znaczyć, Naruzel?!
Niewielki toporek znajdował się w garści spoglądającego na Śniącą Ursy, gdy i ten zbliżył się chwilę później do ich trójki. Jego oczy miał w sobie tyle samo ciepła, co głos Kamelio.
- Nie radzę jej zagaszać, o ile nie chcecie mieć krwi własnych braci i sióstr na rękach - poradziła Libeth spokojnie, zanim spojrzała na wciąż przytrzymującego ją mężczyznę. - Zioła, których użyłam, nie pozwolą im na śnienie ani wieszczenie przez kolejne kilka godzin - wyjaśniła.
- Po co miałabyś robić coś takiego? - spytał zaalarmowany, ale i nieco rozsierdzony całym pomysłem Kamelio.
Naruzel westchnęła i spojrzała mu prosto w oczy, niewzruszona.
- Żeby uchronić ich od obłędu, śmierci oraz całej masy innych nieprzyjemności, jakie razem z błogosławieństwem Sulona spadną wkrótce na wieszczących tego Królestwa.
Foighidneach

Wróć do „Stolica”