POST POSTACI
Paria
Libeth zaśmiała się, gdy Kamelio nawiązał do dnia, w którym dane im było się poznać. Czy gdy przytrzymywała krzesło dla kłaniającego się błazna, spodziewała się, że tak to się skończy? W najśmielszych wyobrażeniach absolutnie nie. Odprowadziła go spojrzeniem, z uśmiechem, który tym razem nie był już wymuszony, a potem siadła do swojej lutni.
Naruzel nie była niczym, czym sądzili, że będzie. Abstrahując od faktu, że zdecydowanie należała do ekscentrycznych i lubiących znajdować się w centrum uwagi osób, to z jakiegoś powodu natychmiast zaskarbiła sobie w Parii sympatię. Nie była nadęta i nie miała kija wiadomo gdzie, jak mieli w zwyczaju niektórzy szlachcice i osoby zajmujące wysokie stanowiska. Nie wywyższała się i nie przywitała ich lodowatą uprzejmością. Weszła jak do siebie, od razu kilkoma komentarzami rozładowując napięcie w zebranych. Nawet Nuriel straciła nieco tej swojej buty, którą nabudowywała w sobie od wielu dni. Libeth doskonale to rozumiała - niewyjaśniona utrata Kamelii i sama myśl o tym, że ktoś miał ją zastąpić, budziła we wszystkich ogromny sprzeciw. Ale czy naprawdę była to wina Naruzel?
Jedyne, co wywołało w bardce ukłucie niepokoju, to coś, co nowoprzybyła kobieta dostrzegła w Shaoli. Jeśli widziała w niej, że wędrowała pomiędzy światami, to czy widziała też coś niezwykłego w Parii? Dotąd udawało się jej ukrywać zmiany, jakie zaszły w zaświatach, a nawet dziwny ślad w kształcie lisa, który wyrysował się na jej kostce. Nuriel jednak przesunęła spojrzeniem po niej, po Efemie i po Shaoli tak, jakby wiedziała, że to z tą trójką coś jest mocno nie tak... i wcale się jej to nie podobało. Parii, to znaczy. Wolałaby, żeby uprzejmym komentarzem, takim, jaki został rzucony w kierunku elfki, nowa zarządczyni nie stłukła tej iluzji, nad jaką Libeth tak starannie pracowała. Nikt nie miał o niczym wiedzieć. To byłe jej prywatna decyzja i jej prywatna sprawa.
Uprzejmy uśmiech jednak nie znikał z jej twarzy, bo tę umiejętność miała wypracowaną do perfekcji. Paria była tak sympatyczna i urocza, a do tego wyglądała dziś tak elegancko, że nikt o zdrowych zmysłach nie mógłby przypuszczać, że cokolwiek z nią jest nie tak! ...Tak przynajmniej zakładała.
Zerknęła w kierunku Shaoli. Dobrze się składało: najpierw występ, a potem cała reszta oficjalnej części uroczystości, do której Paria już nie będzie im potrzebna. Będzie mogła zabrać dziewczynę i porozmawiać z nią sam na sam.
Nie miała odpowiedzi na słowa Naruzel, ale też nie sądziła, że ktokolwiek jej od niej oczekuje. Porozmawia z nią, jak będą miały ku temu okazję, lepszą może, niż teraz, gdy przysłuchiwał im się cały Dom Śnienia. Libeth obawiała się też, że padnie komentarz, po którym będzie musiała się grubo tłumaczyć, nie tylko przed Kamelio, ale przed wszystkimi. Nie chciała z niczego tłumaczyć się przed wszystkimi. Skinęła więc głową, tak samo, jak skinął nią elf, i wydobyła z lutni pierwsze dźwięki. Sądziła, że będzie grała jako tło do oficjalnych wydarzeń, ale skoro Naruzel życzyła sobie usłyszeć ją z pierwszego rzędu, podczas występu, który dedykowany był specjalnie dla niej, kimże była Libeth, by jej tego odmawiać? Zdecydowanie wolała, gdy jej sztuka była w centrum uwagi, niż kiedy stanowiła jedynie akompaniament do pogawędek gawiedzi. Ten etap jej kariery był już daleko za nią.
♫
Zaśpiewała jedną pieśń, potem dwie kolejne, decydując się na spokojne i urokliwe utwory bardziej, niż satyry - nawet jeśli wydawało się jej, że Naruzel mogłaby nawet docenić te drugie, zwłaszcza, że znała jej twórczość. Lubiła grać tutaj, w sali kominkowej Domu Śnienia; mimo porozwieszanych kotar, dywanów i wielu ozdób, miała ona zaskakująco dobrą akustykę. A może to nie była kwestia sali? Może Libeth czuła się tu na tyle dobrze, że jej magia niosła głos i brzmienie instrumentu lepiej, niż zazwyczaj, wplatając je pomiędzy zasłuchanych pracowników instytucji, prowadząc pod drewniany sufit i za półprzezroczyste zasłony? Lekcje Kamelia pozwalały jej zrozumieć wiele w kontekście przepływającego przez nią vitae, ale to, co działo się, gdy grała, wciąż pozostawało poza jej bezpośrednią kontrolą.
Nie zamierzała tego przedłużać, bo rozmowa z Shaoli wydawała się zbyt nagląca, by Paria siedziała sobie teraz beztrosko i w nieskończoność cieszyła się atencją. Gdy zagrała, poczekała, aż ucichną oklaski, podniosła się i ukłoniła, a lutnię przewiesiła przez plecy.
-
Występy w Domu Śnienia to dla mnie przyjemność - przyznała zgodnie z prawdą. Co by się nie działo, tu miała chyba najwierniejszą publiczność. -
A fakt, że mogę uczestniczyć w dzisiejszym powitaniu, cenię sobie dodatkowo.
Naruzel miała ważniejsze rzeczy do zrobienia, niż pogawędki z bardką, więc Libeth tym razem wyjątkowo chętnie usunęła się w cień, najlepiej z bezpośrednie otoczenie Shaoli, którą chciała stąd wyciągnąć, gdy tylko będzie ku temu okazja.