POST BARDA
Jedną z osób mających zabawiać dzisiaj towarzystwo muzyką, po raz kolejny okazał się młody Tulio. I choć początkowo wyglądał, jakby miał porzygać się z nerwów, tak w miarę kolejnych pociągnięć za struny naturalnie zaczął się koncentrować i tym samym rozluźniać. Muzyka powoli się rozkręcała, skłaniając pierwsze osoby do rytmicznego kołysania się bądź tupania w takt.
♫♪˙‿˙♫♪
Kamelio cierpiętniczo przesunął dłoń w dół twarzy, po drodze rzucając Libeth iście oskarżycielskie spojrzenie.
-
Mówisz o niechęci tańczenia z posągami, a sama usiłujesz mnie w taki zamienić w najbardziej brutalny ze sposobów - poskarżył się, mimo że druga z dłoni w zaborczy sposób przylgnęła do miejsca, w którym sama ją raczyła ułożyć. -
Musisz wiedzieć, że nie jestem w tym najlepszy - dodał odrobinę niepewnie, choć całkiem naturalnie rozluźnił ramię, pozwalając Libeth gładko wykonać manewr. -
Minęło dużo czasu, odkąd robiłem coś takiego po raz ostatni. Naprawdę dużo czasu.
W słowach elfa nie znać było jednak sprzeciwu pomysłowi. Jego oczy złagodniały i tylko na moment skierowały się w bok, gdzie Shaoli, razem z kilkoma innymi osobami, wygłaskiwała wniebowziętą i wydającą przy tym zabawne, piskliwe odgłosy Efemę.
-
Mm. - mruknął, uśmiechając się znowu swobodnie. -
Właśnie to miałem na myśli, kiedy wspominałem o twojej dziwnej zdolności do poprawiania nastroju wszystkim dookoła.
Zajęci sobą, nawet nie zdawali sobie sprawy, przez jak wiele osób byli obserwowani bardziej lub mniej dyskretnie. Potwierdziła to oczywiście nowa seria gwizdów oraz krótkich okrzyków, które rozbrzmiały wraz z wymienionym pocałunkiem oraz wkroczeniem przez nich na parkiet.
-
Mój pierwszy taniec może i został skradziony, ale kolejnego nie zamierzam przepuścić! - krzyknął do nich Ramirill. -
Ciebie też się to tyczy, Steczuś~❤ - dodał, posyłając w ich stronę całusa, na który Kamelio wykrzywił się w taki sam sposób, w jaki krzywiło się na wypicie szklanki świeżo wyciśniętego soku z cytryny. Oczywiście, że elf zamierzał uniknąć tego typu sytuacji niezależnie od ceny, jaką musiałby ponieść. Ramirill nigdy nie przepuszczał możliwości drażnienia się z nim w ten sposób.
Kamelio nie ruszał się źle. Nie ruszał się też świetnie. Widać było, że robił to już wcześniej i że miał w tym doświadczenie, choć to leżało zakurzone warstwą lat spędzonych z dala od tego typu aktywności. Łatwo mylił kroki, ale za to zgrabnie i skrupulatnie unikał nadeptywania Parii na stopy. Jeśli ta dawała mu jakieś wskazówki, chętnie z nich korzystał, nie pozwalając, by ego uderzało mu do głowy. Wokół ich dwójki szybko zebrał się wianuszek innych par, które wzięły sobie za punkt honoru wirować dookoła centrum, jakie stanowili. Efema i Shaoli pląsały pomiędzy.
Kamelio tańczył z nią, dopóki nie uznał, że obydwoje potrzebują się czegoś napić i przegryźć na szybko. Tu też wkroczył do akcji Ramirill, który obietnice uznawał za święte i nie odpuścił, dopóki Paria nie zgodziła się na wspólny taniec. W przeciwieństwie do Kamelia, jego ruchy były niebywale płynne. Miał sporo wyczucia, energii i zmysłu do utrzymania rytmu. Pewnie z tego też powodu, czekający na zakończenie tańca elf niemal od razu porwał ją do kolejnego. Tym razem jego ego zostało ugodzone.
Czas mijał szybko przy dobrej zabawie, gdzie zarówno Kamelio, jak i Libeth porywani byli przez innych domowników oraz Śniących, jeśli nie do tańca, to do wspólnych rozmów i bardziej personalnych gratulacji lub podziękowań. Jedli, bawili się, śpiewali, a wyjątkowo niezręczny taniec Kamelia z Shaoli najpewniej przeszedł do historii. Podobnie zresztą, jak Zaira i Rash'putin, którzy w pewnym momencie przestali łypać z dezaprobatą za ignorowanie ich zaleceń i w towarzystwie mocniejszego niż piwo trunku zajęli się grą w karty przy jednym ze stolików. Wydawali się nagle bardzo dobrze dogadywać? Na koniec wielu piło do stanu bliskiego nieprzytomności. Nikt nie upił się tego dnia na smutno i nikt nie miał obudzić się kolejnego ze zbyt poważnym kacem. Mija zadbała, żeby każdy porządnie się najadł.
***
Kolejne dwa dni minęły na dość leniwym wracaniu do siebie. Wszyscy przypilnowali, żeby nowo przywrócone do stanu funkcjonalności delikwentki należycie odpoczęły, jadły i spędziły czas na wygodach. Została wprowadzona też nowa zasada, która zabraniała karmienia Shaoli innymi informacjami z jej przeszłości, niż te, o które sama poprosi. Zarówno Zaira, jak i opuszczający wreszcie Dom Kamelii Rash'putin zgodzili się wspólnie, że podobne mieszanie jej w głowie nie wyjdzie nikomu na zdrowie i tylko zaburzy jej psychikę. Żadne nie miało natomiast obiekcji przez delikatne sugestie tudzież nastrajanie jej we właściwym kierunku za pomocą muzyki, jeśli Paria cokolwiek o tym wspomniała.
Jak dotąd nic nie zdołało rozjaśnić jej wspomnień, choć pewne kawałki utworów bardki ewidentnie wzbudzały równie nieoczekiwane emocje, jak przy pierwszym podejściu. Tym razem obyło się bez płaczu. Shaoli nie potrafiła ich wytłumaczyć, a z samych piosenek, które znacząco różniły się od siebie pod kątem melodii czy treści, dalej zbyt ciężko było wyciągnąć jakieś znaczenie tudzież ustalić wspólny motyw.
Kamelio był na każde skinienie zarówno dla Libeth, jak i swojej siostry. Pod koniec drugiego dnia, dziewczyna wreszcie zaczęła się przez nim otwierać, siadać bliżej z własnej inicjatywy i zadawać więcej pytań o niego samego. Było coś niezwykle ujmującego w obserwowaniu ich nieśmiałych prób zbliżenia się do siebie.
Rdza pozostała przez ten czas cicha i jakby nieobecna. Nie pojawiła się z kolejnych snach i niemal można było zapomnieć, że kiedykolwiek tam była.
Rzeczy zaczęły się zmieniać pod koniec trzeciego dnia i dalej, razem z kolejnymi. Jedne na lepsze, drugie na gorsze.
Ursa wyznał Parii, gdy ta doprowadził w końcu do ich poważnej dyskusji, że za swoich młodszych lat długo robił znacznie gorsze rzeczy, niż Kamelio byłby w stanie w ogóle się dopuścić. Że nie żałuje przyłożenia mu, choć było to tak samo podszyte jego własnym wybuchem emocji spowodowanych bezradnością i wściekłością po zniknięciu Kamelii, jak reakcja Kamelia na zachowanie driady. W rzeczywistości nie był zły, a jedynie zawiedziony, nieważne, jak brutalne i być może okrutne wydać się to mogło z jego strony. Uważał, że stać go na więcej niż to, ale mając jakie takie pojęcie o jego przeszłości (głównie dzięki plotkom swego czasu roznoszonym przez Juliusa), rozumie reagowanie na pewne rzeczy strachem.
Późniejszym wieczorem, jeden z utworów wreszcie przyniósł skutki i Shaoli weszła w swego rodzaju trans. Był krótki, niemal dający się pomylić ze zwyczajnym odpłynięciem myślami, gdyby nie towarzyszące mu, zamglone spojrzenie. Kiedy efekt minął, dziewczyna ocknęła się strapiona i niespokojna. Przyznała, że widziała ogród. Ciemny ogród, pełen dziwnych roślin. Smutny i piękny zarazem, oświetlony przez trzy księżyce lub coś do nich podobnego. Wzbudzał w niej uczucie ogromnej tęsknoty i żalu, których nie umiała wyjaśnić. Po tym też seansie nagle zmęczona, uznała, że położy się dzisiaj wcześniej. Kamelio nie był w tamtej chwili obecny, zbyt zajęty odpisywaniem na liczne listy, które zrzucił na niego Ferros oraz informowaniem wszystkich po kolei o zebraniu dnia następnego. Przyszedł wszakże moment na ogłoszenie decyzji o wybraniu dla nich nowej, tymczasowej, póki co Kamelii. Kobieta, której twarzy nikt nie znał i która miała niedługo zacząć im przewodzić, pojawić się miała dokładnie do tygodnia.
Shaoli zaczęła miewać sny. Dziwne sny, które z każdą kolejną nocą zaczęły zmieniać jej charakter oraz nastawienie. Wydawała się coraz cichsza i ostrożna. Coraz bardziej dojrzała i stanowcza. Dużo chętniej słuchała, niż mówiła, za to do własnego brata ni z tego, ni z owego nabrała jeszcze większego dystansu, niż przy pierwszym spotkaniu. Nie potrafiła lub nie chciała wytłumaczyć tego w żadne sposób. Kamelio nie naciskał i poprosił, aby nie naciskała również Libeth. Wspomnienia mogły się mieszać, mogły wracać w dziwnej kolejności, ale sam był ewidentnie zmartwiony, bo jak sam przyznał, że pamiętał ani jednego dnia, gdzie jego siostra traktowała go w ten sposób.
Rdza wróciła do jej snów i nie tylko, dzięki czemu Paria mogła dostrzec zachodzące i w niej zmiany. Lisek zaczynał tworzyć proste, ale poprawne zdania. Jego głos był trudny do określenia ani żeński, ani damski, jakby nadal niewypracowany do odpowiedniej barwy.
-
Nabieram sił. Poznaję słowa. Poznaję... Osoby.
-
Lubię rzeczy. Lubię dostawać. Lubię, kiedy bierzesz i dajesz. Sprawia przyjemność. Satysfakcję. Ciepło.
Miało to sens, ponieważ coraz częściej, kiedy ktoś coś jej wręczał, czuła to samo uczucie ciepła i zadowolenia, jak wtedy, gdy jej ojciec oznajmił, że znajdzie dla niej mieszkanie.
-
Rzeczy będą się zmieniać. Wkrótce się zmienią. Wszystko się zmieni. Potrzebuję sił. Więcej sił. Dużo wody... Statki. Nie zbliżaj się. Wciąż za mało sił. - usłyszała piątej nocy, zanim wybudziła się ze snu, w którym Rdza polowała na nową zgraję szczurów.
Ursa oraz inny ochotnicy wciąż kopali z Efemą na czele, dopóki nie dokopali się do czegoś... skrajnie dziwacznego. Sporej przestrzeni, jakby samotnej jakby o dość wysokim sklepieniu, w której znaleźli kilka pustych bukłaków. Grunt był zadeptany w dziwny sposób, a zapach wyłapany przez Efeme został uznany za paskudny, dziwny i znajomy. Jeśli prowadziły do niej wcześniej jakieś tunele, zostały zasypane lub zawalone. Ponownie znaleźli się w ślepym zaułku. Nie pomogła niestety luneta Parii, której właściwości dzięki Ursie wreszcie zostały dla niej odgadnione. Spoglądanie w przeszłość było czasowo limitowane na jednej soczewce, podczas gdy druga pozwalała spoglądać wyłącznie poprzez przeszkody.
W dziesięciu dniach, jakie minęły, Paria miała wiele czasu dla siebie, dla Kamelio oraz rodziny, jeśli tego chciała. Wciąż było wiele listów od adoratorów, które czekały na przeczytanie i pośród jakich rzeczywiście trzy wydawały się zaskakująco obiecujące. Wciąż była macocha, która musiała sprawić jej słowne manto w mieszaninie irytacji i tego rzadko spotykanego u niej przejawu zmartwienia. Wciąż był brat, którego należało ochrzanić. Koncerty do zaplanowania i być może zagrania. No i oczywiście wzięcie udział w spotkaniu z nową Kamelią, na której przybycie przygotowano się dzisiejszego popołudnia.