Dom Śnienia Kamelii

406
POST POSTACI
Paria
Słysząc słowa Naruzel, Libeth zawahała się na moment, zatrzymując wyrwaną kobiecie fajkę kilka centymetrów od powierzchni płynu. Może mówiła tak tylko dlatego, że nie chciała, by cały jej misterny plan legł w gruzach, a może naprawdę byłoby to głupie. Nie miała pojęcia, szczerze mówiąc, i nic nie zapowiadało, by miała to pojęcie uzyskać. W końcu więc podjęła decyzję, która zakładała niepodejmowanie żadnej - to też mogło być dobre rozwiązanie, przynajmniej chwilowo, prawda? Dopóki wszystko się jej nie rozjaśni, albo dopóki to nie woda z kubka ugasi wszystkie płomienie w Taj'cah. Została w tej pozycji, z fajką trzymaną nad kubkiem i intensywnym spojrzeniem wbitym w kobietę, która wraz ze swoim przybyciem przyniosła więcej pytań, niż odpowiedzi.
Ale czyż nie było to coś, do czego była już przyzwyczajona?
- Czy ty... - zaczęła niepewnie. - Czy to ma coś wspólnego z wielką falą? Co zmieni to, że uśpiłaś wszystkich wieszczących, skoro za chwilę zaleje nas wszystkich?
Zacisnęła dłoń na fajce, tak, że zbielały jej kostki.
- Skoro wiesz o wszystkim, co się zaraz wydarzy, sama nie jesteś wieszczką? Nie przepowiadasz przyszłości, nie masz w nią wglądu? Czy nie powinnaś sama pogrążyć się we śnie, żeby nie stracić poczytalności, albo nie umrzeć? Obawiam się, że mało masz czasu na udzielenie jakichkolwiek odpowiedzi, Naruzel, ale na twoim miejscu wszystko bym natychmiast wyjaśniła, najlepiej w kilku konkretnych zdaniach. Nie ma czasu na enigmatyczne sztuczki i tajemnicze uśmiechy. Nie ma czasu!
Pustą dłonią uderzyła w stół, tuż przed zapakowanym po brzegi talerzem nowej zarządczyni. Zorientowała się, jak mocno drżą jej ręce. Przeniosła spojrzenie na elfa, a stwierdzenie, że było ono przerażone, byłoby niedopowiedzeniem.
- Nie chcę umierać, Kamelio - wyszeptała cicho. - Nie chcę... nie dzisiaj. Nie teraz. Nie w ten sposób.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

407
POST BARDA
- "Wielką falą"? - powtórzyło po niej przynajmniej kilka głosów z różnych stron komnaty.
Uwaga wszystkich powoli przekierowana została z uśpionej części towarzyszy na nieskrępowanego sprawcę całego zamieszania. Paria czuła, jak nieliczne z przytomnych par oczu lądują na zmianę na niej oraz wciąż niezmiennie opanowanej Naruzel. Zwłaszcza intensywny wzrok Kamelio, który wcześniej rzucał szybkie spojrzenia w stronę walczącej z ogromną sennością siostry, palił ją teraz na wskroś.
- Co znaczy, że "za chwilę zaleje nas wszystkich"? - dotarł ją lekko roztrzęsiony, podenerwowany głos jednego z pracowników ogrodowych, który podobnie jak Ursa, przez ostatnie dni przede wszystkim pomagał w przewalaniu ziemi.
Jedyna, wciąż przytomna Śniąca, lekko przymrużyła oczy na dalsze słowa Libeth, nie odpowiadając na nic od razu. Nawet uderzenie w stół nie wywołało w niej większej reakcji, w przeciwieństwie do reszty zebranych. Nastała głęboka i głucha cisza, w której jej własny, przyspieszony oddech oraz bicie serca wydawały się najgłośniejszymi z dźwięków.
Z jakiegoś powodu nikt nie próbował kwestionować jej słów ni obracać ich w żart. Być może za sprawą wydarzeń mających miejsca w ciągu ostatnich tygodni, nikogo nie dziwiło widmo mogącego ponownie nadejść z nieokreślonej strony zagrożenia. Być może wręcz oczekiwało się, że chwilowo odzyskany spokój nie będzie trwał wiecznie.
- O czym ty mówisz? - słowa wypowiedziane przez elfa szeptem rozbrzmiały wyjątkowo głośno. - Umierać? Co-...? Chwila, moment! - zdezorientowany, ale nie mający zamiaru dać się zwariować, wypuścił nadgarstek Naruzel z uścisku, by wychylić się i złapać za dłoń, która dopiero co zdołała uderzyć w stół z dostatecznym impetem, by zrzucić oparty o talerz nóż na podłogę z krótkim brzdękiem. - Nie mam pojęcia, co tu się wyprawia, ale nikt nie będzie umierał - oznajmił ostro, wpatrując się w oczy Libeth z uporem. - NIKT dzisiaj nie umrze - powtórzył głośniej tak, aby każdy zdołał go usłyszeć. Nie było to zresztą trudne, ponieważ niewielu odważyło się wypuścić z ust choćby głośniejszy wydech. - Nikt.
Ponownie zalegającą ciszę tym razem przerwało krótkie klaśnięcie dłoni Naruzel.
- Zanim ktokolwiek wpadnie w dalszą panikę - odezwała się. - Radzę usiąść i wziąć kilka głębszych oddechów. Przede wszystkim... - sięgając swobodnie do kielicha pełnego wina stojącego na rogu stołu, lekko objęła jego owal, a następnie potrząsnęła nim tak, by szkarłatny płyn o mało nie przelał się przez brzegi. - Żadna fala nie dotrze dostatecznie daleko wgłąb lądu - poinformowała z uśmiechem.
- CZY KTOŚ WRESZCIE ŁASKAW POWIEDZIEĆ, O CO CHODZI Z TYMI KUREWSKIMI FALAMI?! - wybuchnął wreszcie Ursa, samemu śladem Parii przywalając w jeden ze stolików. Tym razem chrzęst naczyń był dużo bardziej donośny.
- Hmm - wydała z siebie kobieta, delikatnie odstawiając kielich. - Nie fala, a FALE zaleją dzisiaj liczne plaże Archipelagu oraz miasta portowe. Wzburzone morze z całą pewnością pochłonie nieszczęśników, którzy będą mieli nieszczęście stanąć im na drodze, ale same fale... To zaledwie preludium. Odpowiadając jednak na poprzednie pytanie - Nie. Nie grozi mi ani szaleństwo, ani śmierć związane z brzemieniem widzenia. Moje zdolności ograniczają inne zasady niż większość Śniących. Równie nietypowe, co przypadłości niektórych EWENEMENTÓW Domu Kamelii.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

408
POST POSTACI
Paria
- Nie wiem, Kamelio, ja... nic już nie wiem - jęknęła, zaciskając palce na dłoni elfa. Jego uspokajające słowa działały na nią zdecydowanie lepiej, niż uśmiech Naruzel, który tak bardzo nie pasował teraz do okoliczności, jak tylko było to możliwe. Gdyby przyszła ich ostrzec normalnie, zachowując odpowiednią powagę i nie bawiąc się w magiczne sztuczki dymne, inaczej też by to odebrali. Przecież w Domu Śnienia nie pracowali idioci, wszyscy zrozumieliby powagę sytuacji. Śniący pozwoliliby wprowadzić się w sen, a pozostali mogliby na spokojnie ustalić dalszy plan działania. Tymczasem co? Koncerty, uczty, opowieści i uśmieszki, gdy zaraz świat miał się zwalić im na głowę.
Wybuch krasnoluda jej nie zaskoczył, bo sama na jego miejscu zareagowałaby tak samo. Ba, przecież zareagowała tak samo, tylko może mniej wściekle, a bardziej rozpaczliwie - co nie znaczyło, że zła nie była. Nieczęsto bała się o własne życie, ale gdy to już miało miejsce, strach był tak obezwładniający, że traciła kontrolę nad swoją wypracowaną przez lata maską. Teraz była tylko spanikowaną kobietą, która nie wiedziała, czy będzie jej dane dożyć kolejnego dnia.
A potem spanikowała jeszcze bardziej, gdy Naruzel znów jasno dała do zrozumienia, że nic nie jest w stanie się przed nią ukryć - nawet to, co Libeth bardzo chciała ukryć przed całym światem. Wcześniej przez chwilę rozważała powiedzenie o wszystkim Shaoli, ale zanim zdążyła faktycznie odwdzięczyć się za te urwane strzępki informacji, jakimi elfka się z nią podzieliła, ta uciekła, więc chyba ich układ nie miał już znaczenia. Zorientowała się, jak kurczowo ściska dłoń Kamelio, więc zmusiła się do rozluźnienia palców odrobinę.
- Nie... nie teraz, proszę - powiedziała cicho.
Po chwili wahania zajęła pierwsze lepsze wolne krzesło przy stole Naruzel - oczywiście nie wypuszczając ręki elfa, chyba że zechciał ją objąć, albo oprzeć ją na jej ramieniu. Wszystko jedno, dopóki czuła go przy sobie. Może i fale nie miały wpłynąć tak głęboko w ląd, ale nie do końca wierzyła w zapewnienia tej kobiety, nie chciała więc umierać sama, gdyby jednak zalało ich morze.
- Po prostu powiedz, co się wydarzy. Powiedz nam, na co mamy się przygotować, skoro wszystko wiesz - wolną, drżącą ręką sięgnęła po kielich z winem, pierwszy lepszy, wszystko jedno czyj. Byle nie Naruzel, oczywiście.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

409
POST BARDA
Działania Naruzel wydawały się zbyt pochopne, nieważne jak na nie nie spojrzeć i wydawało się, że nie tylko Paria je za takie używała, sądząc po nieufnych spojrzeniach, jakimi zebrani obrzucali dopiero co pozytywnie zapowiadającą się nadzorczynię. Gdy bardziej się nad tym zastanowić, mogły się dla niej one skończyć wręcz tragicznie. Bo jaką miała tak naprawdę pewność, że któryś z przytomnych obecnych nie zareaguje na nie agresją? Gdyby zamiast Kamelia u jej boku znajdował się akurat Ursa lub Mija'Zga, trudno powiedzieć, czy od razu nie straciłaby za swoją zuchwałość głowy. Niemożliwe przecież było, żeby przewidziała cały przebieg zdarzeń od A do Z, prawda? Wszystkie proroctwa oraz wizje miały swoje ograniczenia i często liczniejsze niż nie.
Kamelio nie odpowiedział. I choć wyraźnie dało się rozpoznać, że ma ochotę naciskać, zwłaszcza za każdym razem, kiedy jego wzrok uskakiwał do miejsca, gdzie jego młodsza siostra musiała w półleżącej pozycji tkwić nieprzytomna, niechętnie kiwnął w ostateczności głową.
Napięcie panujące w pomieszczeniu jeszcze mocniej zagęściło się dzięki kontrastowi w reakcjach ze strony Libeth oraz starszej Śniącej. Wyczuwają to, a może po prostu dostrzegając skołowanie oraz coraz wyraźniej wzbierającą w niektórych panikę, Naruzel wreszcie powoli podniosła się na równe nogi, a z jej twarzy po raz pierwszy zszedł uśmieszek. Krzyżując ramiona na klatce piersiowej, rozejrzała się dookoła.
- Moje obliczenia nie były mimo wszystko zbyt dobre. Zakładałam, że na nogach ostoi się mniej niż połowa z was. Dom Kamelii wydaje się zatrudniać wyjątkowo sporą ilość osób niezrzeszonych... Trudno. Od czego powinnam więc zacząć najpierw? - wydająca się mówić bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego kobieta podrapała się lekko po policzku. - Życzeniem Sulona było, abym chroniła następczynię Marii Eleny, zamieszkującą wasze mury. Niezależnie od tego, jak podobają się wam moje metody lub nie, potrzebuję, abyście zrozumieli, że nie mam wobec nikogo z tu obecnych złych zamiarów. Zgodnie z tym, co już potwierdziłam, wody Archipelagu zostaną wzburzone i nie stanie się to w sposób naturalny. Nie zawracajcie sobie głowy wodą, ale tym, co z niej wyjdzie. Czeka nas inwazja na skalę, jakiej ten świat jeszcze nie zaznał. Otworzą się wrota. Potężne, magiczne bramy, przez które wyleje się nienawiść i pogarda dla wszystkich ras zamieszkujących Herbię - głos Śniącej wydawał się rosnąć z każdym kolejnym, przesyconym groźbą słowem, choć tak naprawdę nigdy nie podniosła go choćby o tonę.
Niedowierzanie mieszało się ze strachem. Nikt nie wiedział, co powinien na to odpowiedzieć, albo też jak na to odpowiedzieć. Większość zapewne nie chciała wierzyć choćby w jedno, wypowiedziane przez Naruzel słowo, a jednak nikt nie potrafił zarzucić jej na głos kłamstwa.
I wtedy ziemia zatrzęsła się w posadach. Nie było to wybitnie mocne trzęsienie ziemi, ale sęk w tym, że trzęsienia zdecydowanie nie należały do zjawisk spotykanych w tych rejonach. Wraz z nim, pod stopami Parii wydawały się przebiegać jakieś dziwne, niepokojące, energetyczne wibracje. Przyprawiały ją o gęsią skórkę.
- Ah - wydała z siebie Naruzel, przekręcając głowę w stronę jednego z okien skierowanych na północ. - Więc stało się...
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

410
POST POSTACI
Paria
Następczynię? Czy chodziło o Shaoli? Ona miała wizje, wiedziała, co się wydarzy. To ona ostrzegła Parię o nadchodzącej fali, choć uciekła zbyt szybko, by bardka uzyskała od niej więcej szczegółów i dzięki temu nie spanikowała tak, jak spanikowała teraz. Tak czy inaczej, gdy Naruzel zaczęła mówić konkretniej i przestała uśmiechać się, jak jakaś szalona wieszczka, Libeth też nieco się uspokoiła. Nie mieli umrzeć zalani przez falę, nie tutaj, ale nie znaczyło to, że wszyscy pozostali byli bezpieczni. Musiała skontaktować się z ojcem. Wysłać list, a najlepiej wsiąść na konia i pojechać tam sama. Tylko nie miała konia, a nikt nie miał teraz głowy do dostarczania listów. Ale nikt z jej rodziny nie zamierzał ostatnio nigdzie wypływać prawda? Nie słyszała o żadnych takich planach, ani rodziców, ani rodzeństwa... mieli za to swoje statki handlowe. Parii robiło się słabo, gdy myślała o tym, ile osób zginie, bo nie zostaną ostrzeżeni wystarczająco wcześnie.
Ale potem usłyszała o nadchodzącej inwazji i to wystarczyło, by ostatecznie ugięły się pod nią nogi. Opadła na krzesło, z dłonią wciąż rozpaczliwie zaciśniętą na kielichu wina. Co mogła zdziałać przeciwko takim wydarzeniom? To już nie była jedna fala i jej konsekwencje, to był cały świat, walący im się na głowy.
- Co z niej wyjdzie? - spytała słabo.
A później ziemia zatrzęsła się, a serce Libeth zaczęło łomotać w zawrotnym tempie, jakby usiłowało wyrwać się z jej klatki piersiowej na zewnątrz. Zrobiło się jej słabo i z twarzy odpłynęły jej resztki krwi. Jak miała przygotować się na inwazję? Jak miała ochronić swoich bliskich, czy nawet samą siebie? Archipelag był takim sielankowym, spokojnym miejscem. Nawet gdy nawarstwiały się problemy, gdy działy się niewyjaśnione rzeczy, wciąż zdawała sobie sprawę z tego, że mieszkańcy Keronu mają dużo gorzej. Ona nie bała się wojny, nigdy nawet nie przyszła jej ona do głowy. Gdy uczestniczyła w rozmowach o polityce, bądź tylko się im przysłuchiwała, nic nie wskazywało na to, by szykował się jakikolwiek konflikt. Żyła więc w beztrosce, nawet nie rozważając przysłowiowego co by było gdyby.
- Czy to może mieć coś wspólnego ze... zniknięciem Kamelii i Miry? - spytała cicho, walcząc z narastającą paniką. - Czy to może mieć wpływ na Shaoli?
Chwiejnie podniosła się z krzesła, przesuwając nieprzytomnym spojrzeniem po pomieszczeniu.
- Muszę napisać list. Albo... albo muszę iść. Muszę ostrzec... powinnam ostrzec wszystkich. Bogowie, jak ostrzec wszystkich? Ludzie powinni się przygotować. Zabezpieczyć. Czy król wie, co nadchodzi? Co nadeszło? Czy wie Syndykat?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

411
POST BARDA
Sprawa wspomnianej następczyni była nie tylko nieoczekiwana, ale i nikomu wcześniej nigdy nieznana. Mowa tu nie tylko o wiedzy dostępnej Gildii Śnienia, ale również światu jako takiemu. Maria Elena miała już pod swoim skrzyłem uczennicę, po której spodziewano się, iż w przyszłości przejmie pałeczkę mentorki. Nie słyszało się natomiast, żeby znana wieszczka posiadała własne dzieci, czy choćby bliskich krewnych, którzy mogliby podzielać jej talenty. Skąd zatem pomysł, że jakakolwiek następczyni miała znaleźć dom akurat tutaj? Zgodnie ze słowami Kamelia, Shaoli ponoć posiadała przed swoim wypadkiem nie lada talent, ale czy na tyle wielki, żeby mogła konkurować z największą wieszczką ich czasów? Że nie wspomnieć już o tym, jak jej zdolności poszły w zapomnienie lub przynajmniej uśpienie wraz ze wspomnieniami. Kto inny jednak? Być może Nuriel, mająca największe zadatki i szkolona na następczynie Kamelii, jakkolwiek niektórym mogło się to nie uśmiechać.
Pytanie Parii zostało nieco odwleczone w czasie przez wstrząsy. Stojący obok Kamelio ze świstem złapał oddech, dwa razu upewniając się, że Libeth wciąż trzyma się na nogach, zanim wydał Ursie rozkaz-... Tak, nie była to prośba, ale dosłowny, głośny rozkaz, aby stanął przy boku Shaoli i monitorował jej stan. O dziwo, nie spotkało się to z żadnym protestem. Kilka pozostałych osób wydało z siebie inne, mniej lub bardziej podszyte strachem odgłosy odzwierciedlające poziom ich zaniepokojenia, z kolei jakby zapomniana przez wszystkich Efema dała o sobie znać, zaczynając żałośnie skomleć. Jej głos, zmieszany ze zwierzęcym zawodzeniem, przyprawił otoczenie jedynie o dodatkowe ciarki na skórze.
- Złe...! Złe...!! Złe morze...! Złe z głęboka! Efema nie chce słyszeć! - lamentowała ze strachem, usiłując schować pysk między łapami, podczas gdy jeden z ogrodników starał się ją uspokajać cichym, drżącym czy to przez wstrząsy, czy to przez własne emocje głosem.
Wracająca do rzeczywistości ze swojego krótkiego rozkojarzenia Naruzel skierowała dziwnie współczujące spojrzenie w stronę Efemy, by po chwili wrócić nim do Libeth.
- Ci, którzy sprzymierzyli się z mieszkańcami innych sfer. Ci, którzy dzierżą ich moc. Ci, którzy zostali niegdyś zepchnięci w najciemniejsze zakamarki naszego świata. Ci, którzy za przekleństwo swego losu obwiniają nas wszystkich i ci, którzy pragną z tego tytułu znacznie więcej, niż rekompensaty. Niewdzięczne, upodlone pokłosie Sulona, którego on sam musiał się wyrzec - odpowiedziała z nietypowo melancholijną dla siebie nutą, wraz z którą ustały wstrząsy, za to, po której rozniosły się alarmującym echem dźwięki dzwonów.
Najpierw jeden, później drugi, ten już nieco dalej, jeszcze kilkanaście uderzeń serca po nim trzeci - ten już znacznie bliżej. Był to odgłos dzwonów wież strażniczych, rozlokowanych w strategicznych punktach w całym Taj'cah oraz jego okolicach. Ich serca poruszane były do pracy wyjątkowo rzadko, z reguły w takcie wyjątkowo ważnych uroczystości i okoliczności. Wówczas to wszystkie winny bić w tym samym rytmie. Teraz natomiast było zgoła inaczej, ponieważ nawet osoby nieobeznane z zasadą działania dzwonnic, miały prawo poczuć niepokój pod wpływem nierównego wybijania rytmu, kojarzącego się z alarmem, jakim zapewne było.
- J-Już?! Już biją na alarm? Jak to możliwe? - odezwał się ktoś.
- Co powinniśmy w ogóle robić w takiej sytuacji? - zapytał niepewnie ktoś inny.
- Spokój! - krzyknął Kamelio, widząc coraz większy rozruch. - Nie wpadajmy w panikę! Po kolei! ...Po kolei - po raz drugi powtórzył już ciszej w stronę Libeth, łapiąc ją ponownie za dłoń, kiedy ta podniosła się ze swojego miejsca. Miał rozgorączkowane spojrzenie, ale wciąż zachowywał zimną krew. Ostatecznie, gdyby pokazał po sobie strach, jak mógłby zapanować nad dostatecznie rozchwianymi nastrojami w Domu? Całe szczęście Efema uciszyła się razem ze wstrząsami i więcej nie podniosła własnego alarmu, tylko cicho popiskując od czasu do czasu.
- Paniusiu - odezwał się głośno i wciąż dość agresywnie Ursa. - Więc jak z tymi... Tymi zniknięciami?
- Prawdopodobnie - odparła Naruzel. - Porwania na Archipelagu zaczęły się razem z niebezpiecznymi, gwałtownymi wizjami spływającymi na naszych Śniących. Ostrzeżeniami, których nie potrafiliśmy zrozumieć, ponieważ przesiąknięte były bezpośrednią wolą samego Sulona. Nie bez powodu istoty boskie angażują się w nasze życia w minimalnym stopniu. To dlatego, że ich działania mogą w swojej nieokiełzanej mocy doprowadzić do ogromnych zniszczeń oraz tragedii. Czyż nie z tego powodu młoda Shaoli znalazła się w stanie, w jakim przebywała przez lata? Ponieważ próbowała dotrzeć tam, gdzie tylko istoty wyższe mają prawo stąpać?
Kamelio, do którego kierowane były ostatnie słowa, nie odpowiedział. Przeszywał tylko Naruzel wzrokiem, na który ta odpowiadała bez cienia wahania. Trwali tak jakiś czas, dopóki kobieta nie uznała za stosowne kontynuować.
- Czujecie się nie bez powodu zagubieni. Rozumiem to. Wielu z was ma rodziny poza Domem Śnienia. Tym też radzę udać się do nich, jeśli potrzebujecie upewnić się o ich zdrowiu. Obronę Taj'cah zostawcie na razie tym, którzy zobowiązali się je bronić. Choć możecie nie zdawać sobie z tego sprawy, to królestwo posiada władcę, który znacznie przewyższa swoim potencjałem jakichkolwiek przed nim. Odpowiednie osoby zostały już, jak słyszycie ostrzeżone. Jeśli nie macie nic przeciwko, wolałabym się skupić nad tym, co zagraża samemu Domu Kamelii. Nie najeźdźcy, a coś, co wkrótce zamierza niechybnie wykorzystać portal, by przedostać się do naszego świata. Dostać się i spróbować odebrać coś, co uznał za skradzione - wzrok Naruzel kolejno wylądował najpierw na Parii, a następnie na nieprzytomnej Shaoli, obok której kucał obecnie Ursa.
Kamelio bardzo niezdrowo zzieleniał, za to Libeth poczuła ciepłą falę emocji, która nie należała do niej.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

412
POST POSTACI
Paria
Paria także rzuciła Efemie współczujące spojrzenie, ale jako że dziewczynka była już przez kogoś uspokajana, bardka nie rzuciła się, by jej pomóc. Zresztą nie miała nawet pewności, czy jak wstanie, to utrzyma się na nogach. Inwazja? Najeźdźcy? To nie mieściło się jej w głowie i było tak dalekie od wizji życia, jakie zamierzała prowadzić, jak tylko możliwe. Przez głowę przeleciała jej krótka myśl, że powinna cieszyć się tym, jakiego wybranka znalazła dla siebie Sara, bo przynajmniej była teraz bezpieczna. No, bezpieczniejsza, niż większość mieszkańców Archipelagu.
Rozdzwaniające się alarmy sprawiły, że Libeth zrobiło się odrobinę niedobrze, ale też - zaskakująco - uspokoiło ją to nieco. Nie musiała pędzić do domu na złamanie karku, ostrzegać ojca, liczyć na to, że zdąży, zanim wydarzy się coś nieodwracalnego. Nie wspominając o tym, że przecież nawet nie miała pewności, że wszyscy są akurat w tej chwili w domu. Zacisnęła dłoń na kielichu tak mocno, że gdyby był ze szkła, najpewniej by już pękł. Co musiało dziać się za murami tego przybytku, skoro dzwony rozbrzmiały już w całym mieście? Czy na pewno chciała wiedzieć? Utkwiła intensywne spojrzenie w Naruzel, dochodząc do nietypowego wniosku, że o dziwo to dzięki jej obecności czuje się teraz bezpieczniej, niż dzięki obecności Kamelio. Ona wiedziała, co się dzieje. Ona wiedziała, jak temu zaradzić.
- Pokłosie Sulona...? - powtórzyła cicho. - Elfy?
Nic z tego nie rozumiała. Sulon nie wyrzekł się elfów. Jej wiedza dotycząca bogów i historii ras nie była wielka i nie pozwalała jej wyciągnąć żadnych sensownych wniosków. Nigdy nie była szczególnie pobożna. Rozluźniła palce, orientując się, że trochę może miażdżyć dłoń Kamelia, a nawet ze swoją mierną siłą nie chciała sprawiać mu bólu.
A później już kompletnie wgniotło ją w oparcie krzesła. Całe szczęście, że siedziała, bo w jednej chwili kompletnie straciła resztki sił i pociemniało jej przed oczami. Mogła poniekąd odciąć się od swoich korzeni, ale wciąż pochodziła z rodziny szlacheckiej, prawda? Omdlenie w sytuacji zbyt wielkiego stresu było naturalną koleją rzeczy. Zmusiła się do wzięcia oddechu, potem kolejnego i jeszcze jednego. Rdza nie pomagała. Co to miało znaczyć, te emocje? Była zadowolona, czy zła? Oczekiwała czegoś od Parii, czy tylko dawała o sobie znać?
- Stwierdzenie, że ukradłam mu Shaoli, zakładałoby, że Shaoli należała do niego - zaprotestowała słabo. - Nie należała do nikogo. Nie należy nadal. Odebrał jej wspomnienia, całą przeszłość, i zastąpił je fałszywymi emocjami, nieprawdziwą złością i pragnieniem tego, czego nie powinna pragnąć. On...
Poczuła ból w klatce piersiowej. Nie wiedziała, co robić. Nie wiedziała, jak obronić się przed tym, co nadchodziło, najwyraźniej po nią i po młodą elfkę, którą wymyśliła sobie wyrywać z wieloletniego snu i z tajemniczego nocnego ogrodu, za którym tak teraz tęskniła.
- Kto to jest? Co to jest? - spytała. - Czego od niej chce? I ode mnie?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

413
POST BARDA
Naruzel nie przytaknęła podejrzeniom Parii, najpewniej wcale zresztą nie będąc w stanie dosłyszeć jej zbyt cichych słów, tym bardziej że zagłuszonych przez chwilowy chaos, zanim zaradził mu Kamelio. Czy to naprawdę zresztą mogły być elfy? Nawet jeśli istniał jakiś ich odłam, który być może rzeczywiście zdołał do tego stopnia rozgniewać własnego stwórcę, musiało być ich przecież na tyle wiele, aby zdołać uformować armię. I to nie byle jaką armię. Jakim sposobem zdołałyby osiągnąć coś takiego, gdy po czystkach, jakie wykonano na ich rasie, została ich praktycznie garstka? To wszystko wydawało się kompletnie nie składać w żadną, logiczną dla niej całość.
Dłoń elfa wciąż pewnie leżała w jej własnej, ignorując wszelkie nieprzyjemności i niedogodności, jakie mogły wynikać z reakcji jej ciała. Był w takich rzeczach z natury dobry, ale skupienie na Naruzel i napiętej sytuacji mogło tym razem dodatkowo go zmotywować. Jego palce tylko raz drgnęły w jej uścisku, kiedy temat wreszcie zszedł na bardziej grząski teren.
- Libeth - usłyszała nad sobą głos Kamelia, który dalej nie spuszczał nowej nadzorczyni z oczu. - Jak wiele zatrzymałaś dla siebie... Z tego, co widziałaś po drugiej stronie? - spytał.
Libeth była pewna, że usłyszała w jego głosie nutę urazy i być może nawet pewnej, dobre zamaskowanej irytacji. W gruncie rzeczy, miał całkiem dobry powód, żeby być na nią zły, jeśli wreszcie wywnioskował, że zataiła przed nim jakieś ważne szczegóły mogące dotyczyć jego siostry oraz tego, co naprawdę spotkała na swojej drodze podczas swojej nieplanowanej akcji ratunkowej.
- Jej wspomnienia... Zostały jej odebrane? Wiedziałaś o tym? Kto jej to zrobił? O jakich pragnieniach Shaoli mówisz? - dopytywał wyjątkowo spokojnie, czy to aby nie doprowadzić jej do zupełnego rozstroju nerwowego, czy to aby nie zaniepokoić pozostałych słuchających. O ile można było rzecz jasna mówić jeszcze o takowych, bo mimo ogłady, jaką wprowadził uciszając otoczenie, praktycznie wszyscy już za chwilę zaczęli rozważać na głos między sobą, jakie decyzje powinni podjąć w sprawie zabezpieczenia swoich najbliższych.
- Demon - odpowiedziała Naruzel zarówno na pytanie jednego, jak i drugiego z dwójki kochanków. - Umysł i część duszy Shaoli miała nieszczęście wpaść w łapy najprawdziwszego demona, który niezależnie od tego, co którekolwiek z nas ma do powiedzenia w tym temacie, uznał ją za swoją zdobycz. Nie mi oceniać motywacje bytów tego typu, ale jeśli jest coś, co nawet najmniejszy mag i sztukmistrz wie o demonach, to to, że bardziej od zniewolenia przez istoty słabsze od siebie, nienawidzą im oddawać czegokolwiek bez odpowiedniej zapłaty. Ty zaś - kobieta uniosła dłoń, podeszła krok bliżej w stronę Libeth i lekko stuknęła ją w czubek nosa palcem. - Opłaty nie uiściłaś.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

414
POST POSTACI
Paria
- Ja... ja nic nie zatrzymałam! - zaprotestowała szybko, widząc irytację na twarzy elfa. Potrząsnęła głową, łapiąc jego dłoń też drugą ręką i unosząc na niego spojrzenie szeroko otwartych w panice oczu. Nie chciała, żeby jeszcze on był na nią teraz zły. Nie była gotowa na kolejny problem. Już i tak wystarczająco go od siebie odsuwała ostatnimi dniami.
- To znaczy... nic dotyczącego Shaoli. O tym, o czym mówię, dowiedziałam się przed chwilą. Rozmawiałam z nią teraz, po moim występie. Powiedziała mi kilka rzeczy, o których oczywiście, że chciałabym z tobą pomówić, ale zaczęło dziać się to wszystko i... - znów pokręciła głową.
Nie musiała chyba niczego dodawać, z pewnością rozumiał, co ma na myśli. Gdy śniący padali nieprzytomni, w mieście rozbrzmiewały ostrzegawcze dzwony, a Naruzel zapowiadała nadchodzącą inwazję i kogoś, kto zamierzał zemścić się na Libeth za coś, czego w gruncie rzeczy wcale nie zrobiła, ciężko było znaleźć chwilę na spokojną rozmowę o jego siostrze. Bo tego nie zrobiła, prawda? Poprosiła o pomoc Rdzę, a właściwie jej... pierwotną postać. Libeth sama nie była niczemu winna. Nie była winna! Skąd miała wiedzieć, że ściągnie na siebie w ten sposób uwagę demona?
- Możemy o tym porozmawiać, ale nie wydaje mi się, żeby to było na to odpowiednie miejsce, czas i towarzystwo - dodała cicho. - Nie musi o tym słuchać cały Dom.
Opuściła wzrok. Lubiła być w centrum uwagi, naprawdę, było to jedno z najprzyjemniejszych uczuć, jakich dało się doświadczyć. Lubiła, gdy na nią patrzono i gdy jej słuchano w pełnym skupieniu. Ale w tej chwili to nie był koncert, to nie był występ, a rzeczy, o których mówiła, nie dotyczyły wszystkich tu zebranych.
- Mówiła między innymi... - zaczęła ostrożnie, nie chcąc powiedzieć zbyt dużo przy takiej publice. - Mówiła, że pamięta nocny ogród, do którego chce wrócić. Że pamięta głos, który nie był moim głosem, a głosem tego, który ją tam trzymał. I że słyszy go nadal, teraz, że przywołuje on ją do siebie. Wydaje się jej, że tam jest jej miejsce, a tutaj czuje się obca.
Puściła rękę elfa i przetarła twarz dłońmi, na chwilę ukrywając się przed spojrzeniem zebranych. Gdyby wiedziała, że tak to się skończy, nigdy nie próbowałaby ratować dziewczyny. Odkąd wyciągnęła ją ze snu, wszystko było nie tak. Wszystko.
- Więc co mam teraz zrobić? - wymamrotała pytanie we własne dłonie. - Przecież nie stanę z demonem twarzą w twarz i nie powiem mu, że... że ma... że nie zapłacę? Czy że zapłacę? Co ja mam zrobić? Mam wziąć Shaoli i iść z nią do nocnego ogrodu, żeby tutaj wszyscy byli bezpieczni? Mam iść sama? Nie wiem, co się robi z demonami. Nigdy nie miałam z żadnym do czynienia.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

415
POST BARDA
Kamelio westchnął bezdźwięcznie, zaciskając palce na palcach Libeth.
- Wybacz - elf zmarszczył brwi i przetarł twarz drugą dłonią. - Wybacz... Nie chciałem cię jeszcze bardziej zdenerwować, ale sam już nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Mamy więc na głowach inwazję na nasze Królestwo i-...? Demona, który rzekomo ma przybyć, żeby zażądać zwrotu mojej siostry? I czego jeszcze? - tu jego palące spojrzenie powędrowało do wciąż zaskakująco zrelaksowanej Naruzel. - Dodać Libeth do zestawu? - zapytał niemal agresywnie.
Nerwowa atmosfera zagęściła się raz jeszcze, ale tym razem to Mija'Zga rozproszyła ją głośnym klaśnięciem swoich ogromnych dłoni.
- No dalej, chłopy! Na co czekacie?! Będziecie tak stać i gapić się na siebie, jak te gupie gęsi? Już żeście w galoty popuścili? Lepiej byście zaczęli tych biedaczków naszych znosić na dół! Gdzie bezpieczniej jak nie tam? Nie tak, Steczuś?
Kamelio zamrugał i szybko podłapał:
- Ci, którzy nie zamierzają się do niczego przydać, niech od razu wrócą do swoich domów!
Wbrew pozorom, wszyscy poza Ursą oraz paru chłopa, którzy istotnie mieli na uwadze swoje rodziny, bardzo chętnie zabrali się do pracy. Mimo typowej humanoidalnym istotom ciekawości, nikt nie chciał zostać uwikłany w tę całą kabałę bardziej, niż to było konieczne. Przynajmniej na razie.
- Nikt nie pójdzie do żadnych ogrodów - zarządził cicho, ale jednocześnie stanowczo elf, kucając u boku Parii. - Ani ty, ani Shaoli, rozumiesz?
Wysłuchująca ich Naruzel wydała z siebie cichy pomruk zastanowienia.
- Odważne słowa, jak na kogoś, kto nie ma pojęcia, z czym się mierzy - zauważyła spokojnie. - Co jednak jeśli powiem, że mogę zaoferować wam swoją pomoc i w tej kwestii? - zaproponowała, uśmiechając się serdecznie.
- Oczywiście, że możesz... - wtrącił chłodno Kamelio. - Dlaczego nie jestem zaskoczony?
Kobieta za nic wzięła sobie przytyk. Nie drgnęła jej nawet pojedyncza brewka.
- Jak już mówiłam, los Domu Kamelii jest mi drogi, tak samo, jak droga była mi moja poprzedniczka~ Przenieśmy jednak tę rozmowę w bardziej prywatne miejsce. Sądzę, że dostateczną ilością wątpliwości zasiałam już w sercach waszych kamratów.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

416
POST POSTACI
Paria
Absolutny spokój Naruzel wcale nie poprawiał Parii samopoczucia. Wręcz przeciwnie, miała wrażenie, jakby ziemia zapadała się jej pod nogami. Świadomość tego, jak mało wie i jak bardzo jest bezradna, sprawiała, że była bliska zalania się łzami, albo omdlenia, albo jednego i drugiego najlepiej. Starała się jednak jakoś trzymać fason, bo nie dość, że nie chciała martwić Kamelia, to patrzył na nią cały Dom Śnienia, więc całą tę swoją panikę zachowywała w środku, trzęsąc się tylko jak osika. Modliłaby się, gdyby wiedziała, który z bogów miałby teraz ochotę jej wysłuchać. Czy gdyby wcześniej była bardziej pobożna, nie doszłoby do tego wszystkiego? Czy bogowie ocaliliby ją przed tym, w co się wpakowała? Mało prawdopodobne.
Podniosła głowę, żeby rozbieganym spojrzeniem przyglądać się działaniom tych, którzy nie zapadli w sen. Tak jakby miało im to jakkolwiek pomóc. Tak jakby zniesienie nieprzytomnych do podziemi miało ocalić ich przed nadciągającymi demonami. No tak, bo zejście po schodach, albo przeniknięcie przez ściany to będzie dla nich tak trudne zadanie. Totalnie wszyscy tam będą w pełni bezpieczni.
A Rdza? Czy Rdza mogła jej pomóc? Libeth musiała z nią porozmawiać, poruszyć temat tego, o czym opowiadała nowa zarządczyni - o Shaoli skradzionej bez zgody tego, kto ją przetrzymywał. Od Rdzy mogłaby dowiedzieć się, z czym konkretnie mają do czynienia. Problem tkwił jednak w tym, że normalnie rozmawiać mogły tylko we śnie, a teraz, w tej chwili, zapadnięcie w sen było rzeczą, jakiej bardka nie była w stanie zrobić najbardziej. Potrzebowałaby jakiegoś sposobu, żeby zasnąć natychmiast. Potrzebowałaby...
Przeniosła wzrok na elfa i zawiesiła go na nim na dłuższą chwilę. Musiałaby mu wszystko powiedzieć, żeby zgodził się rzucić na nią zaklęcie. Musiałaby wyznać mu prawdę. Poczuła, jak krew jeszcze bardziej odpływa jej z twarzy, a przed oczami pojawiają się mroczki. Nie mogła tego zrobić, nie była na to gotowa i on też nie był. Ale jeśli to był jedyny sposób, w jaki mogła dać im choćby minimalną przewagę...
Sięgnęła po swój kielich, by opróżnić go jednym, dużym haustem i wstała.
- Dobrze. Przejdźmy gdzieś indziej, w jakieś odosobnione miejsce. Może... może chciałabyś zobaczyć pokoje Kamelii. To znaczy, swoje pokoje - zaproponowała słabo. - Zakładam, że jest już zbyt późno, żeby zorganizować ucieczkę z Taj'cah, więc chętnie posłucham o tym, co sprawia, że zachowujesz tak absolutnie stoicki spokój. Jeśli masz rozwiązanie całego tego problemu i zachowujesz je dla siebie dla jakiejś bliżej nieokreślonej rozrywki, to sądzę, że najwyższy czas przestać.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

417
POST BARDA
Naruzel jedynie uśmiechnęła się ciepło, podczas gdy Kamelio pomógł Libeth ostrożnie podnieść się z siedzenia.
- Chodźmy. I miejmy już za sobą te wszystkie gierki - elf spojrzał w stronę nowej nadzorczyni i wciąż trzymając Parię za rękę, zaczął prowadzić ją w stronę głównego wyjścia.
Jak się okazało, pomieszczenia Kamelii mieściły się na poddaszu, do których prowadzące schodki znajdowały się na zewnątrz i niemal ginęły w oczach przez porastający tę część Domu bluszcz. W ślad za Parią i Kamelio szła Naruzel, a trochę za nią... Ursa, który z groźnym wyrazem twarzy śledził oczami każdy ruch niczym nieskrępowanej kobiety, która zasiała w ich szeregach taki zamęt.
Kamelio otworzył niskie drzwi starym, mosiężnym kluczem, wpuszczając do środka wszystkich po kolei. Pokój był zadziwiająco zwyczajny, prosty, czysty i przytulny. Nie było w nim nic wyjątkowo magicznego czy zadziwiającego. Ot trochę starych, ale zadbanych mebli, łóżko, parę skromnych obrazów i drobnych roślin doniczkowych. Było tu przede wszystkim przestronnie przez akt, że pomieszczenie było dość długie i tylko jedna jego część została umeblowana, podczas gdy drugą zajmował długi, acz wąski stół i krzesła.
Spoiler:
- Wchodzenie tu pod jej nieobecność wydaje się cholerną profanacją - burknął pod nosem Ursa, zamykając za sobą drzwi i opierając się o ścianę obok nich. - Tak tylko mówię.
Naruzel wydała z siebie coś na kształt zduszonego chichotu, rozejrzała się i stanęła obok stołu, o który podparła się jedną dłonią.
- Jest nas tu przynajmniej o jedną osobę za dużo, ale niech już będzie - kobieta spojrzała w stronę Ursy, a następnie Kamelio i Libeth. - Pomogę wam pozbyć się problemu z demonem. Jedyne co musicie zrobić w zamian, to zaufać mi i robić dokładnie to, o co was poproszę. Niewielka cena, nie sądzicie?
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

418
POST POSTACI
Paria
Wchodząc do pokoju Kamelii, Paria nie mogła się nie zgodzić ze słowami krasnoluda. Po chwili namysłu doszła jednak do wniosku, że to nie samo wchodzenie pod nieobecność starszej śniącej było problemem, a fakt, jak swobodnie czuła się tu Naruzel. Kobieta wydawała się nie mieć najmniejszego problemu z tym, gdzie się znajdowała, ani jak postrzegana była przez pracowników Domu Śnienia. Nie robił na niej wrażenia brak zaufania, ani komentarze Ursy. Zachowywała się, jakby wszystko to już przewidziała, albo jakby była wystarczająco potężna, by w każdej chwili zmieść ich jednym pstryknięciem palców. I może tak właśnie było, kto wie? Libeth była pewna tylko jednego: bardzo nie chciała umierać. I bardzo nie chciała patrzeć na śmierć nikogo innego.
Co wcale nie znaczyło, że będzie się podporządkowywać nowej zarządczyni niezależnie od wszystkiego. Mogła się bać, panikować wręcz i balansować na granicy omdlenia z nerwów, ale to nie równało się uległemu dostosowywaniu się do formuły spotkania, jaką narzuciła im Naruzel.
- Nie - zaprotestowała, cicho, ale z przekonaniem. - Podtrzymuję to, co powiedział Kamelio. Miejmy za sobą wszystkie te gierki. Nie chcę już więcej niedopowiedzeń, więcej znaczących spojrzeń i niewyjaśnionego rozbawienia. Nie chcę tej niezrozumiałej beztroski i traktowania nas jak dzieci. To, że wiesz więcej, Naruzel, nie uprawnia cię do dyrygowania nami jak marionetkami bez dzielenia się wiedzą, jaką niewątpliwie masz. Nie będę godzić się na nic na zapas.
Wyplątała palce z uścisku elfa i podeszła do stołu, by oprzeć się o blat obiema dłońmi. Trochę po to, by dać sobie oparcie, gdy wciąż było jej słabo z nerwów, a trochę po to, by położyć większy nacisk na swoje argumenty.
- Chcę sobie z tym poradzić. Chcę rozwiązać ten problem i zapewnić bezpieczeństwo Shaoli i nam wszystkim. Ale nie zgodzę się na wykonywanie twoich poleceń, jeśli nie będę wiedziała, że mogę ci zaufać, bo jak dla mnie, to równie dobrze sama możesz być tym demonem, przed którym nas wszystkich ostrzegasz. Więc powiedz nam całą prawdę - zażądała i zmarszczyła brwi. - Powiedz nam wszystko, albo ja sprawię, że to zrobisz, czy tego chcesz, czy nie - zagroziła, powoli zaczynając kumulować w sobie magię.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

419
POST BARDA
Sądząc po burknięciu ze strony Ursy oraz spojrzeniu rzucanym nieprzerwanie przez Kamelia, pozostała dwójka była dokładnie tego samego zdania, co Paria. Żadne nie chciało podporządkować się najbardziej podejrzanej osobie w towarzystwie, której z uwagi na zachowanie oraz ogół sytuacji raczej ciężko było zaufać ot tak. Sama Naruzel milczała przez dobrą chwilę, przyglądając się jej jeno ze stopniowo rosnącym wszerz uśmiechem, dopóki wreszcie nie zaśmiała się w głos.
- Odważne słowa, jak na nowicjuszkę - odpowiedziała, niespiesznie obchodząc stół. Palcami lekko muskała jego powierzchnię, gdy tak niespiesznie zmniejszała odległość między sobą, a Libeth. - Niech będzie. Pozwólcie więc, że przedstawię się raz jeszcze.
Naruzel uniosła lekko lewą nogą, po czym mocno uderzyła obcasem o podłogę. W ułamku sekundy pomieszczenie wypełnił gęsty, pomarańczowy dym, ledwie pozwalający na zobaczenie czubka własnego nosa.
- NO ŻEBYSZ TO KURWA JEJ MAĆ-...! - zdążył jedynie wrzasnąć Ursa, zanim dym rozpłynął się niby iluzja.
Naruzel stała tam, gdzie stała przed momentem. Różnica polegała jednak na tym, JAK wyglądała. Jej włosy były teraz praktycznie siwe, ale i to wydawało się najmniejszym ze zmartwień, ponieważ sporą część przestrzeni za plecami Naruzel zajmowała teraz ogromna ilość wielkich piór, które szybko okazały się potężnymi skrzydłami. Jej oczy lśniły nienaturalnym błękitem, a mimo tego nie dało się jej określić jako nic innego, jak jedno z piękniejszych zjawisk, jakie oczy śmiertelnika mogły doświadczyć.
Spoiler:
- W języku wspólnym - Naruzel Tjion. W języku moich pobratymców Nar'Azaz El-Tjinion. Najwierniejsza Sulonowi i Posłanka z Jego Woli.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

420
POST POSTACI
Paria
Gdy krok za krokiem Naruzel zbliżała się do Parii, bardka była coraz mniej pewna siebie, ale twardo nie ruszała się z miejsca - choć kosztowało ją to bardzo dużo samokontroli. Na końcu jej języka czekały już gotowe na zanucenie na odpowiedniej melodii słowa, jakie zmusiłyby nową nadzorczynię do powiedzenia prawdy, ale zanim Libeth zdążyła przekuć wolę w czyn, pomieszczenie wypełnił dym.
I znów nie mogła nie zgodzić się z Ursą. Krasnolud miał niewątpliwy talent do ubierania jej myśli w słowa, nawet jeśli nie do końca takie, jakich ona sama by użyła. Zanim z powrotem zobaczyła Naruzel, poczuła jeszcze przypływ paniki. Chciała przedstawić się raz jeszcze, a teraz najpewniej zaprezentuje im swoją prawdziwą formę. Libeth miała rację, dobrze to przewidziała, mieli do czynienia z demonem w jego (prawdopodobnie) własnej skórze, dotąd ukrytym pod jakąś iluzją, którą właśnie z siebie zrzucał. Byli zgubieni, a jej słaba magia nie była w stanie nic przeciwko niemu zdziałać.
Ale wtedy dym opadł, a po natłoku myśli w głowie Parii nie zostało już nic.
Pustka.
Absolutna pustka.
Nie zdawała sobie zupełnie sprawy z upływającego czasu, gdy z rozchylonymi ustami przesuwała spojrzeniem po każdym, najdrobniejszym, idealnym szczególe postaci Naruzel, tudzież Nar'Azaz. Choć bardka wystroiła się dzisiaj, uczesała i pomalowała, przy kimś takim czuła się jak pospolita mysz. Patrzyła na te skrzydła, wypełniające całe pomieszczenie, na te jaskrawo błękitne oczy, na pełne usta i jasną skórę i przez długą chwilę nie potrafiła się pozbierać, wgnieciona w ścianę przez absolutnie obezwładniające piękno, jakiego ucieleśnieniem była ta kobieta. Chciała wpleść dłoń w jej włosy i dotknąć ciemnych piór.
Nie, niczego takiego nie chciała! Wcale nie chciała. Orientując się, że zapomniała o tym, że potrzebuje powietrza do życia, wzięła głęboki, świszczący wdech, przyciskając dłonie do brzucha. Bogowie, jak można było tak wyglądać? Bogowie, właśnie. Wysłanniczka Sulona. Naruzel była jakimś... aniołem? Czy anioły istniały naprawdę, czy były jedynie opowieścią dla dzieci i punktem zaczepienia dla pijanych mężczyzn, by mogli do nich przyrównywać kobiety? Bo przyrównywanie kogokolwiek do tej tutaj było czystą herezją. Nie dało się przyrównywać. Nie wolno było tego robić.
Tylko raz przejechać dłonią po tych piórach...
- To dlatego wszystko wiesz - wydusiła w końcu, tak cicho, że prawie szeptem. - Ale dlaczego chcesz pomóc nam? Dlaczego... Sulon... Co właściwie mamy zrobić? Co możemy zrobić?
Zamrugała niepewnie i oderwała spojrzenie od skrzydeł Naruzel, by przenieść je na jej przenikliwie niebieskie oczy.
- Potrafisz czytać w naszych myślach?
Obrazek

Wróć do „Stolica”