Bastion Khudamarkh

346
POST BARDA
Od tej chwili jej towarzyszem miał być wyłącznie ból. Pozbawiona wszystkiego, co do tej pory zgromadziła, musiała samotnie przedzierać się przez ruiny Bastionu. Bez odzienia, bez czegokolwiek kosztownego, bez godności i nadziei, jedynym, co zostało Kamirze, to parcie przed siebie.

- Kamirin z Bastionu została zabita! - Głos Traxata niósł się między gruzami. Oświadczenie orka wywołało wiwat wśród goblinów, tych samych, którzy jeszcze niedawno skandowali: królowa, królowa! - Wróg dobrych ludzi zniszczony! Drwimir nam świadkiem, prawo i sprawiedliwość zwyciężyły! - Krzyczał, nie wiedząc jeszcze, że podpisał na siebie wyrok śmierci.

Przemykała między uliczkami jak kot. Nie obrała żadnej konkretnej drogi, a chciała jedynie uciec od zbiegowiska obok miejsca swojego upadku. Była blisko centrum, z tej samej strony, z której był pałac. Mogła próbować wrócić do Venli i pozostałych. Mogła odbić w stronę bram i uciec z Bastionu, pozbawiona wszystkiego. Widziała po drodze zwłoki przysypane gruzem, rannych, którzy konali z połamanymi kończynami, dzieci płaczące za matkami. Bardzo szybko znaleźli się również szabrownicy.

- Heee? - Zainteresował się goblin, który kopał w resztkach jednego z bogatszych domów, w którym Kamirin mogła znaleźć coś do okrycia się, jak również kosztowności, które mogły odbić jej stratę świecidełek. Szabrownik usłyszał ostrożne kroki Kamirin, jednak wciąż jej nie widział. Stanowił pewne zagrożenie, niezależnie od tego, czy czarodziejka również chciałaby uciec się do kradzieży.

Smok odpuścił i odleciał w sobie znanym kierunku.
Gratulacje!

Dzięki cichemu przemierzaniu ruin Bastionu, Kamira zyskuje +1 do skradania się.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

347
POST POSTACI
Kamira
Ból może i był dobry z początku. Pozwalał określić, że była we względnie jednym kawałku, każda jednak chwila gdzie pozostawał, tlił się i nie chciał zniknąć, sprawiała, że trudno było nie mieć wrażenia, że nadużywał gościnności Kamiry. Mimo to, żaden ból ani żadna rana nie mogła zniknąć sama, tak po prostu i nagle, nie bez użycia magii. Starała się ignorować nawoływania orkowego kapłana, ostatniego, z którego zdrajców należało ukarać, niezależnie od słów goblinów czy nawet samego Kharkhuna. Bastionu już nie było, a jeśli celem jego istnienia było więżenie tutaj smoka, to tym bardziej jego cel przepadł, została tylko skorupa z kraterem. To zarazem sprawiało, że powrót do kogokolwiek był okropnie niebezpieczny. Czarodziejka obawiała się, że była spalona już wszędzie, dosłownie, jak i w przenośni. Mieli uspokoić smoka a ten? Ten sobie odleciał, raczej nikt nie jest z tego tytułu zadowolony. Musiała uważać i raczej... Obecna bezbronność działała po części na jej korzyść, zdradzanie się ze zdolnościami magii tuż po "śmierci" czarodziejki nie byłoby mądre.

Nie mogła wracać, wszystko zupełnie się zepsuło, jedyne co mogła zrobić to znaleźć cichy zakątek, w którym zdoła dojść do siebie, chociaż trochę, a potem pozostanie jej zebrać zapasy i uciec z ruin, oczywiście pozbywając się na wyjściu niesfornego kapłana, który narobił jej sporej ilości kłopotów. Wciąż była w szoku wszystkiego, co się w przeciągu ostatnich godzin wydarzyło. Nigdy nie przypuszczałaby, że wszystko eskaluje do tego stopnia, że coś takiego spoczywało pod Bastionem. Idąc przy alejkach, widziała śmierć i zniszczenie, które ta sytuacja przyniosła i nie była w stanie zbliżyć się do nikogo, nie chciała przyciągać uwagi. Obecnie była jedną z wielu, choć może i największą sierotką spośród wszystkich, bo miała całe nic. Nie chciała gmerać przy zwłokach, w pewien sposób się tego brzydziła i bała, również nie chciała skończyć z kosą w brzuchu od rodziny rannego czy szabrownika. Na szczęście w nieszczęściu... U niej nie bardzo było co szabrować.

Kamira musiała zacząć myśleć nad kłamstwami, które mogą zapewnić jej kilka dodatkowych dni w Bastionie. Nie mogła podać się za siebie, jakby ktoś pytał, ale o tym... Mogła pomyśleć za chwilę. Była blisko jednego z domostw, ktoś już je ograbiał, co zresztą usłyszała, stanęła więc i wstrzymała oddech, oczekując sygnałów, że goblin wrócił do swoich zajęć, nim ona ruszy dalej. Bogato wyglądające domostwa były sporym ryzykiem do szabrowania, mogłaby podejmować ryzyko, gdyby chociaż miała się czym bronić, mogłaby podnieść jakiś kamień, liczyć, że znokautuje nim goblina, ale nie czuła się na siłach do żadnej aktywnej walki o przetrwanie. Musiała odpocząć i to był teraz jej priorytet, wszystko inne schodziło na dalszy plan. Kamirin więc nie zdecydowała się na wejście do budowli, przeczekała chwilę i znów zdecydowała się na jedną z uliczek, najlepiej jak najmniej zajętą przez ludzi. Musiała wyminąć pozycje tłumu, jaki skandował szerokim łukiem, bo finalnie, chciała być blisko bram, mimo to, zaglądałaby do domostw co najwyżej ukradkiem, przez okna, jakby sprawdzając, czy w środku nikogo nie ma. Tylko z ostrożności. Szukała jakiegoś miejsca, do którego nikt nie wróci, potrzebowała kryjówki, nie miejsca, które można jeszcze splądrować albo do którego można powrócić, próbując je naprawić. Była powolna, bo nie chciała wpakować się w kłopoty jednym nieprzemyślanym ruchem, przede wszystkim, unikała ulic, przechodząc przez nie, tylko jeśli musiała i to jak najszybciej.


Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

348
POST BARDA


Smok odleciał, niwecząc pierwotny sens istnienia Bastionu. Ale czy tylko o to chodziło? Miasto istniało dzięki temu, iż rozwinęło się w stronę handlu. Istniało dzięki zamieszkującym je goblinom i orkom. Smok był tylko przyczyną, za to, co wypracował Kharkun, a przed nim jego ojciec, stało się skutkiem. Mimo gruzów i śmierci, w mieście wciąż mieszkały osoby, którym zależało na tym miejscu.

Uciekając przed goblinim szabrownikiem, zmieniła drogę, którą podążała. Wszystkie uliczki wyglądały tak samo, z zawalonymi domkami i nieszczęściem. Znalazła w końcu miejsce.

Większa z izdeb została zawalona, gdy jedna ze ścian przewróciła się do środka, zabijając pod swoim ciężarem orczego właściciela, którego krew zdążyła wsiąknąć w podłoże. Pozostałe pomieszczenie było w stanie niemal nienaruszonym. Część kuchenna była dobrze wyposażona i osłonięta od słońca, a w sypialnianej znajdował się barłóg, którego poduszki mogły pomóc jej dojść do siebie. W koszu, który stał przy łóżku, znajdowały się ubrania. Szare, niebieskie, żółte koszule, za duże spodnie, szale, które owinięte wokół sylwetki, mogły stać się sukniami. W towarzystwie zwłok właściciela pod ścianą, mogła uznać pokoik za swój.

- Szukajcie żywych! - Odezwał się głos z zewnątrz. Kamira rozpoznała go od razu! To Qlaira, a wraz z nią dziewczęta Moxiclava!
Obrazek

Bastion Khudamarkh

349
POST POSTACI
Kamira
Może i ludziom zależało na tej ruinie, ale ona nie miała już tutaj czego szukać, nawet jeżeli bardzo by tego chciała. W jakiś pokrętny sposób uczucie samotności, jakiego doświadczała, podpowiadało jej, że księga, której finalnie nie zdołała odzyskać... Nie będzie jej już potrzebna. Wciąż natomiast miała długi, które zamierzała spłacić, wyglądało jednak na to, że Bastion nie będzie w stanie ich pokryć, chyba że sama zdobędzie w nim złoto i jakoś je wyśle. Wiedziała jednak, że taki wariant wydarzeń nie za bardzo wchodził w grę, a przynajmniej był trudny do zrealizowania.

Szczęście się do niej wydawało uśmiechać. W końcu udało się jej dotrzeć do domostwa, które zdawało się spełniać jej podstawowe kryteria. Szybko dostrzegła martwego właściciela, którego to obecność zwłok zdawała się jeszcze nie być problemem, ale jutro na pewno będzie ogromnym, czy tego chciała, czy nie, to miejsce nie mogło jej posłużyć długo, na szczęście jako chwilowe schronienie nadawało się idealnie. Wkroczyła do środka powoli, rozglądając się uważnie po zastanym pomieszczeniu. Zauważyła, że właściwie to jest ich kilka, począwszy od korytarza, a na kuchni i sypialni kończąc.

Szybko jednak jej myśli o odpoczynku zostały przerwane. Zasłyszała głos docierający z ulicy, ba z głębi ścieżki, w którą się kierowała, co świadczyło, że osoba, do której należał i inne, które jej towarzyszyły, zmierzały w tę stronę. W złości zacisnęła zęby, biorąc kilka głębszych uspokajających oddechów. Poznawała ten głos, cieszyła się, że ta, do której należał, żyła, ale doskonale wiedziała, że nie może dać się jej zobaczyć. Jej los rozgłaszany przez Traxata był w tej chwili jedyną kartą atutową, jaką posiadała. Znów nie była rozpoznawalna i nikt jej nie szukał, wystarczyło, że odpowiednio dobrze się ukryje.

Z drugiej strony, obawiała się reakcji Qlairy w przypadku spotkania. Nie chciała do takowego doprowadzać, ale też nie miała zamiaru tworzyć między nimi gorszej krwi, powinno zostać tak, jak jest. Barłog wydawał się idealny do odpoczynku, wystarczyło pierwsze spojrzenie by Kamira poczuła chęć wpadnięcie w niego i odpłynięcia... Mimo to nie mogła, musiała wytrzymać jeszcze trochę. Nie marnowała więc czasu i poświęciła ledwie chwilę w kuchni, by zgarnąć coś, co nadawało się do obrony, kłucia albo cięcia, jakiś nóż, albo coś większego. Nie zastanawiała się długo, nie wybierała. Cokolwiek wpadło jej pod rękę, zabrała ze sobą. Opatrzenie się było na liście jej priorytetów, ale to wszystko mogło mieć miejsce tylko jeśli zazna spokoju, dlatego znów musiała opuścić, potencjalnie dobrą kryjówkę, by nie kusić losu. Potrzebowała wyminąć oddział Qlairy a najprościej byłoby to zrobić poprzez wyminięcie ich poprzez jakąś ruinkę, albo inną alejkę, której nie poświęciłyby drugiego spojrzenia. Musiała szybko znaleźć takie miejsce i wyprzedzić dziewczyny, by finalnie szukać kryjówki tam, skąd przybywały. Podejrzewała dziewczyny o skrupulatność przeszukiwań, dlatego wątpiła, by to samo miejsce sprawdziły więcej niż raz, zwłaszcza jeśli każdemu zakamarkowi chciały poświęcić kilka chwil. Jednego była pewna, powinna iść dalej, póki jeszcze działała na nią adrenalina.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

350
POST BARDA


Jak długo Kamira mogła uciekać? Poobijana i słaba, coraz bardziej odczuwała efekty upadku z wysokości. Nogi gięły się pod nią, a wizja dwoiła i troiła. Nie było możliwości, by przeżyła na pustyni, nie, jeśli wcześniej porządnie nie odpocznie. Lokum, które znalazła, wydawało się idealne, gdy miała w nim zarówno jedzenie, jak i wygodny kąt. Kuchnio-sypialnia musiała jej wystarczyć.

Kamirin mogła się domyślić, że choć teraz była bez swojego ekwipunku, nie mógł on zostać tak po prostu pozostawiony w kraterze. Traxat musiał zająć się jej własnością i istniał sposób, by ją odzyskać. Dzięki swojej domniemanej śmierci udało jej się zniknąć, mogła to wykorzystać.

W kuchni znalazła nóż. Był porządny, o pojedynczym ostrzu i zakończony szpikulcem, który łatwo było wbić komuś pod żebra, nawet przy małej sile. Nie był może narzędziem zbrodni takim, jak sztylet Azeliela, który też został utracony, ale nadawał się.

Kamira mogła opuścić domek albo drzwiami, za którymi czaiły się dziewczęta, albo oknem. Chcąc uniknąć spotkania z Qlairą, musiała wybrać tą drugą drogę. Wspiąwszy się na okiennicę, strąciła donicę, która spadła i rozbiła się z hukiem... Jednocześnie alarmując kobiety.

Pierwsza do pokoju wpadła Bimizza, widziała tylko nagi tyłek Kamiry.

- Stój! Pomożemy Ci!
Obrazek

Bastion Khudamarkh

351
POST POSTACI
Kamira
Nie mogła uciekać długo, na pustyni nie miała szans, ale tutaj w ruinach miała szansę na odpoczynek, jeżeli uda się jej uniknąć grup poszukiwawczych oraz innych szabrowników. To miejsce było idealne i warto było je zapamiętać, by jeszcze do niego powrócić, nim zostanie całkowicie przeszabrowane.

Powinna odzyskać swoje rzeczy, wierzyła, że jest to możliwe, zwłaszcza jeśli dane jej będzie obserwować ruchy Traxata. Teraz jednak odzyskanie należących do niej przedmiotów było daleko na liście priorytetów. Chciała się skupić na dojściu do siebie w jakimś spokojnym miejscu, gdzie nikt nie będzie jej przeszkadzał.

Nigdy nie była ekspertką od broni kłutej ani od tego, jaki rodzaj noża najlepiej przecina i wbija się w ciało. To była materia ekspertyzy Azelila, nie jej. Materia jej zdolności była obecnie niedysponowana i musiała sobie radzić tym, co znajdzie, nawet jeśli musiałaby udawać, że jest z tym sztyletem naprawdę groźna. Nie wierzyła, jednak by była groźniejsza niż goblin, który potrafi tym machać, mógł się jednak przydać do wielu innych rzeczy, a i jako straszak na pewno nie zaszkodzi.

Jej stan dawał się we znaki, gdyby nie to pewnie zauważyłaby doniczkę w czas, ale tak się nie stało. Zwróciła uwagę, a chciała tego uniknąć. Gdy tylko usłyszała, to natychmiastowo przyśpieszyła swoje przechodzenie przez okno. Słyszała Bimizzę, ale nie mogła się do niej odezwać. Rozpoznałaby ją od razu, aż cud, że nie rozpoznała jej z tej odległości, może to obdrapany wygląd dodawał jej kamuflażu... Głos natomiast szybko by ją zdradził. Pozostawało jej liczyć na to, że widząc uciekającą nikt więcej niż Bimizza za nią nie ruszy o ile ta w ogóle zdecyduje się ścigać kogoś, kto ucieka od pomocy. Nie czuła się dobrze, ale ten kolejny przypływ adrenaliny musiał jej wystarczyć. Bardzo chciała chwili dla siebie w spokoju. W miejscu, gdzie nikt ani nic jej nie będzie przeszkadzać. Szybko ruszyła w najbliższą uliczkę, zależało jej na szybkiej zmianie kierunków, a potem wejściu do jakiegoś budynku. Musiała zniknąć Bimizzie z oczu, dać jej większy teren do przeszukania, licząc, że zrezygnuje z poszukiwań. Nie chciała jednak zataczać koła, chciała iść dalej w głąb terenu, z którego nadeszły, zwiększając dystans pomiędzy sobą a nimi. Rozglądała się też za miejscami nadającymi się do kryjówki w samych alejkach, może pomiędzy jakimiś wazami, które nie zostały jeszcze rozbite, albo za jakąś dużą skrzynią? Musiałaby tam wpaść, chwilę wcześniej niż Bimizza i mieć tę krótką chwilę, by się w takie miejsce wcisnąć.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

352
POST BARDA


Kamira gramoliła się przez okno, Bimizzie pokazując tylko swoje pośladki!

- Co tam masz? - Qlaira zainteresowała się koleżanką.

- Jakieś dziecko ucieka!

W chwili, gdy kobiety rozmawiały, Kamira przedostała się na drugą stronę okna. Boleśnie otarła kolana, jednak było to nic w porównaniu z bólem, jaki odczuwała w reszcie ciała. Pchana siłą adrenaliny, miała jeszcze dość siły, by uciekać, by znaleźć kąt z dala od dziewcząt, które mogły zażądać jej głowy w zamian za śmierć Quetiapina.

Czarodziejka dobrze oceniła zamiary kurtyzan. Qlaira z pewnością wciąż odczuwała skutki ataku Abla, a pozostałe nie chciały opuszczać przywódczyni.

- Dziewczynko! Wracaj tu, nie bój się! Pomożemy Ci!

Do uszu Kamiry dobiegały obietnice, które straciłyby pokrycie w momencie, w którym zostałaby zidentyfikowana. Jej oczom ukazała się kryjówka, przejście pod drewnianą belką zawalonego stropu prowadziło do nieco większej pieczary, nie tak wygodnej, jak lokum orka, ale wciąż porządnej. W niej Kamira mogła ułożyć się jak niedźwiedzica w gawrze i przespać, z dala od szukających jej kobiet, obiecujących śmierć magów i szabrowników. Na nieco zakurzonym dywaniku mogła zwinąć się i odpocząć w cieniu.

Przed jej twarzą zamigał płomień. Niezbyt jasny, bardziej czerwony niż pomarańczowy, zabłysł kilka razy jak błędy ognik. Nie był duży, wydawał się oderwany od jakiegokolwiek źródła paliwa, zupełnie jak Pustynny Ognik w swojej ogniowej formie.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

353
POST POSTACI
Kamira
Słyszała je obie. Słysząc ponownie głos Qlairy, nie zawahała się. Nie mogła i nie powinna. W zachowaniu Qlairy i zaufaniu, jakim mogła darzyć ją Kamira, było zbyt wiele niewiadomych. Mogła zrobić wszystko, począwszy od zemsty za Quetapina aż po zwyczajne zamordowanie jej na miejscu. Nie chciała ryzykować tego spotkania, nie dzisiaj i nie w chwili, gdy nie mogła wesprzeć się swoją magią.

Nie wszystko było jednak stracone, bo pojawiło się przysłowiowe światełko w tunelu pod postacią ruin, które równie dobrze można było określić pieczarą; kryjówka, której potrzebowała. Dostanie się do jej wnętrza, nie było proste, ale jej nie było tak ciężko dostać się do środka. Była jednak w stanie się zmieścić, za co mogła podziękować swojej mikrej posturze. Po wejściu do wnętrza mogła odetchnąć. Mogło być gorzej, a nawet nie musiała leżeć na zimnej ziemi. Światło na pewno nie było tutaj najlepsze, ale może dzięki temu, jak miejsce jest ukryte, to noc nie będzie tak straszliwie zimna, bo wiatr... Napotka własne trudności w dopadnięciu do Kamiry. Na razie, nie było jeszcze straszliwie zimno, ale kto wie, co przyniesie mrok nocy, która musiała kiedyś nadejść. Niestety nie było to dobre miejsce do sprawdzenia wszystkich ran. Domostwo, z którego uciekła, byłoby do tego znaczenie przystępniejsze, musiała to odłożyć na później, znów... Licząc, że do tego czasu po prostu jej stan się poprawi.

Wgramoliła się do dywanika i skuliła się przy nim, wciąż uważnie obserwując wyjście z jaskini. Chciała już przymknąć oczy i dać odpłynąć adrenalinie, która pozwalała jej do tej pory funkcjonować, coś jednak było nie tak. Ktoś bardzo chciał przerwać jej odpoczynek. Może to i lepiej, bo nie miała czasu rozmyślać nad dziwnym uczuciem samotności, które ją dopadało, po tym, jak odleciał smok i najprawdopodobniej jej towarzysz. Chciała spokoju, zacisnęła dłoń na nożyku, który wciąż trzymała w dłoni. Wzięła głębszy wdech, nie odezwała się, obserwowała czerwoną ognistą łunę, która zabłysła kilkukrotnie w jej pieczarze. Nie miała pojęcia, co to było. Przypominało jej jedno z jej zaklęć, ale każdy mag był inny, stąd wolała zrzucić winę na zmęczenie i adrenalinę, sama uważała swój zestaw za wyjątkowo... Wyjątkowy, nawet jeżeli nie zawsze praktyczny.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

354
POST BARDA


Zwinięta w swojej gawrze, Kamira przeczekała niezauważona, aż kroki dziewcząt ucichną wraz z ich rozmowami. Były w okolicy, jednak porzuciły szukanie zaginionej dziewczynki, w której nie rozpoznały czarodziejki.

Mijały godziny, przeplatane nierównym snem. Próby zmiany pozycji spełzały na niczym, gdy kryjówka nie pozwala na rozprostowanie kości. Wkrótce Kamirka zaczęła z pełną mocą odczuwać ból, jaki towarzyszył spadnięciu z poziomu lotu smoka. Niemal każdy mięsień i każda kosteczka przypominały o sobie, gdy Kamira starała się zregenerować siły. Mogła żałować, że nie poszukała pomocy Venli. Obecnie, gdy przeżywała skutki upadku, mogła być pewna, że nie dotarłaby do pałacu.

Ognik, choć tak do niej podobny, nie potrafił się z nią porozumieć, jednak trzymał się wystarczająco blisko czarodziejki, by zasugerować, że ma wolną wolę i rozum. Gdy nadeszła noc, trzymał się niemal przy jej skórze, ale jego ciepło nie wystarczało, by ją ogrzać. I choć ruiny osłoniły przed wiatrem, nie wystarczyły, by powstrzymać chłód.

Rano, ledwie przytomną, przemarzniętą i obolałą, znalazł ją ork. W drobnych przebłyskach świadomości, widziała, jak niesie ją przez miasto. Zrozumiała, że znalazła się pod dachem, pod przykryciem. Punktowe zimno sugerowało, że jej skóry dotykała namoczona w wodzie szmatka. Wilgoć na ustach pozwalała ugasić pragnienie.

- Budzi się. - Usłyszała kobiecy głos. - Shirrdor, przynieś zupę.

- Mamo! To tata uratował ją! Powinna usługiwać nam!

- Bez dyskusji! Ciii...

Dłoń spoczęła na jej głowie, pogłaskała ją z delikatnością, której nie można było spodziewać się po orku. Kiedy Kamira otworzyła oczy, ujrzała nad sobą ciemnoskórą orczą kobietę. Miała na ustach delikatny uśmiech, a w rudawe włosy wplątane kolorowe wstążki. Wyglądała łagodnie, choć na jej licu rysowało się zmartwienie.

- Nie bój się. Jesteś z nami bezpieczna. Mój mąż uratował cię z ruin. Jak masz na imię, dziewczynko?

Nad ramieniem orczycy unosił się ognik.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

355
POST POSTACI
Kamira
Wreszcie miała chwilę, by osiągnąć wymarzony spokój, dotarła do tej chwili, wkładając w każdy krok bardzo dużo energii, zasłużyła na odpoczynek, który nie chciał nadejść. Mogła w końcu uspokoić się, słyszała, jak głosy w oddali zanikają i zastępuje je cisza... Wreszcie była sama, mogła się zastanowić nad wszystkim, nim uda się jej zapaść w nierówny, przepełniony bólem całego dnia sen.

Czuła, że demona już nie ma. Nawet mimo ciągle krążących chaotycznych myśli, czuła pustkę, której nie doświadczała od bardzo dawna, zupełnie jakby część jej zniknęła, część, bez której może funkcjonować, ale jest... Inaczej. Przypomniała sobie, jak to było przedtem, nim doszło do tego przeklętego rytuału. Było jak teraz, tylko bolało znacznie mniej. Dzisiaj, ciężko było jej jednoznacznie określić czy to wymuszone towarzystwo nie zbudowało wkoło niej i dla niej, pewnego rodzaju pewności siebie, z której nieumyślnie korzystała, teraz... Nie było kogoś na kogo mogła liczyć jeśli wydarzyło się coś złego i miała okazję doświadczyć z pierwszej ręki jak ciężko jest sobie poradzić gdy wpadnie się w kłopoty i nie można użyć magii, by wszystkich nastraszyć. Ona radziła sobie z magią od zawsze, ale czy właśnie tak wyglądały losy tych, którzy sobie z nią nie radzili? Tutaj i wszędzie indziej było zupełnie inaczej niż w jej wiosce.

Ognik... Wciąż się kręcił, niezbyt wiedziała, co tutaj robi, ani dlaczego. Obserwował ją, tyle zdążyła wywnioskować, nim udało się jej zapaść w nierówny, przepełniony budzeniem się z bólu sen. Dopiero teraz dotarło do niej, że nie będzie w stanie wygrzebać się z tej nory, do której wpełzła. On cały czas się kręcił, czymkolwiek był. Mimo wszystko czuła pewną dozę satysfakcji, mimo stanu niesugerującego przetrwania. Kazała się wypchać Q'beuowi. Mimo że niektórzy będą mówić o niej źle jak choćby wielebny, to ona odegnała smoka, nie robiąc przy tym nawet jednego wybuchu.

Nie miała pojęcia jak długo będzie dochodzić do siebie w tej norze, ale musiała coś zrobić, choćby jutro... Trudno było utrzymać jej świadomość. Okazało się, że noce były gorsze, niż przypuszczała, zwłaszcza że kilka godzin temu spadła z nieba i gruchnęła niemal jak kamień o ziemię, mało kto by to przeżył. Czuła czyjąś obecność i nie należała ona do ognika, ktoś ją znalazł i nie mogła już nic z tym zrobić. Czy czuła się w tej chwili lepiej? Nie wiedziała jak się czuć ani co myśleć o tym, w jakiej sytuacji się znajdzie. Spodziewała się najgorszego, ale zaprotestowanie teraz nie wchodziło w grę. Nie miała dość siły.

W trakcie kolejnego przebudzenia coś się znów zmieniło, ktoś się nią zajmował. Wyglądało na to, że nie dorwali jej ludzie Kharkhuna, ani nikt z wiernych wielebnego. Chłód był jednocześnie przekleństwem, ale i czymś dobrym. Musiała mieć jakąś gorączkę, czyżby upadek i rozdzielenie przyniosło znacznie więcej komplikacji, niż się spodziewała? No i jeszcze to niedawne zaćmienie. Powoli dochodziła do siebie, przynajmniej odrobinę, by rozeznać się w swoim położeniu, miejscu, w którym jest. Powoli otwierała oczy, mrużąc je mocno. Głosy należące, zapewne do orków odrobinę ją zaniepokoiły, ale w tym stanie pewnie i tak trudno o większe emocje, które mogły być reprezentowane na jej twarzy niż ból, niepewność i zakłopotanie.

Nie oczekiwała miłych gestów od orków. Jedynie Bulion był do tej pory jakkolwiek troskliwy o inne życia. Gdy zauważyła orczą panią domu, to zrozumiała, że została znaleziona przez orkową rodzinę. Starała się wziąć kilka głębszych oddechów, nie mówiąc z początku nic, nie ruszała się gwałtownie, wciąż czuła się okropnie, co jedynie świdrowała powoli oczami to w lewo, to w prawo. Wyraźnie dała spojrzeniem orczycy znać, że rozumie i słyszy. Po chwili spoglądania w jej kierunku pokręciła głową na boki przecząco, jakby nie pamiętała albo nie wiedziała jak odpowiedzieć na jej ciekawość.

Wciąż czuła się źle, nie miała prawdziwego planu ani przygotowanej żadnej historii. Nosiła ze sobą to nieszczęście, że jej imię nie było... Aż tak popularne, by ukryć się pod nim, tak jak można było uczynić z wieloma innymi a powiedzenie teraz czegoś, o czym zaraz zapomni, albo coś przekręci, mogło okazać się co najmniej kłopotliwe. Uznała, że lepiej jest nie mówić nic, starać się utrzymać status quo i liczyć na lepszą okazję, możliwe, że nawet nie będzie musiała poruszać tematu tego kim jest, bo czy to naprawdę było ważne w tej chwili?


Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

356
POST BARDA


Orczyca widziała, że Kamira ją słyszy, że ją rozumie.

- Nie bój się. - Powtórzyła miękko. - Póki jesteś z nami, jesteś bezpieczna. Możesz mi powiedzieć, jak masz na imię. Potrafisz mówić?

Dłoń kobiety znów znalazła drogę do jej grzywki, by odgarnąć ją z czoła. Westchnęła ciężko i poprawiła jej przykrycie.

- Też mi coś! Ludzie nie uczą swoich dzieci mówić! - Denerwowała się. - Będę do ciebie mówić Drwiłka. Twoje życie jest dla nas darem od Drwimira.

Syn wrócił z zupą. Odstawił miseczkę na stół obok łóżka. Matka chwycila za łyżkę i siadając obok Kamiry, uniosła na ramieniu jej głowę i zaczęła karmić. Zupa była mączysta i w większości bez smaku.

- Kiedy wraca ojciec?

- Miał pójść do Pana Kharkuna prosić o pomoc, synku. Zostaw nas.

- Czemu? To ona jest gościem.

- Jest ranna! Kto wie, ile przeleżała pod gruzami... Tak się cieszę, że nie przygniótł cię strop, Drwiłko.

Na jej czołe wylądował mokry pocałunek mamy.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

357
POST POSTACI
Kamira
Trudno było się nie bać orczycy, która była zupełnie inna niż te, które widziała. O takich orkach tylko słyszała i o tym jak wyrywają ludzkie kręgosłupy; jeśli masz szczęście, bo jeśli go nie masz to i tak zginiesz, tylko potrwa to znacznie dłużej. W pewien sposób potrafiła sobie wyobrazić, że ta orczyca była w stanie złamać ją jak zapałkę, gdyby tylko chciała... Lepiej, żeby nie zachciała. Jej spojrzenie nie ulegało wielkim zmianom. Rozejrzała się, próbując spojrzeć na to kto i co znajduje się w pomieszczeniu.

– Drwiłka? — Powiedziała dosyć cicho, już wystarczyło, że nie potrafi za dobrze czytać, nie mogła sobie pozwolić na opinię takiej, co nawet mówić nie potrafi. Nie była natomiast przekonana czy to imię jej pasowało, nie miała chyba na tę chwilę wyjścia niż pogodzić się z tym, że przez jakiś czas lepiej będzie nie reagować na żadne i uczyć się reagować na to. Niezbyt rozumiała podejście orczycy, skąd w niej tyle wiary i nastawienia? Kamirze nie do końca podobało się jej bardzo, ale to bardzo religijne podejście, sama co prawda wierzyła w bogów, to jednak z jej perspektywy za tym jak orkowa kobieta się odnosiła, kryło się coś... Po prostu złego.

Mimo to Kamira starała się nie sprawiać zbyt wielkich problemów orczycy. Ostatnim czego chciała to kolejne kłopoty, zwłaszcza w stanie, w jakim była. Słuchała orkowych rozmów, mimo to wątpiła, by Kharkhun jakoś zareagował, obecnie było bardzo dużo mieszkańców, którzy potrzebowali jego pomocy i uwagi, więc bardzo się tym nie przejęła, spodziewała się, że może coś tym orkom dadzą, ale raczej nic więcej. Sierot było teraz pełno.

Nawet Kamira była w stanie wydedukować maksymalny czas, jaki spędziła pod gruzami, zakładając, że spała tylko noc i odrobinę dnia. Cały ten chaos nie trwał przecież aż tak długo. Gdy orczyca ją pocałowała, to wykonała ciężki wydech z delikatnym grymasem na twarzy, zupełnie jakby wszystko wciąż ją bolało... Bo właściwie tak było, jakby chciała się zupełnie uspokoić, dopóki jeszcze mogła być spokojna.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

358
POST BARDA

Mama wydawała się zadowolona z postępów Kamiry.

- Drwiłka, Drwiłka. Widzę, że potrafisz mówić.

Orczyca wyglądała na troskliwą, ale szorstką w obyciu. Pakowała do ust Kamiry kolejne łyżki bezsmakowej zupy i nie brała "nie" jako odpowiedzi. Czarodziejka miała zjeść całą porcję.

- Jest głupia albo oszołomiona. - Skomentował syn, który przysiadł niedaleko, obserwując, jak matka zajmuje się dziewczyną. Młody ork był w wieku ledwie nastoletnimi i choć nie wyrósł jeszcze wszerz, a jedynie wystrzelił w górę, stając się orkową tyczką, już mógł zrobić krzywdę.

- Ty jesteś głupi. A ona? Pewnie i głupia, i oszołomiona. - Skomentowała matka.

Nie zdążyli dłużej obrażać Kamiry, bo przy wejściu zastukały kroki. Dwie pary nóg zwiastowały powrót ojca - i kogoś jeszcze.

Pierwszy do pokoju wszedł ojciec. Wpisywał się w klasyczny obraz orka, z szerokimi ramionami, wielkimi ciosami wystającymi spod warg i sprawiający wrażenie, jakby jego jedyną rozrywką w życiu było łamanie karków młodych czarodziejek. Osobą, która weszła zaraz za nim, był... Ghorak.

Łysa głową Buliona odbijała nikłe światło wpadające przez pozbawione szyb okna. Gdy ork spojrzał na Kamirę, w jego oczach zaświeciły się iskierki niewiadomego pochodzenia, ale nic nie powiedział, za to pokręcił lekko głową.

- Nie ona? Cholera. - Zdenerwował się ojciec. Zazgrzytał zębami i przetarł podobne łysą głowę. - Cholera, bracie. Byłem pewien, że ją znalazłem.

- Co się dzieje, tato?

- Jest nagroda za znalezienie czarodziejki, która obudziła smoka. Idź, młody, może wykopiesz ją spod gruzów. Ta... Jest bezwartościowa.

Bulion, choć nie mógł nic powiedzieć, wpatrywał się w Kamirę wiele mówiącym spojrzeniem. Ognik tańczył na jego ramieniu.

- Zostanie z nami. - Oświadczyła Orczyca.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

359
POST POSTACI
Kamira
Nie potrafiła się odnieść do orkowego zachowania i niestety nie mogła odmówić zupy. Wolała zachować wszystkie zęby. Młodszego z orków obserwowała ledwie chwilę, bo nie poświęcała mu zbyt wiele u wagi i nie była pewna czy chce mu ją poświęcać. W tej chwili zupełnie ją denerwował, ale musiała to znieść, musiała przetrwać jego przytyki, by wyjść z tego później silniejszą. Zadziwiające jak zniesienie jednej jakiejś sytuacji potrafi otworzyć horyzonty na znoszenie kolejnych coraz łatwiej. Orkowy chłopak był wysoki, wyglądał nawet zabawnie, zupełnie tak jakby Kamira mogła naśmiewać się z jego braku mięśni. Czy ktoś taki wyglądał na zdolnego do zdania testu wojownika? Nie miała pojęcia, ale było to coś, z czym chciała go kiedyś skonfrontować. Nie wiedziała, jak młody był, ale raczej nie starszy od niej.

Jedno musiała przyznać, nie sprawiała wrażenia inteligentnej, to mimo wszystko grało tutaj na jej korzyść, sama co prawda uważała, że jest ponad te połowicznie "mundre" orkowe umysły, to w gruncie rzeczy jakoś dużo mądrzejsza to nie była. Potrafiła czarować i co nieco o magii wiedziała, ale raczej to wszystko. Mimo to potrafiła docenić szczerość orkowej matki, która za głupiego uważała własnego chuderlawego pomiota. Brakowało, tylko by powiedziała, że jest słaby i niemęski jak tata.

Na szczęście obelgi ustąpił gdy do domostwa powrócił orkowy ojciec, prowadząc za sobą delegata od Kharkhuna. Nie sprawiał wrażenie innego niż wielu orków, jakich już widziała, za nim jednak krył się ktoś inny; znajomy już jej Bulion. Ledwie go spostrzegła, nie odezwała się, bo była zajęta jedzeniem zupki, której odmówić w końcu nie mogła. Miała szczęście, bo pewnie nie potrafiłaby się powstrzymać od komentarza w tej chwili. Widząc jak kręci głową na boki, zrozumiała co się dzieje, komentarze rodziny pozwoliły jej utwierdzić się w przekonaniu, że podjęła dobrą decyzję. Szukają jej, chcą zrzucić wszystko na nią, tak po prostu, mimo tego, że nie była temu winna. Na same słowa o czarodziejce odrobinę zesztywniała. Wszyscy musieli chcieć ją skrócić teraz o głowę.

Niezbyt wiedziała jak zrozumieć spojrzenie Buliona, który zdawał się wpatrywać w Kamiro-Drwiłkę. Chyba oczekiwał komentarza z jej strony, ale nie mogła mu nic powiedzieć. Delikatnie kiwnęła głową po słowach orczycy, zrobiła to, nawiązując spojrzenie z Bulionem. Tak było lepiej, mogła tutaj przez jakiś czas zostać. Nikt jej raczej nie będzie szukał a nieco błota na twarzy i inaczej ułożone włosy wraz z innym imieniem, mogły ją ukryć na dostatecznie długo, by mogła dojść do siebie, a potem... Czas pokaże. Nie miała wyjścia jak zgodzić się na wersję Buliona i orczycy jednocześnie, cokolwiek zostanie z nimi, miało rzeczywiście znaczyć. Modliła się tylko o to, by jej przypadkiem nie zjedli. Nie znała orkowej kultury za dobrze, lecz wiedziała, że żyją w kastach. Patrząc na orkowego ojca, szybko wywnioskowała, że jest wojownikiem. Jego syn pewnie miał za jakiś czas wystąpić o zostanie takowym... Przynajmniej tak sądziła. Taki obrót wydarzeń pozwoliłby jej zniknąć z Bastionu za jakiś czas. Tylko czy do tego czasu zdążyłaby dojść do siebie i załatwić wszystkie swoje sprawy?

Jak skończyła jeść, to oparła się głową na to, na czym leżała i przymknęła oczy, starając się znów, uspokoić.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

360
POST BARDA


Bulion nie zabawił długo w domu orków i wkrótce zostawił ich samym sobie. Ojciec poszedł wraz z nim, syn wkrótce również zajął się swoimi sprawami, a Kamira została z matką i ognikiem.

Wkrótce okazało się, że taki był porządek rzeczy w tym domu - ojciec, Burgher, będący bratem Buliona z innej matki, był gwardzistą Kharkuna i większość dnia spędzał na służbie. Jego syn, Shirrdor, uczył się u jego boku, zostawiwszy matkę, Shirrkę, w domu.

Shirrka miała co do Kamiry plany. Pozwoliła jej zostać w łóżku tak długo, jak tego potrzebowała, ale gdy zaczęła odzyskiwać siły, zapędzała ją do różnych drobnych prac, od obierania rzepy do wynoszenia nocników. Drwiłka nie miała w domu orków źle, gdy dostawała wikt i opierunek, ale co najważniejsze, bezpieczny dach nad głową i anonimowość. Wkrótce zaczęła zauważać, że matka miała do niej jakiś sentyment, jakby była córką, której nigdy nie posiadała. Wstążki wplecione we włosy Kamiry nie mogły upodobnić jej do potężnej Shirrki, ale po dwóch tygodniach pod jej pieczą, były zwieńczeniem jej opieki i dowodem na przywiązanie. Również dzielenie się codziennymi problemami było dowodem zaufania. Nie, żeby Kamirę interesowały sprzeczki z sąsiadami. Przynajmniej wiedziała, że duża część sąsiedztwa przeżyła i niemal natychmiast zaczęli odbudowywać swoje domy.

Ognik nie zostawiał Kamiry nawet na metaforyczny krok, nie był jednak w stanie porozumieć się z czarodziejką. Po jakimś czasie nawet Shirrka przestała pytać o dziwnego towarzysza Drwiłki.

Któregoś dnia do domu zawitał po raz kolejny Bulion. Kamira była już niemal w pełni sił, choć plecy wciąż dawały o sobie znać. Ork zwrócił na nią uwagę, gdy nosiła się na orczą modłę, w długiej lnianej koszuli, przewiązanej kolorowym pasem. Poświęcił jej jednak mniej uwagi, niż kiedykolwiek, nie chcąc jej zdradzić. Wciąż nie mówił.

Wychodząc po wieczerzy z rodziną brata, wcisnął Kamirze ukradkiem liścik.
Przyjaciółko,
Wiem, że to nie twoja wina. Spotkajmy się po zmroku przy południowym targu. VF


Od Kamiry zależało, czy zechce spotkać się z nadawcą. Shirrka pilnowała jej coraz mniej, najpewniej ufając swojej małej pomocnicy.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”