"Choć Karlgard podziwiany jest w świecie jako "Klejnot Pustyni", nie jest on miastem wolnym od zagrożeń. Największym z nich - choć także najrzadziej spotykanym - nie są czyhający po zmroku złodzieje ani najemni
hashishin, lecz kryjąca się w kanałach pod miastem poczwara, zwana
alshaytan aljafu, lub - jak określają ją cudzoziemcy - suchym biesem.
Choć poruszając a się na czworakach kreatura od pierwszej chwili sprawia wrażenie zdziczałego zwierza, można u niej dostrzec cechy istoty ludzkiej, którą niegdyś była.
Kościste ciało, obciągnięte jest skórą tak ciasną, że sprawia wrażenie szkieletu, czasem wciąż okrytego szczątkami odzieży. Kręgosłup wygięty w pałąk, dociska stwora do ziemi, zmuszając go do podpierania się ramionami o szponiastych dłoniach. Głowa bestii jest tym bardziej upiorna, że wciąż wyraźnie do człowieczej podobna. Kłapie szczęką o olbrzymich, wykrzywionych kłach i rzuca nią niespokojnie na boki, jakby próbowała wypatrzyć łupu, swymi pustymi oczodołami.
Czy zdobyczy szuka węchem, słuchem czy też zupełnie innym, nienazwanym zmysłem nie jest wiadome, lecz swą ofiarę ściga zaciekle i niech nie zwiedzie was pokraczna postura tej maszkary - Drapieżnik to groźny i zwinny jak kocur. Wspina się jak małpa a siłę ma jak pół tuzina mężów. Pazury zdolne drzeć ciało i szczęki gruchoczące kości, nadają jednak mylne znaczenie naturze tego stwora. Najgroźniejsza jego bronią jest metrowej długości, zakończony kościanym szpicem język, wystrzeliwujący z pyska, na podobieństwo atakującej kobry. Ozór ten jest porowaty jak gąbka i gdy wbije się w ciało, wysączy nie tylko krew, ale wszelkie płyny aż do ostatniej kropli, pozostawiając jedynie zmumifikowany zewłok.
Zabić zdaje się go nie da, bo pod ciosem miecza nie krwawi a jeno suchym pyłem sypie i w agresji nie ustaje. Jedynie przed ogniem i słońcem ustępuje, bo upału nie znosi i w cienie ucieka do ścieków pod miastem gdzie czeka nocy. Jako że nęka go wieczne, nienaturalne pragnienie, w razie niefortunnego spotkania, można go także spowolnić rzucając mu pod nogi bukłak z wodą. Impulsywna jego natura, zmusi go do skupienia się na najbliższym źródle wilgoci, zanim ruszy w dalszy pościg.
Krążą plotki, jakoby bies ten mógł się rozmnażać poprzez zło w ludzkim sercu - jeśli kto zginie od jego ataku, a nawet w ostatnich chwilach złorzeczy drugiemu człowiekowi, sam wkrótce wstanie jako potępiona poczwara, by nękać żywych. Choć nigdy nie potwierdzono takiego przypadku z całkowitą pewnością, straż na wszelki wypadek pali zwłoki ofiar suchego biesa.
Wprawdzie nie widziano nigdy dwóch naraz, nie wspominając nawet o większej ich liczbie, jednak za przypuszczeniem, iż istnieje więcej niż jeden osobnik, przemawiałby opowieści, że można spotkać tę poczwarę nie tylko w mieście, ale i na pustyni. Ponoć można usłyszeć jego oszalałe wrzaski i skrzeki, gdy nocą włóczy się wśród piasków, w poszukiwaniu cieczy, by ugasić przeklęty żar w gardle. Za dnia, jak pustynne gady, kryje się pod wydmami, chowając się przed skwarem i biada wędrowcowi, który nieostrożną stopą naruszy jego piaszczystą pościel, bo
alshaytan aljafu wyciągnięty na światło dnia, rozszarpie pechowca w panicznym amoku.
Słyszałem też, że znalazłszy oazę, w ślepej furii atakował wszelkie żywe stworzenie, jakie zbliżyło się do wodopoju.
Pochodzenie
alshaytan aljafu owiane jest tajemnicą i na ten temat krąży wiele domysłów. Popularną teorią jest jednak miejska legenda, jakoby mag, podający się za syna Mak'siego z Karlgardu, rozgniewał cesarza swą arogancką postawą, za co został wtrącony do lochu o chlebie i wodzie.
Zamknięty w celi i kipiący wściekłością mag, własną krwią wyrysował magiczne symbole i zwrócił się do Garona, by mroczny bóg sprowadził na miasto suszę w zemście za jego domniemane upokorzenie. Pycha maga raz jeszcze przyczyniła się do jego nieszczęścia, bowiem przewrotny i złośliwy władca chaosu, "zamknął suszę w jego ciele", zmieniając maga w zdeformowane monstrum, oszalałe z wiecznego pragnienia. Zwabiony nieludzkimi krzykami strażnik, nieroztropnie zajrzał do celi wypuszczając potwora, który rychło skrył się w tunelach kanalizacyjnych pod miastem. Rozpoznać go można ponoć po łachmanach bogatej niegdyś odzieży i złotych iskrach płonących w pustych oczach.
Czy tak było w istocie? Czy istnieje swoisty protoplasta i czy ma to jakieś znaczenie? Czy może cała historia i liczebność
alshaytan aljafu, rozdmuchana jest przez ludzką wyobraźnię i paranoję? Tak czy inaczej, dla własnego, szeroko pojętego bezpieczeństwa, lepiej nie włóczyć się po Karlgardzie po zachodzie słońca, nie mając przy sobie choćby źródła światła. Kto wie, kogo lub co, możesz spotkać w ciemnej uliczce."
Fragment zbioru "Bajań i Legend Południa" autorstwa (podobno) Ryszarda Sałaty, które jednak nigdy nie doczekały się szerszej publikacji.