Port i okolice miasta

46
POST BARDA


Corin kiwnął głową, przyjmując do wiadomości polecenia Very. Zaraz też przywołał do siebie Gerdę, która miała iść z nim, rezolutna dziewczynka będzie o wiele lepszym rozmówcą niż Corin z podbitym okiem. Pożegnał się krótko z Verą, nie szczędząc czasu na pocałunki, po czym ruszył w swoją stronę, oglądając się jeszcze za siebie. Nie było mu łatwo rozstawać się z nową małżonką.

Pogad towarzyszyła Verze bez cienia sprzeciwu, chociaż cała ta sytuacja spowodowana była przez Sovrana. Znając adres, kobiety wypytały przekupki w porcie o to, w którą stronę iść, i już po chwili szybkim krokiem wędrowały w stronę tej części miasta, gdzie miały znaleźć dom Weswalda.

- Same gobliny. - Mruknęła Pogad, stwierdzając oczywisty fakt. Im dalej zagłębiały się we wskazaną dzielnicę, tym więcej napotykały niskich zielonych, a mniej ludzi czy orków. Stopniowo zmieniał się również krajobraz. Ta część miasta nie mogła być zbyt bogata. - Na pewno idziemy dobrze?

Przystanęły na większym placyku. Według wskazówek młodego uzdrowiciela, jego dom powinien być blisko. Gobliny przechadzały się w te i wewte między domami, z których niewiele było murowanych. Większość była drewniana, duża ilość została sklecona z belek, między którymi rozciągnięto chrust i słomę, taką samą, jaka pokrywała dachy. Pachniało mokrą ziemią i mułem.

- Hej. - Pogad nachyliła się do jednego z przechodzących zielonych. - Szukamy domu Weswalda.

- Młody Weswald Uzdrowiciel! - Ucieszył się goblin. Jego brzydką twarz rozjaśnił uśmiech, jakby rudy był prawdziwym objawieniem na wilgotnych ulicach Tsu'rasate. - Wiem gdzie! Jesteście ze szkoły?

- Jasne, że tak. - Wypaliła Pogad.

- Za mną! - Goblin nie potrzebował innych zapewnień, biorąc słowa orczycy za prawdziwe.

Goblin chętnie zaproponował, że zaprowadzi pod wskazany adres, a nie mając innego wyjścia, Pogad i Vera podążyły za nim. Zagłębiły się w mniejsze uliczki, przeszły obok czegoś, co mogło być wyłącznie podmokłymi slumsami, po czym wyszły na kolejną drogę, gdzie stały już nieco lepsze, zrobione z drewna domki. Nie śmierdziało też tak wilgocią, jak w poprzednich przejściach.

- Tutaj. Zasłużył na same najwyższe oceny! - Zapewnił zielony, po czym poszedł w swoją stronę, zostawiając Pogad i Verę przed drewnianymi drzwiami, pomalowanymi niebieską farbą. Wydawały się świeżo odnowione.

- Nie chciał nawet zapłaty? - Zdziwila się Pogad. - Nieważne! Nie ma na co czekać, chcę szybko wrócić na Harlen! Pukam.

Jak postanowiła, tak też zrobiła. Nie czekały długo, nim drzwi otworzyła kolejna goblinka. Ta była w kwiecie wieku, miała przyjemną twarz i uśmiechała się miło, czekając, aż podzielą się powodem, dla którego tu przybyły.

- Eh... Pomyłka. - Westchnęła Pogad.
Obrazek

Port i okolice miasta

47
POST POSTACI
Vera Umberto
Zabrała ze sobą Pogad po to, by nie wyróżniać się tak bardzo, a okazywało się, że adres Weswalda mieścił się w całkowicie goblińskiej części miasta, więc orczyca tylko dodatkowo wystawała tam nad wszystkich. Przynajmniej odcień jej skóry zgadzał się z tym, który był tu najpopularniejszy. Vera starała się nie krzywić z niesmakiem, choć wcale nie miała ochoty tu być. Nie lubiła goblinów i nie lubiła, jak jej buty wsiąkały w błoto.
- Myślę, że tak. Pamiętasz, jak on mówił? Jakby sam był jednym z nich. To jego nieznośne zaciąganie i kończenie zdań w ten dziwny sposób nie wzięło się przecież znikąd - odpowiedziała, rozglądając się po okolicy.
W gruncie rzeczy to szukała ludzi. Jakichkolwiek ludzi. Matka, o której rudy wspominał kilka razy, nie mogła być przecież goblinką, prawda? Chyba, że go przygarnęła i wychowała. Verze nie przyszło do głowy, by spytać go o jej rasę, ale z drugiej strony nigdy nie pytała go o nic związanego z nią. Nie była dociekliwa, skorzystała z jego usług, zapłaciła i odstawiła go do domu, zgodnie z umową.
Uniosła brwi w zaskoczeniu, gdy jakiś mały, zielony tubylec z wielką chęcią zgodził się zaprowadzić je do Młodego Weswalda Uzdrowiciela. Pokiwała tylko głową, potwierdzając słowa Pogad, jakoby były ze szkoły i ruszyła za nieznajomym. Dom, do którego dotarły, wyglądał całkiem znośnie. Niebieskie drzwi ładnie wyróżniały się z raczej ponurej okolicy.
- Zapamiętam - odpowiedziała goblinowi z odrobiną rozbawienia. Co to w ogóle znaczyło, najwyższa ocena? Jak oceniało się uczniów w Tsu'rasate? Czy najwyższą było jeden, czy pięć? Czy dziesięć? Może A? Potrząsnęła głową, odpychając od siebie te bezsensowne rozważania i skupiając się na chwili obecnej.
Gdy drzwi otworzyły się przed nimi, z jakiegoś powodu Vera spodziewała się ujrzeć za nimi rudzielca. Ale dlaczego miałby otwierać im osobiście, skoro raczej nie mieszkał sam? Jej wzrok opadł na dół, gdzie stała goblinka. Westchnęła, w miarę możliwości ukrywając niechęć. Ta zresztą nie wydawała się tak... nieprzychylna, jak większość tych małych, irytujących istot. Nie budziła w Verze chęci natychmiastowego ukręcenia jej karku, a to była miła odmiana.
- Może nie - mruknęła do Pogad, zanim odezwała się do kobiety. - Szukamy Weswalda. Weswalda Uzdrowiciela - doprecyzowała, bo najwyraźniej to był już jego przydomek. - Jeśli tu jest, czy mogę prosić o przekazanie, że chce się z nim widzieć Vera Umberto?
Obrazek

Port i okolice miasta

48
POST BARDA
Pogad kręciła nosem, krzywiąc swoją niezbyt piękną twarz. Gobliny rzadko były ulubieńcami gawiedzi, a Vera miała rację, nawiązując do akcentu chłopaka, który działał na nerwy każdemu, kto z nim rozmawiał.

- Masz rację, kapitanie. - Mruknęła, nie chcąc nawet myśleć o tym, że znów będzie musiała słuchać plugawego zaciągania rudzielca.

Nim jednak spotkają się z Weswaldem, musiały znieść kolejne gobliny i ich akcent, identyczny z tym, którym posługiwał się młodzik. Gdy ich przewodnik zniknął, a pojawiła się goblinka, która mogła być przybraną matką Weswalda, Pogad zdążyła zrezygnować, ale Umberto uchwyciła się nikłej szansy.

- Weswald! - Goblinka rozjaśniła się w uśmiechu, dając kobietom do zrozumienia, że trafiły pod właściwy adres! Szeroki uśmiech matki nie działał na jej korzyść, bo miała rząd ostro zakończonych zębów, zupełnie jak u bestii. Nie współgrało to z jej przyjemną aparycją. - Weswaldzik poszedł po cebule! Niedługo wróci, chodźcie, chodźcie! - Goblinka odwróciła się, by wejść wgłąb domu, zaprosiła obie kobiety gestem. - Vera Umberto! Weswald wiele o tobie opowiadał, kochanie! A ty musisz być...

- Pogad.

- Oczywiście, Pogad! O tobie też słyszałam! Napijecie się herbaty?

Wnętrze domu było ciemne, ale przytulne. Światło dostawało się do środka przez wąskie okna bez szyb, lecz było stosunkowo sucho. W głównej izbie na środku stał bambusowy stolik, a przy nim bardzo niskie krzesła. Ktoś taki jak Vera lub Pogad mogłyby zająć przy nim miejsce na podłodze dla większej wygody. Zarówno na stole, jak i na szafeczkach pod ścianami, rozłożone były ażurowe serwety.

- Zostaniecie na obiad? Musicie zostać na obiad! Robimy z Weswaldem zupę cebulową.
Obrazek

Port i okolice miasta

49
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera zmusiła się do uśmiechu, w założeniu uprzejmego, ale w praktyce nie miała pojęcia, jaki wyszedł. Mógł nie być przekonujący. Jej wisielczy humor na pewno nie pomagał. Do tego wszystkiego Weswalda nie było, choć przynajmniej trafiły pod właściwy adres.
- Dawno wyszedł? Jeśli tak będzie szybciej, możemy przejść się na... rynek... czy gdziekolwiek poszedł.
Szybko zrezygnowała z tego pomysłu, bo po pierwsze, zostały zaproszone do środka, a po drugie - nie znała miasta na tyle dobrze, by wiedzieć, gdzie kupowało się tu cebulę. Najpewniej zgubiłaby się i tyle by z tego było, wcześniej czy później musiałaby tu wracać. A potem usłyszała, że Weswald o nich opowiadał. To obudziło w niej pewną ciekawość, więc już z większym przekonaniem przekroczyła próg.
Wnętrze wyglądało... zwyczajnie. Spodziewała się czegoś gorszego, wnioskując po tym, jaką okolicę musieli minąć, by tu dotrzeć, i po opinii, jaką miała o goblinach. Nigdy przedtem nie była w domu jednego z nich. Okazywało się to zupełnie przeciętnym doświadczeniem i było to nawet miłe zaskoczenie.
- Chętnie - odpowiedziała na propozycję herbaty. Skoro i tak musiały tu czekać...
Odsunęła jedno z małych krzeseł i usiadła na podłodze przy stole, krzyżując nogi. Miała nadzieję, że Weswald pospieszy się z tą cebulą. Nie mieli zbyt wiele czasu. Umberto bardzo nie chciała przeżywać jeszcze raz tego samego, co dawniej, nawet jeśli z Sovranem łączyła ją zupełnie inna relacja, niż z Erinelem. Nie była gotowa na pogrzeb.
- Co takiego o nas opowiadał? - zagadnęła, bo w sumie chętnie by się tego dowiedziała. - Obiad... raczej nie. Nie mamy czasu, niestety. Potrzebuję pomocy Weswalda, to pilne. Zostanie na obiedzie może kosztować kogoś życie.
Westchnęła.
- Ale dziękuję za zaproszenie. Zupa brzmi świetnie. W innych okolicznościach... - nie dokończyła, bo czy faktycznie w innych okolicznościach zostałaby u goblinki na obiedzie? Mało prawdopodobne. Zastukała palcami w kolano ze zniecierpliwieniem.
Obrazek

Port i okolice miasta

50
POST BARDA
Goblinka chętnie zaprosiła je do środka. Pogad usiadła obok Very, choć z nieco większym wahaniem. Zwinęła nogi pod sobą, by usiąść na piętach, ale i tak wydawała się zdecydowanie za duża w niewielkim goblińskim saloniku.

- Dawno, dawno! Powinien tu zaraz być! - Skrzeczała matka, znikając gdzieś w innym pomieszczeniu, najpewniej po to, by wstawić wodę na ogień. Zaraz zresztą wróciła, odsunęła sobie krzesło i na nim usiadła. Było skrojone pod jej wzrost. - Ach, mój Weswald dużo mówił o pani Verze Umberto! O tym, jaka była odważna i silna! Jak ładnie przewodziła swoim ludziom! Aż trudno uwierzyć, że to ty, kochanieńka.

Pogad parsknęła, gdy kolejna kobieta zwracała się do Very w tak miły sposób. Ze wszystkich określeń, te najbardziej miłe najmniej pasowały do Very.

- To może, jak Weswald już wam pomoże, wrócicie na obiad? Możecie przyprowadzić pana Yetta i Olenę! - Goblinka wspominała imiona, które usłyszała od syna. - Znam was wszystkich! Całą załogę Czwartego Brata!

Pogad chciała już odezwać się i poprawić matkę, ale powstrzymała się w porę. Kto wie, może to był fortel młodego maga, który nie chciał zdradzać prawdziwej nazwy statku?

- Tak się cieszę, że pan Khidr wysłał go na te praktyki! Kto by pomyślał, mój chłopiec w szerokim świecie, pod okiem takiego wybitnego uzdrowiciela!

- Jestem, mamo! - Zawołał znajomy głos od wejścia. W drzwiach pojawiła się najpierw ruda czupryna, a następnie i reszta Weswalda. Chłopak wyrósł przez ostatnie pół roku, do tego stopnia, że musiał pochylać się w drzwiach, by nie zahaczyć o futrynę! W rękach miał dwie siatki pełne cebuli, ale kiedy dostrzegł Verę i Pogad, warzywa potoczyły się po podłodze. - Kapitanie! - Jęknął, a jego twarz wykrzywiła się, gdy do oczu napłynęły łzy. - Nareszcie! - Dodał, rzucając się w stronę Umberto, by uwiesić się jej na szyi.
Obrazek

Port i okolice miasta

51
POST POSTACI
Vera Umberto
- Dlaczego? - spytała, marszcząc brwi. Oczywiście, nie wyłapała komplementów, zamiast tego doszukując się najgorszego. Nie było łatwo być Verą Umberto. - Nie wyglądam na odważną i silną?
Weswald od początku z jakiegoś powodu bardzo ją lubił. Tak, jak nastoletni syn Belli, tak i uzdrowiciel z Tsu'rasate darzyli ją niewytłumaczalną sympatią. Nie miała pojęcia, jak to się działo, że jedynie młodzi chłopcy nie byli od początku negatywnie wobec niej nastawieni. Możliwe, że rudzielec dobrze wspominał pobyt na Siódmej Siostrze, bo doświadczył tam życia, jakiego nie mógł doświadczyć tutaj, łącznie z tym, co miały mu do zaoferowania kobiety Harlen. Była prawie pewna, że z Mute'lakkiem korzystali z tego, ile wlezie. Nic dziwnego, że chciał tam wrócić, w tym wieku tylko jedno miało się w głowie.
- ...Wtedy może tak - zgodziła się niepewnie. - Jak już pomoże, myślę, że będzie się to dało zorganizować, pani... jak właściwie powinnyśmy się do pani zwracać?
Póki co to wszystko, co mówiła goblinka, brzmiało całkiem bezpiecznie. Weswald nawet w swoich opowieściach zmienił nazwę statku, by informacje o tym, czym zajmowali się naprawdę, nie dotarły do jego przybranej matki. Umberto nie poprawiała więc jej, bo po co? I tak przypłynęli tu tylko na chwilę, jeszcze dziś wracali na Harlen.
- Mhm - mruknęła tylko twierdząco, nie mając absolutnie żadnego pojęcia, o jakim wybitnym uzdrowicielu mowa.
Wtedy otworzyły się drzwi i do środka wszedł ten, po którego tu przypłynęli. Nie podnosząc się z podłogi, Vera uniosła wzrok, mierząc chłopaka spojrzeniem. Faktycznie wyrósł, przeszło jej przez myśl, że zaczynał powoli bardziej przypominać młodego mężczyznę, niż dziecko. Szybko jednak zmieniła zdanie, gdy w jego oczach zalśniły łzy, a on sam rzucił się na nią, jakby to nie goblinka była jego przybraną matką, a kapitan Umberto. Zesztywniała pod wpływem nagłego i niechcianego dotyku, ale zmusiła się do uniesienia dłoni i poklepania Weswalda po plecach. Szczerze nie sądziła, że tak ucieszy się na jej widok. Nie pamiętała, by w całym jej życiu ktokolwiek na nią tak zareagował.
- Weswald - przywitała go, odsuwając się niezręcznie, gdy tylko udało się jej wyplątać z jego uścisku. Zajęła ręce kubkiem z herbatą, by chłopak nie chciał przytulać się dłużej. - Jak... życie? Jak szkoła?
Przesunęła spojrzeniem po rozsypanych na podłodze cebulach. Rudzielec miał tu porządne życie, kogoś kto o niego dbał, przyszłość. Vera znów wpakowywała się mu w to wszystko z butami. Westchnęła i uniosła wzrok na piegowatą twarz.
- Znów potrzebuję twojej pomocy - przyznała. - Radzisz sobie z truciznami?
Obrazek

Port i okolice miasta

52
POST BARDA
- Ależ wyglądasz! - Zaśmiała się goblinka, składając przed sobą ręce i znów pokazując swój drapieżny uśmiech. - Taka, jaką Weswald opisywał! A pani Pogad nawet większa! - Trajkotała, nie bacząc na to, że orczycy może nie podobać się wytykanie braku kobiecości. Owszem, była silna, ale czy należało to podkreślać na każdym kroku? - Mówcie mi Gyulva.

Weswald nie pozwolił matce mówić, bo jego rzut na Verę skutecznie ukrócił wszystkie rozmowy. Nie zważał na to, że kapitan może nie chcieć przytulanek, nawet po tak długim czasie rozłąki! Pociągnął nosem głośno, ściskając kobietę jeszcze raz, tak mocno, ile miał siły w ramionach, a gdy uznał, że dość, uściskał także Pogad, która była nieco milsza w okazywaniu sympatii.

- Pani kapitan! - Weswald otarł oczy rękawem. Nie miał na sobie uzdrowicielskiej szaty, wręcz przeciwnie, był ubrany tak zwyczajnie, jak to tylko możliwe. - Wszystko dobrze! Jestem już po ostatnich egzaminach! Jestem prawdziwym uzdrowicielem, pani kapitan! Tylko nie mogę znaleźć praktyk...

- Weswald jest najlepszym z absolwentów! - Wtrąciła się Gyulva. - Oni po prostu tego nie widzą!

- Mamo! - Zwrócił jej uwagę Weswald, zaraz odsuwając się od gości, by pozbierać rozrzucone cebule. - Nie mów tak, bo to nieprawda. Ale... ale z truciznami mogę spróbować pomóc! Znam parę zaklęć! Mamy wyruszać już teraz? Jestem gotowy! Tylko się spakuję!

- Weswald, gdzież ty znowu wyruszasz!?

- W podróż, mamo! Z kapitan Umberto!

- A co z ojcem?!

Weswald zawahał się.
Obrazek

Port i okolice miasta

53
POST POSTACI
Vera Umberto
Ponownie zmierzyła chłopaka spojrzeniem, gdy odsunął się od nich, by pozbierać porozrzucane warzywa. Powstrzymała westchnięcie, choć cisnęło się jej ono na usta. Czy naprawdę ze wszystkich możliwych uczniów szkoły uzdrowicieli, wybrali sobie największego ciamajdę? Czy to dlatego Erinel wtedy nie przeżył? Gdyby porwali tamtego specjalistę, tak, jak sugerował Osmar, elf nadal by żył? Nie mogła wyzbyć się obawy, że znów popełniała ten sam błąd.
A może nie. Może nie mógł znaleźć dla siebie miejsca przez irytujący charakter. To też było możliwe.
- Tutaj jesteś już znany. Wszyscy wiedzieli, o kim mowa, gdy pytałyśmy o ciebie po drodze. Młody Weswald Uzdrowiciel - powtórzyła i wzruszyła ramionami. - Po co ci praktyki pod czyimś butem? Załóż własną, małą lecznicę.
Wyprostowała się, gdy rudzielec poinformował matkę, że idzie się pakować i wybiera się z Verą w podróż, ale nie zdążyła zaprotestować, bo zrobiła to Gyulva. Przez chwilę się nie wtrącała, przysłuchując się tylko wymianie zdań. Ani Weswald, ani jego matka nie wiedzieli, co się zbliżało. Horror, jaki mroczne zamierzały ściągnąć na wszystkie miasta Herbii. Oczywiście, że kapitan chciałaby mieć maga uzdrowiciela na pokładzie, ale z jakiegoś powodu teraz, gdy została zaproszona na herbatę przez jego matkę, nie wyobrażała sobie zachęcania go, by zostawił to wszystko i popłynął z nimi.
- Po pierwsze, Weswald, nie mam czasu na próbowanie - odezwała się. - Muszę wiedzieć, czy potrafisz usunąć z ciała truciznę, której nie znasz. Rana została zadana zatrutym sztyletem, jeśli ma to jakieś znaczenie. Trucizna jest we krwi, nie w żołądku. Muszę wiedzieć, czy jesteś w stanie to zrobić, czy muszę szukać kogoś innego. Tak lub nie.
Zacisnęła ręce na kubku, zerkając na goblinkę.
- Po drugie, nie powinieneś opuszczać domu na dłużej. Możemy porozmawiać na osobności, jeśli chcesz to omówić, ale teraz przypłynęliśmy do ciebie po pomoc. Potrzebujemy jej szybko. Dzisiaj. Zaraz.
Obrazek

Port i okolice miasta

54
POST BARDA


- Oczywiście, że jest znany! - Zaskrzeczała Gyulva, wypinając z dumy pierś. Jakikolwiek Weswald by nie był, wydawała się wspierać go ze wszystkich sił. - Odkąd tylko poszedł do szkoły, wspiera wszystkich sąsiadów!

- Mamo...

- Wszyscy w okolicy wiedzą, że w razie problemów im pomoże!

- Mamo!

- On już ma małą lecznicę, tutaj! Nie potrzebuje żadnych praktyk!

- Mamo, ale ja nie chcę tutaj zostawać! Chcę się uczyć, zobaczyć świat!


Sprzeciw młodego Weswalda zamknął Gyulvie usta, choć po minie, jaką zrobiła, mogło się wydawać, że jest jej przykro. Musiała widzieć jego przyszłość inaczej, niż on sam. Cóż goblinia kobieta mogła wiedzieć o marzeniach młodego chłopca?

- Zaparzę herbatę. - Wykręciła się goblinka, wycofując się do innego pomieszczenia.

Rudy popatrzył za matką i westchnął ciężko. Przeniósł spojrzenie na Verę, jakby wstyd mu było za ten pokaz rodzinnych więzi. Odłożył siatkę cebul na stół - worek przechylił się, a warzywa po raz kolejny potoczyły się najpierw na stół, a następnie na podłogę. Nie pochylił się, żeby je podnieść, ale Pogad chwyciła jedną i uprzednio obrawszy z twardej skóry, wgryzła się w nią jak w jabłko.

- Ja mógłbym użyć rytuału oczyszczającego. Jeśli to nie podziała, to nic nie pomoże. - Zaproponował, składając przed sobą dłonie.

- Weswald szybko wam wyleczy truciznę! Jak Matzka użądliło jakieś paskudztwo, to Weswaldzik szybko pomógł! - Matka krzyczała z kuchni. - Matzek teraz jak nowonarodzony! Weswald, byłeś zanieść obiad dla jego żony? Biedaczka ma bóle w krzyżu!

- Mamo..! Ech, pani kapitan, chodźmy! Wezmę tylko rzeczy! - Jak powiedział, tak zrobił, wyciągając płócienną torbę z jednej z szafek. - Będę później, mamo!

- Wróćcie na obiad!

Pogad chwyciła drugą cebulę, na drogę.
Obrazek

Port i okolice miasta

55
POST POSTACI
Vera Umberto
Znów zrezygnowała z wtrącania się w rozmowę matki z synem. Wciąż nie docierało do niej, jakim cudem goblinka mogła wychować ludzkiego chłopaka i gdy patrzyła na tę dwójkę, miała wrażenie, że oboje są jakimś dziwnym wytworem jej zmęczonej wyobraźni. Ale dobrze wiedziała, że to była rzeczywistość, nawet jeśli wolałaby, żeby wydarzenia tej nocy i konieczność szukania uzdrowiciela były jedynie nieprzyjemnym snem. Musiała zabrać Weswalda na statek i to się w tej chwili liczyło najbardziej.
Skinęła głową. Odpowiedź rudego może nie napawała jej szczególnym optymizmem, ale przynajmniej była konkretna. Rytuał oczyszczający brzmiał jak coś, co każdy inny uzdrowiciel też przeprowadziłby na jego miejscu. Może było to rutynowe działanie w takich przypadkach? Zaczynała żałować, że sama nie ma wiedzy medycznej, którą mogłaby poprzeć swoje przypuszczenia.
Poczekała, aż chłopak przygotuje się do wyjścia, w międzyczasie rzucając orczycy pełne niedowierzania spojrzenie - bo kto normalny jadł tak cebulę - a potem podniosła się i rzucając krótkie pożegnanie goblince, opuściła dom razem z Młodym Weswaldem Uzdrowicielem i towarzyszącą jej od początku Pogad.
- Mówiłam poważnie, Weswald - zaczęła, gdy szli już w stronę portu, bez słuchającej ich gobliniej matki. - Chcesz zwiedzać świat, ale niedługo nie będzie już świata do zwiedzania. Na morzach nie jest bezpiecznie. Na wyspie nie jest bezpiecznie. Tutaj też nie będzie bezpiecznie. Nie mogę zabrać cię od rodziny. Moja załoga w większości nie ma nikogo, poza sobą nawzajem, ty masz swoich bliskich. Będziesz im potrzebny.
Westchnęła, wymijając jakąś grupę goblinów. Cud, że się o nich nie potknęła.
- Tak jak potrzebny jesteś teraz nam. Ile normalnie liczysz za taki rytuał? Zapłacę ci potrójnie. Za... niedogodności - skrzywiła się lekko.
Sovran nie był pacjentem, którego chłopak będzie chętnie leczył. Musiała jakoś przekonać go do tego, by na widok mrocznego elfa nie odwrócił się w progu i nie uciekł do domu.
- Dużo opowiadałeś matce, hm? - zagadnęła, zostawiając szczegóły na później, gdy już znajdą się na Siostrze. - Zrobiłeś dobry pożytek ze złota, które od nas dostałeś, czy przepieprzyłeś je na głupoty?
Obrazek

Port i okolice miasta

56
POST BARDA


Pogad wzruszyła ramionami, dalej chrupiąc swoją przekąskę. Nie wciskała się w rozmowy między Umberto i uzdrowicielem. Weswald za to wydawał się mniej spięty, gdy nie było przy nim matki. Po tym, jak ładne, niebieskie drzwi zamknęły się za nimi, odetchnął.

- Przepraszam za mamę, ona chce dobrze. - Wyjaśnił goblinkę. Przez moment wpatrywał się w Verę z uśmiechem, jakby naprawdę, naprawdę cieszył się z tego, że ją widzi! Wyszczerzone zęby jasno tego dowodziły. - Proszę się nie martwić, pani kaptian, pomogę, komu będzie trzeba! Zrobię wszystko, co w mojej mocy. A jeśli świat ma być niebezpieczny, to mnie potrzebujecie! To jest wielu uzdrowicieli! - Zaciągnął po goblinsku tak paskudnie, że Orczyca aż się zakrztusiła swoją cebulą. - A, pani Pogad, w porządku?!

-Taaa...
- Zielona odchrząknęła. - Odważne słowa jak na takie chuchro.

- Będę ćwiczył walkę! Nie pożałujecie...! Proszę, pani kapitan! - Jęczał chłopak, podskakując przy co drugim kroku. - Tylko wrócę do domu po rzeczy i pożegnam się z Mute'lakkiem! Ma dobre praktyki, pracuje, to on nie będzie chciał, ale ja popłynę!

- Coś tam Twoja matka mówiła o ojcu? - Zagadnęła znów Pogad, chcąc zmienić temat.

- Aaa... Bo tata zbiera miód dzikich pszczół w lesie. - Uzdrowiciel nieco przygasł. - Nie wraca od czterech dni, chciałem pójść go poszukać, ale... Ale nie wiem, czy sam dam radę. Może moglibyście mi pomóc?

- Chłopcze, my pływamy po morzach, nie znamy się na dżungli!
- Parsknęła Pogad, wprost odrzucając propozycję.

- Proszę! Nie chcę zapłaty! Ja wam pomogę, wy mi! Złoto i tak zabrała mama, kupiłem trochę rzeczy do leczenia, ale mama zabrania mi przyjmować zębów, więc szybko zniknęło! Pani kapitan! Proszę, znajdziemy tatę, a potem gdzieś popłyniemy!

Było już widać maszty Siódmej Siostry. Zaczęło kropić.
Obrazek

Port i okolice miasta

57
POST POSTACI
Vera Umberto
Uśmiech, jaki rozświetlał piegowatą twarz Weswalda na widok Very, sprawił, że w końcu i ona uśmiechnęła się lekko. W końcu nawet dla niej było to miłe uczucie, gdy ktoś cieszył się, że ją widzi. Nie zdarzało się to często. Już nawet irytujący akcent chłopaka, od którego zdążyła się odzwyczaić, nie był tak bardzo nieznośny.
- Porozmawiamy o tym później - zgodziła się niechętnie. Nie na jego dołączenie do załogi, ale na omówienie tej kwestii, które przede wszystkim będzie polegało na ostrzeżeniu uzdrowiciela przed nadciągającą inwazją i upewnieniu się, że w jej obliczu na pewno nadal chce zostawić rodziców samych w Tsu'rasate... bo teraz Umberto nie zamierzała już umawiać się na odstawianie go za miesiąc do domu, czy inne takie bzdety. Albo zostawał tu, albo wsiadał na Siódmą Siostrę i stawał się jednym z nich. I choć miał rację, mag uzdrowiciel by im się przydał, tak było dużo, bardzo dużo argumentów za zostawieniem go w domu. Corin na przykład go chyba nie lubił, tak się Verze wydawało - a był to ewenement, bo tak, jak oficer był lubiany przez wszystkich, tak on sam rzadko też mówił o kimś coś złego. Weswald jakimś cudem zdołał zajść mu za skórę. A może to było tylko takie wrażenie, pozostałe po tym, jak rudzielec wpakował im się do kajuty w momencie, w którym ich znajomość wchodziła na wyższy poziom? Co by nie mówić, miał talent do pojawiania się w ich życiu w takich chwilach.
- No żartujesz sobie - Vera wyrwała się z zamyślenia i przeniosła wzrok na rudzielca, tym samym wchodząc po kostkę w jakieś błoto. Zaklęła i wyciągnęła nogę, otrzepując buta w miarę możliwości. - Dostałeś złoto za dwa miesiące pracy! Co znaczy, zabrała mama?! Nosz ja pierdolę...
Pokręciła głową z niedowierzaniem. Nie płaciła goblince, tylko Weswaldowi, do cholery! Miał sobie te pieniądze wydać na dziwki, kapelusze z dużym rondem, czy co on tam lubił! Wydęła usta z niezadowoleniem. Może i to, co zarobił, przydało się jego rodzinie, ale bez przesady!
- Zaczyna padać - mruknęła, unosząc wzrok na zachmurzone niebo. - Dobra, Weswald. Zobaczymy. Już się w nocy nałaziłam po lesie, jestem cała obolała, a wszyscy, którzy jakkolwiek znają się na tropieniu, zostali na wyspie. Zastanowimy się później.
Gestem wskazała trap Siódmej Siostry, wyczekująco oparty na nabrzeże. Gdy chłopak postawił na nim pierwsze kroki, Vera w końcu poruszyła temat rannego, decydując się podać mu więcej szczegółów.
- Sovran oberwał. Przeszedł na naszą stronę, jest teraz członkiem załogi - wyjaśniła. - Dostał zatrutym ostrzem od jednego ze swoich. To znaczy, byłych swoich. Inne mroczne pojawiły się dziś w nocy na Harlen, sztylet zatruty był czymś, czego nie znamy, z czym lekarz nie był w stanie nic zrobić. Sovran jest w złym stanie.
Obrazek

Port i okolice miasta

58
POST BARDA
Weswald pokiwał głową, nie zagłębiając się bardziej w rozmowę, która miała odbyć się później. Wiedział, że teraz musi skupić się na pacjencie, a nie na załatwianiu prywatnych spraw. Z drugiej strony, był przekonany, że wróci na Siostrę! To pozwalało mu trzymać usta zamknięte, ale wciąż miał przyklejony do nich uśmiech, który zniknął, gdy Vera zdziwiła się tym, co zrobił z pieniędzmi.

- Mama odnowiła dzięki nim dom! - Zaprotestował Weswald. - Wychowała mnie, więc byłem jej winien przynajmniej tyle. Nie szkodzi, pani kapitan! - Spróbował pocieszyć Umberto, chociaż ta nie była wcale smutna! Jego wyborem było, co zrobił z pieniędzmi, które zarobił... lub wyborem jego matki.

Przyjął do wiadomości, że wszelkie rozmowy będą prowadzone po leczeniu, ale kiedy w końcu usłyszał, kto będzie jego pacjentem, zatrzymał się na trapie. Szeroko rozszerzonymi oczyma patrzył to na Verę, to na Pogad.

- Żartujecie?! Ten... ten czarny!? - Pisnął, oglądając się tez za siebie. - Ja się go boję!

- Pójdę z tobą. - Zaproponowała Pogad, żując drugą ze swoich cebul. - Nie taki diabeł straszny, a jak będzie coś odstawiał, to urwę mu łeb, nie bój żaby, młody.

- Hej, to Weswald! - Podniósł się głos z pokładu.

- Rudy?! Hej, Rudy! Kopę lat!

Przyjazne okrzyki marynarzy nie dodały Weswaldowi odwagi. Spojrzał znów na Verę, jakby ta go zdradziła tak mocno, że już nigdy miałby jej nie zaufać. Wiedziała przecież, że bał się Sovrana! Zdając sobie jednak sprawę, że jego podróż na drugi koniec świata od tego zależy, skinął głową.

- Jestem gotowy. - Oświadczył.

Chłopak nie miał czasu na witanie się z załogą, więc pomachał im tylko, obiecując, że wróci, jak tylko wykona swoje obowiązki. Zgodnie z obietnicą, Pogad poszła za nim, choć wątpliwym było, by rzeczywiście musiała dobijać elfa, nawet jeśli ten chciałby zaczarować młodego uzdrowiciela.

Vera mogła chwilę odpocząć. Na statku nie działo się nic szczególnego, a wkrótce wrócił Corin z Gerdą. Oficer miał uleczone podbite oko.

- Znalazłyście go? W szkole stwierdzili, że już się tam nie uczy. - Zaraportował. - Ech, Vera, masz błoto na butach. Cholerne Varulae. - Zaklął, stając obok żony. - Ale czego się nie robi dla przyjaciół.
Obrazek

Port i okolice miasta

59
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera wzruszyła ramionami. Może i była egoistką, ale potrafiła zrozumieć chęć pomocy własnej rodzinie. Sama zresztą oddałaby całe złoto, gdyby miała w ten sposób pomóc swoim załogantom. Niektórym.
- Zabrała mama to co innego, niż oddałem mamie, Weswald - mruknęła.
Reakcja chłopaka na informację, kto wymagał leczenia, była dokładnie taka, jakiej się spodziewała, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że słusznie czekała z przekazaniem mu jej na moment dotarcia na Siódmą Siostrę. I tak dobrze, że nie wyminął ich i nie popędził z powrotem do domu.
- Nie ma czego. Jest w bardzo złym stanie, nic ci nie zrobi - uspokoiła młodego maga. - Gdyby był w dobrym, też zresztą nic by ci nie zrobił. Jest częścią załogi. Uratował mi życie... dwukrotnie. Za ten ostatni raz właśnie teraz płaci zbyt wysoką cenę.
Oparła dłoń o plecy rudzielca, zachęcając go do wejścia na pokład.
- Nie prosiłabym cię o to, gdyby cokolwiek ci groziło z jego strony. Nie musisz ufać mu, zaufaj mi.
...A ona zaufa Sovranowi zamiast niego. Bo chyba mogła wierzyć w to, że powstrzyma swoje zapędy do mieszania w głowie tym, którzy chcieli mu pomóc? Teraz nie był pogrążony w amoku, wywołanym przez truciznę i wiedział, że popłynęli do miasta po kogoś, kto miał mu pomóc. Sam ten fakt powinien wystarczyć, żeby trzymał swoje czary na wodzy.
Odprowadziła spojrzeniem ich dwójkę, a potem oparła się o reling i czekała. Nie wiedziała, ile taki rytuał mógł potrwać. Raczej niezbyt długo, prawda? To nie było wiązanie demona, do jakiego Sovran przygotowywał się przez pół dnia. Gdy dostrzegła zbliżającego się Corina i Gerdę, wyprostowała się i odepchnęła od barierki.
- Wyleczyli ci oko - zauważyła, uśmiechając się lekko. - To dobrze.
Może i ona powinna poprosić Weswalda o zaleczenie jej pociętego boku? Pewnie zajmie mu to chwilę, a ona pozbędzie się dyskomfortu. Yett wciąż nie wiedział, co przez własną głupotę sobie zrobiła i w sumie mogłaby mu oszczędzić tych widoków. Postanowiła spytać rudego o to później, jak wyleczy Sovrana i już będzie na to czas.
- Był w domu. Skończył już szkołę - opuściła wzrok na brudne buty. - Nienawidzę tego miasta. To jedno wielkie pierdolone bagno. Raz nie patrzyłam pod nogi i już. A dopiero je czyściłam.
Przeniosła spojrzenie na drzwi prowadzące do kajuty mrocznego.
- Koniecznie chce z nami płynąć. Weswald, w sensie. Jak mnie zobaczył, prawie padł ze szczęścia. Czekał na nas od tamtej pory - ton jej głosu jasno mówił o tym, jak wiele ma wątpliwości. - Nie chce zapłaty za leczenie, chce tylko, żebyśmy pomogli mu znaleźć ojca w dżungli, a potem chce płynąć, zwiedzać świat.
Oparła dłonie na biodrach i przestąpiła z nogi na nogę.
- Muszę mu powiedzieć o inwazji. Jak mam go zabrać od rodziców? Wyrósł, ale to wciąż jeszcze dzieciak. Jak coś pójdzie nie tak, to mnie będzie obwiniał za to, że opuścił dom - zerknęła na Yetta. - Jego matka jest goblinką. Zaprosiła nas... na zupę.
Obrazek

Port i okolice miasta

60
POST BARDA
Weswald zniknął za drzwiami kajuty Sovrana, zaraz za nim podążyła Pogad, mająca zapewnić mu bezpieczeństwo w towarzystwie półprzytomnego maga. Uzdrowiciel musiał walczyć ze sobą, by chociażby podejść do rannego, więc zapewne spodziewał się, że zostanie to zauważone i zaważy na jego przyszłej przynależności do załogi. Ciężko było uwierzyć, że ktoś tak plugawy może cieszyć się zaufaniem kapitan i reszty Siódmej Siostry! Jeśli oboje chcieli funkcjonować obok siebie, musieli chociażby siebie akceptować.

Krople rozbijały się na twarzy kapitan Umberto. Deszcz nie był mocny, raczej ledwie kropiło, słońce co rusz wychylało się zza chmur, dając nadzieję na poprawę pogody. Nawet tak niewielkie opady miały jednak dość siły, by zamienić drogi w błoto.

Corin sam miał ubłocone buty, ale zdawał się tym nie przejmować. Nie on będzie sprzątał brudne ślady z pokładu.

- Dla nich to ledwie chwila, a dla nas? Parę dni bólu i dwa tygodnie sińca. To nieuczciwe. - Zamarudził oficer, stając obok Very i wyciągając fajkę. Być może palił, bo po spacerze bolało go biodro, a może z przyzwyczajenia? Oparł się obok Very. - Załatwmy, co mamy zrobić, i wracajmy na Harlen. Weswald zostaje w mieście. Mógłby się przydać, ale to tylko dzieciak... I co to za szukanie ojca? Dużo mu zawdzięczamy, ale czy mamy na to czas? Ten parszywiec może wciąż być na Harlen. Na zupę... Też nie mamy czasu. - Yett prychnął i zaciągnął się fajką. Nie był w humorze.

I choć Verze wydawało się początkowo, że to fajka Yetta, to z kajuty Sovrana dobiegł ich zapach palonych ziół. Spod drzwi zaczął unosić się dym, rozległ się stłumiony kaszel z trzech gardeł.
Obrazek

Wróć do „Tsu`rasate”