Re: Knieja Prastarych Żniw

31
Długo nie minęło i elfka mogła cieszyć się wolnością, a wraz z nią, ów i jej orędownik, który stojąc nie dalej niż na wyciągnięcie ręki, napawał się pełnym widokiem jej figury. Niemal idealne kształty kobiety sprawiały, że trudno było oderwać od niej oczu, zwłaszcza, gdy te kierowały się nieznacznie poniżej barków a później i bioder dziewczęcia.

- T-Ta, nie ma za co. Tak po za tym, Telion jestem – odpowiedział krótko na składane mu podziękowania, przy okazji skromnie się przedstawiając i walcząc z pokusą dalszego wpatrywania się w kuszący tors nowej znajomej.

W końcu, zupełnie oswobodziwszy oczy od ponętnego ciała, brunet zdjął płaszcz i składając go w coś w rodzaju prowizorycznego worka, począł układać na nim znalezione elementy kuchennych przyrządów, kilka ostrzejszych kawałków odłupanej skały i parę innych znalezisk, które uważał za przydatne.

Snując się tak po polance i zbierając co tylko się da, bezustannie powtarzał pod nosem dwa słowa wypowiedziane przez kobietę: malanore i Alasheadur, jakby skrywały za sobą jakąś tajemnicę lub moc, przez co w głowie chłopaka zaistniało realne pragnienie poznania elfickiego języka i odszyfrowanie ich znaczenia.
Jednocześnie toczył ze sobą wewnętrzną dyskusję na temat samej rasy elfów.
Istniały, tego był pewien. Były ładne i posiadały długie uszy, tego też był pewien. Tego, co nie był pewien, to czy istniały ich pomniejsze odmiany ze względu na teren występowania i czy mówiły tym z samym dialektem. Elfy północne, południowe, zachodnie, wschodnie, mroczne, słoneczne, śnieżne…

- Śnieżne! - wykrzyknął na głos, twarz jego jakby jeszcze bardziej pobladła, a błysk w oku sugerował, że właśnie uświadomił sobie coś niesłychanie ważnego.

Zawinąwszy prędko worek z zebranymi skarbami, ruszył w stronę długouchej, kolejny raz szczegółowo analizując każdy cal jej ciała. Białe włosy i szaty, zimne jak lud spojrzenie i charakter, to nie mógł być przypadek.

- Mamy problem – rzekł pełni powagi i przerażenia – Powiedz, że wioska o której wspomniałaś i ta z której pochodzisz, Alasheadur, nie jest tą samą wioską położoną w okolicach gór Irios. - niecierpliwiąc się z poznaniem odpowiedzi, przestępował z nogi na nogę.

Następnie tłumacząc pokrótce całość sprawy, począwszy od powierzenia mu mapy, po odszyfrowanie jej za pomocą własnej krwi, przedstawił najczarniejszy scenariusz jaki mógł się ziścić, gdyby niezbyt przyjemna część drużyny zdoła dotrzeć do upragnionego miejsca wędrówki.

- Więc zlituj, że się i powiedz jak najszybciej dotrzeć do tamtej osady. Muszę ostrzec jej mieszkańców zanim będzie za późno! – popędzał i zaklinał białowłosą o wskazanie najszybszej drogi, kiedy doszło do niego jakiej biedy mógł napędzić niczego niespodziewającym się elfom.
Mając też na uwadze, że łagodne w swej naturze i beztroskie długouchy posłały w swej naiwności z misją handlu, jedną, bezbronną kobietę, która już sama mogła stanowić cenny okaz do przehandlowania, bał się nawet pomyśleć do jakich zbrodni mogłaby dopuścić się grupka uzbrojonych i nieprzebierających w środkach szubrawców.

Re: Knieja Prastarych Żniw

32
Spojrzała z góry, a spojrzenie, którym go uraczyła bezsprzecznie krzyczało: Jak śmiesz zwracać się do mnie obcy?. Przełknęła ślinę demonstracyjnie lub nie, gul uwypuklił się błyskawicznie na jedną tyci sekundę, a potem wciągnęła głęboko powietrze nosem.

- Esildra z Alasheadur - rozłożyła ręce na boki jak w tańcu, podczas którego tancerka maluje dłońmi pełne okręgi dookoła talii. Ugięła się w kolanach i pochyliła nadto tors. Przygięta do piersi głowa popchnęła włosy, wtem te opłynęły ramiona i twarz. Dostojny ukłon zwieńczył ciepły uśmiech, o który nie podejrzewał kobiety. Niewątpliwie była dumną istota, dumną i zagubioną. Wszakże odcięte od świata zatraciły z nim kontakt. Ale nie mógł odmówić jej szlachetności. Poszanowania go mimo pierwotnej niechęci. Wdzięczności za oswobodzenie.

Jeśli skóra śnieżnych elfek była blada. Telion nie mógł opisać, wykaraskać z leksykonu odpowiedniego określenia dla odcienia, który przybrała wtenczas skóra na twarzy Esildry. Wieść o położeniu osady z ust nieznajomego było jak strzał w serce. Zmarszczyła czoło, rozchyliła z lekka usta, a oczy zamarły tracąc dotychczasowy blask, którym prześwietlała jego duszę na wskroś. Po raz drugi przełknęła hardo ślinę, dalej nerwowo strzelając paliczkami dłoni.

- Skąd... Ty... Jak... Gdzie jest Alasheadur? - nie dowierzała. Perorując i chodząc wokoło dopytywała kruczowłosego o wieści dotyczące, jak się okazało już nie skrytej osady, Alasheadur. Była w szoku, tego był pewien. Świat zewnętrzny wiedział o wznoszącym się pośród gór Alasheadur. A to sprawiało, że jej świat legł w gruzach.

Syknęła jak zwierzę. Dziko, pełna gniewu oraz jadu.

- Żaden obcy nie ma wstępu do Alasheadur - oznajmiła tonem nieznoszącym sprzeciwu Telionowi, gdy ten próbował dotrzeć do niej w niedającym się ogarnąć już amoku.

- To oni! - rzuciła wymowne spojrzenie mężczyźnie. Chybko dobiegła do niego zaciskając pięść, jakoby pragnęła za jej sprawą zmiażdżyć mu łeb. W głosie miała żal. Żal przepleciony niepokojem.

- To oni - powtórzyła. - Krasnolud i dwóch ludzi. Przybyli do nas. Zniszczyli go i zniknęli. Te sukinsyny ujawniły nasz dom! - machnęła nerwowo nogą rozkopując mech dookoła.

- Skąd wiecie o Alasheadur? Gadaj, psie! - nagle złapała Teliona oburącz za kołnierz koszuli. Musiał się spieszyć, jeśli chciał dalej nazywać się jej właścicielem. Zdawało się, że szmaciane okrycie lada chwila zniknie w szponach rozgniewanej elfki.

Re: Knieja Prastarych Żniw

33
Niespodziewany napad ze strony elfki wprawił młodego mężczyznę w niemałe zakłopotanie. Chwytając go za koszulę sprawiła, że ten skurczył się bardzo i poczuł niemal tak, jakby na powrót stał się dzieciakiem, który właśnie potłukł najlepszą zastawę matki, a ta dopadłszy go, szykowała się do wymierzenia kary.

- Już to mówiłem – rzekł nadzwyczaj spokojnie, ignorując kierowane w jego stronę obelgi. - Mapę podarował mi znajomy. A oni mi ją gwałtem wydarli. Tylko na krótki moment mogłem się do niej zbliżyć, kiedy przyszło do przełamania zaklęcia tuszującego ścieżkę do Alasheadur – tłumaczył.

Telion wiedział, że gniew w niczym nie pomoże. Starał się jak mógł uspokoić wściekłą Esildrę nim ta, zdążyłaby podjąć jakiś pochopny krok. Uniósł więc ręce i zacisnął dłonie na elfich nadgarstkach, starając się sprawić, aby w końcu jej palce zwolniły uścisk tęgo trzymający skrawki czarnej koszuli.

- Stercząc tutaj tylko pogarszamy sytuację – próbował przemówić jej do rozsądku. - Tamci pewnie przyśpieszyli kroku i pędzą teraz na złamanie karku. Musimy czym prędzej puścić się za nimi i jakoś wyprzedzić. Sami też nie damy rady ich powstrzymać – starał się jak mógł przymusić elfkę do działania. Czas był tu istotny. O ile reszta bandy nie natrafiła na większą przeszkodę z każdą chwilą topniały szansę na to, że uda się dotrzeć do wioski przed nimi. A wtedy, strach pomyśleć co będzie się działo.

- Pomyśl tylko co się stanie, jeśli zdołają splądrować wioskę i wrócą niosąc na plecach pełno skarbów– nie odpuszczał, nadal atakował białowłosą możliwymi scenariuszami, chcąc w ten sposób wpłynąć na jej podświadomość. - Gdy już oni się nasycą, puszczą mapę w obieg i nim się obejrzysz, z twojego domu nie pozostanie kamień na kamieniu, a po całym Alasheadur będą panoszyć się im podobni. Grabiąc i gwałcąc wszystko co tylko się nawinie – świdrował elfkę spojrzeniem, a ona jego.

Powoli kończyły mu się pomysły. Wciąż trzymając jej nadgarstki, zrobił krok w tył, jakby miało to pomóc w uwolnieniu się z uścisku.

- Więc przejrzyj w końcu na oczy i ruszmy się z tego miejsca – ton jego głosu nadal pozostawał spokojny, jednak z wolna nabierał na ostrości. - Trzeba nam dostać się do wioski, ostrzec kogo się da i powstrzymać tamtych, nim krew twoich pobratymców zacznie lać się gęsto! Zaś na sam koniec, zniszczyć tą przeklętą mapę! - fala ożywczego ciepła rozeszła mu się po ciele. Jeszcze nigdy chyba nie był tak zdeterminowany jak teraz. Nie wiedział nawet o co, a właściwie o kogo walczy. Rzeczywiście mógł stanąć w obronie słabych i bezbronnych, ale równie dobrze, właśnie opowiedział się po stronie jeszcze gorszych oprychów, będących tylko odmiennej rasy i płci, niż ci mu poznani. Ale nawet pomimo tego, nie zamierzał rezygnować z udzielenia komuś pomocy. Człowiek czy elf, bez różnicy. Był gotów zdradzić swoją rasę. Wszytko, byle tylko powstrzymać nikomu niepotrzebną falę nienawiści i zamordyzmu, na domiar tego, spowodowaną czymś tak błahym, jak pogoń za majątkiem.

Re: Knieja Prastarych Żniw

34
Esildra puściła uchwyt, a gnieciony dotąd w jej dłoniach materiał wrócił na swoje miejsce. Mężczyzna widział, jak spogląda na niego spode łba. Niczym zbity pies, który lada chwila ma kąsać. Oczy były przekrwione, dzikie. Raptem jednym zgrabnym szarpnięciem wyrwała oba nadgarstki z męskiej uwięzi. Objął ją delikatnie, więc bez trudu i wysiłku udało jej się wyswobodzić, jednakże ruchy wskazywały na to, że włożyła w to wiele sił. Zachowywała się jak zwierze. Dzikie, nieokiełznane, lecz wciąż rozumne.

Wtenczas, Esildra zakręciła się na pięcie. Ignorując rozrzucone manele, które nie należały do niej, czym prędzej pomknęła do gęstej kniei. Za kłębiaste krzewy, daleko w ścieżkę obitą grubymi pniami prastarych drzew.

- Za mną, malanore.

Ruszyli w obłąkańczą pogoń. Podejmując wariackie ryzyko, rzucili się w szaleńczy i pozbawiony najmniejszej szansy na sukces pościg za zbiegami. Droga była niełatwa. Z każdym przesunięciem słońca na nieboskłonie, jakie odnotował Telion, byli coraz wyżej. Ile sił w nogach pięli pod górę. Mijali coraz to niższe drzewa. Powyginane w zgodzie z kierunkiem jaki nadawała im grawitacja. Pod nogami począł osypywać się grunt, należało stawiać ostrożnie kroki. Potem było tylko gorzej. Mniej drzew, więcej kamieni, a gdzieniegdzie osuszone krzewy. Chłopak rozejrzał się: za nimi gęsty las, przed nimi podnóże góry, dookoła - strome pagórki.

Najwyższa pora się poznać.
Spoiler:

Re: Knieja Prastarych Żniw

35
Siła rozumu po raz kolejny zatriumfowała. Najwyraźniej ruszona wizją plądrowanej wioski, elfka co sił w nogach pognała tylko w sobie znaną stronę, o dziwo, pozwalając, by nieznajomy podążył wraz z nią. Nim brunet zdążył porządnie zawiązać prowizoryczny wór z zebranymi w nim skarbami, szybkim ruchem ręki chwycił za płaszcz, rozrzucając po najbliższej okolicy mogące choć trochę przydać się przedmioty i puścił się prędko za przewodnikiem.

Tempo jakie narzuciła Esildra nie było szczególnie uciążliwe, zwłaszcza, że prócz własnych ubrań, nic więcej nie zbywało na ramionach młodego mężczyzny. Z jednej strony cieszył się nawet, że nie musi tachać na plecach nie wiadomo jakiego ciężaru, z drugiej jednak strony, wyprawa w nie wiadomo jak daleką drogę bez jakiegokolwiek wyposażenia, mogła okazać się jednym z najgłupszych pomysłów.

- H-Hej, czekaj! - krzyknął, doganiając elfkę i starając się nieco ją przyhamować, chwytając za rękę. - Jak daleko jest do wioski?

Nie o odległość mu jednak chodziło. Nie znał możliwości elfów, ale za to znał swoje. Co prawda mógł wytrzymać jakiś czas bez posiłku i nawet ścierpieć ogarniające gardło suchoty , ale w końcu siły go opuszczą a sądząc po ogniu, jaki jego przemowa roznieciła w strapionym sercu długouchej, nawet nie myślał, że ta będzie na niego czekać, aż znajdzie jakiś strumyk czy dziko rosnące rośliny, którymi mógłby się pokrzepić.

Gnali tak przez pewną chwilę, aż ongiś gęsto rosnące drzewa zaczęły się przerzedzać, a miękki mech począł ustępować twardym kamieniom i żwirowi. Wtem, oczom młodzieńca ukazał się przecudny widok górskiej krainy.

- Którędy teraz? - spytał.

Przeczuwał bowiem, że droga biegnąca przez pagórki może okazać się o wiele łuższa, ale za to przyjemniejsza. Z kolei idąc wprost na góry, mogło okazać się, że znacznie skróciliby dystans, niestety, kosztem większego wysiłku. Chociaż, gdyby im szczęście przyświeciło, może natrafiłaby się jakaś pechowa koza górska, która źle postawiwszy kopyto, runęła całkiem niedawno, serwując darmowy posiłek strudzonym wędrowcom lub przynajmniej chłodny strumyk.

- Znasz jakieś skróty? - oczywiście, skróty.

Widząc co go czeka, Telion starał się wykorzystać wszelkie dostępne ułatwienia. A nóż okaże się, że w swej nerwowości, Esildra zapomniała o elfich ścieżkach, cwanie ukrytych między pasmem gór, a niewyobrażalnie ułatwiających i skracających podróż.

Re: Knieja Prastarych Żniw

36
- Najkrótsza droga prowadzi przez górę - podniosła palec wskazując kamieniste wzgórze na wprost.

- Szczyt Irios ma kilka poziomów - wyjaśniła nie zaprzestając kroku. - Ten jest najniebezpieczniejszy, dlatego nikt nie porywa się wgłąb wyżyny.

Była z siebie dumna, aż kipiała pomysłowością - zapewne jej przełożonych, które obrały właśnie to miejsce na osadę. Skąd wyższe stopniem elfki o nim wiedziały? Rzecz jasna, o ile Esildra mówiła prawdę. Odnalezienie górskiego zaułku, alternatywnego gruntu, góry w górze było ogromnym osiągnięciem kartograficznym, przyrodniczym czy też wielkim fartem.

Pognali ile sił w nogach. Dalej, wyżej.

Kamienie osuwały się spontanicznie, ale unikanie co większych głazów było milsze, bo te trafiały się tylko od czasu do czasu. Drobne, ostre kawałki, te wżynały się w podeszwę buta prawie że drylując ją na wylot. Telion czuł, że lada chwila nabawi się ran, nie rozwodził się zaś nad odciskami, te już miał, tego był pewien. Najwyraźniej Esildrze nie przeszkadzał szorstki grunt. Gnała przed siebie, wyprzedzając chłopaka mniej więcej o pięć-dziesięć kroków. Skakała niczym sarenka po polu. Zgrabnie, lekko, w pełnym gracji truchcie.

Słońce powoli snuło się ku zachodowi.

Re: Knieja Prastarych Żniw

37
Wspomnienia męki całodniowej wspinaczki będą się śnić chłopakowi jeszcze przez wiele następnych lat. Ostre kamienie raniące stopy, sypki żwir, a co najgorsze, opróżniający się z resztek treści pokarmowych żołądek, dawał się młodemu mężczyźnie we znaki. Jednak pomimo tych niewygód i z wolna ogarniającego zmęczenia, ten dzielnie piął się dalej, tuż za skaczącą jak kozica elfką, której chyba nawet wbijające się w bose stopy kamyszki nie przeszkadzały.

Chcąc się na chwile oderwać myślami od wszelkich przyziemnych dolegliwości, począł cichutko nucić kilka pierwszych wersów piosenki, która akurat nasunęła mu się na myśl:
Młodzieniec szedł przez las,
w kołczan i łuk na zwierzynę opatrzony.
Dobiegł go śpiew młodej dziewczyny,
Więc udał się za jej głosem...

Śpiewał tak, dopóki wysuszone gardło stanowczo nie zaprotestowało, tym samym przerywając melodię.

Rozejrzał się wokół w poszukiwaniu chociażby najlichszego z górskich strumieni, kupy zalegającego śniegu lub małej kępy źdźbeł soczystych koniczynek, którymi mógłby się posilić. Doprawdy nie mógł pojąc tego, jak Esildra będąc na równi z nim, a może i bardziej wyposzczoną, mogła tak żwawo i ochoczo się poruszać.

- Czyżby elfy nie potrzebowały pożywienia? - zastanawiał się, jednocześnie zapisując pytanie w pamięci, aby kiedyś i o ile będzie mu to dane, zadać je na głos.

Wspinali się coraz wyżej i wyżej. A im wyżej, tym temperatura zdawała się coraz to bardziej obniżać. Mężczyzna nasunął na głowę ciemny kaptur i dopiął ciaśniej zmarnowanymi dłońmi płaszcz, tym sposobem osłaniając się przed utratą ciepła, którego przez ciężką pracę miał w nadmiarze, a które lada moment chłodny wietrzyk mógł mu wyrwać.

- Esildra! - krzyknął na tyle, na ile mógł. - Nie jest Ci zimno!? Chcesz mój płaszcz!? - nawet głupiec by zauważył, że zwiewny strój elfki nie stanowił praktycznie żadnej ochrony od zimna. Zmartwiony nie tylko swoim losem, ale i towarzyszki, był gotów podzielić się ciepłym okryciem, nawet jeśli znaczyłoby to, że do listy swoich cierpień musiał dopisać przejmujący chłod. Taki bowiem już był. Nieważne w jak beznadziejnej sytuacji by się nie znalazł, zawsze z troską myślał o innych.

Zmęczenie dawało mu się coraz bardziej we znaki. Obolałe nogi odmawiały dalszej współpracy, a wydający przeraźliwe dźwięki brzuch, domagał się najmniejszej porcji pokarmu. Przystając chwilę w celu złapania oddechu, spojrzał się z ukosa na przewodniczkę, która niestrudzenie pokonywała dalsze metry stromego szczytu.

- Dziewczyno, czy ty się nigdy nie męczysz? - posłał w kierunku długouchej retoryczne pytanie. Miał dość tej wspinaczki, ale wiedział, że poddając się w tym momencie zupełnie nic nie zyska, prócz szansy na szybsze zejście z tego świata.

- Czy w tych przeklętych górach nie ma choć jednego strumyczka? I jak daleko jeszcze? - rozdrażniony wszelkimi niewygodami począł grymasić niby małe dziecko na przedłużającym się spacerze z rodzicami. Niechętnie stawiał kolejne kroczki na przód, robiąc co chwila kilkusekundowy przestój na odpoczynek. Biały nalot wokół jego warg zdradzał, że organizm rozpaczliwie błaga o kilka łyków wody. I choć Telion miał w zanadrzu pewien zapas na czarną godzinę, to jednak nie uśmiechało mu się ściągać płaszcza i ładować na niego masę żwiru, tworząc tym samym prowizoryczny filtr, zaś na sam koniec upokarzającym sposobem, zaspokoić pragnienie i to w towarzystwie damy.

Odpychając ten pomysł na dalsze tory, z niemałym trudem parł przed siebie, mając bezustannie na oku zgrabne nogi długouchej i fałszywie sobie wmawiając, że gdy zdoła się ich dotknąć, wszelkie troski odejdą w zapomnienie.

Re: Knieja Prastarych Żniw

38
Wołanie dobiegło jej spiczastych uszu.

Elfka przyfrunęła bliżej, powoli zbiegając ze stromej górki. Zatrzymała się tak blisko, że włosy musnęły mu twarz, a pachniały rumiankiem, więc zrobiło się bardzo przyjemnie. Wyprostowała się bardzo wolnym ruchem, ostrożnie, delikatnie. Była taka promieniująca, podświetlona, zatarta swym blaskiem w mglistej jasności świtu. I tak wsłuchiwała się w słowa mężczyzny parskając z nagła.

- Łaska Turoniona nie pozwala zaznać nam chłodu, malanore - objaśniła, jakoby była to najoczywistsza z oczywistości tego świata.

Wtem spytał chłop o jej tężyznę i trunek, bo usta spierzchnięte miał, że aż odwracała od nich wzrok.

Poruszyła się, stanowczym naciskiem obu dłoni obejmując jego niezbyt wyrosłe barki. I lekkimi, ale zdecydowanymi ruchami pokołysała nim jak niemowlakiem. Zdecydowana i jakby zniecierpliwiona pochyliła się. Dłonie przesunęła na białą chustę, która okrywała jej pierś i talię. Opięta toga z aksamitu powiewała na wietrze, który wywoływał ciarki. Mróz nie godził w elfkę, tego był pewien. A ta raptem wysunęła spod aksamitnego materiału pierś. Niemałą, jędrną, równie śnieżną, jak reszta skóry. Dorodną pomarańczę - powiedziałby znawca.

Dotknęła koniuszkiem piersi jego powieki, policzka i ust. Poczuł jak wolną dłonią obejmuje mu poliki, próbując rozewrzeć wargi.

- Pij, spragniony - i wtedy wprowadziła brodawkę między górną a dolną czerwień wargową, a ciepłe, tłuste i z lekka spienione mleko zalało mu gardło. Kropelka po kropelce i strumień musnęło podniebienie. Zrobiło się jeszcze przyjemniej.

Re: Knieja Prastarych Żniw

39
Rozpaczliwe wołanie mężczyzny przyzwało gnającą przed nim elfkę, która w odpowiedzi zawróciła w jego stronę i stąpając z górki niczym skrzydlaty posłaniec bóstwa, objęła czule jego ramiona i ukoiła lekkim bujaniem na boki. W tym momencie chłopak nie wiedział co się z nim tak właściwie działo. Niedobór składników odżywczych przytępił jego zmysły i zdolność przyswajania informacji z otoczenia do tego stopnia, iż wielki trud sprawiało mu reagowanie na zewnętrzne bodźce.

Majacząc w półświadomości, ni stąd ni zowąd, wyczuł w ustach kawałek miękkiej i ciepłej kuleczki, z której sączył się jakiś płyn. Raptem kilka pierwszych kropel zdołało ostudzić skąpany w ogniu i suszy język, kiedy niesiony pierwotnym instynktem, ludzki samiec objął chciwie ciało elfki, ssąc jej pierś niczym niemowlę karmione przez matkę.

Żłopał łapczywie, dopóki nie upewnił się, że ostatnia kropelka nie opuściła przewodu mlekowego.
Skończywszy z jedną, zaczął się dobierać do drugiej piersi, kiedy z wolna odzyskawszy ostrość zmysłów, nie uświadomił sobie tego, co właściwie wyprawia. Momentalnie zwolnił z wiążącego uścisku Esildrę, następnie odskakując od niej na mały kroczek.

- W-Wybacz, poniosło mnie – zakłopotany i z rumieńcem na twarzy przepraszał elfkę.

Posilony elfim mlekiem zdawał się być przywrócony do pełni formy. Nie orientował się ile wypił, ale nawet jeśli była to skromna ilość, to jednak niesłychanie sycąca. Oblizał spierzchnięte wargi, a jego twarz znów zdawała się promienieć radością i młodzieńczą werwą.
Z wielkim podziwem? Uznaniem? Lub najzwyklejszą wdzięcznością wgapiał się obnażoną z górnego okrycia elfkę, zaraz jednak odwrócił wzrok, nim zastany widok zdołał wywołać u niego typowo męską reakcję.

- Dziękuję. Nie wiem jak Ci się za to odpłacę. Mam tylko nadzieję, że Twoje dzieci nie ucierpią na skutek mniejszej ilości pokarmu – nie mogąc znaleźć odpowiednich słów na dostąpioną łaskę, podziękował krótko lecz szczerze.

Chcąc przerwać niezręczny moment, w dalszą drogę puścił się pierwszy, uważając, by przypadkiem nie spojrzeć się na swoją towarzyszkę, ze względu na ogarniający go wstyd.

Dopiero jakiś czas później zażenowanie znikło, ustępując miejsca kolejnym wywodom na temat rasy elfów. Telion nie mógł sobie uświadomić, jak współczujące i ofiarne mogą się one okazać. Wszakże, nawet ludzka matka widząc, że dziecko tej drugiej domaga się posiłku, nie odstąpiłaby swojej piersi i nie nakarmiłaby obcego niemowlaka, nie mówiąc już o dorosłym mężczyźnie. A tu, proszę, wystarczyło powiedzieć.

- Fascynujące stworzenia
– przyznał w myślach.

Rozważając nad kolejnymi kwestiami odmiennej rasy, rozentuzjazmował się do tego stopnia, że nabrał ochoty na kolejny repertuar. Szybko więc przygotowując zregenerowane gardło do większego wysiłku, nabrał powietrza w płuca i z chicha wydał pierwsze słowa melodii, wyśpiewując je dźwięcznym tenorem:

Jej lico białe, długi włos
Tak piękna wolna była
Na wietrze lekki był jej krok
Jak lot lipowych listków
(...)


Znudziwszy się wkrótce zabawą, w końcu zdobył się na to, aby ponownie móc spojrzeć na Esildrę.

- Kamienie nie ranią Twoich stóp? Czy to też dar Turoniona? - spytał troskliwie, podrzucając przy okazji temat do rozmowy, którą miał zamiar umilić sobie pozostały czas wędrówki.

Re: Knieja Prastarych Żniw

40
Telion chwycił się piersi jak rzep psiego ogona. Ależ to była dopiero malownicza kampania! Nie to, co po opuszczeniu Irios. Jakieś pokręcone rude baby, jacyś kulawcy, brudni, zawszeni. No i ten spaślak, który czarował głównie nad miską i kuflem. Tutaj, przed wejściem w góry, przed nim - śnieżna driada, której pokarm po brzegi wypełnił skurczony żołądek, dodał siły i - Telion zarzekłby się - zmniejszył odczuwany chłód, jaki niósł wicher z wyżyn. Ale wszystko co dobre kiedyś się kończy, tak i ceremonia karmienia zwieńczyła się prędko.

Przyszedł czas na wstyd, rumieńce oraz próbę okiełznania nieokiełznanego. Ostatnie przyszło chłopakowi z ogromnym trudem. Sycony jędrusią jak dojrzewająca w słońcu pomarańczka i ciepłą jak świeżo upieczona bułeczka piersią, ledwie przezwyciężył wzwód, a ten był tuż-tuż. Ucieczka wzorku, zaciągany natłok myśli; głupich, obrzydliwych, czasem strasznych. To i świeże górskie powietrze pomogło wyjść z opresji. Mogli ruszać dalej.

- Malanore - odparła poprawiwszy lśniącą tunikę. - Tylko wybrane zaznają łaski zapłodnienia. Nie potrzebujemy się mnożyć. Turonion dał nam życie wieczne. Nie ima się nas mróz, ale i czas. Pokarm ten zaś jest spichrzem na gorszy czas, bowiem w górach nic nie jest pewne. - wróciła wzrokiem ponownie na trakt. Potem rozejrzała się dookoła, analizując dalszą drogę. W milczeniu szli, gdy ognisty olbrzym już w połowie skrył się za oddaloną na zachodzie wyżyną.

Dotarli do podnóża góry, w których przecież cały ten cholerny czas byli! Wspinaczka nie należała do najłatwiejszych, a dla mężczyzny była wręcz katorgą. Poczuł jak spod pięty sączy mu się bezpostaciowy, przezroczysty płyn. Zapewne zdarty pęcherz, pomyślał.
[img]https://i.imgur.com/FJ7YSH5.png[/img] Okolica była odludna, dzika, złowrogo nieprzyjazna. Telion wiedział, że nie wróci na trakt przed świtem, nie chciał nadkładać drogi, gdyby się zgubili. Nie wiedział zaś, jak zapatruje się na to konfratra. Zadał jej wtem wymijające pytanie o stopy. A co!

- Wy ludzie, malanore - odchyliła garść włosów za ucho tak, aby widział dokładnie jej twarz, gdy do niego mówi - zapomnieliście, że elfy pierwsze stąpały po tej ziemi. Tak jak zapomnieliście, że to my nauczyliśmy was magii. Jeśli pochodzisz od natury i kochasz ją szczerze, ona ukocha i ciebie.

Esildra miała niecodzienny sposób mówienia. Słowa, które padały z jej ust były dobierane uważnie, ale jakże oszczędnie. Z niewiadomego powodu wypowiadała się z wyższością oraz z iście mentorskim tonem. W komunikacji była niezaprzeczalnie chłodna, jednak coś dodawało urokowi jej zimnemu usposobieniu. Wtem raptownie pociągnął nosem i doszło do niego, że wyczuwa smród palonego drewna. Esildra również nie pozostała obojętna na zapach. Rozglądali się dookoła, aż w końcu dostrzegł daleko w górach blask ognia. Pognali tam, gdy gwiazdy ledwie zaświtały na niebie, ale odnaleźli jedynie wydeptaną polanę i zwęglone badyle w ciepłym jeszcze popiele. Gdzieniegdzie żarzyły się resztki, jak małe czerwone oczka sierotki Ani...

- Byli tutaj - wyczuł zdenerwowanie w głosie białej elfki, a potem coś błysnęło mu po oczach spod tundrowych krzewów.

Wyglądało na to, że noc spędzą na łysym szczycie wysokiego wzgórza, przy maleńkim dogorywającym ognisku, w które co jakiś czas warto wrzucić rozpałkę.

Re: Knieja Prastarych Żniw

41
Męczarni nadszedł kres. Mężczyzna niemal nie ucałował ziemi, kiedy stromy szczyt wreszcie przeistoczył się na w miarę równy teren, pokryty dodatkowo miękkim mchem, który na strudzone nogi był w swym odczuciu niczym najdelikatniejszy dywan.
Nie mogąc już znieść ciężaru obuwia oraz poniekąd kierowany wypowiedzią Esildry, postanowił ściągnąć buty, tym samym dając wytchnienie poranionym stopą, a przy okazji i złożyć wyraz szacunku naturze, nie zadeptując jej twardą podeszwą.

Szli tak przez czas pewien, aż do nozdrzy pary skrajnie odmiennych podróżnych, doszła woń palonego drewna, zaś bystre ich oczy dostrzegły w oddali coś na wzór skromnego płomienia. Zapomniawszy o zdrowym rozsądku i fakcie, że w przypadku potyczki nie mieli nic do obrony, prócz własnych pięści, natomiast domniemani przeciwnicy byli uzbrojeni po zęby, ramię w ramię pognali jak wicher przez łyse pola, zatrzymując się dopiero przy pozostałościach wciąż żarzących się drewienek.

- Wciąż ciepłe - mężczyzna oświadczył wyciągnąwszy rękę nad pozostałościami paleniska. - Odeszli nie dalej niż przed paroma godzinami. Sądzisz, że nas stąd widzieli? - dalej wysnuwał swoje przypuszczenia na podstawie zebranych dowodów.

Podświadomość podpowiadała mu, że coś nie do końca się zgadzało. Rozsądnym pomysłem było rozbić obóz przed zmrokiem, aby nie musieć w ciemnościach błądzić po nieznanym i zdradliwym terenie. Dlaczego więc porzucili bezpieczne miejsce i postanowili kontynuować wędrówkę po zmroku? Mimo woli Kruczowłosy przysiadł na kępie trawy, chwilę dumając nad całą tą sprawą, aż zerwawszy się na obolałe kulasy, spojrzał znacząco na elfkę, dając do zrozumienia, że wpadł na sensowe wyjaśnienie.

- Pochodnie! – oznajmił. – Pochodnie, które zrobiłem. Musieli ich użyć – kręcąc się nerwowo wokół własnej osi przeszukiwał otoczenie w celu znalezienia jakiegoś wzniesienia.

- Jeśli moja teoria jest słuszna – zaczął objaśniać sprawę z istnie profesorską manierą. - Powinniśmy dać radę dostrzec ruchome, migoczące punkciki – i to powiedziawszy starał się wskoczyć na pobliskie skały, prędko jednak z tego pomysłu rezygnując. Ułożywszy bosą stopę na szczycie przyjemnie chłodnego i znacznie wystającego z ziemi głazu, przymierzał się do lekkiego wybicia. Niestety, po kilku próbach zdołał jedynie oderwać część drugiej stopy od podłoża, zaraz jednak ponownie na niej lądując, gdyż przemęczone mięśnie nóg nie dały rady dźwignąć reszty ciężaru ciała.

- Jestem zbyt slaby. Wybacz Elisdra, muszę wytchnąć. Rusz za nimi jeśli chcesz, dogodnie Cię później – i zasmuciwszy się z powodu kruchości własnego ciała, przysiadł tuż na wydeptanej trawie, co jakiś czas dorzucając bez konkretnego celu, wysuszone gałązki do wciąż tlących się pozostałości ogniska.

Zrezygnowany ułożył się na miękkim posłaniu, które o dziwo nie ziębiło tak bardzo, jak mogłoby się to wydawać i miał właśnie odpłynąć do krainy snu, gdy obróciwszy się na bok, dostrzegł w niedalekich zaroślach dziwny obiekt, odbijający światło księżyca. Wabiona świecidełkiem niczym typowa sroczka, poswtał jeszcze na chwilę, aby zobaczyć co to takiego.

Re: Knieja Prastarych Żniw

42
Ściągał buty bardzo ostrożnie, próbując nie naruszyć już podrażnionych obszarów stóp. Gdy ciężkie zdawałoby się jak kamień obuwie runęło na trawie, Telion spostrzegł, że po bocznej stronie stopy skóra jest bardzo zaczerwieniona. Zapewne wątpliwej jakości kozaki obtarły tu i ówdzie. Pęcherz na ścięgnie Achillesa już nie doskwierał. Zostały po nim wyłącznie skrawki postrzępionych fragmentów naskórka i wydzielina. Ta klarowna, lekko oleista ciecz oblepiała cały obszar rany, jakoby zapoczątkowując regenerację. Co bardziej zaniepokoiło mężczyznę, to rumieniowo-złuszczające się ogniska pęcherzyków z rozmaicie nasilonymi objawami wysiękowymi w przestrzeniach międzypalcowych. Wyraźnie odgraniczone ogniska złuszczonego naskórka przylepionego przez lepką szarożółtą, gdzieniegdzie zielonkawą maź. Wyglądało ohydnie, a zapach tego był nie lepszy. Kruczowłosy zamerdał palcami radośnie na bosaka, potem zwracając się do białej elfki. Ta jednak leżała już na trawie. Nieschludnie, krzywo, dokładnie tak jakby ktoś lub coś zdzieliło ją w tył głowy, wskutek czego straciła przytomność. Może była równie zmęczona, a może zaciągnęła się świeżym górskim powietrzem z nutą marynowanych grzybków...

Zmierzch zapadł szybko. Ognisko było ciepłe. Telion błyskawicznie wdrapał się na kamien, po którym skakał niczym leśna sarna. Za górkami, gdzieś między szczelinami wysokich gór migotały niejasne światełka. Gdyby tylko miał siłę za nimi podążyć. A jeśli były to tylko pełne oczyska górskich kozic, w których spostrzegł blask księżyca? Był zmęczony, padał z nóg. Mózg miał prawo płatać figle, więc położył się. Na boku, wygodnie już-już sunął wprost do krainy snów, gdy coś mignęło. Zaniepokojony wzniósł się na kolana i czym prędzej, jak czołgające się dziecię powędrował pod krzew. Cóż za radość wypełniła jego serce, gdy doszło do niego, że ów metal pochodzi od jego zaginionej kosy. Był też plecak, choć ten opróżnili z niemal wszystkiego, co spakował. Znalazł wyłącznie pół bochenka czerstwego chleba oraz podręcznik magika, którego zabił sirtuin.

Re: Knieja Prastarych Żniw

43
Już po pierwszym dotknięciu błyszczącego elementu mężczyzna domyślał się co to mogło być.
W oku pojawił się błysk, a skromny uśmieszek zagościł na twarzy. Później było już tylko lepiej. Na widok zrabowanego mienia omal nie krzyknął z radości, w porę się jednak powstrzymując ze względu na drzemiącą elfkę. Jego ulubiona zabawka w końcu wróciła do prawowitego właściciela. Przejechał dwoma palcami po jej grzbiecie, wsłuchując się w powstałą melodię drgającej stali. Tak, był to w istocie, Krwiopijca,, wreszcie miał go przy sobie.
Następnie sięgnął po torbę. Wszelkie zebrane zioła zniknęły. Zagrabione przez resztę lub najzwyczajniej w świecie wyrzucone, bo kto by się spodziewał, że wśród szajki znajdzie się ktoś z wiedzą do prawidłowego ich wykorzystania. Ale prócz ziół, w torbie nie brakowało niczego. Nawet kawałek podsuszonego chleba zdołał się jakoś zachować i o dziwo, księga Geksaga’a. Aż dziw było, że Avelli nie postanowiła jej wziąć na pamiątkę po zmarłym, z własnej winy, koledze.

Przejrzawszy to, co udało mu się odkryć, na powrót przysunął się bliżej ogniska.
Pobudzony odkryciem, wziął się za przeglądanie przy świetle księżyca stron grubawej księgi, a natrafiwszy na rozdział zatytułowany „Silvy”, westchnął tylko za zaginionym pupilkiem, żałując, iż ich współpraca trwała raptem kilka godzin. Chłopak zastanawiał się gdzie on mógł się podziać. Był przy nim przecież, dopóki nie wszedł na polanę. Później jakby wyparował, niezauważony nawet przez właściciela.

W końcu zmęczenie dało o sobie znać. Ułożył się na trawiastym posłaniu i czekając, aż sen go zmorzy, rozmyślał nad wszystkim, co go do tej pory spotkało. Z pewnością będzie miał wiele do opowiedzenia po powrocie do domu… o ile będzie mu to dane. Spotkanie drabów, pierwsze poważne rany, następnie zdrada towarzyszy, która w swej całej tragedii zaowocowała poznaniem niecodziennej osobistości, wędrówka po górach, zasmakowanie elfiej piersi.

- Telion, ty psie – zwyzywał sam siebie, gdy lubieżnym spojrzeniem omiótł leżącą nieopodal Esildrę.

Przeciągnął się porządnie, strzelając przy tym palcami stóp i wyciągając ręce ku górze, a następnie wetknął złożoną na pół torbę pod głowę, tworząc dzięki niej prowizoryczną poduszkę. Jeszcze tylko ułożył obok ręki kosę tak, aby mieć do niej szybki dostęp, aż w końcu powieki same mu się przymknęły i pogrążyły go w głębokim śnie.
*** Przeniósł się do istnie malowniczego miejsca. Wokół pola pełne mieniącego się w słońcu zboża, nieopodal sady drzew owocowych, których gałęzie uginały się od obfitości owoców, a między tym wszystkim znajdowały się wiejskie chaty oraz krzątający się wokół nich ludzie i elfy?

Nie wiedząc czemu, ruszył dróżką, na której się znalazł. Szedł nieśpiesznym krokiem, podziwiając ten sielankowy krajobraz, aż na jego drodze wyrosła z podziemi dobrze znana mu kosa, a przy niej Czaruś, zwany też Czumczumaru. Ostrze kosy było wbite w żwirowatą ziemię i przyszpilało do niej jakiś skrawek papieru. Przycupnąwszy przy nim, Telion wziął do jednej ręki narzędzie, do drugiej pergamin. W tym samym momencie zwierzak pierzchł w łany zboża, a atmosfera diametralnie się zmieniła. Powstawszy na równe nogi, młody mężczyzna nieomal nie wylądował na ziemi, gdy zachwiał się srodze, po tym, co zobaczył.

W miejscach, gdzie jeszcze przed chwilą były urodzajne pola, teraz straszyła sucha, czarno-czerwona ziemia. Powyginane okropnie drzewa straciły swoje owoce i liście. Chaty płonęły, a wszędzie wokół walało się pełno trupów, których ciałami posilały się kruki i wychudzone psy. Pogrążony w amoku, biegał wte i wewte, i gdziekolwiek się nie obrócił, wszędzie tylko zniszczenie, ogień i śmierć. Wtem zauważył, że ktoś porusza się w kałuży własnej krwi. Kruczowłosy czym prędzej puścił się w jego stronę i biorąc ocalałego w ramiona, przeraził się, gdy w miejscu twarzy nie było niczego, prócz gładkiej skóry.

- Zabiłeś nas! - beztwarzowy osobnik wycedził z głosem pełnym żalu i gniewu, po czym zamienił się w popiół i wyparował, odsłaniając widok czerwonej kałuży, w której leżał.

W kałuży, mężczyzna mógł teraz zobaczyć swoje odbicie, z jednej strony przerażone i niewinne, z drugiej straszne i gniewne, i mówiące bezustannie: Zabiłeś ich. Zabiłem.
Młodzik momentalnie odskoczył od szkarłatnego zwierciadła. Ręce jego były splamione krwią, a obok, z wbitą w pierś kosą, leżał nieznany mu elf, którego nieme usta wykrzywiały się zupełnie jakby krzyczał, zaś załzawione oczy były utkwione w chłopaku.

Nie mogąc znieść okropnych widoków, brunet chciał pobiec polna drogą, z dala od tego wszystkiego, ale jak tylko zrobił pierwszy krok, padł na mokrą od krwi ziemię i nie mogąc się podnieść, leżał na niej, wpatrując się w gęste od dymu i czarnego ptactwa niebo, na którym figurowała biała gwiazda, ogarniająca w coraz większym stopniu pole jego widzenia i jakby mówiąca coś do niego.

Re: Knieja Prastarych Żniw

44
No chodźże, malanore – odezwał się głos, lecz powieki były ciężkie, a słońce dopiero szykowało się do zawieszenia na nieboskłonie. Poranny szron pokrywał krótką acz gęstą trawę dookoła. Skulony w kłębek mężczyzna przyciągnął kolana aż po samą brodę, obejmując je rękoma niczym najcenniejszy skarb. Znajomy głos elfickiej piękności nie traktował zaś ze śpiącym. Musiał wstać, rozprostować nogi, a to nie było wcale proste...

Coś przeskoczyło w kolanie, łydka napięła się jak cięciwa łuku puściwszy nieprzyjemny prąd aż po sam pośladek. Stopy pokryte były szronem z nocy. Kiedy Telion przyjrzał się im dokładniej, spostrzegł, że nie sama skóra, co szarozielone, gdzieniegdzie żółto podbarwione wykwity zamarzły, a na ich powierzchni zebrały się kryształki schłodzonej cieczy. Dzięki temu nie czuł świądu, chociaż próba poruszenia palcami stóp była wręcz katorgą. Obrzęknięte, z lekka zaczerwienione paliczki nie współpracowały. Potrzebował chwili, dobrej chwili, nim przejął nad nimi w pełni kontrolę.

Usiadł.

Dostrzegł po lewej ruch, obejrzał się. Jasnowłosa dziewczyna, zupełnie naga, szła wzdłuż rzędu krzewów, niosąc koszyk pełen jagód. Telion solennie sobie obiecał nie dziwić się więcej. Odstawiła plecionkę zapełnioną leśnym przysmakiem, po czym chybko okryła ciało równie śnieżną narzutą.

Jedz. Ruszamy, malanore – odparła tonem nieznoszącym sprzeciwu. Ognisty olbrzym dopiero wyjrzał zza horyzontu. Jeśli złodzieje urwali sobie nocną drzemkę, wczesny wymarsz dawał nadzieję na ich dogonienie.

Re: Knieja Prastarych Żniw

45
Na całe szczęście koszmar się skończył. Tajemniczy, aczkolwiek znany głos, dopomógł chłopakowi w chwili największej grozy, wybawiając go z przerażających obrazów jakie podsuwała mu jego własna wyobraźnia we współpracy z podświadomością. Otworzywszy swe ślepia, brunatne niebo ustąpiło temu przyjemniejszemu w barwie, a krwawa poświata zmieniła się na olśniewająco złotą.

Odzyskawszy władzę nad ciałem, przeciągnął się jak kot i z niemałym trudem rozruszał zdrętwiałe członki ciała. Aż dziw go ogarniał, że udało mu się nie zamarznąć. Najwyraźniej płaszcz spełnił swoje zadanie, a może było to coś jeszcze...

- Będę musiał je wymoczyć we wrzątku i soku z czosnku – stwierdził, spoglądając na odbarwione stopy, które z każdym dniem nabierały coraz nowszych kolorów na skutek obtarć i drobnych zranień.

Niechętnie dźwignął się na nogi, choć gdyby mógł, to poświęciłby godzinkę lub dwie na dospanie. Czuł się wprawdzie wypoczęty, ale występujące, w co niektórych miejscach zakwasy nieco mu się naprzykrzały.

Robił właśnie krótką rozgrzewkę, kiedy z rytmu przysiadów i skłonów wybił go głos Esildry. Instynktownie obrócił się w jej stronę, aby za chwile oniemieć, kiedy jego wciąż zaspane oczy wyostrzyły obraz zbliżającej się elfki.
Dobrze. Telion rozumiał, że błogosławieństwo Turoniona dawało dar odporności na chłód, a elfia uprzejmość była nie do opisania, ale to co zobaczył, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Pozbawiona najmniejszego skrawka odzienia, długoucha kroczyła ku niemu z koszem pełnym lokalnych specjałów, i jak podejrzewał, zebranych specjalnie dla niego samego. Kruczowłosy chcąc nie chcąc, napawał się zastanym widokiem, raz koncentrując się na jadle, raz na kształtnym ciele białowłosej.

- Kobieto, ubierz że się! - rozkazał.

Dotąd sunąca zwykłym tempem przez jego żyły i tętnice, krew, przyśpieszyła raptownie wywołując nagły skok ciśnienia, wskutek czego na twarzy wstydnisia pojawił się rumieniec, natomiast gdzieś poniżej pasa, spodnie zrobiły się przyciasne i zaczęły uwierać.

- Stokroć Ci dzięki za te dary. To miłe
– okazał wdzięczność, wcale nie patrząc się na osobę, do której owe podziękowanie kierował, nim ta, zarzuciła swoje zwyczajowe ubranie.

Nie chcąc zmarudzić więcej czasu niż było to potrzeba, mężczyzna postanowił zjeść w drodze. Więc jak tylko zarzucił wypełnioną ongiś dobrami torbę, a prawicę zaopatrzył w nietypową broń, dał sygnał, że jest gotów do drogi.

- Nie wiem czym sobie na to zasłużyłem, ale proszę, nie paraduj jak po prywatnej łaźni, odziana tylko we własną skórę – zaczął pouczać towarzyszkę niedługo po tym jak ruszyli. - Nie wiem jak elfowie, ale ludzie mają swoje granice. Szczególnie w tej sferze – uświadamiał ją. - Ja też. I nie chciałbym, aby zanadto rozbudzone żądze mną pokierowały, przez co ośmieliłbym się wykonać na tobie jakiś haniebny czyn. Rozumiesz o co chodzi, nie? - starał się być subtelny jak tylko umiał w tej przestrodze.

Co prawda, widok jej obnażonego z szat ciała zupełnie mu nie przeszkadzał, ba! Cieszyłby się widząc je częściej. Ale zwykła przyzwoitość nie pozwalała głośno się do tego przyznać. Toteż wbrew wszelkim oczekiwaniom, postanowił się pohamować, odciągając całą swoją uwagę na otaczający go teren i raz po raz wypytując elfkę o napotkane zioła i kwiaty.

Wróć do „Książęca prowincja”