Ciągnące się kilometrami, ciemne i śmierdzące, tak bowiem można opisać każde kanały, których cała sieć rozpościera się pod ulicami niemal większości cywilizowanych i co bardziej rozwiniętych miast.
I w tym przypadku nie jest inaczej. Pośród oślizłych ścian płynie strumień wszelkiego paskudztwa, zebranego z najróżniejszych zakamarków w obrębie całego miasta. Począwszy od zwykłych gospodarstw domowych, skończywszy na wielkich pracowniach chemicznych, każdy po trochu przyczyniał się do tego, aby podziemny strumień gnoju i nie rzadko toksycznych odpadków, nigdy nie wysechł.
Co ciekawe, nawet w tak nieprzystępnym i budzącym odrazę miejscu, da radę znaleźć reprezentantów lokalnej społeczności, którzy tylko z wiadomych sobie przyczyn obrali to specyficzne miejsce na swoje lokum. Pomijając ogromne szczury i nietoperze, stosunkowo często można natknąć się na snujących się bez celu meneli, dzielnie przeczesujących najgłębsze zakamarki śmierdzących tuneli, w poszukiwaniu wszelkich skarbów, jakie mogły całkiem przypadkowo spłynąć w kanał, unikających wymiaru sprawiedliwości przestępców, a nawet ciała zarżniętych ofiar, chytrze poukrywane pośród ogólnego natłoku zalegającego śmiecia.
[Akcja przeniesiona STĄD]
Po bliżej nieokreślonym czasie mrok zaczął ustępować. Kilkukrotnie mrugając, kolory z wolna powróciły, tak samo jak i ostrość widzenia. W uszach nadal mu szumiało a tył czaszki zdawał się pulsować na równi z biciem serca, z każdym uderzeniem, indukując kolejne dawki nieznośnego bólu. Podniósłszy głowę na tył, na ile był wstanie, zauważył, że od pasa w górę pozostawał nagi. Ktoś, podczas jego pobytu w niebycie, postanowił zająć się jego rzeczami, pozostawiając biedaka tylko w potarganych spodenkach.
Walcząc z mdłościami i roztańczonym obrazem, wzrok pechowego rabusia dopiero po chwili odzyskał zdolność prawidłowego rozróżniania kształtów i teraz z grubsza, nieszczęśnik mógł wreszcie ocenić miejsce swojego pobytu.
Pomieszczenie, w którym się znalazł miało nie więcej jak trzy metry wysokości oraz piętnaście szerokości i tyle samo długości, dzieląc się przy tym na trzy części. Pierwszą, a zarazem najwyższą zajmowały dwie drewniane ławeczki, dla wygody wyścielone miękkimi futrami. Tuż obok nich, widniało proste i niechlujnie zbite ze starych belek łóżko o o dziwo całkiem wygodnym, jednakże poplamionym materacu. Zaś nieco dalej, był ustawiony niewielki stolik i kilka taborecików wokół niego. Schodząc niżej, jak się mogło zdawać, do części gospodarczej, nie dało się nie zauważyć kilku ustawionych beczek, piecyka i pospolitych przedmiotów użytku codziennego.
Co dziwniejsze, pomijając trzy sztuki drzwi usadowione na trzech z czterech ścian, na żadnym z odrapanych murów nie wykuto nawet najmniejszego okienka, a jedynym źródłem światła w izbie były woskowe świece i blady płomyk majaczący z wnętrza paleniska.