***
Akt I - Przez żołądek do serca
Akt I - Przez żołądek do serca
Iden i Śrut Śrut
Iden rozcierał markotnie ledwo widoczne, czarne pręgi na przedramionach, przypominające schowane tuż pod skórą żyły wypełnione rozpuszczonym węglem. Nie chciały zejść za nic - nie ważne czy tarł, mył mydłem za które Śrut-śrut stanowczo za dużo przepłacił. Nie to, żeby mu to przeszkadzało. Żyły w sensie. Bo za mydło pewnie nie dałby złamanej monety. Śrut-śrut za to miał delikatnie lepszy humor, grzebiąc w obszernej torbie i przeglądając swoje cacka, jak można by było nazwać jego skarby. Wśród grzebieni, szkatułek, krasnoludzkich zębatek, wichajstrów i przekręteł walało się dużo rzeczy, które teoretycznie nikomu by się do niczego nie przydały. Niektóre były połamane, inne w całości, ale takie niby jakie, jakby nie wiadomo było, co z nimi zrobić. Cóż. Śrut-śrut może wiedział.
Noc była spokojna i senna. Deszczowa. Przez otwarte dla wywietrzenia nabudowanego w ciągu dnia zaduchu wpadały od czasu do czasu rześkie powiewy. Deszcz stukał w otwarte okiennice, bębnił po dachu, nadając wszystkiemu otoczkę spokojnego bezpieczeństwa. Tego ostatniego zaś potrzebowali najwięcej. W Saran-dun nie było najprzyjemniej ostatnimi czasy, a Zakon Sakira chyba jak nigdy w tym wieku krzesał krzesiwo do stosów. Nie zrobili przecież nic złego. Oczywiście o fantach, którymi były wypełnione dwie duże torby tutaj nie mówimy.
Inkwizytorium szukało i znajdywało, nawet jak nie to, co szukało. Nie zawsze znaleziony był faktycznie winnym zarzucanych mu czynów. Wielu kryło się po podobnych kryjówkach, a Śrut-śrutowi i Idenowi dopisało prawdziwe szczęście. Może za sprawą losu, może za sprawą czyjejś ingerencji. Ich mieszkanko było bowiem niczego sobie - obszerny pokój na piętrze warsztatu krawieckiego miał dwa całkiem porządne łóżka, biurka, krzesła. Codziennie dostawali jadło. I wcale za nie dużo nie płacili. Bogart, tutejszy właściciel ukrywał takich non stop. A dzięki fantom, których trzeba było się czasami trochę pozbyć dla zapewnienia tego błogostanu, żyło im się całkiem w porządku. Pozostawał jednak fakt ciągłego pościgu i polowań, które za dnia zapędzały ich głównie do tych kątów - choć wygodnych, to coraz ciaśniejszych.
Siedzieli tu już dobre, kilka dni. Nie bali się wydania przez Bogarta, którego przed tym powstrzymywały nienawiść do Zakonu Sakira i miłość do złota. Byli jednymi z wielu podejrzanych w tym całym Dziecięcym spisku, gdzie Inkwizytorzy próbowali odnaleźć bądź już pomścić jednego ze swoich, a kultystów mordujących dzieci upatrywano w każdym, kto odstawał choć trochę od wizji prawowitego mieszkańca ludzkiej stolicy. A jaka reputacja by im przypadła, gdyby faktycznie przyznali się do współudziału w zniknięciu Młota Bożego, Mistrza Inkwizytora nad Mistrzów Inkwizytorów. No ale cóż. Trzeba żyć. Wola przeżycia jest najsilniejsza.
Zmrok minął już dawno. Myrten, jeden z tutejszych gangusów i paserów powinien zjawić się lada chwila. Pewnie znowu będzie oczekiwał, że Iden wykaraska mu skądś jakieś ciekawe świecidełko, choć tak naprawdę gnom nie podarował mu do tej pory nic, co miałoby jakiekolwiek nadzwyczajne właściwości. Na jego biurku leżało sporo biżuterii głównie gównianej jakości, ale zazwyczaj z prawdziwych kruszców. Być może dzisiaj to akurat Śrut-śruta poproszą, by znalazł kolejnych kilka takich na jednej z nocnych "wycieczek sąsiedzkich". Byli zmęczeni, choć cały dzień spędzili siedząc na dupach. Świece pełgały tym bardziej usypiająco rozświetlając tylko tą część pomieszczenia, gdzie nieopodal drzwi stały biurka. Światło nie mogło być widoczne na ulicy. Kolejny ze środków ostrożności. Trudne było czasem życie domniemanego zabójcy Inkwizytora.
Kryjówka Zbójców
1Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla