Przystań

1
Obrazek
Przystań zajmowała najmniejszy z obszarów Nowego Hollar. Była to praktycznie wyzbyta drzew ziemia pełna ubitych stróżek i magicznych alejek. Wszystkich zdobionych altanami z białego drewna o nienagannym odcieniu świeżości, jakoby codziennie konserwowano je zwierzęcym tłuszczem. To i magiczne światła o błękitnej czy zielonkawej poświacie widzieli ci, którzy przycumowali w przystani. Niezbyt rosłej, lecz pięknej. Opartej na kilku bądź kilkunastu pomniejszych przystankach dla rybackich łódek. W oddali ulokowana była zaś tęga, licząca kilka pięter budowla; także z białego drzewa. Osadzona na tęgich palach, pod swym zadaszeniem mogła skryć nawet największego z morskich gigantów. A i nad dachem wzrastała następna i następna kondygnacja. W ogóle nie przypominająca znanego z pieśni tudzież opowieści portu.

W głąb wysepki wzrastały białe domy. Niezbyt wysokie, lecz rozległe w swej szerokości. Zdawały się imitować wewnętrzne miasto, które biło odrębnym rytmem. Wszakże wysepka oddzielona była od centrum Nowego Hollar odpływem rzeki Sary. Powiązana z sercem za pomocą równie śnieżnego, drewnianego mostu, którego pilnowali strażnicy. Kontrola doglądała transportu znad jeziora, szczegółowo analizując trafiający do Nowego Hollar towar. Wysokie elfy na wyspie wykreowały odrębny organizm. Zależny od centrum, jednakże w pewnych sferach samowystarczalny.
Statek przybył. Tenże bajkowy port ujrzał Mordred a z nim przeszło setka magicznych oraz niemagicznych osobników. Ludzi rozmaitej maści, elfów, a także towarzyszących im magicznych zwierząt. Niektóre istoty z trudem można było zakwalifikować do tejże grupy. W sumie, czym one były - tego nie wiedział nikt. W szeregach dostojnie odzianych adeptów uniwersytetu z Oros, o szpiczastych kapeluszach. Dzikich leśnych elfów zdolnych nakłonić rośliny i zwierzęta do swej woli (a także przeobrażać się w te ostatnie). Pośród nich, gdzieś w cieniu, skrywali się niebezpieczni apostaci, demony oraz potwory owiane najmroczniejszą grozą czy śmiercią.

Statek przycumował, a cała zgraja zalała okoliczne stróżki i białe alejki, niczym wylane na podłogę mleko. Ciągnęły się za nimi skrzynie, paczki, torby, koce i wszystkie te dobra, które uznawali za cenne. Magiczny tłum był potęgą samą w sobie, jednakowoż bezcenne artefakty, nagromadzone złoto czy szlachetne kruszce. Te stanowiły odrębną wartość.

Przywitał ich strażnik. W srebrzystej zbroi, z bufiastymi obiciami ramion, do których podczepiona była fioletowa peleryna. W dłoni dzierżył halabardę lub pikę. W każdym razie broń prezentowała się egzotycznie. To było Nowe Hollar - stolica Wysokich Elfów, zbudowana na elfich fundamentach. W ciągu ostatnich lat stała się jednym z najpiękniejszych miast Keronu. Ostatnią ostoją chylącej się ku upadkowi rasy elfów. Najznamienitszych z nich: Wysokich Elfów. To z tego powodu Nowe Hollar słynie z ekstrawagancji i wysoko rozwiniętej kultury. W stolicy mieści się Akademia Magiczna - wielkie centrum nauk przyciągające utalentowanych z całego kontynentu, w którym zdobyć można najlepszą edukację dostępną za pieniądze. Uniwersytet jest stosunkowo nowoczesną instytucją, której liberalni wykładowcy ścierają się podczas wykładów z religijnymi konserwatystami z zachodu.

Witajcie w najjaśniejszym klejnocie kontynentu, przybysze — odparł dumnie strażnik. Słowa te kierował do czarnego rycerza Mordreda wraz ze stacjonującymi za nim towarzyszami. Po jego prawicy profesorem Alamadriusem, zaś z lewej strony wychylała się niebieska dama — Heina Mroźna.

Co sprowadza tak liczną grupę magów do Nowego Hollar?
Ostatnio zmieniony 10 lis 2019, 18:59 przez Callisto, łącznie zmieniany 2 razy.

Re: Przystań

2
Biel niemal uderzała w oczy. Wobec takiego olśniewającego widoku, Mordred poczuł się wręcz nieadekwatnie, jak szczur między gronostajami. Po chwili jednak przypomniał sobie, że wygląda też jak wrona na czele stada pawi i że powinien mieć na to wyjebane. Byłoby jednak miło, gdyby rzeczone pawie odezwały się we własnej cholernej sprawie.

- Nie jest tajemnicą, że Obrończyni Nowego Hollar, Szanowna Callisto, jest wielką zwolenniczką wolności magicznej i swobody jej nauczania. - Widząc, że znów nie może liczyć na jakiś odruch inicjatywy, musiał sam zabrać głos. Znowu. - Wiedzeni wizją swobody jaką oferuje wasze postępowe miasto, ci pielgrzymi przebyli długa drogę, poznawać nowa wiedzę i dzielić się własną.

Mordred z zasady nie korzystał z kłamstwa. Jeżeli nie planowałeś się szybko ulotnić, kłamstwo to chujowy fundament by cokolwiek budować. Wymagało też zdolności budowania fałszu z kamienna twarzą i uwagi by nie zabłądzić w szczegółach własnych krętactw. Wypróbowana broń na dworach i lubiana też w szemranych okolicach.
Jednak jak nauczył go Magistri, prawda ujawniana w różnych stopniach, oraz kontekst w jakim ją przedstawiano, były narzędziem które leżało mu w rękach dużo lepiej niż jakiekolwiek łgarstwo. Nie kłamał więc i tym razem. Po prostu przyciął długą listę powodów tej podróży.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Przystań

3
Obrończyni Nowego Hollar deklaruje pomoc wszystkim utalentowanym, lecz was jest przeszło setka — odparł zdumiony i nieco zdenerwowany elfi strażnik. — Musicie zostać sprawdzeni, wasz bagaż. Te wszystkie dzieci, istoty... Te — wymieniał jak typowy urzędnik, którego przeraził nawał nadchodzącej pracy. W tymże momencie na przód wyłoniła się niebieska istota. Chybkim ruchem wyminęła tęgiego rycerza w czarnej jak smoła zbroi i rzekła:

Jam jest Heina Mroźna, pełnoprawna czarodziejka uniwersytetu Oroskiego. Przyprowadzamy wam rozmaitej maści czarodziejów i czarodziejki. Magów i kapłanów. Apostatów i szamanki. Wszyscy pod jednym sztandarem przybyli tu. Do ostatniej naszej nadziei. Ledwo uszliśmy z życiem, gdy zaatakowała nas kawaleria zakonna. Wielu poległa, umożliwiając zgromadzonym tutaj ucieczkę...

Zakon dokonał aktu agresji na magach !? — spytał jeszcze raz nie dając wiary słowom lodowej czarodziejki.

Mości Callisto musi się o tym dowiedzieć czym prędzej. Procedury są jednak nieuniknione. Nie wejdziecie do miasta, póki nie zostaniecie sprawdzeni. Póki to się nie stanie. Możemy zapewnić wam halę i kilka pomniejszych placówek w obrębie wyspy, której nie możecie opuścić.

W tym momencie głos zabrał Alamadrius. Starszy uczony przyjął słowa elfa jako swego rodzaju obelgę. Czarodzieje i czarodziejki traktowani byli niczym więźniowie, zamknięci w miasteczku. Odizolowani. Czekający na rozwój wydarzeń. Jadu nie poskromiła także Heina, jej kujące słówka sięgały wysokiego długouchego.

Rozpoczęła się infiltracja przybyłych. Strażnicy doglądali ich transportu. Dostojnie odziani skrybowie spisywali wszystko. Spięte kucyki długich brązowych włosów świadczyły o pracownikach pałacu burmistrza. Ci z drewnianą deseczką, na której umocowanych było kilka karteluszek, spisywali dane podróżnych. Mordred mógł przyglądać się kolejnemu etapowi tej szaleńczej eskapady. Tylko do czego ich doprowadzi?

Wtem przykry widok zajęła mu postać kobiety. Zamaskowana czarodziejka bądź szamanka. Niewątpliwie potężna istota, którą miał okazję poznać na wybrzeżu jeziora Keliad, stanęła na wskroś. Jej nietypowy ubiór mógł wskazywać na równie nietypowe usposobienie.
Uzurpatorka zniknęła z miasta — odparła twierdząco. — Dlatego nas tutaj trzymają. Tylko ona może podjąć decyzję o przyjęciu zebranych. Dlaczego zależy ci na spotkaniu tej elfiej kobiety?

Chwilę po uzyskaniu odpowiedzi, czarownica wspomniała coś jeszcze. Niezbyt jasno, bowiem zniknęła następnie między innymi utalentowanymi.
Szukają Cię. Niski człek dopytywał o ciebie. Przyjaciel mówiący wierszem.

Nim Mordred zderzył się z informacją, w dłoni pozostał mały kamień. Ot co, kamyczek z wyrzeźbionym symbolem.

Re: Przystań

4
Mordred westchnął. Chciałby już z całą pewnością powiedzieć, że jego udział w exodusie dobiegł końca, ale dopóki nie znajdzie się najebany pod stołem w tawernie, nie będzie sobie robił przed wczesnych nadziei. W każdym razie, teraz sprawa spoczęła na barkach urzędników, ku ogólnemu niezadowoleniu przybyłych. Ale prawdę mówiąc, ci ludzi byli niezadowoleni na długo przed jego przybyciem do ich obozu. Samemu nie będąc nigdy publicznie znaną i szanowaną personą, nie mógł podzielać ich oburzenia na (z ich perspektywy) impertynenckie traktowanie. Pewnie czułby się poirytowany wścibstwem, ale też zwykle niewiele miał do okazania. Niemniej pewne iskierki rozdrażnienia przeskakiwały w jego sercu. Chciałby już mieć to za sobą.

Pojawienie się zamaskowanej wiedźmy, powitał więc jako dość pożądane odwrócenie uwagi.

Na wieść o tym, że szefowa wszystkich szefowych akurat teraz musiała się ulotnić, zatrzymał przekleństwo za zębami. Mandy nie musiała się tak krępować. W dodatku choć nie cielesna w tym momencie, Mordred był pewien, że jej dłoń właśnie zawarła bliższą znajomość z jej twarzą.

Na pytanie o spotkanie, wzruszył ramionami nim odpowiedział. - Prawdę mówiąc, nie planowałem się z nią nawet spotkać. Chciałem tylko odwrócić jej uwagę od złego towarzystwa w jakie się pakuje, nie znając nawet pełnej stawki. Nie lubię gdy ktoś ląduje w grobie z powodu fałszywego przyjaciela.

Zaraz potem wiedźma zniknęła w tłumie. Mordred miał wątpliwe szczęście wpadać na ekscentryczne kobiety. Pozostał jednak z ciekawą informacją. Ktoś go szukał? Przegrzebał w pamięci niskich osobników z jakimi miał styczność...

- Kupiec Shlangbaum? - Pomyślał. Nie cierpiał tego rymującego kurdupla. Zawsze próbował wcisnąć mu lipne akty własności na domy z kamienia.

Wtem otrzymał mentalny odpowiednik trzepnięcia w tył głowy.

- Wyjmij łeb z dupy. - Sarknęła Mandy. - Powiedziała przecież, że przyjaciel. Pewnie chodzi o Hunmara.

- Hunmar nie rymuje. - Mordred odparł trochę naburmuszony, kryjąc tym zażenowanie, że sam nie skojarzył.

- Nie pilnowałeś ostatnio kalendarza. Wiesz jaką mamy datę? Pewnie dostał jedną z tych klątw, które co roku bogowie komuś dosrywają, jakby życie nie było dość gówniane. - Salamandra stwierdziła zgryźliwie.

- Heh... Możesz mieć rację. - Wojownik odparł z rezygnacją. - Skoro mnie szuka, to raczej nie po to, by zaprosić na dzbaniec ciemnego. Pewnie znowu trafimy po pas w jakieś gówno. - Pomyślał z mentalną wersją westchnięcia.

Dopiero gdy jego umysł przetrawił te informacje, zdał sobie sprawę, że trzyma coś w ręce. Po bliższej inspekcji okazało się to kamieniem z wyrytym symbolem, czy runą...

- Znasz ten znak? - Głos Mandy niósł ze sobą cień podejrzliwości, którą Mordred także odczuwał.

- Nie mam pewności... - Odparł. - Jest szansa, że widziałem go w księgach u Magistri jako dziecko, ale to było lata temu. Ponadto, jest cała masa znaków, run i rytów przypominających oczy lub słońce. Nie mogę skojarzyć, czy widziałem akurat ten. - Przyznał mrużąc oczy w zastanowieniu.

Wreszcie, nie mogąc przywołać nic konkretnego, schował kamień do torby.

- Odłóżmy to na potem. Na razie popytajmy o Hunmara. Może przez ten czas coś się ruszy z uchodźcami.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Przystań

5
Nim historią dzielnego krasnoluda cię wzruszę
w pierwszej kolejności przestrzec cię muszę.
Post ten rymem jest napisany,
a rym ten toporny... nie wyrafinowany.


Zapytasz: Skąd taka nagła zmiana?
Odpowiem: Los ma swoje upodobania.
Darowałem wiadro ziemi posiadające liczne zalety,
W zamiana dostałem... Klątwę Poety
Teraz Hunmar musi rymować póki rymów mu stanie,
lub do momentu gdy w karczmie z przepicia padnie.
Dlatego ostrzegam podwójnie czytelniku drogi,
zważ jeszcze raz czy umysł twój silny i srogi.
Za wszelkie straty moralne nie odpowiadam!
Koniec tych wstępów. Do opowieści zasiadam.

Z Twierdzy Orlej Straży wyruszył dni temu wiele.
Nie miał pojęcia gdzie są jego przyjaciele.
Valcerion i Mordred bo o nich tu mowa.
Od lat nie słyszał o nich ni słowa.
Teraz ich szukał gdyż wieczna zima chce wrócić,
a tylko z nimi może plan Orsuli ukrócić.
Przez Turon, Biały Fort i Heliar prowadziły drogi.
Teraz Nowego Hollar powitały go progi.
Szukał po gospodach znajomej twarzy.
Przepytywał magów, kowali, nędzarzy.
Tym sposobem trafił do wyszynku w porcie.
"Nie znam takowych" - karczmarz mówił uparcie.

I tak Hunmar siedzi smętnie nad kuflem piwa,
czeka aż do głowy przyjdzie myśl błyskotliwa.
Co zrobić dalej? Ruszać w drogę czy czekać.
Decyzji nie można zbyt długo odwlekać.
Wtem wkroczyła do karczmy półmroku
postać... to Mordred z mieczem u boku!
Krasnolud ruszył mu na powitanie:
"Sulonowi niech będą dzięki za to spotkanie.
Pół Keronu Twym śladem przemierzyłem,
w powodzenie mej misji już prawie zwątpiłem.
Ale jesteś. Dobrze, że wreszcie Ciebie znajduję
gdyż pomocy twojej bardzo potrzebuję.
Musimy skończyć to co zaczęte.
Musimy zamknąć co niedomknięte.
Ale na razie odłóżmy nasze troski i smutki.
Karczmarzu! Polej nam najlepszej wódki!
Trzeba opić to nasze spotkanie
Niech się wreszcie skończy to rymowanie."
Spoiler:
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Przystań

6
W karczmie chybko obsłużono obcych, lejąc im lokalnych specjałów kilkakroć. Wychudłe elfy przemykały między równie cherlawymi stolikami, nosząc tace pełne obfitości. A czynione to było z pełną gracją i kunsztem, jakoby odgrywały spektakl na scenie. Mężczyźni tej znamienitej maści, a także kobiety nosili się w utkanych tą samą nicią kostiumach. Krój mieli odmienny, mimo to wciąż podobny. Dolne piętro izby pękało w szwach od przyjezdnych magów, jakże i od tutejszych mieszkańców. Ci mówili ciszej, a nawet szeptem, pochyliwszy się nad długim uchem słuchacza. Z drugiej strony przyjezdni. Młodzi, uradowani lub przeciwnie - starzy, strudzeni podróżą - donośnie wylewali swe smutki po upiciu elfiego miodu czy wina. Tego samego, które promowała obecna głowa elfiej stolicy. Mości Callisto Morganister. Obrończyni miasta, niestosownie zwana uzurpatorką. Często widywana z złotym pucharem w dłoni. O niej tu nie mówiono. Wcale a wcale. W końcu elfów nie słyszeli. Przynajmniej nie tych tutejszych, wysokich. Izbę wypełniało pijackie przekrzykiwanie i zapach palonego tytoniu. Wielce popularnego w przybytku nad rzeką Sarą.

W prawym skrzydle, gdzieś za wysokimi siedziskami, na przymocowanych do ściany ławkach siedzieli dawni kompani. Skryci w cieniu dębowych mebelków czy najrozmaitszych bibelotów, mogli liczyć na chwilę odosobnienia. Bo nikt ich nie słuchał, nikt. A powiedzieć mogli sobie wiele.

Krasnolud przebył długą drogę nim opuścił północ. Miejsce, skąd przyniósł kolejne trwogi na ten spustoszony konfliktami obszar. Spotkawszy innego niziołka, uzyskał niepokojące jego osobę wieści. W jego mniemaniu owa kapłanka powróciła, mącąc wyznawcom Turoniona w głowach. Boga, zdaniem Hunmara, okrutnego. Na którego zamknął się bezpowrotnie. Nie dopuszczając do siebie wytłumaczeń wedle, których wieczna zima była silą hamującą inwazję odrażających skorupiaków - drzazgonogów. Tarczom przeciwko nadchodzącemu złu nieujawnionego demona, o którym wspominał inny niziołek nawiedzany wizjami śnieżnej elfki. O narzędziu potężnej istoty, jaka pokrzyżowała plan sprawiedliwego Pana Lodu. Bo któż uchronił Kerończyków od zimna? No tak...

Czy to wszystko miało sens? Kto pociągał za sznurki? I dlaczego los sprawił, że spotkali się w tym zwariowanym mieście? Tym dziwacznym mieście elfów.
Spoiler:

Re: Przystań

7
Krasnolud siedział pochylony nad kielichem gorzałki. Czarne włosy spoczywały w nieładzie a z warkoczy na brodzie wysupłały się pojedyncze ciemne kępki. Biała niegdyś szata z symbolem liścia z przodu i z tyłu, mocno poszarzała i ewidentnie prosiła się o pranie.

- Myśli, że sam Turonion do niego przemawia... pfff... Próbowałem przekonać go wszelkimi sposobami, ale ta biała wiedźma całkowicie go opętała. Najgorsze jest to, że jego moc jest ogromna... dawno nie spotkałem tak utalentowanego i silnego kapłana. I Orsula przekonała go, że zima była dobrem..., że chroniła Keron przed jakimś wydumanym niebezpieczeństwem... Drzazgonogami czy jakimś innym plugastwem... Popełniliśmy błąd, że ją tam zostawiliśmy... wtedy w tej lodowej komnacie. Musimy... Mandy musi dokończyć dzieła.

Hunmar zrobił krótką pauzę po czym mówił dalej.

- Opowiedz co się działo po naszym rozstaniu. Szukałem twoich śladów w Turonie ale na nic nie natrafiłem. Postanowiłem wtedy udać się na południe gdyż pomyślałem, że taki właśnie kierunek obrałeś. Czy się myliłem?
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Przystań

8
Dobrze było zobaczyć dla odmiany przyjazną twarz. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach. Krasnolud rzucił na niego ciężką rewelację, tak że Mordred nie wiedział nawet jak zacząć opowiadać o własnych trudnościach. Siedział zatem trzymając w jednej ręce kielich a na drugiej, opartej łokciem o blat i zwiniętej w pięść, oparł twarz, słuchając wywodu dawnego kompana.

Hunmar przynajmniej przestał rymować.

- Najwyraźniej wóda robi dobrze na wszystko. Łamie nawet klątwy. - Pomyślał z lekkim rozkojarzeniem.

- I całe szczęście. - Wtrąciła Mandy. - Gdyby chciał zdać sprawozdanie wierszem, zdzieliłabym go krzesłem.

Gdy padło imię Orsuli, chociaż wyraz jego twarzy nie zmienił się, to dał się słyszeć cichy chrzęst odkształcanego metalu. Trzymająca wykonany z taniego żelaza kielich dłoń, zacisnęła się odruchowo z siłą większą niż mógłby wykrzesać świadomie.

Nie miał dobrych wspomnień z ukrytej wioski. Śnieżna sekta najpierw uprowadziła Iscara, którego losu nigdy nie poznał. Tam też zginął Danarim. Nie jak wojownik w walce ani nie stracony jako jeniec wojenny. Poderżnięto mu gardło podczas negocjacji. Nie nazwałby może obu mężczyzn swoimi przyjaciółmi - Iscara znał za krótko a Danarim był dość oschłym profesjonalistą i służbistą - ale oboje byli mu towarzyszami broni. Razem narażali życie przeciw bandytom, demonowi i wreszcie nowemu szczepowi kultystów.

Mężobójstwo i synobójstwo oraz wieczna zima którą później odkryli, były jedynie posypką na gównianym torcie.

Przymknąwszy oczy w zastanowieniu, pociągnął łyk trunku po czym odezwał się wreszcie.

- Nie wykluczone, że Turonion naprawdę do niego mówi. Jeżeli jest tak potężnym kapłanem jak sugerujesz, byłby użytecznym narzędziem w zaprowadzaniu tego, co lodowaty bóg, nazywa sprawiedliwością... Ciekawe kto ustala kryteria tej sprawiedliwości... - Prychnął na koniec.

Wziął kolejny łyk i kładąc łokcie na stole, splótł palce przed twarzą, przyjmując tak zwaną pozę ambasadora. Spojrzenie wyklarowało się, gdy spoglądał na Hunmara a głos zabrzmiał bardziej rzeczowo.

- Jeżeli Orsula nie wystarczyła, czemu miałby ograniczać się do jednego apostoła? Zważ na to, że między krasnoludami, jesteś odszczepieńcem. Twoja rasa jest naturalnie związana z Turonionem, tym bardziej kapłani. Przekonanie go, że jego bóg i stwórca może nie być tak wspaniały jak dotąd wierzył, nie zostanie dokonane choćby najgorliwszymi słowami. - Oznajmił.

- Twój krajan wierzy w sprawiedliwy kataklizm, jako obronę przed nieznanym zagrożeniem... Najlepsze kłamstwo to takie, które ma oparcie w prawdzie. - Mordred spojrzał krasnoludowi w oczy gdy wyjawił mu nowinę. - Drzazgonogi są prawdziwe.

Jednak zaraz potem, jakby rozpraszając wszelkie napięcie jakie budował, rozluźnił pozycję i znów napił się gorzałki.

- To mało znane stworzenia, jednak nie są one jakąś mityczną plagą. Jeśli dobrze poszukasz między księgami przyrodniczymi, znajdziesz o nich skąpe wzmianki. Jednak to tyle jeżeli chodzi o inwazję. To stwory głębinowe. Żyją pod ziemią, w jaskiniach i zasypanych ruinach, na głębokościach gdzie ludzie się nie zapuszczają. Kontakt z nimi jest niezmiernie rzadki, ale ich pół mityczność łatwo może nakręcić paranoję.

Na chwilę przerwał wyjaśnienia, najwyraźniej dla złapania oddechu. Nie dał jednak krasnoludowi długo czekać na ciąg dalszy.

- To zwierzęta. Sugerowanie, że nieustępliwa zima jest niezbędna by je zatrzymać, to jak urządzać krucjaty przeciw borsukom. Też są wredne, żarłoczne i lepiej trzymać się od nich z daleka, ale nikt nie twierdzi, że spustoszą kontynent. - Mordred skwitował, przewracając oczami z zażenowania.

Wreszcie na powrót przyjmując nieco poważniejszą postawę, wrócił też do samej Orsuli.

- Nie jestem szczęśliwy wiedząc, że Orsula może zyskać sojusznika i przypuścić kolejny atak na Keron. Ich ostatnie szlachetne działania, zdziesiątkowały populację. Ale prawdę mówiąc, nie wiem jak miałbym ci pomóc. Poprzednim razem, pokrzyżowaliśmy jej plany praktycznie cudem. Prześlizgnęliśmy się przez wioskę pełną wrogów tylko dlatego, że śmierć Danarima uspiła ich czujność. Szczęśliwie znaleźliśmy właściwą drogę do komnaty głównej i równie szczęśliwie, nie było tam całej armii.

Być może istotnie było to szczęście, a może jak mówiła Anais, Magistri poprowadził ich cienką jak włos ścieżką między falami przeznaczenia. Ale na ten temat nie zamierzał się rozwodzić.

- Mandy zniszczyła wprawdzie artefakt, którego Orsula używała w rytuale, ale reakcja zwrotna zniszczyła jej fizyczną formę. Co gorsza, Turonion do którego ten kryształ musiał należeć, zdołał wówczas schwycić jej ostatnią iskrę i uwięzić w jednym z własnych lodowatych wymiarów. - Mordred wycedził przez zęby, nie patrząc już na Hunmara ale mrużąc oczy wpatrywał się przez okno gdzieś w dal. - Odzyskanie jej było... Problematyczne... Nie chciałbym ryzykować powtórki.

To było grube niedopowiedzenie. Mordred niemal postradał rozum gdy Mandy zniknęła niszcząc kryształ. Jednak tym co zostawiło największe piętno, była świadomość, że Turonion przechwycił jej "duszę", tym samym uniemożliwiając im ponowne zjednoczenie nawet po śmierci. Co gorsza, istota ognia w uścisku boskiego mrozu, musiała czuć się niczym w osobistym piekle. Było to coś, za co nie tylko ideowo ale bardzo prywatnie, nienawidził Pana Lodu.

- Byłoby dobrze wiedzieć, wobec czego tak naprawdę stoimy. Nie możemy we dwójkę znów targnąć się na ślepo na cała sektę i liczyć na pomyślny rzut kości. Nie wiemy na czym chce oprzeć swoje obecne plany. Relikty zdolne manipulować pogoda na taka skalę, nie rosną jak grzyby po deszczu.

Dopił wreszcie resztę swojego trunku i zwilżywszy gardło znów przemówił.

- Pytałeś też co porabiałem od naszego rozstania... To dość złożona opowieść. Mianem wstępu mogę ci powiedzieć, że gdy się rozstaliśmy, udałem się dalej do Thirongadu, by pokrzyżować plany Ate. Może ja pamiętasz. Demonica czytająca w myślach i rzucająca iluzje... Tam natknąłem się na ponurego typa i na krótko sprzymierzymy się, by ratować dzieciaka. Jednak w kluczowym momencie, utknąłem w tłumie pielgrzymów. Ten drugi poświęcił się w słusznej sprawie i został miejscową legendą. Może nawet świętym. Coś w tym stylu. - Rzekł wzruszając ramionami. - Ja zostałem w taniej karczmie i przez kilka tygodni wegetowałem z dnia na dzień. Wreszcie pewna kapłanka odprawiała rytuał, który przerzucił mnie przez pieprzone pół kontynentu.

Podniósł kielich i z pewnym zawodem upewniając się, że faktycznie jest już pusty, mruknął.

- Ale jeżeli chcesz usłyszeć po co i co robiłem od tamtej pory, powinniśmy zamówić więcej picia, bo to zupełnie nowy worek szczurów a mnie już gardło parcieje od gadania.
- No ale w miedzy czasie, co tam u ciebie. Dałeś mi tylko bardzo zdawkowe, choć istotne ostrzeżenie.
Spoiler:
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Przystań

9
Gorzałka była podła w smaku i do tego jeszcze ciepła, jakby zamiast w piwnicy trzymana była przy kominku. Ale czy można by spodziewać się czegoś lepszego po portowej karczmie. Hunmar zawołał na wychudłą służącą przecierającą pobliski wolny stolik czarną od brudu szmatą.

- Hej dziewko! Przynieś nam cały antałek tego trunku. Nie będziemy cię wołać co każdy kielich. - Kobieta spojrzała na nich zmęczonym wzrokiem po czym wróciła do szorowania blatu. - Tylko migiem! I przynieś ją tym razem z piwnicy, a nie z pod szynkwasu.

Podnosiłem ten sam argument... Wielka Zima minęła trzy lata temu... TRZY LATA! - Hunmar uderzył pięścią w stół by podkreślić ostatnie słowa. - Gdzież są te mityczne drzazgonogi? Spotkałeś na swojej drodze? Mówisz trochę jakbyś je znał.

Butelka z ciemnego szkła stanęła pomiędzy nimi na blacie. Kobieta która ją przyniosła nawet na chwilę się przy nich nie zatrzymała. Krasnolud chwycił naczynie by wyciągnąć korek i rozlać trunek do kielichów. Ciepła... Na krew i popioły!

Ja... cóż ja przebywałem przez chwilę w Turonie. Założyłem zbór Sulona i przez kilka miesięcy pracowałem tam lecząc mieszkańców miasta. Czułem jednak, że czegoś mi brakuje i gdy tylko nadarzyła się okazja wyruszyłem z grupą gnomów do góry Gautladii... Dostaliśmy zadanie oczyszczenia świątyni Kiriego... To była całkowita klęska... gnomy zginęły a mnie ledwo udało się ujść z życiem. Trafiłem później do Twierdzy Orlej Straży znajdującej się po wschodniej stronie Karelin. Orla Straż jest organizacją która stanowi pierwszą linię obrony przed demonami z Morlis. Spędziłem tam kilka miesięcy. Leczyłem ludzi, brałem udział w wyprawach. Myślałem, że zagrzeję tam miejsce na dłużej.

Hunmar odchylił się na krześle i upił spory łyk z kielicha

- Ale pojawił się Sol Mhyrr. Orsula, lub może i faktycznie sam Turonion, poprowadzili go prosto do mnie. Opowiedziałem mu historię naszej wyprawy... bez szczegółowych lokalizacji... zresztą sam nie wiem czy trafiłbym ponownie do tej wioski. Liczyłem na to, że ta opowieść nasyci go grozą i że sam odrzuci spaczone wizje. Tak się nie stało. Krzyczał o jakimś potężnym demonie który ma zesłać na Keron drzazgonogi. Próbowałem przemówić mu do rozsądku innymi... metodami. Nie udało się. Próbowałem uzyskać pomoc dowództwa straży. Nie dostałem jej. I tak znalazłem się poszukując was do pomocy.

- Sol Mhyrr włada potężną magią ludu. Sama jego obecność zmroziłaby gorzałkę w tej butelce. Gdy spotkają się z Orsulą, a stanie się to prędzej czy później, to ich połączone moce bez trudu wytworzą artefakt i temu musimy zapobiec. Musimy pierwsi ją znaleźć i odpowiednio... uciszyć.

Krasnolud upił kolejny łyk trunku i nachylił się ponownie w stronę Mordreda.

- Tak wiem, że pojawiłem się tu nagle ni z gruchy ni z pietruchy. Zdaję sobie sprawę z tego, że pewnie wykonujesz teraz inne zadania - chętnie ci w nich pomogę. Wiem, że jesteśmy tylko we dwójkę... razem z Mandy we trójkę. Jeśli chcesz możemy powypytywać za Valcerionem i tą dziewką... jak jej tam było... Możemy poszukać kogoś do kompanii chociaż armii ludzi pewnie nie uzbieramy... Byleby tylko te działania nie przeciągnęły się w czasie. Lepiej jest zapobiegać niż leczyć. Pamiętaj, że tylko my znamy całą tą historię.

- Rozumiem też twoją obawę o Mandy... Pamiętam naszą wyprawę na północ. Zapytaj jej co sądzi o tym wszystkim.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Przystań

10
Mordred słuchał, niekiedy kiwając głowa w potwierdzeniu. Na wieść o klęsce w kopalni skrzywił się. Takie niepowodzenia potrafiły długo ciążyć w pamięci. Słuchając, wolno sączył gorzałkę. Nawet jej marna jakość nie przeszkadzała mu zbytnio. Biorąc pod uwagę, że pijał takie szczyny, że powinien już sobie wykształcić odporność na trucizny, tutejsza wódka była wręcz przyzwoita.

- Hmm. - Mruknął wreszcie. - Może nie wyglądam, ale swego czasu dużo czytałem. Nadal lubię czytać, choć okazji już znacznie mniej. Gdy byłem młodszy interesowały mnie wszelkiej maści paskudy. Gady, skorupiaki, robactwo... Również pod kątem tego, które są jadalne i jak w warunkach polowych je przyrządzić. Wtedy też, pierwszy raz o nich przeczytałem. Czy spotkałem je kiedyś? Nie. Wszystko co ci powiedziałem, pochodzi z ogólnodostępnych źródeł. Co mogę dodać od siebie, to że zdarzyło mi się rozmawiać z pewnym historykiem, który teoretyzował, że dawne plemiona, mogły używać drzazgonogów w obrzędach pogrzebowych, by przyspieszyć mumifikację. Może dlatego, spotyka się je niekiedy w grobowcach. Ale nie natrafiłem na nic, co wskazywałoby na możliwość plagi.

- Chociaż...

Tutaj urwał i zamknąwszy oczy, stukał palcem w blat stołu. Po zmarszczonym czole, widać było, że coś intensywnie rozważa. Wreszcie musiał dojść do pewnych wniosków, bo odezwał się, otwierając na powrót oczy.

- Wspomniałeś teraz, że Sol Mhyrr, przestrzegał przed demonem. Pominąłeś ten fakt, za pierwszym razem, a przedstawia mi on ciekawą, choć niesprzyjającą perspektywę. Słyszałeś o Krainie Mroku? - Zapytał, zdawałoby się bez związku z tematem. Nie kazał jednak długo czekać na wyjaśnienie.

- Informacje na ten temat są bardzo chaotyczne, ale z tego co wyczytałem i dopytałem się podczas skąpych wolnych chwil między uchodźcami, to swoista rubież stworzenia. Margines w domenie Hyurina, gdzie podobno ukrył się Garon. To wymiar gdzie skupiają się najgorsze instynkty, zamieszkany przez agresywne i brutalne istoty oraz pełne nienawiści i niespokojne dusze zmarłych.

Był to obszerniejszy temat, ale encyklopedyczne przedstawienie go, zajęłoby zbyt długo. Mordred musiał więc streścić to co uważał za najistotniejsze.

- Kapłanka która mnie tu sprowadziła, powiedziała że władczyni tego miasta - Callisto Morganister - jest naznaczona Mrokiem. Jakaś siła, wykorzystuje ją tak jak Turonion Orsulę i Sol Mhyrra. Początkowo sądziłem, że to sam Garon jest odpowiedzialny, ale może mierzyłem za wysoko i sądząc po twoich słowach, może to tylko potężniejszy demon z Krainy Mroku. - Zasugerował rozważającym tonem.

- Z tego co zrozumiałem, celem istoty jest sprowadzenie Mroku na Keron i zamienienie go w żerowisko swoje i sobie podobnych. Morganister jest ambitna. Chce tego samego co każdy władca - Zapisania się w kartach historii i przyszłości dla swojego rodu. Idealna osoba by podszeptywać jej sposoby na umocnienie władzy przez sięgnięcie po pewne sztuki i rytuały...
- W odróżnieniu jednak od Orsuli i Sol Mhyrra, sama Morganister, zdaje się jednak nie wiedzieć czyimi kartami gra, a zamordowanie kogoś za ignorancję, zostawia mi pewien niesmak w ustach.

Jakby na potwierdzenie, Mordred skrzywił się przy tych słowach.

- Pomijając nawet całkiem realny fakt, że Callisto jest zapewne broniona nawet lepiej niż kapłanka śnieżnych elfek. - Dodał jeszcze, pociągając solidny łyk z kielicha.

- Dlatego właśnie tu jestem. Jako że zabicie władczyni Nowego Hollar, w dwójnasób mi nie leży, zdecydowałem się walczyć z mroczną istotą jej własną bronią. Zaoferować Callisto coś, na czym będzie mogła oprzeć swoje ambicje, nie sięgając po ryzykowną magię Mroku. Sprowadziłem tutaj uchodźców, wypędzonych z Oros przez Zakon. Magowie i mędrcy. Heretycy i apostaci. Druidzi i wiedźmy. Całe tuziny ludzi i elfów niosących nową wiedzę. Coś co powinno przyciągnąć uwagę Callisto, znając jej fascynacje magią. - Wyjaśniał, wykazując przy tym wyraźnie większe ożywienie. Widać było, że to jego swoisty projekt. Zaraz jednak uszło z niego powietrze.

- I tutaj trafiłem na obecny problem. Callisto nie ma w mieście. Straż portowa i urzędnicy zatrzymali cała gromadę i przeszukują bagaże, bo formalnie nie mogą wpuścić takiej ilości bez potwierdzenia samej władczyni. Nie mogą jednak teraz zawrócić. Za daleko zaszli i nie mają dokąd iść a i mnie to nie na rękę. I tak się tutaj znalazłem. - Podsumował.

- Wracając jednak do twojej sprawy... Gdy wspomniałeś o demonie, pomyślałem właśnie o własnej misji. Być może to właśnie tą istotę miał na myśli Sol Mhyrr? Może źle zinterpretował wolę Tutoniona lub - co bardziej prawdopodobne - to wewnętrzne rozgrywki nawet między apostołami i Orsula wprowadziła twojego znajomego kapłana w błąd i drzazgonogi nie mają z tym nic wspólnego, ale były dla niej dobrym argumentem?

- To by wskazywało, że przynajmniej chwilowo mamy wspólnego wroga, ale diametralnie rożne metody na walkę z nim. - Tutaj zastanowił się na chwilę. Kolejna myśl lęgła się w jego głowie aż wreszcie przegryzła czaszkę, wydostając się na zewnątrz.

- Początkowo nie planowałem nawet widzieć się z Callisto... Ale mając twoje wsparcie, może zdołałoby się ją przekonać o zagrożeniu ze strony śnieżnych elfek. To daleko idący optymizm, ale może zyskalibyśmy wsparcie zbrojne zamiast znów brać ratowanie świata tylko na nasze barki. Przy odrobinie szczęścia, jeżeli przekonamy ją też, że będzie mogła przypisać sobie zasługi zbawcy Keronu i w ten sposób wzmocnić swoja pozycję na światowej arenie, może odciągniemy ją też od podszeptów mrocznej istoty. Pokrzyżowalibyśmy plany kilku graczom naraz. - Tym razem uśmiechnął się szczerze, jak gdyby rozbawiony myślą o absurdalnie złożonym dowcipie ze światową puentą.

- Porozmawiam też z Mandy. - Dodał na koniec. - Ale nie obiecuję niczego i nie zamierzam jej do tego namawiać ani przekonywać. Mam jednak nadzieję, że jej bezpośrednia ingerencja nie będzie znów konieczna. - Przyznał, ku zdziwieniu absolutnie nikogo.
Spoiler:
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Przystań

11
Wielu mądrych tego świata powiadało, że najlepszym sposobem na poznanie osoby jest przestudiowanie jej historii. Pani Morganister taką historię posiadała. Bezsprzecznie bogatą, a jej znaczący fragment skrywały mury Nowego Hollar. Każdy z mieszkańców wiedział, kim wcześniej była. Słyszano o niej, gdy zamieszkiwała slumsy, albowiem wtenczas nazywano ją wiedźmą ze slumsów. Gdzieś w dzielnicy biedoty, tam na skraju architektury Wysokich Elfów i ludzi, musiała skrywać się klitka. Ta, w której wydano na świat elfie potomstwo uzurpatorki. I ta, gdzie niezaprzeczalnie dokonało się wiele złego...

Przemyślenie Hunmara ~ Cecha: Mędrzec.

Re: Przystań

12
Hunmar słyszał o Krainie Mroku jeszcze podczas nauk w Turonie. Przedstawiona mu została jako domena Garona znajdująca się poza wzrokiem zarówno Bogów jak i mieszkańców Herbii. Miejsce w którym pan chaosu zbiera armie nieumarłych dusz by w dniach ostatecznych przejąć władzę nad światem. Czy mają teraz do czynienia z forpocztą armii chaosu? Czy zbliża się kres dni?

Krasnolud zmarszczył brwi próbując przypomnieć sobie dokładne słowa Sol Mhyrra.

- Fakt, nie zwracałem dokładnej uwagi na jego słowa gdyż uważałem je za kłamliwe podszepty Orsuli. Cóż... powiedział mi tylko, że za inwazją drzazgonogów stoi jakiś potężny demon. Żadnych szczegółów. Jeżeli to wszystko co mówił ten krasnolud jest prawdą... Wiesz jakie to wszystko ma implikacje? Czy zrobiliśmy źle niszcząc ten kryształ? Być może powinniśmy przyłączyć się do Orsuli powstrzymując w ten sposób mrok? - Krasnolud pokręcił głową po czym wypił cały kielich gorzałki do dna i nalał sobie następny.

- Słyszałem o Callisto Morganister... W karczmach w Saran Dun o niczym innym się nie mówi. - Hunmar Nachylił się do Mordreda i ściszył nieco głos. - Nazywają ją uzurpatorką. Mówią że zabiła burmistrza i rektora akademii przejmując bezprawnie władzę w mieście. Mówią że to ta sama Wiedźma Callisto która parała się rzucaniem klątw i usuwaniem ciąż gdzieś na bagnach w zachodniej prowincji, a później w slumsach Nowego Hollar. Mówią, że zawarła pakt z Garonem który w zamian za wsparcie uczyni ją królową Keronu. Mówią też ze zrobiła z akademii siedlisko nekromantów i nie minie miesiąc nim Zakon Sakira zrówna całe miasto z ziemią.

Krasnolud odchylił się z powrotem na opierając się na krześle.

- Nie wiem ile prawdy jest w tych słowach. Wiem tylko tyle, że jest to persona niebezpieczna. Jeśli faktycznie zawarła pakt z mrokiem to trudno będzie nam przebić ofertę. Z drugiej strony nie chciałbym by Nowe Hollar stało się kolejnym Morlis. Bramą przez którą Garon wtargnie na ten świat...

- Myślę, że nieobecność Callisto w mieście możemy obrócić na swoją korzyść. Poznajmy trochę tę kobietę. Przyjrzyjmy się jej przeszłości. Odnajdźmy chatę w slumsach w której pracowała i zobaczmy co się w niej kryje. Może znajdziemy coś czego będziemy mogli użyć jako karty przetargowej.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Przystań

13
Mordred mimowolnie uniósł brew, zaskoczony wątpliwościami krasnoluda. Te dało się jednak - jak sądził - dość łatwo stłumić, jeżeli nie rozwiać. Splótł palce razem kładąc dłonie na stole. Na szczęście nikt skomentował, że siedzi jak profesor tłumaczący coś uczniowi. Jeszcze żenady fałszywego intelektualizmu mu brakowało.

- Nie wiemy, czy zniszczenie kryształu umożliwiło jakiś kataklizm, ale wiemy, że uratowało wielu przed śmiercią z głodu i zimna. Możemy zastanawiać się, czy to dobra wymiana, ale nie zmienimy już tej decyzji. - Mordred nie sądził, by musiał tłumaczyć Hunmarowi oczywistości, ale może przypomnienie ich, pozwoli mu uspokoić sumienie. Bardziej istotny, był ciąg dalszy tej myśli.
- Jeżeli jednak chodzi o teraźniejszość... Jeżeli rozważałeś odszukanie Sol Mhyrra i Orsuli i zawarcie sojuszu... Pomyśl na czym stoimy. Turonion nazywany jest sprawiedliwym, lecz nie łaskawym. Sprawiedliwość którą on sam definiuje, pozbawiona łaski, jest zwykłą wymówką dla mściwości. A obraziliśmy go wyraźnie. Ty jesteś odstępcą, który wyrzekł się go, choć jest stwórcą twojej rasy. Mało tego. Byłeś jego kapłanem, więc i o bluźnierstwo można cię posądzać. Ja jestem heretykiem i świętokradcą, bo siłą Mandy i własną dłonią, zniszczyłem relikt który podarował swym wyznawcom. My wszyscy którzy tam byliśmy nosimy też brzemię zrujnowania jego planów.
- Przypomniał, rozplatając ręce i tym razem wyliczając na palcach ich grzechy wobec Pana Lodu.

- Turonion nie wybacza. To praktycznie jeden z jego tytułów. Jeżeli wrócimy, nawet pokajani lub z gałązką oliwną wobec wspólnego celu, podłożymy głowy pod topór. Będzie tylko kwestią kiedy jego kapłanka wbije nam nóż w plecy. A to wszystko nie licząc nawet jak bardzo jej samej zaleźliśmy za skórę.

Zaśmiał się cicho lecz bez wesołości.

- Ze wszystkich bogów może tylko Garon dłużej trzyma urazy.

Potrząsnął głową, jak gdyby miało to oderwać jego myśli od tematu i chyba podziałało, bo kolejne słowa dotyczyły już innej kwestii.

- Jeżeli chodzi o Callisto... Słyszałem o jej reputacji i zgodzę się z tobą, że nie jest ona chwalebna. Ale choćby się usrać nie znajdzie się na tym świecie władyki na tyle uczciwego a przy tym wpływowego, żeby podźwignąć kontynent z gnoju w którym się tarza. Nawet jeżeli istotnie jest wiedźmą, to akurat ja jestem ostatnią osobą, która winna za to krytykować. - Z nieco kpiącym uśmiechem, dotknął rękojeści miecza. - Jakiekolwiek grzechy ma na sumieniu, wolę by zapłaciła za te rzeczywiste niż za jeden z którego nie zdaje sobie sprawy. Prawdą jest jednak, że w tej chwili jest dla mnie najmniejszym złem, z którego w dodatku mogę jeszcze coś dobrego wyłuskać.

- Zakon zaczyna coraz szersze pogromy wśród użytkowników magii. Tutaj, właśnie dlatego że jest to gniazdo herezji i sztuk zakazanych, mogą się schronić. Drugim moim celem jak już wiesz, jest użycie ich obecności by osłabić wpływy Mroku. Jeżeli Zakon uderzy na Nowe Hollar i połamie sobie zęby na magicznej potędze jaka chcąc nie chcąc skupi się w tym miejscu uciekając właśnie przed Sakirowcami, to trzecia korzyść. Mieć znajomości wśród takiego nagromadzenia znawców sztuk tajemnych, także może nam się kiedyś przydać, choćby dla dopytania się fachowców, a kilka ciekawych person, które chciałbym utrzymać przy życiu, poznałem między nimi.

- Ale zważywszy na to wszystko, słusznie prawisz, że nie zaszkodzi zebrać informacji. Choć od razu muszę przestrzec by cokolwiek znajdziemy, nie posłużyło nam do szantażu. Nawet jeżeli zdołamy wymusić wówczas na Callisto pewne działania, zyskamy od razu kolejnego wpływowego wroga i to w naprawdę głupi sposób. Zresztą... - Rzucił z pół-uśmiechem. - Z nas dwóch to ty jesteś mędrcem, więc chyba zostawię to na twojej głowie.

Opróżnił raz jeszcze swój kielich i raz jeszcze zwrócił się do kompana. - Chodzi ci po głowie coś jeszcze czy się zbieramy?
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Przystań

14
-Jesteśmy tylko pionkami w grze.- Kapłan pokręcił głową z rezygnacją. - Nie znamy ani zasad gry ani liczby graczy. Decyzje które podejmujemy w krótkiej perspektywie mogą być dobre, ale na dłuższą metę mogą przynieść chaos. Mogą też nie mieć żadnego znaczenia. Błądzimy prawie jak w gęstej mgle nie wiedząc czy to po czym stąpamy to solidna droga czy kruchy lud.

-Przymierze z Orsulą, Sol Mhyrrem czy jakimś innym kapłanem Turoniona faktycznie może nie być najlepszym pomysłem. Pamiętaj tylko, że obranie Morganister za sojusznika może okazać się jeszcze gorszym. Oczywiście nie chcę robić sobie wrogów tam gdzie ich jeszcze nie mam, ale chcę mieć kartę przetargową... asa w rękawie... na wypadek gdyby rzeczy nie poszły po naszej myśli. Widzę, że pokładasz duże nadzieje w spotkaniu z nią... Pamiętaj, że sam fakt wkroczenia do jej domu może uznać za obelgę dlatego mogę zrobić to sam.

Hunmar chwycił kielich w dłoń i ruchem ręki zamieszał jego zawartością. - Zdaje się, że dla mnie ten kielich jest w połowie pusty podczas gdy dla Ciebie w połowie pełny. - Uśmiechnął się życzliwie po czym wypił końcówkę gorzałki. - Teraz jest pusty dla nas obu. Możemy ruszać.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nowe Hollar”