8
autor: Jedenastka
Jasność.
Kuna otworzyła oczy, wsłuchała się w świat, a uspokojona brakiem niepokojących odgłosów – poruszyła się.
Spanie na drzewie, choć możliwe, nie jest wygodne. Przeciągnęła się jak kot, zwiesiła z gałęzi na rękach, wreszcie zeskoczyła na ziemie i tam znieruchomiała znów, nasłuchując...
Nic.
Cisza.
Potarła oczy, chwyciła krzepko kijek i ruszyła przed siebie leśnym traktem ku Śnieżce. Ruszyła... I wtedy wróciła mglista pamięć snu...
Aż ją zatrzymało w pół kroku.
Tak!... Oczywiście, pamiętała go... Sen nie symulował realistycznego obrazu, szczegóły jego twarzy ze snu nie próbowały udawać tego chłopca, którego zapamiętała – ale sen, jako alterświadomość, twierdził że to on – a więc to był on. Czemu?
Czemu to wraca...
Nie szukała znaczeń – ocean, bezkres, szansa na utonięcie i ratunkowy sens łódki. Chłopak, który nie może jej zabrać – po co w takim razie tkwi na środku oceanu? Oceanu wrogiego, który zdjął ją strachem. Był ratunkiem – ale tylko dopóki z niego nie korzystała. Gdyby ją zabrał – zatonęliby, przecząc oczywiście istocie ratunku. Sprzeczność nie do rozwiązania, zresztą w rzeczywistości może niewarta rozważań, za to w świecie snu – potężny problem, którego nie udało jej się tam rozwiązać, bo...
zatonęła.
Nie – obudziła się...
A to nie jest to samo?
Taana stała wciąż gotowa do drogi, wsparta na kosturze, ogrzewana porannym słońcem, i przeglądała w myślach obrazki ze snu. Niewiele rozumiała – ale sny nie są po to, żeby je rozumieć, tylko żeby w onirycznej głębi odczuwać tajemniczą a realistyczną inność zastępczej rzeczywistości. A jednak obrazy ze snu poruszył w niej coś.
Kiedy ostatnio go widziała – dziewięć, dziesięć lat temu... Był dla niej – a ona dla niego – skarbem, którego wielka wartość (w oczach ośmiolata) polega na niezbędnej, koniecznej niedostępności. Nigdy nie zamienili ze sobą słowa – nie mogli, ale gdyby mogli, nie odważyliby się. Nigdy nie poznali swoich imion – ale gdyby poznali, nie używaliby ich. Nigdy się nie dotknęli – ale gdyby stali o pół metra od siebie, zadrżeliby i uciekli w popłochu przed zbyt oczywistą transgresją ze stanu tęsknoty, której nie należy nasycać i tajemnicy, której nie należy poznawać – do stanu tego, co wiadome, pewne i "załatwione". Idealna postać, kotwica pamięci, łono wspomnień, najgłębszy skarb... Czy dlatego nie mogła wejść do łódki, bo rozwiałaby się ta tajemnica? Czy lepiej, aby zginęła w odmęcie?
Wędrówka nie rozwiązała tych problemów, a Taana pozostawiła je w takim stanie, w jakim one ją zastały: niejasności. Kroczyła ścieżyną czujnie, nasłuchując, rozglądając się za pożywieniem, z konieczności raczej roślinnym, i parła cierpliwie, starając się nie myśleć o niedogodnościach, na zachód, ku Śnieżce. Była w stanie dziś iść jakieś pięć godzin, potem godzinna przerwa i jeszcze cztery, pokona więc – o ile nic jej nie przeszkodzi – jakieś czterdzieści kilometrów. Nie miała wciąż pojęcia, jaką część drogi do Śnieżki to opisuje, ale pozostawała jej tylko wiara, że to ma sens.