Trakt ku Stolicy

1
Trak jak to trakt - droga wiodąca skądś i dokądś. Znaczenie traktu i gęściej pojawiające się w jego okolicy wsie oraz małe miasteczka przegnały precz od drogi las, zamieszkującą go zwierzynę a także paskudne, czające się w dzikich ostępach monstra.

Kiedyś mogłeś dosiąść konia i jechać śmiało przed siebie lub przewiesić kij przez plecy i na bosaka pomaszerować ku niekoniecznie lepszej przyszłości w którymś z większych miast, a jedyne czego wypadało się obawiać to bandyci. Dziś, w przededniach wojny, napięta sytuacja rodzi konflikty, a z konfliktów powstają niepochowane trupy, a niepochowane zwłoki i opustoszałe gospodarstwa to zwiastun rychłego nadejścia bestii. Wciągu ostatnich dni słyszy się pogłoski o bezwzględnych najemnikach, znikających ciałach, dziwnych światłach w opustoszałych jaskiniach i porzuconych wieżach.

*** Wczoraj, we wsi Czerwonka, przybyły na targ drwal zarzekał się, iż w ich rodzimych Konarach coś rozszarpało na strzępy dwóch jego ziomków, rosłych byków. Zarzekał się chłopina na wszystkich bogów, jednak stary rycerz musiał odmówić mu pomocy - gdyby nie wiek, może rzekłby coś innego, teraz jednak zbyt był leciwy na takie wyprawy po dzikich ostępach.

Dziś, od samego ranka, byli już w drodze. Staruszek, jak przystało na jego wiek, nie sypiał długo natomiast bardzo często. Uznawszy, że jego młody giermek dość miał nocy tego późnojesiennego dnia, aby się wyspać, zbudził go bezlitośnie o samym świtaniu, gdy świat był nieprzyjemny i szary. Pierwej przykazał, ażeby Harman udał się po śniadanie - dziś gospodyni "Pijanego Podróżnika" miała dla nich jaja na zimno, trochę zimnego kurczaka i, dla odmiany, po misce rozgrzewającej polewki grzybowej. Po posiłku stary przykazał sobie pomóc w przyodzianiu rynsztunku - pikowańca, kolczugi oraz żelaznych nagolenników wraz z nakolannikami. Syci, przygotowani i należycie odziani mogli ruszać w drogę...

Pierwsza godzina upłynęła im na samotnej wędrówce okraszonej lekką mżawką, później deszcz ustał ale niebo nijak nie poweselało, a bynajmniej, trwało w pochmurnym a jesiennym nastroju, ciągle wygrażając możliwością spuszczenia kolejnej porcji wody. Z tego ponurego, nieco zaspanego nastroju wyrwał ich dobiegający z naprzeciwka, zza wniesienia, krzyk. Pierwszy był ewidentnie okrzykiem bólu, drugi to, ani chybi, zagrzewający do boju okrzyk, wydobyty ewidentnie z męskiej, silnej piersi.
Stary rycerz spojrzał na swego giermka niepewny, czy powinien pakować młodego w takie tarapaty. Niemniej, wspólna natura tych dwojga w końcu zwyciężyła w leciwym rycerzu i pchnął on swego konia do przodu, kwitując decyzję krótkim. - Obaczmy.

Na pagórku młode oczy giermka mogły dostrzec więcej, bo i podczas gdy jego pan widział starcie dwóch zbrojnych grup, gdzie jedna atakowała niewielkie, otoczone niezbyt gęsto wyładowanymi bekami wozami obozowisko, on mógł wyraźnie dostrzec, iż wśród obrońców którzy wychynęli za wozów widniała tarcza z białym lwem na czarno-szkarłatnym tle, zaś wśród atakujących od strony zabłoconej, schodzącej się z traktem drogi nie było widać żadnego herbu. Póki co trudno było wyłonić zwycięzce; obrońcy dzielnie odpierali natarcie, wspierani przez, zapewne, kuszników, natomiast atakujący z trudem przesuwali swą pozycję, popierając natarcie luźno rozrzuconymi łucznikami oraz kusznikami. Na tyłach napastników, koni dosiadało czterech zbrojnych. Ogólna liczba widocznych walczących mogła plasować się w okolicy czterech tuzinów, większość opancerzona za pomocą przeszywanicy , a tu i ówdzie widać było kolczugę czy płaty. Wśród dostrzeganego uzbrojenia dominowały włócznie, tasaki oraz topory, czasem trafił się też jaki miecz. Padły już pierwsze trupy, choć więcej było rannych niż zabitych.

Stary wyglądał na nieco skonsternowanego. Milczał, obserwując sytuację. Wzrok pierwej skierowany na główny ogień bitwy szybko powędrował bardziej na prawo, gdzie dalej na polanie popasały konie oraz woły, a dwóch zbrojnych właśnie rychtowało tam swe koniki do walki. Wycieczka odcięła atak skierowany na pastwisko, lecz już włócznia jednego z czterech jeźdźców tam wskazywała, zwiastując rychły zapewne atak w celu rozpędzenia bydła oraz koni.
Spoiler:

Re: Trakt ku Stolicy

2
Harman słuchał z ogromnym zaskoczeniem na twarzy o tym, jak to dwóch ziomków drwala wcięło w las, a potem znaleziono ich rozszarpanych. Z jednej strony giermek odczuwał lekki niepokój, czym lub kto był w stanie tak zmasakrować dwóch dorosłych drwali. Natomiast z drugiej strony, krew gotowała mu się, żeby to sprawdzić. Jednak jego młodzieńczy zapał szybko minął, gdy jego pan rycerz zadecydował, że nie będą latać po lasach. I tyle z przygody... Pomyślał wtedy Harman.

Giermek spał tak w głębokim śnie, czyli tak jak zawsze. Śnił on tak o tym, jak to walczy zakuty w pełną zbroję płytową z bestią głuszy, która ukatrupiła owych drwali o których opowiadał ich ziomek. Walczył on za pomocą włóczni, co się wydawało dość dobrym wyborem na monstra, bo nie było trzeba im wtedy do gęby zaglądać ani bać się, że zabije z takiej odległości zamachem jednej łapy. Zmora sięgała wzrostem równe siedem stóp, szpony posiadała długie jak dłoń Harmana, szeroka to ona była ona na dwóch giermków, a zwinniejsza była nawet od kota. Na dodatek strasznie twarde futro miała, prawie jak u niedźwiedzia, bo ciężko jeno było ją zranić. Bestia zaczynała już biec ku małemu rycerzowi, rycząc przy tym donośnie, a sam Deraz już przyjmował postawę do odpowiedzi na taką szarżę, ale nagle wszystko zaczynało się rozmazywać! Poczuł on na sobie, że ktoś go szturcha i chyba coś mówi. No tak, to był jego pan rycerz. Giermek otworzył leniwie swe oczęta, po czym spojrzał tak niemrawie ku starcowi. Stary musiał go naprawdę długo budzić, bo jak wiadome było, to młody ma strasznie głęboki sen. Blondasek spróbował tak usiąść na łóżku, przetrzeć oczy, ziewnąć i jeszcze raz poprzecierać swoje oczka. Chciało mu się strasznie spać, ale słowa o śniadaniu postawiły go natychmiast do pionu. Od razu zleciał on do gospodyni, prosić o pyszne śniadanko. Gdy nadeszła chwila śniadania, przyszły rycerz cieszył się każdym kęsem jedzenia i gdy tylko mógł, to zjadał dodatkową porcję, chociażby tego, czego nie ruszył przykładowo stary rycerz. Jakby się nie najadł, to z własnych drobniaków poprosił o małą dokładkę. Po śniadaniu zaczęły się typowe obowiązki giermka, chociaż on z wyjątkiem do innych giermków, entuzjastycznie do tego wszystkiego podchodził. Sam młody założył na podróż swoją pełną kolczugę wraz kapalinem, bo kto jak to, ale chłopak wolał być gotowy na walkę z bestią. Jak to się mówi "Syci, przygotowani i należycie odziani mogli ruszać w drogę... "

Giermek podczas podróży nucił sobie pod nosem pewną piosenkę, której nauczył się podczas bycia paziem w świątyni. Opowiadała ona o męstwie, jakim powinien wyznaczać się człowiek podczas chwili niebezpieczeństwa.
Z wiarą i męstwem na Zachód szli
Drogami Królestwa Keronu ziemi.
Ponad głowami ciemne mgły,
A w sercach żal za swymi.

Jedną ich winą było to,
Że nie zdradzili wiary.
Wyrwali z serca strachu zło,
I z duszy lęk ofiary.

Aż tu nagle krzyk i wrzask. Cóż to!? Rzucił w myśli giermek, po czym obrócił Skoczka lekko w tym kierunku. Ruszył on ze swym nauczycielem w tamtym kierunku, by sprawdzić co to, a tam toczyła się niezła potyczka. Deraz spoglądał to na lewo, to na prawo, próbując wyczytać cokolwiek z tej zawieruchy. Niektórzy byli zbyt dobrze uzbrojeni jak na bandytów albo to byli bardzo dobrze zorganizowani zbójcy. Okazało się potem, że po prawej stronie jest jeden z wasali ich Seniora Jakuba. Oczywiście całą sytuację opisywał swemu rycerzowi, bo wiek mu trochę odebrał od wzroku.
- Sir! To jest wasal księcia Jakuba. Nie powinniśmy im pomóc?- Rzekł z zapytaniem w oczach. Giermek mógł się palić do ratunku, ale tutaj w sumie rycerz miał prawo decydować.

Re: Trakt ku Stolicy

3
Bandyci? Jakiś lokalny rycerzyk z ludźmi korzystał z zamieszania i łupił, co popadło? A może konflikt między władykami? Cokolwiek to było, rycerz nie potrafił zgadnąć i tym samym stwierdzić, na ile właściwym będzie się mieszanie do konfliktu po którejkolwiek stronie. Na dobrą sprawę, stwierdzić można było, że jedni atakują a drudzy bronią jakiegoś ładunku i, głównie, swoich żyć.

- Tam! - Rzucił staruszek, pokazując na sposobiących koni ludzi z karawany. Popędził konia, ale nie dobywał broni. Szybko skrócili dystans na tyle, aby szykujący się do walki osobnicy usłyszeli uderzenia kopyt o mokrą ziemię. Jeden bez zastanowienia skończyć poganiać pachołka i z włócznią nastawioną do obrony zwrócił się w stronę nadjeżdżających. Drugi rychło wskoczył w siodło i przygotowany do ataku, kompletnie zignorował pachołka chcącego podać mu tarczę.
- Spokojnie. Spokojnie! - Wykrzyczał staruszek, głośno co tylko sił mu stało. - Kto bije? - Zapytał, być może licząc na jakieś wyjaśnienia.
Cóż... przeliczył się. Drugi pakujący się na konia zbrojny w trymiga im warknął w odpowiedzi. - Rabują, psubraty. Kurwa, Kończyk, tam! - Płynnie przeskakują z dyskusją między rycerzem a własnym ziomkiem, konny na prowizorycznie osiodłanej szkapie popchnął konia, włócznią wskazując kierunek, skąd nadciągało na nich trzech jeźdźców nieprzyjaciela. Nie wyglądało na to, żeby mieli więcej czasu na debaty, rozmyślania i zgadywanie, czy ów napadający gwałtownicy ich pominą.

Jego rycerz uderzył ostrogami po bokach i imając się miecza, ruszył w sukurs tej dwójce. Pytanie: co zrobi jego giermek? I... jak to zrobi?

Re: Trakt ku Stolicy

4
Harman w chwilę po tym, jak jego pan rycerz ruszył ku gotującym się konnym, sam jak strzała pojechał w ich kierunku. Na zapytanie z kim się biją, odpowiedzieli: bluzgiem, przydomkiem oraz informacją, że rabują. Cała sytuacja była strasznie dziwna dla giermka, bo nie mógł domyślić się, kto za tym stoi ani po co to w ogóle robi, a myślenie jak wiadomo blondaska zawsze bolało i było leciutko spowolnione. Nagle dwóch zbrojnych wyrwało do zderzenia z trzema innymi konnymi, którzy dzierżyli długie włócznie, co było strasznie niebezpieczną bronią podczas walki z konia. Gdybym to ja miał kopie! Rzucił w myśli podczas gdy jego pan też nagle rzucił się do walki. Sir! Czekajcie! Krzyknął w duchu, bo jego rycerz nawet nie przyjął tarczy od Harmana. Żeby nie tracić czasu, Deraz machnął swoim ciałkiem, by jego tarcza z pleców znalazła się ku lewej ręce.
- Jesteś! - Rzucił do tarczy, po czym chwycił za nią i spróbował ją jak najszybciej założyć na swą lewą rękę. Podczas tej czynności spróbował on dogonić prawego boku konia swego rycerza. Z tego, że przeciwnik był tuż tuż, to szybko dobył swego miecza do prawicy i odbił od prawego boku swego pana łukiem w prawo. Chciał on zaatakować od boku pierwszego z wrogów, którzy zapewne wbiją się włóczniami w ich nowych kolegów albo przejadą obok. Jeśli był już na dobrej pozycji, to odbił on ponownie i spróbował zajechać ich od tyłu w szarży z mieczem uniesionym na wysokość barku do pchnięcia oraz zasłaniając przy tym swój lewy bok tarczą, a jeśli musiał to nawet prawy. Celował on w plecy przeciwnika. Podczas tej akcji będzie on próbował nie wypuścić miecza ze swej płytowej rękawicy, a dodatkowo szybko wyrwać. Jeśli przeżyje, to spróbuje obrócić konia i się włączyć do walki wręcz, by wesprzeć swego rycerza. Niech bogowie nas bronią! Czepiec kolczy Harmana ma osłonę na usta. Jeśli mógł, to na cel honoru stawiał sobie wbicie się w bok konia przeciwnika, który miał możliwość w szarży zabić rycerza. Takiego to nawet przed zderzeniem całej szóstki konnych chciał złapać w szarży, bo obrona rycerza rzecz święta.

Re: Trakt ku Stolicy

5
Cóż, wystarczyło więc przeciągnąć rękę przed dolnym, obłapiającym przedramię paskiem i chwycić za imacz - nic trudnego, jeśli robiło się to już tyle razy a wychowanie rycerskie przecież to już coś. Mimo wszystko i uwijania się jak mógł, ruszył zdecydowanie za resztą, toteż pierwszy kontakt rozegrał się bez jego udziału.

Pozbawiony tarczy sojusznik stracił jaja w ostatniej chwili, w zdecydowanie złym momencie próbując rejterowania na prawo. Czy przypomniał sobie, że jest w gorszej pozycji, czy też trwogę w jego kurze serce tchnął bojowy ryk nacierającego rywala - nikt już się nie dowie. Ciężka, długa włócznia zręcznie chwycona pod pachę, na rycerską modłę kopijników, wbiła się w jego bok, trzasnęła i zadała śmiertelną ranę, zrzucając nieboraka z konia. Zwycięzca siłą tego uderzenia zatrzymał się na tylnym łęku siodła... Rychło paskudnik zwolnił zwierzaka i dobył swego ostrza - czego młody już nie widział.

Kolejnych dwóch starło się na równych względnie warunkach, gdzie z tarczami na rękach i włóczniami sposobnymi do odważnego natarcia uderzyli - jeden w tarczę, drugi w pierś wrażego konia. Dominował tym razem ich sojusznik, który niezbyt honorowym ale skutecznym sposobem położył silne zwierze, a to zaś przebywszy jeno kawałek, runęło na ziemię, przygniatając zapętloną w strzemię nogę jeźdźca.

Na prawym skrzydle konnej batalii starł się ze swym napastnikiem rycerz, który wykrzesawszy na tę walkę iskrę swej niegdysiejszej siły i sprawności, dokazał ogromnego kunsztu, zbijając wrogą włócznię wiernym mieczem, bijąc w nią od dołu i po nieznacznym skosie. Klinga przejechała po opancerzonym płatami i kolczugą torsie nie czyniąc napastnikowi żadnej krzywdy.
Starszy rycerz ruszył na prawo, bić w pieszych wroga - kto go wie, w jakim zamyśle. Tymczasem, wraży jegomość, odpuścił włócznię, mijając dobywającego broni Harmana. Szybko a i sprawnie przygasił zapał zwierzaka, obracając go ruchu na młodzika. Dobywszy miecza ruszył w nieśpieszne natarcie. W tej chwili młody mógł uciekać lub również obrócić koniem i podjąć walkę. Tak... w ruchu, skoro cały czas poruszał się do przodu. Ba, wcale nie musiał być przy tym wolniejszy, jeśli zważając na mijającego go chwilę temu przeciwnika, zamyślił sobie ten manewr.

Cokolwiek działo się poza nimi - było głośno, krzykliwie i boleśnie. Szla zbytnio nie przechyliła się na żadną ze stron, a przynajmniej nie zmieniła nazbyt swego dotychczasowego sądu. Zarówno on sam jak przeciwnik musieli mieć w pamięci, że po obu stronach są strzelcy - może być, że złośliwi i wypatrujący okazji. Ten... nie żeby mogli coś specjalnie z tym zrobić. Tak tylko, warto wiedzieć.
Spoiler:

Re: Trakt ku Stolicy

6
Harman zauważył jak jeden wojaków załatwił swego przeciwnika przez zranienia konia, co było w sumie sprytne, ale zbyt niehonorowe dla giermka. Był on typem człowieka, który uważał konia za bardzo wierne, szlachetne i mądre zwierze, więc młodzik takie pomysł walki od razu wyrzucał z głowy. Wierzchowca przeciwnika się nie rani! Na dodatek kodeks rycerza na to zabraniał, mimo, że sam nim jeszcze nie był. Podczas potyczki zauważył świetne zbicie włóczni wroga, czego dokonał jego własny pan rycerz. Młody odetchnął z ulgą, że Rain żyje, a na dodatek był pod wrażeniem jego umiejętności szermierczych. Tak to się robi! Krzyknął w duchu dziarsko, aż nagle obok niego przejechał jeździec porzucający swą włócznie na bok. Ha! Giermek podchwycił to swoim okiem i chciał już chwytać za włócznie, ale uśmiech zbił mu się z twarzy, bo zdał sobie sprawę, że nie sięgnie. Ja na dwóch?! Spojrzał tak szybko po konnych, którzy mogli dzisiaj mu przynieść śmierć. Chociaż śmiercią zbytnio nasz chojrak się nie przejmował dzisiaj. W sumie to jego nauczyciel ruszył na piechotę, to może on też powinien? W sumie jeśli zacznie uciekać, te ten typek będzie go nadal gonił, a ucieczka jest tchórzostwem. Mógłby faktycznie polecieć pomóc rycerzowi w walce z piechotą, ale nadal będą mieli na ogonie tego konnego. Szlag by to! Chłopak napalił się na walkę.

Będzie chciał nadjechać od strony, gdzie przeciwnik nie ma tarczy i trzymać miecz do zadania ciosu znad głowy, by w ostatniej sekundzie go zmylić i zmienić pozycję miecza do pchnięcia w okolice uda, bo tam miał chyba jedynie kolczugę. Niech Sakir prowadzi nasze dusze przez tę potyczkę! Zawołał żarliwie...by zaraz przekonać się, co się stanie, a był w tym momencie skupiony jak nigdy. Podczas ostatniego odcinka będzie chciał bardziej pochylić głowę w kierunku przeciwnika, żeby to kapalin bardziej go osłonił. Oczywiście osłaniał się tarczą. Przede wszystkim na swego wierzchowca uważał, żeby nie skończyć jak jeden z poprzednich zbrojnych.

Re: Trakt ku Stolicy

7
Harman zdecydowanie powinien zaufać swojej naturze i mniej dywagować, więcej czyniąc. Przynajmniej w tej sytuacji, kiedy rozterki i wahania zajmują cenny czas, a wróg wcale nie ma ochoty czekać, jakby w partię szachów grali.

Zeszli się ze szczękiem stali, w przychylnym takiej walce, nieśpiesznym galopie, gdzie oskarżony o "kurwa rabowanie" oponent jego zbił pchnięcie, uderzając w nie po skosie i prześlizgując na jelcu. Jeśli chciał w tym ataku nastawić miecz na udo rumaka Harmana, to najwyraźniej mu nie wyszło. Tym się jednak nie zraził, zaraz obracając koniem na prawo i próbując manewrować giermka od dupy strony, szykując już cięcie na końskie uda lub ścięgna.

Drugi z bandziorów, chwała lub chuj w dupę Sakirowi, ruszył rzezać po łbach niewinnych pachołków, zapewne celem też przegnania i rozproszenia koni obrońców. W tej chwili jednak młodzieniec miał, a przynajmniej powinien mieć, zupełnie inne priorytety.

Re: Trakt ku Stolicy

8
Harman widząc, że jego cios został najzwyczajniej został zbity, to na jednym pchnięciu na pewno nie chciał zaprzestać. On ma lepszą zbroję, to będzie ciężkie. Na dodatek jego oponent zamiast interesować się giermkiem, to bardziej próbował mu załatwić konia. Nie ma! Nie Skoczka! Blondasek na manewr przeciwnika odpowiedział także manewrem, tylko, że ruchem do przodu, a potem szybko na prawy bok. Chciał nasz młodzik najzwyczajnie ciągle podtrzymywać swego konika w ruchu, by wrogowi nie udała się ta niecna sztuczka z podcinaniem wierzchowca. Dodatkowo non stop próbował on wykorzystywać to, że jego przeciwnik bardziej się skupia na Skoczku, niż na Harmanie. Czyli jednym z jego celów, to była twarz zbrojnego, cofnął on swój miecz od przeciwnika i spróbował nabrać takiego zamachu do pchnięcia, by tym razem nie zatrzymał go rękojeścią, a jak już, to Harman bardziej ten miecz popchnie przez jego miecz dalej ku odsłoniętej części twarzy spod hełmu. Przez cały czas miał uwagę na ciosy kierowane na wiernego towarzysza młodzika, bo gdy on padnie, to sam niebieskooki także. W sumie tarcza migdałowa raczej dawała radę zadaniu chronieniu boków konia oraz Harmana. Patrz na przeciwnika, Harman! Nie daj się wymanewrować! On chce załatwić Skoczka! Nie uda mu się! Damy mu radę Skoczek Młody pełen wigoru i wiary dalej walczył.

Re: Trakt ku Stolicy

9
Kłam należy zadać słowom, które przypisują całe prawie skupienie wroga na koniu giermka, gdyż ten najzwyczajniej w świecie, mając za przeciwnika opancerzoną kolczugą osobę, manewrował i próbował uderzyć ze skutkiem. Trudno doszukiwać się po jednym – bagatela – ataku jakiegoś konkretnego wzorca zachowań.

Ucieczka z pola ataku wymagała popędzenia konia solidniej do przodu i w prawo. Wynik był taki, że Skoczek uszedł spod ostrza, jednak dwójkę walczących rozdzieliło i każdy z nich musiał nawrócić na pozycję do kontynuowania walki.

Na marginesie pola walki, z dala od jatki, ponownie na siebie uderzyli. Giermek pchał, siły nie szczędząc, ale wróg jego nie był ułomek, wychwycił mocno zaakcentowany zamiar, i techniką popartą dobrym refleksem mu odpowiedział, uderzając od prawej i zbijając pchnięcie w lewo a wyżej, tak, że jazda po ostrzu nie była ani możliwa, ani opłacalna. Obrócił też bez namysłu dłonią i rozpędzając swe ostrze nad głową i sieknął po zrolowanym namiocie na zadzie konia, już dając na prawo i uciekając do nawrotu.
Znów musieli się rozjechać do ponownego starcia. Lub... może giermek miał inny pomysł? Tak czy siak, walka była wyrównana, z tym, że jeden z walczących nie miał żadnych skrupułów, i jeśli nie mógł skutecznie zaatakować jeźdźca, to atakował zwierzę. Gdyby brak sumienia to było mało - wróg niezgorzej, było to wyraźnie widać, się potykał, toteż czegoś więcej trza nań niż tylko siły i zawziętości.

Re: Trakt ku Stolicy

10
Harman widząc, że jego przeciwnik świetnie kontruje jego pchnięcia, postanowił, że trzeba dokonać jakieś dobrej finty. Wziął on zamach znad lewego ramienia mieczem, a potem szybko wywinął nim w dół do prawego boku, skąd pchnięcie wyprowadził najszybsze jakie umiał prosto w rękę rywala, gdzie ów miecz trzymał. Po tym ciosie nasz mały zawadiaka, szybko cofnął miecz do siebie, by na wszelki to konia bądź siebie przed kontratakiem osłonić, bądź nawet skontrować odpowiedź rywala i mu jakiś atak okazyjny posłać. Oczywiście to wszystko nasz młodzik wykonywał w ruchu, gdzie jego rywal mógł mocniej dostać i trudniej trafić dla niego było wierzchowca Harmana, jak i jego samego. Chociaż nasz blondasek zaczynał już powoli rozmyślać odbicia od walki, żeby to swego pana rycerza szukać i osłaniać! Dobry jest. To naprawdę będzie ciężkie. Rzekł w duchu śledząc tak dokładnie ruchy przeciwnika, starając się przy tym być tak obróconym na Skoczu, żeby to każdy z koni miał po przeciwnych stronach głowy, bo łatwiej raczej wtedy odbić podczas potyczki. Wszystko teraz zależało, czy giermek tutaj jeszcze coś ugra w samej walce wręcz, bo niehonorowe zagrywki zbrojnego mogły mu łatwo załatwić Skoczka wraz z samym jeźdźcem. Może gdyby nie chodziło tutaj o możliwość zabicia szlachetnego zwierzęcia, to może sam giermek przemógłby się także do jakiegoś nieczystego zagrania, ale i tak szansa była marna na zmuszenie go. Próbował on tak jeszcze z parę uderzeń mieczem uczynić podczas walki konnej, zasłaniając się przy tym tarczą. Matko! Mój pan rycerz! Oprzytomniał giermek, ale nie rozpraszał się wzrokiem po polu bitwy za nim, lecz zajął się dalszą walką, by wyjść z tego cało.

Re: Trakt ku Stolicy

11
Na ruchliwość i agresywne ataki giermka wróg odpowiadał do tej pory oszczędnie, co oczywiście nie oznacza, że opieszale. W tym wypadku przeciwnik też nie miał zbyt wielu problemów, aby odegnać pchnięcie na bok, czyniąc to bliską rękojeści partią ostrzą. od lewej do prawej - ręka była dość trudnym, ruchomym celem, który miał większe szanse się ugiąć niż zostać przebitym, szczególnie bez mocnego pchnięcia. Na niedomiar złego, psubrat jeden tym manewrem ostrza sztych nakierował na okolice twarzy młodzika, gdy ostrze owego jechało po jelcu jego miecza, zdecydowanie za personę draba. Prawie równo z tym manewrem obrócił konia tak, jakby chciał wjechać w udo Skoczka lub tuż za jego zad - i być może taki miał zamiar.

Tak więc... nim młodzieniec będzie miał okazję wymienić z nim kilka tych ciosów, musi ujść z życiem. Czy zaufa kolczej plecionce, licząc, że drab chybi odsłoniętego miejsca? Albo... Albo zdecyduje się na jakiś manewr (ciałem, bronią), hmm?

Re: Trakt ku Stolicy

12
Harman widząc taki bieg wydarzeń spróbował wybić jego miecz bardziej w stronę, skąd nie będzie mógł wywinąć mieczem z pchnięcia na cięcie w zad konia. Dodatkowo spróbował on pchąć taki odrzucony naprzód oręż jak to tylko możliwe w dół i jakoś zatrzymać go w tamtym miejscu. Gdyby to się nie udało, to na wszelki młody obrócił swoją głowę tak, by kaptur kolczy znajdował się w większej szansie trafienia niż odkryta twarz. Dodatkowo pochylił on swoją łepetynę bądź odchylił, żeby to Kapalin przyjął na siebie cios miecza rywala, a sam ruch zależał od pozycji miecza. Oczywiście gdy przeciwnik zaczął go zajeżdzać, to on nie chciał być wolniejszy od niego! Giermek sam ruszył do przodu, tak samo jak postąpił przed chwilą jego rywal, tylko, że on chciał zrobić kółko wokół zbrojnego z zachowaniem odległości i spróbować z nim zawalczyć po przeciwnej stronie. Na początku tego ruchu młodzik przygotował się do odbicia mieczem ataku wroga, jaki może cudem mógł polecieć ku jego plecom mimo ruchu do przodu. Gdybym ja miał młot! Jeśli blondasek do tej pory dychał, to chciał posłać drugi raz panowi "Kurwa rabują" pchnięcie w twarz. Tym razem chciał wykonać fintę tak jak powinno to się robić, czyli na początku udał ruch mający zainiciować pchnięcie, odczekał na błąd Rabusia, a potem dokonał najlepszego pchnięcia jakiego potrafił. Nawet jak trafi w gardło to będzie jakiś sukces, bo bardziej zapali Deraza do walki. Jak na placu. Damy radę. Tylko, że na ostre miecze! Jak wtedy z tymi bandytami ze wsi. Niech się dzieje wolą nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba.
(Jeśli chodzi o ten kierunek odbicia, to chyba był on do przodu gdzie Skoczek miał łeb, którego chyba nie sięgnie.)

Re: Trakt ku Stolicy

13
Przytaczając sobie przykład mocarza dzierżącego kij i słabeusza swobodnie poruszającego końcem tego kija, łatwo zrozumieć, jaką kontrolę ma się trzymając wrogą klingę - w stosownej oczywiście jej odległości od chwytu - na własnym jelcu. Harman miał miecz pod bronią wroga - tym bardziej znajdował się w niekorzystnej sytuacji. Na tyle niekorzystnej, że gdyby nie kolczuga, to byłby już albo trupem albo kandydatem na trupa z bardzo wysokimi notami.

Dostał w prawy polik, niezbyt mocno, ale dość, żeby zobaczyć, jak śmierć we własnej osobie puszcza mu oczko z daleka. Znaczy ten... oczodół. Plecionka wytrzymała. Kapalin natomiast nie zawinił - ot, pod tym kątem pchnięcia giermek by musiał wygryźć sobie w piersi dziurę i tam wsadzić brodę. Potem ostrza spotkały się na jelcach, gdzie napierając, młodzian zdołał na chwilę związać ostrze zbira. Ten chyba specjalnie się nie przejął, nie miał czasu się przejąć, bo i trwało to tyle co mrugnięcie powieką. Harman już spieszył z kolejnym manewrem, jednak powodujący koniem na prawo jeszcze podczas ataku napastnik wcale nie zamierzał być biernym, tedy miast stać pognał za giermkiem, prawie że wsiadając mu na zad. Dlaczego? No właśnie dlatego, że już po części miał konia obróconego i cały czas to robił.

Co teraz?

Re: Trakt ku Stolicy

14
Harman dostał w policzek i dzięki bogom, że nie mocno, więc zębów ani życia nie stracił. Lekkie ciarki przeszły po chłopaku na takie uderzenie, mimo tego, że i tak krew grzała w nim jak nigdy podczas tej potyczki, gdzie mógł zginąć w walce z byle "Kurwa Rabują!". Mogłem Skoczkiem na prawo pognać! Widząc, że jego przeciwnik nie zamierza odpuścić z tym zajeżdżaniem od tyłu, to co mógł zrobić giermek? Pędzić do przodu? Nie, bo to będzie jedynie wyścig. Może zawrócić jakoś, by znowu się spotkali twarzą w twarz? Pewnie będzie szybszy i sieknie zad Skoczka wtedy, co spowoduje pewnie rychłą przewagę dla przeciwnika. No cóż...spróbował on dokonać najszybszego i najgwałtowniejszego obrotu w prawo, by jakoś wyrwać się z tego pościgu na tyłach, a najlepiej tak, żeby go minął, bo na tym głównie zależało młodzikowi na tą chwilę. Ruszył on jak najszybciej w kierunku taborów, gdzie zaczął machać mieczem do tyłu, wskazując prosto na ścigającego, a robił tak, bo nie mógł do nich krzyknąć przez zbroję na ustach. Na dodatek pomachał do nich mieczem, na znak, że swój. Jeśli nadal go gonił, to młody mu zrobił parę rundek wokół taborów, ewidentnie wskazując ku niemu mieczem. Tylko odjedź, a Ci oddam! Przy okazji wyglądał za rycerzem.

Re: Trakt ku Stolicy

15
Przeciwnik, z całą pewnością, byle jaki nie był. Dużo mu brakowało do prawdziwego mistrzostwa, ale wykazywał się przyzwoitym kunsztem. Może był on ubogim rycerzem, który względy honoru i prawości miał głęboko gdzieś. A może służył jako sierżant konny jakiemuś rycerzowi. Na pewno wielokrotnie już walczył, może dłużej niż Harman żył - zdecydowanie i pewna ręka w obliczu groźby przymiotami, których mu nie brakowało.

Pogonił za chłopakiem, gładko zawracając w galopie. Dopiero kierunek obrany przez młodzieńca wyraźnie go zniechęcił, tedy zboczył na lewo i goniąc konia, pocwałował za linię swoich.

Tymczasem młodzieniec, znajdując się przy wozach, zoczył staruszka. Koń owego kulał, trafiony w udo dwoma bełtami. Sam rycerz zsiadł z niego, a w tej właśnie chwili jegomość od tarczy z lokalnym herbem poklepywał go po ramieniu - być może miał to związek z faktem, że lewe skrzydło nieprzyjaciela zaczynało się zawijać. Tutejszy szlachcic miał na sobie płytową zbroję niezgorszego wykonania, a sam też prezentował się dość okazale w tym pozytywnym tego słowa znaczeniu.

- Konia! - Ryknął herbowy, gdy tylko młodzian się pojawił. Wskazywał mu włócznią rąbiącego konie i pachołków nikczemnika. - Daj konia! - Powtórzył. I tu wybór należał do Harmana. Mógł próbować brawury lub oddać sprawę w bardziej doświadczone ręce, samemu zostając przy starym.

Wróć do „Książęca prowincja”