POST POSTACI
Qadir
Odetchnięcie świeżym powietrzem z pewnością dodało mu sił, ponieważ ten zwyczaj podążał za naszym czarodziejem od jego młodzieńczych lat. Zawsze w chwilach słabości, głębszych rozmyślań czy po prostu potrzeby przebudzenia się tego typu zabieg działał nie gorzej niż poranna kawa, którą Salih pijał w zasadzie bardzo rzadko. W tym momencie mag jedynie nie miał możliwości stać przy barierce balkonu własnej komnaty jak co dzień, a zatem przyjął możliwość ślęczenia pod drewnianym zadaszeniem przybytku w ten jakże rozszalały deszcz. Po przejściu całego zgromadzenia, prędkiej wymianie przywitań i ustalenia pozycji przed progiem izby człowieka próbował się dotlenić łącznie z próbą koncentracji umysłu. Właściwie nie zamierzał kogokolwiek zatrzymywać w tę pogodę na zewnątrz zgodnie z zaznaczonym wcześniej postanowieniem, z tym że… Qadir
...pewne indywiduum postanowiło gwałtownie złamać przestrzeń osobistą, aby wyładować słownie frustracje z braku informacji odnośnie do ich wyprawy. Tamna przestała ufać "Pustynnemu Smokowi", a tym bardziej lubić postać czarodzieja. Poniekąd istniało ku temu podłoże. Tak też Qadir zdołał przewidzieć, chociaż zapewne tylko część tej reakcji. W każdym razie na tę chwilę pozwolił kobiecie wykrzyczeć bolączki bez krzty komentarza lub również zaczepnej mimiki ciała. Palec elfki wciskał szatę mężczyzny w jego splot słoneczny, lecz jegomość stał, zdaje się, niewzruszony niczym kamienna statua na cmentarzu, gdzie martwe spojrzenie rzeźby skierowane jest w jeden punkt przez okres jej istnienia. I nie, dziewczyna nie dała rady dostrzec pobłażliwego uśmiechu. Jedynie czym czarnoskóry profeta ją uraczył to… pusty wzrok zakrawający o niemalże ignorancję. Milczał wpatrzony w siną dal, a ona dalej się produkowała. I to wszystko… Nie dostała od towarzysza podróży żadną reakcję. Prawdopodobnie uderzyła grochem o ścianę, tak jak to się mówi. Gdy już wreszcie blada piękność opuściła pobliskie otoczenie znawcy vitae, on przelotnie westchnął. Z ulgą? Trudno powiedzieć. Dało się zauważyć lekkie zakłopotanie na twarzy wieszcza. Pytanie pozostało — czy ktoś w sumie mógł ten grymas dojrzeć? Yasin tkwił na ulewie jeszcze przez kilka minut w samotności. Powrócił do środka niczym bywalec robiący sobie przerwę na zapalenie tytoniu albo fajki.
Profesor Nowego Hollar dołączył do zgromadzonych znajomych z uczelni, ściągając kaptur oraz potencjalnie wymijając furiatkę w formie szpiczastouchej córki Rathala. Gdyby zabrakło wolnego siedzenia, podebrałby siedzisko z innego stolika. Nowo poznany pół-goblin na razie umknął większości uwagi karlgardczyka. - Jak mówiłem dobrze was widzieć. Nasza ekspedycja z pewnością zyska na waszej obecności… - Przechylił głowę w kierunku pana Il’Dorai. Cały świat Kadeema tak jakby obracał się wokół tej loży pracowników akademii przez ostatnich parę wiosen. Z tego powodu oni służyli tutaj za główną “atrakcję”. Mieli parę spraw do przegadania. To było bardziej niż pewne. - Pana dziecko było w tarapatach, a więc skryta ucieczka z murów Nowego Hollar stała pod dużym znakiem zapytania. Udało nam się oczywiście, ale… od naszej ostatniej rozmowy czas nam nie sprzyjał ze względu na… fakt brutalnego uwolnienia Tamny z więziennej komnaty. Mam nadzieję, iż Pan zrozumie błyskawiczne opuszczenie stadniny. Nie mogłem podejmować się dodatkowego ryzyka przy tak ważnej dla nas misji, kiedy ktoś miał prawo próbować nas tam złapać… - Objaśnił na wstępie, wołając w międzyczasie karczmarza z prośbą o zamówienie drobnego trunku. Mogła to być lampka wina lub gin. Wszak nawet podniebienie wysoko postawionego wykładowcy Keronu nie będzie tutaj stanowiło przeszkody, gdyż ten przedstawiciel rasy ludzkiej nie należał do wybrednych smakoszy alkoholi. - Nie ukrywam, że ta eskorta Pana córki nie leżała w sferze moich typowych zachowań. Tak czy inaczej, mamy do czynienia z nietypowym wydarzeniem… Pozwolę sobie tutaj wybaczyć me przewinienia. A o reszcie zadecydują moi przełożeni. - Po otrzymaniu napoju naukowiec upiłby łyk bez wielkiego podziwiania zawartości naczynia. Może nie częstował się czymś wybornym, aczkolwiek to mu w zupełności wystarczało. Przynajmniej takie dawał wrażenie we własnej aurze nieskazitelnego spokoju.
Dla gwoli ścisłości dialog gościa z Urk-hun był całkowicie skierowany do pozostałych nauczycieli. Białowłosa dama o alabastrowej cerze stała się czarnoksiężnikowi obojętną. Całkowicie i bez jakiejkolwiek odrobiny potwierdzenia jej jestestwa. - Dojrzałem was w trakcie poprzedniego postoju, a także dokładniej już w tej gospodzie. Umiejętności Pana Lansiona wprawdzie zdołały mnie pod koniec oszukać… Chylę me czoło w ramach uznania tejże wiedzy. - Posłał wymienionemu członkowi drugiej grupy delikatny uśmiech. - Słucham więc… Co planujemy uczynić w dalszym rozrachunku? Służę tu głównie pomocną dłonią, toteż wezmę pod uwagę każdą sugestię lub pomysł… Ustalonym planem też nie pogardzę. - Rozsiadł się nieco wygodniej, oddając więcej głosu zebranym. Mimowolnie zerknął kątem oka na pół-goblina. Nie kojarzył go widocznie z okresu zatrudnienia w placówce magicznej. Kim on był? Możliwie dowie się tego w niedalekiej przyszłości. Resztę twarzy znał, chociażby z widzenia.