Zajazd Pod Wzgórzem

46
POST POSTACI
Qadir
Odetchnięcie świeżym powietrzem z pewnością dodało mu sił, ponieważ ten zwyczaj podążał za naszym czarodziejem od jego młodzieńczych lat. Zawsze w chwilach słabości, głębszych rozmyślań czy po prostu potrzeby przebudzenia się tego typu zabieg działał nie gorzej niż poranna kawa, którą Salih pijał w zasadzie bardzo rzadko. W tym momencie mag jedynie nie miał możliwości stać przy barierce balkonu własnej komnaty jak co dzień, a zatem przyjął możliwość ślęczenia pod drewnianym zadaszeniem przybytku w ten jakże rozszalały deszcz. Po przejściu całego zgromadzenia, prędkiej wymianie przywitań i ustalenia pozycji przed progiem izby człowieka próbował się dotlenić łącznie z próbą koncentracji umysłu. Właściwie nie zamierzał kogokolwiek zatrzymywać w tę pogodę na zewnątrz zgodnie z zaznaczonym wcześniej postanowieniem, z tym że…

...pewne indywiduum postanowiło gwałtownie złamać przestrzeń osobistą, aby wyładować słownie frustracje z braku informacji odnośnie do ich wyprawy. Tamna przestała ufać "Pustynnemu Smokowi", a tym bardziej lubić postać czarodzieja. Poniekąd istniało ku temu podłoże. Tak też Qadir zdołał przewidzieć, chociaż zapewne tylko część tej reakcji. W każdym razie na tę chwilę pozwolił kobiecie wykrzyczeć bolączki bez krzty komentarza lub również zaczepnej mimiki ciała. Palec elfki wciskał szatę mężczyzny w jego splot słoneczny, lecz jegomość stał, zdaje się, niewzruszony niczym kamienna statua na cmentarzu, gdzie martwe spojrzenie rzeźby skierowane jest w jeden punkt przez okres jej istnienia. I nie, dziewczyna nie dała rady dostrzec pobłażliwego uśmiechu. Jedynie czym czarnoskóry profeta ją uraczył to… pusty wzrok zakrawający o niemalże ignorancję. Milczał wpatrzony w siną dal, a ona dalej się produkowała. I to wszystko… Nie dostała od towarzysza podróży żadną reakcję. Prawdopodobnie uderzyła grochem o ścianę, tak jak to się mówi. Gdy już wreszcie blada piękność opuściła pobliskie otoczenie znawcy vitae, on przelotnie westchnął. Z ulgą? Trudno powiedzieć. Dało się zauważyć lekkie zakłopotanie na twarzy wieszcza. Pytanie pozostało — czy ktoś w sumie mógł ten grymas dojrzeć? Yasin tkwił na ulewie jeszcze przez kilka minut w samotności. Powrócił do środka niczym bywalec robiący sobie przerwę na zapalenie tytoniu albo fajki.

Profesor Nowego Hollar dołączył do zgromadzonych znajomych z uczelni, ściągając kaptur oraz potencjalnie wymijając furiatkę w formie szpiczastouchej córki Rathala. Gdyby zabrakło wolnego siedzenia, podebrałby siedzisko z innego stolika. Nowo poznany pół-goblin na razie umknął większości uwagi karlgardczyka. - Jak mówiłem dobrze was widzieć. Nasza ekspedycja z pewnością zyska na waszej obecności… - Przechylił głowę w kierunku pana Il’Dorai. Cały świat Kadeema tak jakby obracał się wokół tej loży pracowników akademii przez ostatnich parę wiosen. Z tego powodu oni służyli tutaj za główną “atrakcję”. Mieli parę spraw do przegadania. To było bardziej niż pewne. - Pana dziecko było w tarapatach, a więc skryta ucieczka z murów Nowego Hollar stała pod dużym znakiem zapytania. Udało nam się oczywiście, ale… od naszej ostatniej rozmowy czas nam nie sprzyjał ze względu na… fakt brutalnego uwolnienia Tamny z więziennej komnaty. Mam nadzieję, iż Pan zrozumie błyskawiczne opuszczenie stadniny. Nie mogłem podejmować się dodatkowego ryzyka przy tak ważnej dla nas misji, kiedy ktoś miał prawo próbować nas tam złapać… - Objaśnił na wstępie, wołając w międzyczasie karczmarza z prośbą o zamówienie drobnego trunku. Mogła to być lampka wina lub gin. Wszak nawet podniebienie wysoko postawionego wykładowcy Keronu nie będzie tutaj stanowiło przeszkody, gdyż ten przedstawiciel rasy ludzkiej nie należał do wybrednych smakoszy alkoholi. - Nie ukrywam, że ta eskorta Pana córki nie leżała w sferze moich typowych zachowań. Tak czy inaczej, mamy do czynienia z nietypowym wydarzeniem… Pozwolę sobie tutaj wybaczyć me przewinienia. A o reszcie zadecydują moi przełożeni. - Po otrzymaniu napoju naukowiec upiłby łyk bez wielkiego podziwiania zawartości naczynia. Może nie częstował się czymś wybornym, aczkolwiek to mu w zupełności wystarczało. Przynajmniej takie dawał wrażenie we własnej aurze nieskazitelnego spokoju.

Dla gwoli ścisłości dialog gościa z Urk-hun był całkowicie skierowany do pozostałych nauczycieli. Białowłosa dama o alabastrowej cerze stała się czarnoksiężnikowi obojętną. Całkowicie i bez jakiejkolwiek odrobiny potwierdzenia jej jestestwa. - Dojrzałem was w trakcie poprzedniego postoju, a także dokładniej już w tej gospodzie. Umiejętności Pana Lansiona wprawdzie zdołały mnie pod koniec oszukać… Chylę me czoło w ramach uznania tejże wiedzy. - Posłał wymienionemu członkowi drugiej grupy delikatny uśmiech. - Słucham więc… Co planujemy uczynić w dalszym rozrachunku? Służę tu głównie pomocną dłonią, toteż wezmę pod uwagę każdą sugestię lub pomysł… Ustalonym planem też nie pogardzę. - Rozsiadł się nieco wygodniej, oddając więcej głosu zebranym. Mimowolnie zerknął kątem oka na pół-goblina. Nie kojarzył go widocznie z okresu zatrudnienia w placówce magicznej. Kim on był? Możliwie dowie się tego w niedalekiej przyszłości. Resztę twarzy znał, chociażby z widzenia.
Obrazek

Zajazd Pod Wzgórzem

47
POST BARDA
Tamna, o dziwo, wydawała się całkiem usatysfakcjonowana faktem, że nie otrzymała żadnej odpowiedzi. To znaczy, zanim odeszła, wzburzona, nie zdążyła wzburzyć się jeszcze bardziej, jak to miała w zwyczaju, więc był to pewien drobny sukces. Może to był dobry sposób? Niekoniecznie otwarte ignorowanie jej, ale powstrzymanie się od zalewania jej swoimi mądrościami, gdy ona miotała się w bezradnej frustracji? Ciężko określić, jakie mogło to mieć dalsze konsekwencje, bo gdy Qadir z powrotem znalazł się w głównej sali karczmy, elfka siedziała już u boku ojca i najwyraźniej zamierzała ignorować go tak samo, jak on ignorował ją... choć może nie do końca, bo gdy Karlgardczyk kompletnie zdawał się nie zauważać jej obecności, tak ona tylko nie zamierzała z nim rozmawiać, wpatrując się za to w niego intensywnie, jakby usiłowała wzrokiem wypalić mu dziurę w czole.
Słysząc wyjaśnienie, jakim Salih uraczył jej ojca, prychnęła pogardliwie i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Cieszę się tylko, że znaleźliśmy was, całych i zdrowych. Wasza nieobecność w stadninie nas zmartwiła, ale Lansion dobrze nas prowadził, a teraz dobrze nas ukrywa przed niechcianym wzrokiem tych, którzy zamierzają nam przeszkodzić. Przynajmniej póki co. Jego magia też ma swoje ograniczenia i wcześniej czy później będzie musiał odpocząć.
Młody elf pokiwał głową, ale się nie odezwał. Mógł być z natury małomówny, ale mógł też skupiać się na podtrzymywaniu zaklęcia. Za to gdy postawiono przed nim wino, nie omieszkał poczęstować się niemal natychmiast. Jak widać, alkohol nie przeszkadzał mu w czarowaniu. Rathal zerknął na córkę, a wyraz jego twarzy zmienił się odrobinę, jakby uczestniczył z nią w alternatywnej rozmowie, jakiej nikt inny nie mógł usłyszeć. I zapewne tak właśnie było. Nadgarstków Tamny nie krępowały już kajdany.
- Jakiekolwiek konflikty powstały pomiędzy wami w międzyczasie, zostawię je wam samym do rozwiązania. Pozwolę sobie zasugerować jedynie, że gdyby Tamna od początku wiedziała, jakie są powody podejmowanych przez pana decyzji, panie Salih, z pewnością zgodziłaby się z każdą z nich. Choć może się taka momentami nie wydawać, jest wyjątkowo rozsądną osobą. Jeśli natomiast o ciebie chodzi, jak zwykle przesadzasz.
Komentarza, jaki miał dla córki, Il'Dorai nie ubrał w eleganckie, uprzejme słówka. Rozmowy z własnymi dziećmi rządziły się swoimi prawami, nawet wśród elfów.
- Nie wiedziałam, czy żyjesz.
- Ja przez ostatnie pięć lat nie wiedziałem, czy żyjesz i nie robię z tego powodu wielkiego zamieszania.

Tamna wydęła usta w niezadowoleniu i przeniosła swoje chłodne spojrzenie na siedzącego przy kominku nieznajomego, tym samym kończąc ten temat ze swojej strony. Tylko Voron uśmiechnął się do Qadira znad swojego kielicha, a gdy ich spojrzenia się spotkały, uniósł naczynie w nieznacznym geście toastu, będącym jednocześnie niewypowiedzianymi, ale bardzo wyraźnymi wyrazami współczucia.
- Nie mamy, niestety, konkretnego planu. Mapy Tamny przepadły, musimy więc podążać drogą, którą ma ona w pamięci - mówił dalej Rathal, zezując w kierunku Puelli, która bezceremonialnie i nieelegancko zabrała się za pałaszowanie swojej porcji gorącej kaszy, zasmażanej z cebulą i kiełbasą. Dyskusja w niczym jej nie przeszkadzała, była głodna i zamierzała temu zaradzić natychmiast. - Według mojej wiedzy, przejście pomiędzy światami naszym, a elfów nocy, musi znajdować się w odpowiednio ukształtowanym terenie, by jego magia działała. Chodzi o konkretny układ obelisków, wyrysowane runami okręgi, obecność właściwych artefaktów we właściwej odległości. Otwarcie tych bram nie było łatwym zadaniem, o czym świadczy sam fakt, że po setkach lat życia w ukryciu zrobili to dopiero teraz. Zamknięcie ich może być zarówno dziecinnie proste, jak i koszmarnie trudne. I tak, sądzę, że to jest ten plan. Przebić się przez oddziały elfów nocy, które wydostaną się na powierzchnię i zamknąć bramę.
- A co z artefaktem, który ma Arno?
- spytała Puella z pełnymi ustami.
- Jakim artefaktem? - zainteresowała się Tamna, przenosząc spojrzenie na rudowłosą i unosząc brwi z zaciekawieniem.
- Pracujemy nad tym od kilku miesięcy. Przedmiot, o którego zbadanie mnie prosił, nie pochodzi z naszego świata, zakładam więc, że pochodzi z... tamtego - wyjaśnił Rathal. - Ze względu na pośpiech, nie było mi dane ukończyć badań.
Elfka podniosła się i w tej swojej białej szacie, blada i białowłosa, przypominając ducha skierowała się ku Arno. Zatrzymała się pomiędzy nim, a kominkiem, spoglądając na niego z góry. Była smukła i wysoka, od samego Verga wyższa prawie o głowę. Światło paleniska przenikało przez jej koszulę nocną, podkreślając kształt jej sylwetki w sposób wybitnie nieskromny, ale chyba nie zdawała sobie z tego sprawy.
- Znalazłeś artefakt mrocznych? - spytała bezpośrednio. - Wiesz, jak działa? Próbowałeś go używać?
Obrazek

Zajazd Pod Wzgórzem

48
POST POSTACI
Arno
Wpatrując się w palenisko z na wpół otwartymi oczyma napawał się chwilą - ten żar i wygoda siedziska były tym, czego potrzebował. Gdyby nie kurtuazje wymieniane przez magów pewnikiem już by przysypiał. Skądinąd nie miał nikomu za złe rozmowy, nie był tu przecież po to, żeby odpoczywać, o nie. Będąc szczerym to cierpliwie przysłuchiwał się towarzystwu co by wyłuskać dla siebie co ważniejsze informacje. Z tego co zdążył zrozumieć chcąc nie chcąc stał się jakimś elementem w konflikcie między władzami Nowego Hollar oraz grupą elfów zaangażowanych w badanie przejścia do innego świata. To całe gadanie o artefaktach, elfach nocy i bramach budziło w zielonym mieszane uczucia. Niby przeczuwał, że błyskotka z Oros musi skrywać jakieś tajemnice, ale w najśmielszych snach nie podejrzewał, że będzie kluczem do poznania innej... cywilizacji? No i to całe przejście, rytuał... jak to niby miało działać? Czy jego nowi znajomi zamierzali zdjąć jakąś pieczęć ze starych, mosiężnych drzwi ukrytych w jakimś zakamarku? Różne cuda w życiu widział, jednak nigdy dotąd nie słyszał o wrotach, które trzeba by otwierać z pomocą rytuałów... w dodatku tak skomplikowanych. Jeszcze do tego te "elfy nocy", jak to je zwał Rathal. Arno nie znał tej rasy, chyba, że był to jakiś nieznany mu termin dla wysokich, czy leśnych. Na myśl o tych drugich w jego makówce odżyły wspomnienia o Cetris.

"Biedactwo... gdybyś tylko nie była taka lekkomyślna." — pomyślał i ździebko spochmurniał. Mieszaniec od dawna żałował, że nie udało im się znaleźć wspólnego języka. Miała przed sobą tyle możliwości - próbował być jej miły, otwarty na sugestie, a spotkał się z dotkliwą zdradą. Tego tolerować oczywiście nie mógł, więc denatka skończyła okrutną i bolesną śmiercią. Cud, że miał przy sobie kogoś takiego jak Klaus - ten dobrze zadbał, aby nie pozostał ślad po tym ich małym nieporozumieniu.


Wyrywając się z zamyślenia Verg powrócił do rewaluacji zdobytych informacji. Obserwacją wysnuł założenie, iż ów czarnoskóry jegomość musi zwać się Salih, zaś córka jego wspólnika miała na imię Tamna i ta konkretna dwójka niekoniecznie pałała do siebie miłością. Ewidentnie mieli za sobą jakąś historię. Nie znał ich, ale wnioskował jakoby temperament elfki miał tutaj pewne znaczenie, z resztą sam jej ojciec zdawał się podobnie koncypować.

"Kłótnia kochanków? A może jegomości brak tolerancji dla spiczastouchych?" — snuł teorie w swej nieświadomości. Nie dane mu było jednak poznać sedna tych sekretów, bo zaraz został wywołany przez swą rudowłosą wybawicielkę, gdy tak zacnie wcinała kaszę tymi rumianymi ustami.


Nie zdążył wyrzec nawet słowa jak elfka postanowiła się z nim skonfrontować. W zamiarze miał wstać i właściwie przywitać nieznajomą, a przy tym pozostałych rzecz jasna, przedstawić się. Aczkolwiek skoro doszło do tego, że stała tuż przed nim żądając odpowiedzi chyba było już za późno na uprzejmości. To jak górowała nad nim w całej swej okazałości stawiało go w dość niezręcznej sytuacji. Nie mówiąc już o tym, że takie spoglądanie nań z góry działało mu cokolwiek by rzecz na nerwy... nie żeby jakoś często miał okazje sięgać rozmówcy powyżej czoła. W przypływie emocji wskoczył na siedzisko i spojrzał Tamnie prosto w twarz, a trzeba było przyznać, że nie była to rzecz prosta. Właściwie była to swoista walka z wiatrakami wziąwszy pod uwagę okoliczności.

Owszem. — odparł z miną na tyle poważną na ile był w stanie, choć mógł w tym jawić się jakiś element niezamierzonego komizmu — Próbować, próbowałem, acz ekspertem od takich cudeniek nie jestem. — dzielnie walczył ze swoimi pierwotnymi instynktami, lecz któż w takim starciu z naturą mógł wyjść zwycięską ręką? Patrzył jej w oczy... tak długo jak potrafił.

Wiem tylko yyy... że przyciąga do mnie różne cycki- Typki! Wszycy lgnął po ten badziew jakby znaleźli go piersi- Pierwsi! — Arno odwrócił wzrok w stronę ściany, architektura karczemna jeszcze nigdy nie była mu tak pasjonująca. Zaiste piękne to były ściany - takie zacne, tak solidnie strop trzymały. — Jeśli kto łapy spróbuje na nim położyć bez mojej wiedzy, odrąbie. — dodał szczerze, choć w tej niezręczności niezbyt głośno.

"Bogowie miejcie mnie w swojej opiece." — lamentował nad swą bezradnością.

Sygn: Juno

Zajazd Pod Wzgórzem

49
POST POSTACI
Qadir
Sączenie wina rozbudziło nieco zastygłą sylwetkę maga na drewnianym krześle. Objawiło się to wyprostowaniem pleców ze stanowiska bardziej rozluźnionego oparcia się o mebel. Bezsprzecznie dla niektórych istot nie była potrzebna herbata lub kawowy napar do uzyskania koncentracji. Choć może wszystko opierało się na fakcie zebrania jego znajomych z pracy w jednym miejscu, co stworzyło tym samym okazję do uchylenia kielicha z niskoprocentowym trunkiem? Albo pewien zwyczaj wyniesiony z kultury karlgardzkiej? W pewien sposób Salih dawał świadectwo osoby wysoce… wyćwiczonej w savoir-vivre. Mimika ciała w takich okolicznościach była podziwiająca, zwłaszcza po tym, jak odstawił naczynie z czerwonym płynem na bok w praktycznie identycznym miejscu. Nie rozlał nawet jednej kropli alkoholu, gdzie łokcie powróciły pod blat bliżej ubrania mężczyzny. Wprawne oko mogłoby dojrzeć tego typu szczegóły u Qadira, choć… definitywnie nie każdy profesor czy student cechował się taką nienagannością w towarzystwie. Ot kolejna z rzeczy kreująca obraz wizjonera na kogoś surowo podążającego za pewnymi regułami społecznymi. Bez wątpienia można tu dorzucić też te ze sfery boskich praw. - Więc tym bardziej doceniam starania Pana Lansiona w trosce o naszego bezpieczeństwo. Jedyną kwestią wartą do rozważenia jest odpoczynek naszego towarzysza, tak jak to zostało przez Pana wspomniane, Panie Il’Dorai. Ignaz Kelli zapewne już zna cel naszej podróży. W dobie ewentualnego spotkania z tą opozycją chciałbym, aby Pan Lansion był w pełni sił. Nie możemy wszak wykluczyć takiej opcji… A są ku temu przesłanki. - Dość prędko temat zszedł na bardziej… osobisty ton. Interesującym elementem argumentu pozostała telepatyczna komunikacja Tamny z Rathalem, o czym nasz bohater dowiedział się w trakcie ich leśnego postoju niedaleko traktu. Będąc skupionym na obliczu starszego wiekiem szpiczastouchego, dostrzegł mimowolnie odwrócenie spojrzenia w kierunku potomkini rodu założycieli akademii. Przypadek? Wątpliwe. Przypuszczenia nasuwały mu się same, gdy oblicze rodzica badaczki zmieniło swój wyraz na taki bliższy kogoś uczestniczącego w dyspucie.

Wzrok obywatela Urk-hun przeskakiwał pomiędzy tą dwójką z jednej familii. I wbrew pozorom “Pustynny Smok” nawet się z tym nie ukrywał. Pozostali członkowie ekspedycji mogliby zauważyć to swoiste lustrowanie pary bez większego problemu. - Nie bacząc na to, co przed chwilą mogła przekazać Panu córka… chciałbym jeszcze jedną rzecz wyjaśnić, zanim przejdziemy do dalszej części konwersacji… - Upił kolejny łyk sfermentowanego moszczu winogronowego w pauzie. Nie miał informacji pod kątem prawdziwości swego założenia odnośnie do telepatii. W każdym razie publicznie to ogłosił w poprzednim zdaniu. W istocie Kadeem miał prawo się mylić. - Dostrzegłem w Tamnie dużo serca do czynienia tego, co słuszne oraz istotne dla sprawy… Rozsądek niestety nie idzie zawsze w parze z emocjami, zwłaszcza tymi nad którymi tracimy kontrolę. Jeżeli będzie ona chciała przemyśleć swoje zachowania i spróbuje nawiązać ze mną nić porozumienia, to postaram się jej udzielić dalsze wsparcie. - Kątem oka zerknął na damę dłużej poza pierwszy od kilku godzin, zawieszając na niej mimowolne spojrzenie. Tak, jakby z jednej strony kierował dalsze słowa również bezpośrednio do podróżniczki. - Pierwszego testu u mnie na razie nie zdała… Widzę tu potrzebę poprawy cierpliwości wraz ze spokojem ducha… - Ni stąd, ni zowąd postawił przysłowiową kropkę nad i. Temat się wyczerpał w oczach tej postaci, a zatem odbiorca wymiany zdań miał czas na przemyślenia lub komentarz. Podsumowując, ten rozdział relacji z manipulującą roślinami został obecnie zakończony.

Yasin odwrócił po wszystkim głowę najpierw w lewo, a później w prawo. Zatrzymał ślepia na moment na figurze pół-goblina. Ten nowy przybysz otrzymał… delikatny uśmiech w formie przeprosin? Miał taki nad wyraz uprzejmy wydźwięk ukorzenia. Prawdopodobnie użytkownik vitae nie chciał wznawiać rozmowy o młodej kobiecie, ale zostało to już zainicjowane przez Rathala. Dokończył to nieco pouczająco z niepotrzebną widownią, lecz także z szacunkiem. Niekiedy gorzkie, acz konieczne dialogi powinny w końcu paść.

- Zgodnie ze wskazówkami potomkini Il’Dorai będziemy musieli brnąć do przodu… Przy takim zbiegu okoliczności faktycznie za dużo teraz nie wymyślimy… Zbierajcie energię. - Schował kawałek twarzy w dłoni, zamyśliwszy się na chwilę. Co prawda znawca nie wpadnie na jakąś eurekę w ciągu kilku minut. Zwyczajnie rozważał coś możliwie ułatwiającego cały zabieg walki z mrocznymi po drodze. - Określę trudność tejże bramy dopiero w praktyce, kiedy dojrzę ją na własne oczy oraz przy uzyciu magii. Skoro nie znam tej lokacji z Fenistei, to odpada próba teleportowania się w jej pobliże. No i…- Syn Raaidy przerwał kolejną wypowiedź, kiedy część osób zwróciła się po deklaracji Puelli w stronę Verga. Artefakt? Przedmioty nad wyraz potężne, przy czym mają swoje zastosowanie w odpowiedniej sytuacji. Zainteresowanie narodziło się być może w głowie każdego maga pośród ścian izby. Niemniej uczeń Zakkuma zamierzał rzetelnie przeanalizować behawioryzm Arno łącznie z naskakującą na niego Tamną. - Zostawmy to. Skupmy się na przygotowaniach do pozostałej wyprawy. O ile Pan… Arno, tak? Wznowimy burzę mózgów, gdy Pan Arno i wy odpoczniecie. - Na koniec wreszcie odesłał gest Voronowi, bo właśnie po całych wyjaśnieniach miał taką pewnego rodzaju przerwę w pogaduszce na dołączenie do toastu bliższego kolegi.
Obrazek

Zajazd Pod Wzgórzem

50
POST BARDA
Słowa o niezdanym teście sprawiły, że Tamna wyglądała, jakby była skłonna zamordować Qadira na miejscu, tam, gdzie siedzieli. Wbiła w niego nienawistne spojrzenie swoich ciemnych oczu, a on mógł wręcz poczuć, jak buzuje w niej magia, bliska eksplozji. Rathal też to czuł, dobrze już znając swoją córkę. Odchrząknął i poklepał ją po przedramieniu, co o dziwo zadziałało... trochę.
- Pan też mojego testu nie zdał, panie Salih. Ja widzę potrzebę poprawy w zakresie empatii - w przeciwieństwie do Karlgardczyka, który bawił się w komunikowanie się za pośrednictwem ojca, elfka zwróciła się prosto do niego. - I dojrzałości emocjonalno-społecznej. Ale dlaczego mnie to dziwi? Naiwnie pozwoliłam sobie zapomnieć, że mam do czynienia tylko z człowiekiem. Nie popełnię tego błędu więcej.
- Ej - wtrąciła się Puella z oburzeniem, rozkładając ręce w geście "a co ja ci, kobieto, zrobiłam". Nie otrzymała ani wyjaśnienia, ani tym bardziej przeprosin, bo temat się zmienił, a sama Tamna udała się przed kominek, w celu zadania kilku pytań ich półgobliniemu towarzyszowi. Wszyscy odprowadzili ją spojrzeniem, ale nie wszyscy już pozostali skupieni na rozmowie tamtej dwójki - choć trzeba przyznać, że sposób, w jaki Lansion znieruchomiał, prawie jak nieprzytomny, z oczami wlepionymi w białowłosą, musiał świadczyć o tym, że też zwrócił uwagę na specyficzny sposób, w jaki światło kominka przenikało materiał jej koszuli.
Tamna uniosła brwi, a gdzieś w jej jasnej twarzy pojawił się błysk zaskoczenia i rozbawienia, gdy Arno postanowił wskoczyć na ławkę. Potem jednak ten grymas stosunkowo szybko przeszedł w zawstydzenie, kiedy zorientowała się, w czym rzecz. Nie był to widok codzienny; Qadir z całą pewnością jeszcze nie widział jej tak zażenowanej, a spędzili już w swoim towarzystwie dobre kilka dni. Elfka cofnęła się o krok i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, na najbardziej strategicznej wysokości.
- ...Przepraszam. Spałam, kiedy przyjechaliście, a potem szybko zbiegłam na dół, niesiona emocją, nie zwracając uwagi na... proszę mi wybaczyć.
Daleka była od zarumienienia się, ale Arno niemal fizycznie czuł przepełniający ją wstyd. Strzeliła spojrzeniem w stronę stołu, a Lansion o ten ułamek sekundy zbyt późno odwrócił wzrok. Tamna na moment zacisnęła usta w wąską kreskę.
- Nie będę lgnąć i nie chciałam kłaść rąk na żadnej pańskiej rzeczy bez pana wiedzy - odezwała się po chwili walki z samą sobą. - Chciałam tylko powiedzieć, że miałam już do czynienia z jednym magicznym przedmiotem z podziemi, czy też podmroku. Myślę, że mogłabym sprawdzić, czy magia, którą jest nasycony, jest podobna do tamtej i odrobinę chociaż rozwiać pańskie wątpliwości. Ale to może... nie teraz. Pójdę po płaszcz. Proszę mi wybaczyć.
Opuściła wzrok i wyjątkowo płochliwie, jak na siebie, odsunęła się z rejonu kominka i szybkim krokiem ruszyła w stronę schodów prowadzących na górę. Lansion odprowadził ją spojrzeniem, z szeroko otwartymi oczami, podczas gdy Puella mało skutecznie chowała uśmiech za kielichem wina.
- Masz bardzo piękną córkę, Rathalu - rzuciła niewinnie.
- Dziękuję - odpowiedział zdezorientowany Il'Dorai, siedzący tyłem do ognia i niemający pojęcia o tym, co właśnie zaszło. - Urodę niewątpliwie odziedziczyła po matce. Charakter, jak się obawiam, też.
- Arno, chodź coś zjeść!
- zawołała rudowłosa, wskazując talerz z ciepłym posiłkiem i wino, przygotowane dla Verga. - Siedzisz tam, przy tym kominku i omijają cię najciekawsze dramaty.
Voron upił łyka z kielicha, z podobną, elegancką manierą, jak Qadir, odstawiając go równo przed sobą. Ani kłótnia, ani zniknięcie Tamny nie zrobiło na nim szczególnego wrażenia, a przynajmniej tego po sobie nie pokazał.
- Mam nadzieję, że poza tymi drobnymi nieporozumieniami, droga mijała wam dobrze? - zagadnął. - Wracając do istotnych tematów... Pozwoliłem sobie zgarnąć ze swojej pracowni te księgi, które mówią o przejściach do innych światów. Były takie raptem trzy, a przynajmniej trzy miałem bezpośrednio pod ręką, zanim zostałem wyrwany z błogiego spokoju i wsadzony na konia...
- Wiesz, że nie było czasu
- wtrącił cicho Rathal, w międzyczasie zabierając się za jedzenie.
- Wiem, wiem. Ale zastanawiałem się, czy nie byłoby rozsądniej spędzić jutro przynajmniej kilku godzin tutaj, w cieple i wygodzie karczmy, na studiowaniu tych tomów, artefaktu, o którym wspominacie i wiedzy panny Il'Dorai? Nie mieliśmy dotąd czasu, w tym niekończącym się pościgu. Może udałoby się nam dojść do jakichś konstruktywnych wniosków, z którymi dalsza podróż będzie mniej przypadkowa i nie będzie polegała na przerzucaniu się pomysłami, przy jednoczesnym przekrzykiwaniu wiatru i końskich kopyt, hm?
- Nadal nie ma czasu.
- A ja bym została
- zaprotestowała Puella. - Wolałabym wyjechać później z wiedzą, niż z samego rana bez niej. Nawet jeśli Keli wysłał kogoś za nami, nie będzie zakładał, że zrobiliśmy sobie tu dłuższy przystanek. I Lansion nas osłoni.
Obrazek

Zajazd Pod Wzgórzem

51
POST POSTACI
Arno
Zanim jeszcze elfka czmychnęła płochliwie schodami na piętro Verg kiwał głową niby nakręcana straganowa zabaweczka, dając do zrozumienia, że przyjmuje jej wyjaśnienia. A choć zakłopotanie nie znikało z jego twarzy to odczuwał również jakąś dozę współczucia dla Tamny. Nie chciał stawiać dziewczyny w kłopotliwej sytuacji, jakkolwiek co by nie powiedzieć sama była sobie winna. Mieszaniec próbował wydobyć jakieś słowa, które być może załagodziłyby okoliczności, niemniej gardło miał związane niby supłem, a język odmówił posłuszeństwa. W rezultacie chwilę stał tak z rozdziawioną gębą, trochę odruchowo wyciągnął rękę jakby chciał ją zatrzymać, ale było już za późno. Z resztą nawet gdyby mu się to udało to co miałby jej powiedzieć? "Waćpanna ma piękne bimbałki, grzech żałować światu takiego widoku", a może "Przepraszam, ale pani piersi mnie oczarowały, czy to jakiś rodzaj elfiej magii?" Im dłużej o tym myślał, tym bardziej dochodził do wniosku, że może to i lepiej, że zanadto nie mielił jęzorem. W duchu miał nadzieję, co by naprostować sytuację z panienką Il'Dorai gdy nadarzy się ku temu okazja albo przynajmniej wynagrodzić jakoś ten nietakt z jego strony.

Wkrótce jednak porzucił rozmyślania, bo choć pewne wspomnienia pozostaną z nim pewnikiem na dłużej to ot nadarzała się nowa sytuacja - los znowu postanowił się do niego uśmiechnąć. Głos Puelli dotarł jego uszu jakby pierwsze brzmienie skrzypiec w zbyt cichej tawernie. Oderwał wzrok od spowitych półmrokiem schodów i zwrócił żółte ślepia ku rudowłosej towarzyszce. Uśmiech mimowolnie zagościł na twarzy półgoblina. Zeskoczył ze stołka i bez zwłoki przysiadł do stołu. Dopiero na widok strawy pojął jak pusty ma żołądek.

Mimo wszystko mam wrażenie, że byłem całkiem blisko dramatu. — odpowiedział czarodziejce sięgając po kacze udko. Oderwał kawałek, przeżuł i wtem na twarzy mieszańca zagościła błogość. Jak dobrze byłoposilać się czymś treściwszym niż to, co serwowali mu na akademickiej stołówce, ah. Chwytając w zęby drób dolał sobie jeszcze ździebko napitku, do czego potrzebował wszak obu kończyn. Chwilę później odłożył udko, uniósł kielich i z dziarskością rzucił do Puelli:

Za ciepły kąt i pełny brzuch, zdrowie! — po czym wlał siebie parę łyków. Ileż to czasu minęło od kiedy mógł się raczyć dobrym... całkiem niezłym... Ileż to czasu minęło od kiedy mógł się raczyć winem... zdaje się, że tym właśnie był ów płyn.

Popieram. — zawtórował Puelli, tym samym po raz pierwszy włączając się w dyskusje gromadki — Jakkolwiek nie wiem o jak wielkim zagrożeniu mówimy, ani jak rychło może ono nadejść. Cokolwiek czytać w drodze po ciemnicy przecież panowie nie będziecie, pan Lansion zdaje się potrzebował odpoczynku, a i w osłabieniu trudniej będzie stawić czoła wyzwaniom. — rzekł odrywając zębami kolejny kęs mięsa.

Sygn: Juno

Zajazd Pod Wzgórzem

52
POST POSTACI
Qadir
Doglądanie krągłości uciekającej na piętro Tamny nie leżało w sferze zainteresowań karlgardczyka, który aktualnie próbował zdystansować się zapewne od niepotrzebnego stresu ze strony bladej dziewczyny przy reszcie lampki czerwonego płynu. Zastraszające jak blisko mu było do ułożonych manier Vorona, kiedy momentami ich ruchy poniekąd synchronizowały się pod kątem płynności. Można było z tego wywnioskować, iż dużo czasu spędzali w swoim gronie albo kładli równie duży nacisk na wcześniej wspomniane reguły kultury pośród gości. Tym bardziej obraz bliższej znajomości starszego elfa z mieszkańcem pustyni nasuwał się samoistnie przy podobnych przemyśleniach. Tak czy inaczej, fizyczne piękno przedstawicielki płci przeciwnej nie wywołało u Saliha przejęcia z rumieńcem pokroju Lansiona czy też Verga, gdyż nawet nie odprowadził wzrokiem panny na górę. Dziwny osobnik? Zachowujący zimną krew naukowiec bez wielkich żądzy? Oceny obiektywnej na tę chwilę nie dało się określić bez dodatkowej wiedzy, a zatem każdy zainteresowany tą reakcją czarnoksiężnika mógł wynieść wyłącznie osobiste wnioski.

Wiadomy jest natomiast późniejszy gest Qadira po zniknięciu potomkini Rathala na wyższej kondygnacji budynku. Wieszcz przetarł twarz dłonią z wyraźnym głębokim westchnieniem, co ojciec choleryczki miał prawo dostrzec oraz usłyszeć bez trudu, tak jak pozostali siedzący przy stole. W zależności od doświadczeń ze swoim dzieckiem, dojrzalszy Il’Dorai zauważyłby tam krztę… siebie. Kadeem ujawnił wizję rozczarowanego taty na swym obliczu, toteż przez dłuższy czas zamilknął, przymykając jednocześnie piwne oczy na drodze chwilowego łaknienia regulacji umysłu. Kolejną częścią grymasu okazał się pewnego rodzaju smutek wymalowany na ustach uczonego. Jegomość definitywnie nie był zadowolony z takiego obrotu tej prywatnej sprawy i dopiero teraz ujawnił w ciszy garstkę uczuć z tym związanych.

Yasin zdaje się, także nie zamierzał dodawać opinii względem komentarzy Puelli. Zastygnął w pozycji siedzącej już bez większego rozluźnienia niczym rzeźba filozofa, przy czym nabrał kilka mocnych wdechów powietrza do płuc. Co skrywały jego myśli, pozostawało tajemnicą, aczkolwiek ktoś z odpowiednio potężnym zaklęciem mógłby próbować tam zajrzeć. Wszak możliwości tego typu istniały w tym świecie. Bądź co bądź, rozbudzenie strapionego chwilowo syna Raaidy zostało przerwane znanym mu głosem kompana z akademii. Mężczyzna uniósł powieki, obracając głowę w kierunku źródła głosu z małym, serdecznym wykrzywieniem warg w formie uśmiechu. - Poza tym było w porządku… - Jasnowidz nie rozwinął tego wątku, pozwalając współpracownikowi na dalszy wywód. Ku uciesze wszystkich przeszli do rozwinięcia ważniejszych aspektów ekspedycji. Bo jak wielu zwolenników dramatu relacji przebywało w tym pomieszczeniu? Oby ich liczba nie wykraczała poza jedną nonszalancką, rudowłosą magiczkę.

Entuzjazm ucznia Zakkuma urósł powtórnie podczas wyjaśnienia kolegi względem zabranych tomów. - A więc warto to wykorzystać. Dopóki jesteśmy w gospodzie mamy okazję skupić się na pozyskaniu cennych informacji. Ostrożności z wiedzą nigdy za wiele w tym wypadku. - Wykładowca dokończył po dłuższym czasie wino z naczynia. Nie zapowiadało się tym samym, aby miał zamówić więcej trunku, ponieważ od razu zaniósł kielich do gospodarza. Po podziękowaniu powrócił na swoje ostatnie siedzisko znacznie mniej teatralnie niż “przedstawienie” wywołane przez badaczkę o białych włosach. Spojrzenie brązowych tęczówek profesora spoczęło z powrotem na szpiczastouchym znawcy vitae. - Panie Il’Dorai, muszę się zgodzić z resztą uczestników dyskusji. O ile pośpiech jest niefortunnym elementem naszej wyprawy, to obecna sytuacja stwarza najlepsze warunki do zregenerowania energii wraz z opracowaniem kolejnych ruchów grupy. Drugiego takiego przystanku robić nie będziemy, czyż nie? - Mimowolnie zerknął na drzwi wejściowe. Westchnął niemalże niemo, nie dając już innym znać o tej ekspresji. - W obu przypadkach podejmujemy ryzyko… Proszę jednak pamiętać o wierzchowcach, a w tym utrudnień wynikających z jazdy pod osłoną nocy. Mamy wsparcie Pana Lansiona. Jestem gotów tu przeczekać do wczesnego południa. - Pytanie, co na to Rathal? Dowiedzą się o tym niedługo, chociaż na razie rodzic Tamny stał po drugiej stronie głosowania w samotności. Niemniej nikt nie kłócił się w tym gronie o słuszność własnego zdania. Budowali podwaliny pod coś na kształt planu. To nie koniec. Nadal nie ułożyli toku działań w żadnej solidnej strukturze. Musieli nad tym więcej popracować.

Po paru minutach Salih wstał na równe nogi, poprawiając swą szatę u jej podnóża. Widocznie miał coś innego do zrobienia jeszcze tego wieczora. - Wybaczcie mi, lecz… potrzebuję dokończyć mój przerwany sen. Nie krępujcie się mnie obudzić na wypadek nagłego zagrożenia. A o studiowaniu tych ksiąg łącznie z artefaktem … porozmawiamy już z rana, jeśli pozwolicie. - W ten oto sposób opuścił zgromadzenie miarowym krokiem, podążając śladem furiatki na korytarz pod zadaszeniem. Oczywiście uczyniłby to dopiero bez dezaprobaty członków akademii, choć nastroje istot wskazywały na bliskie mu emocje. Każdy chciał poczuć się wypoczęty po konsumpcji. Nie mieli wielkiego wyboru. To lokum stanie się ostatnim komfortowym postojem. Warto z tego skorzystać w pełni, prawda?

Bohater nie baczył na możliwość minięcia się z osobą, która miała w głowie krajobraz usłania podłogi krwią Qadira. Nic tu nie wskóra w tej dobie gniewu czarodziejki. Podpadł damie całkowicie, ale które z nich bardziej zawiodło? Trudno orzec. W tym zamieszaniu każde złe bądź dobre cechy przeplatały się w prawdzie oraz fałszu. Zamyślony mag zatrzymał się niedaleko przy progu komnaty, podglądając kątem oka otoczenie niedaleko izdebki magini z alabastrową cerą. Chciał coś zrobić… tylko co? Co teraz? Zawiesił się jak tuż po wyparowaniu kobiety w niedostrzegalnej wtedy przestrzeni, lecz wyłącznie przez chwilę. Wreszcie po paru sekundach naukowiec ukrył się pomiędzy czterema ścianami kwatery z trzecim wypuszczeniem oddechu jako podkreśleniem niezadowolenia.
Obrazek

Zajazd Pod Wzgórzem

53
POST BARDA
Przegłosowany Rathal nie miał innego wyjścia, jak tylko ustąpić decyzji większości. Zerknął w stronę schodów, jakby powrót Tamny miał zapewnić mu jeden głos więcej za opuszczeniem zajazdu jak najszybciej, ale jego córka nie wracała, zapewne w samotności ubolewając nad niezręczną sytuacją, jakiej była przyczyną.
- Oby to było tego warte - westchnął tylko.
- Myślę, że będzie - wtrącił się milczący dotąd Lansion. Miał wysoki, łagodny głos, podkreślający tylko to, jak bardzo był młody. Mógł mieć nie więcej, niż dwadzieścia pięć lat. Był w końcu zaledwie jednym ze studentów, wplątanym w sprawy potężniejsze od wszystkich, z jakimi dotąd miał do czynienia. - O-odpoczynek dobrze mi zrobi. Skuteczności mojej magii też.
Pożegnanie Saliha nie spotkało się z protestem. Wszyscy jednogłośnie ustalili, że są zbyt zmęczeni, by dziś dochodzić do jakichkolwiek konstruktywnych wniosków, a tym bardziej badać księgi i artefakty. W końcu nie tylko Karlgardczyk pragnął snu, pozostali także, zwłaszcza, że jechali tu dłużej, niż zakładałby rozsądek i dotarli w samym środku nocy. Najedli się, popili i mogli udać się na spoczynek, choć czekało ich jeszcze podzielenie się jakoś dwoma ostatnimi dostępnymi pokojami w karczmie. Nie był to problem Qadira, ale Arno widział pytające spojrzenie Lansiona, przeskakujące z Vorona na Puellę i z powrotem. Z pewnością nocleg w towarzystwie własnego wykładowcy był mniej kuszącą opcją, niż dzielenie pokoju z egzotycznym rudzielcem z północy. Do rzucenia jakiejś propozycji jednak jeszcze się nie zebrał, widząc, że zarówno jeden jego potencjalny współlokator, jak i drugi, bez pośpiechu dopijają wino i kończą kolację.
Rathal natomiast pożegnał się i podążył za Qadirem na górę. Gdy Karlgardczyk otworzył swój pokój, usłyszał także otwierające się drzwi Tamny, a kątem oka dostrzegł błysk jej jasnych włosów i ciemny materiał płaszcza, jakim się owinęła.
- Ojcze? - spytała, zdziwiona, zauważając najpierw Rathala, który właśnie wszedł na piętro, wychodząc jej naprzeciw.
- Wszyscy jesteśmy zmęczeni. Postanowiliśmy zostawić resztę spraw na jutrzejszy poranek. Będziesz tak miła i przyjmiesz ojca do swojego pokoju? Mamy ich zbyt mało, żeby każdy mógł spędzić noc we własnym.
- ...Tak
- odparła elfka po chwili wahania. - Jest tylko jedno łóżko, ale mogę rozwinąć posłanie. Czyli jutro...
Zamilkła, gdy odwróciła się i dostrzegła Qadira, ale ten zamykał już za sobą drzwi, więc ani ona nie zdążyła spojrzeniem przekazać mu żadnej odpowiednio nienawistnej emocji, ani on nie zdążył w jej twarzy dostrzec żadnej niechęci. Miła, choć trwająca zaledwie jedno uderzenie serca odmiana. Wkrótce jednak Salih został sam w tymczasowo swoich czterech ścianach i tym razem chyba nikt nie miał już zawracać mu głowy do samego rana.
Obrazek

Zajazd Pod Wzgórzem

54
POST POSTACI
Arno
Magowie zaczęli powoli się rozchodzić - najpierw panienka Il'Dorai, wkrótce potem niejaki Salih, a za nim również Rathal. Zielony też czuł, że sen dobrze by mu zrobił, toteż nie planował przesiadywać zbyt długo. Jakkolwiek nie po to zasiadł do stołu, żeby tak zaraz się od niego odrywać. Gdzieś kątem oka dostrzegał znaczące spojrzenie Lansiona, ale postanowił udawać, że umknęło to jego uwadze. Zwrócił się w stronę Puelli.

Wiem, że pora dosyć późna, ale skoro już siedzimy w ciepłej sieni daj mi tę przyjemność i przez chwilę zabaw rozmową, co ty na to? — Verg wyciągnął rękę po dzban z winem niemal kładąc się na blacie, by go dosięgnąć. Najpierw uzupełnił kielich rudowłosej, a potem swój - oba mniej więcej do połowy. Nie miał w zamiarze jej spijać, czy samemu oddać się upojeniu. Nie miał wobec niej też żadnych... nieczystych zamiarów, które mogły chodzić po głowie młokosowi za jego plecami. Był autentycznie zainteresowany pogawędką, chciał lepiej poznać osobę, z którą na dobre i (przeważnie) na złe dzielił siodło. Zyskała w sumie jego sympatię, więc naturalnie zastanawiał się, czy słusznie.

A więc... — zagaił — Kim jesteś Puello? Z której krainy pochodzą rudowłose czarodziejki? Podróżujemy razem już od jakiegoś czasu, a ja właściwie nic o tobie nie wiem. — oparł dłonie na podbródku jakby czekał aż mu opowie baśń o ukrytej w górach dolinie pełnej rudzielców, gdzie każdy wcina kaszę, jeździ konno jakby do tego się urodził, a czarami rzuca nawet wtedy, gdy kończy się papier w wychodku.

Sygn: Juno

Zajazd Pod Wzgórzem

55
POST POSTACI
Qadir
Po przekroczeniu progu wynajętego lokum, czarnoksiężnik pochodzący z dalekiej krainy oddał się głębokiej medytacji jak to robił codziennie oraz rozpoczął przygotowaniu do snu. Odzienie wierzchnie odłożył na pobliską szafkę, składając ją w nienaganny sposób, czyli w kostkę. Gdyby ktoś zainteresował się poczynaniami Saliha, miałby wrażenie, że niemalże on nie istnieje w obrębie tej gospody. Jakichkolwiek znaków życia nie dało się skutecznie zarejestrować w pobliżu pomieszczenia maga. Osoba trzecia byłaby zmuszona wręcz przystawić swoje ucho do drzwi mężczyzny celem usłyszenia cichej krzątaniny człowieka wraz z… modlitwą. I to ostatnie nie plasowało się w sferze przepięknego rytuału lub wyniosłych modłów.

Szeptem nasz bohater przekazywał podziękowania każdemu z panteonów za ich… fakt istnienia. Jedyną prośbą “Pustynnego Smoka” pozostało wskazanie mu nowych wytycznych do tego… co ma czynić dalej, a także oświecenie pod kątem najbliższych decyzji. O ile wolna wola wciąż funkcjonowała zgodnie z naturą przedstawiciela rasy ludzkiej, tak Yasin odkąd otrzymał niezwykły dar, podążał za poleceniami wyższych bytów, bez dłuższego kwestionowania woli bóstw. Może to samodzielne poddaństwo sprowadzi na niego zgubę, aczkolwiek gdzieś czuł szansę na… błogosławieństwo. Skutków egzystowania jako posłaniec stwórców nie dało się w całości przewidzieć. Nie umieli tego uczynić nawet wybrani kapłani.

Po poprawieniu pościeli łącznie z ubraniem dwuczęściowej piżamy, syn Raaidy ułożył się wygodnie na pryczy w pozycji na plecach. Dopóki miał komfort spoczywania na materacu, to z tego korzystał, tak jak to czarnoskóry uczony zaznaczył kilkanaście minut temu w głównej sali. Wyjrzał mimowolnie za okno jak to miał w zwyczaju, aby obraz piękna nocy utrzymał się z nim aż do kontrolowanej utraty przytomności. Wieszcz przymknął na koniec powieki, gdzie zmysł wzroku został błyskawicznie zakryty przez ciemność. Czy otrzyma nową wiedzę w formie wizji? Przyjemny sen? Koszmar? Nie zastanawiał się nad tym. Karlgardczyk starał się oddać objęciom zaświatów. Jedynie miał ostatnie wyznanie, które ujrzało światło dzienne w jego zakamarkach gasnących myśli:

Osurelo... Ona miała rację... Nie mam w sobie empatii... I pewnie dlatego nie potrafię kochać... Miłość do bliźniego jest dla mnie trudna... Wybacz mi…
<>
Kadeem wreszcie budzi się z sennego światka, jego ciało rozwija się jak kwiat oświetlony porannym światłem. Spojrzenie czarodzieja staje się klarowne, a ruchy gracjalne, jakby tańczył z wiatrem nowego dnia. Gdy powrócił świadomością do świata materialnego, powtórzył czynność sprzed kilku godzin. Dopatrywał krajobrazu za oknem. Padało? Oby nie. Został zmuszony do wykorzystania prawdopodobnie jednej z użytych uprzednio par ciuchów od Franko. Te na razie nie śmierdziały… okropnie. Deszcz z zeszłej doby na pewno nie pomógł, ale profesor mógł rozwiązać chociaż skrawek problemu z przemoczonymi ubraniami. Gdyby krople wody nie spadały gwałtownie z chmur nieba, obywatel Urk-hun rozwiesiłby większość ciuchów za parapetem. Bez potrzebnych haczyków lub zaczepów w pobliżu skorzystałby z rozwieszenia ich koło szklanej witryny na drzwiczkach, toteż szyba zostanie otwarta maksymalnie na oścież w razie możliwości. Następnie po krótkim rozciągnięciu kończyn wraz z plecami, zamożny podróżnik uda się w kierunku baru. Zastanawiał się poniekąd czy na kogoś obecnie tam trafi.
Ostatnio zmieniony 13 gru 2023, 17:34 przez Qadir, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Zajazd Pod Wzgórzem

56
POST BARDA
Słysząc pytanie, dające jej tak duże pole do popisu, Puella uśmiechnęła się szeroko, obracając się wraz z kielichem w kierunku Arno. W jej oczach błysnęły psotne ogniki, zupełnie jakby tylko czekała na tę okazję.
- Wyjawię ci swoją tajemnicę, Arno, ale tylko, jeśli obiecasz nikomu nie powiedzieć - rzuciła, zupełnie nie przejmując się faktem, że przy stole siedzieli jeszcze pozostali. Może oni już ją znali? - Pochodzę z dalekiej północy, gdzie mieszkamy w domach z lodu, a jemy tylko to, co raz w roku znosi nam z niebios Kariila. Każdy z nas otrzymał od niej także dar magii, jakiej próżno szukać w innych zakątkach świata. Moje dłonie potrafią wyleczyć każdą chorobę. Moje łzy ożywią umarłego. Boska krew płynie w moich żyłach.
Voron przewrócił oczami tak mocno, że prawie spadł z krzesła, ale się nie wtrącał.

***

Zielonemu zaświeciły się oczy, usta mimowolnie rozwarły się w zachwycie, a cała twarz opromieniała, jakby Puella wyczarowała mu kucyka pstryknięciem palca. Im dłużej jej słuchał, tym więcej chciał usłyszeć.

To... niesamowite. — rzekł wciąż próbując jakoś to sobie poukładać w głowie — Nigdy nie słyszałem o takim ludzie! Nie jest wam zimno w tych domkach z lodu? Chwila... mówiłaś, że jecie tylko raz w roku i karmi was sama Kariila?

Zamyślił się, zamilkł na moment. Palcem postukiwał podbródek jakby odmierzał sekundy, wzrok wbił gdzieś w blat stołu. Gdy powrócił spojrzeniem do rudowłosej z jego mimiki można było wyczytać jakąś dozę sceptyzmu. Ten sam palec, który "odmierzał czas" teraz wskazywał wprost na nią, tak jak wskazuje się winnego.

Chyba nie pogrywasz sobie ze mną, co? — wyglądał poważnie, może nawet trochę złowrogo i wtem... zaśmiał się... gromko! Śmiech chwilę niósł się po sali.

Wypijmy za te czarodziejskie ludy z dalekiej północy! Zdrowie! — chwycił za kielich, po czym wlał w siebie kilka łyków.

***

Puella bardzo powoli i przekonująco pokiwała głową, wpatrując się w Arno szeroko otwartymi oczami, w których niezmiennie tańczyło rozbawienie. Po chwili zerknęła w bok, w kierunku swojego talerza z niedokończoną zasmażaną kaszą i zjadła z niego jeszcze dwie łyżki.
- Mhm. Gdzieżbym śmiała. Nigdy nie przyszłoby mi to do głowy - odpowiedziała z przesadną niewinnością, a potem sama też parsknęła śmiechem i uniosła nieznacznie kielich w geście toastu.
- To nie jest czas na żarty - mruknął Voron. - Bądźcie poważni. Los świata, a przynajmniej jego fragmentu, leży na naszych barkach.
Puella momentalnie spoważniała i przepraszająco skinęła głową.
- Masz rację. Przepraszam. Od tej pory będę snuć się dookoła, zrozpaczona albo wściekła. Albo jedno i drugie. To nam na pewno pomoże.
Voron cmoknął z niezadowoleniem.
- Puella jest z Saran Dun. Z Akademii Mniejszej w Saran Dun - naprostował jej historię.
- Ooch, Voron! - jęknęła rudowłosa i w irytacji odstawiła kielich na blat. Wino w środku chlupnęło i rozlało się trochę po ciemnym blacie stołu. - Chciałam być z lodowej chatki.

***

Och- — tyle zdołał z siebie wydobyć. Wtem przyłożył dłoń do piersi jakby serce mu zamarło i właśnie szukał pulsu. Ciężko wypuścił powietrze z płuc, iście teatralny gest. — Jestem w szoku. — rzekł, a zaraz upił łyk wina co by jakoś zapić tę nagłą, choć spodziewaną zdradę. Oczywiście, że się zgrywał.

Zachichrał pod nosem i machnął ręką jakby od niechcenia odganiał muchę. Z uśmiechem zaś rzucił:

Moje marzenia o spotkaniu Kariili i pałaszowaniu boskich smakołyków z jej dłoni kompletnie legły w gruzach.

Zabawne. Kiedyś mieszaniec pewnikiem wzburzyłby się na takie igranie z jego ciekawością, jednak tym razem potraktował słowa Puelli jak pewną formę zabawy. Zmienił się. Te dwa lata na południu, obcowanie z jego mieszkańcami wpłynęły na niego bardziej niż podejrzewał. Nie miał powodu, żeby grać w jej grę, a jednak spróbował... i dobrze się przy tym bawił.

Być może to ostatni czas na takie żarty, wolę dobrze go wykorzystać. — zwrócił się do Vorona — Nie wiem co nas czeka, gdy już staniemy przed tą tak zwaną bramą. Tym bardziej nie znam tego całego Ignaza Keliego, o którym tak rozprawiacie z trwogą. — mówiąc to dyskretnie sięgnął do nogawki, wyciągnął sztylet i w nagłym geście wbił w wierzch blatu — ...ale co by nie nadciągało już zbyt długo czekałem na odpowiedzi. Jeśli ktoś chce mnie-... nas powstrzymać... niech spróbuje. Tanio skóry nie sprzedam, pomnijcie na me słowa.

Na moment zdawało się jakby wrócił stary Arno. Trochę niezrównoważony, mściwy, brutalny do przesady, jednak po krótkiej pauzie w kąciku jego ust zagościł uśmiech. Schował broń tam skąd ją wyjął, chwycił naczynie, zamieszał płyn wglądając w czarkę i dodał już luźniejszy:

Cokolwiek mam nadzieję, że do niczego takiego nie dojdzie. Póki co... — rozejrzał się po zebranych — Nie jest tak źle, wasze zdrowie. — upił jeszcze łyk.

***

Puella, nie odrywając spojrzenia od Vorona, wyciągnęła dłoń w kierunku Arno, jakby chciała w ten sposób dać wyraz poparciu dla jego słów. To mogła być ostatnia chwila na żarty i choć brzmiało to nieco depresyjnie, ona nie chciała poddawać się temu nastrojowi. Mimo to, jechała z nimi, na spotkanie niewiadomej, która mogła przynieść im zarówno niezmierzoną wiedzę, jak i brutalny koniec. Doskonale wiedziała, że może spodziewać się najgorszego i mimo to wciąż pozwalała sobie na tę swobodę, której nie miał żaden inny z jej towarzyszy. Może dlatego tak doceniała pytania Verga?
- Ignaz Keli to rektor naszej Akademii - wyjaśnił Voron, równo ustawiając przed sobą puste naczynia. - Bardzo potężny mag, z bardzo potężnymi sojusznikami. I jeśli szuka kolejnych sojuszników w armiach mrocznych elfów, które wylewają się na powierzchnię... - pokręcił głową. - Nawet magiczne łzy Puelli nie ocalą świata. Trzeba uciąć ten sojusz, zanim do niego w ogóle dojdzie, niezależnie od tego, czy trzeba będzie pozbyć się odpowiedniego elfa mrocznego, czy wysokiego, że tak to ujmę.
- Nikt z nas nie spodziewał się takiego obrotu spraw, a na pewno nie Tamna, która z samej Fenistei wróciła do niego po pomoc. Posłała też po mnie. Jak widać, okazuję się bardziej godna zaufania, niż wasz rektor
- rudowłosa skłoniła lekko głowę.
- Akurat w tym temacie, jest to niestety prawda.
- No wiesz, dlaczego niestety?
- Bo ci do głowy uderzy, droga Puello.

Rudzielec roześmiał się szczerze, jakby była to najśmieszniejsza sugestia na świecie. Uniosła swój kielich w odpowiedzi na toast.
- I twoje też, Arno. Jak przyjdzie co do czego, wytniemy trochę mrocznych. Puella Sonos potrafi nie tylko leczyć - dopiła wino do końca i ze stuknięciem odstawiła naczynie na blat. - Ale teraz idzie spać. Mamy za mało pokoi, więc kto śpi ze mną?
- Ja!
- wyrwał się młody elf. - T-to znaczy... w pokoju. Mogę na podłodze.
- No jasne, że na podłodze. Chodź, Lansion.

W takim układzie Verg został z Voronem, który w ostatecznym rozrachunku okazał się zupełnie bezproblemowym współlokatorem. Jak położył się na plecach, z rękami splecionymi na klatce piersiowej, tak nie poruszył się do samego poranka i tylko równy oddech świadczył o tym, że jeszcze żyje.


***

Poranek był chłodny i pochmurny, choć mieli szczęście, bo przynajmniej dziś nie padało. Gdy Qadir zszedł do głównej sali, dostrzegł tam już kilku gości, skupionych na śniadaniu, bądź zagadujących karczmarza. Pojawiła się też jakaś nowa grupa podróżnych, a może handlarzy? Którzy czekali na swoją kolej przy kontuarze. W tym zamieszaniu dostrzegł też Shehla, rozmawiającego z jednym z przyjezdnych. Po drugiej stronie pomieszczenia, nad stołem ustawionym pod dużym oknem, pochylały się dwie głowy: biała i ruda, pierwsza z długimi, prostymi włosami związanymi w wysoki kucyk, a druga pogodzona już ze swoim losem i otoczona chaotyczną aureolą miedzi, z którą niewiele chyba dało się zrobić. Przed Tamną stał jakiś parujący napar, podczas gdy Puella czytała coś w niedużej księdze i robiła notatki na pergaminie obok. Przy ogniu, który chyba podtrzymano od wczoraj, by w całym przybytku było w miarę ciepło, bokiem do kobiet stał Voron, wyciągając dłonie w stronę ciepła.
- Qadir! - zawołał go, gdy dostrzegł sylwetkę Karlgardczyka, zstępującą ze schodów. - Liczę, że miałeś dobrą noc? Nie wiem, kiedy następnym razem będzie nam dane spać w miękkim łóżku.
Obrazek

Zajazd Pod Wzgórzem

57
POST POSTACI
Arno
Obudził się... z kacem, ale na szczęście w łóżku, a nie pod karczemną ławeczką, co obierał za dobry omen. Całkiem nieźle pamiętał wydarzenia z poprzedniego wieczora, a i kątem oka dostrzegał, że jego sakiewka znajdowała się w tym samym miejscu, w którym ją zostawił. Słowem: nie mógł narzekać... no prawie. Żołądek wyraźnie burzył się na wysokoalkoholową dietę, gdzie wodę zastąpiło wino, owoce zaś gęsie udko i kasza.

No już, no już. — rzucił niemrawo do organu jakby właśnie zbierał burę i próbował się bronić — Wstaję przecież, daj mi chwilę.

Faktycznie mieszaniec począł zwlekać się z łóżka. Oparł się ręką o framugę mebla, zaparł i podniósł na tyle, żeby jego twarz zawisła kawałek nad kołdrą. Zlepionymi wciąż oczyma omiótł komnatę - był sam. Zacmokał, rozejrzał się raz jeszcze dla pewności, podrapał po mikrym, acz zaniedbanym zaroście.

Chyba naprawdę pora wstawać. — upomniał sam siebie, a zaraz ostatecznie stanął na nogi.

Poranek nie należał do jego ulubionej pory dnia. Przeważnie wtedy czuł się najmocniej odsłonięty, trochę otępiały, nie mówiąc o tym, że wszystko działało mu na nerwy. A to słońce za mocno świeciło, a to ptaki za głośno ćwierkały, a to znowu jakiś przygłup oczekiwał opłaty za nocleg. Arno zachodził w głowę, po co ktoś wymyślił poranki, czemu nie mogła panować wyłącznie noc, albo wieczór, albo chociaż popołudnie. Przynajmniej na zewnątrz zbierały się chmury i wszystko zachodziło szarugą, więc miał namiastkę tego, czego chciał od życia... aczkolwiek wcale nie umniejszało to jego markotnej natury. Może to już po prostu taki codzienny rytuał? Nim opuścił pomieszczenie znalazł niewielką balię, która czekał nań ustawiona na stoliku pod oknem. Skorzystał z okazji i obmył się na tyle dokładnie jak tylko potrafił - zaczynając od twarzy oraz rąk schodził coraz niżej. Woda była lodowata, acz przez to wyjątkowo otrzeźwiająca. Czuł jak krew w jego żyłach przyśpiesza, jak wraca do życia. Ubrał się, oporządził w sprzęt, po czym opuścił pokoik niemal takim, jakim go zastał dnia poprzedniego.


Po schodach zbiegł pędem. Może nawet trochę zbyt szybko, bo nie spodziewał się, że na ich końcu zastanie wysokiego, czarnego maga odzianego w błękit. Na moment przed zderzeniem z nim zrobił krótki piruet i jedynie lekko trącił łokciem. Wnet złożył dłonie w geście skruchy, a zerkając na niego rzekł:

Dzień dobry, pan wybaczy, panie... Salih? Dobrze pamiętam? Pośpiech w tym przypadku okazał się złym doradcą. — lekko skłonił głowę. Miał już odejść w swoją stronę, gdy wtem coś go tknęło i powrócił do mężczyzny — Karlgardczyk? Jak mniemam?

Zielony wyciągnął dłoń w geście powitania.

Żyłem w Urk-hun przez kilka ostatnich lat i nawykłem nazywać pustynię swym domem. Dobrze jest widzieć kogoś z tamtych stron, nie będę ukrywał. — słaby uśmiech wystąpił na jego twarzy — Chyba nie mieliśmy jeszcze okazji właściwie się przywitać? Arno Verg. — przedstawił się krótko, choć domyślał się, że ten już zna jego imię.

Sygn: Juno

Zajazd Pod Wzgórzem

58
POST POSTACI
Qadir
Pobudki nie należały do najprzyjemniejszych czynności u praktycznie każdego znanego mu indywiduum, aczkolwiek sam Salih nie zdawał się wielkim narzekaczem w tych sprawach. Nawet niegdyś wspomniał Voronowi jako swojemu bliższemu koledze z akademii magicznej: - Powitanie każdego dnia oznacza, że wciąż żyję i mogę odkryć coś nowego. - Być może opierało się to na śmiertelności ludzi, zatem czarodziej zaznaczył fakt… przemijania jako przedstawiciel tej krótko egzystującej rasy. Oczywiście przedstawienie tego wymyślonego porzekadła starszemu elfowi niekoniecznie pozwoliło mu poczuć empatię względem Kadeema. Niemniej było jasnym znakiem, iż czarnoskóry badacz jest pracusiem. A co robią ambitne, a zarazem pełne werwy istoty? Wstają wcześnie, przyzwyczajając się do niespędzania kawałka dnia w łóżku. Podsumowując, ze względu na drobne spożycie wina poprzedniej nocy wraz z prawidłową higieną snu, Qadir zdołał rozpocząć przygotowania już niemal o świcie. Po obmyciu się wyperfumowaniu i założeniu świeższej odzieży mężczyzna z Urk-hun udał się bez pośpiechu w stronę schodów, aby następnie po nich zejść. Jakże proste czynności, prawda? Co mogło pójść nie tak?

Wprawdzie sukces miał niemalże zapewniony, gdyby nie… ktoś korzystający ze wspomnianego uprzednio pośpiechu. Tym razem gościem łamiącym przestrzeń osobistą okazał się pół goblin pędzący na stopnie prowadzące w dół niczym właściciel burdelu w Saran Dun za niepłacącym za “usługę” klientem wzdłuż portowej uliczki. Wizjoner nie miał do tej pory szans poznać nawyków każdej osobistości z uczelni, a tym bardziej… przewidzieć takiej wręcz napaści. Tak czy inaczej, podróżnik nie zamierzał go obalić, toteż szturchnięcie łokciem w zupełności wystarczyło do przykucia uwagi wyższego faceta, gdzie ten aktualnie obrócił się na pięcie z uniesioną prawą brwią. Prawdopodobnie bez szturmu jegomościa, czarnoksiężnik pozdrowiłby przyjaciela z okolic kominka. Na resztę nie wystarczyło mu refleksu w tej sytuacji. - Dzień dobry. - Klasyczne dwa słowa padły z ust wieszcza w odpowiedzi. Czarnowłosy znawca vitae nie sprawiał wrażenia zdenerwowanego lub rozczarowanego. Definitywnie utrata równowagi Verga wzięła go z zaskoczenia. Po magicznej szkole najwyraźniej wielu studentów nie biega czy też tam, gdzie nauczyciel przeważnie przebywa. - Niekiedy jest potrzebny, lecz doradcą jest zawsze kiepskim. - Niby miał powrócić spojrzeniem po ostatniej wypowiedzi w kierunku drugiego profesora, gdy zielono skóry piechur ponownie dał o sobie znać.

Następnie Arno dostrzegł, że delikatny uśmiech wkradł się na oblicze wyprostowanego maga w pozłacanym błękicie tuż po inicjującym dyskusję pytaniu. - Wprost z “Perły Pustyni”. - Odwzajemnił uścisk dłoni z bardziej wyliczonym ruchem. Wyglądało to tak, jakby Yasin czynił to wolniej… choć z tym samym tempem jednocześnie. Ta mała iluzja może jest spowodowana nieczęsto spotykaną płynnością. Na dodatek do nozdrzy mieszańca dotarła limonkowa woń przy bliższym kontakcie z naukowcem. - Miło mi to słyszeć… Tylko co sprowadziło Pana stamtąd aż tutaj? Praca? Chęć przygód? - Wyprawa do Wschodniej Prowincji z Baronii to nie byle wyczyn zwłaszcza w jednym kawałku. Chęć wywiadu mogła nasuwać się sama. “Pustynny Smok” miał powody, a co z nim?

Jasnowidz delikatnie nachylił się w pobliżu sylwetki członka konwersacji po wstępnej wymianie zdań z widocznym skupieniem. - Zwą mnie Qadir Salih… Miło mi. - Głos karlgardczyka zmalał taktownie w głośności do czegoś bliższego szeptowi. - Panie Verg, proszę uważać z dzieleniem się wiedzą o tym… artefakcie… I trzymanie go blisko siebie… - Już nie otrzymywał błahej kurtuazji, a zdaje się szczerą opinię w połączeniu z radą. Czy Salih go manipulował? Mowa ciała mówiła coś zgoła odmiennego. Gruba wręcz mowa dodawała wyłącznie tej aury pewności siebie w przemowie czarownika. - Niech Pan utrzyma tę postawę z wczoraj… Wielu może próbować to Panu odebrać… -

Na tym jednakże wywód wróżbity się skończył. Pozostawił łucznika, a w dalszej kolejności udał się do źródła ciepła z kącikiem ust wykrzywionym ku górze. Szykował jakiś… dobry tekst na prawidła szpiczasto uchego gagatka. - Co ty nie powiesz, mądralo? Jak dalej będziesz rzucał oczywistościami, to pomyślę, żeś zdrajca. Ukrywasz coś przede mną? - W lekkim rozbawieniu klepnął go w ramię. Powaga syna Raaidy uciekła na chwilę z okolicy. To pokazywało ich dotychczasową więź. Byli jak chłopacy z jednej klasy w przyklasztornej szkółce. Oboje stali w gotowości do docinań. - Wyspałem się. To najważniejsze. - Stanął przy towarzyszu celem ogrzania się. - Co do twych ksiąg… Chętnie w nie zerknę. Preferowałbym pomyśleć nad wszystkim w odosobnieniu. Wiesz, iż tak odnoszę najlepsze efekty. Może to nastąpić później. - Mimowolnie kątem oka objął aparycję dwóch kobiet przy stole. Na razie nie zaburzał ich aktywności.
Obrazek

Zajazd Pod Wzgórzem

59
POST POSTACI
Arno
Krótka rozmowa obudziła w nim wspomnienia o Urk-hun. Myślami był przy piaszczystych wydmach, wędrownych taborach korzystających raczej z wielbłądów aniżeli koni, a na skórze niemal czuł piekące promienie słońca. Przede wszystkim jednak przypomniał sobie swój mały zakątek pośród tych ziem, Czarci Fort. Gdy pierwszy raz ujrzał go na horyzoncie był jeno ruiną, cieniem z lat swej świetności. W istocie jego położenie biorąc pod uwagę aspekty strategiczne posiadało wiele zalet - umiejscowiony tuż przy górskich wzniesieniach, wyposażony w cokolwiek mizerną, ale zawsze jakąś fosę. Z dobrym widokiem na wybrzeże, przesmyk prowadzący do Keronu oraz połacie pustyni. W najbliższej okolicy zaś leżały siarkowe bagna, niewielka wieś, jak również trochę budynków mieszkalnych opuszczonych przez poprzednich lokatorów. Fakt faktem za sąsiedztwo miał sakirowców po drugiej stronie zatoki oraz plemiona orków żyjące pośród szczytów. Słowem nie była to może wymarzona okolica dla każdego, ale dla młodego, pozbawionego domu wyrzutka z kryminalną przeszłością to było coś znacznie więcej. Nowy początek. Niedługo potem Verg zrekrutował oficjeli dla swojego tyciego "królestwa", powołał kilkudziesięciu najemników i z tej hałastry różnych charakterów uformował coś pomiędzy organizacją przestępczą, a prężnie rozwijanym biznesem. Wszak nie minęło wiele czasu jak wzbogacili się o nową, bardzo tanią siłę roboczą, pokaźną kopalnię oraz dobrze wyposażone laboratorium magiczne. Oczywiście po drodze przyszło mu zawiązać parę sojuszy oraz drastycznie skrócić kilka żyć, ale czego nie robi się dla dobra wspólnoty, prawda? Ah, nostalgia.

Co mnie tu sprowadziło? — przez moment zamilkł jakby sam musiał zadać sobie to pytanie raz jeszcze — Powiedzmy, że chcę zamknąć pewien rozdział, a jak znam życie po drodze otworzę kilka kolejnych. Poza tym... jestem ciekawy świata i tego, co może mi zaoferować, hah. — zaśmiał się cicho pod nosem.

Mieszaniec z uwagą przysłuchiwał się człowiekowi od czasu do czasu potakując. Jego słowa o ostrożności budziły w zielonym lekką paranoję na punkcie ich towarzyszy i lojalności tychże wobec celu wyprawy, oczywiście nie wyłączając samego Saliha. Jakby nie patrzeć wiedział o nim mniej więcej tyle, co i o pozostałych, a przezorne rady mogły równie dobrze robić za sprytną zmyłkę. Nieufność skądinąd jawiła się zarówno silną, jak i słabą cechą Arno. Z jednej strony stanowiła pewien element, jakby nie patrzeć znaczący, jego instynktu samozachowawczego. Nieufność chroniła go przed zdradą, rozczarowaniem, czy wprost stalą wbitą pod żebra. Jakkolwiek ta sama cecha na swój sposób ograniczała go, osamotniała. Po latach spędzonych na marginesie społecznym dobrze wiedział, że w pojedynkę każdy ma znacznie mniejsze szanse w starciu z ogromnym światem. Ostatecznie komuś trzeba było zaufać, nawet w obliczu ryzyka, jaki niósł ze sobą ów akt. Tego właśnie zamierzał dokonać Verg, niemniej zachowując w sercu przestrogę maga. Skinął mu krótko z szacunkiem i odszedł.

"Ten Salih to cwany gość." — pomyślał pół-goblin — "Ciekawe, czy miał kogoś konkretnego na myśli."


Pozostałych Arno przywitał zdawkowym uśmiechem bądź skinięciem głowy, Puelle wyszczerzając rząd zębów w lekkim rozbawieniu. Cóż miał poradzić, że czuł do rudej sympatię? Była mu duszą towarzystwa, powierniczką zmyślonych sekretów i wspólniczką w niedoli siodła - przynajmniej coś ich łączyło poza zbieżnością interesów. Co by jednak o niej nie powiedzieć tym razem skierował się do Tamny. Stanąwszy przed elfką powitał ją, a krótko po tym rzekł bez zbędnych ceregieli:

Mogę prosić na słowo? To jest na osobności. — nie oczekując odpowiedzi palcem wskazał schody prowadzące na piętro następnie bez słowa ruszył w ich kierunku. Gdy byli już na piętrze odsunął sobie krzesło przy wolnym stoliku, lekko podskoczył co by na nim usiąść i chwilę rozglądał się wokoło upewniając się, że mają dla siebie, chociaż namiastkę dyskrecji.

Panno Il'Dorai... wiem, że nie zaczęliśmy tej znajomości z dobrej stopy i byłbym głupcem, gdybym zupełnie nie widział w tym swojej winy. — zaczął z dłońmi złożonymi na blacie — Nie ukrywam, mam swoje wady, acz w obliczu pięknej kobiety tylko ślepiec zachowałby umiar. Jakby nie było winny jestem pani przeprosiny, więc... przepraszam. Aby dać dowód dla szczerości mych intencji, pragnę coś pani pokazać.

Zielony sięgnął do wisiorka na szyi, ściągnął go i położył pomiędzy nimi. Przed Tamną leżał artefakt, o którym wszyscy tak bardzo rozprawiali.

Wykradłem go ze skarbca banku w Oros. Od tamtej pory od czasu do czasu pojawia się ktoś nowy, kto próbuje mi go odebrać. Wielu posuwało się do używania podstępu, magii, bądź wpływów byle tylko odebrać mi to zawiniątko. Żadna z tych osób nie chciała albo nie mogła mi wyjawić prawdziwej natury przedmiotu. Wiem tylko tyle, że skrywa w sobie jakąś wielką moc, a przynajmniej tyle udało mi się wyciągnąć z ostatniej... umm... napastniczki. — był szczery, jednakże mówiąc to wszystko zaciskał dłoń na rękojeści sztyletu pod blatem. Chciał jej ufać, ale ostrożności wszak nigdy za wiele, prawda? — Ufam, że między nami wszystko gra? — zapytał szczerząc zęby z drobnym zakłopotaniem.

Sygn: Juno

Zajazd Pod Wzgórzem

60
POST BARDA
Voron uśmiechnął się szerzej i rozłożył ręce w niewinnym geście.
- Jestem jak otwarta księga, Qadirze - odpowiedział, a potem jego uśmiech zmienił charakter, z rozbawionego na nieco bardziej troskliwy. - Naprawdę dobrze widzieć cię całego i zdrowego. Nie chciałbym, żeby polityka naszej Akademii doprowadziła do tego, że nie wróciłbyś do domu, choć nie mam żadnego wpływu na rektora i jego lojalność. Martwiłem się o ciebie, gdy Rathal przyszedł do mnie z wieściami i zarządził ucieczkę z uczelni. Wciąż targają mną wyrzuty sumienia, bo gdyby nie ja, nigdy byś się w to nie wplątał.
Zerknął w kierunku Tamny, siedzącej tyłem do nich i zaciskającej dłonie na kubku z gorącym naparem. Teraz to ona czytała coś w książce, którą Puella obróciła na chwilę w jej stronę. Nie zwracała na nich uwagi, choć ciężko stwierdzić, czy naprawdę była tak skupiona na swoim zajęciu, czy robiła to czysto ostentacyjnie.
- Gdybym nie wysłał cię na spotkanie z Tamną, zapewne byłbyś znacznie szczęśliwszym człowiekiem, hm? - w jego jasnych oczach znów na moment błysnęło rozbawienie. Mówił cicho, dobrze wiedząc, że nierozsądnym byłoby wypowiadanie takich słów pełnym głosem. Kobiety ich nie słyszały. - Widzę, że panna Il'Dorai budzi w tobie podobne uczucia, co w każdym, kto ma w sobie odrobinę rozsądku. Jest wyjątkowo... intensywną osóbką.
Westchnął i opuścił wyciągnięte dotąd w stronę kominka dłonie. Z niewielkiej torby, jaką przewieszoną miał przez ramię, wydobył małą książkę i wręczył ją Karlgardczykowi. Ronfan Torcadinel, Sfer opisanie, głosiła okładka. Salih miał już kiedyś do czynienia z tym dziełem, ale było to dawno temu i nie pamiętał z niego zbyt wiele.
- Drugą lekturą, jaką udało mi się wziąć ze sobą, zajmują się one - wskazał stół. Puella uniosła wzrok i uśmiechnęła się do Qadira, a choć Tamna też chciała się już odwrócić, to podchodzący do niej Arno skutecznie przyciągnął jej uwagę. - Chętnie ci pomogę. Potem razem siądziemy i porównamy wnioski, może wyciągniemy jakieś wspólne... Rathal nie zszedł jeszcze na dół, Lansion też odpoczywa. Zechciałbyś mi towarzyszyć przy ostatnim ciepłym śniadaniu, ostatni raz pod dachem, ostatni raz w miejscu, które nie jest zapomnianym przez bogów pustkowiem? - Voron uśmiechnął się znów, rzucając kolejne oczywistości, jakie wcześniej w żartach wytknął mu człowiek. - Jednej rzeczy, jakiej nauczyłem się przez wiele lat swojego życia, to że badania znacznie lepiej zaczynać z pełnym żołądkiem.

Słysząc propozycję, Tamna uniosła brwi z zaskoczeniem i przeniosła pytające spojrzenie na swoją towarzyszkę.
- Idź, idź - poleciła Puella, której usta rozciągnęły się w uśmiechu bliźniaczym do tego, jakim powitał ją Verg. - Arno jest w porządku. Tylko go nie zdenerwuj.
- Co?
- spytała elokwentnie zdezorientowana elfka.
- No jak to co? Twój ojciec otacza się potężnymi osobistościami. Myślisz, że w tym przypadku jest inaczej? Arno jest doskonałym wojownikiem. Od lat odważnie stąpa po cienkiej granicy między życiem i śmiercią.
- Dlaczego miałabym...

Tamna nie dokończyła. Potrząsnęła tylko głową, rezygnując z dalszych prób wyciągania z Puelli sensownej odpowiedzi. Skoro rudowłosa nie miała nic przeciwko, ruszyła za Vergiem na górę, nie obracając się już, ale jeśli mężczyzna to zrobił, dostrzegł kciuk uniesiony w górę i ten sam błysk w oku, jaki widział u Puelli wczoraj, gdy opowiadała mu o swoich chatkach z lodu. Najwyraźniej wymyślanie niestworzonych historii było jej drugą naturą, a żarty trzymały się jej i dziś.
Na piętrze Tamna usiadła naprzeciw mężczyzny, a gdy zaczął mówić, uciekła spojrzeniem w bok. Dziś nie miała na sobie już absolutnie niczego niestosownego. Elegancka koszula zapięta była do samego ozdobnego kołnierza, pod szyję, a do tego przykryta zamszową, sznurowaną kamizelką. Czarne spodnie spięte były w talii szerokim paskiem, do którego elfka przypięła kilka sakiewek o bliżej nieokreślonej zawartości.
- Dziękuję. Przyjmuję przeprosiny. Ja... nie powinnam była... zwykle noce spędzam samotnie, w podróży i nie sądziłam, że po tym deszczu... nie zastanawiałam się, jak to będzie wyglądało. Okropnie mi głupio. Zrobiłam z siebie pośmiewisko - przyznała cicho i parsknęła pozbawionym rozbawienia śmiechem. - Nie rozmawiajmy o tym nigdy więcej.
Zdając sobie sprawę, że wczoraj mogła pogrzebać szansę przedstawienia się z jakkolwiek profesjonalnej strony, Tamna tym bardziej zaskoczona była widokiem artefaktu, jaki nagle wylądował na stole. Szeroko otworzyła oczy i wbiła spojrzenie w fioletowy kryształ, leżący spokojnie w objęciach trzech złotych węży. Zerknęła nerwowo przez ramię, ale nikt nie wchodził po schodach, ani nie opuszczał okolicznych pokoi. Byli tu sami. Skupiła się na tajemniczym przedmiocie.
- Tak... tak - odpowiedziała Il'Dorai, nawet nie podnosząc na Arno wzroku. - Po wczorajszym sądziłam, że będę musiała przekonywać cię do tego dłużej. Właściwie, byłam już prawie pewna, że to przegrana sprawa. Czy możemy przejść na ty? - zaproponowała, zerkając jednak na rozmówcę krótko. - Tamna. Uczelniane niekończące się i nieszczere uprzejmości to nie mój klimat, jeśli mogę tak powiedzieć. Więc...
Położyła dłonie na stole, po obu stronach magicznego przedmiotu, ale wciąż go nie dotykała.
- Z poprzednią moją ekspedycją w Fenistei natrafiliśmy na mały oddział mrocznych. Schwytaliśmy dwóch i przesłuchaliśmy ich, stąd dowiedziałam się o bramie, inwazji i wszystkim. Jeden z nich miał przy sobie przedmiot, którego magiczną sygnaturę mogłabym porównać z tą, gdyby wszystkie moje rzeczy nie zostały w Akademii. Skarbiec w banku, mówisz? - znów spojrzała na Verga przenikliwie, a potem uniosła dłoń i zatrzymała ją kilka centymetrów od fioletowego kamienia. - Czy mogę...? Nie zależy mi na tym, żeby ci go odebrać. Chcę tylko coś sprawdzić. Może będę miała dla ciebie odpowiedzi. Bardzo bym chciała je mieć.

Gdy tamta dwójka zniknęła na piętrze, Puella uniosła ręce, zwracając na siebie uwagę Vorona i Qadira.
- Siądziecie z nami? Voronie? - zagadnęła i gestem wskazała krzesło obok siebie. Przy ich stole były jeszcze cztery wolne miejsca. - Panie Salih? Zapraszam! Pozwolę nawet zajrzeć przez ramię do swoich notatek.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia prowincja”