Zajazd Pod Wzgórzem

61
POST POSTACI
Qadir
Dotychczasowe zachowanie Vorona wywołało swoisty błysk w oku Saliha, a objawiło się to delikatnym zwężeniem każdej ze źrenic oraz przymrużeniem powiek na dosłownych kilka sekund. Trudno założyć od razu, że wynikało to z pewnego naturalnego instynktu przetrwania, lecz… pewne ziarno niepewności zostało zasiane w głębi maga. O ile elf patrzył się wprost na jego oblicze, to mógł dojrzeć cień podejrzliwości. “Pustynny Smok” przyglądał się mu przez chwilę po odwróceniu głowy w kierunku drugiego rozmówcy, cofając jednocześnie ręce do sylwetki z okolic żaru kominka. - Zaczynasz już nawet brzmieć jak zdrajca. Zakładam, iż nie pochwalisz się obietnicami ze strony Pana Kēliego? - Wciąż dialog Qadira miał wydźwięk żartu w atmosferze koleżeńskiej pogawędki, aczkolwiek… nastrój nabrał zarazem odrobinę powagi. Czyżby czarnoksiężnik popadał w paranoję? I czy ich relacja nie była do końca tak… gładka? Jedynie Tamna miała wiedzę na temat prawdziwych intencji Yasina, kiedy to on przedstawił te informacje dziewczynie w trakcie wyprawy. Nie był on wyłącznie badaczem wspomagającym Nowe Hollar w naukowych odkryciach. Za tym kryła się garść… polityki. Istoty mające bezpośrednią styczność z władzami przeróżnych uczelni definitywnie miały, chociaż krztę świadomości w tych kwestiach. Nie niwelując uśmiechu na ustach, Kadeem westchnął również ciszej w formie rozczarowania. - Wplątałeś mnie w niezłe bagno, choć… nie do końca. Poniekąd me czyny również mnie tu pokierowały. - Mrugnął do starszego profesora. - Nie musisz się tym przejmować... Tamną tym bardziej. Z biegiem lat zrozumie więcej rzeczy… Wszak na swoich błędach uczymy się najlepiej… - Zniżone hałaśliwością wypowiedzi przeszywały niewielką przestrzeń pomiędzy dwoma mężczyznami niczym dobrze wymierzone ruchy ostrza w boju.

Karlgardczyk odebrał księgę tuż po wystawieniu jej przez towarzysza, spoglądając od razu na okładkę z interesującym tytułem. “Sfer opisanie”... Prorok znał ten tom. Informacje niestety miały prawo umykać z głów najtęższych umysłów, zwłaszcza gdy niektóre dane nie były regularnie utrwalane. Czekała go zatem przyjemna lektura ku odświeżeniu pamięci. - Zgarnąłeś całkiem solidny tekst. - Wtedy spojrzenie syna Raaidy poszybowało wzdłuż dłoni Dortrisa, spocząwszy ostatecznie na dwóch osobistościach przy stole. Czarnoskóry profesor skinął obliczem celem odwzajemnienia przywitania. Następnie kątem oka zlustrował twarz znajomego po raz drugi tego poranka. - Na pewno nie ruszymy stąd na czczo, a więc… będę tutaj twym kompanem. Mam jedynie nadzieję, iż to nie nasze ostatnie ciepłe śniadanie na czas tego żywota… - Podobnie jak przy Arno, skrócił odległość poprzez nachylenie się koło ramienia szpiczasto uchego. - Zależy mi na powrocie do Karlgardu… - Niestety nie uraczył widoczną uprzejmością Tamnę. Jedynie ich wzrok być może spotkał się w którymś momencie tak jak przy doglądaniu otoczenia. Widocznie się ignorowali albo… potrzebowali więcej godzin na ochłonięcie. Szczególnie mamy tu na myśli tę bladą piękność.

W ten sposób wizjoner ruszył do wolnego miejsca koło rudowłosej zgodnie z energiczną prośbą. Ze względu na sugestię magiczki nie wyszukiwał idealnego siedziska z dala od reszty, toteż spoczął tuż koło przedstawicielki jego rasy. Dlaczego miałby to być problem? Bynajmniej! Tym samym wieszcz nie zaczepiał już panny Il’Dorai ani Verga, wymijając ich całkiem sprawnie koło krzeseł w trakcie chodu. Mimowolnie odprowadził skrawkiem oka pół goblina przez kilka kroków wojownika na piętro, by potem powrócić do przedmiotów rozstawionych na szerokim blacie mebla. - Pani Puello, wpierw muszę sporządzić własne. Niemniej skorzystam później z tej kuszącej oferty. - Szersze wykrzywienie warg ku górze zobrazował swej współpracowniczce.

Skupił więcej uwagi na początku na kartkach twórczości Torcadinela. - Voronie, zamówisz nam coś? Wezmę to samo co ty. - Dorzucił do przyjaciela, inicjując proces czytania od pierwszej stronicy. Zamierzał przeczytać całą księgę przy jednym posiedzeniu? Otóż nie. Zależało Salihowi na odnalezieniu kluczowej wiedzy pośród stosu zlepionych w słowa i zdania literek. Ktoś korzystający z umiejętności dydaktycznych czynił to całkiem sprawnie. Obywatel Urk-hun wręcz wertował kartka za kartką, oznaczając piórem lub przy pomocy ołówka ważne elementy występujących tam opisów. Prawie jak sprawdzanie esejów studentom łącznie z wytykaniem ich błędów, czyż nie? Istotną sprawą jest znalezienie tam czegoś wartościowego do dalszych działań. A ktoś pokroju pustynnego czarownika powinien to zrozumieć par excellence.
Obrazek

Zajazd Pod Wzgórzem

62
POST POSTACI
Arno
Dłuższy czas mieszaniec nie komentował jej słów. Pozwolił, żeby bez skrępowania mówiła o tym, co chodzi jej po głowie. O ile dla Tamny gest Verga mógł być zaskoczeniem, o tyle dla niego był czymś, o czym myślał jeszcze poprzedniego wieczoru. Tak naprawdę nie liczyło się to, kto zawinił, właściwie wcale nie czuł się wiele bardziej winny od niej (jak zakładał). Faktem było jednak to, że mieli stanowić teraz drużynę, więc dobrze by było, żeby chociaż trochę sobie ufali. Skoro już wiedziała czym groziła kradzież jego własności, mogła też się domyślić ile dla niego znaczyło takie wyjście ze strefy komfortu. Zielony już raz zawierzył Rathalowi i pokazał rzeczony artefakt, a nawet przekazał do badań. Dlaczego więc nie miałby zrobić tego samego wobec jego córki? Jeśli planowałaby uciec z wisiorkiem albo zrobić coś równie głupiego nie tylko naraziłaby się jemu, ale również własnemu ojcu, o co raczej jej nie podejrzewał. Idąc krok dalej nasz rzezimieszek koncypował, że nawet gdyby ta dwójka była w jakiejś cichej zmowie i razem planowaliby go pozbawić świecidełka to czy Il'Dorai zaciągnąłby go tutaj z całą swoją drużyną? Czy nie prościej byłoby zwyczajnie zostawić przybysza z daleka w murach magicznej akademii, aby zbiec pod osłoną deszczowej nocy? Instynkt podpowiadał mu, że jeśli ktoś miałby zdradzić to raczej nie w tych okolicznościach, nie w ten sposób.

Nie widzę przeszkód. — wyraził swoją aprobatę wobec jej propozycji przejścia na "ty", po czym przedstawił się krótko — Arno.


W momencie, gdy otoczyła dłońmi artefakt obserwował ją bacznie, acz bez wrogości, choć i na tę był gotowy w razie, gdyby sprawy miały się skomplikować.

"Inwazji?" - ta wzmianka jawiła mu się jakby nie patrzeć nowinką. Cała ta wyprawa nieustannie czymś go zaskakiwała. Gdy opuszczał Urk-hun nie spodziewał się, że zostanie członkiem ekspedycji ściganej przez potężnego maga i jego sicz. Ani tym bardziej że będą stawali na drodze inwazji jakichś nocnych elfów, o których istnieniu dowiedział się zaledwie dnia poprzedniego. Zastanawiał się, czy faktycznie jest takim bohaterem, za jakiego go tu wszyscy biorą. Miał ratować Herbię przed obcym najeźdźcą z innego świata? Czy to trochę nie za wysokie oczekiwania wobec tak (nie)skromnego złodzieja? Wypruwanie flaków kilku czarodziejom to jedno, ale całej armii? Lubił Puelle i nawet zaczynał przekonywać się do pozostałych, ale coraz cieplej myślał o dyskretnej ucieczce z tego towarzystwa. Altruizm nie był jego najmocniejszą stroną.

Śmiało. — zgodził się, aby zbadała zawiniątko bliżej. W milczeniu postanowił, że na razie pozostanie z tą pechową ferajną, by na własne oczy przekonać się, dokąd go to zaprowadzi. Wszak był tutaj dla odpowiedzi, a i żeby ukrócić te ciągłe napaści. Niemniej gdyby miało się zrobić naprawdę gorąco obiecał sobie najpierw zadbać o własną skórę. Wciąż jednak pozostawała jedna kwestia, która nie dawała mu spokoju, tym samym zapytał ją wprost:

Tamno, wyjaśnij mi proszę jedną rzecz. — zaczął niesiony ciekawością — Skoro grozi nam inwazja to, dlaczego mamy otwierać najeźdźcy wrota do naszego świata? Nie prościej byłoby je zniszczyć?

Sygn: Juno

Zajazd Pod Wzgórzem

63
POST BARDA
Voron zmarszczył brwi, posyłając Qadirowi pełne niezrozumienia spojrzenie. Znali się już dość długo, byli w dobrych stosunkach, więc nie odbierał słów Karlgardczyka jako podejrzeń. Dlaczego przyjaciel miałby nagle zakładać najgorsze? Jeśli to miał być żart, to zdecydowanie do niego nie trafił, więc elf postanowił po prostu urwać ten temat i nie kontynuować go dłużej. Zamiast tego pozwolił, by Salih usiadł przy rudowłosej, samemu zgodnie z jego prośbą udając się po śniadanie.
Lektura, jaka trafiła się Qadirowi, opisywała teorię istnienia równoległych sfer: tej przypisanej śmiertelnikom, w której obecnie się znajdowali, tej boskiej i tej należącej do demonów. Te trzy, przynajmniej, miały odrobinę sensu, bo Torcadinel w kolejnych rozdziałach wkraczał w nieco absurdalne tematy świata snów, świata istot baśniowych i światów innych od Herbii, niektórych pogrążonych w chaosie, innych kompletnie pozbawionych magii, za to daleko rozwiniętych pod względem postępu technologicznego... nic dziwnego, że Sfer opisanie nigdy nie zyskało oficjalnego uznania, bo choć pierwsza część książki była wartościowym traktatem, tak druga negowała zupełnie wszystko, co autor zbudował w poprzedniej.
Salih dobrze wiedział, by nawet nie przeglądać ostatnich stron. Lata badań i nauki pozwoliły mu stosunkowo szybko znaleźć to, czego szukał... tak przynajmniej mu się wydawało, bo odkąd zasiadł do lektury, Voron zdążył dostarczyć mu śniadanie, zjeść połowę swojego, a Puella zapełniła kolejny spory kawałek pergaminu starannymi notatkami. Wśród nieszczególnie istotnych teorii i przypuszczeń Qadir wyłapał takie, które pokrywały się z tym, co już wiedzieli: teorię bram, jakie stanowiłyby przejścia pomiędzy sferami. Nigdzie nie było ani słowa o mrocznych elfach, ale opisywane przez Torcadinela mosty między światem śmiertelnych, a światem demonów dobrze wpasowywały się w ich domysły. Trafił nawet na rycinę stanowiącą rozrysowany przykład konstrukcji potrzebnej do rozpoczęcia rytuału otwarcia przejścia, przy którym widniały notatki, spisane dobrze Qadirowi znanym charakterem pisma Vorona, choć były one po pierwsze mocno wyblakłe i trudne do odczytania - zapewne zanotowane wiele lat temu - a po drugie, były po elficku. Człowiek nie był w stanie sam odszyfrować ich treści. Jeśli jednak o samą rycinę chodzi, pokazanie jej Tamnie mogłoby rzucić trochę światła na ich sytuację. To ona widziała przejście w Fenistei i ona mogłaby jednoznacznie stwierdzić, jak daleki Torcadinel był od prawdy.

Gdy Tamna otrzymała zgodę, ostrożnie chwyciła amulet i obróciła go w palcach. Przez chwilę milczała, po prostu oglądając go ze wszystkich stron, gdy jej smukłe palce badały nierówne powierzchnie trzech węży, oplatających fioletowy kamień. W jej dłoniach artefakt wydawał się dużo ciemniejszy, niż był w rzeczywistości, ale Arno nie był w stanie ocenić, czy wynika to z bladości jej skóry, czy kolor faktycznie się zmienił. Coś wewnątrz się poruszyło pod jej dotykiem, tego był pewien. Elfka zamyśliła się i ze skupienia wyrwało ją dopiero pytanie mężczyzny.
Zmarszczone dotąd brwi powędrowały w górę w szczerym zaskoczeniu, a jej ciemne spojrzenie uniosło się na rozmówcę. Dłonie, obracające amulet, znieruchomiały.
- O czym ty mówisz? - spytała. - Czy... czy mój ojciec naprawdę nic ci nie powiedział? Nikt z całej tej grupy nic ci nie powiedział? Jechaliście za nami co najmniej kilka dni i ty cały czas myślisz, że...
Potrząsnęła głową, na moment opuszczając ręce.
- Arno, inwazja już się zaczęła. Bramy są otwarte. Pięć przejść, przez które na powierzchnię z podziemi wylewają się armie mrocznych elfów - wyjaśniła, powoli i z powagą, uważnie wpatrując się w Verga. - Jestem podróżniczką, zajmuję się badaniem starych cywilizacji i zapomnianych ruin. Ostatnie pięć lat spędziłam w Fenistei. Tam trafiłam na jedno z tych przejść, jeszcze zamknięte, ale już pulsujące obcą, wygłodniałą magią. Potem trafiliśmy na zwiadowców mrocznych, których pochwyciliśmy i przesłuchaliśmy. Chciałam doprowadzić ich do Nowego Hollar, postawić przed rektorem, ale ostatecznie... musieliśmy się ich pozbyć. Do rektora pojechałam sama, chciałam powiedzieć mu o wszystkim, co planują mroczne. O inwazji, o zemście, jaką chcą przynieść nam wszystkim za odebranie im słońca. O tym, że trzeba się przygotować.
Między jej brwiami pojawiła się pionowa zmarszczka, a w głosie zabrzmiała gorycz.
- Ignaz Keli już o tym wszystkim wiedział. I miał swoje własne plany, które nie brały pod uwagę ratowania świata - opuściła wzrok na artefakt. - Nie zabił mnie chyba tylko przez nazwisko, jakie noszę. Zamknął mnie, kazał zakuć w kajdany antymagiczne, próbował uciszyć. Qadir Salih wyciągnął mnie z uczelni, najpewniej ratując mi życie - przyznała niechętnie. - I jeśli uda mi się doprowadzić was na miejsce, może uratował nie tylko moje.
Zerknęła na Arno krótko.
- Nie chcemy otwierać wrót. Chcemy je zniszczyć. Dokładnie taki jest nasz cel. Zamknąć przejście w Fenistei, to jedno, którego lokalizację znamy. A potem... jeśli przeżyjemy... może kolejne. Nie wiem, czy się uda. Wiem, że bogowie stoją po naszej stronie.
Potrząsnęła głową i z powrotem skupiła się na amulecie, bo choć wylała właśnie na mężczyznę mnóstwo informacji, jakie dla niego mogły być szokujące, ona poszła z nim na górę w innym celu. Położyła fioletową kulę na otwartej dłoni.
- Jest w tym coś... podobnego, faktycznie jest - mruczała pod nosem. - Chociaż to nie to samo. Ale zbieg okoliczności byłby zbyt wielki, żeby trafić akurat na dwa identyczne... zresztą, masz go przy sobie już tyle czasu... a co, gdybym... hm... mogłabym spróbować...
Zastanawiała się tylko chwilę, zanim Arno poczuł, jak w kobiecie naprzeciw wzbiera moc i dostrzegł, jak opuszki jej palców zaczynają delikatnie lśnić białym światłem. Magia otoczyła amulet, przez moment wirując wokół niego w cienkich liniach, tańczących jak pajęczyna na wietrze, zanim kula wessała w siebie cały ten blask. Tamna wydała z siebie cichy okrzyk zaskoczenia, nie zdążyła jednak skomentować tego w żaden sposób.

Z artefaktu wystrzeliła czarna lanca energii, trafiając elfkę prosto w oczy i przewracając ją do tyłu razem z krzesłem. Huk poniósł się po karczmie, zarówno ten wynikający z upadającego mebla i ciała, jak i ten, z jakim eksplodowała obca magia. Przez jedno uderzenie serca po nim wszystkie dźwięki zdawały się zniknąć z otoczenia i zarówno Arno, jak i Qadir, a także najpewniej wszyscy pozostali, słyszeli wyłącznie swój oddech. Potem wszystko wróciło: wróciły dźwięki naczyń, sztućców, zaniepokojonych nagle rozmów innych gości karczmy, trzaskanie ognia i szuranie krzeseł. Wrócił także krzyk Tamny.
Elfka leżała na ziemi, z twarzą wykrzywioną w bólu, a amulet, jaki dotąd nosił przy sobie Verg, tkwił w jej dłoni, w jaką wgryzły się symetrycznie trzy głowy złotych węży. Czarne języki magii wędrowały w górę po jej ręce, znajdując drogę do jej ust, nosa i oczu, których niewidzące spojrzenie utkwione było w suficie. Oddychała szybko i z trudem, walcząc z czymś... i wyraźnie przegrywając.
- Tamna! - sapnęła Puella, słysząc rumor i czując z góry obce uderzenie mocy. - Pierwsza go zamorduję. Łeb mu odgryzę, przysięgam - warknęła i zerwała się od stołu, ruszając biegiem po schodach.
- Zostać - rzucił Voron grzmiącym głosem, a wszyscy goście, którzy już zbierali się do popędzenia na górę w roli uczynnych gapiów, posłusznie zatrzymali się w miejscu. - To was nie dotyczy.
Drzwi do jednego z pokoi na górze gwałtownie się otworzyły i na korytarz wypadł Rathal w niedopiętej koszuli i z rozwianymi włosami. Zmierzył spojrzeniem scenę, jaka miała tam miejsce, a jego twarz wykrzywiła się w mieszance przerażenia i wściekłości.
- Coś ty jej zrobił? - warknął, szybkim krokiem ruszając w ich stronę, choć Verg nie mógł być pewien, czy elf chce ratować córkę, czy zamordować jego.
Obrazek

Zajazd Pod Wzgórzem

64
POST POSTACI
Qadir
W pewnym sensie nasz domniemany “bohater” całkowicie odłączył się od otoczenia. Sprawiało to wrażenie kompletnego pochłonięcia w pracy, jakim stało się szukanie informacji na stronicach książki dość pokrętnego autora. O ile użytkownik vitae doceniał również wyobraźnię pisarzy bajek, tak na pewno preferował korzystać ze źródeł będących mu znajomymi nie tylko z teorii, ale zarazem praktyki. Możliwe, iż Torcadinel był kimś więcej niż… marzycielem. Z każdą sekundą analizy tekstu Salih otwierał część swej zakurzonej pamięci umysłu mówiącą mu o interesujących teoriach, które ten twórca wysnuł. Jaka jednakże jest prawda? Ronfan też miał widzenia jak wielu innych wieszczy? Prawdopodobnie tego nigdy się nie dowie. Niemniej czytanie pierwszej z ksiąg okazało się całkiem owocne. Nie zważając przez jakiś czas na zewnętrzny świat, Qadir uważnie nanosił własne teksty poboczne tuż obok wkładu pisemnego Vorona na zapisanych kartkach papieru. Kaligrafia karlgardczyka cechowała się swoistym pięknem, bacząc na jedynie ludzkie ręce tworzące ten nieskazitelny manuskrypt.

Ustawiwszy naukowe przemyślenia tuż przy elfickim języku, mężczyzna urzeczywistnił obraz ciekawej lingwistycznej mieszanki wniosków. - Dziękuję. - Odparł do znajomego, gdy też uraczył go talerzem z posiłkiem. W międzyczasie czarnoksiężnik poczęstował się zaledwie kilkoma kęsami śniadania, co Dortris znał aż za dobrze. Nic nie mogło stać na przeszkodzie skupienia tego człowieka. Po niedługim upływie kilkunastu albo kilku minut Yasin zwrócił uwagę elfiego maga poprzez krótką wypowiedź z jednoczesnym wskazaniem palcem na rycinę. - Nie zdołam tego odczytać samodzielnie. Będziesz mi musiał przetłumaczyć całość znak po znaku. - No cóż, nie dało się poznać tajników każdej dziedziny życia w przeciągu ponad trzydziestu lat. Ba! Wiele wiekowych istot pokroju Rathala nie zdołało zgłębić sekretów, chociażby jednej krainy pomimo dekad eksploracji łącznie z badaniami. Tym bardziej “Pustynny Smok” nie stanowił tu wyjątku w kwestii piśmiennictwa szpiczastouchych. Odpowiedź pod postacią dialogu dziecka Sulona znajdowała się wręcz w zasięgu dłoni. Byłoby idealnie, gdyby nie… donośny huk znad sufitu.

Wyczulenie ucznia Zakkuma na magię plasowało się w sferze wysokiego progu, by nie powiedzieć sięgającego granic zmysłów jego rasy. Stłumienie dźwięków wyrwało wizjonera z transu studiowania. Rozglądał się intensywnie po obliczach zebranych bywalców wraz z przybyszami, a kiedy uszy stopniowo zaczęły powtórnie zbierać odmienne tonacje otoczenia, powstał błyskawicznie na nogi. Puella rzuciła emocjonalny komentarz tak niepodobny do jej promiennego charakteru, udając się jako pierwsza na piętro z niemałą szybkością. - Zatrzymaj każdego, kto próbuje za nami podążyć. - Dopowiedział gromko w stronę Vorona, skinąwszy głową z uznaniem za jego uprzednią interwencję. Każdy zaznajomiony z energią w jakimkolwiek jej aspekcie, poczułby duże pokłady mocy gromadzące się w ciele badacza z pustyni. Tęczówki zabłysnęły delikatnym błękitem, toteż następnie uczony udał się za krokami rudej koleżanki. Co prawda nie biegł, jak to miało miejsce z przedstawicielką płci pięknej, lecz… żwawo maszerował. Tak, jakby aktualnie spóźnił się na prowadzone przez siebie zajęcia.

Po pokonaniu stopni prowadzących do lokum gości izby, podążał już dalej za śladem czarnej esencji artefaktu. Prorok nie wiedział, co zastanie w ścianach pokoju, aczkolwiek nie mógł zwyczajnie stanąć w przejściu korytarza i nic nie uczynić. Bez względu na potencjalnie zaistniały tam konflikt, próbował wkroczyć do pomieszczenia. Tłok pozostałych członków ekspedycji nie sprzyjał, ale nie miał na to obecnie planu. Wizerunek… “opętanej“ Tamny z amuletem pomiędzy paliczkami wystarczająco nakreślił mu sytuację. Zamierzał działać szybko. - Zerwijcie jej to, natychmiast! - I nie czekając na ruch grupy, wskoczyłby bez zastanowienia na cierpiącą kobietę. Nie użył akurat żadnego czaru. Siłą mięśni chciał… wyciągnąć wężową biżuterię ze skóry białowłosej. To będzie bolało. W razie konieczności staranowałby każde indywiduum zajmujące mu miejsce na drodze… Oczywiście jedynie próbowałby, gdyby zainteresowani nadal blokowali dojście do panny Il’Dorai. Liczyła się każda sekunda.
Obrazek

Zajazd Pod Wzgórzem

65
POST POSTACI
Arno
Powiedzieć, że był w szoku to jak nie powiedzieć nic. W miarę jak Tamna wyjaśniła mu detale sytuacji, w jakiej znaleźli się nie tylko oni, ale właściwie cały kontynent Verg zaczął pojmować, że tonęli w gównie po uszy. Zielony miał oczy jak spodki, a kolory znikały z jego twarzy szybciej niż kasza z miski Puelli.

Och- — tylko tyle zdążył z siebie wydobyć.

Wiele go ominęło, być może na swój sposób świadczyło to o szczęściu, skoro przez taki czas nie spotkał żadnego z tych najeźdźców. Z drugiej strony zaczynał się martwić, czy jego podwładnych nie spotkał znacznie gorszy los. Postanowił, że gdy znajdzie ku temu okazję wyśle list do swojej prawej ręki. Nie spodziewał się, aby odpowiedź miała nadejść szybko, o ile w ogóle, ale co innego pozostało mu w tych okolicznościach? Chwilę rozważał, czy nie powinien od razu porzucić ekspedycji magów celem powrotu do swoich, jednak, czy faktycznie w ten sposób komuś by się przysłużył? Czy jego obecność coś by zmieniła? Był rozdarty.

"Nie, powinienem im zaufać." - napomniał sam siebie - "To nie dzieci, wiedzą, jak się bronić. Sariel nie jest głupia, Klaus przeżyje w każdych warunkach, Volgar ma krzepę dziesięciu chłopa. Potrafią kraść, kłamać... a ja więcej mogę zdziałać tutaj." - wnioski, do których doszedł nie przychodziły mu z łatwością, miał tylko nadzieję, że nie mylił się co do nich.


Wiadomość o planowanym zniszczeniu wrót trochę bardziej utwierdziła go w przekonaniu, że jest we właściwym miejscu. Choć wciąż miał mętlik w głowie, teraz przynajmniej dostrzegał zbieżność ich interesów. Chwilę później był świadkiem wybuchu magicznej energii, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczył. Na moment zmroziło go i zdębiał zaskoczony, ale krzyk dziewczyny szybko wyrwał go z tego stanu. Upadek Tamny? Złote węże rzucające się do ataku? Nie tego się spodziewał, o nie.

Jasna cholera. — zaklął, po czym natychmiast przeskoczył dzielący ich stolik. Od razu spróbował chwycić węże, lecz gdy jego dłonie przeniknęły przez niematerialną powłokę gadów zrezygnował z tego pomysłu. Kątem oka dostrzegł wybiegającego z pokoju wściekłego Rathala i wbiegającego na piętro Saliha. Nie miał czasu na długie wyjaśnienia, warknął do obu:

Pomóż mi! — zaraz łypnął na błyskotkę spoczywającej w jej dłoni i natychmiast po nią sięgnął. W międzyczasie pośpiesznie naszkicował im sytuację — Tamna badała artefakt, zdaje się, że obudziła go w jakiś sposób. Coś uruchomiła, wiązka czarnej energii uderzyła w jej czoło, wszystko zamarło na moment i w następnej chwili leżała na ziemi kąsana przez te kreatury.

Uważał, że jeśli mają być przydatni powinni wiedzieć co zaszło do tej pory. Mieszaniec nie był magiem per se, nie znał się na magicznych ustrojstwach, więc wolał główkowanie zostawić ekspertom. Nie wiedział też, czy w tych okolicznościach dotykanie amuletu było zupełnie bezpieczne, ale musiał, chociaż spróbować jakoś jej pomóc.

Sygn: Juno

Zajazd Pod Wzgórzem

66
POST BARDA
Gdy Rathal usłyszał wyjaśnienie Verga, cała złość z niego uleciała. Zamiast wściekać się za krzywdę, jaką Arno mógł potencjalnie uczynić jego córce, teraz mógł w pełni skupić się na niej. Uwierzył mu, bo dlaczego nie miałby tego zrobić? Współpracowali od miesięcy, pewna doza zaufania się należała. Dopadł do elfki i chwycił ją w objęcia, chcąc przynajmniej w ten sposób ulżyć jej w bólu, skoro widział, że Qadir rzuca się już do jej dłoni, by wyrwać z niej przyczynę całego tego zamieszania. Ciemne wiązki magii zawirowały w miejscu i rozszczepiły się, ruszając agresywnie w jego stronę, ale zanim zdążyły do niego dotrzeć, mag z Karlgardu chwycił artefakt i bezceremonialnie wyrwał go z dłoni Tamny.
Mogło to się wydawać drastycznym i nieprzemyślanym posunięciem, bo żaden z nich nie wiedział, z czym podobne brutalne podejście mogło się wiązać. Nie znali tej magii, przynajmniej póki co, nie wiedzieli, czy nie zrobią tym samym kobiecie gorszej krzywdy, albo czy nie wywołają ponownego wybuchu, jak ten pierwszy, który na moment ogłuszył całą okolicę. Okazało się to jednak dobrą decyzją. Prostą i zdecydowanie najlepszą, jaką można było podjąć w tym momencie.
Zęby złotych węży zostały wyszarpnięte ze skóry Tamny, z jej dłoni wytrysnęła krew, ale fizyczna rana była w tym momencie najmniejszym z ich problemów. Ciemne wiązki magii wycofały się, zarówno te, które zamierzały zaatakować Rathala, jak i te wciskające się elfce w usta i oczy. Z jakiegoś powodu, artefakt nie był zainteresowany Qadirem. Węże nie wgryzły się w niego, cienie nie rzuciły mu się do twarzy, a amulet przyjął swoją pierwotną, niewinną formę.
Puella, która niesiona wściekłością wpadła na piętro, emanowała już magią tak intensywną, że jej włosy zdawały się unosić, jak wielka, miedziana aureola, ale gdy wszystko się uspokoiło, a ona zorientowała się, że to jednak nie Arno skrzywdził jej przyjaciółkę, powoli się uspokoiła i podeszła bliżej. O jej zdenerwowaniu teraz świadczyło już tylko zmartwienie w spojrzeniu, a resztki jej skumulowanej mocy ulatywały w przestrzeń, niewykorzystane.
- Nikomu innemu nic się nie stało? - spytała cicho, patrząc to na Qadira, to na Arno.
Gdy Tamna jęknęła, potwierdzając, że przeżyła atak, Rathal westchnął i przetarł twarz dłonią.
- Głupia dziewczyna - rzucił cicho.
- Wiedzą o nas - odezwała się za to elfka ochryple, zaciskając zakrwawioną dłoń na czystej koszuli ojca. - Znają moją krew.
- Tamna. Nie możesz nasycać mocą magicznych przedmiotów, których nie znasz, do cholery
- zirytował się Rathal, nie bacząc na jej słowa. - Nie możesz tak po prostu aktywować artefaktów, których nie rozumiesz!
- Ta magia była znajoma i potwierdziłam swoje przypuszczenia. Sądziłam...
- Spędziliśmy nad tym z Arno kilka miesięcy, a ty wpakowałaś się w te badania z butami, nie bacząc na nic! Bezmyślna dziewczyno! Nie wszystko da się rozwiązać natychmiastowym działaniem, bez badań, bez teorii, bez odpowiednich zabezpieczeń! Mogłaś zginąć!

Elfka zacisnęła usta, a choć rozmawiała słabo z ojcem, to wciąż trzymała się jego koszuli, a spojrzeniem błądziła gdzieś po suficie za jego głową.
- Tamna, nic ci nie jest? - spytała Puella, pochylając się nad białowłosą.
- Nie - padła odpowiedź, ale szybki, przestraszony oddech Tamny i jej zaciśnięte dłonie świadczyły o czymś zgoła innym. O czymś, do czego przyznała się dopiero po chwili. - Ja... nie widzę. Nic nie widzę.
Obrazek

Zajazd Pod Wzgórzem

67
POST POSTACI
Qadir
Używanie własnej mocy na nieznanych artefaktach może skończyć się tragicznie nie tylko dla ciekawskiego czarodzieja, ale również co najmniej bliskiego jemu otoczenia. Panna Il’Dorai popełniła kategoryczny błąd, którego przestrzegającą przed tym złotą zasadę wpaja się już nowicjuszom na pierwszym roku każdej szanującej się akademii magicznej. Nie bez powodu zostanie licencjonowanym absolwentem takiej uczelni, wiązało się z talentem, aczkolwiek równie ważnym aspektem zachowania bezpieczeństwa w każdej sytuacji wymagającej użycia vitae. W przeciwnym wypadku więcej społeczności zagrożonych byłoby wpływem oraz żądzą władzy silnych energetycznie indywiduum, a w końcu jak widać, rzeczywistość już miała takich przypadków wystarczająco. Należy bezwzględnie mieć kontrolę nad osobistymi zdolnościami, prawda? I nie chodziło tu wyłącznie o istoty stojące po stronie niemoralnych czy też szerszej nazywanych “złymi”. Nikt nie powinien posiadać nieokiełznanej potęgi, toteż przynajmniej to wpajano Qadirowi od najmłodszych lat w szkole niczym modły do każdego z ludzkich bóstw. W całym tym zamieszaniu wraz ze wstępnymi oględzinami zdarzenia, czarnoksiężnik podjął decyzję bez większego namysłu ze względu na brak czasu na dodatkową reakcję. Mężczyzna z ciemną karnacją skóry zauważył przepływ obcej esencji z amuletu do wnętrza elfki. Przez ten fakt na szybko ocenił, iż… odcięcie takiego połączenia to najsłuszniejsza do podjęcia akcja. Dziękujcie bogom. Ten narwany osąd karlgardczyka uratował jej żywot łącznie z zebranymi w gospodzie podróżnikami.

”Pustynny Smok” podniósł się z przykucniętej pozycji, spoglądając zarazem na niezwykłą biżuterię poprzez delikatne ruchy prawicą na każdy możliwy kąt obrotu przedmiotu. Wpierw złapał go stres dotyczący reakcji tworu na jego dotyk, lecz obawy prędko zniknęły. Widocznie magia uaktywnia działanie unikatu? Takie wstępne oględziny eleganckiej broszki nasunęły się niemalże automatycznie. - Nic mi nie jest… - Tuż po chwili odparł lakonicznie przygotowanej wręcz do boju Puelli, toteż gestem wolnej ręki w dół dał znać obecnym w pomieszczeniu, aby odpuścili… następne drastyczne kroki, jeżeli takowe rodziły się w ich głowach. Na szczęście raczej wszyscy woleli zaniechać większej tragedii zwłaszcza pod kątem rzucanych zaklęć. Zakrwawione posoką towarzyszki szaty mędrca nabrały purpurowego odcienia w kilku miejscach, czym syn Raaidy się prawdopodobnie nie przejął, biorąc pod uwagę pozostałe zaistniałe efekty uboczne nadnaturalnej eksplozji. Zapoznany z aparycją klejnotu Kadeem rzucił garść różnorakich, chwilowych spojrzeń. Na początku wyłapał wzrokiem podtrzymującego córkę Rathala, gdzie mina wieszcza odzwierciedliła niemały zawód ze złością.

W każdym razie ta złość nie była skierowana bezpośrednio na starszą szpiczastouchą istotę. Gniew wymalowany na obliczu Yasina przelał się po dosłownej sekundzie na Tamnę i… Arno. O dziwo komentarz ojca poszkodowanej dobitnie podkreślił najważniejsze elementy ich bliźniaczej frustracji, także współpracownik wykładowcy wybrał milczenie w tej sprawie. Zresztą mały grymas na twarzy mieszkańca Urk-hun z pokiwaniem makówką na boki wyrażały więcej niż tysiąc słów. - Panie Verg, chyba Pan mnie nie posłuchał… - Wystawił w kierunku mieszańca ów materialne dobro na czubku palców. - Będę potrzebował tego artefaktu po zajęciu się stanem Panny Il’Dorai… Nie zamierzam nakładać jeszcze większego ryzyka na naszą ekspedycję, zważywszy na… brak doświadczenia niektórych osób… - Srogie, acz zdaje się mające podwaliny oznajmienie ucznia Zakkuma, metaforycznie uderzyło w bojowego adresata przed jego piwnymi oczami. Wojownik… czuł powagę sytuacji od maga. Przebijające gapienie się nowo poznanego profesora mówiło wprost. Teraz nie żartował. Na pewno nie wypowiadał się tak dla rozbawienia kompanów. - Mogę go zidentyfikować, lecz… bez pańskiej zgody trudno mi będzie kontynuować wspólną wyprawę z tak niebezpiecznym sekretem… - Niemniej kamień ze złotymi gadami znalazł się w zasięgu łapek pół-goblina. Dostał wybór — zabranie go natychmiast ze “wstrętnego” chwytu czarnoskórego wykładowcy Nowego Hollar albo udzielenie mu zgody na przejęcie go już w tym momencie. W ten sposób Salih poświęci się ustabilizowaniu stanu zranionej dziewczyny po tej krótkiej dyskusji. Stanie się to z amuletem w kieszeni błękitnego płaszcza lub pod dalszą opieką zielonoskórego tułacza.

Wizjoner zbliżył się z powrotem do badaczki ruin, obniżając swą sylwetkę w przypadku takiej konieczności. Mniejszą niedogodność załatałby dość szybko, bo przy użyciu czaru uzdrowienia zatamowanie krwawienia ze śródręcza pięknej kobiety to był dla nauczyciela praktycznie pryszcz. Jakiekolwiek wyznanie potomkini założycieli akademii o wiedzy “ich” skutecznie nie dotarło do uszu naukowca przy mającej miejsce tragedii z wyjątkiem… bardzo ważnego napomnienia o utraconej percepcji szlachetnej damy. Zmarszczył brwi ze zmartwieniem ujawnionym na przymrużonych powiekach oraz z pomarszczonym czołem. - Prosiłbym was o opuszczenie piętra… Pan Rathal może zostać... Zajmiemy się tym. - Skinął do reszty, pochylając się nad buzią ofiary uderzenia mocy. - Pomóżcie Voronowi uspokoić ludzi… I pod żadnym pozorem nie przelewajcie energii do talizmanu… -

Skrzywił się nieco, kontynuując postawę zawiedzionego… ojca. Nadal reakcja mimiki ciała Qadira zlewała się z zachowaniem białowłosego taty buntowniczki. - Tamna, posłuchaj mnie uważnie… Musisz oddychać… Jestem przy tobie… Postaram się ci pomóc… - Nie wiedział, czy takie cichsze zdania ukoją nerwy furiatki. Tak czy inaczej, spróbował na miarę możliwości powstrzymać… ślepotę. Czy to leżało na płaszczyźnie rzeczy możliwych? Późniejsze minuty to bez wątpienia zweryfikują. Otóż dziedzic Yasinów uruchomił ponownie swą aurę rozjaśnienia tęczówek turkusowym blaskiem. Postanowił zajrzeć w głąb struktury magicznej znajomej. Mógł to osiągnąć poprzez błogosławione widzenie, gdyż zdradzi mu to ingerencję zewnętrznych sił w ducha dziewczęcia. Ostatecznie podejmie się próby naprawy uszczerbku znowu dzięki uzdrowieniu. Nigdy nie powstrzymywał tak poważnych obrażeń, choć co szkodziło sprawdzić? Naprawdę szukał rozwiązania. Prorok przyłożył dłonie do jej oczodołów z zamiarem renowacji patrzałków niewiasty. - Zaprowadź ją do mego pokoju… Zrobię co w mojej mocy… - Zacisnął kości paliczków w formie piąstki po apelu do rodzica okaleczonej. Mogli tego uniknąć… Tak się niestety nie stało.
Obrazek

Zajazd Pod Wzgórzem

68
POST POSTACI
Arno
Z frustracją odnotował fakt, że pierwszy amuletu sięgnął i dobył nie tak dawno zapoznany mag. Uważał się wszak za sprawniejszego od byle mola książkowego w pstrokatych szatach, mimo to rzeczywistość okazała się inna. Poczuł rosnącą frustrację i nie chodziło tu tylko o to, że ktoś był od niego szybszy , o nie. Ten ktoś trzymał w rękach jego własność! Jak on śmiał?!

"Parszywy-" - nie zdążył nawet dokończyć myśli, bo wtem złote, niematerialne gady zaczęły się wycofywać. Momentalnie z amuletu i Karlgardczyka przeniósł swoją uwagę z powrotem na elfkę. Agresywne węże ustępowały, wraz z nimi powoli zanikał też gniew mieszańca. Wypuścił ciężko powietrze, acz nadal był na niej ogromnie skupiony. Naturalnie niewiele mógł wiedzieć o jej stanie, czy o ubocznych skutkach czaru, którego padła ofiarą. Medycynę znał w stopniu śladowym zaś o tajemniczych artefaktach i ich właściwościach więcej słyszał z bajań aniżeli akademickich tomów. Z pewną paniką doszukiwał się pulsu, stróżek trucizny po kłach oraz wszelkich innych śladów tego, jak ta tragedia mogła odbić się na Il'Dorai. Wyglądała fatalnie, bardzo blado, choć w onym momencie nie przeszło mu przez głowę, że przecież to jej naturalny kolor skóry. Wprawdzie nikt nie rzucił oskarżeń w jego kierunku, ale zasadniczo czuł się winny. Być może nawet bardziej niż powinien.

Ja nie zdążyłem... to się stało tak szybko... Tamna, ja- — słowa grzęzły mu w gardle, był nieco oszołomiony, niemniej powoli, w swoim tempie zbierał myśli. Kątem oka dostrzegł wbiegającą na piętro Puelle. Przez ułamek sekundy pomyślał, że to niezwykle miłe z jej strony, że tak bardzo się o niego martwiła i od razu przybiegła. Tego właśnie się po niej spodziewał, wspaniała kobieta. Jakkolwiek niewłaściwie oceniła sytuację, a on nie miał czasu jej uspokajać, mieli teraz ważniejsze sprawy na głowie.


Z zamyślenia wyrwał go głos Qadira. Uwagi dotyczące braku posłuchu, machanie artefaktem tuż przed nosem oraz dwuznaczne insynuacje zapewne ku zdziwieniu nikogo nie podziałały na Arno kojąco. Wręcz przeciwnie. Jeśli wcześniej całą swoją uwagę skupiał wyłącznie na elfce, zapominając przy tym o wszystkim innym, to teraz jego miniona frustracja naraz powróciła ze zdwojoną mocą. Nie, to już nie byle frustracja, to wściekłość. Nienawiść. Emocje kipiały w nim tak mocno, że gdyby był imbryczkiem to właśnie gwizdałby głośno od bulgoczącego weń wrzątku. Właściwie nie słyszał późniejszych słów maga, zbyt pochłaniały go jego własne myśli.

"Za kogo on się uważa? Chce mnie okraść? Nabija się ze mnie? Ze mnie?!" — nakręcał się — "Do kurwy nędzy! Nie będzie mi dyktował co mam robić! Już ja go nauczę..."

Jego ciało poruszało się raczej podświadomie. Dłoń płynnie powędrowała do sztyletu za plecami i możliwie cicho, dyskretnie poczęła wyciągać ostrze z pochwy. Być może nikt z zebranych nawet nie zwrócił uwagi w obliczu rozgrywającego się dramatu, jak niby dzikie zwierze Verg doszukiwał się odpowiedniej chwili, by znienacka zadać cios. Kiedy "indygo" zaczął coś mówić o wyrażeniu zgody, o niebezpiecznej wyprawie nie wytrzymał wysłuchania jego irytującego głosu i przerwał mu w połowie:

Posłuchaj ty zafajda- — wtem jak kubeł zimnej wody dotarły go słowa Tamny. Dwa wyrazy zmroziły mu krew w żyłach. "Nie widzę", powiedziała. Wówczas nastąpiła prawdziwa gonitwa myśli w makówce Verga.

"Co ja odjebałem?" - wystraszył się.

To już nie były te same nienawistne rozważania, którymi dopiero się karmił jak rozżarzonym węglem, a które być może podyktowała mu ta bardziej chaotyczna wewnętrzna natura. Kto wie? A może właśnie to był cały on - zbyt impulsywny, żeby posłuchać dobrej rady Qadira. Na tyle krótkowzroczny, że nawet nie przeszło mu przez głowę zapytać Rathala o opinie. Oczywiście nigdy nie chciał, aby sprawy tak się potoczyły, ale to on dał jej do ręki artefakt. Poniekąd nawet zachęcił ją do pójścia krok dalej. Rozbiegane żółte oczy skakały z błyskotki na dziewczynę i z powrotem. Zacisnął zęby, zamilkł na moment. Był wkurzony na Saliha, na ten amulet, ale najbardziej wściekły był na samego siebie.

Pieprzyć to przeklęte ustrojstwo! — wydarł się ewidentnie mając tu na myśli nabytek z Oros — Pomóż jej, jeśli jesteś w stanie!

Krótko potem wstał z ziemi i niemal kipiąc ze złości wymaszerował z korytarza. Nie potrzebował, żeby ktoś mu dwa razy powtarzał. Właściwie to lepiej, że mógł odejść i uniknąć dalszego eskalowania emocji przy zgromadzonych, a naprawdę istniał ku temu potencjał. Bez słowa minął Rathala i Puelle na schodach, nawet nie patrząc w ich stronę. Na dół niemal zbiegł, chciał wyjść z zajazdu, choć na moment. Potrzebował zaczerpnąć powietrza i ostatnie czego sobie życzył to wdawać się w dyskusje. Gdyby ktoś go zaczepił po prostu by go odepchnął albo warknął ostrzegająco. Miał ochotę czymś rzucić, przyłożyć komuś. Bez namysłu postanowił odreagować gwałtownie otwierając drzwi na dwór. Miał cichą nadzieję, że nadal padał deszcz, bo jak nigdy musiał ochłonąć, odetchnąć. Postać w milczeniu.

Sygn: Juno

Zajazd Pod Wzgórzem

69
POST BARDA
- To nie twoja wina - odpowiedziała Tamna cicho na niewypowiedziane przeprosiny Verga. - Nie trzeba się mną zajmować. To wszystko na pewno wcześniej czy później minie. Pomóżcie mi wstać.
W jej słowach nie było przekonania. Złączyła dłonie i rozcierając pozostałą na nich krew, wyczuła zaleczoną skórę, brak jakichkolwiek śladów po wgryzającym się w nią artefakcie. Z pewnością czuła leczącą magię, która przepłynęła przez jej ciało, ale nie wiedziała, czy należała ona do Qadira, czy do Puelli, nic więc nie powiedziała, nawet w swoim obecnym stanie zbyt uparta, by zaryzykować te pięćdziesiąt procent szans, że przypadkiem podziękuje jemu.
Rathal nie zamierzał spełniać jej prośby i nie pomógł jej wstać. Pozwolił jej za to usiąść, skoro tak bardzo chciała podnieść się do pionu. Elfka zamknęła oczy i przetarła je, nieumyślnie rozcierając sobie po twarzy własną krew. To zdecydowanie nie był jej dzień, choć barw wojennych, jakie w ten sposób na siebie nałożyła, nie powstydziłby się wojownik północy.
- Po prostu poczekam. To nie pierwszy raz, kiedy skutki uboczne... - zaczęła cicho Tamna, a twarz jej ojca wykrzywiła się w irytacji.
- Co znaczy nie pierwszy raz, Tamna?
- Przez ostatnie lata natknęłam się na wiele przedmiotów nasyconych magią. Gdybym każdy wysyłała do zbadania na Akademię, nigdy nie trafiłabym do bramy. To wszystko minie. Tak... sądzę
- dodała.
- Tamna! - Rathal zagrzmiał wściekle. - Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, z jakimi potężnymi siłami igrasz? Cudem w takim razie dożyłaś dzisiejszego dnia! Ile razy prawie zginęłaś przez własną niecierpliwość?
Kobieta nie odpowiedziała. Przekręciła tylko głowę nieznacznie w bok, usiłując zorientować się, jakie zamieszanie działo się obok niej. Ktoś zbiegał po schodach, ktoś zszedł za nim, nie miała wprawy w korzystaniu ze zmniejszonej liczby zmysłów. Gdy jednak usłyszała głos Saliha tak blisko siebie, cofnęła się nieznacznie, odwracając od niego głowę, ale nie zaprotestowała. Nie widziała niczego, nie widziała więc także rozbłysku jego tęczówek i nie czuła magii, z jakiej korzystał, bo wybrane przez niego zaklęcie zmieniało jedynie jego własną percepcję, bez ingerencji w otoczenie.
Błogosławione widzenie ukazało Karlgardczykowi obce wiry ciemnego vitae, krążące pomiędzy klatką piersiową, a głową elfki. I mógł być prawie pewien, a potem sprawdzić to w praktyce, że zwyczajne zaklęcie leczące nie będzie w stanie tego naprawić. Doskonale dostrzegł moment, w którym Tamna zrozumiała, że spróbował, ale magia lecząca, w jakiej pokładała zapewne spore nadzieje, zawiodła. Struchlała, blednąc jeszcze bardziej, a jej oddech przyspieszył, nawet jeśli starannie starała się nie pokazywać po sobie żadnej słabości.
- Chodźmy stąd, panie Salih. Nie możemy siedzieć tutaj tak na środku - zaproponował Rathal cicho i chwycił córkę w ramiona, by podnieść ją z podłogi i zanieść do zajmowanego przez ich dwoje pokoju. Tamna milczała, z głową opartą o jego ramię i zamkniętymi oczami. - Mówił pan o identyfikacji przedmiotu? Jeśli faktycznie posiada pan umiejętność uczynienia tego w bezpieczny sposób, sądzę, że będzie to konieczne, żeby jej pomóc. A i pan Verg z pewnością to doceni... jak już dojdzie do siebie.

Nikt nie zatrzymywał Arno, gdy zbiegał po schodach. Przez chwilę jeszcze szła za nim Puella, ale potem stracił ją z pola widzenia. Voron skutecznie powstrzymał wszystkich gapiów od podążenia na górę, ba, zmusił ich nawet do zajęcia się z powrotem swoimi sprawami, bo nikt nie stał pod schodami i nie wyczekiwał momentu, w którym dostaną zgodę na wejście. Nawet karczmarz niewiele robił, poza zerkaniem na ciemnowłosego elfa podejrzliwie. Voron zmarszczył brwi, gdy Verg przebiegał obok, ale nie zatrzymał go, dochodząc najwyraźniej do wniosku, że nie ma to sensu - albo przekonany przez rudowłosą, która najpewniej zatrzymała się tam, obok niego, by w skrócie przedstawić mu sytuację.
Na zewnątrz panował spokój, którego próżno było oczekiwać w środku. Nie padało, a chłodny wiatr owiał twarz rozgorączkowanego mężczyzny, przynosząc ulgę, jak dłonie kochanki po pełnym trudów dniu. Ciężkie chmury przetaczały się po niebie, a jedynymi dźwiękami, jakie do niego docierały, były szum drzew i ciche parskanie koni, stojących pod zadaszeniem. Mógł odetchnąć, uspokoić się, dojść do jakichś mniej lub bardziej słusznych wniosków, zadecydować, co dalej. Był tam sam, poza wierzchowcami i rudym, pręgowanym kotem, który wyszedł zza przybudówki i ocierając się leniwie o płot, usiadł niedaleko, przyglądając się Vergowi w milczeniu.
Obrazek

Zajazd Pod Wzgórzem

70
POST POSTACI
Qadir
Jak widać, Arno podjął impulsywnie decyzję, przygryzając się w język, aby nie kontynuować cyklu werbalnej lub fizycznej agresji wobec czarnoskórego czarodzieja z pustyni. Można wstępnie rzec, iż niepoddanie się natłoku wyuczonych reakcji było chwalebne. Na pewno stanowiło to lepszy finał niż obranie scenariusza wrogości, gdzie wynik napaści mógł skończyć się dla obu dżentelmenów szkodami na tle zdrowia bądź też zwyczajną śmiercią. Niemniej Salih w zgodzie z własnymi zasadami oraz kulturą nie rzucał zaczepnych komentarzy, przy czym jednocześnie nie wypowiadał na głos prawideł z przypowieści przodków. Miał subiektywną opinię względem obecnych wydarzeń, z czego ta skrzętnie jest ukrywana przed zebranymi. Czy Qadir był istotą godną zaufania? Na to pytanie każdy musiał odpowiedzieć sobie sam. Jedyną widoczną na razie przesłanką stawiającą go w lepszym świetle jest chęć niesienia ratunku tym w potrzebie. A rada dla zawrotnego podróżnika… wisiała jako sugestia, z której wojownik po prostu nie skorzystał. Stało, jak się stało.

W podsumowaniu Verg dojrzał żółtymi ślepiami rękę Yasina wędrującą do wierzchniej akwamarynowej w barwie szaty. Wewnętrzna kieszeń ubioru maga przetrzymywała artefakt z Oros, toteż doskonale już wiedział, gdzie karlgardczyk trzymał jego zdobycz. Przynajmniej ten człowiek grał z jegomościem w otwarte karty. I co za tym idzie, pozwolił mu wciąż odejść bez zbędnych słów celem dania przestrzeni podróżnikowi. Mieszaniec definitywnie powinien odreagować w samotności całe zamieszanie z wypadkiem. Wiedział też lepiej niż ktokolwiek inny, że… aktualnie za bardzo się tam nie przyda. Nie z tymi nerwami bulgoczącymi za sprawą charakteru łącznie z goblińską krwią.

Kiedy już pokierował się w najbliższe otoczenie poszkodowanej, a pozostali postanowili posłuchać prośby czarnoksiężnika, Kadeem rozpoczął proces leczenia. Istotne przebadanie pacjentki przy użyciu magii dawało pewien komfort wraz z oszczędnością czasu. “Pustynny Smok” miał pełnię potencjału talentu do wykorzystania również w takich sytuacjach, zatem dzięki temu miał klarowniejszy obraz zaburzeń mocy u znajomej elfki. Niestety ku niezadowoleniu udzielającego wsparcia szpiczastouchej uczonego, zmysł wzroku był nader spaczony zewnętrznym wpływem unikatowego przedmiotu. Po załataniu urazu dłoni kobiety nie zdołał uporać się ze ślepotą przy użyciu siły zaklęcia regeneracji komórek. Westchnął ciszej, aczkolwiek Rathal bez wątpienia usłyszał ten niechętny wydech powietrza podobnie jak Tamna. - Ciemna energia przepływa pomiędzy jej klatką piersiową a mózgiem… Niedługo dowiem się czegoś więcej na ten temat. - Oznajmił ojcowi dziewczyny zaraz po wcześniej wspomnianych zabiegach. Syn Raaidy starał się nie zużywać nadmiaru sił, dlatego indywidualne czary wykonywał ze zdawkową intensywnością, ale także wystarczająco krótko. Czynił to jedynie na miarę potrzeb oględzin razem z pierwszą pomocą. Musiał przecież zarezerwować pokłady many na ich dalszą drogę. Gdyby nie jego koncentracja poszłoby to znacznie gorzej. Przy całokształcie dotychczasowych działań Pan Il’Dorai uznał za stosowne wymienić z potomkinią kilka ostrych zdań o przeszłości niewiasty. Nie dało się bezinwazyjnie wkroczyć w tę dysputę, lecz jej trwanie nikomu nie wyjdzie na dobre. W ten sposób prorok miałby zapewne szansę dorzucić tu coś od siebie, choć zaniechał tego w zupełności. To rodzic pouczający własne dziecko. Kim był obywatel Urk-hun jako niemalże nieznajomy, aby się wtrącać? Porzucenie wkładu w familijną sprzeczkę będzie prawdopodobnie najlepszym krokiem.

Skinął głową, gdy drugi wykładowca Nowego Hollar zwrócił się wreszcie w jego stronę. - Chodźmy. - Kiedy mijali głębię korytarza, mógłby przysiąc fakt zauważenia przemykającego młodzieńca… Może przebudzony hałasem Lansion prędko pojął powagę zajścia? Obraz niesionej piękności nie napawał optymizmem. Tak czy inaczej, pokonali dzielące metry bez chwili stopu, lądując docelowo w pokoiku przedstawicieli rasy długowiecznych. Nie skupiał uwagi na detalach wystroju. Gość z pustyni przeszedł od razu do clou spotkania. - Ułóż ją na łóżku… Następnie nie zbliżaj się do mnie, dopóki nie dam wam znać po wszystkim… Unikniemy tak tamtego błędu. - Dość naturalnym, a w tym oczywistym aspektem tego typu badań jest ochrona postronnych. Posłanie rzetelnego ostrzeżenia miało uchronić Rathala z pociechą mężczyzny przed dalszymi zagrożeniami. Wyłącznie zagrożonym pozostanie Salih, bo wszak... o to chodzi.

Ułożył wyjęty klejnot z wężami gdzieś na krańcu pomieszczenia z dala od tamtej dwójki na delikatnym materiale pokroju szmaty, ścierki lub własnego płaszcza. Potem siadając po turecku w odległości mniej więcej pół metra od niebezpiecznego unikatu, wizjoner przymknął ciemne powieki, powtarzając w umyśle inkantację w ramach oczyszczenia. Chciał chłonąć wiedzę wyłącznie z materialnej rzeczy przed nim… Transfer vitae rozpoczął się tuż po wyciszeniu.
Powiedz mi, kim jesteś? Nieznana istoto... daj mi poznać twoje jestestwo...
Uruchomił tym samym niezwykłą czynność zwaną identyfikacją. Czego się dowie w tym rozrachunku?
Obrazek

Zajazd Pod Wzgórzem

71
POST POSTACI
Arno
Oddychał głęboko, z zamkniętymi oczami. Stał nieruchomo z rękami skrzyżowanymi na piersi. Palcami wbijał się w ramię tak mocno, że lada moment poczułby spływającą po nich krew. Bolało, ale miało boleć - tego właśnie chciał. Był wkurzony, zdezorientowany i wewnętrznie rozdarty. To nie pierwszy raz jak tak się czuł, zapewne również nie ostatni. Tym samym potrzebował bodźców, nad którymi mógł poczuć, że ma jakąś kontrolę. W dobie zalewających go sprzecznych emocji odrobina cierpienia nie była taka zła. Zresztą sam sobie to robił, więc mógł przestać w dowolnym momencie. Bądź co bądź dawało mu to jakąś namiastkę sprawczości. Śladowej świadomości, że czyny przynoszą oczekiwane rezultaty. Nie lubił tego uczucia, gdy coś nie szło po jego myśli, a intencje nawet te dobre i szczere obracały się przeciwko niemu. Zapewne nikt za tym nie przepadał, niemniej Verg ze swoją skomplikowaną naturą o wiele łatwiej wpadał w skrajne emocje. Zawsze tak było. Czy to za czasów młodocianych występów, czy podczas pierwszych drobnych rabunków. Tu ktoś go przyłapał, tam ostentacyjnie wyśmiał. Nie potrzebował wiele, żeby zacząć kłapać jęzorem, a stąd do impulsywnych czynów droga wyjątkowo krótka. Westchnął.

Co ja robię? — zapytał sam siebie.

Miał trudny charakter, parał się profesją wysokiego ryzyka i czasem zwyczajnie ulegał natłokowi wrażeń. Niemniej daleko mu do podlotka, jakim niegdyś był. Dobrze wiedział, że nie może zrzucać całej winy za swoje zachowanie na nietypową mieszankę krwi, czy otoczenie. Chciał wierzyć, że lata doświadczeń czegoś go nauczyły. Jakiejś namiastki samokontroli, a jeśli nie to mógł przynajmniej teraz przemyśleć ostatnie wydarzenia, wyciągnąć wnioski i przy następnej takiej sytuacji spróbować innego sposobu działania, innej drogi myślenia. Zamiast wsłuchiwać się w wewnętrzny krzyk, dać sobie chwilę, po czym poszukać gdzieś cichego głosu rozsądku.

"Skoro Tamna mi przebaczyła... może ja też powinienem?" - podniósł powieki, a jego oczom ukazały się konie. Skrzywił się.

Głupie konie. — wyraził swoją dezaprobatę dla wierzchowców — Jak tylko będę miał okazję zamieniam was na miotłę, przysięgam. O, właśnie...


Wtem przypomniał sobie o swoim nietypowym akcesorium podróżniczym, które przeważnie nosił na plecach. Tym razem nie było inaczej. Poluzował uścisk i sięgnął za ramię dobywając przyrządu. Miotła jak miotła, można by rzec. Uchwyt drewniany, pęk brzozowych rózeg ciasno związanych sznurem, ot prosta konstrukcja. Ta jednak szczota była dla Arno szczególna. Nie pamiętał już jak do niego trafiła, ale od kiedy ją posiadł niektórzy zaczęli podejrzewać, że albo jest potomkiem wiedźmy, albo dorywczo zarabia szorując parkiety. Prawda skądinąd była taka, że zmiotka kryła w sobie więcej niż szczyptę magii. Ba! Miała nawet coś na kształt wolnej woli, lubiła płatać figle, doceniała solidne polerowanie i drobną konserwację. Przewrotnie jak na lotny środek transportu nie przepadała za nadmiernymi wysokościami, choć tu akurat całkiem się dogadywali. Cokolwiek by o niej nie powiedzieć była mu wierną towarzyszką, czasami może zbyt atencyjną. Zielony pomyślał, że był to moment równie dobry, co każdy inny, żeby poświęcić jej trochę czasu. Wobec tego przysiadł na schodach i wyciągnął z torby kawałek szmatki, którą rozpoczął wnikliwe czyszczenie.

Ty mi nie podwędzisz żadnego amuletu, co? — mówił do niej, acz nie oczekiwał odpowiedzi. Miało to raczej służyć jego własnej potrzebie wygadania się. — Chyba biorą mnie za jakiegoś dziwaka, ale ja im jeszcze pokażę. — wciąż gadał do miotły.

Niedługo później poczuł jak emocje z niego ulatują. Skończywszy, co zaczął uśmiechnął się pod nosem i z powrotem założył zgrzebło na barki. Postanowił wrócić do środka, żeby coś przekąsić. Od tego całego zdenerwowania niesamowicie zgłodniał, a wiedział dobrze, że czeka ich jeszcze dalsza podróż. Zamierzał najeść się do syta nim opuszczą zajazd. Drzwi otworzył tym razem nie robiąc z tego widowiska, przez próg przestąpił opanowany. Nim podszedł do obecnych magów z jednego ze stołów zgarnął miskę ogórkowej, obwarzanka oraz dwa jabłka, te ostatnie wrzucił do bagażu. Przysiadł do stołu bez słowa, lecz nim zaczął szuflować zerknął po zebranych, potem na naczynie. Cicho westchnął, znowu i nie podnosząc wzroku rzekł:

Przepraszam... — czuł, że był im to winien... nie tylko im — ...za moją reakcję. Dałem się ponieść emocjom.

Podniósł łyżkę i bez pośpiechu zaczął konsumpcję.

Sygn: Juno

Zajazd Pod Wzgórzem

72
POST BARDA
Qadir

Ten jeden raz Tamna postanowiła nie protestować i nie kłócić się z Qadirem, choć z pewnością kusiło ją, by zrobić to dla zasady. Z pewnością wciąż nie do końca mu ufała, przez wszystko, co zachował przed nią w tajemnicy, ale po pierwsze, musiała zdawać sobie sprawę z tego, że go potrzebują, a po drugie, wciąż była oślepiona przez artefakt i choć starała się tego po sobie nie pokazywać, to przepełniał ją strach, że tak już pozostanie.
- Nie potrzebuję leżeć, czuję się dobrze - powiedziała tylko cicho i usiadła na brzegu łóżka, zamiast się na nim kłaść.
Niewidzące spojrzenie wbiła w przeciwległą ścianę, a gdy Rathal zajął miejsce obok niej i zaczął do niej coś cicho mówić, po prostu zamknęła oczy - w ten sposób łatwiej było zmysłom poradzić sobie z brakiem jednego z nich. Rozmawiali szeptem, by nie przeszkadzać Salihowi, skupionemu na zaklęciu i choć nie słyszał dokładnie ich słów, to mógł się domyślać, że w pełni uzasadnione pretensje elfa do córki trwają w najlepsze.
On w tym czasie zanurzył się w magii, ostrożnie lawirując wokół artefaktu czujnymi liniami swojego vitae. Jego zaklęcie było czymś zupełnie innym, niż to, co zrobiła Tamna, bo nie wskakiwał na główkę do głębokiej wody, a z daleka obserwował jej powierzchnię, szukając czegoś, co pozwoli mu znaleźć bezpieczne do niej zejście. Zajęło mu to dobrą chwilę, ale w końcu znalazł, a amulet otworzył się przed nim, rozwijając się jak dziwny, nienaturalny kwiat. Trzy węże rozprostowały się, odsłaniając fioletowy kamień, który zapulsował swoim światłem na powitanie.
Pierwsza uzyskana informacja była jasna - artefakt, jaki znajdował się w posiadaniu Arno, służył przede wszystkim do komunikacji. Qadir musiał jednak poświęcić więcej czasu na ostrożne, czujne sondowanie jego magii, jednocześnie zachowując bezpieczeństwo swoje i towarzyszącej mu dwójki, by dowiedzieć się więcej. Nie słyszał niczego poza niskim szumem mocy, gdy szukał odpowiedzi na pytania, których nie zadał na głos.
W pewnym momencie w jego głowie pojawiła się nazwa, Oko Zirentha, a on zdał sobie sprawę z tego, że jest obserwowany. Po drugiej stronie tego amuletu, najpewniej gdzieś w głębinach podmroku, istniała osoba, która w tej chwili doskonale go widziała. I choć mogło to wydawać się niepokojące i zmusić Karlgardczyka do profilaktycznego wycofania się, to po chwili był już pewien jednego: osoba ta nie była bogiem, ani demonem. Nie była istotą nadprzyrodzoną, pochodzącą spoza znanego mu czasu i przestrzeni. Była zwykłym śmiertelnikiem, takim jak on sam, nawet jeśli być może posiadającym wielką moc i niebezpiecznym.
Mógł próbować sięgnąć dalej, dowiedzieć się więcej, dotrzeć do tego, kto patrzył przez Oko, spróbować wyciągnąć od niego jakieś odpowiedzi, dowiedzieć się, co zrobił Tamnie. Ale czy chciał tak bardzo ryzykować bez żadnego wsparcia?

Arno

Konie zignorowały obelgi Verga. Tylko rudy kot podszedł bliżej i usiadł nieopodal, w bezpiecznej odległości, przyglądając się, jak mężczyzna bierze się za czyszczenie swojej miotły. Ta milczała, jak zawsze, choć czuł emanujące od niej zadowolenie, gdy postanowił doprowadzić ją do porządku po długiej podróży. A może tylko mu się wydawało? Tak czy inaczej, nikt nie przerywał mu tego procesu, jakiego potrzebował, by dojść do siebie. Kiedy skończył i wstał, spłoszony kot zerwał się z miejsca i odbiegł w kierunku karczmy, wskakując przed okno do środka i znikając mu z oczu. Może należał do któregoś z gości, albo po prostu tu mieszkał?
Po powrocie do głównej sali, zastał Vorona stojącego przy schodach w towarzystwie Puelli. Ta ze zmartwieniem patrzyła w górę, ale nie szła tam, wiedząc, że najpewniej na nic się nie zda. W końcu Tamnie towarzyszył ojciec, będący wiekowym, doświadczonym magiem, a także całkiem uzdolniony Qadir. Gdyby była potrzebna, ktoś by po nią posłał. Przy zajmowanym przez nich stole teraz siedział Lansion, trochę nieprzytomny, walczący ze śniadaniem.
Kiedy Arno zajął miejsce obok niego, rudowłosa zrezygnowała z bezsensownego pilnowania schodów i usiadła naprzeciwko. Przez chwilę milczała, wpatrując się w jedzących mężczyzn, zanim w końcu się odezwała.
- Przez jakiś czas podróżowałam z Tamną. Ma szczęście do trafiania na tajemnicze przedmioty, nasycone magią, albo po prostu wie, jak ich szukać. Podczas naszych wędrówek znalazła takie dwa. Oba przetestowała bez zastanowienia - przyznała. - Pierwszy sprawiał, że słuchały się jej zwierzęta. Sprzedała go komuś w Meriandos, ładnie na tym zarabiając. Drugi... rozpadł się, gdy go użyła, a ją samą sparaliżowało na trzy dni. Trzy dni walczyłam z tym, żeby przywrócić jej władzę w kończynach. W całym ciele, właściwie. Ledwo była w stanie oddychać sama. Kiedy mi się to udało, czułam się jak gąbka, wyciśnięta z resztek wody i zasychająca na słońcu na kamień. Trzy dni! - podkreśliła i pokręciła z irytacją głową. - Zero refleksji. Powiedziała mi tylko, że widziała drogę i musi nią podążyć. Myślę, że ta droga doprowadziła ją właśnie do bramy. Albo do mrocznych, którzy doprowadzili ją do bramy.
Założyła nogę na nogę i wyciągnęła rękę do stojącego na środku stołu talerza z pokrojonym chlebem. Zgarnęła jedną kromkę i urwała kawałek, by leniwie, bez przekonania go zjeść. Pewnie była już po śniadaniu.
- Podziękowała, żeby nie było. Nie jest niewdzięczna. Ale nie byłam gotowa poświęcać się dalej tak bardzo, więc pożegnałyśmy się i wróciłam do Saran Dun. Nie posiedziałam tam długo. Pół roku później dostałam od niej list. Wiesz już, co działo się potem - zerknęła w stronę schodów. - To nie twoja wina. Wzrok można przywrócić. Pomogę jej, jeśli Salih nie da rady, może spróbujemy we dwoje... Nie wiedziałam, że potrafi leczyć, ale z drugiej strony, zupełnie nie wiem, co potrafi.
Lansion przełknął kęs posiłku i zerknął z ukosa na Verga.
- Ty też masz w sobie magię, mieszańcu.
- Lansion!
- upomniała go Puella ostro i wnioskując po tym, jak młodzik nagle podskoczył, prawdopodobnie kopnęła go pod stołem. Zamilkł, wracając do śniadania, ale Arno mógł dojść do wniosku, że chyba nie był darzony przez niego szczególną sympatią. - Masz w sobie magię. Jaka to magia? - zagadnęła rudowłosa.
Obrazek

Zajazd Pod Wzgórzem

73
POST POSTACI
Qadir
W pewnym sensie zaufania nie można mieć do nikogo w dużym stopniu, zwłaszcza gdy obecne istoty otaczały się naprawdę potężnymi oraz ekscentrycznymi osobistościami. Określając postawę Saliha, należało wziąć pod uwagę światopogląd karlgardczyka wraz z jego pochodzeniem. Być może kwestia kultury wpojonej od dziecka wyjaśniała ogrom szacunku łącznie z ogładą czarodzieja. Nie bez powodu ludzie ze Wschodniej Baronii szczycili się niezwykle cennymi kontaktami z resztą kontynentu i wyspami. A sam podopieczny Zakkuma jako pojedyncza jednostka? Sprawiał wrażenie istnej oazy spokoju, toteż nawet z podniesioną o kilka ton mową w niektórych momentach wywoływał szacunek bez zbędnej nakładki strachu, jak powiedzmy dowódca armii. Oczywiście subiektywna interpretacja czynów wysokiego czarnoksiężnika miała prawo się różnić pomiędzy osobami, lecz nadal pozostawał mocno enigmatyczną personą z pewnymi wyjątkowymi umiejętnościami.

Członkowie wyprawy wiedzieli o nim zapewne nie tak wiele, jakby mogło się im wydawać z wyłączeniem Vorona, chyba że ktoś prowadził własną inwestygację od tych paru wiosen. Bliższe prawdy okazuje się dość ironiczne stwierdzenie. Panna Il’Dorai dowiedziała się o nim więcej przez kilka dób niż ktokolwiek inny z zebranych pomimo diametralnych różnic w charakterach tej pary. Nie zdołała jednak przyjąć do wiadomości, iż wykalkulowane podejście Qadira bez piętrzących się emocji miało całkiem szlachetne podłoże. Z biegiem czasu dziewczyna powinna zrozumieć też ten aspekt. Chodziło o wsparcie ekspedycji. Robił to także dla niej. Ze względu na pewne przesłanki syn Raaidy miał swoje powody do traktowania pięknej kobiety w ten sposób.

Szepty w formie dysputy taty z potomkinią założycieli Nowego Hollar umykały mu praktycznie od początku, ponieważ nie poświęcał się przysłuchiwaniu ich rozmowie. Powiedzmy, iż miał większy orzech do zgryzienia, gdzie zdobycie wiedzy mogło zaważyć o powodzeniu całej misji. Po rozstawieniu talizmanu na tkanym materiale Yasin odrzucił ponownie próbę komentowania uwagi damy z białymi włosami. Mag potrzebował całkowitego skupienia, a zatem wszedł w stan nieprzerwanej medytacji po zajęciu przez pozostałych odpowiedniego miejsca w pokoju. Cały zabieg trwał aktualnie kilka minut. Przymknięte powieki wieszcza nie świeciły błękitem jak wcześniej, lecz z siedzącego myśliciela wylatywały prawie niewidoczne gołym okiem lub czarem nicie vitae wprost do amuletu. Uzdolniony człowiek kierował przedsięwzięciem na tyle dokładnie oraz bezpiecznie ile to było możliwe. Z tych powodów przepływ many został narzucony poniekąd wyjątkowo ślimaczym tempem. Bez tego mężczyzna stawiałby gospodę w ekstremalnie złym położeniu razem z bywalcami w środku.

W każdym razie skoncentrowany obywatel Urk-hun nie produkował dźwięku poprzez struny głosowe. Tkwił w kontemplacji pustki z praktycznie kamiennym wyrazem twarzy… aż do chwili kiedy na obliczu “Pustynnego Smoka” pojawił się zadziorny uśmiech. Rathal jako jedyny miał prawo to zauważyć, zerkając na sylwetkę badacza z ukosa. Szybko ta mina przeobrażała się w delikatny grymas w trakcie dłuższego doglądania postaci po drugiej stronie fascynującego klejnotu. Ten wstępny rekonesans zakończył się miarowym przerwaniem połączenia, po czym patrzałki Kadeema ponownie ujrzały światło dzienne. - Oko Zirentha… - Powtórzył otwarcie, choć ze ściszonym brzmieniem. Zaczekał, aż złote gady zwiną się do pierwotnej pozycji koło kamienia, żeby następnie powstać i wziąć unikat do prawicy. Znowu zlustrował strukturę zewnętrzną tej niezwykłej biżuterii. - Ktoś nas obserwuje przez ten artefakt… Ktoś z niemałą mocą… Mam pewne podejrzenia… - Odwrócił się na pięcie skrócenia dystansu pomiędzy sobą a dwoma elfami. Naturalnie wyłączony tymczasowo z użytku naszyjnik spoczął po raz kolejny w kieszeni szaty profesora. - Panie Il’Dorai, to musi być magiczny twór z wymiaru mrocznych albo co najmniej mający z nim powiązanie… Od jak dawna prowadził Pan nad tym badania z Arno? - Wręcz surowo zapytał starszego wykładowcę z uczelni, ale sugerowało to pilne poznanie historii tego przedmiotu. W umyśle profety kreował się… nowy plan. Czarownik zmrużył nagle czoło w zadumie. - Uda się Pan za mną do mojego lokum. Będzie mi Pan potrzebny do dalszej eksploracji tego oka… Preferowałbym, żeby to był pokój bez widowni. - Gość z daleka udał się po szmatę leżącą na ziemi, aczkolwiek powrócił do poprzedniego miejsca, by wlepić piwne gałki w białe ślepia córki szpiczastouchego. Nie patrzył wprawdzie na nią tylko w… głąb patrzałek przedstawicielki płci pięknej. Jakby czegoś się tam doszukiwał. - Otwórz oczy. - Zagadnął twardo do bladej poszukiwaczki ruin, o ile ta usilnie miała protestować. W istocie teraźniejsze nastawienie zdecydowanego skryby uruchamiało jakieś pokłady optymizmu. - Tamna, ty zostajesz tutaj… Pani Sonos spróbuje się tobą zająć… Nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu wobec mnie oraz twojego ojca… - Za kogo on się uważał? Wypowiedź miała budowę niemalże rozkazu. Coś się nagle zmieniło w osobie jasnowidza. Przybrał łatkę… śmiertelnika z większą odpowiedzialnością niż przedtem. Dodać trzeba tu też więcej władczości...

Opuścił prężnie pomieszczenie z łóżkiem, kierując się do schodów na parter. Gestem ręki chciał przywołać wyglądającą ku górze rudowłosą, bo w zasadzie nie potrzebował całego zgrupowania podróżników do przekazania dalszego toku działań. Miała stanąć zaraz niedaleko stolików. - Puella, my z Rathalem będziemy jeszcze dłużej kontynuować sprawdzanie zdobyczy Pana Verga… Mogłabyś popatrzeć na Tamnę? Konkretnie na jej utratę wzroku? Zależy mi, by nikt nam nie przeszkadzał pod żadnym pozorem. - Skinął głową z nutą pokorności. - Jakby się nie udało załatwić problemu, to udzielę ci mej pomocnej dłoni później… A i przekaż Voronowi, że może śmiało korzystać z mych notatek. Wszyscy możecie… - W ramach ewentualnego podziękowania… przytuliłby ją po koleżeńsku do ramienia. Nie wymuszał gestu, acz zgrałby się z nastawieniem znajomej? Wróżbita starał się dać pewien komfort wygadanej jak zwykle kompanki. Czy może jednak… żegnał się z nią? Dlaczego?

- Tam jak przedtem usiądź kawałek dalej ode mnie… - Rzekłby do białowłosego doświadczonego użytkownika mocy tuż po wkroczeniu do jego wynajętych czterech ścian. Jak to wyglądało od strony przygotować do kontynuacji diagnostyki skarbu? Nadal egzemplarz kunsztu rzemiosła miałby trafić na tkaninę na podłodze czy też półce. Stworzenie dystansu pomiędzy używającym zaklęcia, a cudeńkiem nie mogło zostać pominięte pod żadnym pozorem. Salih znalazł się mniej więcej metr od żmijowej perły w ustalonej pozycji ze skrzyżowanymi nogami przed sobą. - Podglądacz znajduje się w innym wymiarze… To człowiek jak ja, możliwie demonolog… - Obrócił głowę do zawieszenia głębi brązu tęczówek na czaroklecie. - Spróbuję z nim nawiązać kontakt… On będzie wiedział jak odwrócić efekt uboczny Tamny… Mamy jednocześnie szansę dostać wartościowe informacje o bramie… - Westchnął głębiej. Dopiero teraz Qadira zaczął dopadać lęk, z którym próbował walczyć. Uprzednio nie miał takiego uczucia. Wyjaśnieniem leży w… - Mogę umrzeć… Niemniej zrobię to dla niej. Ona jest bardzo ważna… Nie mogę się wycofać… - Nic ani nikt nie przekonałby go żadnego innego wyboru. Przepowiadacz podjął świadomą decyzję. Konsekwencje mogą się stać… Sulon mu przekazał, że on ma potrzebną siłę… Nie zamierzał wątpić w swe talenty… - Przelewaj powoli swą energię do mnie w trakcie transu… Muszę mieć jej jak najwięcej… Nie przestawaj, dopóki amulet mnie nie zaatakuje lub zacznę błagać o ratunek… - Czy koniecznym jest napominanie Rathalowi o zakazie dotykania magicznie artefaktu? Jako byt stąpający po ziemi od ponad dwóch tysięcy lat miał znacznie więcej oleju w głowie od swej “pociechy” szczególnie pod kątem wiedzy arkan sztuk magicznych. Guru o ciemnej karnacji skóry wysłuchał dodatkowych sugestii współpracownika z akademii, gdy te się pojawiły. Wdrążyłby uwagi do całokształtu procesu.

W ten sposób przyszedł czas na finalne spotkanie z… przeznaczeniem. A przynajmniej jedno z ostatecznych. Salih zgromadził wewnątrz ciała ogromne pokłady sił duchowych. Stopniowo uaktywnił zdolność identyfikacji. Jaka różnica? Prowadził dialog z tym… kimś. Czynność wydłużyłaby się do około trzydziestu minut. Qadir… stałby się otwartą księgą... Byłby wędrowcem pukającym do drzwi nieznajomego gospodarza w terenie… Chciał go poznać, tego kogoś… Inkantował na głos, lecz słowa opuszczające wargi widzącego brzmiałyby jak monolog. Zaglądał świadomością za kulisty rzeczywistości… Myśli oraz esencja wizjonera pokonywała… niepoliczalne lata świetlne… Daleko poza rozumowanie zwykłych ludzi… Szukał najlepszej drogi do celu...
Czy mogę nazwać cię przyjacielem, czy też jesteś jednym z tych tajemniczych istot, których siły zakorzeniły się w mrocznych zakamarkach świata? Widzę, że twoje istnienie jest splecione z magicznym wątkiem, który trudno jest zrozumieć dla przeciętnego śmiertelnika...

Witam cię z szacunkiem i otwartym sercem, gdyż wiem, że twój świat jest pełen tajemnic, których nie jestem w stanie pojąć. Jako Qadir Salih, podróżnik między wymiarami, natknąłem się na różne cuda i niezbadane zakątki, lecz twój obszar wydaje się jak księga, której nie rozumiem, ale której chciałbym się nauczyć...

Tamna, elfka o szlachetnym sercu i pięknych oczach, została dotknięta mroczną magią, która pozbawiła ją wzroku. Jej spojrzenie było jak gwiazda, która świeciła w najgłębszych zakątkach serca. Teraz jednak zgasło, zastąpione przez mrok. Przychodzę do ciebie jako poszukiwacz wiedzy, ale przede wszystkim jako człowiek z prośbą...

Rozumiem, że w twoim wymiarze prawa magii mogą rządzić się zupełnie innymi zasadami niż w moim. Jednak wierzę, że twoja potęga ma siłę, by przeniknąć przez barierę ciemności, która zasłoniła jej wzrok. Proszę cię, niech twoja magiczna istota rozkwitnie w akcie łaski, otwierając oczy elfki na świat, który obecnie pozostaje dla niej ukryty z powodu gniewu Zirentha...

Wiem, że wiedza i moja pokora wobec niezbadanych tajemnic mogą być kluczowe w uzyskaniu twojej zgody. Chociaż jestem tylko przechodniem w twoim magicznym królestwie, pragnę, aby moje słowa dotarły do twojego serca, tak jak promienie słońca przenikają przez ciemność nocy. Niech moja prośba zostanie usłyszana, a Tamna odzyska swój dar widzenia, a ja, w zamian, zapiszę twoją mądrość w mojej opowieści podróży przez światy nieznane...
Obrazek

Zajazd Pod Wzgórzem

74
POST POSTACI
Arno
Dawno nie jadł tak dobrej zupy. Ciężko powiedzieć, czy to lokalne ogórki dodawały potrawie smaku, czy też sam gospodarz miał nie lada smykałkę do gotowania, a może po prostu mieszaniec nie zdawał sobie dotychczas sprawy z tego, jak bardzo organizm łaknął strawy. Każdy haust dodawał mu energii. Ciepło wlewało się do jego żołądka i stopniowo rozchodziło po całym ciele, czuł błogość. Co by jednak nie powiedzieć o miejscowych przysmakach, nie skupiał się wyłącznie na jedzeniu. O wiele bardziej zajmowała go historia nakreślona przez Puelle, która chwilę wcześniej przysiadła się do ich stołu. Arno miał wrażenie, że piegowata czarodziejka nie dzieli się swoimi doświadczeniami wyłącznie dla zabicia czasu albo odreagowania tamtych przygód z bladolicą elfką. W kontekście ostatnich wydarzeń, wypadku, który miał miejsce, jego emocjonalnej reakcji ten wycinek z życia Sonos zdawał się pełnić funkcję podobną do grzańca pitego w zimowy wieczór bądź maści nakładanej na skaleczenie. Pokrzepiał, koił, dodawał otuchy. Na słowa "to nie twoja wina" uśmiechnął się słabo pod nosem - dobrze było je usłyszeć od kogoś innego... właściwie już po raz drugi.

Dziękuję, Puello. — odpowiedział odrywając kawałek obwarzanka — Może i Tamna nie zawsze ma szczęście do zaklętych utensyliów, ale muszę przyznać, że wie, jak dobierać sobie sojuszników.


Postanowił nie zgłębiać tematu Karlgardczyka. Sam też niewiele o nim wiedział, jednak nie w tym rzecz. Zielony chciał najpierw możliwie wyciszyć wewnętrzne demony, a sięganie pamięcią do niedawnej "kradzieży" mogło je zanadto rozochocić. No cóż, na swój sposób starał się być odpowiedzialny. Z pewnością jeszcze się skonfrontuje z akwamarynowym magiem i postara się przy tym zachować rozsądnie, trzymając nerwy na wodzy, acz na to przyjdzie jeszcze odpowiedni moment. Tymczasem młody Lansion, jak się zdawało po tym zerknięciu z ukosa odrobinę obrażony, teraz zagadywał Verga ciekaw jego magicznych zdolności. Twarz rzezimieszka nie zdradzała żadnych emocji w odpowiedzi na zaczepkę, aczkolwiek nagła reakcja Sonos sprawiła, że zaczął się zastanawiać, czy pytanie nie jest z rodzaju tych bardzo osobistych. Czy wśród społeczności czarowników panowała jakaś etykieta w tej kwestii? Cóż, nie mógł tego wiedzieć, a nawet gdyby ktoś go uprzednio oświecił, czy przejmowałby się podobnymi drobiazgami? Wątpliwe. Z drugiej strony Arno, choć niekiedy pochopny, uważał się za osobę rzetelną (o ile akurat nie planował dywersji). Dołączając do ekspedycji poczuwał się poniekąd do odpowiedzialności za jej powodzenie, jak również za bezpieczeństwo drużyny. Wobec tego, w jego rozumieniu, lepiej dla każdego z nich było znać możliwości pozostałych towarzyszy, aby bez przeszkód uzupełniać się na polu bitwy, bo prędzej czy później kłopoty ich nie ominą - tego akurat mogli być pewni. Jeśli nie sicz Keliego, to mroczne elfy albo i coś gorszego w końcu stanie im na drodze. W świetle tych przemyśleń nie zamierzał niczego przed nimi ukrywać.

Cóż... — wyciągnął nad stołem otwartą dłoń zachowując właściwą odległość od współbiesiadników, po czym wzniecił weń niewielki płomień — Jestem piromantą... jeśli można tak powiedzieć. Nauk nie pobierałem, a magia objawiła się u mnie późno. Większość z tego, co potrafię opanowałem sam.

Chwilę później wprawnym ruchem zacisnął pięść jednocześnie gasząc żar. Wolał ograniczyć demonstracje do minimum, co by nie kusić losu nieumyślnym podpaleniem. Uważał, że całkiem nieźle kontroluje swoje talenty, acz ostrożności nigdy zbyt wiele. Poza tym miał przed sobą wykształciuchów, nie wiedział, czy dla nich nie wygląda jak dziecko bawiące się zapałkami... albo żonglujące pochodniami. Postanowił oszczędzić im nerwów.

Spokojnie, nie puszczę nas z dymem, heh mam nadzieję — zachichotał pod nosem — Poza władaniem ogniem potrafię też, ermm... jak to powiedzieć... wytwarzać magiczne ładunki wybuchowe, całkiem przydatna rzecz. Niemniej czary są mi jednym z wielu atrybutów w starciu z przeciwnikiem. Można powiedzieć, że polegam na zwinności, łuku, sztyletach... i kilku innych sztuczkach. Ot, taki łotr czaromiot.


Wracając do swojego obwarzanka oderwał kawałek zaś wpatrując się w ścianę za Puellą rzucił bez przekonania:

Widzieliście tego kota, który wskoczył wcześniej przez okno? — zapytał wskazując na swoje zainteresowanie tematem, jednocześnie zaczął przejawiać umiarkowany entuzjazm — Piękny, rudy, a jaki zgrabny! Na południu nie mieliśmy takich, wielka szkoda. — rzucił zerkając ukradkiem na ich reakcje — Gdyby czas nie naglił poszukałbym go. Ciekawe, czy dałby się pogłaskać, podrapać za uchem? Lubię koty - chodzą swoimi ścieżkami, robią co chcą, a zachowują przy tym grację, o którą nie łatwo pośród innych zwierząt.

"...jak choćby te przeklęte konie, nienawidzę was." - pomyślał zerkając na rżące za okiennicą wierzchowce.

Wówczas rozmowę przerwał im Salih nawołujący do siebie rudowłosą gestem. Arno zauważył to kątem oka i rzekł z lekkim rozczarowaniem w głosie:

Chyba cię potrzebują. — uśmiechnął się smutno, ale zaraz jego twarz odrobinę się rozpromieniła — Daj znać, gdybyś zobaczyła tego kota, dobrze? — odprowadzając ją wzrokiem westchnął cicho i wrócił do przeżuwania bułki.

Sygn: Juno

Zajazd Pod Wzgórzem

75
POST BARDA
Qadir

Rathal w skupieniu wysłuchał tego, co Qadir miał mu do powiedzenia na temat zbadanego artefaktu. Z każdym kolejnym słowem Karlgardczyka jego spojrzenie ciemniało, a zmarszczka między brwiami pogłębiała się. To były konkrety, jakich szukali, ale mało zadowalające, bo oznaczało to, że nie sam amulet wpłynął na Tamnę, a ktoś, kto znajduje się po jego drugiej stronie.
- Niewiele ponad dwa miesiące - odpowiedział na pytanie. - Dobrze. Udajmy się do twojego pokoju.
Gdy mag zwrócił się do Tamny, ta posłusznie otworzyła oczy, ale jej niewidzące spojrzenie patrzyło gdzieś na przestrzał przez jego twarz. Posłuchała go, przez chwilę wyglądając na wyjątkowo otwartą na współpracę, lecz w chwili, w której padły ostatnie skierowane w jej stronę słowa, Salih mógł niemal fizycznie poczuć, jak narasta w niej zupełnie nowa wściekłość.
- Nie będę sprzeciwiać się decyzjom mojego ojca, ale ty nie masz nic do gadania - syknęła. - Nie wiem, co sobie ubzdurałeś w tej swojej wyniosłej, oderwanej od rzeczywistości głowie, ale nie jestem dzieckiem, za jakie mnie uważasz, a ty nie jesteś nikim na tyle ważnym, żeby odzywać się do mnie w ten sposób.
- To prawda. Nie masz prawa mówić tak do Tamny - zgodził się Rathal chłodno, a Qadir po raz pierwszy usłyszał w jego głosie groźbę, nawet jeśli żadna nie została bezpośrednio wypowiedziana. Miał do czynienia z wiekowym elfem, doświadczonym magiem, noszącym nazwisko, które miało wielkie znaczenie. Jego córka mogła mieć nie więcej, niż pięćdziesiąt lat, ale traktowanie jej jak rozwydrzonej nastolatki przez obcego człowieka z południa nie mogło się mu podobać. - Zwracaj się do niej z należytym szacunkiem.

Puella wydawała się nieco zdziwiona uściskiem, jaki otrzymała od Qadira, ale odwzajemniła go bez zawahania, by na koniec dwa razy klepnąć go w plecy w przyjacielskim geście.
- W porządku. Nie zróbcie nic głupiego - uśmiechnęła się, choć w jej oczach widać było zmartwienie. - Zaopiekuję się Tamną. Gdybyście czegokolwiek potrzebowali, będę w jej pokoju.

Choć Salih mógł nieco stracić w oczach Rathala przez komentarz, na jaki pozwolił sobie wobec jego córki, zachowywał pełny profesjonalizm, gdy znaleźli się we dwóch w pokoju zajmowanym przez Karlgardczyka. Zajął wskazane miejsce i wysłuchał planu, ale gdy Qadir skończył, elf pokręcił przecząco głową.
- Nie. Nie dam ci swojej mocy, dopóki nie będę naprawdę musiał. To zbyt ryzykowne. Będę cię osłaniał - rzucił głosem nieznoszącym sprzeciwu. - Muszę rozrysować runy do rytuału. Daj mi kilka minut.
Pozwolił człowiekowi przygotować się do ponownego zanurzenia się w magii artefaktu, samemu pochylając się i po wymamrotaniu niezrozumiałej dla towarzysza formułki po elficku, zaczynając tworzyć wzór na deskach podłogi. Prowadzone przez niego palcem linie mieniły się nikłym światłem, a gdy zamknął krąg, w pomieszczeniu uniósł się błękitny blask. Drobne nitki mocy powędrowały do siedzącego w samym centrum Qadira i oplotły się wokół jego nóg, dając przyjemne uczucie ciepła.
Gdy Salih znów sięgnął w głąb artefaktu, a potem spróbował nawiązać kontakt z istotą po drugiej stronie, początkowo poczuł opór, który z czasem zniknął. Otworzyła się przed nim ścieżka kontaktu do świadomości tego, kto ich obserwował. Mógł wypowiedzieć swój długi monolog, licząc na odpowiedź i choćby minimalną chęć współpracy... ale odpowiedział mu tylko śmiech.
Śmiech wypełnił wszystkie jego zmysły, otoczył go i na długą chwilę zagłuszył wszystkie inne odczucia. A potem poczuł uderzenie, lancę destrukcyjnej mocy, trafiającą w sam środek jego klatki piersiowej, która najpewniej przyniosłaby mu koniec, gdyby nie magia Rathala, jaka zwinęła się wokół tego jednego punktu na jego piersi i rozkruszyła, jak pękające szkło, by zaraz otoczyć go ochronnym polem na nowo. Qadir usłyszał ciche stęknięcie elfa, ale tarcza została podtrzymana. Gdyby nie ojciec Tamny, który wbrew jego oczekiwaniom otoczył go ochronną barierą, jego życzenie poświęcenia się dla kobiety zostałoby w tej chwili spełnione.
- Następny głupiec - odezwał się obcy głos. Mówił w nieznanym magowi języku, ale zaklęcie pozwalało się porozumiewać na innych zasadach. - Nigdy się nie nauczycie. Ale to nie ma znaczenia. Bramy zostały otwarte, czeka was zagłada. Zostanie wymierzona zemsta. Jesteście nic nie warci. Jesteście insektami.


Arno

Puella uśmiechnęła się szeroko i skinęła głową, naśladując elegancki ukłon, w ramach podziękowania za komplement. Zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby nie ona, Tamna dawno już wąchałaby przysłowiowe kwiatki od spodu i prawdopodobnie nie był to ani pierwszy, ani ostatni raz, kiedy uratowała jej życie. Wciąż wszystko było przed nimi.
Płomień, jaki Arno przywołał nad swoją dłoń, wzbudził zainteresowanie zebranych. Kilka osób obróciło się w ich stronę, usłyszeli też zaniepokojone szepty.
- Nieźle - rudowłosa pokiwała głową, ignorując krzywiącego się Lansiona. A może młody elf po prostu był niezadowolony z posiłku, albo wstał lewą nogą? Ciężko było stwierdzić, w przeciwieństwie do niej chłopak nie należał do osób szczególnie rozmownych. - Dobrze. Ofensywne zaklęcia się nam przydadzą.
- Tylko nie rób tego tak publicznie. W Keronie ludzie nie są zbyt otwarci na magię
- ostrzegł go Lansion.
- Niedługo nie będą mieli wyjścia, jak się na nią otworzyć. Przed niektórymi rzeczami miecze ich nie ochronią.
Gdy poruszony został temat kota, Puella zacisnęła usta w wąską kreskę, powstrzymując niewyjaśnione rozbawienie i przez chwilę wyglądała, jakby chciała powiedzieć na ten temat coś więcej, ale wtedy pojawił się Qadir. Wstała, zamienili kilka słów, czarodziejka zgodziła się pójść i zaopiekować się Tamną, a potem westchnęła i oparła się rękami o blat stołu obok Arno.
- No. To trzeba zająć się naszym ślepcem. Spróbuję jej pomóc, zobaczymy... chcesz iść ze mną? - zaproponowała Vergowi. - Wątpię, żeby Tamna miała coś przeciwko, ale jeśli bardzo chcesz, możesz udawać, że cię tam nie ma. Nie sądzę, żeby po utracie wzroku w ciągu godziny wyostrzyły się jej pozostałe zmysły.
Uśmiechnęła się znów, a potem ruszyła po schodach na górę, w towarzystwie mężczyzny, jeśli ten nie postanowił jednak zostać z Lansionem na dole. Gdzieś w połowie drogi, gdy już zniknęli z pola widzenia niezaangażowanych w ich problemy gapiów, sylwetka Puelli zamigotała i straciła ostrość, a w jej miejscu pojawił się dobrze Vergowi znajomy, rudy, pręgowany kot. Zwierzę przebiegło między jego nogami, prawie go przewracając, a potem zgrabnie podbiegło do drzwi pokoju Tamny. Tam zniknęło, z powrotem przyjmując formę rudowłosej czarodziejki, teraz patrzącej na Arno przepraszająco.
- Wybacz, jeśli cię rozczarowuję. Martwiłam się, że zrobisz coś głupiego, więc poszłam za tobą, a nie chciałam cię dodatkowo stresować towarzystwem, jakiego ewidentnie nie chciałeś. Mimo to, pomyślałam, że może... będziesz go potrzebował - wzruszyła ramionami, niewinnie splatając dłonie za plecami. - Specjalizuję się w żywiole wody, przede wszystkim w magii przemian.

Gdy weszli do środka, zastali Tamnę siedzącą na brzegu łóżka tak, jak zostawili ją Rathal i Qadir - choć tego nie mieli skąd wiedzieć. Elfka podniosła głowę, niezależnie od tego, czy Arno przyznał się do swojej obecności, czy też nie. Puella robiła wystarczające zamieszanie, żeby go zagłuszyć, jeśli zależało mu na pozostaniu niezauważonym.
- I co, słońce? Znowu się sparzyłaś? - spytała, podchodząc i siadając obok białowłosej, żeby chwycić jej dłoń. Palce Tamny zacisnęły się na niej kurczowo.
- To przeminie.
- Tak, Tamna. Jak zaklęcie leczące się powiedzie, to przeminie. Ale Qadir próbował i mu się nie udało, prawda?
- Pieprzyć go
- rzuciła elfka z zaskakującą złością.
- Och. Nadal jesteś na niego zła? Od wczoraj?
- Nie, Puella. Nie od wczoraj. On...
- urwała i potrząsnęła głową, milknąc na chwilę. - Nieważne. Nie ma to znaczenia. Jesteś w stanie mi pomóc?
- Spróbuję, ale nic nie obiecuję.

Rudowłosa puściła rękę przyjaciółki i delikatnie chwyciła jej twarz obiema dłońmi, kciuki opierając na jej zamkniętych oczach. Powiedziała coś cicho, a pomieszczenie wypełnił cichy pomruk, dobrze Vergowi znajome drgania aktywowanego przepływu vitae, ciepłe i jasne, jak postać tej, która rzucała zaklęcie. I choć w jej głosie nie dało się dosłyszeć obaw, to Arno doskonale widział je w jej twarzy. Zmartwienie, które zmarszczyło brwi i zacisnęło jej usta. Magia nie działała, Tamna nie odzyskiwała wzroku.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia prowincja”