Re: [Wielkie Wydmy] Ruiny
: 09 maja 2017, 21:39
Pływy magicznej energii są nieodłącznym elementem świata- jej przeistoczenia, kumulacje i rozszczepienia. Procesy utrzymujące homeostazę organizmów, tworzące pola magnetyczne i odróżniające naturę ożywioną od martwej. Według badań wybitnych wysokoelfickich magów wszystkie zmiany otoczenia są wynikiem oddziaływań magicznych. Od wzrostu roślin, rozwoju płodu i przeobrażanie się poczwarki w motyla, przez pływy morskie, migracje ptaków, wybuchy wulkanów i piętrzenie się gór, aż po uwalnianie się duszy z ciała, rozkład truchła i przemianę materii w kompost. Nie istniałby więc świat bez magii, a magia nie potrafiłaby funkcjonować bez świata- mówią słowa znamienitego uczonego Ithotha Ao. Nic dziwnego więc, że zbierająca się pod marmurowymi płytami energia, nie pozostawała bez ingerencji na otoczenie. Przypominała pokłady gorącej wody, zbierającej się pod skorupą ziemi pod wielkim ciśnieniem, aby wystrzelić wysoko w niebiosa w postaci gejzeru. Kafle drżały pod jej naporem, były ciepłe, gorące, a powietrze dookoła stało się jakby gęstsze i jakby naelektryzowane. Nie tylko osoba uzdolniona w czarowaniu potrafiła to wyczuć. Pradawny miał być naczyniem, w które cała ta nieujarzmiona energia zostanie przelana. Skontenerowana w jego kamiennym ciele, niegdyś wyłupanym ze szlachetnej skały, aby stawiała prawo na herbiańskich włościach. Wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Magia znalazła by w jego czarnych ramionach oazę, a on przelałby ją w potężne zaklęcia, które zmiotłoby wiedźmę wraz z jej barbarzyńskim pomiotem. Zabrakło trzech uderzeń serca, aby pierwszy język mocy dotknął jego zimnej idealnej skóry i wchłonął się w istotę, która przypominała boga. Dosłownie trzech uderzeń serca.
Ledwo wypowiedziane słowa zaklęcia Repulso! przedzierają się przez złowrogą ciszę, która nastała nagle, zapowiadając prawdziwą burzę. Kobieta sama nie potrafiła zrozumieć dlaczego jej głos załamał się i próbował ugrząźć w jej krtani, jak zbyt duży kawałek pokarmu, zwracanego na podłogę. Tak właśnie się czuła. Jakby zaraz miała oddać całą zawartość swojego żołądka. Cały sok żołądkowy. Nic więcej tam nie było. I jakby miała zaraz wypluć swoje wnętrzności na czele z sercem. To ta trwoga, która zapanowała nad ich głowami.
Energia wyrzucona poprzez czar, pomknęła z dużą szybkością w stronę Ostatniego Kamienia, pozostawiając ślad popękanych marmurowych płyt. Nie zdążyła dotrzeć do pradawnego, gdyż zetknęła się ze skumulowaną mocą dookoła niego. Nikt się tego nie spodziewał. Zetknięcie dwóch sił magicznych było analogiczne do zderzenia się ze sobą dwóch frontów atmosferycznych. Niżu i wyżu w jednym punkcie. Callisto zdążyła tylko wyobrazić sobie energetyczny cyklon w momencie, w którym powstał potężny wybuch. Taki, który rozrywa skały na pył, zdmuchuje fortece, pozostawia głuchy dźwięk w uszach. Czarownica została rzucona w przeciwległą ścianę z przerażającym impetem. Zanim uderzyła w ścianę, zdążyła stracić przytomność.
Magia jest nieprzewidywalna.
*** Jej bose stopy zatapiały się w gorących piaskach. Miała wrażenie, jakby z każdą sekundą wpadała w nie głębiej, ale przyjemne ciepło zbyt bardzo kusiło, aby spróbować się uwolnić. Była na zupełnym pustkowiu. Błękitne niebo nad nią było pozbawione zupełnie chmur. Nawet nie potrafiła wychwycić choćby białych strzępków, samotnie błąkających się na podniebnym morzu. Nie wiedziała co tutaj robi i dlaczego nadal stoi w bezruchu, nurzając się w bezkresnym złocistym oceanie. Była naga. Jej ciało było zupełnie blade. Przypominało nietknięty pergamin. Promienie zaś nie tknęły jej delikatnej skóry. Teraz dopiero zwróciła uwagę, że nic jej nie było. Miała nietknięte ciało. Wydawała się piękna i młoda. Coś jej jednak nie pasowało. Próbowała sięgnąć w głąb swojego umysłu, ale nie potrafiła sobie niczego przypomnieć. Ani jak się tutaj znalazła, ani co działo się wcześniej. Miała zupełną pustkę w głowie. Po pas była zanurzona w ogromnej wydmie, jak w pieniącej się fali, jakby morskiej toni, która pochwyciła ją za kostkę i wciągała pod taflę. Ona zaś nie potrafiła się ruszyć. Nie. Nie chciała się ruszyć. Było jej tutaj dobrze. Błogo. Przyjemnie. Rozejrzała się nad sobą. Nie było słońca. Czemu wcześniej na to nie zwróciła uwagi?! Nie górowała nad ziemią złota tarcza, choć było niesamowicie jasno. Jak za dnia. Po prostu, najzwyczajniej w świecie jasno, ale bez słońca. Nie mogła więc być na Herbii. Tam za dnia króluje słońce, a nocą Mimbra i Zarul. Tu ich nie było. Czyste niebo bez planet, ciał niebieskich i chmur. Czyste. Ona zaś była już pod samą szyję w piaskach. Zaraz wciągnie ją w całości, a ona nie czuła niepokoju. Jakby się pogodziła z tym stanem. Zaraz przestanie być. To było równie oczywiste jak śmierć.
Wtedy nachylił się nad nią jakiś mężczyzna. Stary nomada z pomarszczoną ciemną twarzą w jasnych szatach. Miał wielki nos i niewielkie popękane wargi. Jego niewielkie oczy gubiły się w głębokich bruzdach. Był wychudzony. W dłoniach trzymał bukłak z wodą. Odchylił jej twarz i wlał na rozchylone usta kilka kropel. Gwałtownie nabrała powietrza.
*** Czuła w ustach metaliczny posmak krwi, a każdy oddech sprawiał nie lada wysiłek, okraszony bólem. Otworzyła z wielkim trudem oczy. Jej rzęsy i powieki były lepkie i nie chciały się rozkleić. Poleżałaby tak jeszcze chwilę, ale coś kazało się jej ruszyć. Kiedy przyzwyczaiła się do panującego tutaj mroku ujrzała prawdziwą ruinę. Wcześniej zwiedzała pozostałość cywilizacji, ale po jej zaklęciu był to tylko gruz. Fragment Głównej Sali, w której przebywała, nie zawalił się, gdyż złamana kolumna, utrzymywała pęknięty kawał stropu. Znalazła się w niszy, która okazała się azylem. Prawdopodobnie tylko dlatego przeżyła. Miała zbyt dużo szczęścia.
Jeżeli mowa zaś o złamaniach i pęknięciach to jej stan dużo dawał do życzenia. Potężny wybuch magii rzucił ją z impetem na ścianę niczym szmacianą lalką. Nie potrafiła powiedzieć w jednym zdaniu określić co konkretnie się jej stało, ale nie było dobrze. Złamana jedna ręka i łopatka. Na temat reszty swoich kości nie była zbyt pewna. Głowa jej pulsowała, jakby zaraz miała eksplodować, za przykładem energii magicznej. Z pewnością dostała jakiegoś wstrząśnienia. Krew zalała jej twarz. Przypominała wszystkie nieszczęścia razem upchnięte w jednym ciele. Ciężko było jej oddychać. Nie potrafiła ocenić jak długo tutaj leży. Było źle. Po chwili jednak musiała się poprawić. Nie było najgorzej. Starcie z Prastarym skończyłoby się zupełnie inaczej. Nie miałaby szans. Gdyby teraz odnalazła źródło leczniczego oleju, dałaby radę. Teraz jednak nawet problem sprawiało jej podniesienia się z posadzki.
Rozejrzała się jeszcze raz po pomieszczeniu. Jej wzrok przyzwyczaił się zupełnie do tej ciemności, a więc dostrzegała więcej szczegółów. W ścianie, przy której leżała niczym zwłoki, znajdował się jakiś wyłom, skąd docierało do niej świeże powietrze. Dawało to pewną nadzieję, ale mogła być ona złudna. Przed nią zaś przy kolumnie znalazła się pewna wolna przestrzeń, która pozwalała przedrzeć się do centrum pomieszczenia. Nie wiedziała jednak, co na nią tam czeka. Czy odnajdzie zmarłego Gotarda? Czy zabiła Ostatni Kamień? Czy nie zawali się na nią strop? Czy odnajdzie drogę wyjścia?
Oczywiście mogła spróbować przekopać się przez kamienisko po swojej prawej bądź lewej, ale było to irracjonalna myśl. Naruszyłaby tylko względną stabilność zawaliska, doprowadzając do osunięcia się gruzu. To zaś była prosta droga do śmierci.
Dłonią poszukała kostura, który mógłby stanowić dla niej podporę i był nieodłącznym elementem wiedźmy. Złamał się. Musiała sobie poradzić bez niego. On jedynie stanowił pomoc przy czarowaniu. Czuła w sobie myśl, że da radę. Nie może umrzeć w ty wspomnieniu dawnej cywilizacji. Grobowcu, który znów zostanie zakopany pod złocistymi piaskami na stulecia. Pokonała potężnego przodka.
Ledwo wypowiedziane słowa zaklęcia Repulso! przedzierają się przez złowrogą ciszę, która nastała nagle, zapowiadając prawdziwą burzę. Kobieta sama nie potrafiła zrozumieć dlaczego jej głos załamał się i próbował ugrząźć w jej krtani, jak zbyt duży kawałek pokarmu, zwracanego na podłogę. Tak właśnie się czuła. Jakby zaraz miała oddać całą zawartość swojego żołądka. Cały sok żołądkowy. Nic więcej tam nie było. I jakby miała zaraz wypluć swoje wnętrzności na czele z sercem. To ta trwoga, która zapanowała nad ich głowami.
Energia wyrzucona poprzez czar, pomknęła z dużą szybkością w stronę Ostatniego Kamienia, pozostawiając ślad popękanych marmurowych płyt. Nie zdążyła dotrzeć do pradawnego, gdyż zetknęła się ze skumulowaną mocą dookoła niego. Nikt się tego nie spodziewał. Zetknięcie dwóch sił magicznych było analogiczne do zderzenia się ze sobą dwóch frontów atmosferycznych. Niżu i wyżu w jednym punkcie. Callisto zdążyła tylko wyobrazić sobie energetyczny cyklon w momencie, w którym powstał potężny wybuch. Taki, który rozrywa skały na pył, zdmuchuje fortece, pozostawia głuchy dźwięk w uszach. Czarownica została rzucona w przeciwległą ścianę z przerażającym impetem. Zanim uderzyła w ścianę, zdążyła stracić przytomność.
Magia jest nieprzewidywalna.
*** Jej bose stopy zatapiały się w gorących piaskach. Miała wrażenie, jakby z każdą sekundą wpadała w nie głębiej, ale przyjemne ciepło zbyt bardzo kusiło, aby spróbować się uwolnić. Była na zupełnym pustkowiu. Błękitne niebo nad nią było pozbawione zupełnie chmur. Nawet nie potrafiła wychwycić choćby białych strzępków, samotnie błąkających się na podniebnym morzu. Nie wiedziała co tutaj robi i dlaczego nadal stoi w bezruchu, nurzając się w bezkresnym złocistym oceanie. Była naga. Jej ciało było zupełnie blade. Przypominało nietknięty pergamin. Promienie zaś nie tknęły jej delikatnej skóry. Teraz dopiero zwróciła uwagę, że nic jej nie było. Miała nietknięte ciało. Wydawała się piękna i młoda. Coś jej jednak nie pasowało. Próbowała sięgnąć w głąb swojego umysłu, ale nie potrafiła sobie niczego przypomnieć. Ani jak się tutaj znalazła, ani co działo się wcześniej. Miała zupełną pustkę w głowie. Po pas była zanurzona w ogromnej wydmie, jak w pieniącej się fali, jakby morskiej toni, która pochwyciła ją za kostkę i wciągała pod taflę. Ona zaś nie potrafiła się ruszyć. Nie. Nie chciała się ruszyć. Było jej tutaj dobrze. Błogo. Przyjemnie. Rozejrzała się nad sobą. Nie było słońca. Czemu wcześniej na to nie zwróciła uwagi?! Nie górowała nad ziemią złota tarcza, choć było niesamowicie jasno. Jak za dnia. Po prostu, najzwyczajniej w świecie jasno, ale bez słońca. Nie mogła więc być na Herbii. Tam za dnia króluje słońce, a nocą Mimbra i Zarul. Tu ich nie było. Czyste niebo bez planet, ciał niebieskich i chmur. Czyste. Ona zaś była już pod samą szyję w piaskach. Zaraz wciągnie ją w całości, a ona nie czuła niepokoju. Jakby się pogodziła z tym stanem. Zaraz przestanie być. To było równie oczywiste jak śmierć.
Wtedy nachylił się nad nią jakiś mężczyzna. Stary nomada z pomarszczoną ciemną twarzą w jasnych szatach. Miał wielki nos i niewielkie popękane wargi. Jego niewielkie oczy gubiły się w głębokich bruzdach. Był wychudzony. W dłoniach trzymał bukłak z wodą. Odchylił jej twarz i wlał na rozchylone usta kilka kropel. Gwałtownie nabrała powietrza.
*** Czuła w ustach metaliczny posmak krwi, a każdy oddech sprawiał nie lada wysiłek, okraszony bólem. Otworzyła z wielkim trudem oczy. Jej rzęsy i powieki były lepkie i nie chciały się rozkleić. Poleżałaby tak jeszcze chwilę, ale coś kazało się jej ruszyć. Kiedy przyzwyczaiła się do panującego tutaj mroku ujrzała prawdziwą ruinę. Wcześniej zwiedzała pozostałość cywilizacji, ale po jej zaklęciu był to tylko gruz. Fragment Głównej Sali, w której przebywała, nie zawalił się, gdyż złamana kolumna, utrzymywała pęknięty kawał stropu. Znalazła się w niszy, która okazała się azylem. Prawdopodobnie tylko dlatego przeżyła. Miała zbyt dużo szczęścia.
Jeżeli mowa zaś o złamaniach i pęknięciach to jej stan dużo dawał do życzenia. Potężny wybuch magii rzucił ją z impetem na ścianę niczym szmacianą lalką. Nie potrafiła powiedzieć w jednym zdaniu określić co konkretnie się jej stało, ale nie było dobrze. Złamana jedna ręka i łopatka. Na temat reszty swoich kości nie była zbyt pewna. Głowa jej pulsowała, jakby zaraz miała eksplodować, za przykładem energii magicznej. Z pewnością dostała jakiegoś wstrząśnienia. Krew zalała jej twarz. Przypominała wszystkie nieszczęścia razem upchnięte w jednym ciele. Ciężko było jej oddychać. Nie potrafiła ocenić jak długo tutaj leży. Było źle. Po chwili jednak musiała się poprawić. Nie było najgorzej. Starcie z Prastarym skończyłoby się zupełnie inaczej. Nie miałaby szans. Gdyby teraz odnalazła źródło leczniczego oleju, dałaby radę. Teraz jednak nawet problem sprawiało jej podniesienia się z posadzki.
Rozejrzała się jeszcze raz po pomieszczeniu. Jej wzrok przyzwyczaił się zupełnie do tej ciemności, a więc dostrzegała więcej szczegółów. W ścianie, przy której leżała niczym zwłoki, znajdował się jakiś wyłom, skąd docierało do niej świeże powietrze. Dawało to pewną nadzieję, ale mogła być ona złudna. Przed nią zaś przy kolumnie znalazła się pewna wolna przestrzeń, która pozwalała przedrzeć się do centrum pomieszczenia. Nie wiedziała jednak, co na nią tam czeka. Czy odnajdzie zmarłego Gotarda? Czy zabiła Ostatni Kamień? Czy nie zawali się na nią strop? Czy odnajdzie drogę wyjścia?
Oczywiście mogła spróbować przekopać się przez kamienisko po swojej prawej bądź lewej, ale było to irracjonalna myśl. Naruszyłaby tylko względną stabilność zawaliska, doprowadzając do osunięcia się gruzu. To zaś była prosta droga do śmierci.
Dłonią poszukała kostura, który mógłby stanowić dla niej podporę i był nieodłącznym elementem wiedźmy. Złamał się. Musiała sobie poradzić bez niego. On jedynie stanowił pomoc przy czarowaniu. Czuła w sobie myśl, że da radę. Nie może umrzeć w ty wspomnieniu dawnej cywilizacji. Grobowcu, który znów zostanie zakopany pod złocistymi piaskami na stulecia. Pokonała potężnego przodka.