27
autor: Sylvius
Mężczyzna przysłuchiwał się jej słowom z uwagą, łapczywie spożywając resztki mięsa na kości, które należało z pewnością do stworzenia, które zamieszkiwało owe mroki. Nie przerywał jej, ani nie dopytywał. Wytarł brudne palce o swoje równie nieczyste ubranie i napoił się wody. Płyn wydawał się przesiąknięty tajemnicą mocą, która drzemała tutaj. Nie była to jednak moc ułaskawiona i dobra, lecz taka dzika, która nie zaznała okowów człowieka. Przebywając tutaj Callisto coraz bardziej pojmowała naturę swojej magii. Ona nie rozkazywała mrokowi, lecz wypuszczała go i nakierowywała na konkretny cel. Przerażające, lecz fascynujące, a do tego dające nowe możliwości. Nawet zauważyła pewne podobieństwo do wszystkich zaklęć mroku, które wykorzystywała. Wcześniej nie potrafiła tego do końca pojąć, a teraz rozszyfrowała zagadkę. Ona wzywała cienie z tego świata i słowami otwierała im wrota. Gdyby postarała się wykorzystać tą wiedzę, aby wpuścić kolejny raz mrok do krainy, w której się urodziła, mogłaby stworzyć coś na rodzaj portalu. Bramy łączącej dwa zupełnie różne astralne przestrzenie. Wtedy wydostanie ich stąd, a może nawet będzie mogła wykorzystać zdobyte doświadczenie w przyszłości.
Mężczyzna zasugerował, aby jeszcze chwilę odpoczęli. Powodów było kilka. Był zmęczony, ponieważ od kilkunastu godzin nie spał. Trafił na nią zupełnie przypadkiem. Pojawiła się znikąd i wszystkie pobliskie istoty to zarejestrowały. W tym również on. Zaskoczony musiał sprawdzić co się stało. Uprzedził go ten dziwny stwór, ale na szczęście zdążył go powstrzymać. I teraz naprawdę z tego powodu się cieszy, bo ona była jedynym kluczem, który potrafił go wypuścić z tego miejsca. Wydawał się traktować ja nazbyt przedmiotowo, ale również stawiał ją jako priorytet, który musi chronić. To było istotne. Zdecydował się chronić ją za cenę swojego zdrowia. Stwierdził przy okazji, że jeżeli nie uda im się wydostać to raczej zwariuje i kobieta będzie musiała go zatłuc. Opowiedział jej też o tym, że te głosy, słyszy o wiele bardziej wyraźniej niż ona. Nawet teraz szeptały mu coś do ucha. Podpowiadały złe rzeczy, ostrzegały przed nią. Słyszał nawet płacz swojej siostry, ale wiedział, że nie może być prawdziwy. Ostrzegł ją, że niekiedy te stworzenia, mogą udawać jego głos i zwodzić ją. Z czasem jednak człowiek traci rozum i nie ufa nawet własnym myślą. Drugim powodem, dla którego mieli pozostać przez pewien czas w tym miejscu jest pobudzenie stworzeń. Poznawał to po pewnych hałasach, które dobiegały z bocznych jaskiń, które mijali. Ona nie zwróciła na nic uwagi, ale on był przekonany, że właśnie teraz jest „pora karmienia”. Tak nazywał okres łowów drapieżników. Według niego ta kraina dzieliła się tylko na dwa rodzaje stworzeń. Padlinożerców i drapieżników. Te pierwsze czyściły krainę ze wszelkich resztek, a nawet pożerały kości, mieląc je w swoich potężnych gębach. Drugie zaś wyglądały w różny sposób i miały różne gabaryty. Podkreślił, że ich wielkość nie zawse była związana z niebezpieczeństwem. Ostatnim powodem był fakt, że niedawno użyła magii w tamtym miejscu, a każdy czar jest pewnego rodzaju nawoływaniem ich. One żywiły się również energią, która przepływała w ich organizmach. Teraz więc mogło być ich tam więcej i szukały ich. Muszą trochę odczekać. I się położył.
Callisto miała uczucie, jakby trwało to krótko. Ledwo co się położył, a już wstał z posłania po drzemce. Wydawał się jednak o wiele bardziej wyspany, niż by się mogło wydawać. Przygasił nogą ognisko. Przygotował się do podróży i spojrzał się na nią.
- Mam nadzieję, że nie będę musiał tutaj wrócić. Jesteś gotowa? – nie czekając na odpowiedź ruszył w stronę wyjścia z groty lekko pochylony – Teraz powinno być bezpieczniej? Czemu tak patrzysz? Ach… też na początku tego nie potrafiłem zrozumieć. Czasu płynie tutaj w innych niemiarowy sposób. Też jest dzikim zwodniczym zwierzę. Tutaj nie zachodzą słońca i nie oświetlają ziemi księżyce. Tutaj czas płynie nierównomiernie, jak skrzydła mew. Raz trzepoczą się nieubłagalnie, aby po chwili ustać i płynąć spokojnie.
W ten sam sposób, w który udało im się dostać na górę, musieli zejść. Czekał, aż wejdzie na jego plecy i sprowadził ją w dół. Był bardziej rześki i miał pewniejsze ruchy. Na dole stali przez chwilę. Nasłuchiwał. Następnie tymi samymi korytarzami, które wydawały się takie same zaczął prowadzić ją ku miejscu, gdzie się pojawiła. Czarownica jednak nie potrafiła stwierdzić, czy idą w dobrym kierunku. Potrafił jednak stwierdzić, że nawet na nią źle wpływało to miejsce. Nie słyszała tych szeptów, a tylko dziwny szum wiatru, który kojarzył się ze słowami. Jednak wiedziała, że to miejsce powolutku próbuje wyssać z niej moc. Było to niedostrzegalne dla przeciętnego człowieka i dopiero po kilkunastu dniach tutaj mógłby poczuć różnice. Ona jednak znała się na magii i czuła, że to coś dobiera się do niej niczym niezaspokojony kochanek. Tylko była zabezpieczona w pas cnoty, przed łapczywymi rękoma mroku. I jakby cienie próbowały różnych sztuczek, aby dostał się do jej delikatnej mocy.
- Musimy się śpieszyć – powiedział cicho, ale nie wiedziała czy to on, czy jeden z tych głosów, czy jakaś myśl w jej głowie.